Federico cz.8

Federico cz.8Po chwili się przebudziłem. Nauczyciel i kilka innych osób byli przy mnie.  
- Co się stało… ? – zapytałem cicho. Chciałem wstać ale byłem tak słaby że nie dałem rady i z powrotem upadłem na podłogę.  
- Federico spokojnie zaraz przyjedzie karetka. – mówił nauczyciel patrząc na mnie z niepokojem. Ale no… wyjaśni mi ktoś co się wydarzyło? Pamiętam tylko moment kiedy podszedł do mnie nauczyciel. Dalej nic, totalna pustka. Jakiś czas temu znalazłem się na szpitalnym łóżku. Do mojej nagiej klatki piersiowej były poprzyczepiane jakieś kable, byłem ubrany tylko w dresy które miałem na zajęciach. Byłem cholernie blady. Moi rodzice zostali już poinformowani o tym że tu jestem. Teraz zdałem sobie sprawę z tego co narobiłem… teraz wiem że to był błąd. Przyszedł do mnie lekarz. Spojrzałem na niego w końcu zadałem mu to pytanie.  
- Proszę pana… jak ja się tu znalazłem? Dlaczego?  
- Zemdlałeś. Federico po twoim wyglądzie mogę wywnioskować jedynie to że ostatnio kiedy coś jadłeś to było bardzo dawno temu… dlaczego?  
- Nie chcę o tym panu mówić.  
- No dobrze, nie ze mną o tym będziesz rozmawiał tylko z psychoterapeutką która przyjdzie do ciebie po tym jak zrobimy ci badania krwi. – powiedział. Co? Badania krwi? Nie no kurwa to są jakieś żarty! Ja już od małego mam paniczny lęk przed igłami… nie, nie ma takiej opcji. Powtarzałem to sobie cały czas dopóki nie przyszła pielęgniarka, kiedy tylko zobaczyłem te strzykawki, igły… serce zaczęło mi bić tak mocno że myślałem że zaraz wyskoczy. Zacząłem się oczywiście buntować. Nie dawałem jej nawet najmniejszej szansy na dotknięcie mojej ręki. Ze strachu chciało mi się płakać. W końcu przyszedł lekarz i zapytał się mnie czy chcę żeby wszedł do mnie tata. Oczywiście się zgodziłem, wiem zachowywałem się jak małe dziecko ale ja naprawdę tak strasznie się bałem… Kiedy tylko tata wszedł podszedł do mnie i wziął mnie za rękę.  
- Tato… ja nie chcę. – mówiłem spanikowany.  
- Spokojnie, zamknij oczy zaraz będzie po wszystkim. – Zdaję sobie sprawę z tego że gdybym nie był takim debilem to ta sytuacja nie miałaby miejsca. W końcu zrobiła to wbiła igłę w moją pulsującą od strachu żyłę. Nie minęła nawet cała minuta a tata powiedział że już koniec. Otworzyłem oczy i zaraz potem przyłożyłem dłoń do gazy która znajdowała w miejscu gdzie zostałem ukuty. Trochę mi już ulżyło, potem powiedzieli że tata musi wyjść bo zaraz przyjdzie do mnie ta kobieta z którą mam rozmawiać. A co jeśli nie chcę? No ale muszę każą mi. Leżałem tak w końcu przyszła.  
- Dzień dobry Federico ja mam na imię Camila Gonzalez. Jestem psychoterapeutką. – Ja nie odpowiedziałem, nie chciałem ochoty z nią rozmawiać. Zaraz zacznie gadać że chce porozmawiać o moim problemie, ale ja nie mam żadnego problemu. Nie jestem jakimś psychicznym dzieciakiem. Siedziała na krześle obok wpatrując się we mnie, byłem akurat zajęty spoglądaniem w okno. Nie patrzyłem na nią ponieważ ja nie mam jej nic do powiedzenie, chcę żeby sobie poszła. – Federico… powiedz mi dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego zacząłeś się głodzić?  
- To nie jest pani sprawa, nic nie będę pani mówił.  
- Posłuchaj ja chcę ci pomóc bo widzę że coś jest nie tak, powiedz mi proszę… - nie wiem czemu ale poczułem taką jakby chęć zwierzenia się jej. Nie wiem czy to była taka nagła myśl która polegała na tym że jeśli jej powiem to szybciej stąd pójdzie czy na tym że naprawdę potrzebuję z kimś porozmawiać.  
- Wie pani jak to jest mieć pasję którą się bardzo kocha? – zapytałem i spojrzałem na kobietę.  
