Wierzyć w ciepło dni. Cz. 9

- Rose co się stało? Rose. Odpowiedz. – Próbował mnie uspokoić kiedy ja rzucałam się na łóżku rycząc. Tak się bałam. – Do diaska co się stało?! Co powiedziała mama?! – Trząsł mną w celu uspokojenia a raczej otrząśnięcia i wybudzenia z szoku.  
- On.. on jej może zrobić krzywdę. Nic nie rozumiesz. On kiedyś mnie ciągle śledził, groził. Chciał zrobić ze mą tylko co ze chce. Nakłamał mojej matce, że jestem w ciąży z nim i że chcę z nim wziąść ślub. Zaprzeczyłam. Wszystkiemu…. Powiedziałam prawdę. Mama była świadkiem naszej kłótni. Kazał mi udawać że go kocham. Rozumiesz to? – Zapłakanym głosem krzyczałam. – Rozumiesz? – Powtórzyłam pytanie wbijając swoje pięści w białą poduszkę. – Ja się cięłam wszystkim co było ostre. Byle by zabić moje uczucia, myśli. Każdego ranka bałam się wyjść z tego pieprzonego domu. Bałam się. Chciałam zemsty. Ale nie umiem być taka. Nie jestem wredna. Nie umiem…. – Przytulił mnie wtedy z całej siły. Całkowicie unieruchamiając. - Dzisiaj się dowiaduje że wyjaśnił on jej wszystko. A to same brednie. Nie chce żyć. Proszę zrób coś. Nie daje rady. Pamiętam jego obślizgłe ręce chcące mnie rozebrać. Jego targanie mnie za włosy od pokoju do pokoju. Jego dłonie na moich pośladkach. Jego uderzenie mnie pięścią w brzuch. Widział że upadłam wtedy na ziemię. Zamiast mnie chociaż zostawić. Już nawet nie pomóc. Dobił mnie kopiąc. Z ust ciekła mi krew. Wracają co domu powiedziałam mamie :, , Mamusiu przewróciłam się u mojej przyjaciółki na schodach. Trochę pobalowałyśmy”. – Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Na co on mnie bardziej ścisnął. Wchłaniałam jego cudowny zapach.  
Wreszcie wygadałam się obcej osobie. Spadł mi kamień z serca. Poczułam się… taka zrozumiana. Kamień spadł mi z serca. Dosłownie. Ale również uczucie jakie towarzyszyło mi ze zrozumieniem było…. Dotąd mi obce. Bliżej nie określone. 10 minut naszej znajomości, a w jego ramionach czułam się bezpiecznie.  
- Ćśś…. Obiecuję Ci pomóc. Obiecuję. Zrobię wszystko malutka. – Przytrzymał mi brodę na wysokości jego. Tak że patrzyliśmy na siebie. Oczy w oczy. Wtedy dostrzegłam jego głębię zieleni, która mnie hipnotyzowała. – Co mam zrobić abyś się uspokoiła. Jak Ci pomóc? Mam pojechać do Ciebie do domu i sprawdzić sytuacje? Wypędzić go za fraki? Tylko nie płacz.  
- Nie… ty masz pewnie swoje obowiązki. Masz żonę, dzieci. Pracę. Chciałam się wygadać komuś. Przepraszam. – Zaczęłam głośniej szlochając w jego koszule. Nie chciałam aby odchodził. Było mi tak dobrze w jego męskich ramionach. Może właśnie tego szukałam?
- Słoneczko, nie mam żony ani tym bardziej dzieci. A w pracy mogę zrobić sobie wolne. Odpowiedz mi wreszcie, co mam zrobić? – Jego zmartwienie w oczach dosięgnęło szczytu. Sama byłam przerażona i sparaliżowana. Nie umiałam mu odpowiedzieć. – Oj maleństwo. – Pocałował mnie w spływającą łze. Byliśmy w stalowym uścisku. Nagle oderwał się ode mnie. – Gdzie mieszkasz? – Wypowiedział zimno i twardo pytanie. Czułam, że coś knuje.
- Pomorskiego 120 m 24. Za rondem. Proszę bądź ostrożny. Błagam. Nie chcę aby zrobił Ci krzywdę… Obiecuję, że Ci to wynagrodzę… albo czekaj. – Wyrwałam wszystkie przewody łączące mnie z jakimiś sprzętami.  
- Co ty robisz? Nie wyrywaj wenflonu!
- Jedziemy razem. – Wtedy dostrzegłam jego złość w oczach. Ale nie złość na mnie tylko na niego robiąc mi taką krzywdę. Wyglądałam naprawdę drastycznie. Cała opuchnięta, czerwona, rozmazana. Zapłakana. Wziął moją dłoń zbliżając delikatnie do swoich ust. Cmoknął ją rozkosznie i delikatnie. – Jedziemy!  
Wybiegliśmy szybko ze szpitala wpakowując się do jego pięknego Audii R8. Jadąc przez drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Byliśmy zakrzątani w swoich myślach. Ja nie wiedziałam co mu powiem. Jak zastane mamę…. O ile ją zastanę. Szybko wybiłam sobie te myśli z głowy. Podjeżdżając pod miejsce mojego zamieszkania dostrzegłam jego wóz.  
- To jego auto? Ten szmelc?- Zaśmiał się energicznie. Ale to chyba nie czas i nie miejsce na takie dowcipy. Nieprawda Panie ładny?  
Przyglądał się samochodowi jeszcze parę sekund po czym sięgnął po kamień wybijając mu przednie szyby. Nie zwracał uwagi czy ludzie w ogóle idą. Zrobił to i już. Zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał. Zaczęłam się drzeć, żeby wiedział że to ja. Może boi się policji? Ah ja głupia. Mogłam z nią przyjechać. Antyterrorystyczna taka. Uuuuu już widzę jego minę. Uuuu. Ale…. To był mój dzień. Miałam tylko taką cichą nadzieję, że wszyscy żyją. Drzwi się uchyliły. Wleciałam tam z Rafałem bardzo gwałtownie. Serce zaczęło mi ostro walić. Weszłam. To co zobaczyłam…… nic nie może tego opisać.  
- No, no jesteś spóźniona. – Paweł siedział na fotelu pukając opuszkami palców w swoje usta. – Zabawę czas zacząć!  

( Kochani, rozdział znów krótki…. :/ ale ja jestem wredna. :D Już jutro kolejna część. Bardziej … dramatyczna. Więc dla wielbicieli dramatów w sam raz. Chyba….  Dziękuję misiaki za każdy komentarz i kciuk w górę! Jesteście wielcy 

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 935 słów i 5345 znaków.

9 komentarzy

 
  • IskierkaNadzieji

    Hahaha dziękuje kochani :D Ile mam komentarzy :) Aż się buźka cieszy. Ahahha. Pozdrowionka ;*

    21 sie 2014

  • Ola2232

    Świetne opowiadanie! Czekam na kolejną część <3

    21 sie 2014

  • ;(

    Czemu Ty mnie nie ! :C :D  :smh:
    A ja Cie bardzooo :D  ale za te slowa dostajesz to  :spanki:

    21 sie 2014

  • pipi

    **** sie !

    21 sie 2014

  • hahah

    Malgosia kOcham Cie !  :sex:

    21 sie 2014

  • Linda

    Ale jak by ten Rafał i Ona byli ze sobą było by fajniej :D Czekam na kolejną część ;)

    21 sie 2014

  • IskierkaNadzieji

    Dziękuję wam dziewczyny :)

    21 sie 2014

  • Mamba :)

    suuuper opowiadanie! :3

    21 sie 2014

  • :)

    Świetne :D

    21 sie 2014