Bolesna zazdrość. Cz. 4

, , Natarczywy mężczyzna"

- Ahahahahha jaki psychol. Ale mam polewkę z tego czuba! – Rzuciła ostro moja przyjaciółka.  
- Anita to nie jest śmieszne! Zaraz wyjdę z domu i okaże się że on stoi pod twoim blokiem!
- Lilka, machnij ręką. Znudzi mu się to. Po prostu jest jak powiedziałam spragniony i dlatego szuka na siłę dziewczyny dla siebie na wyłączność. Jak zobaczy że nie jesteś nim zainteresowana i ci on… przysłowiowo, , wisi ‘’ sam odpuści. Wyrzuć jego wizytówkę.
- Nie! - Spojrzała na mnie z wybałuszonymi oczami.  
- Czemu? – Zdziwiła się.  
- Niech sobie będzie w razie czego. Jak tak to z zastrzeżonego dzwoni. Idiota.
- Nie radziłabym Ci na dzień dzisiejszy do niego szurać.  
- Bo… ?
- Bo może Ci zrobić krzywdę. A wiadomo co mu chodzi po głowie?
- Nie sugeruj mi tylko że popierasz matkę! Ja pierdziele. – Złapałam się za głowę.  
- Lila po prostu uważaj na niego. Nie znasz go. Miała po części rację. Mało to się słyszy jak obiecują to tacy jak on złote góry, a nawet górki z pisaku nie postawili?  
- Dobra, dobra.  
- Nie Lilka, nie dobra, dobra. Jak coś ci się stanie to zabiję gnoja! Mówię ci. W ogóle to wyjdźmy gdzieś. Co? Dzisiaj?
- Nie dam rady. Rodzice są przecież u mnie. Obiecałam im dzisiaj pokazać Warszawę. Ale nie dam rady. O 13 mam spotkanie o pracę. Potrwa to może z godzinę, dwie. Musze też iść do architekta. Ma jakieś problemy z uaktualnieniem projektu. Nie zgadzają się wymiary. To potrwa to do… 19. I na 20 będę w domu. Ale tak mnie on zdenerwował że musiałam przyjechać do Ciebie wpierw.
- Wiesz dobrze, że jesteś tu mile widziana.  
- Wiem i bardzo ci za to dziękuję.  
- A jutro? – Jak zawsze walczyła o swoje.  
- Też nie. W niedzielę mają lot. A poniedziałek?
- Cudownie! Pasuje. Zdzwonimy się i dogadamy.
- Dobra lecę kochaniutka. – Uścisnęłyśmy się życzliwie i pożegnałyśmy. Dochodziła już 11.Te godziny u niej strzeliły jak z bicza strzelił.  

Przed rozmową o pracę wstąpiłam jeszcze do Galerii Handlowej aby kupić coś dla Patrycji. Już niedługo ma urodziny! Ostatnio na wspólnych zakupach pamiętam jak spodobała się jej taka czerwona sukienka z Reserved. Na szczęście była dostępna wraz z jej rozmiarem. Od razu bez chwili pomyślunku popędziłam do kasy. Przy okazji kątem oka dostrzegłam przeuroczą sukieneczkę, którą również zakupiłam. Będzie idealna dla jej córeczki. Uwielbia różowy kolor.

- 99.99 zł. – Powiedziała kasjerka.
- Proszę. – Podałam jej kartę.
- Zbliżeniowo czy z kodem PIN?
- Zbliżeniowo. – Oddała mi kartę.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Ja również. Do widzenia.

Wychodziłam ze sklepu rozradowana że prezent który jej kupiłam spodoba jej się na 1000%.  

Wybijała na zegarku 12.20. Pośpiesznie wsiadłam do samochodu i pojechałam na rozmowę.  

Rozmowa przeszła bardzo pomyślnie. Zostałam przyjęta tak więc uśmiech na mojej twarzy jedynie się poszerzył. Kolejny cel… spotkanie z Architektem Marudą. I żeby nie było… Maruda to jego nazwisko. Współczuję mu. Za czasów szkół miał na bank przechlapane. Zamiast Zbyszek!, wołali do niego…, , E!! Maruda! Kiedy była data Bitwy pod Grunwaldem?! Maruda! Jedynka!”.
  
Około 20 spakowałam się wraz z moimi plakatami i ruszyłam do domu. Od kluczyłam drzwi i wchodząc ujrzałam piękny bukiet kwiatów a dokładniej czerwonych róż. Rozejrzałam się po pokojach. Rodzice jeszcze nie spali, ale leżeli na łóżku i dyskutowali o czymś.

