O dziewczynie w czerwonym kapturku

O dziewczynie w czerwonym kapturkuIlustracje wygenerowane za pomocą AI. Wszelkie podobieństwo ilustracji, imion, nazwisk, osób i zdarzeń w opowiadaniu do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe. Zresztą to tylko bajka...

Był piękny, letni poranek. Słońce grzało coraz mocniej i Greta otarła dłonią pot z czoła. Ścieżka prowadziła właśnie przez odkrytą, leśną polanę, a koszyk wydawał się coraz cięższy. Wysokie, ośnieżone nawet w lecie, szczyty gór wystawały wysoko ponad drzewami. Piękny zapach rozgrzanych słońcem traw, ziół i polnych kwiatów wprost wibrował w powietrzu. Zwykle dziewczyna uwielbiała ten aromat, ale teraz wydawał się jej aż zbyt intensywny. Z ulgą przywitała cień drzew, kiedy w końcu znów weszła między wysokie świerki. Chłodny powiew wiatru z wnętrza lasu przyjemnie pogłaskał jej zroszoną potem skórę, a zapach mchów i grzybów wydał się miłą odmianą po gorącym aromacie łąki. Czerwona pelerynka z kapturkiem, wraz z długą, letnią sukienką załopotały wesoło, a orzeźwiająca pieszczota pokryła jej ciało gęsią skórką. Greta stanęła, przymknęła oczy i uśmiechnęła się. Niestety podmuch wiatru nie trwał długo i już po chwili czerwony materiał znieruchomiał i opadł ze smutkiem.
Odłożyła koszyk, wyciągnęła z niego czerwoną wstążkę i zaczęła upinać swoje długie, jasne włosy w wysoki kucyk.  

    Dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam? — pomyślała, odklejając od twarzy wilgotne pasemka, które dokładała do kucyka.

Greta wyszła z domu jeszcze przed wschodem słońca, kiedy było dość chłodno. Idąc koło jeziora, drżała z zimna w porannej mgle, otulając ciało peleryną, a głowę czerwonym kapturkiem. Teraz była tak zgrzana, że bardzo tęskniła za tamtym chłodem.
Podniosła znów koszyk i ruszyła ścieżką, a jej nagle odsłonięta, lekko wilgotna szyja cieszyła się chłodnym powietrzem w cieniu lasu. Owady i ptaki z zapałem wypełniały ciszę, a Greta z przyjemnością słuchała, jak brzęczenie i świergot mieszają się i przenikają nawzajem. Wyraźnie słyszała w ich głosach zachwyt pięknym dniem, choć zdarzały się też sporadyczne kłótnie o to, kto ma bardziej kolorowe piórka. Dobrze znała ścieżkę do domu babci, chociaż pierwszy raz szła nią całkiem sama. Matka oczywiście nie chciała jej puścić.

    Las jest bardzo niebezpieczny! — wciąż słyszała w głowie jej słowa.

Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie miny, jaką mama zrobiła, kiedy przypomniała jej, że jest już dawno dorosła i dużo młodsze od niej dziewczęta chodzą same po lesie. Greta miała bardzo delikatne rysy twarzy, co sprawiało, że wyglądała na młodszą. Nawet własna matka nie pamiętała, że Greta skończyła już dziewiętnaście lat!
Szła, ciesząc się wolnością, samotnością i chwilowym chłodem zacienionego fragmentu. Ścieżka skręciła ostro, po czym pobiegła w dół pomiędzy grubymi pniami świerków, w kierunku małej doliny. Po kilku minutach, wśród brzęczenia i ptasich śpiewów, dziewczyna wyraźnie usłyszała dźwięczny szmer górskiego strumienia. Niestety ścieżka nie miała zamiaru do niego się bardziej zbliżyć, a Greta wiedziała, że niedługo znów zacznie się wspinać w górę. Tam, kiedy minie długą zalesioną kotlinę, będzie czekać na nią jeszcze parę godzin marszu w wysokich górach, bez schronienia przed słońcem.
Dziewczyna była wciąż zgrzana i szmer wody brzmiał niesamowicie kusząco. Wiedziała, że nie powinna schodzić ze ścieżki, matka nie raz o tym mówiła. Kiedy spojrzała w stronę strumienia, wydawało się, że między drzewami już widać błysk słońca odbijającego się od wody.
Rozejrzała się, by zapamiętać układ drzew i omszałych kamieni, po czym skręciła ze ścieżki w bok. Jej mocne skórzane trzewiki deptały paprocie i mchy, od czasu do czasu łamiąc z cichym trzaskiem, leżące tu i ówdzie gałązki. W końcu wyszła spomiędzy drzew na otwartą przestrzeń. Tu poszycie lasu przechodziło płynnie w gęstą, zieloną trawę, a chwilę później w usiany jasnoszarymi otoczakami brzeg strumienia. Potok wypływał z wyższych partii lasu jako wąska, wesoła i głośna struga, po czym rzucał się wodospadem w niedużą głęboką nieckę, gdzie bulgotał przejrzystą wodą, a kilka ryb kąpało się w kipieli. Potem, jakby już zmęczony tą zabawą, strumień rozlewał się szeroko, płynąc leniwie i cichutko, z lekkim tylko szmerem. W zimnej i czystej wodzie wesoło odbijało się słońce i rzucało jasne refleksy na okoliczne drzewa i omszałe skały.  
Greta odłożyła koszyk na trawę, ściągnęła ciężkie buty i skarpety, po czym bosymi, spoconymi stopami przeszła po gładkich kamieniach na skraj wody. Słońce znów świeciło na nią mocno, ale wilgotny chłód, bijący od strumienia, przynosił ulgę. Uśmiechnięta, weszła do płytkiej wody i aż syknęła z zimna.
Krystalicznie czysta woda opływała jej stopy lodowatą pieszczotą, a słońce w tym czasie usiłowało przypalić jej głowę i ramiona. Dookoła brzęczały głośno roje owadów, dumnych, że udało im się całkowicie zagłuszyć ptaki.
Stopy Grety były przeszczęśliwe, ale tylko przez chwilę. Po kilku sekundach przyjemne zimno przerodziło się w ból i dziewczyna, zaciskając zęby, wycofała się na brzeg. Kucnęła, przytrzymując lekko sukienkę i pelerynę w górze, drugą ręką sięgnęła do strumienia. Raz po raz nabierała dłonią czystego zimna i chlapała swoją twarz, szyję, włosy. Nie mogła powstrzymać śmiechu i drżenia, kiedy lodowate strumyki spływały po jej ramionach i dekolcie, mocząc ubranie i zanosząc chłodną ulgę jeszcze niżej. Niektóre owady, siedzące na kamieniach na skraju wody, przyglądały się z zachwytem pięknej młodej kobiecie, która kucając, rozchlapywała sobie wodę na głowie i wesoło parskała.
Nagle, usłyszała hałas w krzakach za sobą. Obróciła się z niepokojem i zamarła bez ruchu, wpatrując się z kilkunastu stóp w gęstą zieleń, w której coś się poruszało. Po chwili z krzaków wysunął się pokryty szarą szczeciną ryjek i zaczął wąchać. Wiatr wiał lekko w stronę Grety, więc dzik nie poczuł jej zapachu. Po chwili ogromne zwierzę wyszło z krzaków i zaczęło iść w stronę strumienia. Greta przechyliła głowę i zaglądnęła pod spód, szukając pędzla.

    Locha — pomyślała i odetchnęła z ulgą.
    — Dzień dobry pani! — powiedziała uprzejmie, wstając — Szczerze polecam strumień, woda jest wyborna, choć bardzo zimna!

Zaskoczony dzik stanął bez ruchu i patrzył na nią ostrożnie. W krzakach wciąż coś się poruszało.
Greta uwielbiała wszystkie zwierzęta i miała z nimi doskonały kontakt. W jakiś sposób zawsze wyczuwała ich nastrój, a one zdawały się rozumieć ją dużo lepiej, niż innych ludzi. Matka często kręciła głową z niedowierzaniem, kiedy Greta tłumaczyła jej, dlaczego kura przestała znosić jajka, albo o co krowa jest zazdrosna.

    — Śmiało, ja nie gryzę! — uśmiechnęła się do lochy i wskazała na brzeg strumienia.

Zwierzę chwilę jeszcze pomyślało, po czym wolnym krokiem podeszło do szemrzącej wody i zaczęło pić, nie spuszczając oczu z dziewczyny.

    — Prawda, że cudowna? — Greta ruszyła wolnym krokiem w stronę dzika — Polecam też kąpiel!

