Tam nie było kanalizacji i wody,
ale za to na podwórku, jak orzech był wychodek.
Tam jakiś inny był ten świat Boży
bo wychowywano pasem i głodem.
Choź serca tych stworzeń ciągle biły
lecz nikt nie słyszał bólu i krzyku.
Pewnie dlatego nieba biedakom się śniły,
ale ich serca płakały po cichu.
Nie było siły na nic
bo flaki darmozjadom marsza grały,
gdy ojciec i matka przestali pasem walić
to nos, stopy i ręce na mrozie zamarzały.
Czy winny był demograficzny wyż?
Za małe izdebki jęczały bólem w szwach,
żeby wychować trzeba było bić
by zło od zachodu nie opętało nas.
Lśniły mundurki czarne, jak karawan
nauczyciele naukę wpajali kijem
przerażone gardła śpiewały’’ Ukochany Kraj”
a stworzenie cieszyło się, że jeszcze żyje…
Dziś boimy się jeden drugiego
choć bić człowieka nie wolno
lecz z trwogą spoglądamy na niebo,
żeby błękity wolności nie zastąpiono wojną.
Barbara Wrzesińska - Glaza
Dodaj komentarz