Testament 12

Kolejnych kilka dni spędziła na intensywnych rozmyślaniach. W zasadzie na przemian myślała i rzygała. Szczerze nienawidziła tego, co się z nią działo. Nienawidziła siebie. Zrobiła pięć testów ciążowych, a wynik pozostawał taki sam. Udało jej się wmówić Marcinowi, że ostatnia niedyspozycja, to tylko zatrucie. Włożyła w te kłamstwa masę wysiłku, bo wczoraj chciał już jechać do szpitala. Leżała w łóżku i skrycie marzyła, aby zamknąć oczy i nigdy się nie obudzić.
- Zadowolony jesteś dupku?!- wykrzyczała w powietrze. Żałowała, że Krystiana już nie ma. Śmierć, to za mało, za to co ją spotkało. Najbardziej bała się odpowiedzi na zadane sobie, po tysiąckroć, pytanie. Czyje do cholery jest to dziecko? Popadała w skrajne stany. Od euforii, gdy „wewnętrzny głos” podpowiadał jej, że ojcem jest Marcin. Po bezdenną rozpacz, na myśl o Krystianie. Przez tyle lat nie zaliczyli z mężem wpadki. Czy to możliwe, żeby po jednym seksie, z innym facetem, ot tak zaszła w ciąże? Wiedziała, że jest to znacznie bardziej prawdopodobne, niż fakt, że udało jej się tego uniknąć przez ostatnie lata z mężem. Aż tak bardzo się nie zabezpieczali.
Cholera jasna. Postanowiła pójść na spacer. Mieszkanie, które do tej pory tak kochała, zaczynało ją przytłaczać. Marcin miał wrócić późno, uparcie dzwonił co kilka godzin, żeby sprawdzić jak się czuje. Ucieszył się na wieść o tym, że wychodzi.
Przejrzała się w lustrze i mocno zaniepokoiła. Ostatnie przeżycia odbiły się na jej wyglądzie. Wyostrzyły się rysy twarzy, co akurat jej odpowiadało, nie przepadała za swoimi okrągłymi policzkami. Włosy zmatowiały, a pod oczami zauważyła sińce. Makijażem udało się zatuszować najgorsze, kwiecista sukienka dodała sylwetce krągłości. Zrezygnowała z obcasów i założyła adidasy. Powietrze pachniało słońcem i świeżością. Czuć było rozluźnienie związane ze zbliżającym się długim weekendem. Przeszła na drugą stronę ulicy i udała się w stronę parku, w którym lubiła biegać. Przeszło jej przez głowę, że na dłuższy czas będzie musiała zrezygnować z tej przyjemności. Postanowiła urodzić dziecko. To miała być swego rodzaju pokuta, za całe zło, które wyrządziła. Jeszcze jedna tajemnica, w zadośćuczynieniu za te, które już miała.  
Usiadła na ławce i wyjęła z torebki książkę. „Duma i uprzedzenie”. Krąg zatoczony, przeszło jej przez głowę. Wspomniała tamto feralne popołudnie, kiedy zadzwoniła Tamara i podstępem wywabiła ją z domu. Jak odmiennie, mogłyby potoczyć się sprawy, gdyby olała tą sukę i została w domu. Czytając „Dumę i uprzedzenie”, tak jak miała wtedy w planach. Niestety, jedna decyzja, urodzaj konsekwencji. Zatopiła się w lekturze. Po kilkunastu minutach dotarło do niej, że w pobliżu coś się dzieje.  
Chłopiec Inwalida spierał się o coś z matką.  
- Nie możesz mnie publicznie upokarzać! Już wystarczy, że siedzę na wózku!
- Ja tylko powiedziałam, że czasem bolą mnie plecy, bo muszę cię podnosić. Kochanie, przecież to nie tajemnica.- usiłowała pogłaskać syna po policzku, ten jednak odepchnął jej rękę.
- Mamo! Mam siedemnaście lat! Myślisz, że co one sobie wyobrażały? No co? Że ona sadza dorosłego faceta na kiblu! Upokarza mnie to.
- Przecież dobrze wiesz, że to nieprawda. Poza tym, przecież sam radzisz sobie ze wszystkim.
- Nie o to chodzi mamo! Nie wiesz jacy są ludzie. Co mówią za plecami, co piszą w internecie.-  chłopak poczerwieniał na twarzy.  
- Przesadzasz kochanie...- umilkła. Zorientowała się, że Anna im się przygląda.  
- Dzień dobry, przepraszam, że pani przeszkodziliśmy. Ot, małe nieporozumienie. - Zazwyczaj się nie zdarza, prawda Maćku?
A więc Chłopiec Inwalida ma na imię Maciek.  
- Prawda.-wypowiedział te słowa ledwie słyszalnie. Płonął, aż po koniuszki włosów. Wspomnienie nagiego ciała sąsiadki wwierciło się w jego mózg, i odtwarzał w pamięci wszystkie jego detale.  
- Nic nie szkodzi. Czytałam tą książkę z tysiąc razy, nie ma problemu, że czegoś nie zrozumiałam.- zażartowała.
-  Przykro mi z powodu śmierci brata pani męża.-wypaliła niespodziewanie kobieta.
Anka zdziwiła się nieco, że ta informacja do niej dotarła. Nie wyglądała na kogoś, kto mógłby mieć do czynienia z Krystianem. Z drugiej strony zapomniała, o potędze sąsiedzkiego języka. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że powód był zupełnie inny. Matka Maćka ciągnęła niewzruszenie.
- Był u nas policjant. Taki sympatyczny, Jacek Daniel. Musiał potwierdzić pani alibi i... oj.- dopiero teraz zastanowiła się nad tym co chciała powiedzieć. Była najwyraźniej głupsza, niż się początkowo Annie wydawało. Mimo wszystko zrobiło jej się ciepło. Zapragnęła jak najszybciej uciec od tej kobiety i jej syna. Ukryć się znowu, w bezpiecznym zaciszu mieszkania. O dziwo, na myśl o drinku, zrobiło jej się niedobrze. Jak to dobrze, że natura czasami działa, w takich przypadkach. Inaczej wypiłaby morze wódki.





