Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Krystian

Krystian- A niech to szlag!!! - przekląłem
- Znowu się zacięła!
Zdenerwowany mówiłem do siebie, próbując otworzyć szafkę. No tak. Nie ma się co dziwić, skoro te szafki mają chyba z pół wieku.

- No dalej! Eeechh... Nnnoooo...! - wypowiedziałem z wyraźną ulgą. - Udało się.

Położyłem w niej torbę, powiesiłem kurtkę, ubrałem fartuch i zmieniłem obuwie.

Firmowe buty były tak brzydkie, że nawet nie dało się tego opisać. A do tego tak ciężkie, że odgłos,

jaki wydawały, był słyszalny w promieniu 50 metrów.

- Ja pierdolę, ale te trepy są głośne - powiedział jakiś niski głos z tyłu.

Zamknąłem szafkę (o dziwo z łatwością) i poszedłem na halę.

Fartuch, który na sobie miałem też pozostawiał wiele do życzenia. Co prawda był czysty, ale nieestetyczny i nieprzyjemny w dotyku.

Skręciłem w lewo i rozpocząłem długi marsz po schodach.

Ech... Znowu się zaczęło. Poniedziałek, 6 rano. Kolejny pieprzony dzień, w tej cholernie nudnej pracy.

No bo co może być ciekawego w cięciu płytek laminatowych (czymkolwiek ten laminat jest) z diodami. Nie ma w tym niczego odkrywczego, ani tym bardziej artystycznego.  

I jeszcze te wszystkie znudzone twarze. Zmarkotniałe. Zmęczone od nadmiaru pracy.

Sfrustrowane i obwiniające wszystkich za swoją sytuację życiową spojrzenia.

Zrogowaciały naskórek na obolałych dłoniach brudnych od czyszczenia lamp z sikilonu i skręcania

End-Cap-ów.

I pomyśleć, że ja też się taki stałem. Znudzony, sfrustrowany i obolały.

A zawsze sobie mówiłem, że nie będę narzekał.

Że będę brał się w garść za każdym razem, gdy coś mi nie wyjdzie. Że będę rozkwitał, prosperował, podbijał. Że będę...!

A niech to! Marzenia szlag trafił! Hhh... Byle do 14.

...  

- Cześć. Co ty tu robisz? - zawołała Marzena, zanim zdołałem się przywitać.
- Jak to? Pracuję tu - odpowiedziałem zdziwiony.
- Nie przenoszą cię? - zapytała.

No taaak. Przecież mieli mnie przenieść na inny dział. Nie mogłem wytrzymać w tej pracy, więc poszedłem złożyć wymówienie, ale zaproponowali mi przeniesienie na inne stanowisko. Zgodziłem się, mając nadzieję, że może będzie lepiej.

Ale zupełnie o tym zapomniałem.

- Yyy... Tak, alee... kazali mi tu czekać. - odparłem wymyśloną na poczekaniu odpowiedzią, która nie przekonała nawet mnie.

Ale wiecie. Marzena, pomimo, że ma dopiero dwadzieścia cztery lata, jest jak Twoja wścibska sąsiadka, która czeka aż tylko wyjdziesz za drzwi, żeby snuć nie mające nic wspólnego z rzeczywistością teorie o tym dokąd się wybierasz oraz co, gdzie i z kim robisz.

Spływ informacji z całej firmy. Wie wszystko.

Aż dziw bierze jak te wszystkie wiadomości mieszczą się w jej małej główce.

- Hmm... dziwne. Powinieneś być tam gdzie powinieneś być. A jednak tu stoisz, a praca czeka - odparła z grymasem podejrzliwości.

Bitch!

I wtedy, ni stąd, ni zowąd wyłonił się mój brygadzista, Piotr.

Ubrany w swój szmaragdowy fartuch, charakterystyczny dla profesji, którą wykonywał, kierował się centralnie w moją stronę. W ręku trzymał kupę papierów.

- Dobrze, że czekasz - powiedział. - Chodź ze mną, zaprowadzę cię na twoje nowe stanowisko.

Czyli jednak miałem czekać. Ja to zawsze mam szczęście.

...  

- Stanowisko, na które Cię prowadzę wymaga bardziej indywidualnej pracy, niż stanowisko...

Ach, ten Piotruś. Jego pupcia tak słodko się kołysze podczas wchodzenia po schodach. No może jest trochę za gruba, ale przynajmniej jest na co popatrzeć.  