- No tak… kiedyś miałam więc wiem jak to jest, ale do czego zmierzasz?  
- To wszystko robiłem po to żeby było mi lepiej, robiłem to… bo twierdziłem że jako tancerz muszę ważyć mniej niż wcześniej. Wiem że to głupie teraz się o tym przekonałem, ale co ja zrobię? Czasu nie cofnę.  
- Eh… Federico powiem ci że już nie raz… - mówiła ale w pewnej chwili przestała a jej wzrok utkwił na wewnętrznej stronie mojej prawej ręki. – Boże święty Federico, czy ty się okaleczasz? – zapytała zdenerwowana.  
- Nie… nie robię takich rzeczy skąd to pani przyszło do głowy.  
- W takim razie co to jest? – powiedziała i wskazała na blizny które dostrzegła. Wtedy sobie wszystko przypomniałem. Nie było ich dużo ale też nie mało. Milczałem, nie chciałem z nią o tym rozmawiać. – Powiedz mi…  
- Kiedyś miałem bardzo trudny okres w życiu… - zacząłem, patrząc się w drugą stronę. – Nie umiałem sobie radzić z krytyką innych ludzi, nie potrafiłem zrozumieć otaczającego mnie świata, wszystko było takie trudne. Zdawało mi się że wszyscy się na mnie uwzięli, że każdy ma mnie dosyć. Wtedy myślałem że to jedyne rozwiązanie, teraz wiem że tak nie jest, bardzo tego żałuje… kiedy patrzę na te blizny wszystko do mnie wraca, wszystkie wspomnienia, przepłakane noce… ale teraz już tego nie robię. Znalazłem inny sposób na odreagowywanie stresu ale o tym raczej nie powinna pani wiedzieć… - oczywiście chodziło mi o papierosy ale nie miałem najmniejszego zamiaru jej o tym mówić bo pewnie zaraz powiedziałaby o tym moim rodzicom.  
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz… ale o tym że to zrobiłeś… oni muszą wiedzieć. – Nie odzywałem się nie miałem na to siły nie dość że przez to całe wspominanie zrobiło mi się smutno to naprawdę nie czułem się najlepiej. Piętnaście minut później wyszła a do sali weszli moi rodzice wraz z lekarzem. Żadne z nich nie miało zadowolonej miny, dlaczego? Zacząłem się obawiać że coś się ze mną dzieje… tą ciszę przerwał głos lekarza.  
- Federico… mam dla ciebie nie najlepsze wieści. Z twoich badań wynika że, jesteś chory na anemie. – Co? Ale jak to… ja chory? Nie docierało to do mnie w żaden sposób. Zawsze powtarzałem sobie że to raczej nie jest możliwe żebym na coś zachorował… a teraz? Nie wiedziałem jak mam na to reagować, co o tym myśleć. Znowu postanowiłem to przemilczeć, za bardzo się wystraszyłem żeby coś powiedzieć. Zostawili mnie samego w sali, jak się okazało rodzice zadzwonili po Sarę. Kiedy zobaczyłem ją w sali to po raz pierwszy dzisiaj na mojej twarzy pojawił się uśmiech.  
- Hej… - wyszeptała i pocałowała mnie w policzek. – Jak się czujesz? – zapytała.  
- Dali mi witaminy… po tym jest trochę lepiej. – powiedziałem.  
- Nawet nie wiesz jak bardzo się wystraszyłam kiedy twój tata powiedział mi że jesteś w szpitalu. – mówiła i zaraz potem pogłaskała mnie po prawym policzku.  
- No ale… już jest dobrze, no po części, wszystko, byłoby dobrze gdyby nie ta choroba… - powiedziałem. – Chcesz się przejść? – zapytałem.  
- A… nie wiem czy możesz. – Nie zwracałem na to uwagi i wstałem. Szedłem z nią po szpitalnym korytarzu nadal w samych dresach. Moja lewa dłoń trzymała taki jakby "wózek” na którym była powieszona kroplówka. Sara trzymała mnie za rękę której prawie wcale nie zaciskałem, nie miałem na to siły, byłem zbyt słaby. W końcu znaleźliśmy się w miejscu gdzie nie było ludzi. Stałem oparty o ścianę Sara patrzyła na mnie trochę smutnym wzrokiem.  
