Strażnicy cienia część 18

Arthur nie miał wyjścia i musiał spełnić wszystkie wymagania arcykapłana, jednak poddanie hipnozie Rufusa Kuhna okazało się niezwykle dobrym posunięciem.  
Mężczyzna opowiedział o wieczorze spędzonym w gronie znajomych i spotkaniu z Dekmarem Adelhofem, który przysiadł się do nich w karczmie. Był to człowiek, który od czasu do czasu przyjeżdżał do Talabheim i handlował używanymi rzeczami, głównie butami. To on podstępem zwabił Rufusa do wynajętej izby i tam poddał go hipnozie. Nakazał mu, gdy tylko w jego dłoni pojawi się nóż, zabić kapłana Tolzena na rynku. Adelhof osobiście wcisnął broń w rękę zamachowca.

- Możecie zostać jak długo chcecie – powiedział Artur do arcykapłana i akolity, gdy tylko uzyskał interesujące go informacje, poczym w pośpiechu opuścił pomieszczenie.
Veronika podziękowała im za pomoc i także wyszła. Na korytarzu natknęła się na Ecksteina, który wciągnął ją do swojego gabinetu.
- Co zamierzasz? – zapytał.
- Pojadę do tej karczmy – odarła szczerze.
- Jeśli chcesz, możesz jechać z nami, ale trzymaj się z boku. Nie wejdziesz do budynku, jednak gdyby próbował uciec, możesz go schwytać. Masz w tym doświadczenie.
- Tak, w tym jestem dobra. Pojadę – zgodziła się.
Jeden z łowców zapukał i otworzył drzwi.
- Zbierz pięciu ludzi – polecił mu Arthur. – Być może będziemy mieli do czynienia z czarnoksiężnikiem. Weźcie cały sprzęt. Niech ktoś przeniesie oskarżonego z powrotem do celi. Dobrze go skujcie i pilnujcie drzwi. Absolutnie nikt nie może się z nim widzieć.
- Nie mam tu konia – wtrąciła czarodziejka.
- Przygotujcie dodatkowego konia – rozkazał. – Za dziesięć minut ruszamy.
- Przydałby się jeszcze płaszcz z kapturem – powiedziała, gdy zostali sami.
Zdjął swój z kołka i podał jej.
- Może wreszcie napijesz się ze mną wina? – zaproponował.
- Chętnie.
Nalał do dwóch kieliszków i podał jej jeden.
- Dobrze się spisałaś – przyznał. – Może zostałabyś u nas?
- Proponujesz mi pracę?
- Owszem. Mogłabyś patrolować miasto i ewentualnie chwytać przestępców. – Uśmiechnął się, popijając trunek.
- Chyba odmówię. Na to nie mam ochoty.
- A na co masz ochotę?
- Teraz chcę znaleźć tych, którzy zamordowali kapłana.
- Morderca jest tutaj. Hildemar pewnie będzie próbował go wyciągnąć.
- Wszyscy dobrze wiemy, że ten cały Rufus to tylko narzędzie prawdziwego mordercy. Wygląda na to, że zrobił to wbrew własnej woli.
- Bo jest słaby i głupi. To właśnie tacy porzucają szeregi Sigmara, by przyłączać się do jego wrogów.
- Nie będę się spierać. On właściwie mnie nie obchodzi  - przyznała. – Jednak mordercą będę nazywała kogoś innego.
- Możesz nazywać tak kogo chcesz, byle nie mnie. Ja jestem stróżem prawa – Podszedł do swojej broni. Wybrał dwa pistolety i miecz, po czym sięgnął po kapelusz i skinął na Veronikę, kierując się do wyjścia.

Na zewnątrz czekali na nich uzbrojeni ludzie.
- Bruno, zaopiekuj się panią – polecił Artur jednemu z nich.
Dosiedli koni i galopem ruszyli w stronę północnej części Talabheim. Po drodze ludzie schodzili im z drogi, jednak gdy dotarli na miejsce, mieszkańcy zrujnowanej dzielnicy rozbiegli się w popłochu.

Łowcy zatrzymali się pod karczmą U Burego Psa.  
- Otoczyć tę budę! – rozkazał Eckstein i dwóch jego ludzi pobiegło na tyły budynku. Pozostali zsiedli z wierzchowców i naciągnęli kusze.
Veronika rozglądała się po okolicy za poszukiwanym. Na szczęście rysopis, który podał Rufus był dość dokładny.
- Bruno, zostajesz. Jak ktoś będzie próbował wiać, strzelaj – kontynuował Arthur, poczym skinął na dwóch pozostałych, kierując ich do środka.
- Nie ruszać się! Ręce do góry! – krzyczeli od progu i dopiero wtedy ruszył za nimi dowódca.

Po chwili Arthur wyjrzał przez okno na piętrze.
- Adred! – zawołał i jego podwładny wybiegł zza karczmy. – Jedź natychmiast do siedziby, przygotuj prowiant. Niech Erich, Hans, Rutgar i Max szykują się do drogi. Ruszamy za godzinę.

Eckstein wyszedł z budynku po dziesięciu minutach. Czarodziejka od razu do niego podjechała.
- Uciekł? – zapytała.
- Tak, pokój jest pusty. Właśnie próbujemy ustalić, kiedy opuścił to miejsce.
- Skąd jest?
- Tego jeszcze nie wiem – odparł, rozglądając się. – Bruno, idź do tej baby przy straganie i dowiedz się, czy dzisiaj rozmawiała z tym Dekmarem.
- Tam może być ich wielu – powiedziała Veronika bardziej do siebie niż do Arthura, patrząc za łowcą, który szybkim krokiem zmierzał w stronę tutejszego rynku.
- To znaczy gdzie?
- Tam gdzie przebywa na stałe. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, bym wam towarzyszyła?
- Towarzyszyła? Dokąd? – Zupełnie go zaskoczyła. – Wiesz dokąd jedziemy?
- Nie, jeszcze nie. Zapomnij o tym. – Zsiadła z konia i rozejrzała się dookoła. - Płaszcz podrzucę ci do siedziby. Powodzenia. – Pośpiesznie ruszyła w stronę centrum miasta.
- A ty dokąd?! – usłyszała za sobą głos Ecksteina.
- Muszę się spakować – odpowiedziała, nie zatrzymując się.

Fanriel

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 910 słów i 5204 znaków.

3 komentarze

 
  • Margerita

    więzień uciekł

    19 lis 2016

  • Fanriel

    @Margerita Nie był więźniem. ;-)

    19 lis 2016

  • EloGieniu

    Eh.A ja naiwny myślałem że to wczesne średniowiecze. xD

    27 paź 2016

  • Fanriel

    @EloGieniu Klimat momentami podobny.  ;)

    27 paź 2016

  • Ciekawy

    Bardzo mi się podobało z chęcią poczytam więcej pisz dalej

    27 paź 2016

  • Fanriel

    @Ciekawy Dziękuję za miłe słowa.  :)

    28 paź 2016