W końcu dotarli do miejsca, gdzie więzili Veronikę. Jej martwy oprawca leżał na środku. Przechodząc obok, kopnęła go.
– On nie żyje – powiedział Gert.
– Wiem, ale zniszczył mi bluzkę. Muszę kupić nowe guziki.
– To drań – skwitował i również kopnął zwłoki. – Nic ci nie zrobili? – Spojrzał na nią z niepokojem. – No wiesz… Kobieta w niewoli…
– Nic, co by zrobiło na mnie wrażenie – odparła lekko.
– Trudno mi powiedzieć, co zrobiłoby na tobie wrażenie, a co nie. – Uważnie przyglądał się narzeczonej. – Jesteś dość oryginalna. W zasadzie każda niewiasta na widok wampira piszczałaby ze strachu.
– Nie piszczałam.
– No właśnie. Skrzywdzili cię? – Był już wyraźnie zdenerwowany.
– Nie. Powiedzmy, że dopiero się do tego przygotowywali. Jose zjawił się w samą porę. Kochanie, nic się nie stało. Zobacz, jestem cała i zdrowa. – Starała się go uspokoić.
– Coś się jednak stało, a ty nie chcesz mi tego powiedzieć. Wolałbym wiedzieć.
– Dobrze – ustąpiła mu i opowiedziała o tym, jak wampir próbował uzyskać od niej informacje, pomijając poczynania martwego już oprawcy.
– Skoro twierdzisz, że nic takiego się nie wydarzyło, to mimo wszystko muszę ci wierzyć – powiedział, wychodząc.
Podejrzewał, że coś przed nim ukryła.
– Nie zgwałcili mnie, jeśli o to ci chodzi.
– Yhm. Tak, w zasadzie tak. Było coś jeszcze? – Spojrzał na nią.
Zrezygnowana pokręciła głową i dla własnego spokoju zrelacjonowała mu resztę zdarzeń.
– Jose mógł nie zdążyć. Następnym razem może dojść do tragedii. – Bardzo się o nią bał. – Naprawdę nie można w inny sposób spłacać tego długu wobec Kolegium czy Imperium?
– To nie jest dług, tylko powołanie… Dlatego między innymi odeszłam – powiedziała, rozglądając się po kolejnym pomieszczeniu. – To bez sensu. Możesz mówić, co chcesz, a ja i tak będę robić swoje. Po co to?
– Ja cię nie przekonuję, żebyś tego nie robiła. Nie chcę tylko, żebyś się tak narażała.
– Ale to jest wpisane w mój zawód. My właśnie tak pracujemy. Wiem, że pewnie nie dożyję starości, ale decyduję się na to świadomie. Nie powstrzymuj mnie, bo albo cię zostawię, albo znienawidzę.
Dopiero w pomieszczeniu znajdującym się prawie na samej górze znaleźli coś interesującego. Był tam prowizoryczny stół zrobiony z dwóch skrzyń, na których leżały drzwi przykryte materiałem. Na tym stał świecznik. Na podłodze było posłanie z kilku koców. Wyglądało na wygodne. Niedaleko znajdował się spory kufer i torba, a w rogu leżały juki.
– Niczego nie dotykaj, proszę – powiedziała do Gerta czarodziejka.
Obawiała się, że mogą tam być jakieś przeklęte przedmioty. Skoncentrowała się na magii i przeszła po komnacie, ale nie poczuła niczego niepokojącego. Zatrzymała się przy skrzyni, która była zamknięta na kłódkę.
– Masz wytrychy? – zwróciła się do narzeczonego, który został przy wejściu.
Ten wyjrzał na korytarz i zamknął drzwi od środka.
– Pewnie, że mam – powiedział półgłosem, zbliżając się do niej.
Zerknął na zamek i podał jej odpowiednie narzędzie.
Pomimo tego, że kłódka cechowała się prostą konstrukcją, nie mogła jej otworzyć. Zupełnie jakby mechanizm był zardzewiały. Położyła na niej dłoń i wytężyła swój zmysł magii. Poczuła, jak ta delikatnie emanuje z kufra.
– Nic z tego – oznajmiła, oddając wytrych. – Magiczne zamknięcie. Teraz tego nie otworzymy. Musimy zabrać to ze sobą.
– Może ja spróbuję? – zaproponował Gert.