- Co się dzieje kotku…. – zapytałem zaraz potem delikatnie odgarniając kosmyk włosów opadający jej na twarz.  
- Martwię się o ciebie… - powiedziała. Zapewniałem ją że wszystko jest w porządku po czym powiedziałem  
- Żebyś się nie martwiła to zrobię coś co mam nadzieje, przekona cię że jest wszystko dobrze. – I wtedy nachyliłem się i pocałowałem ją. Sara zawsze uważała że moje pocałunki są idealne, już wiele razy to od niej słyszałem. Kiedy rozchyliła lekko wargi wykorzystałem to i splotłem ze sobą nasze języki. W miarę sił przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bardziej. Tą romantyczną chwilę przerwał głos lekarza.  
-No tutaj jesteś! Przepraszam że wam przerywam ale Federico musisz wrócić na salę nie masz jeszcze wystarczająco dużo siły żeby wstawać. – powiedział choć nie zbyt chętnie to zgodziłem się na to.  
*Godzina 22*  
*Leon*  
- Skarbie… nie martw się tak. – mówiłem głaszcząc ją po policzku. – Ja jakoś się uspokoiłem i zacząłem myśleć o czymś innym.  
- Leon jak ty możesz myśleć o czymś innym kiedy nasz syn leży w szpitalu! – powiedziała głośno ale nie za bardzo żeby nie obudzić Josh’a.  
- Mogę… dlatego że tutaj też chodzi o nasze dziecko. – mówiłem. Leżałem na boku, rękę miałem zgiętą w łokciu a głowę opierałem na dłoni. – Powiedz mi… myślałaś nad tym?  
- Tak, trochę… - mówiła patrząc w inną stronę. – Ale Leon czy ty na pewno tego chcesz? Jesteś tego pewien?  
- Tak kochanie. Dużo nad tym myślałem i chcę mieć z tobą jeszcze jedno dziecko. Jeśli będzie trudno to co z tego… damy sobie radę. Ja ci będę we wszystkim pomagał nawet mogę przejąć większość obowiązków. Będzie dobrze naprawdę… ale no to jak jest? Chcesz? – pytałem a ona po chwili lekko i trochę niepewnie pokiwała głową. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. – Dziękuje misiu… - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło a zaraz potem zacząłem delikatnie muskać jej szyję i ramiona. To co się działo potem… tego raczej nie musicie wiedzieć.  
***  
Kilka dni później poprosiłem Vanessę żeby zrobiła test ciążowy ale jak się okazało, nie udało się. No ale jak nie teraz to następnym razem. Ale jest też rzecz która mnie cieszy Federico mógł wyjść ze szpitala. Lekarz powiedział mu że musi teraz zażywać witaminy trzy razy dziennie, jeszcze częściej wychodzić na dwór i dalej przestrzegać zdrowej diety ale z tym nie będzie miał problemu, bo cały czas tak jada. I mnie to bardzo cieszy.  
*W domu*  
On siedział w swoim pokoju postanowiłem do niego iść i porozmawiać. Siedział aktualnie przy laptopie i słuchał muzyki.  
- Fede… możemy porozmawiać? – zapytałem. Zdjął słuchawki i powiedział  
- Tak jasne.  
- Dobra… nie wiem od czego zacząć… posłuchaj bo jest taka jedna sprawa. Proszę cię, to co teraz powiem nie jest zbyt wesołe ani dobre, chcę abyś to zrozumiał dobrze? – pokiwał głową porozumiewawczo. – Eh… rozmawiałem wczoraj wieczorem z mamą i wspólnie zadecydowaliśmy że lepiej będzie jeśli zrezygnujesz z zajęć tanecznych i z pracy w wytwórni bo… - nie zdążyłem dokończyć bo mi przerwał.  
- Co? Wy chyba sobie chyba żartujecie. Nie ma takiej opcji!- mówił oburzony, no w sumie to innej reakcji się nie spodziewałem.  
- Synek posłuchaj… tutaj chodzi o twoje zdrowie. Lekarz powiedział że musisz dbać o swoje zdrowie, nie możesz za bardzo się stresować ani przemęczać. A teraz przecież praca nad tą drugą płytą wywiera na tobie ogromny stres zrozum my się o ciebie martwimy…  
- Tato ale ja nie mogę tego zostawić… przecież sam wiesz ile pracy w to wszystko włożyłem, wiesz jak bardzo to kocham. Nie możecie mi tego zrobić… - mówił ze łzami w oczach. Ja wiedziałem że to będzie dla niego trudne ale tak trzeba.  
