Federico cz.24

Federico cz.24Federico cz.24
Stałem przed nimi nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem.Telefon który trzymałem w ręku w jednej chwili upadł na podłogę.  Nie... to jest jakiś chory żart.
-C-co? Jak to będziecie mieli dziecko?! Spałeś z nią?! Kiedy?! Nie,to się nie dzieje naprawdę... - byłem w ogromnym szoku, nie byłem w stanie przyjąć do wiadomości tego że mój tata... nie nie dam rady powiedzieć tego nawet w myślach.  
- No, tak... nie rozumiem dlaczego cię to dziwi. Jestem dorosły więc mogę decydować o tym kiedy i z kim to robię. Już nie chcę mówić o tym co ty odstawiłeś bo to jest szczyt wszystkiego. - powiedział patrząc na mnie z miną której dokładnie nie mogę określić.  
- To jest szczyt wszystkiego? To jest... czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?! Dobra, ja już po woli dawałem radę przyswoić sobie to że się z kimś spotykasz ale to?! Wiesz co? Jesteś po prostu najgorszym ojcem jakiego można mieć. Tego to za żadne skarby bym się po tobie nie spodziewał, minęło kilka miesięcy a ty już zapomniałeś o mamie. Nie chcę cię znać rozumiesz? Nienawidzę cię. - po tych słowach od razu poszedłem do pokoju. Trzasnąłem drzwiami, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Byłem wściekły ale zarazem smutny, sam nie wiem. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Wiadomość o tym że będę miał kolejne rodzeństwo,byłaby jedną z najlepszych,gdyby nie to że to nie moja mama będzie matką tego dziecka, tylko tak naprawdę, obca osoba. Nie żałowałem tego co powiedziałem tacie, niech wie jak się z tym czuje. Jak on mógł... to jest najgorszy dzień w moim życiu.  
*Wieczorem*
Od tamtego wydarzenia cały czas siedziałem w pokoju i nie wyszedłem z niego nawet na krok. W końcu jednak postanowiłem pójść do kuchni po jakąś kolację. Kiedy zrobione przeze mnie kanapki leżały już na talerzu moje kroki skierowały się z powrotem do pokoju. Ale kiedy przechodziłem obok sypialni taty usłyszałem jego rozmowę z Ellie.  
- Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane... to moja wina. - powiedział.  
- Kochanie przestań... dobrze wiesz że tak nie jest. Posłuchaj, Federico teraz może i jest trochę zdenerwowany ale nie martw się, niedługo mu przejdzie.  
- No nie wiem... ostatnio dosyć często się kłócimy, przestałem się z nim dogadywać. Bardzo mnie to boli, bo ja go tak strasznie kocham... jeszcze nigdy nie powiedział mi że jestem dla niego złym ojcem. Eh... może faktycznie popełniam jakiś błąd... - gdy tylko usłyszałem te słowa nie wiedziałem co myśleć. Po chwili jednak westchnąłem i poszedłem do pokoju.  
*Następnego dnia*
Przekręciłem się na drugi bok po chwili otwierając oczy. Chciałem zobaczyć na telefonie która jest godzina ale wtedy przypomniałem sobie że po tym jak upadł, zepsuł się ekran. Kiedy tylko spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie momentalnie wstałem. Była godzina 7.45, no zajebiście. Ubrałem się w bardzo szybkim tempie, w ostatniej chwili wziąłem tylko jabłko z kuchni i wybiegłem. Ale to wszystko i tak było na nić. Kiedy dotarłem pod salę nikogo już nie było. Zapukałem i po chwili wszedłem.  
- Dzień dobry... przepraszam za spóźnienie. - powiedziałem i od razu poszedłem do ławki. Reszta lekcji minęła spokojnie i dosyć łagodnie. Staliśmy właśnie pod salą w której miała się odbyć lekcja chemii. Stałem oparty o parapet, w mojej głowie było pełno myśli,nie wiedziałem jak mam je poukładać. W pewnej chwili Sara zauważyła że coś jest nie tak i zapytała.  
- Misiek... dlaczego się spóźniłeś? - spojrzałem na nią, szczerze? Nie za bardzo miałem ochotę na mówienie o tym czego się dowiedziałem. Na samą myśl robiło mi się słabo.  
- Zaspałem... - oczywiście nie obeszło się bez innych pytań. W końcu postanowiłem powiedzieć jej co się dzieje. - Wczoraj... dowiedziałem się czegoś,okropnego. - powiedziałem zaraz potem wlepiając wzrok w ziemię, po chwili jednak z powrotem spojrzałem jej w oczy. - Mój tata... on i Ellie... oni będą mieli dziecko rozumiesz? - mówiąc to prawie się nie rozpłakałem. Sara najwyraźniej też był tym lekko wstrząśnięta. - Jak on mógł to zrobić mamie... - po tych słowach od razu przetarłem wilgotne od łez oczy.  
