JW Agat Rozdział XLIII

- No co znowu? - wściekła się Marta. - Akcja zaplanowana była na góra dwie godziny, a już one dobiegają, więc niemożliwe byśmy się, kurwa wyrobili!
- Zamknij się, Miętkiewicz i chodź tutaj! - wrzasnął do niej jeden z medyków. Cały upaprany był w krwi i w sumie nic dziwnego, skoro próbował pousuwać wszystkie poszarpane tkanki w nodze Graniera. Marta podeszła szybko do lekarza z pytającym spojrzeniem.
- Musisz mi pomóc — rzekł natychmiast.
- Co mam zrobić? - zapytała, przykucając przy nim.
- Mam za grube palce, a muszę chwycić naciętą tętnicę i ją załatać. Inaczej on się wykrwawi.
- Żartujesz? Mam mu wsadzić rękę do ciała?
- Dokładnie! I pospiesz się! - ryknął na nią, widząc, że się waha. Marta przełknęła głośno ślinę i zdjęła rękawice. Zbliżyła ręce do ziejącej strasznie dziury i powoli, z niesmakiem malującym się na jej twarzy, zagłębiła palce w miękkie ciało i ciepłą krew, która wielce utrudniała jej wymacanie tego, co miała schwycić.
W końcu po niemal półtorej minucie poszukiwań udało jej się złapać aortę udową. Na polecenie medyka, wyciągnęła ją lekko na wierzch. Wzdrygnęła się niepowstrzymanie, gdy krew trysnęła jej na mundur. Gdy tylko rozcięcie zostało złapane specjalnymi szczypczykami, Marta rozwarła palce i odskoczyła do tyłu. Oglądając swe zakrwawione ręce niczym Lady Makbet, usiadła ciężko na podłodze. Czuła, jak odchodzą ją wszystkie siły. Poczuła się nagle słaba i samotna. Zapragnęła wtulić się teraz w silne ramiona Dawida, przytulić dzieci i być znów szczęśliwą, bez zmartwień na tle wojskowym.
- Wszystko dobrze? - zapytał ją jeden z Brytyjczyków, kucając przy niej.
Spojrzała na niego krótko i odparła cicho:
- Nie wiem. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w operacji człowieka. To takie dziwne uczucie, gdy ma się w nim swoje dłonie... Nie... - nie dokończyła, bo nagle głowa opadła jej na piersi i byłaby się przewróciła, gdyby żołnierz nie złapał jej w porę w swoje ramiona.
Obudziła się kilkanaście minut później. A przynajmniej tak się jej wydawało. Poruszyła się niespokojnie i aż jęknęła z bólu. Ramię piekło ją niemiłosiernie!
- Czemuś nie powiedziała, że jesteś ranna? - usłyszała głos koło siebie. Zerknęła w prawo i ujrzała śpiącego Eliasa. Od niego więc ten głos nie mógł dochodzić. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku i przed swoimi oczami ujrzała siedzącego po turecku Pawłowicza, który przyglądał się jej z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Nie chciałam was martwić — jęknęła, nie bardzo myśląc co mówi.
- To najbardziej idiotyczna wymówka, jaką ostatnimi czasy słyszałem — mruknął z dezaprobatą. - A przeszło ci w ogóle przez myśl co zrobiłby Dawid, gdybyś wykrwawiła się na akcji, bo nie chciałaś o tym nikomu mówić?! Nie rób z siebie idiotki, bardzo cię proszę... Bo nią wcale nie jesteś.
Marta odwróciła wzrok. Było jej głupio, że postąpiła aż tak nierozsądnie! Kompan miał rację.
- Przepraszam...
- Masz za co... Ale nie mnie, a swojego męża — odparł szybko, wstając.
Zamknęła oczy, nie chciała by ktoś dostrzegł u niej smutek, była przecież twardym żołnierzem, jedyną kobietą w GROMie i prawdziwie się tym szczyciła.
Obudziło ją lekkie dudnienie gdzieś nad nimi. Nie zważając na ból w ramieniu, podniosła się do siadu prostego.
