Wierzyć w ciepło dni. Cz. 11

- I po co się tak szarpiesz? Skoro już wiadomo czyja jesteś. – Usatysfakcjonowanie widoczne było na jego twarzy.  
- Proszę. Proszę. Błagam. Zostaw mnie. Proszę. Zrobię co będziesz chciał. Proszę. – Zaczęłam ponownie płakać. Moja psychika była jak …, , wymiętoszona” zabawka psa. Tak się zresztą czułam.  
- Nie wyrywaj się maleńka. – Zaczął mnie przytrzymywać aby dobrać się mi do spodni. Broniłam się. Z całej siły. Szarpałam się w dalszym ciągu. Chciałam się zsunąć z szafek kuchennych, ale tak na mnie napierał swoim ciałem, że nie dawałam rady.  
- Proszę. Błagam. Nie chce. Proszę. – Dalej starałam się go ubłagać. Lecz to było jak błaganie ściany. On swoje. Ja swoje. Moja chęć zemsty dalej rosła. Bałam się tylko jednego. Czy mnie zgwałci. W głowie miałam tysiąc myśli. Jak się zakryć. Jak obronić. Jak nie ulec jego sile. To było straszne.
- Zamknij się. I tak zrobię z tobą co będę chciał. – Zaczął się śmiać na całe mieszkanie. Miałam jeszcze jedną iskierkę nadzieji. Aby mama zdążyła się obudzić. Zadzwonić na policje. Cokolwiek. Rafał był dalej bity pięściami. Nie ruszał się. Wystraszyłam się. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia że mu nie byłam wstanie pomóc. Może powinnam zaszlachtować ich tym nożem, którego miałam w dłoni. A nie straszyć ich, co to ja im nim mogę zrobić. Czemu ja zawsze najpierw robię… potem myślę?  
-Nie żyje. Co z nim zrobić szefie? – O kurwa! Szefie? Mam gorsze tarapaty niż myślałam. Zatłukli go? Czy ja mu zdąrzyłam chociaż podziękować, że mnie uratował? Mój płacz przybierał na sile. Chciał mi pomóc. Wydawał się taki dobry, kochany.  
- Wywieź sukinsyna do lasu. Zakopcie go. Już! – Krzyknął dalej napierając na mnie swoim ciałem. Ledwo oddech byłam wstanie wziąć. Nad moją głową był kawał szkła. Albo podciąc sobię żyły, by mnie zawiózł do szpitala. Albo go zachlastać. Moja rozpacz za Rafała dalej trwała. Kiedy oni wyszli z ciałem… martwym ciałem. Niewinny człowiek. Rozpętał się dramat.  
- I co ździro? Jesteśmy sami! – Uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek. – Boli Ciebie? – Wydarł się.
- Proszę. Zostaw mnie. Proszę.  
- Pytam się kurwa czy boli?! – Jego dzikość mnie przerażała z każdą następną sekundą, minutą.
- Tak, przestań. Błagam!  
- To jeszcze Cię poboli! – Uderzył mnie po raz kolejny, następnie pociągając mnie z całej siły za włosy. Zawinął je sobie wokół nadgarstka, pociągając je w swoim ułożonym rytmie.
- Proszę. Zostaw mnie. – Głowa zaczęła mnie pobolewać, a ja jedynie czego chciałam… to obudzić się z tego koszmaru. Ale snem to to zapewne nie było.
- Oj nie…. ty mała podpuszczalska ślicznotko. Tym razem w życiu cię nie puszczę. – Szarpnął za moje spodnie, które się zsunęły odkrywając moją bielizne. Wiedziałam do czego zmierza.  
- Błagam nie!!!!! – Chcąc zedrzeć moją bieliznę dolnej partii sięgnęłam po kawałek szkła przeciągając mu po policzku z całej siły. Spadł z bufetów. Trzymał się za policzek, z którego leciał potok krwi. Pobiegłam w trybie natychmiastowym do mamy ciągnąc ją z krzesłem na zewnątrz do którego była przywiązana. Wiem. Pomyślicie, że to idiotyczne, ale umiałam ją rozplątać. Paweł dalej siedział na podłodze przy kuchence.
Chciałam mu wsadzić głowę i włączyć gaz. Ale zabiłby mnie wtedy prędzej.  
Ciagłam nieprzytomną mamę zakrwawiona z rozpiętą bluzą i krzywo podciągniętymi spodniami. Moje włosy wyglądały jak po długo nocnym melanżu. Nie interesowało mnie to. Widziałam jak przejeżdżające ludzie w autach patrzyli. Ja cały czas płakałam. Jednak nikt nie chciał się zatrzymać i mi pomóc. Zwątpiłam w ludzi. Zwątpiłam w dobro. Machałam dłonią aby ktoś się zatrzymał. Nikt. Moja ulica była bardzo spokojna. Nie jakaś ruchliwa. Kiedyś się z tego cieszyłam. Schowałam się za drzewem pare metrów od domu. Próbowałam dalej mamę rozwiązać. Była bardzo otłuomiona. Udało się! Jakim cudem? Naprawdę nie wiem. Szybko ją podniosłam. Zauważyłam po chwili Pawła wychodzącego z nożem w ręku. Cholera jasna! Wysokoczyłam zza klonu i biegłam trzymając ledwo mamę. Zauważył mnie. Wiem. Ale chciałam szybko gdzieś się schronić. Był coraz bliżej. Ja biegłam. Z całych sił. Poczułam silne złapanie mnie za włosy. Nie dałam rady. Moje nogi były z waty.

