JW Agat Rozdział LXX

JW Agat Rozdział LXX- Cholera jasna! - wrzasnął Dawid pełną piersią. Kadeci zwrócili się zdezorientowani w jego stronę. Chyba po raz pierwszy widzieli go tak wzburzonego! - Czy to znaczy, że ten mężczyzna będzie chciał zrobić coś mojej żonie?
- Tak niestety podejrzewamy — przyznał żandarm. - Spokojnie, zrobimy wszystko, by ochronić pańską żonę.
- Lepiej dla was, żeby tak było... Wracajmy, co?
- Jasne... Dawid, uspokój się, proszę — szepnęła mu do ucha. Twoje nerwy nic tu nie pomogą.
- Wiem, ale nie mogę uwierzyć w to, że ojciec Mastersa poluje na ciebie.
- Ja też nie. Musimy mieć się na baczności. Teraz jednak nie możemy po sobie poznać, że się boimy — upomniała go, biorąc go pod rękę i kierując w stronę oddalonych instruktorów i młodzieży. - Później porozmawiamy o tym z resztą, powinni wiedzieć, że ojciec Mastersa może się gdzieś tutaj pojawić.
- Masz rację — odparł i nie zważając na spoglądających w ich stronę kadetów, pocałował Martę. Długo i namiętnie. Wśród kadetów rozległy się ciche chichoty natychmiast uciszone przez żołnierzy. Ci wyczuli, że oboje musieli dowiedzieć się od Żandarmerii czegoś ważnego, co najwyraźniej również ich wzburzyło, sądząc po okrzyku Dawida. Teraz z niecierpliwością oczekiwali na ich powrót.
- Co się stało? - zapytał Norbert, patrząc na objętych Miętkiewiczów.
- Później o tym porozmawiamy — powiedział sucho Dawid. - A teraz może do roboty, co?
- Taaaa... Gdzie ich teraz zabierzemy?
- Pomyślmy... - mruknęła Marta, rozglądając się wkoło. Nagle zatrzymała wzrok na oddalonym o jakiś kilometr poligonie, dobrze widocznym z tej polany, na której się teraz znajdowali. Fakt, że znajdowała się na niewielkim wzgórku pomagała w ocenie sytuacji. - Mam! - powiedziała radośnie.
- Co? - zapytał ją Igor.
- Plac przeszkód... - rzekła lakonicznie, ręką wskazując na poligon.
- Dobra — rzekł Igor. - Przebierzesz się? - szepnął jej do ucha.
- W co? - zdziwiła się.
- W siatkę maskującą. Powiemy im, że wśród traw schowany jest snajper. Będą musieli przejść koło ciebie tak, byś ich nie ustrzeliła.
- Zwariowałeś? Z ostrej mam do nich strzelać?
- Nieee... W autach mamy snajperki na kolorowe kulki.
- Dobra jest. Najpierw przejdą trening na linach, potem będą musieli trochę poskakać. Na końcu będę ja, ukryta wśród tamtej trawy.
- A później zafundujemy im kąpiel — dorzucił Dawid, podchodząc do nich z Norbertem.
- Jaką kąpiel? - zdziwił się Igor.
- Najlepiej zimną...
- Co? O co wam chodzi? - nie zrozumiała Marta.
- Tutaj nieopodal znajduje się fajne jeziorko. Niech trochę popływają pod obciążeniem.
Dwójka żołnierzy popatrzyła na siebie, nagle zdając sobie sprawę z tego, o co chodzi.
- Dobrze... A jutro?
- Zabierzemy ich na lotnisko. Pokażę im samoloty, poopowiadam o przyrządach, jak się uda, to poderwę maszynę i przelecę wam kilka razy nad głowami. Pokręcę też kilka beczek, niech sobie pooglądają... A dzisiaj zostanę z tobą — zwrócił się do żony. - Tam są chyba jakieś umocnienia, tam się zaczaję na naszych kadetów. Weźmiemy ich w dwa ognie. Zobaczymy, jak poradzą sobie z czymś takim.
- No to wszystko załatwione — powiedział Norbert. - Zbieramy młodych i jazda na poligon.
Młodzież została zagoniona do czterech samochodów terenowych Scorpion 3. Ruszyli w stronę majaczącego przed nimi poligonu.
- Tutaj pozjeżdżacie na linie, czyli nauczycie się, jak wchodzić do pomieszczeń od zewnątrz, następnie będą skoki, czyli jak zeskakiwać z wysokości, by nic sobie nie zrobić, później poczołgacie się w błocie z oprzyrządowaniem do nurkowania, a na koniec trasy czekać was będzie niespodzianka, którą, jeśli przejdziecie, to jesteście wielcy — powiedziała Marta, gdy tylko powysiadali z wozów.
- A co to za niespodzianka? - zapytał natychmiast któryś chłopak. Żołnierze wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Jak dzieci — mruknął Igor przez łzy radości. - Sądziłem, że jesteście na tyle dorośli, by wiedzieć, że niespodzianki nie zdradza się przed czasem — zaśmiał się szczerze. - O tym dowiecie się na końcu. Teraz idziemy...
Przeszli kilkanaście metrów pod wysoką ścianę, w której ziały otwory okienne bez futryn czy szyb. Marta i Dawid zostali na dole, reszta weszła po schodach na platformę, z której czwórkami mieli zjeżdżać na linach na trzecie piętro, a następnie schodami zbiegać na zewnątrz. Kiedy niemal cała ekipa wchodziła na górę, Marta i Dawid cofnęli się do samochodów. Marta szybko umazała sobie twarz farbami maskującymi, zarzuciła na ramiona i hełm siatkę maskującą, zabrała snajperkę odpowiednio przystosowaną do strzelania z niej paintballa i kilka dużych magazynków. Dawid uczynił podobnie, choć z maskowania miał na sobie jedynie hełm.
- To do dzieła — zaśmiała się Marta i odeszła na koniec pola ćwiczeń. Ułożyła się na twardej ziemi i starannie zakryła siatką. Przez lunetę wzięła kadetów na cel. Uśmiechnęła się wyrozumiale, widząc jak połowa z nich nie radzi sobie ze zjazdem po linie. Przypomniała sobie swoje własne początki i z zadowoleniem stwierdziła, że choć nie była po mundurówce, jak ci tutaj, to radziła sobie dużo lepiej, niż oni. Być może po części dlatego, że ćwiczyła wcześniej gimnastykę. Była prawdopodobnie lepiej wyćwiczona niż trzy czwarte z ich kadetów.
Przez pierwsze pół godziny nudziła się jak mops, kiedy wreszcie oddała pierwszy strzał. Z satysfakcją patrzyła, jak wielka pecyna farby rozbryzguje się na uchlapanym błotem mundurze kadeta. W przeciągu kolejnych piętnastu minut oddała dwadzieścia strzałów, zmieniając pozycje, by nie mogli jej namierzyć. Podobną ilość strzałów oddał siedzący za umocnieniem z worków Dawid. Jej plamy mieniły się żółcią, jego granatem. W końcu jednak jeden z biegnących do mety chłopaków zwolnił i zanim zdołała strzelić, skrył się w krzakach po drugiej stronie. Co prawda był już "raniony" przez jej męża, ale najwyraźniej doszedł do wniosku, że musi ochronić się, chociaż przed nią.
- Cwaniak — pomyślała, delikatnie zmieniając ustawienia lunety. Teraz widziała na podczerwień. Uśmiechnęła się uradowana i spokojnie nacisnęła spust. Chłopak wyskoczył z chaszczy jak oparzony i pędem ruszył w stronę mety. Kiedy minęła kolejna godzina wszyscy byli już na mecie. Dopiero wtedy na znak dany jej przez Norberta podniosła się ze swego miejsca, zaskakując pozycją wyczerpanych kadetów.
- Niezła zabawa — prychnęła ze śmiechu, widząc zdumione twarze młodzieży.
- Taaa, strasznie fajna — burknęła któraś z dziewczyn. - Przez rok nie dopiorę munduru, nie mówiąc już o włosach.
- No naprawdę, straszna tragedia! - sarknęła Marta. - Musicie przyzwyczaić się, że wojsko tak właśnie wygląda. A wojna cztery razy gorzej... Wracać do wozów!
Marudna czereda ruszyła w stronę pojazdów, powłócząc ze zmęczenia nogami. Byli ubłoceni i poznaczeni plamami kul od painballa.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1276 słów i 7172 znaków, zaktualizowała 8 wrz 2016.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Littlerunner04

