JW Agat Rodział XI

Zanurzyła dłonie w pojemniczku z talkiem. Lekko podskoczyła, chwytając pewnie najniższy z drążków. Rozhuśtała się i wykonała obrót wokół pierwszego drążka, z jednoczesnym zrobieniem szpagatu. Przeskoczyła ku drugiemu drążkowi, który leciutko się ugiął pod jej ciężarem. Znów wykonała kilka salt, rejestrując, że wciąż jej uczniowie nie ćwiczą, tylko przyglądają się jej. Wykonała więc obrót na jednej ręce w kierunku wcześniejszego drążka i kiedy już miała chwycić się ponownie obiema rękami tego, na którym obecnie wisiała, palce prawej ręki odmówiły jej posłuszeństwa i z łoskotem upadła na materace. Jęknęła, bardziej z frustracji niż jakiegoś bólu.
- Marta! – wrzasnął Michał, podbiegając do niej i przytrzymując ją delikatnie, gdy próbowała wstać. – Nic ci nie jest?
- Nie nic. Stłukłam sobie tylko lekko łokieć.
- To dobrze. Chcesz nam się tutaj połamać? Nie ćwicz czegoś takiego już więcej.
- Nie dyryguj mną – warknęła, bo nigdy nie lubiła być traktowana, jako ofiara wypadku. – Będę ćwiczyć tak często, jak mi się to podoba i ty mi tego nie zabronisz. Nie jestem w twojej jurysdykcji.
- Ale jesteś tu gościem, więc źle by było, gdybyś sobie coś uszkodziła będąc u nas. Nie sądzisz? – Michał wyglądał na rozeźlonego, że raczyła mu tak ostro odpowiedzieć przy uczniach. – Wracajcie do ćwiczeń! – prychnął wściekły na uczniów, którzy powoli zmierzali w ich stronę.
  
Kilka godzin później ćwiczenia się zakończyły. Z sali pierwszy wyszedł Michał, a za nim niemal cała reszta uczniów. Kilku z nich, w tym Dawid, zostali na sali, by posprzątać ją nim pójdą na kolację. Marta właśnie wychodziła na korytarz, zauważając stosunkowo wesołe spojrzenie Dawida, gdy niespodziewanie, niemal tuż za drzwiami wpadła na Kyle’a.
- Co tu robisz? – zapytała go natychmiast, przybierając obronną postawę. Założyła ręce na piersi i patrzyła na niego dość groźnie.
- Szukam cię po tej zaplutej dziurze… Co żeś tam robiła? – warknął.
- Szkoliłam kadetów, mieliśmy zajęcia na sali gimnastycznej… I wcale nie uważam, by ta jednostka była zaplutą dziurą, jak byłeś łaskaw to określić. Być może i nie równa się z Fokami, ale wcale nie jest zła – syknęła rozeźlona.
- Spójrz na siebie. W Fokach byłaś kimś! Moim zastępcą! A tu? Nawet nie zachowałaś swego stopnia! Zdegradowali cię!
- Na moje własne, kurwa, życzenie, palancie! Myślisz, że miałam ochotę zachować dawny stopień, po tym, jak mnie zdradziłeś?
- Szkolisz kadetów, tak? Znudziła ci się stała służba? Czy może już nie możesz walczyć i nadajesz się tylko do tego, by uczyć jakichś tępych patałachów?
- Stul ryj! – warknęła. – Nie jestem żołnierzem tej jednostki, jakbyś nie zauważył kretynie, lecz służę w GROMie, a tutaj przyjechałam na wymianę!... Zejdź mi z oczu! – starała się go ominąć, ale skutecznie zagrodził jej drogę.
- Jak śmiesz w taki sposób się do mnie odzywać? – jego głos przepełniony był jadem, a oczy miotały błyskawice. Marta próbowała się wyrwać, lecz przygwoździł ją do ściany. – Jesteś nic niewartą suką, która nie była na tyle inteligentna, by nie wpaść na prosty pomysł, by nie iść na akcję, w której zginęło moje nienarodzone dziecko!
- Jakbyś zapomniał, to było również moje dziecko i bardzo żałuję, że w ogóle się z tobą związałam. – za ostatnie słowa nieomal splunęła mu w twarz.
- Jesteś dziwką, która zapłaci mi za śmierć mojego syna! – syknął i złapał ją mocno za szyję, jednocześnie palcami drugiej rozsuwając rozporek swoich spodni. Marta głośno przełknęła ślinę, gdy wtem za nimi rozległ się spokojny młodzieńczy głos:
- Można wiedzieć co się dzieje?
Okazało się, że z sali gimnastycznej wyszła właśnie ta ostatnia grupka uczniów, a widząc swoją nauczycielkę w ewidentnym niebezpieczeństwie, stanęła właśnie w jej obronie. Kyle obrócił się w ich stronę, a widząc dwóch chłopaków niezbyt imponującej postury, uśmiechnął się tylko do nich drwiąco i po angielsku wycedził przez zęby:
- Fuck off!
Obrócił się ponownie w stronę Marty, lecz nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, czyjaś silna dłoń oderwała go od kobiety i powaliła na podłogę. Marta ujrzała pochylających się chłopaków nad powalonym mężczyzną. Ze zdenerwowania osunęła się na ziemię, wbijając wzrok w Kyle’a. Dawid widząc jej przerażenie, zakomenderował szybko:
- Paula leć po pułkownika, Mastersa i jeszcze ze dwóch jakichś oficerów i sprowadź ich tu jak najszybciej. Powiedz, że to bardzo pilne!

