Rzeczywisty surrealizm, czyli o drodze, śnie i lękach

Sny mogą pokazywać nam czego się obawiamy, czego pragniemy. Możliwe, że sny są mową podświadomości, której czasem nie pamiętamy, czasem nie rozumiemy, lecz ona przemawia do nas.



Adam wziął bilet od kierowcy i ruszył przed siebie, rozglądając się za wolnym miejscem, a torba którą trzymał w ręku, obijała się o fotele w wąskim przejściu. Usiadł za tylnym wejściem. Bagaż położył obok nóg, po czym główne światło zgasło, a autobus ruszył. Paliły się jedynie małe lampki przy podłodze, tworząc półmrok w środku.

Młodzieniec zakładając na uszy słuchawki, włączył ścieżkę dźwiękową thrillera science fiction: Mechanizm lęku. Melodia była wolna, lecz nastrojowa i poważna. Następnie oparł głowę o zaparowaną szybę. Trwała za nią ciemność wieczoru, która tego dnia była jakaś podstępna, chciwa, niebezpieczna, jakby tylko czekała, kiedy ktoś w niej zbłądzi i w jej mrocznym wnętrzu nie zauważy przepaści..

Nagle.. W autobusie został sam Adam, a karoseria pojazdu z dźwiękiem miażdżonego metalu zaczęła się kurczyć. Z serią inwazyjnych trzasków pękały szyby, a tysiące szklanych okruchów waliły się na fotele, które zgniatane wchodziły na siebie. Przestrzeń zmniejszała się nieprzerwanie. Adam w strachu zerwał się z miejsca i podbiegł do tylnego wyjścia. Niestety drzwi nie tylko były zamknięte, ale i dziwnie nienaruszone. Obrócił się. Przed nim znajdował się już tylko mały wylot, za którym dostrzegł drugą połowę autobusu. Ruszył biegiem przed siebie, wskoczył w sam środek otworu i odrywając głowę od zimnej szyby ocknął się z lękiem. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła. W autobusie panował spokój, który odrobinę burzył warkot starego silnika. By zobaczyć gdzie jest, starł parę z szyby. Nie był nawet w połowie drogi.

Jego powieki nakryły oczy, a obawy jakby minęły. Stały się filigranowe i niewidzialne, jak pyłki w powietrzu, po czym osunęły się w próżnię, trwając w tej pustce bezwiednie, bez świadomości ich właściciela. Lecz nagle jego sen przywrócił je do życia i stały się rzeczywiste, jak chłód panującej za szybą zimy, jak nagie drzewa ogołocone z koron, jak zmarznięta ziemia wokół pni.

I strachy przybrały postać olbrzyma, a jego wielka łapa zaczęła zaciskać się wokół karoserii. Powoli gniótł się metalowy szkielet. Adam wstał z miejsca, kierowany lękiem zaczął stawiać pierwsze kroki. Ku jego zdziwieniu robił to bardzo powoli, jakby w butach miał kamienie, a nogi ważyły tony. Olbrzymie paluchy nie przestawały miażdżyć autobusu, który kształtem przypominał klepsydrę. Adam będąc w jej centrum, chciał się przecisnąć na drugą stronę, kiedy w tylnych drzwiach pękła szyba. Powstały wir wessał młodzieńca, a ten zaczął opadać w ciemność, w której nagle rozbrzmiała piosenka. Zbudził się. Czuł jak autobusem trzęsie na dziurach. Słyszał muzykę, płynącą ze słuchawek, a także rozmowę telefoniczną któregoś z pasażerów. Zbliżył się do zimnej szyby. Mijane budynki wyglądały znajomo. Wiedział, że jest w połowie trasy. Poczuł się dziwnie spokojnie, dawne mary ulotniły się, a puste miejsce po nich wypełniła ulga.

Luźno opadając na siedzenie, skupił się tylko na muzyce, a czarna łapa olbrzyma ponownie chwyciła autobus. Wnętrze zaczęło pękać, drzeć się, łamać. Tysiące szklanych odłamków toczyło się po ciemnożółtych gąbkach miażdżonych foteli. Adam zachowywał spokój. Ten cały dynamiczny proces wokół wydał mu się dziwnie znajomy. W końcu wstał i ruszył w stronę otworu. Jego ruchy były swobodne, a kolejne kroki stawiał pewnie. Minął tylne drzwi, po czym doszedł do środka klepsydry. Nagle obok młodzieńca wyrósł jego sobowtór. Klon z posągową miną chwycił swój pierwowzór i napierając, cofnął go parę metrów, po czym wepchnął z siłą w tylne drzwi autobusu, a Adam obudził się z jękiem.

W umyśle czuł niepokój. Odruchowo spojrzał przez szybę. Otoczenie rozpoznawał doskonale, był piętnaście kilometrów od celu. Myślał, co zacznie robić, kiedy będzie na miejscu. Obawiał się tego, ale i wyczekiwał.

Zamykając oczy, został w autobusie sam. Wnętrze zaczęło się zmniejszać. Hałas. Wokół metalowa miazga i szkło. Lecz już się nie bał, wiedział co ma robić. Spokojnie wstał, po czym ruszył do przodu. Doszedł do środka klepsydry i swobodnie przeszedł na drugą stronę. Usiadł za kierownicą, która nie wystawała z deski rozdzielczej, a wyrastała z biurka, na którym znajdowały się klawiatura i monitor, a przed sobą nie miał szyby autobusu, tylko beżową ścianę pokoju.

Dotarł do celu, autobus.

Nieodgadniony

opublikował opowiadanie w kategorii sen, użył 842 słów i 4777 znaków, zaktualizował 10 lip 2016.

3 komentarze

 
  • DarkPrincess

    Super  
    Często mam snyvw tajim klimacie

    11 lis 2016

  • SauberStille

    Można się tutaj nieco pogubić, ale czy nie o to chodzi w snach? Bohater nie daje za wygraną w obliczu niebezpieczeństwa - odważny krok. Dlaczego o tym piszę? W snach wcale nie stajemy się odważniejsi, a to cholernie zastanawiające. Przecież gdzieś na końcu głowy wiemy, że to sen. Przynajmniej ja zawsze wiem.  
    Daję 4+.
    Pozdrawiam, S.   :rolleyes:

    12 lip 2016

  • Gealach

    Motyw snu. Podoba mi się.

    12 lip 2016