Ogromna locha patrzyła na zbliżającą się dziewczynę, ale nie uciekała. Piła zanurzonym w strumieniu ryjkiem, a jej małe, przenikliwe oczy uważnie obserwowały. Greta poruszała się z wdziękiem, mimo że szła boso po kamieniach. Jej postawa promieniowała spokojem i radością, a przed sobą trzymała przyjaźnie wyciągnięte, puste dłonie. Zapewne matka nie pochwaliłaby zbliżania się do ogromnego dzika, ale Greta po prostu wiedziała, że pani locha rozpozna w niej przyjaciela. Tak też się stało i kiedy Greta podeszła i kucnęła przed dzikiem, ten tylko przestał pić i przyglądał się pięknej dziewczynie.

    — Greta Schneider — przedstawiła się uprzejmie — jakże miło mi panią poznać.

Wyciągnęła przed siebie rękę, a locha wąchała ją długo i uważnie. Zapach dziewczyny musiał się jej spodobać, bo chrząknęła wesoło.
Greta uśmiechnęła się i zaczęła głaskać zwierzę po mokrej szczecinie, a zaskoczona locha znieruchomiała.

    — Jesteś piękna, wiesz? — Greta drapała zadowolone zwierzę z boku ryjka, a ono mruknęło z zadowoleniem.
    — Niestety, nie pachniesz zbyt ładnie i chyba cię wrzucę do tego strumienia.

Locha zignorowała tę niezbyt uprzejmą uwagę i głośno chrząknęła. W tym momencie cztery jasnobrązowe, paskowane warchlaki wystrzeliły z kwikiem z krzaków.  

    — Och, czy te cudeńka są twoje? — Greta zachwyciła się, a młode wpadły w wodę i piły przepychając się i przewracając nawzajem.
    — Są prześliczne! — Greta drapała teraz zwierzę za uszami — Musisz być bardzo dumna!

Pani dzik zamruczała zadowolona i przymknęła oczy. Trudno powiedzieć czy większą przyjemność sprawiały jej pieszczoty, czy pochwała warchlaków. Wesołe maleństwa ugasiły pragnienie i zaciekawione, podeszły do dziewczyny, która z szerokim uśmiechem głaskała każde po kolei, nie zapominając, by od czasu do czasu podrapać również ich matkę.




    — Kto chce jabłko? — zapytała po chwili Greta i wstała, nie czekając na odpowiedź. Ostrożnie stawiając bose kroki na kamieniach, podeszła do koszyka, który stał na skraju trawy. Wszystkie dziki posłusznie podreptały za nią.

Wybrała pięć najpiękniejszych jabłek i podała każdemu po jednym.

    — Babcia na pewno by się podzieliła — powiedziała z przekonaniem, patrząc, jak warchlaki śmiesznie próbują nadgryźć uciekające im jabłka.

W końcu podpatrzyły, jak robi to matka i po chwili cała piątka zajadała się pysznymi owocami, pochrząkując radośnie. Greta usiadła na kamieniach, a jej czerwona peleryna opadła dookoła niej. Otarła stopy z drobnych kamyków i liści, które się go nich przykleiły. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, kiedy patrzyła na słodkie ryjki warchlaków i ich błyszczące radością oczka. Najmniejszy maluch skończył najszybciej i od razu wepchnął się pod pysk lochy, odpychając ją i dobierając się do resztek jej jabłka. Locha cofnęła się, oddając mu swoje jabłko.

    — Zupełnie jak mój najmłodszy brat! — roześmiała się Greta — Moja mama też zawsze oddaje mu cześć swojego jedzenia!

Podrapała lochę za uchem, a ta znów zmrużyła oczy z zadowolenia.
W tym momencie dziewczyna usłyszała głośny trzask gałązki, obejrzała się błyskawicznie, a zwierzęta znieruchomiały. Z krzaków po drugiej stronie strumienia powoli wysuwała się długa lufa strzelby myśliwskiej.
Greta poczuła, że jej serce zamiera.

    — W nogi! — krzyknęła, wstając, a zwierzęta błyskawicznie rzuciły się do ucieczki.

Rozległ się przeraźliwy huk i pień drzewa, gdzie przed chwilą jeszcze stała locha, eksplodował odłamkami drewna. Greta odetchnęła z ulgą, słysząc z jednej strony oddalający się tupot pięciu dzików, a z drugiej rozczarowane przekleństwa myśliwego.

