Testament 11

Anna obserwowała zgromadzonych i zastanawiała się, jak bardzo różni się ten pogrzeb, od innych, w jakich uczestniczyła. Pamiętała płaczących ludzi, całych w czerni. Nawet założenie jasnego, czy kolorowego szalika, mogło narazić żałobnika na karcące spojrzenia. Rozbawiła ją sama myśl o tym, co pomyślałaby o tych bezbożnikach babcia, gdyby mogła tutaj być. Ludzie przed kaplicą ustawili się w luźnych grupkach, rozmawiali i śmiali się. Rozróżniała wśród nich dawnych znajomych, osoby z otoczenia Krystiana. Z przykrością skonstatowała, że nikt nie wyglądał na specjalnie załamanego. Nikt poza panią Katarzyną. Ten drań mógł liczyć na matkę. Kobieta nie chciała odstąpić trumny nawet na krok. Zasłoniła twarz woalką i przysunęła krzesło pod sam ołtarz, aby być jak najbliżej syna. Odtrąciła przy tym rękę teścia, odgrywała swoją rolę bezbłędnie.
Marcin stał blisko nich, lecz ona musiała zaczerpnąć trochę powietrza i postanowiła wyjść przed budynek. Miała wyrzuty sumienia, że zostawia go samego, jednak potrzeba zwyciężyła.  
Odeszła w jedną z bocznych alejek. Drzewa rosły stosunkowo gęsto, co bardzo jej odpowiadało. Mimowolnie odczytywała inskrypcje na nagrobkach. Zastanawiała się, jak to będzie, kiedy nadejdzie czas. Przerosło ją to, uznała, ze pora zawrócić. Odeszła zresztą dość daleko.  Poprawiła poły płaszcza i drgnęła na dźwięk męskiego głosu.
- Niezbyt ciekawe miejsce. Przygnębiające.
Odwróciła się. Ich oczy spotkały się. Był mniej więcej tego samego wzrostu, chociaż miała na sobie szpilki. Niezbyt przystojną twarz przysłaniały wąsy, lecz spojrzenie było ciepłe i serdeczne. Liczne zmarszczki stanowiły dowód, że ma przed sobą stosunkowo młodego, ale doświadczonego człowieka. Nie lubiła być zaczepiana.
- Jak dla kogo. Są tacy, którzy tęsknią za spokojem, a gdzie łatwiej o większy?
- Może i racja. Proszę wybaczyć, nie przedstawiłem się. Komisarz Jacek Daniel.- wyciągnął rękę. Ledwie zerknęła na podsuniętą legitymację.  
Właściwie nie była zaskoczona obecnością policji. Podobno to normalne, że obserwują pogrzeb ofiary morderstwa, na wypadek, gdyby zjawił się ktoś podejrzany. A nie mięli nikogo takiego od ponad miesiąca. Marcin regularnie rozpytywał o postępach, a ona sama jeszcze nie składała zeznań. Okazało się, że sporo osób życzyło źle szwagrowi i pały nie mogły się w tym odnaleźć.  
- Przyszła pani na pogrzeb? Czy też odwiedza tutaj kogoś? O ile to nie tajemnica.
- To pierwsze. Jestem żoną Marcina, brata Krystiana.
- Rozumiem... za dużo emocji i musiała pani odetchnąć?
Anna uśmiechnęła się delikatnie.
- Mniej więcej.
- Nie mięliśmy okazji się poznać, natomiast kilkakrotnie rozmawiałem z pani mężem.
- Tak, wszystko mi opowiadał. Podobno nadal nie wiecie kto to zrobił.
- Robimy wszystko co możemy.
Zbyła tą uwagę milczeniem.  
- Proszę mi wybaczyć, to może nie jest najlepsza okazja, ale może zechce mi pani poświęcić chwilę i odpowiedzieć na parę pytań?- popatrzył na nią z nadzieją, jeszcze raz zwróciła uwagę, na jego piękne oczy. Był takie.... Nie znajdowała lepszego określenia- były po prostu dobre.  
W tym czasie zdążyli dojść prawie pod samą kaplicę. Nabożeństwo najwyraźniej już się kończyło, gdyż karawan czekał na podjeździe, a przy wejściu powstało jakieś zamieszanie.
- Wie pan, to naprawdę nie jest najlepsza chwila. Powinnam wrócić do męża. Może przełożymy rozmowę? Anna zastanawiała się, gdzie może być Marcin. Widziała teścia i teściową, którzy już ustawili się bezpośrednio za trumną, gotowi odprowadzić syna na miejsce spoczynku, jednak jego nigdzie nie było. Bez wyrzutów sumienia zostawiła Daniela samego na ścieżce i ruszyła za kolumną. Marcin dogonił ją dopiero po chwili. Ujęli się ręce i szli zatopieni w myślach. Jeszcze trochę i cały ten koszmar będą mięli za sobą.