- Wytoczyli ciężkie działa — powiedział Pawłowicz lakonicznie, lecz widząc jej pytający wzrok, mruknął — Czołgi wyjechały na ulice... A nasze myśliwce toczą walkę w powietrzu.
Marcie dreszcz przebiegł po plecach. Sytuacja stawała się coraz gorsza, konflikt się zaogniał.
- Co teraz? - zapytała cicho.
- Teraz czekamy. Nie mamy tyle amunicji, by z nimi walczyć, a mieszkańcy są raczej skąpo wyposażeni. Liczą na naszą pomoc, a my nie mamy jak im jej udzielić.
- Czyli mamy tak zwaną kwadraturę koła — warknęła, z miejsca zapominając o złym samopoczuciu. Duch bojowy znów doszedł u niej do głosu!
- No coś w tym rodzaju... Póki co ich zwodzimy, ale obawiam się, że jeśli potrwa to trochę dłużej to stracą do nas cierpliwość.
- I tak źle i tak niedobrze... Czyli co robimy?
- Ty odpoczywasz, my obmyślamy plan ucieczki z jednoczesną pomocą dla Białorusinów — powiedział Brytyjczyk, podchodząc do nich. Marta spojrzała na niego niezbyt przyjaźnie, bo nigdy nie lubiła tego biernego czekania, ale jednocześnie wiedziała, że w tej materii sprzeciw nic nie da. Była osłabiona po postrzale, spowodowanym przez to upływie krwi, no i wyjęciu kuli z ramienia i jakakolwiek nieprzemyślana przez nią decyzja, mogła sprawić, że skutki misji w czasie będą opłakane. Opadła więc na poduszki, rozmyślając o Dawidzie. Leżąc tak, mimochodem spojrzała na Graniera. Jego twarz lśniła od potu, powieki drgały niepowstrzymanie.
- Co z nim? - zapytała medyka, gdy tylko ten podszedł sprawdzić jej opatrunek na ręce.
- Jest w naprawdę ciężkim stanie. Bez specjalistycznego sprzętu nie wiem, czy zdołam go uratować.
Marcie łzy lekko zaszkliły się w oczach. Żal jej było młodego chłopaka. Miała nadzieję, że nie umrze, tylko razem ze wszystkimi powróci do swego kraju z tej misji. Słyszała przyciszone rozmowy swych towarzyszy oraz zaniepokojone szepty tych, którzy im pomogli, a także niestety częste kanonady karabinowe na powierzchni i złowrogie okrzyki żołnierzy. Leżała, rozmyślając o tej całej parszywej sytuacji, bała się, że może już nie spotkać się z rodziną. Żałowała, że w gniewie zerwała kontakt z rodzicami, przecież jeśli tutaj by zginęła, to ta informacja wcale nie musiałaby do nich dotrzeć. Zamknęła oczy, walcząc z ogarniającym ją płaczem. Usypiając, zdawało jej się, że gdzieś w górze przeleciał śmigłowiec, a potem jakby kilka myśliwcy. Ostatnim przebłyskiem zasypiającej świadomości, zarejestrowała jeszcze odległy huk, po czym zapadła w zbawienny sen.

Obudziwszy się kilka godzin później dużo bardziej wypoczętą, pierwszym co ze zdziwieniem spostrzegła, było to, że liczba przebywających w pomieszczeniu osób uległa zwiększeniu. Zamrugała kilkakrotnie, by wyostrzył jej się wzrok, na mundurze najbliższego żołnierza dostrzegła oznakowanie Agatu, a nieopodal dalej trochę inne, które w końcu zidentyfikowała jako lotnicze. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy wtem jej imię wymówił znany jej głos. Serce ścisnęło jej się mocno w piersi.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1221 słów i 6604 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • juliq07

    Dawid?

    2 maj 2016

  • elenawest

    @juliq07 zobaczysz :-D

    2 maj 2016