    — Scheisse! — z krzaków wygramolił się pulchny, wąsaty mężczyzna o podejrzanie czerwonych policzkach i lekko zaszklonych oczach — Dziewczyno, już go miałem!
    — Jak pan śmie! — Greta była wściekła — Strzelać do lochy z małymi? Co z pana za myśliwy?!

Mężczyzna, zdziwiony jej zdenerwowaniem, stanął na brzegu strumienia i wzruszył ramionami.

    — Myślałem, że jesteś w niebezpieczeństwie, moje dziecko — powiedział trochę niewyraźnie i wyciągnął łuskę ze strzelby.
    — Nie jestem dzieckiem! — wycedziła przez zamknięte zęby — A pan dobrze widział, że dziki były spokojne!
    — Spokojne, czy nie spokojne — gmerał chwilę w kieszeni i wyciągnął kolejny nabój — dziki zawsze są niebezpieczne.



Głos mężczyzny wciąż był lekko niewyraźny.

    — Mógł pan mnie trafić! — Greta była oburzona zachowaniem myśliwego.
    — Spokojnie! Nigdy nie strzelam do pięknych kobiet! — zakołysał się, wsuwając pocisk do komory i przeładowując — No, chyba że z mojej drugiej strzelby!

Tu zaśmiał się obleśnie i złapał się znacząco za spodnie, a Gretę aż zemdliło.
Zdała sobie sprawę, że małe, przekrwione oczka mężczyzny już nie patrzą na jej twarz, a ześlizgują się po jej przylegającej do ciała sukience, wciąż lekko mokrej miejscami od wody ze strumienia.

    — A co taka piękna panna robi sama w lesie? — zapytał myśliwy i zaczął iść w jej stronę — Las jest bardzo niebezpieczny!

Greta odruchowo okryła się mocniej peleryną, zasłaniając częściowo sukienkę.

    — Nie pana interes! — sięgnęła po buty, czując lekki niepokój.

Czuła, że powinna się jak najszybciej oddalić.

    — Spokojnie — mężczyzna przechodził przez potok, a jego wysokie myśliwskie buty zanurzały się tylko do połowy — panna pozwoli, że się przedstawię.

Wyszedł na brzeg i stanął kilka stóp od Grety, która usiłowała jak najszybciej założyć skarpetę na wilgotną stopę.

    — Hugo Kraus, do usług — mówiąc to, ukłonił się i zachwiał.
    — Greta — dziewczyna odpowiedziała sucho i skrzywiła się, czując bijący od niego kwaśny zapach wina.

Hugo bezczelnie gapił się na dekolt jej sukienki i nawet się z tym nie krył.

    — Ależ panna Greta jest piękną kobietą! — uśmiechał się i podkręcił swój rzadki wąs — I sama w takim niebezpiecznym lesie!

Greta czuła rosnący niepokój. Natarczywe spojrzenia myśliwego były jednoznaczne, na jego spodniach wyraźnie widziała rosnący namiot. Greta lubiła, kiedy młodzi mężczyźni w wiosce gapili się na nią, podziwiając jej urodę, ale obleśny zachwyt Hugo wywoływał w niej tylko mdłości i coraz większy strach.

    — Muszę już iść — powiedziała Greta, kiedy wreszcie ubrała skarpetę i wsunęła pierwszego buta.
    — Nigdzie nie pójdziesz! — warknął nagle Hugo i wycelował w nią strzelbę.

Greta zamarła bez ruchu, a przerażenie ścisnęło jej żołądek. Słońce schowało się za chmurę i cień spowił okolicę.

    — Co? Co pan robi? — zapytała drżącym głosem.
    — Ja nic nie robię, ale ty zrobisz teraz wszystko, co ci każę — mężczyzna mówił głosem chrapliwym i zimnym — Rozbieraj się!

Twarz Hugo spoważniała, grube policzki jeszcze bardziej poczerwieniały. Jego oczy płonęły złem, jakiego nigdy, u nikogo nie widziała. Przerażenie sprawiało, że dziewczynie aż trudno było oddychać.

    — Nie mam zamiaru! — krzyknęła, zbierając resztki odwagi — Nie zastrzeli mnie pan przecież!

