Na korytarzu nie było nikogo, więc czarodziejka zapukała do Hoefera.
– Byłeś już może obejrzeć ciało? – zapytała go, gdy stanął w drzwiach.
– Czekałem na ciebie. Myślałem, że pójdziemy tam razem.
– W porządku. Wkrótce będę gotowa.
Po porannej toalecie Veronika wróciła jeszcze do swojego pokoju, by zostawić rzeczy.
– Jadę z Marcusem do kostnicy – poinformowała narzeczonego. – Jeśli chcesz, możesz nam towarzyszyć.
– Pojadę – zdecydował natychmiast.
– To może załatw powóz, a ja po niego pójdę. Tak będzie szybciej.
Na miejsce dojechali w milczeniu. Przed wyjściem z karocy Hoefer wyciągnął zza koszuli schowany zazwyczaj symbol Morra.
Po wejściu do budynku Gert zaczepił przechodzącego właśnie strażnika:
– Chcielibyśmy zgłosić zaginięcie naszego przyjaciela.
– Przejdźcie przez te duże drzwi, a potem idźcie cały czas prosto. – Mężczyzna ręką wskazał kierunek. – Tam możecie zgłosić zaginięcie.
– To nie jest nasza sprawa! – strażnik krzyczał na niepozornego człowieka, który nieśmiało się wycofywał. – Nie zawracaj nam tym głowy!
– Dzień dobry – Gert przywitał się z rozzłoszczonym urzędnikiem.
– O co chodzi? – usłyszał szorstki ton.
– Chcielibyśmy zgłosić zaginięcie naszego towarzysza. Ma na imię Helmut.
– Helmut… Jak dalej? – zapytał strażnik.
– Nie znamy nazwiska – wyjaśnił Gert.
– Wiek, wzrost, kolor włosów, kolor oczu, waga, ubranie… – urzędnik szybko rzucał hasła i zapisywał odpowiedzi, które padały.
Interesowało go także, gdzie się zatrzymał w mieście, kto ostatni go widział i kiedy zniknął. Przyjął zgłoszenie i na tym postanowił zakończyć swoją pracę w tej sprawie.
– Coś jeszcze? – zapytał, dostrzegając wahanie petentów.
– Mieliśmy dzisiaj wyjechać, a obawiamy się najgorszego… On prawdopodobnie nie żyje. Jeśli faktycznie tak jest, to jego ciało z pewnością zostałoby już odnalezione… – powiedział Gert.
Urzędnik po raz pierwszy popatrzył na nich uważnie i zatrzymał wzrok na Marcusie, który wyglądał jak kapłan.
– Od wczoraj się trochę tego… – zamilkł nieco zakłopotany. – To znaczy… Znaleźliśmy ciała kilku mężczyzn.
– Jest ktoś, kto by pasował do rysopisu? – zapytała Veronika.
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Ja tylko przyjmuję zgłoszenia i przekazuję je dalej osobom, które zajmują się poszukiwaniami.
– A z kim moglibyśmy rozmawiać o tej sprawie? – dopytywała.
– Frediger Jauch, pierwsze piętro, pokój numer dwadzieścia trzy. To jest zgłoszenie. – Urzędnik podał zapisaną kartkę Gertowi i niepewnie zerknął na Marcusa.
Hoefer i Veronika przeszli do holu, podczas gdy jej narzeczony poszedł porozmawiać z Jauchem. Wkrótce pojawił się na schodach w towarzystwie umundurowanego mężczyzny, który sprawiał wrażenie niezwykle poważnego człowieka.
Przedstawił urzędnikowi narzeczoną i Marcusa, po czym razem udali się do kostnicy.
– W tej chwili jest szesnaście ciał, które nie zostały jeszcze zidentyfikowane – poinformował ich po drodze mężczyzna.
Gdy dotarli na miejsce, Jauch otworzył drzwi. Przy jednym z ciał stało kilku mężczyzn w fartuchach. Na rękach mieli krew. Widok był odrażający.
