JW Agat Rozdział LX

Nazajutrz Marta i Dawid wstali wyjątkowo wcześnie. Zależało im bowiem na rozmowie z pozostałymi instruktorami, by opracować plan działania na najbliższe dni. Po drodze spotkali pułkownika, który miał ich przedstawić reszcie instruktorów, którzy dopiero teraz dotarli do jednostki.

- Witam wszystkich państwa. Mam przyjemność przedstawić was państwu wzajemnie, a resztę, jak sądzę załatwicie między sobą. Zacznę od najniższego stopniem... Pan plutonowy Jacek Błachnio, żołnierz Jednostki Wojskowej Agat. - kiwnięcie głową jednego z mężczyzn. - Starszy plutonowy Dawid Miętkiewicz, pilot z dwudziestej trzeciej Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim — Dawid lekko skinął głową, patrząc poważnie po twarzach zebranych, szukając ewentualnego przeciwnika, z którym mógłby walczyć o Martę. - Sierżant Służby Więziennej Igor Bednorz, starszy sierżant wojska polskiego Paweł Miłoszewski, starszy chorąży celny Mikołaj Stonoga, straszy chorąży sztabowy, Norbert Dumczok, radiotelegrafista z Jednostki Wojskowej Nil — czterokrotne przywitanie — oraz nasi najwyżsi stopniami, podporucznik Tomasz Krzyżanowski, komandos z Jednostki Wojskowej Komandosów i pani major Marta Miętkiewicz, komandos Jednostki Wojskowej GROM.
Marta i jej zastępca poważnie przywitali się ze wszystkimi.

- Pani major, to pani spośród nas jest najwyższa stopniem, a ponadto ma pani doświadczenie w kierowaniu takim obozem, więc to pani powinna zdecydować, jak to wszystko ma wyglądać — powiedział młody plutonowy z Agatu, gdy tylko Drumowicz wyszedł z pomieszczenia.
- Być może to, co powiem wyda wam się zbyt ostre, ale proponuję im na początek zrobić prawie że identyczne szkolenie, jakie przechodzi się niemal we wszystkich jednostkach specjalnych, oprócz Formozy oczywiście. Niech poczują co to znaczy prawdziwe wojsko! Wiem, że to młodzież, ale patrząc na ich zachowanie, jak tutaj szli, to wyglądają na totalnie zblazowanych i gotowych narobić nam tutaj smrodu, jeśli wystarczająco szybko ich nie usadzimy. Musimy ich przestraszyć, sprawić, żeby poczuli się mało ważni wobec nas, wtedy przestaną nam pyskować. Mam nadzieję, że rozumieją panowie, o czym mówię, bo właściwie większość z nas przeszła to samo... A potem proponuję przerzucić ich na szkolenie lotnicze. Tez im się przyda, a będą mieć rozpiętość.
- A jak pani ma zamiar to zrobić? - zainteresował się Krzyżanowski.
- Dawid?... - zwróciła się Marta do męża.
- Z tego, co mi wiadomo, pułkownik Drumowicz był łaskaw porozumieć się z dowódcą wrocławskiej jednostki, który zgodził się udostępnić nam na czas tych ćwiczeń dwa symulatory lotów, jeden cywilny, drugi wojskowy. Poza tym mamy porozumienie z Gliwicami, tam jest lotnisko sportowe, zgodzili się udostępnić nam na kilka dni swoje maszyny, by młodzi mieli możliwość, chociaż posiedzieć w samolocie. Wiem też, że było coś mówione o wycieczce pod Wrocław do tamtejszej bazy wojskowej, być może nam się uda, wtedy uczniowie zobaczą, co to znaczy lotnictwo — zrelacjonował spokojnie Dawid.
- Rozumiem... To dobrze — odparł Tomek. - Czyli będziemy mieć różnorodność... W takim razie, od czego zaczynamy, pani major?
- Chwila... Później jeszcze proponuję wprowadzić ich w służbę celną i więzienną, a zakończyć na nasłuchach, by kolega z JW. Nil też miał czym się pochwalić... A proponuję zacząć im szkolenie od ostrej musztry. Na zewnątrz, zobaczymy jak z ich dostosowaniem się do rozkazów. Pamiętajcie, że pomimo że noszą mundury, nie mają pojęcia tak naprawdę, jak wygląda prawdziwe wojsko, więc nawet gdyby ktoś się w czymś pomylił, nie dajecie tego po sobie poznać... Jacek, ty ich weźmiesz z Dawidem na musztrę, jako najniżsi stopniami, ja z Tomkiem dojdę w połowie mniej więcej. Tej nocy młodzież ma nie kłaść się spać. Robimy im w pokojach totalny burdel, diabła tasmańskiego, rano mają być zmęczeni do tego stopnia, by nie próbowali pyskować — rzekła Marta, patrząc po twarzach zebranych. - Ja wiem, że panowie ze służby więziennej i celnej przeszli inne szkolenie, niż większość z nas i możecie być lekko zaskoczeni trybem i metodami naszych działań, ale proponuję po prostu się przystosować.

