Testament 5

Kawałek wściekle pomarańczowego cheddara upadł na oblepiony bar. Dziewczyna zupełnie to zignorowała i dalej, z apetytem, wcinała burgera. Nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana. Nonszalancko skrzyżowała nogi i oparła stopę o listwę pod blatem. Raz po raz oblizywała lśniące od tłuszczu wargi, nie odrywając wzroku od karty z drinkami. Kiedy uporała się z jedzeniem, po kolei wsunęła do ust pokryte sosami palce, na których krzyczały resztki czerwonego lakieru w odcieniu Rock 'n' Roll. W końcu zdecydowała się na zwykłe piwo. Była zbyt młoda i zbyt naiwna, żeby wiedzieć jakie wywołuje emocje w otaczających ją mężczyznach. Sączyła swojego sikacza przez słomkę rozglądając się dookoła. Udawała znudzoną, bawiła się czym popadnie. Od serwetek stojących w podajniku, po paseczki sandałów, na które nota bene, było jeszcze za zimno.  Robiła to zmysłowo, chociaż pewnie nawet nie była tego świadoma. Takie panienki nigdy nie są.
Wygodniej rozsiadł się na kanapie przy oknie. Kelnerka uraczyła go kolejnym piwem. Miała krzywy zgryz i trochę wyłupiaste oczy, ale nadrabiała to niesamowitym ciałem.
Wyjarał dzisiaj sporo trawki i bardziej niż piersiasta małolata przy barze interesował go jej hamburger. Szybkim ruchem posadził kelnerkę na kolanie i pokazał palcem, że chce takiego samego. Dziewczyna udała speszoną i oblała się słodkim rumieńcem. Obiecała dorzucić frytki gratis.  
     Drzwi otwarły się z łoskotem, wpuszczając do zadymionego pomieszczenia powiew świeżego, pachnącego deszczem powietrza.  
- Tutaj panowie!         
- No, nieźle się zabawiasz. Nie masz dość?  
- Jeszcze nie. Zwłaszcza po tym co stało się w domu.
Morga zamówił piwo, Bruno postanowił najpierw skorzystać z łazienki.  
- A co się stało? Przecież już od rana jęczałeś, że chcesz do Anki. Pokłóciliście się?
- Gorzej. Wygląda na to, że jestem rogaczem.
Popatrzyli na siebie zaskoczeni.
- Ty? Chyba sobie jaja robisz.
- No ja.- opróżnił niemal jednym haustem zawartość kufla. - Moja kochana żona została w domu na trzy dni, a dzisiaj ktoś jej za to podziękował.
- Sorry, nie kumam, możesz trochę jaśniej? - Morga wyglądał na skołowanego i zmartwionego. Przyjaźnił się z Marcinem od podstawówki, ale po raz pierwszy widział go w takim stanie. Ucieszył się, bo kelnerka właśnie przyniosła, zamówionego wcześniej burgera. Jeśli Marcin chce być jutro przytomny, powinien zjeść coś tłustego.
- Co jaśniej? Wracam do domu, jemy kolacje, wszystko fajnie. Do czasu, aż nie przylazł kurier z jebutnym bukietem róż i karteczką „dziękuję”.  
- I co ona na to?
- Wyobraź sobie, że nic. Udawała, że nie wie o co chodzi, a potem ktoś do niej zadzwonił i poszła odebrać.
- To wszystko? Bruno nie wydawał się zaskoczony.
Marcin spojrzał na niego nieco mętnym wzrokiem.
- Co masz na myśli?
- Posłuchaj. Anka to naprawdę spoko laska. Kocha cie jak wariatka i wątpię, żeby miała ochotę na jakieś romanse.
- No a te kwiaty, zaraz potem telefon?
- Może to jakaś pomyłka, nie wiem. Zapytałeś ją? Założę się, że nie. Pomyśl przez chwilę.
Morga najwyraźniej miał podobne zdanie.- Oddałbym wszystko, żeby Laura była taka święta jak twoja żona. Doceń to, bo kiedyś faktycznie ją stracisz.
- Pieprzenie.  
- Mówię poważnie. Stary, masz problem, ale ze sobą. Dobra rada- nie szukaj dziury w całym. Zamiast zapijać wyimaginowane smutki, lepiej wróć do domu i zajmij się żoną.
Teraz już wszyscy trzej wpatrywali się w gówniarę przy barze, która zaczęła poprawiać klamerkę przy pasku wypinając przy tym pokaźnych rozmiarów piersi.
- Żałuje, że nie mam dwudziestu lat. Przełożyłbym taką siksę przez kolano. Morga oblizał mięsiste wargi.- To były czasy panowie. Zero obowiązków, zero zobowiązań.- Dziwie się, że za te wszystkie akcje, jakie robiliśmy z panienkami, nie dostaliśmy ani raz po ryju.
- No kilka razy było blisko...- rozmarzył się Bruno.- Ale przynajmniej zaliczyłem trójkąt.
Marcin uderzył głową w talerz z frytkami.
- Ups, nasz żonkoś chyba odleciał. Lepiej odprowadźmy go do domu.
- Anka była w sobotę u Tamary.
- No i?  
- Nie wiem, pokłóciły się. Tami nie chciała powiedzieć o co poszło.  
- Pewnie o jakąś głupotę. Lepiej mi pomóż, musimy wsadzić te zwłoki do taksówki. Pojadę z nim.
Bruno stał bez ruchu.  
- Pomożesz czy nie? Morga wydawał się coraz bardziej zniecierpliwiony. Na chwilę zostawił niemal nieprzytomnego kumpla i odszedł na bok.- Posłuchaj stary. Oboje wiemy, że miałeś, albo nawet nadal masz chrapkę na Ankę. Jeśli dowiem się, że coś kombinujesz, osobiście urwę ci jaja. Rozumiesz?
- Spoko, nic nie zrobię. Jestem z Tami, a Marcin z Anką, luz.
- I lepiej, żeby tak zostało, rozumiesz? Ręce przy sobie. Powaga, z jaką wypowiedział te słowa, kontrastowała z dobrotliwym wyrazem okrągłych oczu. Morga był prawdziwym przyjacielem i człowiekiem o silnym kręgosłupie moralnym, chociaż w przeszłości różnie z tym bywało. Dopiero narodziny dwóch córek sprawiły, że na zawsze porzucił dawne nawyki i stał się przykładnym mężem i ojcem.- A teraz nie stój tak, tylko mi pomóż. Jutro pogadam z Laurą, może uda jej się dowiedzieć o co chodzi. Inaczej codziennie będziemy wyciągać Marcina z baru.
- Przesadza.- podsumował Bruno.
- Może i tak, ale Anka to jedyna rodzina jaka mu została. Bierz go za drugie ramię. Dobra, teraz trzymaj.
Rzucił banknot na stół. Tyle powinno wystarczyć.
- Chodź przyjacielu, odwieziemy cię do domu...
- Morgha...
- Co jest?
- Jesteś prawdziwym pszyjacielem...- głos Marcina był tak cichy, że słów trzeba było się raczej domyślać.- Tylko tobie mohe ufać.

Popek

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1043 słów i 5794 znaków.

1 komentarz

 
  • π×drzwi

    Piwo przez słomkę to ciekawy pomysł, odcinek jest ,,ziołowy", a z kumplami można czasem nie pobłądzić :faja:

    15 sty 2016