JW Agat Rodział XXX

Leżąc płasko na brzuchu, Marta z przerażeniem patrzyła przez lunetę swojego wielkokalibrowego karabinu wyborowego M107 Barret, na pikujący samolot MiG-29. Jego ogon stał w płomieniach i widać było, że pilot robi wszystko, by nie rozbić się o twarde skały podnóża Wschodnich Karpat. Wbrew początkowemu sprzeciwowi Dawida, wzięła w końcu udział w akcji odbijania zakładników z rąk rumuńskich terrorystów.
Teraz starała się dojrzeć oznaczenia myśliwca. Widziała tylko tyle, że należał do Polskich Sił Lotniczych. Pilota nie była już w stanie zobaczyć. Drżała o Dawida. Nagle zauważyła, jak osłona kokpitu zostaje gwałtownie oderwana, a pilot wyrzucony przez katapultę. Wkrótce jego maszyna roztrzaskała się o zbocze góry, a nad głową spadającego pilota otworzył się spadochron. Wiatr znosił go lekko na północ, co mogło być dla oddziału GROMu niezbyt korzystne. Niefortunnego pilota wtedy też musieliby ratować, a ich czas wyjątkowo zaczął się kurczyć. Tym razem Marta zastępowała rannego snajpera, który nie mógł skutecznie bronić swoich towarzyszy broni.
  
Zamarła nagle, gdy kula świsnęła tuż obok niej. Cholera! Zagapiła się! Skryła się za wyłomem zniszczonego dachu budynku, na którym się znajdowała i starała się uspokoić, co w obecnych warunkach wcale nie było łatwe. Ostrożnie wychyliła się i ustawiając lunetę, zlokalizowała trzech snajperów umiejscowionych w różnych punktach miasta, co uniemożliwiało oddziałowi wykonanie zadania. Musieli dostać się na drugi koniec miasteczka, a trzech snajperów raziło ich pociskami, skupiając żołnierzy polskich w jednym miejscu. Tracili przez to czas, a musieli jeszcze dotrzeć na lądowisko!
- Miętkiewicz, jak sytuacja? – usłyszała w słuchawce głos swojego dowódcy.
- A jaka, do ciężkiej cholery, ma być? - warknęła do mikrofonu. - Siedzę tutaj przyszpilona przez trzech pieprzonych snajperów, kapitanie!
- To się gdzieś przenieś, by mieć lepszą pozycję do strzału. - ton głosu Pawłowicza zdradzał wielkie zniecierpliwienie.
- No jasne! A możesz mi powiedzieć, jak mam to zrobić? Cały czas do mnie strzelają, jakbyś nie zauważył! - wrzasnęła wściekła, aktualnie nie licząc się z tym, że rozmawia z dowódcą.
- Rusz ten tyłek i zrób coś! Nie mamy całego dnia! Tego pilota też trzeba będzie zebrać po drodze...
Westchęła zrezygnowana, gdy zerwał łączność. Przesunęła się jeszcze trochę w prawo i przyjęła pozycję strzelecką, ustawiając lufę w kierunku najbliższego snajpera. Po chwili spokojnie nacisnęła spust. Dwie sekundy później pocisk roztrzaskał krtań nieprzyjaciela. Uchyliła się przed strzałami dwóch pozostałych żołnierzy i ponownie złożyła się do strzału. Niedługo potem drugi komandos leżał martwy. Odetchnęła głęboko. Teraz został już tylko jeden.
- Miętkiewicz! Został ci ostatni. Jeśli go nie zdejmiesz, miniemy się z naszym transportem - usłyszałam ponownie kapitana. - Musimy...
Nagle rozległ się huk wystrzału. Potem drugi.
- Jasny gwint! - jęknęła, przeczuwając co się mogło stać. Nie czekając już na nic, odnalazła ostatniego strzelca i uwzględniając prędkość i kierunek wiatru, posłała ostatnią kulę. Przez chwilę trwała nieruchomo, by upewnić się czy rzeczywiście przeciwnik został zlikwidowany. Wreszcie zabezpieczyła broń, przewiesiła ją przez ramię i w rękę chwyciła karabinek HK416 w wersji D145RS. W najbliższą dziurę między dwoma blokami cegieł wbiła kotwiczkę zabezpieczającą linę, sprawdziła czy się nie zerwie i ostrożnie zjechała po niej kilka pięter niżej. Trzy minuty później dobiegła do swojego oddziału. Na ziemi leżały dwa ciała. W jednym rozpoznała dowódcę, drugi był pilotem zestrzelonego myśliwca.
- Co z nimi? - zapytała lekko zdyszana.
- Pawłowicz oberwał. Ten pilot też. Obie rany dość paskudne.
- Dotrzemy na lądowisko? - odezwała się, patrząc na nieprzytomnego pilota. - Czemu on dalej jest w kasku i masce?
- Nie pytaj - odparł krótko żołnierz obok niej. - Jeśli będziemy wystarczająco szybcy, to tak. Przejmujesz dowodzenie.
- Wiem. - kiwnęła głową i nadała komunikat, kontaktując się ze śmigłowcem, który miał odebrać ich z miejsca akcji. - Iskra Jeden, tu Piorun Delta, mówi kapitan Marta Miętkiewicz. Prosimy o natychmiastową ewakuację, mamy dwóch rannych. Idziemy na lądowisko głowne.
- Piorun Delta, tu Iskra Jeden, przyjąłem. Lecimy po was. Spotkanie za dziesięć minut - odparł pilot śmigłowca.
- Mamy dziesięć minut na dotarcie na lądowisko. Brać ich i jazda - rzuciła szybki rozkaz. Jej ludzie natychmiast podjęli z ziemi dwóch nieprzytomnych żołnierzy. Puścili się szybkim truchtem w stronę wyznaczonego miejsca spotkania. Dotarli tam mocno zasapani w momencie, gdy osiadał na placu ich transport-dwa śmigłowce Mi-8. Szybko wpakowali się do maszyn. Rannych umieścili w pierwszym śmigłowcu, w którym usiadła również Marta i trzech jej ludzi, a w drugim resztę z uratowanymi żołnierzami. Pawłowicza i pilota umieszczono na specjalnych noszach przytwierdzonych do ściany. Po chwili poczuli lekkie szarpnięcie i zaczęli się bezpiecznie oddalać od terenu akcji. Dopiero wtedy Marta, wbrew radom kolegów, zdjęła pilotowi hełm i maskę. Widząc jego twarz osunęła się na kolana.
- Dawid - jęknęła.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 949 słów i 5448 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • juliq07

    On będzie żył, prawda?

    10 kwi 2016

  • elenawest

    @juliq07 a tego to ja ci powiedzieć nie mogę :-P zobaczysz w kolejnej części ;-)

    10 kwi 2016