- Dawid! Dawidku, jak to miło znów cię widzieć, chłopcze! Jak ci się powodzi? - usłyszał Dawid podczas spaceru w jednostce. Zaskoczony zasłyszanym głosem, odwrócił się błyskawicznie w stronę jego źródła. Ujrzał swą dawną wychowawczynię z liceum, z pierwszej klasy. Uśmiechnął się do niej przyjemnie, bo zawsze ją lubił.
- Dzień dobry — odparł. - Ale niespodzianka, nie sądziłem, że będę miał jeszcze okazję panią spotkać, a już na pewno nie w jednostce wojskowej.
- No cóż... Wróciłam do nauczania w liceum mundurowym, więc rada nie rada, musiałam tutaj przyjechać z moimi podopiecznymi — powiedziała pogodnie, podchodząc do niego i witając się z nim dość czule. - Teraz jest zupełnie inaczej, niż jak ty tu byłeś.
- To prawda, ale sama jednostka niewiele się zmieniła. Wciąż właściwie bez przeszkód wszędzie tutaj trafiam — zaśmiał się.
- No wiesz, ja tego niestety tego nie mogę sprawdzić, bo jestem tu pierwszy raz... Widzę natomiast, że ty się bardzo zmieniłeś.
- Tak? Na lepsze?
- I to bardzo — kobieta uśmiechnęła się do niego lekko dwuznacznie. - Wydoroślałeś, wyprzystojniałeś... Jak to mówią moje młodsze koleżanki, niezłe ciasteczko z ciebie! - ukazała w uśmiechu nienaturalnie białe zęby.
- Dziękuję bardzo... Moja żona też tak uważa...
- Masz żonę? - zainteresowała się. - Od kiedy?
- Błagam... Niech pani nie udaje, że przynajmniej plotek w szkole pani nie słyszała.
- No przyznam ci się, że coś tam słyszałam, ale nie bardzo chce mi się w to wszystko jakoś wierzyć... To zbyt nieprawdopodobne!
- A jednak prawdopodobne — mruknął niechętnie, bo zachowanie jego byłej wychowawczyni coraz mniej mu się podobało.
- Więc... Teraz szkolisz młodych mężczyzn na żołnierzy, tak? - zapytała po chwili milczenia.
- Nie. Jestem tutaj by szkolić uczniów, nie wojskowych kadetów. Nie należę do tej jednostki, jestem pilotem...
- Oh! Rozumiem... W takim razie takie latanie helikopterem musi być nadzwyczaj ekscytujące, prawda?
- A czy ja powiedziałem coś na temat helikoptera? - zdziwił się uprzejmie. - Jestem pilotem wojskowego myśliwca... A teraz przepraszam, ale muszę już iść, mam masę roboty. - nie czekając na jej reakcję, odwrócił się i ruszył w stronę budynku przeznaczonego dla młodzieży.
- Mam nadzieję, że jeszcze sobie porozmawiamy! - krzyknęła za nim kobieta, ale on nawet nie raczył jej odpowiedzieć.

Marta stała w niedbałej pozie, opierając się plecami o zimny mur budynku, nieopodal zgromadzonych na placu uczniów, którzy z pogardą w oczach wpatrywali się w Jacka i Dawida.
- Jesteście tutaj, bo tak zdecydowaliśmy i naprawdę gówno mnie obchodzi, że tęsknicie za ciepłym gniazdkiem domowym! Naszym zadaniem tutaj jest wyszkolić was na super przygotowanych kadetów do zasadniczej służby wojskowej! - darł się na nich młody plutonowy, powoli chodząc wzdłuż szeregu młodzieży. Dawid stał nieopodal i na razie nic się nie odzywał. - W dwuszeregu zbiórka!!!
Młodzi natychmiast podzielili się na dwa długie szeregi.
- Wiem, że część z was była już na jakichś obozach organizowanych przez wasze szkoły, ale teraz doświadczycie zupełnie czegoś innego! - powiedział Dawid, patrząc na nich surowym wzrokiem. - Każdy z was wyjmie teraz z lewej kieszeni spodni foliową torebkę z naklejonym na niej plastrem. W tej samej kieszeni macie długopis, którym podpiszecie się na torebce, a do niej włożycie swoje wyłączone telefony komórkowe! - kolejny rozkaz sprawił, że posypały się liczne słowa oburzenia.
- Zamknąć mordy! To rozkaz, a nie grzeczna prośba! Nie podoba się, to wypierdalać do mamusi i tatusia!!! - ryknął na nich Jacek.
Marta pokręciła lekko głową. Wiedziała, że tak będzie, zastanawiała się tylko, jak szybko się zbuntują. W końcu jednak z niemałym zadowoleniem stwierdziła, że wszyscy uczniowie poddali się niełatwemu rozkazowi. W końcu telefony zostały im odebrane i zapakowane do dwóch kartonowych pudeł.
- A teraz, w lewo zwrot i do budynku marsz! Zatrzymujecie się przed stołówką i tam oczekujecie kolejnych rozkazów! Ruszać! - kolejny krzyk Dawida rozdarł powietrze. Marta lekko oderwała się od muru i dużo szybciej, niż uczniowie podążyła w stronę wspomnianego budynku. Na miejscu zastała już Krzyżanowskiego, którego obdarzyła ciepłym uśmiechem, niepozbawionym pewnej nuty złośliwości na myśl o ostrej nocy szykowanej dla młodych.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1522 słów i 8896 znaków, zaktualizowała 5 lip 2016.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto