Bolesna zazdrość. Cz. 2

, , Spotkanie z zaskoczenia "

- Dzień dobry. Nazywam się Ignacy Truszewicz. Zostawiła Pani u mnie CV w sprawie pracy tak? Jako Anestezjolog. Zgadza się?
– Oh tak! Dzień dobry. Tak się cieszę że Pan dzwoni. Straciłam nadzieję. O co chodzi?
– Chciałbym raz jeszcze z Panią porozmawiać. Bardzo zainteresowało mnie Pani doświadczenie. Potrzebujemy takiej kompetentnej osoby. Więc jak? Jutro? 13 ?
– Super! Będę! Dziękuję!
– To ja dziękuję. Do widzenia. Pozdrawiam.
Mój humor poprawił się jeszcze bardziej na lepszy!
Wracając do domu, rozmyślałam w co tu się ubrać. Jak każda kobieta mam ten sam wieczny dylemat. Trzeba się w coś ubrać – Nie ma nic. Trzeba coś spakować na wyjazd – 10 torebek, torebeczek i walizek.
Poczułam ponownie jak moja komórka szaleje. Na ekranie wyświetliła się, , Mama”.
– Cześć!
– Hej, hej. Córeczko właśnie czekamy na lotnisku. Odbierzesz nas? Tak?
– Jasne! Jeszcze się pytasz. Za ile macie lot?
– Lot.. mamy… za… ERYK! ZA ILE MAMY SAMOLOT?! MASZ ZEGAREK ZA ILE?!! – Wołała do mojego ojca. – Za równe 25 minut. Było lekkie opóźnienie.
– Okej, zdążę. Niestety będziecie musieli troszkę poczekać, bo na gotową wyżerkę nie zdążycie.
– No co ty! Chora jesteś? – Co za bezpośredniość. – Nie jesteśmy głodni.
– Teraz. Po podróży zgłodniejecie. Wierz mi. Zresztą nie ważne. Czekam na Was. Buziaczki.
– Kochamy Cię. O ! Tata się śmieje czy pochwalisz się narzeczonym?
– Którego nie mam?
– Zerwaliście? A co z Damianem?
– Nic. A co ma być. Kazałam mu aby pakował swoje manatki i wyprowadził się ode mnie. Za dużo kłamstw. Opowiem potem. Pa!
– Pa.
Wrr! Co wszyscy mają w tych głowach?!
Próbując uporać się z zakupami, ledwo schowałam telefon do torebki. Niestety tak nieudolnie że wpadłam na jakiegoś kolesia.
– Uważaj no! – Warkłam. Podniosłam głowę i ujrzałam tego samego mężczyznę w kafejce z Patrycją który nie mógł oderwać ode mnie oczu. Cholera.
– Przepraszam uprzejmie. Nic Pani nie jest? – Jeszcze musi być taki miły. Jak to mówiła moja chemiczka… co za siara!
– Nie, to moja wina. To ja przepraszam. Jestem cała, a Pan?
– O mnie proszę się nie martwić, ale zapewniam Panią, że tak. Może wynagrodzę to Pani w postaci kolacji i wina? Nie przyjmuję odmowy! – Uśmiechnął się łobuzersko. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki wizytówkę dopisując coś jeszcze długopisem. Następnie mi ją włożył do torebki z zakupami. – Liczę na telefon! To jak? Jutro?
– Nie, przykro mi, ale jutro nie mogę. – Co za wstyd! Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
– W takim razie pojutrze… czwartek czyli. Dobrze?
– Nie wiem czy powinnam. – Spuściłam wzrok na dłonie. Peszył mnie.
– Ale ja wiem. Może pomogę z zakupami? Odwiozę do domu, albo odprowadzę?
– Dziękuję, nie trzeba. Muszę jeszcze wstąpić do innego sklepu. Raz jeszcze przepraszam. – Oddaliłam się troszkę od niego idąc do tyłu do swojego celu. Nie chciałam stracić z nim kontaktu wzrokowego. Ale jak to ja gdyby nie było jakiejś wtopy to nie byłabym ja! Wpadłam na latarnie. Zaśmiał się i przeczesał włosy. Dupek! Ładnie to się tak śmiać z cudzego nieszczęścia Panie ładny?
Kiedy dochodziłam do przejścia wyczuwałam w dalszym ciągu czyjeś intensywne pożeranie mnie. Odwróciłam się niepewnie, a on dalej stał i się mi przyglądał z dużym skupieniem choć dzieliły nas spore metry. To było dziwne. Dostałam gęsiej skórki.

