Formy krótkie #46 SĄSIADKA/GROM

Dzień jak co dzień. Upał, potem ulewa, burza etc. Trafiając na niemal idealny moment dnia, postanowił posprzątać podwórko i pomieszczenia gospodarcze. Szło mu nawet nieźle... do czasu nadejścia gromu z jasnego nieba (wścibskiej sąsiadki).  

– Witam sąsiada. Piękny dzionek dzisiaj mamy, nie uważa sąsiad? – wymamrotał grom.  
– Dla kogo piękny dla tego piękny – odmamrotał.
– Wie sąsiad, nie trzeba się unosić.  
– A kto tu się unosi? Bynajmniej nie ja.  
– To może ja sąsiedzie?  
– Nie wnikam. W czym mogę szanownej sąsiadce pomóc? – wysilił się na uprzejmość, chociaż tak naprawdę miał ochotę dać jej kopa w d... na rozpęd.
– Bo ja potrzebuje rozmienić pięćdziesiąt złoty...
– Ale ja nie mam.  
– No jak sąsiad nie ma? Zawsze sąsiad ma, a dzisiaj nie ma?  
– Nie mam.  
– Na pewno sąsiad ma i robi mnie w bambuko. Sąsiad nie będzie taki...
– Ale ja naprawdę nie mam – przerwał jej.  
– Ale po co się droczyć? Sąsiedzie. Pan mi rozmieni, a ja już znikam.  
– Czy ja po chińsku mówię? Nie mam i koniec. Kropka.  
– Jakoś mi się wierzyć nie chce.  
– Mam kartę. Płacę nią i w związku z tym nie noszę ze sobą gotówki.  
– No ja naprzykład to kartą nie płacę. Nie ufam tym bankowcom. Wolę w skarpecie trzymać. Bezpieczniej to i taniej...
– Czy coś jeszcze sąsiadko? Zajęty jestem jak pani widzi.  
– No ja nadal czekam na rozmienienie pieniędzy.  
– Nie mam. Proszę uprzejmie aby się pani oddaliła i dała mi święty spokój bo jeszcze chwila, a nie ręczę za siebie.  
– Sąsiad mi grozi?

     Nie zdążył nic odpowiedzieć. Kobieta z fochem pośpiesznie się oddaliła. Plotki będą. Oj będą. Ale co tam. Wrócił do porządkowania. Już nawet dobry humor wrócił. Nucąc piosenkę tańczył z mopem. Gdyby tańczył w popularnym show, dostałby same dziesiątki – to pewne jak dwa razy dwa jest cztery.
     Nie minęła godzina, sąsiadka powróciła. Tym razem nie sama, a ze swoim synem, facetem, czy cholera wie kim.

– No to ma już pan rozmienić czy nadal będzie się pan zgrywać? – zapytał grom.  
– Do pani nie dotarło za pierwszym razem, nie?  
– Nie lubię jak ktoś mnie w bambuko robi.  
– Do cholery jasnej, nie mam, nie wiem, nie orientuje się, zarobiony jestem!  
– Pan mi tutaj filmów nie cytuje, tylko kasę rozmienia, bo mój Józuś z panem porządek zrobi.  
– Ciekawe jaki, ha!
– Zrobi panu ten tego jesień śreniowiecza czy jak to tam było.  
– Ty tępa krowo, spierdalaj z mojego podwórka, bo psy spuszczę i to ty będziesz miała jesień średniowiecza!  
– Józuś, pokaż panu...

     Józuś złapał za widły, jak nie skoczy, jak się nie zamachnie, celuje, i cholercia nie wcelował. Jak się nie wypierdoli. Jak nie jęknie.  

– Józuś, ola Boga, nic ci się nie stało? – grom biegnie wielce przejęty.  
– No chyba... – bardzo inteligentnie odpowiedział.  
– Dawaj mnie no te widły. Liczyć na faceta! Heh!

     Kobieta ujęła widły w dłoń, miała się zamachnąć, ale cóż, siły już nie te co kiedyś, widły też jakieś takie krzywe po spotkaniu z Józusiem. Trach! Baba leży, Józuś obok, a widły niemal zawstydzone wbiły się w ziemię i spoglądają to na babę, to na Józusia.  

– Było pójść w cholerę? Było? – powiedział z uśmieszkiem na twarzy. – Pani da te pięć dych, rozmienię pani.  
– Ale z pana menda! – ryknął (prawie szeptem) grom.
– Nie. Skorpion.

TeodorMaj

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 617 słów i 3446 znaków, zaktualizował 28 lip 2016.

2 komentarze

 
  • zalukaj1111

    Uwielbiam te twoje krótkie formy.
    Czekam na kolejne :)

    24 lip 2016

  • violet

    To tak to wygląda z boku?! ;)  :)

    21 lip 2016