Uzależniona od adrenaliny - rozdział 17

Uzależniona od adrenaliny - rozdział 17Czas wolny jaki mi został spędziłam na oglądaniu "Biker Boyz”. Ehh uwielniam filmy o takiej tematyce: Transporter, Szybcy i wściekli, Taxi to mój klimat. Po filmie przez jakieś pół godziny odrabiałam zaległości ze szkoły. Mało kto tam mnie znał, więc nikt nie napisał, zadzwonił. Mi to pasuje – mam kilku zaufanych przyjaciół, chłopaka. To moja druga rodzina.  
Nagle jakoś tak dostałam weny, wzięłam zeszyt do ręki i zaczęłam pisać. W ten sposób powstał mój trzeci track o moto. Gdy już miałam odłożyć swoje dzieło z powrotem na stół ktoś wpadł pędem do domu, po drodze trzaskając drzwiami. Zanim się odwróciłam kątem oka zauważyłam, że to Patryk.
Pa – Nie uwierzysz co się stało. Po prostu szok na maxa.
K – Ej powoli, zacznij od początku.
Pa – Kiedy złożyliśmy zeznania na komisariacie zapanował chaos. Wszyscy zaczęli po wszystkich dzwonić, wrzeszczeć na siebie. Jeden odprowadził nas do gabinetu i powiedział, że Adrian mieszkał w Gdańsku. Zadzwonili po jego przybranych rodziców. Mają przyjechać jutro i zorganizować pogrzeb na niedzielę.
K – Ciekawe jak my to wszystko wyjaśnimy.
Pa – Czeka nas sporo łażenia.
K – Na stówę. Tylko jak ja będę chodzić z wami?
Pa – Niedługo zdejmują ci gips z ręki, na nogę dostaniesz ortezę i jakoś sobie poradzisz.
K – Tak jak w 2 gimnazjum pamiętasz?
Pa – Noo. Wywaliłaś się na rowerze i przez prawie cały semestr nie ćwiczyłaś na W – F’ie.
K – A gdzie reszta?
Pa – Zaraz przyjadą bo musieli jeszcze jakieś dokumenty podpisywać. Ja muszę już lecieć bo mam kupca na audicę.
K – Sprzedajesz ją? Przecież włożyłeś w to cudo tyle pracy. Twoje wszystkie wysiłki pójdą na marne!
Pa – Wiem ale za tą kasę będę mógł wreszcie spełnić swoje marzenie.
K – Kupić Dodga Chargera
Pa – No właśnie.
K – W takim razie mogę życzyć ci tylko powodzenia.
Pa – Dzięki. Ok. to ja lecę. Pa!
K – Tylko nie zaniżaj ceny!
Pa – Ok.!
Przyjaciel wyszedł z domu a ja znowu zostałam sama. I znowu muszę sobie wymyślić jakieś zajęcie. Włączyłam laptopa i zaczęłam grać w simsy. Jakoś ten czas tak szybko zleciał, że było już po drugiej. Czas na obiad. Burczący brzuch poparł ten pomysł. Hmm co by tu zjeść… Może świeży, cieplutki makaron? Poturlałam się do kuchni i przygotowałam wodę. […] Po zjedzeniu obiadu czułam się dużo lepiej. W międzyczasie przyjechał też Mati, od którego dostałam opiernicz, że sama chodzę po domu i się przemęczam ale było po fakcie, więc nic nie mógł mi zrobić.
K – Co teraz porobimy?
M – Może pójdziemy do ciebie, na górę i coś pooglądamy?
K – Dobry pomysł.
Narzeczony oczywiście nie dał mi samej wejść po schodach tylko niósł mnie przez cały dom. Ehh nosić mnie będziesz jak weźmiemy ślub… Ale jak woli mnie nosić to proszę bardzo. Kiedy weszliśmy do mojego pokoju zostałam usadzona na łóżku a ukochany wziął laptopa. Szukaliśmy jakiegoś fajnego filmu, którego tytułu już nie pamiętam. Kiedy osiągnęliśmy cel laptop wylądował na stoliku koło łóżka (ciężko jest przez 1, 5 godziny trzymać na kolanach 5kg.). W pokoju było potwornie gorąco, więc Mati zdjął koszulkę. Ja z resztą byłam nie lepsza – leżałam w samej tunice, spodenki przy nodze w gipsie poszły w odstawkę. W końcu doszło do sceny, gdzie bohaterowie zaczęli się całować.