– Proszę. – Wstała, wiedząc, że mu się nie uda, ale najwidoczniej sam musiał się o tym przekonać.
– Co jest? – mruczał do siebie, majstrując przy kłódce. – A porąbać się tego nie da?
– Lepiej nie próbować. Nie wiem co to za zabezpieczenie. Potem nad tym popracuję.
Gert wzruszył ramionami i wstał.
Veronika w międzyczasie znalazła na stole przyciśnięty świecznikiem list. Podniosła go i przeczytała:
Panie,
Jesteśmy w Nuln. Wkrótce Pańska narzeczona do Pana dołączy. Czekamy na instrukcje.
Czarodziejka nie wiedziała, co to miało znaczyć. Złożyła pergamin i schowała go do swojej torby.
Gdy skończyli przeszukanie pozostałych pomieszczeń, wrócili po kufer.
– Ja to wezmę – zaoferował Gert, gdy już nad nim stali.
Stęknął i uniósł go z wysiłkiem. Był naprawdę ciężki. Kobieta musiała trochę pomóc narzeczonemu i wspólnymi siłami wynieśli go na zewnątrz.
– Przydałby się jakiś powóz, żeby to zapakować – stwierdziła, rozglądając się.
– Poszukam. Jakoś to tu przywieźli – powiedział Gert i po chwili zniknął z jej pola widzenia za budynkiem.
Wkrótce także Jose i Edi opuścili wieżę.
– Macie coś? – zapytała.
– Nie – odparł czarodziej. – Powinniśmy ruszać. Myślę, że nie będzie tak łatwo go znaleźć. Pewnie dobrze się schował… Na szczęście wziął konia, a jego raczej nie zabierze ze sobą do grobu. Chociaż… Często jeżdżą na trupich wierzchowcach – przypomniał.
– To po co niby zabierał mojego? – Veronikę cały czas to drażniło.
– Myślę, że od materiału też sporo zależy.
– Cholera, przestań. Spod kultysty go wyrwałam… – Ugryzła się w język, przypominając sobie o obecności Edgara, który nadal nie miał pojęcia, kim ona tak naprawdę była.
– Jakiś pechowy ten twój rumak – zauważył Jose. – Najpierw kultysta, teraz wampir… Gdzie jest Gert?
– Zaraz przyjdzie – odparła.
– Powinniśmy coś zjeść – zasugerował. – Potem może nie być na to czasu.
– Strasznie ci się spieszy do tej kobiety – zauważyła.
– Przecież grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest z nią wampir.
– Jeśli zamierzał ją skrzywdzić, pewnie już to zrobił. – To była zimna kalkulacja.
– Niekoniecznie – oponował Estalijczyk.
– Myślisz, że przywiązał ją do drzewa, żeby na niego zaczekała, bo sam musiał się gdzieś zakopać? Nie sądzę, jeśli zamierzał ją potem zabić. Jeśli miał wobec niej inne plany, pewnie będzie żywa.
– Chyba że zostawił ją sobie na kolację – Jose wysnuł kolejną hipotezę.
– Do tego czasu go dopadniemy. Nie może być daleko.
– Co znaleźliście? – zapytał Edi, gdy Veronika zaczęła już jeść.
Miała pełne usta, więc tylko skinęła w stronę kufra.
– Co jest w środku? – zainteresował się.
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziała po chwili. – Później to sprawdzimy.
– A jeśli tam nic nie ma? Może lepiej sprawdzić to od razu? – Edgarowi wydało się to logiczne.
– Skrzynia jest dobrze zamknięta.
– Odpowiednio duży kamień wystarczy, żeby roztrzaskać tę kłódkę – stwierdził.
– Teraz nie ma na to czasu – powiedziała, chcąc go delikatnie zniechęcić.
– Taki bagaż może nas spowalniać w drodze – zauważył słusznie. – To potrwa tylko chwilę. – Zaczął się rozglądać po ziemi.
Kobieta dyskretnie skinęła na Jose, który od razu do niej podszedł.
– Zamknięcie jest magiczne – poinformowała go szeptem, gdy Edgar był odwrócony tyłem.
Razem podeszli do skrzyni. Czarodziej kucnął i obejrzał kłódkę.