– Śledczy właśnie badają zwłoki w celu ustalenia przyczyny śmierci – wyjaśnił. – Zaczekajcie tu. Zapytam, czy mogą przerwać – powiedział, po czym wszedł do środka.
– Ja tu zostanę, dobrze? – Veronika zwróciła się do Hoefera. Nie miała ochoty na takie doznania. – Nie będę ci tam do niczego potrzebna?
– Nie – odpowiedział.
– Chodźcie, tylko szybko. – W drzwiach pojawił się urzędnik.
– Tylko ja – oznajmił Marcus i ruszył bez wahania.
Po chwili pomieszczenie opuścili śledczy, a za nimi strażnik.
– Chyba rozpoznał waszego towarzysza – zwrócił się do narzeczonych. – Przykro mi, ale i tak macie więcej szczęścia niż inni, ponieważ czasami po prostu nie znajdujemy ciał. Spieszę się. Traficie do wyjścia?
Kobieta skinęła głową.
– Bardzo dziękujemy – powiedział Gert.
Czarodziejka poczuła nietypowy ruch fioletowego wiatru magii. Skoncentrowała się na tym. Skumulował się w kostnicy, a potem nagle się rozproszył.
– Myślę, że skończył – poinformowała narzeczonego.
Ten spojrzał na nią i wtedy wyszedł do nich Hoefer.
– To on – oznajmił. – Chodźmy. – Ruszył w drogę powrotną.
– Dowiedziałeś się czegoś? – zapytała Veronika.
– Casimir… To imię mordercy. Prawdziwe… Był zamaskowany. Miał na sobie płaszcz z kapturem i chustę na twarzy. Helmut nie żył, gdy go podpalał. Zabił go sztyletem.
– Gdzie? – Chciała poznać jak najwięcej szczegółów.
– Nie byłem w stanie dowiedzieć się wszystkiego. Miałem niewiele czasu… – zamilkł na moment. – Dziwne, kilka razy powtórzył „sztylet”…
– Może taki sztylet, jaki mamy? – domyślała się czarodziejka.
– Widziałeś tę ranę? – Gert zwrócił się do Marcusa.
– Nie. – Pokręcił głową. – Śledczy mi powiedzieli, że zginął od noża, zanim został podpalony. Helmuta pytałem o mordercę.
– Myślisz, że to może być ten sam człowiek? – zapytała Veronika.
– Chyba nie możemy niczego wykluczyć – odparł Hoefer po chwili namysłu. – Jeden cios w pierś… Nie są pewni, ale prawdopodobnie w serce.
– Precyzyjnie – stwierdził Gert. – Obstawiam, że mamy do czynienia z jednym mordercą.
– Ale Helmut i mój mistrz nie mogli mieć ze sobą związku, prawda? – Veronika zwróciła się do Marcusa, szukając motywu tej zbrodni.
– Chyba nie. Nie wiem.
– Nie mówił, że go znał? – upewniała się.
– Nie – zaprzeczył.
– Więc może to jakiś wariat, a te ofiary to przypadek. Może jedzie w tym samym kierunku co my i po prostu mieliśmy pecha? – snuła domysły, choć nie wydawały jej się zbyt prawdopodobne.
– Niczego nie wykluczam – powiedział Hoefer – ale w obu przypadkach mamy do czynienia z zamaskowanym mordercą…
– Udam się do kogo trzeba i przekażę informacje, które udało nam się zebrać – zadeklarowała. – Poproszę, żeby szukali zabójcy.
– Muszę jeszcze złożyć oświadczenie, że go rozpoznałem – przypomniał sobie Marcus. – Przed wyjazdem trzeba też zadbać o pochówek. Zajmę się tym od razu.
– Poleciłeś Ulrychowi albo Filipowi, żeby spotkali się z krasnoludem? – zapytała Veronika.
– Tak – potwierdził. – Ulrych miał tam pojechać.
– Zostawię was teraz – oznajmiła, gdy opuścili budynek.
– Weź powóz – zasugerował Gert. – Chyba że chcesz, żebym pojechał z tobą?