Mati najpierw delikatnie, potem coraz bardziej zmysłowo zaczął mnie całować po szyi. Odwróciłam się do niego. W jego oczach biło pożądanie. Gładziłam lodowatą ręką nagi tors ukochanego. Narzeczony przybliżył się do mnie. Uniemożliwił mi ucieczkę zamykając mnie w ramionach tak, że leżałam pod nim. Na jego twarzy pojawił się cudowny uśmiech.  
M – Wiesz co?
K – Tak kochanie?
M – Kocham cię.
K – Ja ciebie też.
Kiedy nasze usta się spotkały, byłam w siódmym niebie. Jego aksamitne wargi przekazywały mi tyle uczuć na raz: miłość, zaufanie, czułość, opiekuńczość. Moja dłoń wylądowała na karku Matiego. Jego ciało przeszedł dreszcz. Po chwili poczułam jak zamyka mnie w kokonie swoich rąk. Ta chwila była nasza, tylko i wyłącznie nasza…
Wtem usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Ukochany uśmiechnął się, wstał i zamknął drzwi. Szybko wrócił do mnie. Pocałował mnie delikatnie w usta i powiedział:
M – Może skończymy oglądać film?
K – Jasne.
Resztę filmu spędziliśmy wtuleni w swoje ramiona. Gdy już wyłączałam laptopa ktoś zadzwonił do Mateusza.
M – Halo? … Tak… Dobra… Zaraz będę.
K – Kto dzwonił?
M – Tata, potrzebuje pomocy przy wyciąganiu silnika z vectry, więc muszę lecieć.
K – Ok…
M – Ej, nie smuć się, jutro przyjadę.
K – A co ze szkołą? Nie możesz przeze mnie zawalić roku.
M – Przyjadę zaraz po zajęciach. Pa kochanie.
K – Pa.
Na pożegnanie pocałował mnie delikatnie w czoło i wyszedł z pokoju. Po chwili słyszałam jak odjeżdża na R1. Niedługo potem przyszedł Piotrek i oznajmił, że idzie do garażu. I znowu praktycznie zostałam sama. Nadszedł, więc czas, żeby wreszcie wypuścić Albi z akwarium. Delikatnie podniosłam wieko i wyjęłam z wody mojego, małego pieszczocha. Po wytarciu skorupy i łapek zawzięcie chodziła po pokoju i zaglądała w każdy kąt.
Wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Drapanie pazurów świadczyło o tym, że Albi gdzieś zmierza. Spojrzałam w dół. Gadzina usiłowała po plecaku wdrapać się na łóżko. Odłożyłam lekturę i wzięłam pupila na kolana. Bardzo szybko zaczęła się wspinać po bluzce. Odczepiłam ją, położyłam koło siebie i przykryłam na obie kocem. Żółwica bardzo szybko zasnęła, opierając łebek o moje przedramię. Moje czy też powoli zaczęły się kleić…
M(ama) – Wstawać śpiochy!
Powoli podniosłam się z łóżka na co Albi zareagowała dobitnym syknięciem. Tak jej było ciepło, że nigdzie się nie ruszyła. Spojrzałam na telefon – 20:30. Przespałam 2 godziny. Położyłam moją miniaturową Godzillę na podłodze i zabrałam się za kolację, którą przyniosła mi mama. Gdy skończyłam poturlałam się do łazienki (fotel na kółkach okazał się bardzo przydatny).[…] Wróciłam do pokoju, Albi wylądowała w akwarium i poszłam spać…
P – Kamila wstawaj.
K – Nie chcę.
P – No rusz się.
K – Po co?
P – Po to. Przecież dzisiaj zdejmują ci gips.
Zwlekłam się z wyra i po 10 minutach byłam gotowa. Brat podprowadził mnie do samochodu. Wizyta przebiegła bez większych problemów (nie licząc półgodzinnego czekania w kolejce). Do domu wróciłam wsparta na kuli i z ortezą na nodze. Już miałam zbierać się do domu kiedy Piotrek zatrzymał mnie i powiedział, że musi coś pokazać. Pokuśtykałam do garażu. Pod plandeką widać było zarys motocykla. Na polecenia brata zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Teska wyglądała jak nowa! Rzuciłam się bratu na szyję (chociaż było ciężko) i zaczęłam dziękować. Buzia mi się nie zamykała. Gdy odkleiłam się od Piotrka podeszłam do Tezi i przyglądałam się nowemu lakierowi i naklejkom. Po prostu orgazm dla oczu jak to mówią motocykliści. Przejechałam ręką wzdłuż całej maszyny. Wypucowana na błysk. Przyjrzałam się jej cudnej mordce i ucałowałam ją.
