Moja miłość (dni następne cz .9)

-
     No dobra, chyba w nocy stalam się swoja kuzynka. Otworzylam oczy, a Sean zamiast lezec kolo mnie byl na podlodze. Ciekawe. Ale mial szczescie bo zabral ze soba koldre. No poprostu szok. A ja biedna marzlam.  
     Do pokoju weszla jakas starsza pani. Nie wygladala na przyjazna swiatu. Byla pulchniutka, miala na sobie sukienke w kwiatki, a na to fartuch. Na nogach miala hodaki. Idac w moja strone przeszywala mnie swoim zlowieszczym wzrokiem. Ja grzecznie siedzialam z wyprostowana noga bojac się jej. Przyniosla picie dla nas oboju, przy okazji potykajac się o lezacego na podlodze Seana. Kopnela go i kazala wstac. Zaczelo we mnie cos buzowac. Jak tak mozna potraktowac kogos? Przeciez to niedopuszczalne. Sean zrobil niezadowolona mine. Wstal trzymajac się kregoslupa i popatrzylam na mnie z wielkim zdziwieniem. Mowilam, ze ma twardy sen. Mowilam. Cos ta pani do niego mowila. Raczej krzyczala. Mis się odwrocil i rowniez zaczal na nia krzyczec, cos jej tlumaczac. Ciekawa scena. Nieprawdaz? Ja patrzylam, ci krzyczeli. Mozna to nagrac?  
- moze się pani ogarnac i mnie nie kopac?! Pani by tylko lezala do gory brzuchem, a to my mamy cala robote odwalac za pania... - wow serio wkurzony. Mowil zly, pokazujac do tego. Jeee. Wykurzyl ja. Jeeee. Cieszmy sie. Wyszla, a ja się rozesmialam. Sean nie zmienil wyrazu twarzy i jeszcze patrzyl w strone drzwi. - nienawidze tej kobiety. Mysli ze jej wszystko wolno. - odwrocil się do mnie i wreszcie usmiechnal. Szczerze mowiac tez bym miala dosc takiej baby. Kopie, jak ktos spi. Wykloca się o glupoty. Zamiast pomagac to tylko rozkazy wydaje. Wes tu przezyj. Okrutne babsko.  
- myslalam, ze jest inna. - rozesmial się z moich slow. - no co? Taka prawda. - odwrocilam sie, zapominajac o nodze. Lekko zabolalo. Sean spowaznial
- nadal boli? - tak opiekunczo i slodko powiedzial dotykajac rany. - ciekawe kto to byl?  
- po pierwsze troche, po drugie nie wiem. Nie widzialam twarzy. A chcialam się dowiedziec, bo mnie sledzil. - zrobilam zaciekawiona mine. Ten nadal powazny lekko glaskal moje udo gdzie byla rana. Siedzial kolo mnie. Przysunelam się i przytulilam. - nie opuszczaj mnie. Teraz się boje isc do domu. - moja szczera prawda. Balam sie.  
    Sean mnie zaniosl do jadalni. Teraz się już nie upieralam. Przeciez bylam ranna, a do tego mi się to spodobalo. Wszyscy jedli. Odziwo nie bylo tak jak przedtem. Byla cisza przy stole. Zdziwilam sie. Nikt nic nie mowil, nawet probowali chyba nie oddychac. Rany ta baba budzi przerazenie. Usiadla jak krolowa na szczycie stolu i wszystkich przemierzyla wzrokiem. Nikt się nie ruszal. Po chwili zaczeli jesc jakby byli w jakiejs drogiej restauracji. Wyprostowani i wogole. Rany. Umiem się zachowac przy stole, ale nie poznaje tej rodziny.  
    Siadanie zjedzone z wdziekiem. Chcialam już się odezwac. Tylko mi nie pozwolono. To jest chamstwo. Ta baba im zyc nie daje. Tylko udusic i wrzucic do rzeki. Blahaha. Szatanski plan. Moze tak zrobie. Az oczy mi się swieca na ta mysl.  
     Do pokoju poszlam kulejac, za mna szedl Sean i mnie asekurowal. Po schodach bylo ciezko, ale udalo sie. Zadowolona usiadlam na lozku. Minelo kilka chwil, a do pokoju wtargnela pelna usmiechu zgraja. Prawie się na mnie rzucili. Kazdy przytulil. Oliwia zachwala się jak przyjaciolka i jeszcze dala mi buzi w policzek, siadajac kolo mnie i nie odchodzac. Reszta siedziala na podlodze albo kanapie. Zaczelam ich wypytywac o ta cala Barbare (zla kobite). Mowili bardzo ciekawe rzeczy. Kobita się nad nimi zneca i karze chlostaniem. Zamiast im pomoc np w ogrodku czy innych rzeczach to siedzi rozwalona na kanapie. Mowi ze sa jej podwladnymi. Gdy przychodzi Anita udaje mila i grzeczna. Glaska ich poglowie itd. Okropny czlowiek. Az się niedobrze robi.  