– Nie, nie chcę – odmówiła. Nie czuła się zbyt pewnie w zaistniałej sytuacji, jednak wolała nie dopuścić do kolejnego spotkania narzeczonego z Angelą.
Zanim wsiadła do karocy, upewniła się, że w środku nikogo nie ma. Podała adres domu księżnej gildii i kazała się tam zawieźć. Na miejscu poprosiła woźnicę, by na nią zaczekał.
Drzwi otworzyła służąca. Veronika przywitała się z nią, przedstawiła i powiedziała, że ma pilną sprawę do pani Angerer. Służąca wpuściła ją do środka i wskazała miejsce, gdzie czarodziejka miała zaczekać.
Po chwili na schodach pojawiła się Jednooka w szlafroku. Wyglądała na zaspaną, a jej fryzura pozostawiała wiele do życzenia.
– Niech zgadnę – zaczęła – orki otoczyły miasto i żądają, żebyśmy się poddali.
– Gorzej – powiedziała Veronika. – Dzień dobry.
– Gorzej? W takim wypadku wybaczam, że mnie obudziłaś.
– Przepraszam, że przychodzę o tej porze, ale nie mam wyjścia. Muszę zaraz wyjechać, a sprawa jest bardzo pilna.
– Chodźmy do salonu – zaproponowała Jednooka, wskazując drogę.
Gdy zamknęły za sobą drzwi, czarodziejka opowiedziała znajomej o szczegółach i ustaleniach Marcusa. Pominęła sprawę mistrza i poprosiła, by Angela zleciła poszukiwania mordercy.
– Nawet jeśli go nie znajdziemy, to i tak kosztuje – zaznaczyła szefowa gildii. – I powiedz mi jeszcze, co mam z nim zrobić, gdy już go będziemy mieli?
– Gdyby były dowody na to, że to zrobił i trafiłby przed sąd, to już oni by wykonali odpowiedni wyrok.
– Znalezienie odpowiednich dowodów i naprowadzenie śledczych też wymaga pewnych zabiegów – stwierdziła księżna.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Czasami to może kosztować więcej, niż pozbycie się kogoś – powiedziała Angela.
– Gdyby to miało być bardziej skomplikowane, lepiej się go pozbyć – zdecydowała czarodziejka. – Ostatecznie chodzi o to samo.
– W zasadzie tak.
– Nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, kim jest ten człowiek i dlaczego to zrobił.
– Tego też można się dowiedzieć – zapewniła szefowa gildii. – Po starej znajomości pięćdziesiąt za odnalezienie go, drugie tyle za załatwienie sprawy. Nie będę tego komplikować. Czy coś jeszcze?
– Nie, to chyba wszystko.
Na prośbę znajomej czarodziejka opowiedziała jej o zwyczajach Helmuta.
– Więc to mogło się zacząć już w zajeździe – wywnioskowała Jednooka. – Mógł tam nawiązać kontakt z kimś, kto go wyciągnął na zewnątrz.
– O tym nie pomyślałam – przyznała Veronika. – Trzeba porozmawiać z barmanem… Jak tylko będę mogła, przyjadę dowiedzieć się, jak to wygląda – powiedziała, przekazując Angeli pieniądze. – Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłam i dziękuję za pomoc.
– Interesy to interesy. – Nie czuła żalu, patrząc na sakiewki ze złotem.
Gdy Veronika dotarła do zajazdu, w głównej izbie zastała Ulrycha i Filipa siedzących przy stole w towarzystwie krasnoluda. Gert opierał się plecami o bar.
Czarodziejka podeszła do najemników i przywitała się z nimi.
– Czy Helmut umawiał się z kimś, rozmawiał, czy może z kimś wychodził? – zapytała.
– On nigdy z nikim nie gadał – powiedział Filip. – Rozmawiał z tobą kiedyś?
– Nie – zaprzeczyła, po czym ruszyła w stronę schodów.
Narzeczony dołączył do niej po drodze.
– Marcusa jeszcze nie ma? – zwróciła się do niego.
– Jest – odparł.
– Jak to? Już? – zdziwiła się. – Załatwił pogrzeb?
