Zaczarowana #5

- Z Feliksem? Tato oszalałeś!? - krzyczę nie zważając na ból gardła  
- Jestem twoim ojcem i mogę Ci wszystko zabronić! - tata p-odnosi głos
- Nie zabronisz mi kochać! - ubieram płaszcz, buty i wybiegam z domu  
Nie wiem gdzie biegnę, liczy się by najdalej od osoby, która próbuje zniszczyć wszystko, WSZYSTKO. Biegnę, potykam się, ale idę dalej. Nie wiem czy ojciec spróbuje mnie zatrzymać... Już nic nie wiem. Dla Feliksa wydawał się miły, ale pozory mylą. Nagle się zatrzymuję staje i się rozglądam, jest noc, jest późna noc na telefonie jest 23:44. Nie mam pojęcia do kogo zadzwonić, gdzie spędzić noc.Czuję się zagubiona i.... i... samotna. Tak samotna to odpowiednie słowo, od początku trójsemestru miałam Feliksa, a teraz nie będę do niego o tej porze dzwonić, nie będę go budzić. Jest ciemno słyszę tylko odgłosy parkujących samochodów osób, które już wracają. Ostatni silnik milknie. Teraz słyszę kroki, kroki butów męskich jak ma mój ojciec, lecz to nie są jego buty. Kroki się zbliżają, nie milką, są coraz bliżej i bliżej, jednak na pewno nie jest to mój ojciec. Patrzę na chodnik, ale nadal stoję. Człowiek zbliża się coraz bardziej...
- Co ty tu panienko robisz?
- Długa historia proszę Pana
- Choć do mnie napijesz się czegoś ciepłego i jak będziesz chciała to opowiesz dobrze?
- Dziękuję za gościnę  
- Bardzo proszę moje dziecko
Idę nie chętnie z panem w garniturze, ale o znajomych oczach. Wchodzimy na podjazd jego domu. W oknie pali się światło, a w drzwiach staje wysoka pani w szlafroku w włosach spiętych w kok.  
- Malutka! nie przemarzłaś? O północy jest zimno? Chcesz się czegoś napić? Kakao czy herbata? Witaj Karol, wchodźcie!  
- Dobry Wieczór, jak już muszę to poproszę kakao jak to nie sprawia kłopotu
- Ależ nie sprawi! Malutka siadaj i rozgość się! A ty Karolu idź na górę do łóżka ja się nią zajmę
- Dziękuję
Rozglądam się po pokoju. Wystrój jest współczesny, niepokoją mnie tylko znajome oczy pana Karola. Jego zielone oczy mnie zaczynają przerażać, oraz gościnność tej pani w tych czasach nikt prawie nie jest taki miły... Siedzę tak w zadumie, aż że zasypiam, że jestem zmęczona. Wcześniej byłam tak wstrząśnięta zachowaniem ojca, że o tym nie myślałam, jednak teraz zmęczenie mnie właśnie położy. Nie wiem jak długo jeszcze biłam się z snem, ale ja wstaję, siedzi przy mnie ta sama pani co wczoraj posadziła mnie tu. Znów rozglądam się po pokoju, by się upewnić gdzie jestem. Kończąc przegląd pomieszczenia spoglądamy sobie z ową panią prosto w oczy. Nic nie mówimy, milczymy, jakbyśmy się znały, ale nie wiemy skąd. Ciszy nic nie przerywa, a hałasuje tylko tykanie zegarka. Spoglądam w jej brązowe oczy, jak gdybym spoglądała w oczy matki, którą tak kochałam, która mnie kochała, która... która odeszła... Ojciec wszystko zepsuł, ale oczy tej pani bardzo przypominają mi oczy mamy. Nagle, ta pani zaczyna płakać, nie wiem co powiedzieć w końcu odzywa się:
- Przypominasz mi moją córkę, córkę którą straciłam w wypadku - dopiero teraz zauważam, że ona ma takie same rude włosy jak ja.
_____________________________________________________________________

Przepraszam za tak krótka część, ale wybiłam palec u prawej ręki tym którym przeważnie pisze i mam kłopoty w pisaniu i w ogóle, ale bardzo chciałam dodać tą część. Następna będzie w wtorek lub poniedziałek

Anqaaa

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 657 słów i 3515 znaków.

3 komentarze

 
  • Anqaaa

    Heh xd Dzieki ;)

    8 lut 2015

  • Koraliczek

    Świetne! Pisz dalej ;)  
    i zdrówka z tym palcem ;)

    8 lut 2015

  • Madierka

    :ninja:  :rotfl:  :kiss:

    7 lut 2015