- Spokojnie... ja wiem że to dla ciebie trudne, ale proszę nie płacz. Wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży. No już uśmiechnij się kotek. - powiedziała i zaraz potem dała mi buziaka w policzek. Po tym od razu na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Kiedy się do mnie przytuliła, nachyliłem się nad jej uchem i wyszeptałem "Dziękuje".  
***
Gdy tylko zadzwonił ostatni dzwonek wszyscy opuścili szkołę, chciałem aby Sara wróciła ze mną ale powiedziała że nie może. Podobno ma coś bardzo ważnego do załatwienia. zastanowiło mnie to... o co może chodzić?  
*Sara*
Znowu stałam pod tymi drzwiami, kiedy tylko spoglądałam na napis "Psycholog" który wisiał na drzwiach,czułam się z tym tak źle. Otworzyłam je i weszłam do środka. Tam ujrzałam panią Marię siedzącą przy hebanowym biurku. Odwróciła się w moją stronę, zaraz potem mówiąc.  
- Dzień dobry Saro. Usiądź proszę. - mówiąc to wskazała na brązową skórzaną kanapę stojącą na środku pomieszczenia. Tuż przed nią była niska szklana ława a po bokach fotele. Pani Maria usiadła na jednym z nich i zaraz potem dalej patrząc na mnie zapytała. - No dobrze, powiedz mi na początek jak się dzisiaj czujesz?  
- Jest... czuje się, całkiem dobrze.  
-Cieszy mnie to, muszę ci powiedzieć że zauważyłam u ciebie pewne postępy. Nie jest co prawda idealnie, ale o wiele lepiej niż na początku.Zapytam cię teraz czy... od naszego ostatniego spotkania miałaś jakieś intymne zbliżenia, ze swoim chłopakiem? - Zawsze mnie o to pyta, nie dziwne, chce mieć pewność. Po chwili ciszy zaczęłam mówić.  
- No... tak jakby. To było, w sobotę. Przyszłam do niego... przez chwilę było wszystko dobrze, ale potem, on, znowu zaczął to robić. Zaczął mnie dotykać... powiedział mi że... że chciałbym zrobić to jeszcze raz... - wiecie mimo tego że,wiem że jej mogę zaufać i powiedzieć wszystko, dlaczego jest mi źle... cały czas czuję się z tym dziwnie że zwierzam się ze swoich problemów, obcej osobie. Nie jest to przyjemne uczucie ale nie mam wyjścia. Prawda jest taka że sama sobie z tym nie poradzę. - Ja się... oczywiście nie zgodziłam. Ale bałam się... sama nie wiem jak mam opisać to jak się wtedy czułam. - po raz kolejny spojrzałam w jej stronę.  
*W tym samym czasie*
*Federico*
Siedziałem sam przy jakiejś opuszczonej fabryce. Możecie się domyślić co tam robiłem. Wiem. jest głupi ale, ja sobie z tym nie radzę. Nie potrafię ot tak z tym skończyć. Zawsze kiedy jest mi źle od razu po to sięgam, nie zastanawiam się nawet chwili. Wiem że to może się dla mnie skończyć chorobą a nawet śmiercią ale to jest silniejsze ode mnie. W pewnej chwili usłyszałem w pobliżu czyjś głos, który był mi znany.  
- Federico...? Co ty tutaj robisz...ty palisz? - Kornelia patrzyła na mnie z wyraźnym zdziwieniem ale też ciekawością. Nie byłem w najlepszym nastroju na jakiekolwiek rozmowy, dlatego od razu zacząłem zachowywać się inaczej niż powinienem.  
- Tak, nie widać? A tak w ogóle to co cię to kurwa obchodzi co? - nie wiem czemu tak zareagowałem, od razu jak tylko się pojawiła zobaczyłem że coś jest nie tak, ja nigdy nie wiem co powiedzieć... idiota ze mnie,  
- No, przepraszam... że zapytałam. - Po dłuższym czasie patrzenia na nią w końcu się ogarnąłem. Rzuciłem tego papierosa na ziemię i przydeptałem go butem zaraz potem zwracając się do niej.  
- Oj... no nie, to ja przepraszam. Nie powinienem się tak odzywać wybacz, po prostu jestem trochę pod denerwowany, powiedz mi co u ciebie? Jakaś taka blada jesteś, coś się stało? - zapytałem patrząc na nią z lekkim niepokojem, naprawdę się o nią martwiłem. Mówiła że wszystko jest w porządku,przez jakiś czas ale w końcu udało mi się ją wybłagać o to by mi powiedziała. Poszliśmy na krótki spacer, wtedy wszystkiego się dowiedziałem... jak się okazało,była właśnie u lekarza. Skarżyła się na częste bóle w klatce piersiowej i ciśnienie które od paru tygodni jest bardzo wysokie. Po kilku wizytach u specjalisty, badaniach... powiedział że jej serce jest w złym stanie. Bardzo mnie to zmartwiło,powiedziała mi też że to czy przeżyje będzie zależało od tego czy zgodzi się na operacje. - Jejku... Kornelia nawet nie wiesz jak mi przykro... nie wiem co mam ci teraz powiedzieć...  
- Wszystko,będzie dobrze... - mówiła co chwilę pociągając nosem. - Mama tak powiedziała, więc, na pewno będzie dobrze. - zaraz potem na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Ja po chwili bez słowa przytuliłem ją do siebie.  