Dziesięć minut później dziewczyna wróciła z zaaferowanymi oficerami.
- Pani kapitan, co się stało? – zapytał pułkownik. - Dlaczego nasz gość jest powalony na podłogę? Co się dzieje? Proszę natychmiast mi to wytłumaczyć. - w jego głosie zadźwięczała stal, ale gdy tylko spojrzał w przerażone oczy kobiety, pojął, że musiało się stać coś złego.
- Pułkowniku, proszę pozwolić mi powiedzieć, jak to wyglądało z naszej perspektywy – powiedział Dawid.
- Mów.
- Skończyliśmy zajęcia na sali gimnastycznej. Pani kapitan Borkowicz, jako ostatnia wychodziła z pomieszczenia. Ja wraz z Filipem, Paulą i Nadią – wskazał kolejno na przyjaciół – zostaliśmy jeszcze chwilę, by uprzątnąć wszystko. Po chwili usłyszeliśmy podniesione głosy. Rozpoznaliśmy panią kapitan. Mówiła do kogoś po angielsku, więc łatwo wydedukowaliśmy, że najwyraźniej rozmawia z tym gościem. Po chwili stwierdziliśmy, że ton głosu pani kapitan, zaczyna dźwięczeć przerażeniem. Doszliśmy do wniosku, że pasowałoby sprawdzić, co się dzieje. Gdy wyszliśmy, ten Amerykanin dociskał właśnie naszą panią kapitan do ściany, trzymając jedną rękę na jej gardle, a drugą rozsuwając sobie rozporek.
- Więc go znokautowaliście – domyślił się Masters.
- Nie, panie majorze. Uprzejmie zapytaliśmy się co się tu dzieje, ale kazał nam stąd spieprzać, przy czym on nie użył dokładnie tego słowa. – narrację przejął Filip. – Wtedy go oderwaliśmy od pani kapitan, bowiem ona była przerażona, a mężczyzna z kolei wyglądał, jakby chciał ją udusić.
- Rozumiem. To przykre… Pani kapitan, czy pani zna osobiście tego mężczyznę? Co prawda powiedział mi on, że chce się z panią widzieć, bo znacie się z Navy Seals, ale nie chciał udzielić mi żadnych innych informacji, a ja nie mogę dodzwonić się do jego dowódcy.
- Niestety, pułkowniku. Bardzo dobrze go znam. To mój były dowódca z jednostki, a nawet plutonu, w którym służyłam, oraz niestety mój były partner. Opowiedziałam mu o sytuacji, która zdążyła się w moim życiu pół roku temu. Przyjął to stosunkowo spokojnie, lecz dzisiaj ewidentnie mu coś odbiło, bowiem zaczął mnie wyzywać od suk i dziwek. – głos kobiety lekko drżał, a Dawid poczuł nieodpartą chęć najpierw uduszenia Amerykanina gołymi rękami, a następnie przytulenia Marty. Powstrzymał się jednak, wiedząc, że ten czyn byłby dla niego fatalny w skutkach. – Powiedziałam mu również, że nie mam ochoty na żadne już kontakty z nim i że ma się wynosić z mojego życia, lecz najwyraźniej do tego pana nie dociera sens moich słów.
- Trudna sprawa, bowiem oboje państwo jesteście tutaj naszymi gośćmi, lecz honor i kodeks wojskowych nakazuje, żeby każdą próbę pogwałcenia praw człowieka przez żołnierza, natychmiast zgłaszać na sąd polowy. W tym jednak wypadku dla tego mężczyzny, jak się obawiam odbędą się nie dwa, lecz trzy, a może i nawet cztery procesy karne… Panowie – zwrócił się do towarzyszących mu oficerów – przetransportują panowie tego mężczyznę do naszego więzienia, gdzie czekać będzie na odpowiednią rozprawę.
Dwóch oficerów podjęło z ziemi mocno wymiętoszonego Walkera i odprowadziło go w stronę cel. Po chwili rozmowy, Drumowicz i Masters również odeszli, zostawiając młodzież razem z nauczycielką.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1471 słów i 8179 znaków, zaktualizowała 3 lut 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Igor

    Czytam jednym tchem . Bomba :-)

    18 kwi 2016

  • elenawest

    @Igor dziękuję bardzo :-D cieszę się :-D

    18 kwi 2016