P – Kamila chodź. Niedługo mają przyjechać rodzice Adriana.
Podeszłam do brata i odwróciłam się w stronę moje maleństwa.
K – Niedługo do ciebie wrócę.  
Koło południa przyjechali wspomniani rodzice Adriana. Jego przybrana matka cały czas płakała, a wyraz twarzy ojca nie zdradzał kompletnie nic. Nic nie czująca maska. Kiedy dogadaliśmy się w sprawie pogrzebu i nasi goście wyszli wtuliłam się w ramiona przyjaciela.
K – Było ciężko.
H – Fakt. Czułem się jakbym miał zamiar zorganizować własny pogrzeb. No nic muszę już iść bo mama się będzie niepokoić.
K – Od tego "incydentu” pilnuje cię jak oka w głowie.
H – Nom. Teraz ciężko jest mi gdzieś wyjść, żeby nie zaczęła robić wykładu.
Pożegnaliśmy się i Hugo odjechał. Ech wszyscy mogą wyjść na spacer, gdzieś pojechać, a ja się kiszę w domu. Trzeba ruszyć cztery litery i wracać do formy bo mi od tego siedzenia tyłek się spłaszczy. Podniosłam się i wsparta na kulach wyszłam z domu po drodze wkładając adidasy. Mama akurat rozwieszała pranie.
M(ama) – A ty gdzie się wybierasz?
K – Biorę Blacka na spacer.  
M(ama) – Ok. tylko nie idź za daleko bo nogę przeforsujesz.
Zagwizdałam i zaraz przede mną pojawiła się czarna, rozmerdana bestia. Nie brałam smyczy bo i tak nie miałam jej gdzie trzymać. Weszłam do lasu. Włączyłam muzykę i swoim tempem przemierzałam leśne ścieżki. Labrador biegał wkoło mnie i próbował zmusić do przyspieszenia. Spojrzałam w górę – wśród gałęzi, wykonując korkociąg leciał rudzik. […] Po około dwóch godzina wróciłam do domu. Black był zmęczony i szczęśliwy (piłka w kieszeni zawsze się przydaje). Usiadłam na schodach a Black koło mnie. Nagle poczułam wibracje w kieszeni – ktoś do mnie dzwonił. Wyciągnęłam starą Nokię (pancerna swoją drogą) i spojrzałam na ekran – nieznany numer. Odebrałam. To co usłyszałam mnie jednocześnie rozbawiło i zszokowało…


--------------------------------------------------------------------------------------------
Z drobnym opóźnieniem dodaję kolejną część. Mam dla was ważne pytanie: chcecie poznać wygląd postaci czy stawiacie na wyobraźnię?

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1736 słów i 9686 znaków.

10 komentarze

 
  • yamashkayo

    Dlaczego ? Życie mu miłe?

    20 lis 2014

  • mumia

    Wygląd postaci !!!! Napiszesz ?

    18 lis 2014

  • Yamaha

    Dlaczego?

    13 lis 2014

  • yamashkayo

    Twój brat to niech uważa jak jeździ. Tylko tyle

    12 lis 2014

  • at0306

    bardzo fajne oby tak dalej

    10 lis 2014

  • oskiboski

    Koniecznie chcemy poznać wygląd hehe :) świetne :) pozdrawiam

    10 lis 2014

  • mała

    Kocham twoje opowiadania <3 pisz kolejną część i możesz pokazać postacie

    9 lis 2014

  • ds pa

    wygląd postaci

    9 lis 2014

  • Natka Ł

    fajnie piszesz :) czekam na następny rozdział heh :)

    9 lis 2014

  • Py64 (...)

    Super.

    9 lis 2014