Otworzyłam drzwi, które szybko zamknęłam na zamek. Jeszcze w butach wparadowałam do kuchni wkładając mięso do lodówki. Warzywa starannie umyłam. Z szafy wyjęłam blachę, miskę i łyżkę a z reklamówki sos. W tym momencie wypadła mi wizytówka. Obracałam ją powoli w dłoni czytając wszystko co się na niej znajdowało. Odłożyłam ją na bok. Wzięłam się szybko za gotowanie. Rach ciach, do piekarnika powędrowała zapiekanka. Na patelce już się rumienił ryż.
– Uff. – Powiedziałam z ulgą po wszystkim. Podbiegłam do stolika w jadalni przystrajając go talerzami i kieliszkami do wina.
Po wykonaniu całej roboty, jedzenie zapakowałam w srebrną folijkę aby ciepło nie, , odeszło”.
– Jeszcze parę poprawek przed lustrem i jestem gotowa. – Wymamrotałam do swojej osoby.
Wychodząc już drzwiami od klatki natknęłam się na….
Niego.
– Boże Święty! Co Pan tu robi?! – Przed klatką schodową stoi Pan Ładny i przygląda się mnie dość niepewnym wzrokiem. Chyba go uraziłam.
– Musiałem wiedzieć czy trafi Pani bezpiecznie do domu. Miała Pani coś przeciwko? – Jeszcze się pytasz! Czuję się jak napastowana ofiara.
– Nie. Tak. Nie… – Miałam mętlik w głowie. – Jak widzi Pan jestem bezpieczna i akurat wychodzę. Do widzenia. – co za typ. Ale nie powiem to miłe z jego strony.
Wsiadłam do swojego auta oglądając go w wstecznym lusterku. Obserwował mnie. Zsunęłam się bezwiednie ze skórzanego fotela. Odpaliłam silnik i włączyłam się do ruchu. Jechałam samochodem na lotnisko rozmyślając o nim. Zakochał się czy co?! A może szuka dla siebie niewolnicy?! Ożesz! Wciągu 5 sekund zaczął ostro padać deszcz.
– Przecież się nie zanosiło!!! – Wykrzyczałam sama do siebie.
Dojeżdżając zauważyłam przez szybę knajpki moich kochanych rodziców pijących na spokojnie jakiś napój zajadających przy tym ciasteczka. Wydawali się być tacy spokojni i zrelaksowani.
– Smacznego! A córusi to się nie zaprosi?! – Tupnęłam nogą rozbawiona jak i oni. Znajdując się obok nich w środku lokalu.
– Czekaliśmy… dzwoniliśmy.
– Ojej przepraszam miałam wyciszony telefon. Jak długo tu jesteście?
– Od 20 minut.
– Cholera… przepraszam. Dawajcie do auta. Zmęczeni?
– Ja to czuje się jak niedźwiedź po przespanej zimie. – Ah tato nie opowiadaj bzdur. Potrafisz spać całymi dniami. Jak ty funkcjonujesz?!
– To niesamowicie się składa.

( Dziękuję za wszystko! Miłego czytania )

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1031 słów i 6092 znaków.

2 komentarze

 
  • IskierkaNadzieji

    Jasne ale koło 19 bo w domciu mnie nie ma. Ciesze sie ze podoba ci się buziaaakkk

    19 wrz 2014

  • Karolina

    Będzie kolejna ? :)

    19 wrz 2014