– Mogę to otworzyć, to znaczy zdjąć to zaklęcie – oznajmił. – Potem faktycznie można to rozwalić kamieniem… Chyba że nie chcemy, żeby wiedzieli, co jest w środku? – Spojrzał na Veronikę, czekając na jej decyzję.
– Otwórz.
– Dobrze, ale odsuń się. Rzadko używam tego czaru. A ty go nie znasz? – Popatrzył na nią zdziwiony, gdy już się odsunęła.
– A skąd niby miałabym znać?
Dopiero wtedy przypomniał sobie, że prosiła go o dyskrecję odnośnie jej zdolności magicznych. Pokręcił głową i wypowiedział odpowiednią formułę. Czarodziejka poczuła chwilową zmianę w eterze. Wydawało jej się, że usłyszała ciche kliknięcie od strony skrzyni. Podeszła tam, by upewnić się, czy kłódka jest nadal zamknięta.
– Edi, potrzebny nam jest kamień – powiedziała, podczas gdy on właśnie jakiś oglądał.
Gdyby poszedł na poszukiwania gdzieś dalej, rozwiązałaby problem przy użyciu wytrycha. Z tą umiejętnością także nie chciała się przy nim zdradzać. Zresztą była przekonana, że i Edgar zna bardziej profesjonalne sposoby otwierania zamków. Gert nigdy jej o tym nie mówił, a ona o to nie pytała, ale podejrzewała, że ze sobą współpracują. Zakładała, że obaj są skrytobójcami.
– Ten nie jest najlepszy. To kawałek muru. Pewnie będzie za miękki, ale mogę spróbować. – Ruszył w stronę magów, którzy zrobili mu miejsce przy kufrze.
Przez chwilę się przymierzał, po czym uderzył. Zadudniło, a kłódka, którą pokrył biały pył, zakołysała się.
– To może chwilę potrwać – uprzedził. – Szkoda, że nie jesteśmy na plantacji. Tam znalazłyby się jakieś narzędzia.
Kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem. Uderzył jeszcze parę razy, nie osiągając celu.
– To bez sensu – stwierdził wreszcie. – Ten kamień się sypie.
– Może w środku jest coś odpowiedniejszego? – Skinęła w stronę wieży.
Jose wyciągnął wtedy swój pistolet.
– Odsuńcie się. Ja spróbuję – powiedział z zapałem, który zawsze nieco niepokoił Veronikę.
Po chwili wystrzelił. Rozległ się huk, było też trochę dymu i ognia. Czarodziejka pomyślała, że to stanowczo za dużo jak na tak proste zamknięcie.
Na znak Estalijczyka ruszyła w stronę skrzyni.
– Udało się? – zapytała.
– Jasne. – Sam zdjął kłódkę, obejrzał ją i wyrzucił.
Kobieta ostrożnie podniosła wieko. Na wierzchu leżały ubrania, charakterystyczne dla arystokracji, jednak nie było na nich żadnych herbów. Poza tym w skrzyni znajdowały się też książki. Pierwsza z nich wyglądała na bardzo starą. Miała zamknięcie uniemożliwiające przypadkowe otwieranie. Na okładce nie było tytułu, natomiast widniał tam symbol Vereny – bogini mądrości i sprawiedliwości. Musiała być niezwykle cenna.
Gdy czarodziejka wzięła ją do ręki, poczuła emanującą od niej magię. Otworzyła ją ostrożnie.
W międzyczasie Edi zaczął przeglądać ubrania, natomiast Jose sięgnął po drugą z ksiąg.
– Widzę, że udało wam się rozwalić zamek – powiedział Gert, który właśnie się tam zjawił i zaraz potem znów się oddalił.
Na pierwszej stronie widniał tytuł: "Badania nad rzeczami boskimi” autorstwa Ralfa Palaco. Na kolejnej karcie były informacje o autorze. Księga miała ponad sześćset lat.
Gdy kobieta zamierzała przejść do kolejnej stronicy, poczuła że ktoś za nią stoi. Ogarnął ją gwałtowny niepokój. Wiedziała, że to żaden z jej towarzyszy. Edgar i Jose byli przed nią, a Gert ostatnio poszedł na tył wieży. Z pewnością zauważyłaby, gdyby wracał.
1 komentarz
Margerita
łapeczka w górę brawo Vercia odważna z ciebie dziewucha
Fanriel
@Margerita Dziękuję.