    Kocham to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejne części.. :) Pozdrawiam Roksana :)

    12 wrz 2016

  • elenawest

    @Littlerunner04 bardzo, bardzo mi miło, że ci się podoba :-D w najbliższych dniach postaram się dodać nową część :-)

    12 wrz 2016

  • Littlerunner04

    @elenawest super! Już nie mogę się doczekać! :)

    12 wrz 2016

  • elenawest

    @Littlerunner04 :-D ostrzegam jednak, że opowiadanie zmierza już ku końcowi... Jeszcze z pięć rozdziałów i finito ;-)

    12 wrz 2016

  • Littlerunner04

    @elenawest Co? Nie rób mi tego! :o

    13 wrz 2016

  • elenawest

    @Littlerunner04 no niestety :-) nie chcę tego ciągnąć w nieskończoność, bo wtedy opowiadanie straci swój urok

    13 wrz 2016

  • Freya

    "że ten mężczyzna będzie chciap zrobić coś mojej żonie?" - chciał.    
    "- Spokojnie, zrobimy wszyatko, by chronić pańską żonę." - wszystko.   "poznaczeni plamami kul od painballa." - paintballa
    Chyba telefon był w użyciu. Z tym całowaniem podczas zajęć, to trochę przegięcie, wiesz ;)

    8 wrz 2016

  • elenawest

    @Freya cóż, no faktycznie pisałam to z telefonu... Najmocniej przepraszam za błędy, zaraz tekst poprawię

    8 wrz 2016