Wierzyć w ciepło dni. Cz. 8

Obudziłam się ponownie i ponownie żyjąc. Zaczęłam się już zastanawiać, że nie pisane mi tak po prostu odejść z tego przeklętego świata. Może czeka mnie jakaś niezła misja. Ano przecie! Spławić tego bydlaka! Też mi misja! Znów jestem w szpitalu, znów z kroplówką. Co za niedorzeczność. Odwracając głowę w bok dostrzegłam mężczyznę. Bardzo szykownie wyglądał. Uśmiech na mojej twarzy pojawił się tak szybko jak i szybko zniknął. Przeszło mi przez myśl, że to jakiś mój nowy ochroniarz, w końcu po poprzedniej akcji jakoś by mnie to nie zdziwiło. Ale chcę się najpierw dowiedzieć czegoś o nim.

- Dzień Dobry, jak się Pani czuje? – Zapytał podnosząc się szybko z krzesła.
– Dzień dobry, tragicznie. Jakby przejechał mnie Rosyjski czołg. Mogę wiedzieć co Pan tu robi? – Moja ciekawość kiedyś mnie zabije. Zapomniałam. Już to robi.
– Naturalnie. Wpadła Pani pod samochód pewnej kobiety, która szybko uciekła z miejsca wypadku. Mało by brakowało do całkowitego wykrwawienia. Pośpiesznie więc zabrałem Panią tutaj. Może przejdźmy na Ty? Rafał. – Podał mi swoją męską dłoń w którą się, , lampiłam” jak dziwoląg. Czyli nie ochroniarz?
– Rosemariee. Ale wszyscy mówią do mnie Rose. Miło mi Cię poznać……. Możesz mi Rafał jeszcze wyjaśnić co mi dolega? Strasznie boli mnie głowa. Czy to normalne po tej paskudnej kolizji? – Ze mną nic nie jest normalne. Ale tego mu nie powiem.
– Miałaś spore szczęście. Masz stłuczony płat tylnej czaszki w bardzo niebezpiecznym miejscu. Twój mózg jest cały, więc to najważniejsze. Masz też liczne obrażenia i siniaki. Straciłaś przytomność na 2 godziny. A tak przy okazji…. To bardzo ładne imię masz. Czyżby jakieś nie Polskie? – Ciekawscy ! Łączymy się! I do tego bystry.
– Szczęście? Chyba mi właśnie tego brakuje skoro tu jestem. Dziękuję, tak nie Polskie. To długa historia. – Za dużo wyjaśniania po co utrudniać sobie życie? Zresztą nie jestem w nastroju. Niech mnie nie denerwuje.
– Oj tam, patrz optymistycznie, a nie tak pesymistycznie. To nie dobre dla zdrowia. – Zaśmiał się. Wiesz. Ja mam całkiem sporo czasu, a to akurat mnie mocno interesuje. Chyba, że nie chcesz udzielać mi na ten temat jakiś szczegółów, to powiedz. – Co za wyrozumiały człowiek. Aż zrobiło mi się żal samej siebie przez ten jego ton i mimikę twarzy.
– A więc.. Mojej mamy siostra ma córkę, której syn ma córki. Jedna z tych córek ma córkę która ma córkę i tak o to mam jej imię. Jak widzisz ciężko ogarnąć. – Widziałam jego rozbawienie i tą iskierkę w oku. Czy ja mówię po chińsku?
– Okej, powiedzmy że rozumiem. Co za wyczerpująca odpowiedź, prawda? Nie lepiej było powiedzieć:, , Od moich przodków?”
– Człowieku jakich przodków! Wszyscy ciągle żyją! Zresztą Rose w czasach wojennych? Serio? – Ciekawe co on miał z historii. Albo może lepiej nie? Wystarczająco mnie głowa boli. Nie mam ochoty z nim gadać. – Nie owijaj w bawełnę. – Dodałam.
– Nie rozumiem? – Jego mina spoważniała.
– Przysłał Cię ten pajac? – Dodałam opryskliwie.
– Jaki pajac? – Zdziwił się.