     Po ich opowiadaniach Sean na moich nogach polozyl laptopa. Wlozyl pendrive i wyszukal pliku. Patrzylam na niego zdziwiona. On za to byl usmiechniety. Usiadl i patrzyl, oliwia zrobila to samo. Za mna siedziala reszta rowniez się patrzac w ekran. Pokazalam im ich wnetrze. Kazdy pokoj byl komentowany. Podobalo sie, a ja odetchnelam z ulga. Znowu? Kurcze. A to oczy, a to oddech. Co ja z tym mam? Uslyszeli krzyki wielkiego okropnego babska ktora nadchodzila. Wszyscy się pochowali, a ja grzecznie siedzialam z otwartymi szeroko ze zdziwienia oczyma. Babsko weszlo z wielkim impetem. Prawie wyrwala zawiasy drzwi. Rany julek.
- gdzie sa wszyscy? - niewinnie pokazalam ze nie wiem. Jej ton byl naprawde nie do przyjecia. Wrecz krzyczala. Ja się wkurzylam jak nigdy. Nie moglam się powstrzymac od komentarza.
- czy ma cos pani do nich? - z wkurzona mina ja spytalam. Na ta chwile grzecznie bylo.
- nie ale sa moimi slugusami! - krzyczala na mnie. Lekko się rozesmialam. Za kanapy wylonil się john i Luke. Pokazali, zebym tego nie robila, bo zgine.
- slugusami? Przeciez to nie sa pani dzieci, ani pani ich nie zatrudnila. Ale pani jest rzenujaca. - usmiechnelam się chytro. Szybko wzielam swoje okulary bo do mnie pod chodzila. Wyprostowalam sie, a ta mnie zlapala za bluzke. - a.a.a. okularnikow się nie bije. A do tego chyba pani nie chce miec rozprawy w sadzie, a moj tatus moze to zalatwic. - wreszcie cos powiedzialam z moich ukrytych mysli. Nigdy ich nie ujawnialam, bo się balam, ale ta kobita byla dla mnie wrecz smieszna. Poscila mnie. - powiem tak. Pani nie bedzie się znecac nad nimi, a ja bede trzymac jezyk za zebami...
- nigdy. - przerwala mi. Wstalam lekko się chwiejac. Krazylam wokol niej jak szef jakiegos gangu.  
- nigdy? Czyli chce pani isc do wiezieni, a moze ma się dowiedziec Anita? - probowalam byc cawana. Wszyscy pokryjomu patrzyli co się dzieje. - z wielka checia wrzuce pani ego do klatki. wiec jak bedzie? Kratki czy wolnasc? A moze zycie bez rodziny? - patrzlam jej prosto w oczy. Byla zla, ale się zgodzila. Wyszla wkurzona. Wszyscy do mnie podeszli i gratulowali mi odwagi. Sean tez byl nie ugiety, ale nie wpadl na taki pomysl. Chociaz pewnie by się tylko rozesmiala.  
     Po obiedzie z rodzina ktora znam poszlam do domu. Psinka przed ten czas zajela się Oliwia. Fajna dziewczyna. Szedl ze mna Sean. Trzymalam go mocno za reke. Od momentu gdzie napastnik przestal mnie gonic czulam kogos wzrok na plecach. Nie byl to Sean. Patrzyl przed siebie i trzymal psinke. Mocno zlapalam go za ramie obracajac glowe do tylu. Znowu ta sylwetka przemknela mi przed oczyma. Zaczelam się bac. Na ulicy znowu nikogo nie bylo. No nie. Tylko nie to. Strach mialam w oczach. Rozgladalam się jak szaleniec. Sean mnie uspokajal. Nic to nie pomagalo. Uspokoilam się pod drzwiami mojego mieszkania. W domu popatrzylam przez okno w kuchni. Ujrzalam za krzakiem tego faceta. Na szczescie rodzice wyszli gdy go ujrzalam. Chowal się przed kims. Wychylilam się bardziej. Byl tam moj tata. Rozmawial z kims. Tylko z kim? Nie widzialam. Namastnik byl na czarno ubrany, byl umiesniony, ale nie az tak, na oczach mial okulary. Wygladal jak matrix. Tata poszedl, a ten podszedl do goscia. Otworzylam okno, chcialam cos slyszzec. Niesety mowili cicho. Wychylilam sie.
- zrobiles to co ci kazalem? - ten glos byl mi znajomy.
- walczylo. Jest ranna. - spoliczkowal go. Napastnik spojrzal do gory. Zobaczyl mnie. Szybko zamknelam okno i pobieglam do drzwi by je zamknac. Polozylam się na lozku u rodzicow w pokoju. Rozmyslalam o tym glosie, o tym co slyszalam. Kto to byl? Okarze się jak rodzice wroca. Spytam się taty z kim rozmawial. Tak. Tak zrobie.
   Rodzice wrocili z zakupow. Kazali mi zejsc na dol i pomoc. Ja przeciez ranny czlowiek. Szybko podbieglam do okna kuchennego, byl tam. Pan czarny tam byl. Walnelam w parapet. Zakstanawialam się co zrobic. Zalozylam bluze z kapturem i okulary. Wychodzac z klatki zakrylam się i nie pokazaywalam. Probowalam nie kulec. Podeszlam do rodzicow.