- No, no. Tato! Nie wiedziałam, że wiesz gdzie jest pobliska kwiaciarnia. Wreszcie kupiłeś mamie jej ulubione badylaki! Dostałam pracę!
- Gratulujemy! A te, , badylaki” są dla Ciebie kochanie. Tam masz napisane od kogo. Imię i nazwisko jest takie same jak na wizytówce. Leżały pod drzwiami więc je wzięłam do domu. – O w mordę!
- Błagam powiedz że żartujesz?! – Schowałam twarz w dłoniach. Co ten koleś ode mnie chce?!  
- No sama zobacz i przeczytaj karteczkę. Zadłużył się chyba w Tobie. – Ojciec spojrzał na matkę pytającym wzrokiem na co ona odpowiedziała: - Oj Eryczku wszystko Ci opowiem.  
- Dobra… nie ważne. Zobaczę i idę spać. Dobranoc. – Trzasnęłam drzwiami od ich sypialni i poszłam sprawdzić co tam jest napisane.

, , Rafaelo Yhgahi dla Lili Lipowskiej.
Pamiętaj o jutrzejszej kolacji. I żadnego sprzeciwu. Podjadę po ciebie o 18. Z poważaniem Rafael”.
No nie! Zapomniałam. Co za kretynka ze mnie! Musiałam się zgodzić na spotkanie z tym terrorystą? Nagle poczułam jak bardzo jest mi duszno. Usiadłam na krańcu krzesła i wciągałam hausty powietrza. Uspokoiłam się po paru minutkach. Wzięłam z szuflady jego wizytówkę i telefon. Zadzwonić czy nie? Postanowiłam wysłać mu wiadomość.

, , Kwiaty są piękne. Dziękuję, nie trzeba było. Zaczynam się bać. Przeraża mnie Pan i  
Pana natarczywość. Może na inne kobiety to działa, ale na mnie nie. Nie mogę jutro. Odwołuję spotkanie”.

A niech sobie myśli, że nie jestem jakąś łatwą latawicą! Bo nie jestem. Złożyłam ręce na piersi. Przyszła odpowiedź.

, , Cieszy mnie fakt że się podobają. Proszę się mnie nie bać. Moją natarczywość trzymam na krótkiej smyczy, więc nic się Pani nie stanie. Nie ma odwołania. Będę o 18.’’

Pff. Prychłam ironicznie wbita wzrokiem w sms. Okej… spotkajmy się. Odpisałam mu krótko i oficjalnie jak i on.

, , Nie ma wyboru.”  W pięć sekund napisał:

, , Wyboru nie ma ale jest spotkanie. Dobranoc. Kolorowych snów. Mam sporo pracy.”

Masz pracę? Jeszcze mnie oskarż że moje smsy zabierając Ci czas z życia. To rób! Pracuj! Idiota.  

Idę spać. Jutro nowy dzień pracy! Nastawiłam budzik na 7 i zapadłam w głęboki sen.  
Obudził mnie alarm. Posłusznie i z uśmiechem wstałam. Rodzice jeszcze spali więc postanowiłam napisać im liścik jak się tylko wyrobiłam:

, , Nie budziłam Was bo słodko spaliście. Idę do pracy, o 16 będę w domu i jedziemy w  
Warszawę. Śniadanie czeka naszykowane w lodówce. Bułki upchnęłam w chlebaku jakby zabrakło. Trzymajcie kciuki”.  

Wychodząc z domu spotkałam listonosza, który przyniósł mi moje zamówioną kieckę na imprezę z okazji urodzin Patrycji. Włożyłam ją na tylne siedzenie samochodu i pojechałam do pracy. Przyjrzałam się uważnie tej paczce i coś mi nie grało. Nie miała żadnego napisu z jakiej marki, sklepu. Cokolwiek! Korciło mnie oj korciło mnie aby rozerwać ten papierek. Czekając na zmianę światła z czerwonego na zielone wykorzystałam okazję i rozpakowałam moją przesyłkę.

Moim oczom ukazały się Lilię. Same główki Liliowych Lili. Moje ukochane kwiaty. Zamrugałam parę razy z niedowierzaniem. Kto by pomyślał. W środku wyszperałam znów karteczkę:

, , Lilie dla cudownej Lili. Teraz zawsze będą mi Panią kojarzyć. ~ Natarczywość.”.

Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Zwijałam się aż z bólu z miejsca pasażera. Jadąc samochodem usłyszałam jak ktoś obok mówi o mnie że rżę jak krowa. To pogłębiło mój śmiech. Co za poranek! To zapewne przez te kwiaty. Zawsze poprawiały mi humor.  

( Kochane, mam nadzieję że się podoba dział. Miłosną powieścią to to na pewno będzie, ale z upadkami tych dwóch innych ludzi. Komentujcie! To rozkaz :D Dziękuję za wszystko za opinię, za czytanie i za łapkę w górę)

IskierkaNadzieji

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1325 słów i 7409 znaków.

3 komentarze

 
  • IskierkaNadzieji

    Muaaa ;***

    29 wrz 2014

  • lula

    świetne opowiadanie:)

    21 wrz 2014

  • cukiereczek

    Dobre opowiadanie czekam na kolejne części xD

    20 wrz 2014