Wierzyć w ciepło dni. Cz. 22

- Proszę pozwól mi to wyjaśnić. Jesteś ranny.  
- Słucham?! Kto to dla Ciebie jest? Myślałem że między nami coś jest. Oszukiwałaś mnie! – Stanął twarzą w twarz ze mną. Chciałam natychmiast umrzeć. Chciał? Znaliśmy się jeden dzień. Popieprzona sprawa.  
- Daj nam się najpierw bliżej poznać proszę. To nie prawa! Byłam z tobą szczera. To jest bardzo długa historia. – W mojej głowie grały marsza szare komórki. Co za koszmar. – Wiesz co! Pierdol się! Każdy myśli że jestem jakąś pierdoloną maszyną! Znamy się powtarzam jeden dzień! I już między nami iskrzy? Nawet nie wiem jak masz na nazwisko! Nie spytałeś się czy mam kogoś nawet! Więc jakie prawo pozwala Ci tak mówić?  
- Rose. – Złapał się dłońmi za włosy przeczesując je nerwowo. Chyba przetrawił moje słowa.  
- Czego? Jeszcze coś mi masz do powiedzenia? Nigdzie z Toba nie jadę. Każdy facet to świnia! Mam was w nosie! Chcecie się tylko pieprzyć na prawo i lewo bez zobowiązań. – Z moich oczu znów wylały się łzy. Byłam przygnębiona ale i na tyle silna aby odciąć się od tego środowiska. Idę niedługo na studia. Zacznę nowe życie! Tak. Jestem na to gotowa. Tak chciałam!
- Rose. Spokojnie. – Położył dłonie na moich ramionach na co szybko zareagowałam. Cofnęłam się w tył. – To nie tak miało być, a zawsze mam to czego chcę. I to szybko. Kurwa… to nie tak miało być! – Bredził.
- Ja mam dla Ciebie radę. Zapomnij o mnie! Weź ten numer i wybij go sobie z tego cholernego łba! Zakichani biznesmeni. Każdy z nich jest taki. Żegnam! – Odwróciłam się napięcie i szłam wzdłuż chodnika pośród zapalonych ulicznych lamp.  

Warszawa. Ah. Wzięłam głęboki wdech. Musze zacząć nowe życie. Ciągle nad tym wyjściem rozmyślam. Teraz wszystko się musi zmienić! Pójdę tylko na rozprawę Orłowskiego i wyjadę. Chcę się zmienić. Na samą myśl o swojej przemianie zaklaskałam w dłonie jak dziecko.  