Komisarz Daniel przemierzał podziemne korytarze szpitala. Spieszył się jak mógł, bo podobno sprawa była pilna i nie na telefon. Kiedy w końcu odnalazł doktor Noemi, ta pogrążona w pracy, pochylała się nad biurkiem. Popatrzył na jej tyłek i uzmysłowił sobie, że zachowuje się jak buc i jak najszybciej powinien poszukać sobie kobiety. Albo przynajmniej rozładować napięcie „na mieście”. Fiut zaczynał przeszkadzać mu w pracy. Chrząknął. Ciemnowłosa Noemi, odwróciła się i nawet ucieszyła, na jego widok.
- Dobrze, że jesteś. Mam pewną niejasność w sprawie tego zasztyletowanego gościa sprzed miesiąca.
- Krystiana.
- Owszem. Otóż, dzisiaj trafił do mnie pacjent...
- Ładnie to nazywasz.
- Nie skomentuję tego- zagroziła.- W każdym razie. Facet miał bardzo podobne rany, do tamtego.
- Też go zasztyletowali? Poza ogromem ludzkiej tragedii, co w tym takiego dziwnego?
Noemi wzięła głęboki oddech.  
- Rana tylko wyglądała jak zadana, wielokrotnie, nożem. Okazało się, że facet dostał...butelką.
- Co?! Tulipanem?
- Dokładnie. Nie wiem, coś mnie tknęło i porównałam zdjęcia. Jacek, wydaje mi się, że nie szukasz noża.
- Tylko znacznie gorzej. Natomiast wyjaśnia, dlaczego nigdzie nie znaleźliśmy takiego narzędzia zbrodni.
- Butelki łatwo się pozbyć.- Noemi miała żyłkę detektywa.
- Zwłaszcza, że nikt jej nie szuka. Poza tym, zabójca nie musiał nieść noża ze sobą. Jakby nie było, to kawałek stali. Butelkę mógł wyciągnąć z pobliskiego kosza na śmieci, a później po prostu wypłukać i wyrzucić. Voila!

Popek

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1217 słów i 6743 znaków.

Dodaj komentarz