Hugo uśmiechnął się obrzydliwie i strzelił w ziemię, tuż obok dziewczyny. Nie wiedziała, co przeraziło ją bardziej — głośny huk i ukłucia odłamków, czy ten radosny wyraz twarzy pełny jakiegoś pierwotnego zła i okrucieństwa. Hugo zaczął powoli mówić, do czego ją zmusi, a jej umysł zamykał się, słuchając tych strasznych rzeczy. Cofnęła się o krok, trzęsąc się cała, a jej oczy powoli wypełniały się łzami strachu i rozpaczy.
W tym momencie za jej plecami rozległ się hałas i trzask pękających gałęzi. Zobaczyła tylko jeszcze, jak uśmiech znika z nalanej twarzy Hugo, a jego oczy rozszerza zdumienie i… przerażenie!
Coś uderzyło ją w oba ramiona. Coś potwornie ciężkiego, choć miękkiego pchnęło ją, z ogromną siłą, w przód. Poczuła ból, kiedy uderzyła rękami o kamienie, a jej uszy wypełnił przeraźliwy wrzask myśliwego. Wrzask, który trwał tylko chwilę. Rozległ się świst przecinanego powietrza i wrzask przeszedł w potworny kwik połączony z koszmarnym dźwiękiem rozrywanego ciała. Zapadła cisza, dwa powolne kroki i chlupot, kiedy coś ciężkiego wpadło do strumienia. Greta ostrożnie wstała i drżąc, pocierała stłuczone przedramiona.  
Wysoki, umięśniony, stary mężczyzna stał tyłem do niej. Miał na sobie szare spodnie i szarą mocną kurtkę z kapturem, a jego siwe włosy sterczały w nieładzie na boki. Jego prawa dłoń była cała pokryta krwią. Za nim, w strumieniu, powoli odpływało grube, nieruchome ciało Hugo. Leżał w wodzie, twarzą w dół, a nurt dookoła coraz mocniej zabarwiał się czerwienią.
Greta poczuła, jak przerażenie miesza się w niej z ogromną ulgą. Kimkolwiek był nieznajomy, na pewno nie może być gorszy niż Hugo. Prawda?

    — Przepraszam — głos nieznajomego był spokojny i głęboki.



Obrócił się do niej i zobaczyła, że wcale nie był stary. Mógł mieć około trzydziestu, może trzydziestu pięciu lat. Zmyliły ją siwe włosy. Jego twarz była poważna, silna i spokojna. Pod rozpiętą kurtką widziała jasnoszarą koszulę. Był przystojny w dziwnie twardy i surowy sposób, a brązowe oczy przyciągały wzrok dziewczyny. Były tak jasne, że prawie żółte. Dziwny spokój, który z nich promieniował, zdawał się roztapiać przerażenie Grety.

    On właśnie przed chwilą zabił myśliwego! — ostrzegła w myślach sama siebie.

Zapatrzyła się w miodowe oczy, a ich kojące ciepło spływało na nią. Wszelki strach i wątpliwości powoli znikały.

    No i chwała mu za to, że go zabił! — pomyślała, choć zaraz poczuła wyrzuty sumienia.
    — Może wystarczyło go przepędzić? — zapytała nieśmiało.

Nieznajomy patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, w końcu wzruszył ramionami.

    — Będzie padało — powiedział — powinnaś wrócić do domu.

Greta zmarszczyła brwi i popatrzyła w niebo. Pojedyncza chmura zasłaniała słońce, ale dookoła wszędzie niebo było niebieskie. Mężczyzna podszedł do strumienia i umył dłoń. Wstał i zaczął iść w kierunku najbliższych krzaków.

    — Zaczekaj! — dziewczyna krzyknęła i podskoczyła na jednej nodze kilka kroków za nim, a długie, rozwiązane sznurówki podrygiwały w powietrzu — Kim jesteś?

Zatrzymał się.

    — Holzer. Wolfgang Holzer — powiedział, powoli obracając się.
    — Bardzo dziękuję panie Holzer! — Greta dygnęła, stojąc w jednym bucie, a bosą stopę trzymając w powietrzu.

W głosie dziewczyny wciąż było słychać niedawno przeżyty strach, ale też ogromną ulgę i wdzięczność.
Nieznajomy tylko mruknął, a Greta odniosła wrażenie, że było to coś stylu “nie ma za co”.