- a tobie co? - spytal bardzo zdziwiony tata, bylo cieplo, a ja w bluzie.
- zimno mi. - powiedzialam szybko biorac zakupy i idac nadal się maskujac. Weszlam i nie chcialam wychodzic. Gdy tatus lezal i ogoadal spytalam. - tato z kim rozmawiales przed klatka?
- a z Kamilem, podobno jest kuzynem jakiegos rafala ktorego znasz. - kuzyn rafala? Nie bylo o nim wspomniane. Ciekawe.  
    Ale niestey czekalo mnie wyjscie na dwor. Psinka. Trzeba z nia wyjsc. Znowu zalozylam bluze, ale bez okularow. Z wielkim impetem wyszlam z klatki i poszlam w strone walu. Na wale czulam znowu jak ktos mnie sledzi. Wiedzialam, ze to ten gosciu. Slyszalam jak się zbliza. Wokolo sucha trawa, piach i drzewa. Ciezko czegos nie uslyszec. Bylo ciemno, bo pozno wychodze, tak gdzies po 21 wiec ciemno jak w dupci u murzyna, tylko latarnie bloku sasiedniego osiedla rozjasnialy wal. Szybkim ruchem się odwrocilam. Napastnik trzymal noz w gorze. Scena z mojego snu. Tylko tam byl rafal, a nie ten czarny dziwny gosciu. Litosci. Puscilam sabi. Ona znowu warczala i szczekala, a on nic. Skupil się na mnie. Ej gosciu skupiamy się w kiblu. Nie wiedzialam co zrobic. Noz byl coraz blizej. Zlapal jego reke i probowalam powstrzymac. Przez chwile się udalo. Odskoczylam gdy zaatakowal. Popatrzylam na swoj stroj. Bylam ubrana na czarno. Zalozylam kaptur i jak na filmach weszlam w cien. Nie widzial mnie. Krecil się wkolo tam gdzie akurat swiecila latarnia. Kopnelam go w plecy. Upadl i upuscil noz. Podniosl glowe i tez zauwazyl. Podbieglam biorac noz. Wymierzylam w niego. Podchodzil z unoszonymi rekoma. Zauwazylam jak kacik jego ust się usmiecha. No coz dawno temu cwiczylam karate, ale nadal mam sile i cos pamietam. Czasem nawet nasladujac cos z filmow mozna się czegos nauczyc. Wzielam smycz, odpinajac psinke. Szla na szczescie kolo mnie. Zamachnelam się i metalowa koncowka go uderzylam w twarz. Bylam przerazona.
- kto cię wynaja?! Gadaj smieciu! - chcialam cos wiecej wiedziec. - kim jestes?!
- kims kogo nie znasz suko. - trzymal się za policzek i mowil bardzo meskim glosem. Nie znalam go. To akurat prawda.  
     Znowu weszlismy w cien. Nic nie widzialam. Serce mi walilo. Oczy szukaly sylwetki. Poczulam nagle mocny uscisk na brzuchu. Trzymal mi buzie. Chcialam krzyczec, ale zachowalam zimna krew. Moje mysli zawsze tak daza. Do tego ze ktos mnie porywa i krzywdzi. Mialo się to spelnic? Za nic. Ukryzlam go w reke az do krwi. Na ustach mialam jego krew. Nie puscil jednakze mnie i jeszcze raz zlapal moja twarz. Mialam niezly zgryz. Szczerze powiem ze trenowalam na braciszku. Nadal mialam w rece noz. Mocniej go zlapal i ugryzlam znowu przyokazji raniac go w bok brzucha. Na ustach mialam krew ktora oblizalam jak wampir. Szybko zapielam psinke i ucieklam. Zlapal mnie za zraniona wczesniej noge. Upadlam. Kopnelam go, a ten spowodowal, ze zaczela mi znowu peciec krew. Wstalam i kulejaco pobieglam do domu. Nic nie mowilam. Szybko poszlam obmyc noge. Zabandarzowalam i się polozylam. Nie moglam zasnac. Dopiero po polnocy zamknelam oczy zasypiajac.



Znowu moje bledy sa grane :P podoba się to piszcie :*
Buziaczki dla wszystkich ktorzy czytaja :*

mada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1791 słów i 10868 znaków.

8 komentarzy

 
  • Andzia

    Jesteś zaje.ista pisz dalej świetnee:D

    14 sie 2013

  • mada

    teraz może bez błędów :P

    12 sie 2013

  • sweetkicia

    Mada już niedługo doda kolejną część :D

    12 sie 2013

  • Ola

    dawaj dalej bo umre z ciekawości :D

    11 sie 2013

  • sypmatyczna

    trochę mało tam tego Seana, w poprzednich częściach więcej spędzali razem czasu :) ale ogólnie jest ok

    11 sie 2013

  • kolorowa215

    dawaj dalej

    11 sie 2013

  • smutna6

    Wciąga to opowiadanie:D teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa kto ją zaatakował;)

    10 sie 2013

  • sweetkicia

    Mada ja chce więcej!!!!!! Kocham to opowiadanie <333

    10 sie 2013