     
Wieczorem niewiele rozmawiali. Anna przygotowała lekką kolację. Chciała przywołać przyjemne chwile z wakacji, dlatego na stole wylądowały sery, oliwki, pomidory i sałata, na deser kupiła jagodowy sernik. Okazało się, że w zamrażarce zostało jeszcze kilka krewetek, usmażyła je na maśle i ustawiła wszystko na stole. Marcin w tym czasie brał kąpiel. W przedpokoju pojawił się zupełnie nago. Miał wilgotną skórę i ponure spojrzenie. Był taki przystojny. Powinien wybrać raczej karierę sportowca niż wykładowcy na uniwersytecie. Idealne proporcje ciała, długie, umięśnione i proste nogi. Wzdłuż płaskiego i umięśnionego brzucha, biegła ścieżka ciemnych włosów. Przygryzła wargi. Nabrała apetytu, ale nie na kolację. Marcin nie zauważył maślanego spojrzenia, jedynie wygrzebał z szafy dodatkowy ręcznik i zniknął z powrotem w zaparowanej łazience. Musiała uszanować jego nastrój.  
Dopiero gdy zasiedli do stołu mężczyzna nieco się rozpogodził.  
- Właśnie to w tobie lubię.
- Co? No i dlaczego tylko lubisz?- wydawał się szczerze zainteresowany.
Uśmiechnęła się z czułością i położyła swoją dłoń na jego dłoni.
- To, że cokolwiek by się nie działo, przy jedzeniu wyglądasz jak dziecko.
- To komplement? Jeśli tak to słabej jakości. Widziałem kiedyś dzieciaka przy jedzeniu, niefajny widok.- zażartował.
- Chodzi mi o to, że wyglądasz wtedy tak niewinnie i szczęśliwie. Jakby ta przestrzeń- nakreśliła ponad stołem niewidzialną ramę- była azylem, do którego żadne troski nie mają wstępu.
- Kocham cię - odpowiedział.
- Ja ciebie bardziej.



Następnego ranka Marcin nie musiał iść na uczelnie. W związku z pogrzebem dostał dwa dni wolnego. Leżeli przytuleni pod kołdrą i patrzyli na budzące się do życia miasto.  
- Chciałbym, żeby ta chwila trwała zawsze.- musnął pocałunkiem nagie ramię żony.
- Czytasz w moich myślach. Niestety muszę do łazienki, także puszczaj.
Przez chwilę się przekomarzali, aż Anna poczuła, że potrzeba jest znacznie pilniejsza niż sądziła.  
Ledwo udało jej się dobiec do toalety i podnieść klapę. Zwymiotowała całą wczorajszą kolację. Zanim była w stanie stanąć na nogach, nie miała już czym wymiotować. Jakieś czerwone światło zapaliło się w głowie. Odepchnęła upiorną myśl. „To na pewno nieświeże krewetki. Powinnam była je wyrzucić. Mam tylko nadzieję, że Marcinowi nic nie będzie”.
Niestety, on czuł się świetnie i już słyszała, że pogwizduje w kuchni. Po chwili dotarł do niej zapach smażonych jaj i kawy. To wystarczyło, aby kolejna fala kwasu żołądkowego zechciała opuścić jej ciało. Zanim wyszła z łazienki, zdała sobie sprawę, że ma poważny problem.

Popek

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1217 słów i 6795 znaków.

1 komentarz

 
  • ja

    hej. pokręcone to się wszystko robi strasznie ale w tym cały urok tego opowiadania:)
    czekam na dalsze części:)
    pozdrawiam

    21 sty 2016