Tak to zwykle bywa, wstajesz, idziesz do pracy, wracasz z niej, jesz obiad, spędzasz czas z rodziną i dziećmi, idziesz spać. Jesteśmy tak nieustannie prowadzeni przez nić, która ma swój początek i koniec. Trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego spotyka nas w życiu taka rutyna. Nasz los, to nie jest tylko zapętlony kawałek, który słucha się aż do znudzenia.
Poniedziałkowe, poranne słońce zaczęło muskać okoliczne domy nad SideCreak. Jak co rano z każdym pierwszym promieniem Jackson powoli i mozolnie próbował wstać i zacząć swój dzień.
Nie przewidywałem takiego pięknego poranka w taki okropny dzień, jakim jest poniedziałek-pomyślał sobie przeciągając się w swoim wielkim łóżku.
Z kuchni dobiegał zapach smażonych jajek i świeżo mielonej kawy. To było to co spowodowało, że z zaspanego i niechętnego do niczego człowieka wyłonił się obraz zmotywowanego i pełnego sił kogoś kto ma chęci i motywację do działania.
Poszedł do kuchni. Na wielkim i drewnianym stole zobaczył piękną porcelanową zastawę, która była pokryta jajkami sadzonymi i wspaniale wyglądającym boczkiem, który prosił się o to, aby został zjedzony. Nieopodal talerza stał dzbanek z czarną i aromatyczną kawą, która świeżo parzona roztaczała po domu wspaniały i mocny aromat, który był już wyczuwalny w każdym jego zakamarku.
To był ten moment, dzięki któremu zapomniał, że jest to poniedziałkowy poranek i za godzinę musi być w pracy.
Powoli podchodził do stołu, chciał jak najdłużej cieszyć oczy tym pięknym widokiem, który napawał jego serce. Gdyby nie to, że był straszliwie głodny, sam widok tego wspaniałego obrazu wystarczyłby mu, aby przetrwać ten dzień.
Usiadł na swoim ulubionym krześle, z którego miał widok na okno.
Za nim roztaczał się wspaniały widok na wschodzące słońce które swym jasnym i żółto-pomarańczowym blaskiem oświetlało małe białe domki i drzewa które rosły wzdłuż asfaltowych dróg. Całość przypominała widok porannej Toskanii. Pokryta złocistym blaskiem sprawia, że ktoś kto nie ma artystycznej duszy tam ją właśnie odnajdzie. Stare winnice, które gdyby mogły mówić opowiedziałyby nie jedną historię, która mogłaby stać się jej wizytówką. Zielone górki i pagórki, na których przez okres ich istnienia nie jedna roślina rosła, niejeden zwierz się tam przechadzał i nie jeden człowiek szukał tam miejsca dla siebie.
To wszystko sprawia, że mimo tego, iż mieszkam w SideCreak to są chwile wyrwane z mojej nici dzięki którym czuję się tak jakbym był w jednym z tych starych domów.
Jackson wpatrzony w stare konary drzew i zamyślony o cudownym europejskim kraju jakim są Włochy, powoli zaczął nalewać do stojącej na stole filiżanki ze złotymi zdobieniami jeszcze gorącej kawy, której jeszcze przed chwilą pragnął i o niczym innym nie myślał.
Z poranną kawą jest jak z seksem. Zawsze pierwszy raz jest nie do opisania. Wspaniałe uczucie, kiedy coś co tak naprawdę jest gorzkie i obrzydliwe tobie sprawia, że z każdym następnym razem smakuje coraz lepiej i chce się więcej takich pierwszych razów.
Do kuchni, w której mocno zamyślony Jackson popija swoją małą czarną, wchodzi zgrabnym i lekkim pewnym siebie krokiem jego żona.
Cóż to była za kobieta. Pierwsze co rzucało się w oczy to wspaniałe blond włosy które z lekkością i powabnością rozlewały się z czubka jej głowy. Nie można było oderwać wzroku od jej wspaniałych i długich kipiących seksem nóg. Cóż to była za wspaniała istota chciałoby powiedzieć się, że niebiańska. U takiej kobiety nie mogło zabrakną wspaniałego i okazałego biustu, który dominował w jej drobnej, lecz jakże seksownej sylwetce. Jędrne pośladki przez które nie jeden mąż mógł zostać spoliczkowany przez żoną za dyskretne spojrzenia.
Podeszła do męża, pocałowała go soczystymi i czerwonymi ustami zostawiając na policzku swoją czerwoną szminkę.
-Dzień dobry słońce- mówiąc to Alice usiadła obok swojego męża.
-Witaj kochanie- odrzekł nadal zamyślony Jackson.
