Bolesna Zazdrość cz. 7

, , Jak w poezji Szekspira”

- Rafaelo, na razie sprawiasz że będzie trudniejszy. Twoja obecność… rozprasza mnie. Działasz na mnie bardzo. Staram się być odpowiedzialna i silna sama. Zauroczyłam się w Tobie. A te słowa… jedynie co robią to krają mi serce. – Podnieśliśmy się gwałtownie z ziemi na którą wcześniej opadliśmy wtuleni.  
- Boisz się mnie? Czemu? Bo nie jestem Polakiem? Bo się w Tobie zakochałem? Czy że chce za szybko budować związek? – Trzymał mnie za ramiona. Cholera…
- Boje się że Cię stracę tylko dla tego bo nie jestem gotowa na nowy dział. Nieznany dział. To jak rzucić się z motyką na słońce. Jest piękne, ciepłe… Lgniesz do niego. Ale się obawiasz w jakiej odległości może cię oparzyć. A i tak każdego dnia myślisz jakie piękne ono jest przy wschodzie i zachodzie. – Co mnie wzięło na tą poezję? Ale tak chociaż przedstawiłam mu logiczne porównanie. – Nie myśl że jesteś gorszy. Broń Boże. Mnie… - Zaczęłam niepewnie. - Się marzy aby zatopić się w Twoich dłoniach raz jeszcze. Co ja gadam?! Każdego pieprzonego dnia!  
I znów trafiliśmy na ścianę. Hm.. chyba ją polubię.  
- Pamiętaj że zrobię wszystko by każde z osobna spełnić. Choćby kosztowało majątek. – I tak się stało. Złączyliśmy razem swoje usta penetrując siebie z namiętnością. Pragnęłam go i czegoś więcej. Czegoś….. Nasze pocałunki przybierały na sile. Stały się dzikie, energiczne. Przejeżdżające auto nawet nam zatrąbiło. Zaśmialiśmy się. Całowaliśmy się jeszcze parę minut. Dość sporych minut.
- Jedno już spełniłeś. Brawo mistrzu! – Złapałam go za szyję. – Teraz drugie.. budzić się w twoich dłoniach.  
- Zobaczymy co da się zrobić. – Zarzucił mnie gwałtownie na ramię. Cicho pisnęłam.
- Jasny gwint! Moi rodzice są w domu!!! Zaczną dramatyzować że ich córeczki nie ma! – Na te zdanie moje usta same się wykrzywiły. No tak. Od zawsze traktowali mnie jak 5 latkę, a ja zawsze na to pozwalałam, swoje wiedząc na szczęście. - Spotkajmy się. We wtorek.
- Tak długo? Ty myślisz że wytrzymam? – Postawił mnie na ziemi przygwożdżając tym razem do jego czarnego auta, które lśniło w blasku księżyca.
- Proszę. – Zaczęłam cicho dyszeć gdy szeptał mi do ucha.
- Jak jutro kończysz pracę?  
- O 15.  
- Przyjadę po Ciebie. Napijemy się kawy w samochodzie. Umowa?
- Nie, Rafaelo.. ja jutro mam ważną sprawę do załatwienia. Ten wtorek i już. W niedziele rodzina wyjeżdża. Ewentualnie wieczorem w poniedziałek. Niech będzie….
- Świetnie! – Złapał mnie za dłonie po czym zatopił w nich swoją twarz. – Te delikatne rączki. Te rączki. One mogą tylko mnie obejmować. – Wet za wet. Droczysz się ze mną Panie ładny? Uniosłam jego dłonie. Zrobiłam to samo.
- Te rączki. Mogą tylko mnie dotykać i uspokajać. Tylko mnie. – Po moich słowach przyciągnął mnie do siebie i rzekł znowu:
- Ta kobieta jest zarezerwowana. Ta kobieta może tylko jednego mężczyznę uszczęśliwić.. a będę to ja czy chcesz czy nie Lilijko. – Jakie słodkie zdrobnienie mego imienia! Pierwsze słyszę.
- Będę tęsknić. Mój drogi. – Ale sobie cukrujemy mmm poezja Szekspira się chowa przy nas. No cóż.
- Ja też. Do zobaczenia. – Odwróciłam się od niego i podążałam wolnym krokiem. Coś mnie zatrzymało. Uświadomiłam sobie… że nie chce się żegnać. Odwróciłam się napięcie i podbiegłam do niego łapiąc go i wtulając się go całą swoją siłą.  
- Nie chcę… - Rzuciłam.
- To tego nie róbmy. Również nie chcę. Co mogę zrobić? Gdzie pracujesz?
- W szpitalu na Biskupińkiej.  
- Blok? Oddział? Specjalizacja?
- Anestezjolog… oddział chirurgiczny. Ale bywam też na urologii. Zależy…  
- Masz jutro wolne. Przyjadę po Ciebie … tak jak jedziesz do pracy. Na 8 będę. Powiesz rodzicom że normalnie wychodzisz do pracy – Odjęło mi mowę. Co?!  
- Zwolnią mnie. O czym ty gadasz?
- A o tym moja Pani że mój przyjaciel jest tam dyrektorem i właścicielem placówki. Postaram się aby wbił cię na szczeble wyższe.
- Nie! Rafaelo nie! Nie chcę. Wolne… niech będzie. Ale ja sama chcę iść i się wspinać.  
- Na co się wspinać? – Oh.
- No na właśnie te szczeble.
- Jak chcesz. Zastanowię się. Jutro od 8 do 15 jesteś moja.  
- Tylko twoja… - Wymamrotałam cicho pod nosem wizualizując tę scenę. Kiedy siedzimy razem na łóżku.. tulimy się, całujemy, śmiejemy, gadamy. Tacy szczęśliwi.  
- Widzę, że się dobrze rozumiemy.  
- Naturalnie. Ale naprawdę… znaczy… nie zrobisz sobie problemów? – Zmartwiłam się. Wtedy ujął moją twarz w dłonie.
- Szczerze to mnie to by nawet nie obchodziło. Ale nie, nie będę miał. Nie martw się. – Pocałował mnie romantycznie w czoło. – Jesteś śliczna.
- Oh proszę! – Warknęłam udawając specjalnie oburzoną. – Skoro ja jestem śliczna, to ty? Jesteś niczym idealnym greckim Bogiem. Taki męski. – Wyciągnęłam rękę i przeczesałam jego ciemne włosy. – To też było moim marzeniem.  
- Dotykanie moich włosów? – Uniósł brew.
- Dokładnie tak. Poczuć ich aksamitność. Poczuć je pod swoimi palcami.  
- Boże, musimy się jutro spotkać!  
- Dopiero teraz o tym wiesz? Przymusowo!  
- Oj malutka, będę czekał. Nie możesz pojechać do mnie?
- Nie mogę. Wiesz jacy są rodzice. Marudzą i trują głowę o bezpieczeństwie.
- Nie mam rodziców. – Zamarłam. Zrobiło mi się przykro. Moment… co się stało? Rzuciłam się na jego szyję.  

( Kochaniutkie dzięki za komentarze. Mam nadzieje że będzie ich sporo. Przepraszam że tak późno, ale nadrobię to obiecuje!)

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1023 słów i 5705 znaków.

3 komentarze

 
  • Loriii

    Dalej bo nie mogę się doczekać!!  :*

    6 paź 2014

  • IskierkaNadzieji

    Dziękuję xd

    6 paź 2014

  • EWA

    Pisz dalej. Zaciekawiło mnie

    6 paź 2014