- Przykro mi… zastanów się nad tym. – powiedziałem i wyszedłem.  
*Federico*
Byłem załamany. Jak ja mam rzucić muzykę, taniec? To jest nie dla mnie wykonalne. Wyszedłem na dwór nad jezioro, jest to miejsce w które zawsze przychodzę gdy chcę pomyśleć, gdy jest mi źle. To miejsce jest odosobnione od cywilizacji dookoła jest las a na środku jezioro. Na jednym z brzegów jest duży głaz, to na nim zawsze siedzę. Siedziałem tak wpatrując się w przestrzeń. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. W końcu sięgnąłem po to, wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Kiedy już miałem go zapalić spojrzałem się chwilę i zacząłem myśleć nad tym wszystkim. Może oni mają racje? Może jestem uzależniony, ale po prostu nie zdaję sobie z tego sprawy. W jednej chwili przypomniały mi się słowa Amelii "Nic im nie powiem jak obiecasz mi że to rzucisz” potem widziałem przed oczami zmartwioną twarz Kamila, Patricka. Ale najbardziej zabolało mnie to kiedy przypomniały mi się słowa Sary dwa miesiące wcześniej kiedy się o tym dowiedziała "Kochanie… jeśli mnie kochasz to zrób to dla mnie i przestań” wtedy poczułem jak łza spływa mi po policzku.  
- Ale ja nie potrafię… - powiedziałem do siebie. Jeśli nie umiem tego zrobić dla swojej dziewczyny, osoby dzięki której jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, to nie dam rady. W końcu nie wytrzymałem, zapiłem go, włożyłem do ust i ponownie zaciągnąłem się dymem… co jest ze mną nie tak… dlaczego nie mogę przestać skoro wiem że to złe. Moje rozmyślania przerwał głos Kamila.  
- Hej… - zdziwiła mnie jego obecność tutaj.  
- Co ty tu robisz..  
- Chciałem się z tobą zobaczyć ale nie było cię w domu ani u Sary dlatego pomyślałem że jesteś tutaj, a przebywasz tu tylko wtedy kiedy jesteś smutny więc… co się dzieje? – zapytał zaraz potem wchodząc na głaz i siadając obok mnie.  
- Wszystko się wali tyle. Mam już wszystkiego dosyć… - powiedziałem ocierając łzy.  
- Płakałeś… Fede o co chodzi. – mówił co raz bardziej zmartwiony. Choć nie chciałem to opowiedziałem mu całą historię. Jak zawsze zaczął mnie pocieszać. Ale po co skoro to nic nie da… miałem tak strasznego doła że nic chyba nie da rady mnie pocieszyć. – Posłuchaj ja… wiem że pewnie mnie za to znienawidzisz ale ja się z nimi zgadzam, Fede jesteś chory, musisz zacząć przywiązywać większą wagę do swojego zdrowia.  
- Ale ja nie umiem się z tym pogodzić rozumiesz? To nie jest możliwe. – spojrzałem na niego. W końcu nasza rozmowa zaczęła schodzić na coraz mniej łagodne części. Kamil zaczął lekko się denerwować ja tak samo.  
- Dobra Federico wiesz co? Jeśli ty uważasz że tak jest lepiej to proszę bardzo! Widzę że masz gdzieś to że się o ciebie martwimy. Rób jak uważasz, jak odzyskasz rozum to wtedy się odezwij. - Powiedział i poszedł, czy my się właśnie pokłóciliśmy? Bardzo rzadko się nam to zdarza, nie lubię tego Kamil to jest mój najlepszy przyjaciel. Kiedy wypaliłem tego papierosa poszedłem.  
*Następny dzień*  
Środa. Siedzę już w szkole trzy godziny i cholernie się nudzę teraz będziemy mieć zajęcia artystyczne. Weszliśmy do sali. Dziś pani zadała nam prace w parach ale nie takich jak normalnie tylko nas porozsadzała. Mnie trafiła się Selena, taka moja dobra koleżanka. Patrzyłem za Sarą ale to co zobaczyłem bardzo mi się nie spodobało. Sara siedziała z Lucą. Dlaczego?! No błagam pani robi mi to specjalnie czy jak?! Cały czas prawie się na nich patrzyłem. Selena już kilka razy musiała mnie opamiętywać. W pewnej chwili kiedy tam spojrzałem zobaczyłem coś co mnie cholernie zdenerwowało. On wziął ją za rękę i wyszeptał coś na ucho, chyba jej się spodobało bo się zarumieniła i na dodatek uśmiechnęła. Widzę że jej nauki się opłaciły skoro z nią rozmawia… cholera. Już wiem że ten gość dostanie ode mnie w twarz. Kiedy lekcja się skończyła podszedłem do Sary.  
