Testament 6

Czerwony balon uniósł się w powietrze, pomimo usilnych starań małej, pulchnej rączki, która próbowała pochwycić sznurek. W ciągu kilku sekund poszybował ponad koronami drzew. Radośnie drgając na wietrze, wydawał się cieszyć z pozyskanej wolności.  
Płacz małej Emilki zagłuszył wszelkie dźwięki dookoła, zwracając uwagę większości zgromadzonych w parku osób. Laura wyglądała na zmieszaną. Czarne włosy związała w ciasny kucyk, a elegancko skrojony kostium, zamieniła dzisiaj na bluzę i legginsy. Pomimo urodzenia dwójki dzieci, zachowała świetną figurę, pracę i posadę przewodniczącej Klubu Czytelnika w publicznej bibliotece. Anka zastanawiała się jak udaje jej się ogarnąć wszystkie obowiązki. Bardzo duża w tym zasługa Morgi. Stanowili przykład doskonale funkcjonującego związku.
- No już kochanie, nie płacz, kupimy drugi balonik.- Laura starała się pocieszyć dziewczynkę i jednocześnie wytrzeć z buzi ślady łez.- No już, nie chcesz chyba być brzydką dziewczynką?
Mała pociągnęła nosem.
- Nie kce.
- No to nie trzeba płakusiać. Chodź, pójdziemy z ciocią.
Ujęły małą za ręce i poprowadziły w stronę straganu. Stawka została podbita i Emi wytargowała dodatkowo watę cukrową, którą szybko obkleiła siebie i obie kobiety.
Domyły się dopiero w kawiarnianej łazience, o paskudnych ścianach w bliżej nieokreślonym kolorze. Wybrały to miejsce tylko dlatego, że mięli kącik dla dzieci. Mogły zatem wypić w spokoju kawę. W piątki, o tej porze ruch nasilał się około trzynastej, miały niemal wszystkie stoliki do wyboru. Usadowiły się przy samym oknie, skąd rozciągał się widok na plac zabaw i uroczy ogródek, w którym kwitły żonkile i tulipany.
Kelner przyniósł dwie kawy i ciasto owocowe dla Laury.  
- Od kiedy nie jadasz słodyczy?
- Od niedzieli.
Laura uniosła brwi.
- Pewnie słyszałaś o mojej kłótni z Marcinem? Twój mąż przywiózł go pijanego w niedzielę.
- Raczej już w poniedziałek.
- Przepraszam za niego.
- Nie ma o czym mówić. Wiesz, że możecie na nas liczyć. Oboje.
- Wiem.- bawiła się filiżanką, studiując palcami jej fakturę.- Chodzi o to, że umyślił sobie, że go zdradzam.
- Co to za akcja z kwiatami?
- Laura...
- Przepraszam, nie musisz odpowiadać. - wyglądała na szczerze zaniepokojoną.- Nigdy nie byłyśmy szczególnie blisko, ale Piotrek i Marcin są jak bracia...
Anna udała, że nie słyszy ostatnich słów.
- Nie zdradzam Marcina. Te kwiaty, to jedna wielka pomyłka, wytłumaczyłam mu to. Nie wiem kto je przysłał i dlaczego. Na szczęście uwierzył. Chyba twój mąż go przekonał. W ten weekend mamy wyjechać razem.  
- O, romantyczny weekend?- Laura odetchnęła z ulgą, że nie usłyszała żadnych szokujących wyznań o zdradach i niespełnionych miłościach Anny. Obiecała mężowi, że postara się pomóc w razie czego, ale szczerze tego później żałowała.
- Nic z tych rzeczy. Chociaż mam nadzieję, że uda nam się spędzić trochę czasu sam na sam.
- Boże, Emilka! Wypluj to!- Laura zerwała się z krzesła, nieomal rozlewając kawę. Przeskoczyła zielony płotek, który chronił rodziców przed bawiącymi się pociechami, i dopadła do córki wyrywając jej klocek z rączki.- To jest brudne, fuj. Nie wolno.
Dziewczynka znowu wyglądała jakby chciała się rozpłakać. Anna przyrzekła sobie, że nigdy nie będzie miała dzieci.  

Kiedy koleżanka wróciła do stolika, Anka zauważyła, że jest zdenerwowana. Zrozumiała jak wiele wysiłku kosztuje ją zachowanie pozorów. Może wcale nie była tak szczęśliwa jak się wydawało?
Upiła kilka łyków zimnej kawy.
- O czym to rozmawiałyśmy? A, o waszym wyjeździe. Przepraszam cię, ale ostatnio jak Emi wylizała klocki w bawialni, nabawiła się jakichś wrzodów w buzi. To była jazda, nie spaliśmy kilka nocy.
- Nie szkodzi. Nie wiem czy słyszałaś, ale zmarł stryjek Paweł. Marcin i Krystian mają dopilnować sprzedaży domu. Jedziemy tam w niedzielę rano.
- Co?!- Laura nie potrafiła ukryć zdziwienia.- Oni razem? Pogodzili się?
- No coś ty. Po prostu staruch wymyślił sobie taką klauzule, inaczej wszystko stracą.
- Nieźle. Jak Marcin do tego podchodzi? Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po nim...
Że zrobi coś dla kasy?  
- Nie tak miało to zabrzmieć.- Laura zaczerwieniła się.
- Namówiłam go. Wiesz, kobiece sposoby... Skoro taka była wola wujka, to ją wypełnią. Marcin uznał, że może faktycznie wyniknie z tego coś dobrego. Poza tym, mamy do spłacenia mieszkanie, nie ma się co czarować. Krystian chyba podejrzewał Marcina o większy upór.
- Rozmawiałaś z nim?
Anna zamyśliła się.
- Tak, w piątek, kiedy chłopacy byli na koncercie. Powiedział mi o testamencie i poprosił o pomoc w przekonaniu brata. No i sprawa załatwiona. Mam nadzieję, że sprzedaż pójdzie szybko i bez komplikacji, bo na cud pojednania nie liczę.
- Kto wie. Ludzie się zmieniają Aniu. Czasami trzeba na coś spojrzeć kilka razy, aby w końcu zdać sobie sprawę, że nie było warto. Bądź dobrej myśli.
Jestem.
Kelner przyniósł rachunek i Anna wymusiła, że go ureguluje. Wracając przez park kupiła jeszcze trzy balony- różowy i niebieski dla towarzyszek, pomarańczowy dla siebie.

Popek

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 974 słów i 5295 znaków.

1 komentarz

 
  • π×drzwi

    Fajnie, no ale czy to jest nowy trend żeby tak rzucać po okruszku, mój brzuch krzyczy, jeszcze...! :)

    15 sty 2016