– Poszliśmy do świątyni. Tam poprosił, żeby zajęli się pochówkiem, zapłacił i to wszystko.
– Więc możemy już jechać, tak?
– Chyba tak. W sumie czekaliśmy na ciebie – powiedział Gert, otwierając drzwi do ich pokoju.
– Ja jestem prawie gotowa. Mam tylko kilka rzeczy do spakowania.
– Chciałbym z tobą porozmawiać przed wyjazdem – zaczął. – To może trochę potrwać.
– Dobrze, tylko powiem Marcusowi, że wróciłam. – Zostawiła narzeczonego w izbie i wyszła.
Hoefer zaprosił czarodziejkę do środka.
– Będą go szukać. Jeśli go znajdą, spróbują się dowiedzieć, dlaczego to zrobił. Zostanie ukarany – poinformowała go.
– To dobra wiadomość. Ile to kosztowało?
– Sto sztuk złota.
Marcus na chwilę zamknął oczy.
– Naturalnie wszystko ci zwrócę – zadeklarował. – Część mogę już teraz.
– Później, przy okazji.
– Wieczorem w zajeździe – obiecał. – Muszę to jeszcze omówić z chłopakami. Niestety pewnie i tak nie będę miał całości, ale od razu zapłacę tyle, ile mogę.
– Nie spieszy się – zapewniła go. – Nie myśl o tym na razie. Ja sobie poradzę.
Veronice zależało na ewentualnej pomocy Hoefera bardziej niż na tych pieniądzach. Liczyła się z tym, że sama będzie musiała szukać zabójcy Mekela. W takiej sytuacji zdolności Marcusa mogłyby się okazać nieocenione.
Gert stał przy oknie, gdy wróciła do ich pokoju.
– Już jestem – powiedziała i zaczęła się pakować.
– Możesz chwilę z tym zaczekać? – poprosił, więc odłożyła torbę. – Sprawa wydaje się być poważna. To może mieć związek…
– Wiesz o czymś? – zapytała zaniepokojona.
– Nie, ale mam takie przeczucie. Najpierw twój mistrz, teraz Helmut. To dwie osoby, które są z nami związane. Nie wierzę, że to przypadek.
– Mekel z nami nie podróżował – zaznaczyła.
– Podążał tą samą drogą.
– Jak setki innych osób – wtrąciła.
– W mieście są tysiące osób, a zginął właśnie Helmut.
– Na razie wygląda to na przypadek – powiedziała, choć nie była o tym przekonana. – Niewiele mnie łączyło z Helmutem, a z Mekelem ostatnio nie miałam kontaktu.
– Spotkałaś się z nim tuż przed jego śmiercią, a z Helmutem podróżowałaś.
– Tak – potwierdziła – ale jeśli to miałoby mieć związek ze mną, to…
– Twój mistrz się z tobą spotkał – przerwał jej. – Ktoś mógł go śledzić. Może czegoś od niego chciał. Zakładam, że nie tylko wbić mu nóż. Z pewnością istnieje wiele różnych powodów. Czegoś od niego chciał i może uważać, że ten Mekel przekazał to nam, a konkretnie tobie.
– To dlaczego Helmut nie żyje? – zapytała.
– Może był łatwym celem, bo był sam. Zabijając go, osłabił naszą grupę.
– Ale ja też chodziłam sama, więc gdyby chodziło o mnie, chyba byłoby już po wszystkim – powiedziała.
– Może nie nadarzyła się okazja. Może ktoś cały czas nas śledzi… Jak jutro zginie Filip, też będziesz wierzyła, że to przypadek? Morderca po prostu jest ostrożny.
1 komentarz
AnonimS
Szukają ale marne szanse że będzie żywy.
Fanriel
@AnonimS Dlaczego?
AnonimS
@Fanriel był odpowiedzialny. Nigdy się nie oddalał bez powiadomienia gdzie idzie i po a tu jak kamień w wodę.
Fanriel
@AnonimS A ja myślałam, że Ty o zabójcy piszesz. Nie sądziłam, że chodziło o Helmuta, bo w końcu ustalili, co się z nim stało.