- Co on ci powiedział? – zapytałem zdenerwowany.  
- Ale o co ci chodzi? – pytała jakby nic nie wiedziała.  
- Weź nie udawaj chodzi mi o Lucę. Widziałem jak szepcze ci coś na ucho a ja chcę wiedzieć o co chodzi bo widziałem jak się uśmiechałaś. – mówiłem cały w nerwach.  
- No jejku… powiedział mi tylko że mam ładne oczy. – mówiła tak jakby to nie było nic wielkiego, do mnie było i to nawet bardzo. Odszedłem od niej. – Fede gdzie ty… - nie zdążyła dokończyć bo zobaczyła że podszedłem do niego. Pchnąłem go lekko do tyłu.  
- Co to ma kurwa znaczyć? – mówiłem, włoski jest mu świetnie znany dlatego od razu wiedział że jestem wkurzony.  
- Ale o co chodzi? – pytał.  
- O co chodzi? Zaraz ci powiem! Podrywasz moją dziewczynę choć zakazałem ci się do niej zbliżać! – krzyczałem. Nikt dookoła nie wiedział o co się kłócimy bo nikt nie zna naszego języka. To nawet lepiej bo przynajmniej nauczyciel który był na dyżurze nie wiedział że przekląłem.  
- Ja nic takiego nie robię! – krzyknął. W pewnej chwili obok nas pojawiła się Sara.  
- Chłopaki uspokójcie się! – krzyknęła. Spojrzałem na nią a zaraz potem na niego. Złość na mojej twarzy była bardzo widoczna. On też nie ukrywał zdenerwowania. – Jesteście po prostu nie możliwi zachowujecie się jak dzieci. – mówiła.  
- Ale to on zaczął! – krzyknąłem. A Sara już nie wytrzymała warknęła zdenerwowana i poszła.  
*Po lekcjach*  
Nadal byłem wkurwiony, ja myślałem że Luca jest w porządku a okazał się zwykłym chujem który chcę mi odbić dziewczynę. Nienawidzę tego typa. Pałętałem się po mieście aż w końcu natknąłem się na moich kolegów z poprzedniej szkoły. Jak zauważyłem palili, ale nie tylko papierosy ale również skręty. Podszedłem do nich.  
- Siema stary co się dzieje jakiś taki wkurzony?  
- Aj tam szkoda gadać.  
- Chcesz? To ci poprawi humor gwarantuje. – powiedział i wyciągnął do mnie rękę w której trzymał skręta. Co mam zrobić? Mam to wziąć? Jeszcze nigdy tego nie paliłem nie wiem co się może potem stać wiem tylko tyle że trochę się po tym wariuje, bardzo? No zaraz się przekonamy, zdecydowałem się i zapaliłem. Jakiś czas potem zaczęło mi odwalać i to bardziej niż się spodziewałem. Poszedłem do Sary w tamtej chwili zapomniałem o tym że jest na mnie zła. Zapukałem, otworzyła drzwi.  
- No hej maleńka… - powiedziałem, byłem tak odurzony tym że nie wiedziałem co robię, co mówię… totalny odlot.  
- Federico a co ty tutaj robisz?- pytała.  
- Przyszedłem a co nie cieszysz się?  
- Po tym co odstawiłeś w szkole nie.  
- Oj tam… to były tylko wygłupy nie gniewaj się koteczku… - w końcu wpuściła mnie do środka usiadłem na kanapie ona tak samo. – Jest twoja mama?  
- Tak na górze.  
- Oj… a miałem takie nadzieje że będziemy sami… - powiedziałem i pocałowałem ją w szyję. Odsunęła się ode mnie i powiedziała.  
- Federico wszystko w porządku?  
- No tak a czemu mam być nie w porządku? – pytała.  
*Sara*  
Zaczęłam się bać kiedy położył mi dłoń na udzie i zaczął zbliżać ją do mojego intymnego miejsca. Szybko ją zabrałam i odsunęłam się. Widziałam że jego źrenice są bardzo powiększone, musiałam go o to zapytać.  