    — On chciał … — Greta wzdrygnęła się na wspomnienie obrzydliwych słów — On …
    — Wiem.
    — Nazywam się Greta Schneider — przypomniała sobie, by się przedstawić i znów dygnęła, wkładając w ukłon całą swoją uprzejmą grację, pomimo jednej bosej stopy.
    — Wiem.

Uniosła brwi pytająco.

    — Słyszałem rozmowę z dzikiem — wyjaśnił.

Zarumieniła się lekko. Stali blisko siebie a nieznajomy patrzył chwilę w jej oczy. Odetchnął głębiej.

    — Dobrze pachniesz — powiedział, a umysł dziewczyny gorączkowo usiłował zrozumieć, co może oznaczać to dziwne stwierdzenie.
    — Wątpię? — odpowiedziała w końcu ostrożnie, pół pytaniem, pół stwierdzeniem, po czym dodała — Wcześniej było bardzo gorąco i …  
    — Dobrze pachniesz — Wolfgang powtórzył z przekonaniem, a w jego miodowych oczach pojawił się cień uśmiechu.

Przez ułamek sekundy jego wzrok prześlizgnął się w dół po jej sylwetce, opiętej czerwoną letnią sukienką.  

    — Bywaj. — stwierdził mężczyzna z nagłą nutą niepokoju, odwrócił się i odbiegł w krzaki.
    — Zaczekaj! — dziewczyna znów krzyknęła i wróciła do koszyka i leżącego obok drugiego buta.
    — Scheisse! — zaklęła do siebie szeptem, wkładając z trudem drugą skarpetę.

Odgłos oddalających się kroków coraz słabiej dobiegał z gęstwiny. W końcu, kiedy skończyła sznurować buty, słychać było już tylko brzęczenie owadów, śpiew ptaków i szum strumienia. Słońce wyszło zza chmury i zaczęło znów grzać niemiłosiernie. Wydawało się, że las zdążył zapomnieć, co wydarzyło się przed chwilą.

Greta wróciła na ścieżkę i szła zamyślona z ciężkim koszykiem w ręku. Dróżka wspinała się teraz wąską, zalesioną doliną, lekko pod górę. Ogromne świerki rosły po obu stronach, a między ich pniami prześwitywały strome skalne ściany. Gęste poszycie pełne było kwiatów, omszałych głazów i bujnych paproci. Minęła miejsce, w którym dolina zwężała się nagle, a wysokie skały tworzyły jakby bramę. Szlak był tu kamienisty, pełny różnej wielkości otoczaków, zupełnie jakby szła dnem wyschniętej rzeki.
Dziewczyna przebiegała w myślach wydarzenia nad strumieniem. Wciąż czuła przerażenie na samo wspomnienie obleśnego myśliwego. Ale coraz bardziej jej myśli zaprzątał dziwny, małomówny nieznajomy. Jak on w ogóle zabił myśliwego? Czy można zabić jednym ruchem ręki? Jaką trzeba mieć siłę? Wcześniej rozważała przez chwilę, czy nie próbować iść za nim, ale mężczyzna odszedł w przeciwnym kierunku. Greta wolała już więcej nie schodzić ze ścieżki.
Było już południe i mimo cienia panującego w lesie, zrobiło się dziwnie duszno. Dopiero kiedy usłyszała pierwszy odległy grzmot, przypomniała sobie słowa Wolfganga.

    O nie! — pomyślała i uświadomiła sobie, że najgorszy fragment drogi dopiero przed nią.