– No ten Paweł Orłowski, nie udawaj nawet.
– Jaki Paweł Orłowski. Ja go nie znam. Mówiłem Ci znalazłem Cię leżącą na drodze. I tyle. – Zaczął żywo gestykulować.
– W takim razie jedyną osobą która ma szczęście jesteś TY! – Wskazałam na niego pośpiesznie palcem.
– Dlaczego? – Zaśmiał się słodko.
– Bo chyba byś leżał w szpitalu, tyle że na oddziale intensywnej terapii.
– Hm… ale byłbym blisko Ciebie. Wiesz coś za coś.
– Blisko czy nie blisko chcę Ci podziękować.
– Za co? No co ty! To obowiązek człowieka pomóc potrzebującemu. – Uśmiechnął się.
– Podobno. – Zamamrotałam.
– O co Ci dziewczyno chodzi?
– Mi? O nic. Czemu pytasz? – Pff.
– Słyszę Twój ton. Nie chcesz mnie widzieć?
– Nie o to chodzi…. – Naprawdę nic do niego nie mam. Ale to najmniej odpowiedni czas na rozmowę.
– Masz okres czy co? – Oj kolego nie bądź taki do przodu bo Ci tyłu zabraknie!
– Słucham? – Masz jeszcze chwile do zmiany zdania.
– Dobrze słyszałaś. Nie bądź taka obrażalska, okres Cię obraził?
– Okres mówi? – idiota.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi. O to że tak powiedziałem?
– Nie! Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Moja własna matka…. – Zamilkłam. Pewnie się martwi. A ja telefonu nie mam. Co za koszmar.
– Co matka? – Usiadł na mojej kozetce która lekko zapadła pod jego wysportowanym ciałem.
– Mam prośbę. – Już żałowałam moje wypowiedziane zdanie. Nie miałam ochoty go prosić, ale jak mus to mus. – Mogłabym zadzwonić z Twojego telefonu do mojej mamy? – Zrobiłam słodkie oczka. Nie mógłby mi wtedy odmówić.
– Proszę.. – Podał mi swój telefon wielkości cegły. Co za nowa technologia. Ale co mogę więcej mówić? Siedzę tylko w książkach od 7 roku życia i jak mam się znać na telefonach?
– Dziękuję, dosłownie pięć sekundek. – Wybiłam numer do mojej mamy.
– Witaj kochanie. Gdzie jesteś? Wpadaj szybko do domciu. Jest u nas Twój Paweł. Wszystko mi wyjaśnił. Pogódź się z nim. Naprawdę Cię mocno kocha. – Zrobiłam się blada jak ściana.
– Wszystko dobrze Rose? Zbladłaś okropnie. Zawołać lekarza? – Nawet dostrzegł to Rafał.
Kiwnęłam głową przecząco.
– Słyszałam męski głos. Gdzie jesteś? – Jej zmartwienie w głosie rosło z każdym wypowiadanym słowem.
– Mamo jestem w szpitalu. Tylko nie mów mu tego. Powiedz że jestem…. Poza miastem u babci. Skłam. Wyproś go z domu! Mamo on jest niebezpieczny. Zrobi Ci krzywdę. Nie zważaj na jego słowa. Proszę! Za drzwi go wytargaj jak najprędzej. Albo zadzwoń cicho po policję. Błagam. To zły człowiek.. Halo? Jesteś? – Nikt nie odpowiedział na moje pytanie. Zaczęłam nerwowo z drżącymi rękoma wybierać znów numer. Czułam, że stało się coś nie dobrego. Rafał tylko stał z wytrzeszczonymi oczami. Sam był zaskoczony moją rozmową. Następne połączenie zostało odrzucone. Po moich policzkach spływały raz za razem łzy. Wybrałam kolejny raz numer. I kolejny raz zostało odrzucone.

Zaczęłam płakać. Nie.. to nie był płacz. Tylko wycie na cały szpital.

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1113 słów i 6396 znaków.

Dodaj komentarz