- Federico czy ty coś brałeś? – pytałam.  
- Nie no nic takiego nie robiłem… i powiem ci że wyglądasz dziś przepięknie tylko... mogłaś założyć bluzkę z większym dekoltem. - po tych słowa się zaśmiał – A teraz przejdźmy może do czego przyjemniejszego.. – i wtedy mnie pocałował a zaraz potem zacisnął prawą dłoń na mojej lewej piersi. Odepchnęłam go od siebie i uderzyłam w twarz.  
- Oszalałeś?! – krzyczałam.  
- Ej panienko… ty to lepiej trzymaj rączki przy sobie. – mówił, nie poznawałam go w żadnym stopniu, nie no jestem pewna w stu procentach że zażywał jakieś narkotyki. Kazałam mu się położyć u mnie w pokoju powiedział że zrobi to tylko wtedy jak ja pójdę z nim i będę z nim spać. Nie miałam wyjścia nie mogłam go puścić do domu bo mimo tego że teraz jestem na niego zła to nie chcę aby miał problemy z rodzicami. Kiedy już leżeliśmy na łóżku przytulił się mocno do mnie. Ona zasnął ale ja nie zaczęłam się poważnie zastanawiać czy ja na pewno powinnam dalej z nim być…  
*Federico*  
Obudziłem na łóżku u Sary, pamiętam tylko tyle że leżała obok a teraz jej nie ma. Wstałem, cholernie bolała mnie głowa. Nie wiedziałem co się stało ale była na mnie zła. Nie wyjaśniła mi co się stało i jak się tu znalazłem, po prostu kazała mi wyjść. Kiedy to zrobiłem znowu łaziłem po mieście bez celu. Zastanawiałem się cały czas co się stało… w pewnej chwili usłyszałem czyjś głos.  
- Fede?! – odwróciłem się a tam zobaczyłem kogoś kogo się nie spodziewałem. To była Aurelia, ona jest moją przyjaciółką z dzieciństwa ale co ona tutaj robi?! Podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.  
- Boże święty co ty tutaj robisz!? – krzyczałem ze szczęścia.  
- Tata dostał tutaj pracę i niedawno się przeprowadziliśmy. Szukałam prawie cały czas domu w którym teraz mieszkasz ale nie mogłam z naleźć a tu proszę jaka niespodzianka. Aaa! – krzyknęła i jeszcze raz się do mnie przytuliła. Z nią również porozumiewam się po włosku bo to chyba proste że też pochodzi z Włoch. – I nawet nie musze pytać jak ci idzie kariera bo już od miesiąca twoja płyta leży u mnie w pokoju! Gratuluje kochany!  
- Dzięki. – W pewnej chwili zauważyłem jakiegoś pana siedzącego na ławce z gitarą u boku. – Poczekaj chwilkę… - powiedziałem i poszedłem do niego z pytaniem czy mógłby nam ją na chwilę pożyczyć zgodził się i wróciłem do niej. – Miałabyś ochotę? – zapytałem z uśmiechem na twarz.  
- Z tobą zawsze. – odparła i zaraz potem zacząłem grać. Piosenka którą śpiewaliśmy nosiła tytuł "Nel mio mondo” inaczej En mi Mundo (Tłum. W moim świecie)  

https://www.youtube.com/watch?v=__94hlT_Q4U

(Brzmi to mniej więcej tak, tylko po włosku)  
Przez to przyciągnęliśmy uwagę innych ludzi. Było po prostu super już tak dawno razem nie śpiewaliśmy. Kiedy skończyliśmy ci ludzie którzy byli dookoła zaczęli klaskać a Aurelia zaczęła się śmiać ze szczęścia i po raz kolejny się do mnie przytuliła.  



Podobało się? Proszę was o dużą ilość komentarzy i szczere opnie. Napiszcie co o tym myślicie wszystko co wam przyjdzie do głowy :D

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4158 słów i 21976 znaków, zaktualizowała 25 cze 2015.

3 komentarze

 
  • Miki

    Super :)

    26 cze 2015

  • Wiki1212

    @Miki Dziękuje :)

    26 cze 2015

  • głupia ja

    Suuper! Jak zwykle xD powtarzam się :D

    26 cze 2015

  • Wiki1212

    @głupia ja no cieszę się że choć jedna osoba :)

    26 cze 2015

  • Wiki1212

    Naprawdę? Żadnego komentarza? A liczyłam na choć jeden...

    26 cze 2015