- Hej mamo. – Weszłam do domu. Po mieszkaniu rozprzestrzenił się zapach spalenizny. Mama i gotowanie. To zawsze nie szło w parze.
- Część kochanie. Właśnie piekę biszkopta. Jak było na randce?  
- To nie była randka.  
- Nie?  
- Nie, tylko spotkanie.  
- Rozumiem jak było? – Okropnie, ale tego jej nie powiem. Jej dociekliwość gorzej mnie dobija.
- Normalnie. Mamo wyprowadzam się. – Sparaliżowały ją moje wypowiedziane słowa. Patrzyła na mnie jak wryta. – Nie patrz tak na mnie. Chcę zacząć nowe życie. Daleko stąd.  
- Kochanie, masz 20 lat. Jesteś za młoda. Jak ty sobie poradzisz? Praca na czynsz, gaz, komorne. I do tego nauka. Wykluczone! – Wyjęła z piekarnika przypalone ciasto.  
- Mamo, czemu ty nigdy mi nie wierzysz? Jestem silniejsza bardziej niż myślisz. – Cholera brzuch mnie mocno zabolał. – Idę do toalety. – Szłam lekko skulona. Okres! Dziękuję!!! Ale ulga. Sukinsynowi bym nie darowała. Szybko się doprowadziłam do porządku. – Jestem już. – Wyszłam z łazienki.
- Kochanie spróbuj. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. – Rozradowanym ruchem podeszła do mnie wręczając w dłoń talerzyk z kawałkiem ciasta. Chcąc go ugryźć dopadł mnie ból zęba. Auć! Toż to kamień! - I jak smakuje?  
- Jeżeli chce się złamać wszystkie zęby to jest idealny. Nie widzisz że nawet złamać tego nie mogę. Polizać mam to? Zęby sobie wszystkie połamię. Próbowałaś ty tego?
- Nie. Chciałam abyś ty była pierwsza.  
- Masz talent. – Zadrwiłam z niej.
- Poważnie?! – Oczywiście że nie. Ale nie chcę ją urazić. Jak mogła wziąć to na poważnie?
- Tak. Ale pozwól że dokończę u siebie w pokoju. Mam sporo roboty. Chcę poszukać mieszkania.  
- Znów swoje?  
- Tak. W tym miesiącu jeszcze bym chciała.
- Co? – Tupnęła nogą.
- Tak. W tym miesiącu.  
- Nie zgadzam się.  
- Nie masz wyboru. Jestem pełnoletnia!
- W takim razie gdzie?  
- Tak naprawdę to bym chciała Anglię. Lecz wpierw Warszawę może okolicę Warszawy. Zobaczę.
- Nie ma mowy!  
- Mamo nie po to skończyłam liceum IB w języku angielskim! – Warkłam.
- Kochanie, posłałam Cię tam abyś zapoznała się z czymś nowym.
-Więc pozwól mi zrobić to ponownie! Idę do siebie. – Wpadłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klamkę.  
Nie rozumiem jej. Nie rozumiem nikogo. I nikt mnie nie rozumie! Oh, kiedy wreszcie się to wszystko skończy?! Podeszłam do swojego biurka. Zasiadłam i wpisałam w Google oferty mieszkalne. Ceny jak z kosmosu. Ale jedno mnie zainteresowało w bardzo dużym stopniu. Mieszkanie w bloku. W Warszawie. Małe kroczki! Po studiach Ameryka czy tam Anglia. 6 piętro z pięknym widoczkiem. Uuu. Na zdjęciach wszystko prezentowało się super. Spisałam numer telefonu. Kurde… a skąd pieniądze na wynajem? Przypomniałam w końcu sobie że zbieram pieniądze od małego, które wpływają na konto. Zresztą…. Coś się wymyśli. Miałam tam z parę tysięcy. Składki z urodzin, ze sprzedaży książek, z rozdawania ulotek, ze sprzedaży w sklepie, ze zbierania truskawek. I z innych okazji. Jutro się skontaktuje z właścicielem.
Po nocnej pielęgnacji i bawieniem cię ciastem a właściwie rzucaniem nim o ścianę poszłam spać. Co za ciasto! Nawet się nie ukruszyło. Zabić bym mogła kogoś nim. Paranoja.
Rano obudziła mnie moja rodzicielka. Szkoła. Kurde. Zwlekłam się ciężko z łóżka. Wyszykowałam się. Z mamą nie rozmawiałyśmy. Może i lepiej? Zobaczymy co dalej życie przyniesie.  
- Rose siemano co tak długo cię nie było? – Podszedł do mnie mój kolega Olek z klasy.  
- No siemano. Miałam problemy.  
- Miłosne? – Co cię to ulicha obchodzi?!
- Mieszkalne.  
- Serio? No słuchaj, no kurde wiesz… - Przeżuł gumę. – Chcesz zamieszkać ze mną?
- Nie, raczej nie. Dziękuję, ale postoję. – Jeszcze tego by brakowało. Z nim sam na sam. Prawdę mówiąc bardzo go lubię. Ale jedyne co potrafi to przelecieć dziewczynę na wylot. Kiedyś krążyły ploty że zaliczył wszystkie dziewczyny w szkole nie licząc mnie i jakieś grupki wzorowych uczennic. Ciekawe.
- Czekam na odpowiedź.  
- To szczerze Ci współczuje bo jej się nie doczekasz kolego.  
- Ty jakiś facet się na Ciebie gapi.
- Po to ma oczy, nie? - No wow.
- Nie znam go. Zobacz sama. - Odwróciłam się i jak zawsze zamarłam na parę sekund. Paweł rozmawiający z moim dyrektorem. Alarm! Alarm!  
- Musze uciekać!  
- Co zrobiłaś? Ukradłaś coś? Kto to jest?  
- Słuchaj możemy się zerwać? I tak to koniec roku. Błagam, kurwa!  
- Spoko. Wyjdziemy tyłem.  
- Tu jest jakieś tylne wyjście?  
- Ta. Zejdź w stronę szatni. Zakradnij się do pokoju sprzątających. Skręć w lewo i już. zielone drzwi. Wychodzi się na stronę centrum.
- O czym ty mówisz?!  
- Nie wiesz?
- No nie.  
- Oh. Dalej patrzą się jak w słupy.  
- W słupy? Zresztą nie ważne. - Złapałam go za dłoń i biegłam przed siebie.
- Rose Flowers! - Zawołał dyrektor gdy ujrzał nas biegnących. Wpadłam.  
- Rose czekaj! Nie wyjaśniliśmy sobie parę spraw! - Krzyczał przez korytarz Paweł.
- Skręć w kible! - Rzucił Olek. Tak też zrobiłam. Znajdowaliśmy się w dziwnym i ciemnym pomieszczeniu.  
- Co tu? - Spytałam.
- Kible dla pracowników. Nie wiedziałaś?
- Nie. Zamknij drzwi na klucz.
- No nie ma!
- Jak nie ma!?
- Cicho bądź. - Dzwonek zadzwonił na lekcje.
- Musze stąd wyjść! Olek pomóż mi błagam!
- No dobra. Załóż moją bluzę!
- Co ty wyprawiasz?!  

( Kochane dziękuję za wszystko! I że tak czekałyście. Przepraszam za to za długą nieobecność i za pogmatwanie w poprzedniej części imion. Skąd ja wzięłam imię Rafał?! Poprawiłam już. Dziękuję)

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1420 słów i 7661 znaków.

5 komentarzy

 
  • IskierkaNadzieji

    Dziękuję <333

    8 wrz 2014

  • lola

    piękne już nie mogę doczekać się kolejnej częsci. uwielbiam cię

    8 wrz 2014

  • Loriii

    Cudowne dalej!! :*

    7 wrz 2014

  • IskierkaNadzieji

    Dziękuję kochanie <3 Jestem wdzięczna ;** Łiiii XD a się cieszę że się komuś podoba

    7 wrz 2014

  • Ola2232

    Wspaniałe! <3 Czekam na kolejną część <3 <3 <3

    7 wrz 2014