- Ty kurewko! – Wziął moją mamę zabierając do domu, i mnie ciagnąc za włosy. Wlókł mnie przez chodnik. Ludzi nie było. Jak na złość. Jedyne czym się pocieszałam to cytatem :, , Przecież wszystko w naszym życiu musi po coś być”, , , Nic nie dzieje się bez przyczyny”. Powtarzałam to sobie jak mantrę.  
- Pość mnie! – Zaczęłam znów wydzierać się. Nawet sąsiedzi nie zeszli. Co to za świat? Gdzie jest te dobro. Gdzie jest…. Człowieczeństwo?  
Weszliśmy do domu, rzucił mnie na sofę.  
- Siedź! Zaraz się z tobą rozprawię. Zadzwonię na pogotowie aby wzięli twoją matkę do szpitala. Będę miał lepszą zabawę. – Skuliłam się na sofie, krzycząc wniebogłosy. Z rozpaczy. Z histerii. Z przerażenia. Szybko wziął kawałek jakieś szmatki zawiązując mi usta. Przytrzymywał mnie znów. Musiałam się poddać. Gdzie ta waleczna Rosemariee? Gdzie ta siła?  
Paweł zamknął mnie w łazience na piętrze. Wziął na ramię mamę wyprowadzając na dwór udawając że ją znalazł nieprzytomną. Co za gra. Cham. Bydle. Nie miał dowodów zbrodni. Poplamiony garnitur zdjął. Krew z policzka zaatomował. Nazwałybyście go wtedy :, , idealny facet” wracający z pracy. Pozory jednak mylą.  

Musiałam się wydostać. Szybko. Okno w łazience było małe. Nawet głowa nie jest się wstanie się przecisnąć. Nie realne. Drzwi. Jedyny obiekt ucieczki. Jedyny. Zamknięte na klucz. Cholera jasna! Obserwowałam bacznie go zza okna. Próbowałam coś wymyślić, lecz moje szare komórki w stresie nie potrafią pracować. No cholera! Zrobiłam parę kroków w tył i przód. Olśnił mnie mój jeden pomysł. PRALKA! Próbując ją jakoś przesunąć pod drzwi aby ten nie miał możliwości wejścia do pomieszczenie nie zauważyłam że już znajduje się w domu! Ja pierdziele. Otworzyły się drzwi.

- O jaka miła niespodzianka. Ładna … praleczka. Czyżbyś próbowała ode mnie uciec? – Włożył ręce w kieszenie od spodni z tym uśmiechem na twarzy.  
- Wydaje mi się, że przy tobie to jest raczej nie możliwe. A szkoda. – Dodałam z arogancją nie patrząc mu nawet w oczy.  
- Nie udawaj. Wiem, że tego chcesz.
- Ja chcę? Czy ty masz coś ze wzrokiem? Czy ja mam na czole wyryte, , Szukam wrażeń i namiętnych doznań” ? No kurwa odpowiedz! – Zdenerwowałam się. Jak zawsze.  
- Hahahha no maleńka, nie wiedziałem że tak to ujmiesz. Od początku widziałem jak się poruszasz, jak kręcisz bioderkami. Cóż….. chyba każdy miałby ochotę się z tobą zabawić.
- Robiłąm to bezwiednie.  
- No to teraz bezwiednie się zabawimy! – Złapał mnie w pasie trzymając jak najmocniej. Czułam jak gniecie moje żebra. Zapiskłam panicznie. Więc dał mi klapsa. Co za upokorzenie.  
Rzucił mnie na łóżko w moim pokoju. Po czym rozpiął koszulę rzuciwszy ją na krzesło.  
- Co ty wyprawiasz? – Wstałam natychmiastowo z łóżka chcąc wybieg. Ale co tu dużo mówić. Złapał mnie w tej samej sekundzie dotykając swoje ciało do mojego.
- A nie widać?  

( Buziaki <3 )

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1376 słów i 7564 znaków.

8 komentarzy

 
  • IskierkaNadzieji

    Niespodzianką to jest twój komentarz ;* Dziękuję

    23 sie 2014

  • Loriii

    Jeju super!!  Taka niespodzianka <3

    23 sie 2014

  • IskierkaNadzieji

    Dziękuję :) dodałam ;***

    23 sie 2014

  • nk

    Czekam do 19.00 ;)

    23 sie 2014

  • IskieraNadzieji

    Dziękuję ukochana :)♥♥♥♥ juz jutro zapraszam. Albo moze jeszcze dzis o 19. Bo mam gotowy dział. Zobacze jeszcze. Buziole.

    23 sie 2014

  • Tuśka

    Tak jest dobrze :) Rafał :( z niecierpliwością czekam na kolejną część :)

    23 sie 2014

  • IskierkaNadzieji

    A po co lecieć z akcją? Bezsensu by było pisanie. Na logike

    23 sie 2014

  • ???

    Już druga część i nic konkretnego się nie wydarzyło. Aha

    23 sie 2014