W dotyku z pewnością jest jędrna, prężna i nabita.

- ...będziesz tam pomagał Januszowi w lakierowaniu płytek z...

Ale jego twarz jest strasznie pucata i zaokrąglona.

Pewnie jego żona karmi go codziennie jakimiś golonkami, żeberkami i kwaszoną kapustą ze skwarkami.

Przy mnie to by chodził na siłkę codziennie. Każdy mięsień, nie tylko bicepsy i tricepsy, ale także ramienno-promieniowe ręki, skośne zewnętrzne brzucha i grzebieniowe uda byłyby wyrzeźbione jak najprecyzyjniej.

A w łóżku byłby jak lew. Byłby królem i władcą wszystkich pasywów.

Ja i moje naganne myśli. Hihi.

- ...tacki z pociętymi pakietami i zanosił dziewczynom na regał. One będą sobie je brały...

Ale nie można zaprzeczyć, że dba o zarost.

Równiutko przystrzyżony, zgolony na policzkach, na dole zrównany ze skórą. Pozostawiony w centrum niewielki skrawek, jest tym co prezentuje się u niego najlepiej.

Kozią bródką.

Często sobie wyobrażam jak głaszczę go słodko po niej, jak skrupulatnie przyglądam się każdemu włosowi na jego...

- ...a to jest Krystian.

I wtedy oniemiałem.

...

- Skąd jesteś? - zapytał radosnym głosem.

Z daleka dało się poczuć nutę orzeźwiających perfum. Świeża morska bryza, soczysta limonka, orzeźwiająca mięta, słodki cynamon, aromatyczny rozmaryn, lekki bursztyn oraz łagodne muśnięcia majowego kwiatu wiśni.

- Skąd jestem? Nooo... z Klaubuszowej - wyjąkałem z trudem.
- Dość daleko masz do pracy - stwierdził. - Ja mieszkam w Izdebnej. Mała miejscowość sąsiadująca z Przysoszą. Długo tu pracujesz? - zapytał, rzucając w moją stronę słodkie spojrzenia szafirowych oczu.
- Yyyy... Noooo... Niee... Trzy tygodnie, chyba, jakoś tak - odpowiedziałem zesrany, upominając się w duchu.
Zawsze muszę się tak spinać przy przystojnych facetach? Jak tak będzie zawsze, to nigdy nie zarucham, a raczej mnie nie zaruchają. To znaczy, żaden przystojny facet mnie nie zarucha, bo pryszczatych tuzin, a brudnych kolejka już czeka.

- Dobrze się czujesz? - zapytał - Wyglądasz bardzo blado.
- Tak. Po prostu nie zjadłem śniadania.
- To niedobrze. Śniadanie jest podstawowym posiłkiem. Rano organizm potrzebuje największej ilości minerałów i witamin, aby funkcjonować poprawnie przez resztę dnia. - poinformował, niczym lekarz swojego pacjenta o konsekwencjach zaniechania zażywania leków i niestosowania się do zaleceń.

Właśnie, dlaczego on nie jest lekarzem, tylko jakimś tam brygadzistą na produkcji. W białym, lekarskim fartuchu świetnie, by się prezentował. Zwłaszcza jako urolog.

Nie dość, że uroczy, to jeszcze opiekuńczy.

- Teraz już wiem dlaczego wołają na mnie "Zombie" - zażartowałem.
- Haha... - roześmiał się z mojego jakże dennego dowcipu, odsłaniając swoje równe, perłowo-białe zęby.
Dochodziliśmy właśnie do mojego nowego miejsca pracy, gdy niespodziewanie zadryndał rozkosznie jego telefon.

- ...tak, mhm... Już idę - odpowiadał na pytania po drugiej stronie połączenia.
- Słuchaj, wzywają mnie, muszę iść. Tam stoi Janusz. Podejdź do niego, on ci wszystko wyjaśni. Na razie. Do potem.
Z każdym kolejnym słowem przyspieszał kroku.

Pomimo niskiej temperatury na hali oraz listopadowej śnieżycy, miał na sobie krótkie spodenki, dzięki czemu można było zobaczyć jego zgrabne, pokryte łagodną opalenizną i drobnym, czarnym owłosieniem łydki.

Truchtał coraz szybciej, po czym zniknął za regałem ze śrubami.

...

Reszta opowiadania na moim blogu

Zapraszam

https://el-toro-masterofyourthoughts.blogspot.com/2022/12/krystian.html?m=1

Dodaj komentarz