JW Agat Rodział XIV

Chłopak zaczynał dla niej znaczyć coś więcej, lecz sama jeszcze nie potrafiła zdefiniować, co dokładnie. Nie mogła zaprzeczyć, że jej się podobał i ją do niego ciągnęło, choć rozum czasem podpowiadał, że może być to niebezpieczne. Położyła się spać z uśmiechem na ustach.  
Rano wstała wyjątkowo szczęśliwa. Przedostatni wolny dzień minął jej dość sympatycznie. Niedziela również, chociaż Michał dość często jej się narzucał i robił to coraz bardziej nachalnie.
Poniedziałek przyniósł zupełnie nieoczekiwane wydarzenia. Będąc do południa na strzelnicy, Marta i Michał już z daleka ujrzeli niemal biegnącego w ich stronę, wielce wzburzonego mężczyznę. Wymachiwał jakimś plikiem papierów, a wściekłość wymalowana na jego twarzy, nie wróżyła niczego dobrego.
- Co to, kurwa, jest? Co?! – ryknął, zbliżając się do stanowisk strzelniczych. Jego głos był tak donośny, że nawet uczniowie ze słuchawkami na uszach zdołali go dosłyszeć. Ściągali teraz swe ochraniacze, przyglądając mu się ciekawie. Z jednym wyjątkiem. Dawid, gdy tylko usłyszał jego głos, cofnął się przerażony.
- Dzień dobry. Czym możemy panu służyć? – zapytała spokojnie Marta.
- Spieprzaj mi z drogi, paniusiu – warknął mężczyzna, odsuwając ją bezceremonialnie na bok niczym niepotrzebny mebel stojący mu na drodze. – Gdzie ten gnój?... Gdzie mój syn? Dawid!!! – ryknął tak potężnie, że większość uczniów podskoczyła przerażona.
- Pan jest ojcem Dawida? – zapytał Michał, zastępując mu drogę.
- Tak, jestem! I żądam wyjaśnień! Dawid! Jaki pozew do sądu? Jakie znęcanie się? Wytłumacz się! Coś ty im tutaj naopowiadał?
Chłopak cofnął się jeszcze bardziej, a reszta młodzieży zaczęła robić coraz większe oczy, słuchając wściekłego ojca.
- Pan się uspokoi, bo będziemy musieli pana obezwładnić – warknęła Marta, delikatnym ruchem odpinając kaburę i odbezpieczając broń.
- A pani to kto? – syknął, mierząc ją taksującym wzrokiem.
- Kapitan Marta Borkowicz, żołnierz GROMu w stanie spoczynku. Były żołnierz Navy Seals również w stopniu kapitana. Aktualnie tutaj dowódca grupy, do której należy pański syn na tym obozie – wyrecytowała oschle. – Życzy sobie pan również pełną dokumentację medyczną, czy to już wystarczy?
- GROM? Tutaj? – zająknął się mężczyzna.
- Tak i panu nic do tego. A teraz jeśli łaska, przejdziemy w bardziej ustronne miejsce, a konkretnie do gabinetu pułkownika Drumowicza, który na pewno będzie chciał porozmawiać o papierach, które trzyma pan w ręku, jak również o pańskim wtargnięciu na teren wojskowej strzelnicy, które to wtargnięcie odbyło się bez uprzedniego powiadomienia kogokolwiek, jak mniemam.
Ujęła go żelaznym chwytem za ramię i pociągnęła w stronę budynku dowództwa. Michał razem z Dawidem ruszyli za nimi. Uczniowie zostali odesłani do swoich pokoi.
Kilkanaście minut później w czwórkę weszli do gabinetu dowódcy, który czekał już na nich z marsową miną. Ojciec Dawida dostał ataku prawdziwej furii, gdy zorientował się, że jego dawny kolega z wojska dowodzi tą jednostką. Masters musiał go skuć, bo stanowił poważne zagrożenie. Uspokoił się dopiero po dłuższej chwili, więc został rozkuty, aczkolwiek rozmowa, jaka się później potoczyła, też nie należała, łagodnie mówiąc, do spokojnych. Ojciec Dawida zachowywał się niczym rozjuszony tur, atakując wszystkich i