*Godzinę później*
*Sara*
W końcu stamtąd wyszłam. Pani Maria powiedziała mi żebym, unikała takich sytuacji jak ta z przed paru dni. Ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Rozmowa z nią mi pomaga, mam nadzieję że kiedyś wszystko wróci do normy. Szłam chodnikiem w stronę domu. W pewnej chwili tuż przede mną pokazał się Federico. Kiedy już był wystarczająco blisko zapytał.  
- Hej kochanie, skąd wracasz? - Patrzyłam mu prosto w oczy, wcześniej nic mu nie powiedziałam bo... bo nie chciałam. Chociaż i tak już poznał prawdę to wciąż nie jest w stanie tak normalnie z nim o tym rozmawiać. Po chwili jednak wzięłam się na odwagę i powiedziałam.  
- Od... psychologa. - Kiedy usłyszał te słowa lekki uśmiech który widniał na jego twarzy od razu zniknął. Patrzył teraz na mnie wzrokiem pełnym współczucia, smutku.  
- I... i jak? Jak sobie radzisz....? - zapytał cicho.  
-  Jest lepiej. Nie idealnie,ale lepiej. Proszę nie rozmawiajmy o tym dobrze? - na całe szczęście moja prośba została wsłuchana. Kiedy tylko zakończyliśmy tą rozmowę odprowadził mnie do domu.  
*Kamil*
Trzymałem ją za rękę, nie wiem kiedy ostatnio byłem taki szczęśliwy. Po jakimś czasie znaleźliśmy się na placu zabaw, pamiętam go doskonale. To w tym miejscu się poznaliśmy. Bawiliśmy się razem w piaskownicy,to były takie piękne czasy. W pewnej chwili z tych rozmyślań wyrwał mnie jej głos.  
- Kamil... a powiedz mi... ty, ty tak naprawdę, mnie kochasz? - zapytała.  
- A jak inaczej mógłbym cię kochać? Emi zrozum to w końcu że, ty jesteś dla mnie bardzo wyjątkową, wspaniałą dziewczyną. Zawsze kiedy cię widzę moje serce bije sto razy szybciej.Kiedy patrzę na twój uśmiech mam w brzuchu motylki a kiedy robię to... - po tych słowach nachyliłem się i zaraz potem pocałowałem ją. - Mój cały świat, staje się piękniejszy. Dzięki tobie moje życie jest o wiele lepsze... Kocham cię. - uśmiechnąłem się, ona od razu to odwzajemniła.  
- Ja, przy tobie czuję się tak samo. Tak samo mocno cię kocham... tyle dla mnie zrobiłeś. Dziękuje ci... - po tych słowach bardzo mocno wtuliła się we mnie.  
*Federico*
Wróciłem do domu, siedziałem przy biurku odrabiając lekcje. W pewnej chwili przyszła Amelka z Joshem na rękach. Serio? Dlaczego ludzie nie mogą pojąc tego że chcę być sam, że nie mam ochoty na żadne głupie rozmowy. Ale tym razem nic nie powiedziałem tylko westchnąłem a ona weszła w głąb pokoju i usiadła na łóżku.  
- Wszystko okey? - zapytała.  
- Tak wiesz? Wszystko jest po prostu zajebiście. No lepiej być nie mogło! - mówiłem z ironią w głosie.  
- Fede... posłuchaj. Ja wiem że jest ci źle, mi też nie jest łatwo ale... tata ją kocha. Ona jest teraz częścią jego życia,jest dla niego bardzo ważna, tak jak my. Bardzo mu na niej zależy i boli go to że tego nie akceptujesz. - jej słowa już po woli zaczęły mnie wyprowadzać z równowagi. '
- Jasne. Czyli co mam tak po prostu odpuścić i zaakceptować to wszystko co się dzieje? Po moim trupie. Jeśli on myśli że po tym jak znalazł sobie inną i na dodatek zrobił jej dziecko będzie znowu szczęśliwą rodzinką, to się grubo myli, ja się na to nie piszę. A teraz błagam cię, daj mi spokój i wyjdź. Chcę być sam. - popatrzyła na mnie jeszcze przez chwilę i wyszła. Spoglądałem chwilowo w okno, zaraz potem usiadłem na łóżku wziąłem gitarę i zacząłem grać. To też jest dobry sposób na zwalczanie stresu. piosenka którą śpiewałem nosiła tytuł "Ser quien soy" . W pewnej chwili jednak, przerwałem. W mojej głowie zrodziła się jedna chora myśl. Sam nie wiem czemu o tym pomyślałem, ale wtedy nie myślałem o konsekwencjach, o tym że będę tego żałował. Po prostu chciałem to zrobić. Poszedłem do toalety, wyciągnąłem z szuflady maszynkę, pierwsza ostra rzecz jaką zobaczyłem. Usiadłem na podłodze wtedy usłyszałem ten głos w mojej głowie. "Nie rób tego,to nic nie zmieni..." Ale nie słuchałem go, to wszystko co się ostatnio dzieje to dla mnie za dużo. Nie dam rady tak dłużej, tak będzie lepiej... - powiedziałem w myślach i zaraz potem zrobiłem jedną bardzo głęboką kreskę po wewnętrznej stronie nadgarstka. Bordowa krewa zaczęła w szybkim tempie spływać strumieniami po moich nadgarstkach. Łzy mimowolnie wylewały mi się spod powiek, w końcu obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać. Czułem się coraz słabiej, dalej pamiętam już tylko krzyk taty...