-Wspaniała kawa- mówiąc to nie zauważył, że zrobił jej ostatni łyk-powiesz mi, dlaczego nadal mieszkamy tutaj zamiast w słonecznej Toskanii?
-Praca kochanie, twoja praca tylko to nas tutaj trzyma-wzięła do ust kubek i nałożyła sobie na talerz jajka i kawałek bekonu.
Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko lekko westchnął pod nosem nadal patrząc się na powoli wschodzące słońce.
Alice już nic nie mówiła, zjadła pośpiesznie śniadanie, wstała, podeszła do męża, pocałowała go w usta i wyszła tak samo pewnym siebie i lekkim krokiem wymachując przy tym swoimi wspaniałymi i gęstymi włosami.
-Thomas kurwa, gdzie jest Thomas? - Głośny i mocny krzyk obiegł całe mieszkanie. Jeszcze przez dłuższą chwilę echo niosło się po pustych pokojach.
-Niech no ja go znajdę, szczeniak jeden- pomyślał sobie biorąc do ust łyk Jacka Danielsa zalewając przy tym swoja koszulę i spodnie.
Wyrzucił na półpełną jeszcze butelkę, w kąt która stworzyła na ścianie współczesne dzieło sztuki jakim była plama po alkoholu.
Powolnymi i ciężkimi krokami zaczął wchodzić po schodach. Każdy następny krok stawał się dla pijanego mężczyzny coraz większym wyzwaniem. Podpierając się o poręcz chwiejnym krokiem dotarł na samą górę zostawiając przy tym brudne ślady po butach na lekko już zszarzałych dywanikach. Złapał się klamki od drzwi które prowadziły do łazienki.
Wziął on głęboki wdech tak jakby chciał zdmuchnąć wielką świeczkę i z całych sił które mu zostały zawołał
Thomas, przyjdź do ojca i pomóż mu się rozebrać- mówiąc to ślina skapnęła mu na już brudną koszulę od whiskey.
Po chwili ciszy jaka nastąpiła po ostatnim słowie mężczyzny ze swojego pokoju wyszedł wystraszony i pełen obaw które można było zobaczyć w oczach syn.
-No, nareszcie jesteś. Ile można na ciebie czekać. -wybełkotał to ledwo stojąc i wciąż podpierając się o małą klamkę wystającą z drzwi. -Zaprowadź mnie do sypialni, nie widzisz, że ojciec jest zmęczony po ciężkim dniu w pracy?
Nastoletni chłopak podszedł, złapał go pod pachę i chwiejnym, lecz pewnym krokiem poszedł do pokoju ojca, który był na końcu korytarza.
Weszli. Zapach jaki się tam unosił można tylko sobie wyobrazić połączenie alkoholu, papierosów i przepoconych ubrań sprawiały, że po jednym wdechu człowiek był w takim stanie jakby sam wypił butelkę dobrego alkoholu.
Na samym środku leżał mały dywan w kwieciste wzory, gdyby nie plamy po substancjach obcego pochodzenia to wyglądałby cudownie. Mała szafeczka, na której znajdowały się butelki po piwie i niedopalone papierosy zdawała się krzyczeć "Kurwa, pomocy".
Szesnastolatek podszedł do łóżka które było zarzucone ubraniami z przed kilku tygodni i położył na nim pijanego ojca.
-No, to teraz synek ściągniesz mi buty, spodnie i możesz wypierdalać. - przy tym sam zaczął się rozbierać.
Posłuszny chłopak podszedł, złapał za prawego buta i z całej siły pociągnął. Wystarczyło kilka sekund, a oba leżały ładnie ułożone koło zniszczonej szafeczki.
Spodnie w taki sam zręczny sposób pochwycił i zdjął ojcu, który już spał. Odłożył je na krześle stojące nieopodal wersalki.
Wychodząc z miejsca nazywanego przez ojca sypialnią spojrzał na ten cały nieład i nieporządek jaki tam był.
Ze łzami w oczach, przed wyjściem rzucił spojrzenie na człowieka który spał.
Zamknął za sobą drzwi nie chcąc już tam wracać.
Korytarz był ciemny, jedyne źródło światła to lekka poświata, która wydostawała się ze szczeliny spod drzwi. Chłopiec skierował się w tamtą stronę trzymając się przy tym krawędzi ściany. Stanął przed drzwiami. Nie zdążył ich dotknąć, a same zaczęły się uchylać. Wszedł do pokoju, w którym świeciła się malutka lampka na jeszcze mniejszym biurku.
Doszedł do jego krawędzi. Otworzył szufladę i wyciągnął z niej mały zegarek.
Dodaj komentarz