- Przyjęli Cię?
- Tak, tylko będę musiał przejść dodatkowe szkolenie
- I?
- Jutro wyjeżdżam
- Jednak miałeś rację, jesteśmy krotko
- Megy - całuje mnie - byliśmy krótko
- Jak to byliśmy?! - czuję, że w oczach moich są łzy
- Nie ma sensu żebyśmy byli dalej razem - płaczę, on ociera moją łzę - Megy! Jestem jednym z najlepszych i mogą mnie wziąć na wojnę! Co będziesz wtedy przeżywała jak zginę?! O tym myślałaś? - płaczę dalej, a on mówiąc trzyma mnie za ręce
- Feliks - zaczynam - A nie myślałeś co będzie jak przeżyjesz i z tej wojny wrócisz? Wiesz, że zawsze są dwa rozwiązania? Ja na twoim miejscu wybrałabym rozwiązanie o naszym szczęściu... Wiesz, że Cię kocham i mam świadomość, że ty mnie kochasz...
- Masz rację Megy, kocham Cię, ale to naprawdę nie ma sensu. Jutro jadę i nie będziesz widziała mnie 6 miesięcy!
- I co? - szepczę już zła - Feliks ja Cię Kocham!
- Megy też Cię kocham, ale...
- Feliks miłość jest bez znaków zapytania, wykrzykników i bez żadnego 'ale' - mówię mu to w oczy i odchodzę.
Jestem zła na siebie. Straciłam Feliksa - chłopaka którego kocham nic się już dla mnie nie liczy... Zachodzę do 'domu' i rzucam się na łóżko i płaczę w poduszkę. Nie wierzę, że to się stało...
- Magnolio, co się stało?
- Feliks, proszę pani, Feliks
- Zerwał z tobą?
- Tak, bo jedzie jutro do wojska
- Och ty biedna....
Dalej nikt nic nie mówił, ona gładziła moje rude włosy, a ja płakałam w poduszkę - nie miałam chęci do życia. W końcu ciszę przerywa pani Liliy.
- Potrzebuję twój akt urodzenia, dałabyś radę go skombinować?
- Chyba tak ale nie wiem po co on pani
- Potrzebuję, będę walczyć z mężem o prawo opieki nad tobą
- Tak?!
- Tak
- To super!
Stoję w oknie i czekam aż macocha pójdzie do klubu. Widzę tylko auto ojca jadącego w stronę klubu, a w samochodzie on i jego 'żona'. Mam szanse. Wymykam się z domu i biegnę tam. Otwieram kuchenne drzwi i wchodzę do biura ojca. Widzę karton z napisem 'Magnolia' Otwieram go. Nagle słyszę hałasy i głos macochy. Nie mam się gdzie schować, więc chyba mnie ona nakryje. Nagle wchodzi do pokoju ojca i się rozgląda. JESZCZE MNIE NIE ZAUWAŻYŁA! wychodzi, a ja dalej szukam w kartonie aktu urodzenia.
- Jest! Mam! - chwytam go mocno w rękę i wychodzę kuchennymi drzwiami.
Idę przez ulicę z aktem. Tylko wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Wreszcie zachodzę do pani Liliy i wręczam jej ten akt urodzenia.
-Megy?
- To ja - wybucham śmiechem - nie poznaje mnie pani?
- Wiesz dostałam akt urodzenia, który wędrował sam przez ulicę...
- Jak to sam?!
- Wyglądasz jakbyś była nie widzialna skarbie, choć do lustra
- O Boże - szepczę - co się stało?
- Dobra kochanie, chyba czas powiedzieć ci prawdę....
NOTKA OD AUTORA ♥
1. Przepraszam za wszelkie literówki i brak znaków polskich ale piszę z wybitym palcem więc jakiegoś super wszystkiego nie możecie się spodziewać
2. Za wszelkie błędy INTERPUNKCYJNE przepraszam, ale mam dysleksję i albo stawiam przecinek tam gdzie nie potrzeba lub w ogóle go nie stawiam, więc uprzedzam jeśli komuś by się zachciało na ten temat zwrócić uwagę Staram się w miarę poprawiać się byście mieli jak najmniej takich błędów w opowiadaniu więc gdyby z interpunkcją wam coś nie pasowało informuję, że z opowiadania na opowiadanie będzie coraz mniej błędów
3. Następna część będzie jak mnie zmotywujecie do napisania jej XD
3 komentarze
Li
Super Pisz dalej!
Samanta ♥
O luju ♥.♥ Myślałam , że oni będą wiecznie razem!
A dysleksją się nie przejmuj na pewno będzie Ci szło coraz lepiej!
Enex
Kobieto to jest **** Fajnie się czyta, wciąga i wgl Bardzo mnie zaciekawiłaś i czekam na więcej