zupełnie nie przyjmując do wiadomości tego, że żołnierze posiadają wobec niego naprawdę mocne dowody obciążające. W końcu rozwścieczony najwyraźniej do białości, rzucił się na Martę siedzącą najbliżej niego. Przygniótł ją mocno do ściany, jednocześnie zaciskając dłonie na jej krtani. Chwilę potrwało nim Mastersowi i Dawidowi udało się odciągnąć szaleńca od kobiety, która powoli zaczynała już nabierać zielonkawego koloru na twarzy. Kiedy wreszcie uścisk na jej gardle zelżał, osunęła się na ziemię niemal bez tchu. Zaczerpnęła kilkakrotnie chrapliwie powietrza, patrząc, jak mężczyźni szamocą się z ojcem chłopaka, a następnie zakuwają go w kajdanki i oddają pod opiekę Żandarmerii Wojskowej, którą zdążył już wezwać Drumowicz.
- Nic ci nie jest? – zapytał Dawid, podchodząc do niej.
- Słucham? – mruknęła Marta, mrożąc go wzrokiem.
- Nic się pani nie stało? – poprawił się szybko.
- Nie. Dziękuję za troskę i po raz kolejny za pomoc – odparła twardo.
Kiedy zbierali się do wyjścia, kilka minut później, pułkownik nakazał Marcie pozostać jeszcze w swoim gabinecie.
- Kapitan Borkowicz, przymknąłem oko na to, że z tym chłopakiem macie się ku sobie, choć powinienem was odsunąć od służby tutaj i zgłosić wszystko sądowi wojskowemu. Nie zrobiłem tego jednak, bowiem doszedłem do wniosku, że być może po waszych przejściach będzie to dla was zbawienne, tak samo jak dla tego chłopaka. Odnoszę jednak niestety niemiłe wrażenie, że wasza relacja zaszła za daleko, że nie panujecie nad sytuacją. Pozwalacie, by Dawid odzywał się do was po imieniu w czasie zajęć, co jest niedopuszczalne. Zmuszony jestem wobec tego, w trybie natychmiastowym odsunąć was od prowadzenia tej grupy na pozostały czas obozu i odesłać do Warszawy. Do jutrzejszego południa macie się stąd wynieść, inaczej bowiem oskarżę was o spoufalanie się z szeregowym, jak również o związek intymny z własnym nieletnim podopiecznym. Na razie tego nie zrobię, co możecie uznać za wyraz mojej dobrej woli i serca… A teraz proszę o opuszczenie mojego gabinetu i udanie się do własnej kwatery w celu spakowania swoich rzeczy.
Marta już niemal od połowy przemówienia pułkownika miała ochotę mu przerwać, lecz groźne błyski w jego oczach powiedziały jej, że lepiej tego nie robić. Zasalutowała więc tylko i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. Wściekła ruszyła do swojego pokoju. Wyciągnęła spod łózka walizkę. Swoje rzeczy dokładnie układała w niej, gdy nagle usłyszała cichutkie pukanie do drzwi.
- Wejść! - warknęła. Do środka nieśmiało wsunął się Dawid i natychmiast oniemiał, widząc swą ukochaną pakującą się.
- Co się stało? Dlaczego się pakujesz? – zapytał oszołomiony.
- Wracam do Warszawy.
- Ale dlaczego? – powtórzył pytanie.
Marta westchnęła zrezygnowana.
- Zamknij drzwi… Pułkownik stwierdził, że za bardzo się ze sobą spoufaliliśmy, a ja nie panuję nad sytuacją, bo pozwalam ci do mnie mówić po imieniu w czasie zajęć.
- Wymsknęło mi się – jęknął Dawid, zdając sobie sprawę, że to on jest bezpośrednim sprawcą wyjazdu ukochanej.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1169 słów i 6781 znaków, zaktualizowała 4 lut 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • juliq07

    Genialne ;)

    8 mar 2016

  • elenawest

    @juliq07 bardzo mi miło z tego powodu :-D

    8 mar 2016