Zaczarowana #8

- Przyjęli Cię?
- Tak, tylko będę musiał przejść dodatkowe szkolenie
- I?  
- Jutro wyjeżdżam
- Jednak miałeś rację, jesteśmy krotko
- Megy - całuje mnie - byliśmy krótko  
- Jak to byliśmy?! - czuję, że w oczach moich są łzy  
- Nie ma sensu żebyśmy byli dalej razem - płaczę, on ociera moją łzę - Megy! Jestem jednym z najlepszych i mogą mnie wziąć na wojnę! Co będziesz wtedy przeżywała jak zginę?! O tym myślałaś? - płaczę dalej, a on mówiąc trzyma mnie za ręce  
- Feliks - zaczynam - A nie myślałeś co będzie jak przeżyjesz i z tej wojny wrócisz? Wiesz, że zawsze są dwa rozwiązania? Ja na twoim miejscu wybrałabym rozwiązanie o naszym szczęściu... Wiesz, że Cię kocham i mam świadomość, że ty mnie kochasz...  
- Masz rację Megy, kocham Cię, ale to naprawdę nie ma sensu. Jutro jadę i nie będziesz widziała mnie 6 miesięcy!  
- I co? - szepczę już zła - Feliks ja Cię Kocham!  
- Megy też Cię kocham, ale...  
- Feliks miłość jest bez znaków zapytania, wykrzykników i bez żadnego 'ale' - mówię mu to w oczy i odchodzę.
Jestem zła na siebie. Straciłam Feliksa - chłopaka którego kocham nic się już dla mnie nie liczy... Zachodzę do 'domu' i rzucam się na łóżko i płaczę w poduszkę. Nie wierzę, że to się stało...
- Magnolio, co się stało?  
- Feliks, proszę pani, Feliks
- Zerwał z tobą?
- Tak, bo jedzie jutro do wojska  
- Och ty biedna....  
Dalej nikt nic nie mówił, ona gładziła moje rude włosy, a ja płakałam w poduszkę - nie miałam chęci do życia. W końcu ciszę przerywa pani Liliy.
- Potrzebuję twój akt urodzenia, dałabyś radę go skombinować?  
- Chyba tak ale nie wiem po co on pani  
- Potrzebuję, będę walczyć z mężem o prawo opieki nad tobą
- Tak?!  
- Tak
- To super!
Stoję w oknie i czekam aż macocha pójdzie do klubu. Widzę tylko auto ojca jadącego w stronę klubu, a w samochodzie on i jego 'żona'. Mam szanse. Wymykam się z domu i biegnę tam. Otwieram kuchenne drzwi i wchodzę do biura ojca. Widzę karton z napisem 'Magnolia' Otwieram go. Nagle słyszę hałasy i głos macochy. Nie mam się gdzie schować, więc chyba mnie ona nakryje. Nagle wchodzi do pokoju ojca i się rozgląda. JESZCZE MNIE NIE ZAUWAŻYŁA! wychodzi, a ja dalej szukam w kartonie aktu urodzenia.
- Jest! Mam! - chwytam go mocno w rękę i wychodzę kuchennymi drzwiami.  
Idę przez ulicę z aktem. Tylko wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Wreszcie zachodzę do pani Liliy i wręczam jej ten akt urodzenia.
-Megy?
- To ja - wybucham śmiechem - nie poznaje mnie pani?
- Wiesz dostałam akt urodzenia, który wędrował sam przez ulicę...  
- Jak to sam?!
- Wyglądasz jakbyś była nie widzialna skarbie, choć do lustra
- O Boże - szepczę - co się stało?
- Dobra kochanie, chyba czas powiedzieć ci prawdę....  
  

NOTKA OD AUTORA ♥  

1. Przepraszam za wszelkie literówki i brak znaków polskich ale piszę z wybitym palcem więc jakiegoś super wszystkiego nie możecie się spodziewać ;)  
2. Za wszelkie błędy INTERPUNKCYJNE przepraszam, ale mam dysleksję i albo stawiam przecinek tam gdzie nie potrzeba lub w ogóle go nie stawiam, więc uprzedzam jeśli komuś by się zachciało na ten temat zwrócić uwagę :) Staram się w miarę poprawiać się byście mieli jak najmniej takich błędów w opowiadaniu więc gdyby z interpunkcją wam coś nie pasowało informuję, że z opowiadania na opowiadanie będzie coraz mniej błędów :)  
3. Następna część będzie jak mnie zmotywujecie do napisania jej :D XD

Anqaaa

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 683 słów i 3574 znaków.

3 komentarze

 
  • Li

    Super :) Pisz dalej!

    11 lut 2015

  • Samanta ♥

    O luju ♥.♥ Myślałam , że oni będą wiecznie razem! :O  
    A dysleksją się nie przejmuj ;) na pewno będzie Ci szło coraz lepiej!

    11 lut 2015

  • Enex

    Kobieto to jest **** :) Fajnie się czyta, wciąga i wgl Bardzo mnie zaciekawiłaś i czekam na więcej ;)

    11 lut 2015