I jak?
Wiem znowu krótka... bardzo was za to przepraszam.  
To samo jakoś tak wychodzi naprawdę wybaczcie.  
Postaram się aby następna część była dłuższa :)
Co sądzicie o zakończeniu? :)
Jak myślicie czy reakcja Federico na wieść o nowym dziecku była dobra?  
Czekam na wasze odpowiedzi :)
Piszcie śmiało w komentarzach co sądzicie o tej części.  
I zauważyłam że znowu pod tamtą częścią były tylko 3 komentarze.  
No cóż,nie wiem co powiedzieć. Czy to się zmieni?  
Chce wiedzieć,żeby mieć pewność że to pisanie ma jakikolwiek sens.  
I naprawdę dziękuje tym którzy są ze mną i motywują mnie do dalszej pracy, choć nie jest ich dużo to dziękuje. :)
No to tyle :)

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2714 słów i 14275 znaków.

4 komentarze

 
  • roxi99

    Świetne opowiadanie, po prostu cudowne. Niecierpliwie czekam na kolejną część :) :)

    8 paź 2015

  • Ewcia:D

    Żeby znowu nie były tylko 3 komentarze, to także się podpiszę, abyś wiedziała, że też chętnie będę śledziła dalsze losy Fede. Dlatego życzę Ci dużo weny i nie mogę się doczekać :)

    6 paź 2015

  • Roskaa

    Hoho się dzieje :D Super opowiadanie i oczywiście pisz dalej

    28 wrz 2015

  • Misiaa14

    Cudoooo no wow *-*

    26 wrz 2015