Babcia mieszkała wysoko na przełęczy górskiej. Po wyjściu z lasu ścieżka jeszcze długo będzie prowadziła wśród gęstej kosodrzewiny, a potem jeszcze trochę wśród nagich skał. Burza w tamtym miejscu byłaby bardzo niebezpieczna!
Podciągnęła sukienkę i zaczęła iść długim, szybkim krokiem. Ignorując zmęczenie, dysząc głośno, wspinała się coraz bardziej stromą ścieżką. Robiło się coraz ciemniej i kiedy patrzyła do góry, nie widziała już ani jednego niebieskiego kawałka nieba. Dróżka coraz bardziej przypominała wyschnięte koryto rzeki, ze stromymi ścianami po obu stronach. Greta uświadomiła sobie z niepokojem, że podczas deszczu może tu płynąć strumień. Rozległo się kilka grzmotów, jeden po drugim. Dziewczyna zatrzymała się. Daleko przed sobą widziała już kraniec lasu, ale było za późno. Burza nadeszła zbyt szybko i nie można było teraz wyjść ani między kosodrzewinę, ani tym bardziej w wyższe partie gór.
Greta stała niezdecydowana, obejrzała się za siebie. Powoli godziła się z myślą, że będzie musiała wrócić. Babcia poczeka na lekarstwa i owoce dzień dłużej. A może burza będzie krótka?
W lesie zrobiło się cicho, jakby owady i ptaki poukrywały się gdzieś. Greta wyczuła ich strach, zdecydowanie większy, niż zwykle przy okazji burzy. Pierwsze krople prześlizgiwały się między gałęziami świerków i prawie bezszelestnie znikały w mchach i paprociach. Kilka z nich zostawiło mokre ślady na kamieniach.
W tym momencie usłyszała nadciągający dziwny, głośny szum i łoskot. Jej dłoń mocno zacisnęła się na rączce koszyka, a niebieskie oczy rozszerzył strach. Z przerażeniem zobaczyła, jak ścieżką zbliża się ściana wzburzonej, brunatnej wściekłości. Nie strumień, ale rzeka pędziła szybko w dół, prosto na nią!



Szybko wdrapała się na brzeg, łapiąc się wystających korzeni i gałęzi. Zimny podmuch uderzył w nią, a peleryna załopotała wysoko w powietrzu. Zaczęła iść lasem w dół, kiedy wściekła, brązowa kipiel dotarła do miejsca, gdzie przed chwilą stała. Cała ścieżka zamieniła się momentalnie w rwącą, rzekę, wypełnioną grubymi gałęziami i toczącymi się odłamkami skalnymi. Na brzegu była na razie bezpieczna, ale szło się o wiele trudniej i wolniej. Serce biło jej mocno ze strachu. Zrobiło się jeszcze ciemniej i zimniej. Szła w dół, a wiatr wiał od tyłu, wciskając pelerynę w jej plecy. Kapturek sam wskoczył jej na głowę i czuła pojedyncze, zimne ukłucia deszczu na ramionach. Czerwone poły peleryny i jej jasne włosy powiewały na wietrze i zdawały się ciągnąć ją, aby szła szybciej.
Zerknęła na ścieżkę i z przerażeniem zauważyła, że poziom kipiącej rzeki szybko się podnosi. W tym momencie triumfalna kanonada błysków i grzmotów oznajmiła nadejście ściany deszczu. Uderzyły ją setki lodowatych kropli, niesionych silnym wiatrem. Peleryna przemokła momentalnie, sukienka przylepiła się do ciała, dodatkowo utrudniając kroki. Po chwili była już cała mokra i coraz bardziej zmarznięta. Ciepłe, letnie powietrze zniknęło, zdmuchnięte zmrożonym wiatrem, który zdawał się wiać wprost ze środka zimy panującej na szczytach wysokich gór. W mroku coraz trudniej było stawiać kroki, omijając większe głazy i ostre gałęzie. Mimo to, z zaciśniętymi zębami szła przed siebie, a jej dłoń mocno trzymała mokrą rączkę koszyka.



Posuwała się powoli do przodu, ale kiedy podniosła na chwilę wzrok zamarła. Zapomniała o tym miejscu. Przed nią dolina zwężała się, a po obu stronach ścieżki wyrastały ogromne pokryte mchem skały. Nie było możliwości przejścia poza ścieżką, która teraz stała się wściekłą rzeką.
Podeszła do wąskiego gardła i stanęła nad brzegiem.

    Może przejdę po kamieniach przy ścianie — pomyślała, patrząc na kilka wystających z nurtu głazów, leżących pod skalną ścianą — to tylko kilka kroków…

Nie było innego wyjścia. Poziom rzeki cały czas powoli wzrastał i za chwilę nawet te kilka kamieni znajdzie się pod wodą. Gdyby minęła tę skalną bramę, znów mogłaby iść lasem.
Postawiła długi ostrożny krok, jedną ręką opierając się o ścianę, a w drugiej trzymając koszyk. Stanęła na śliskim kamieniu, a strumień ryczał z wściekłością pod nią. Podmuchy lodowatego wiatru były tu jeszcze silniejsze, ściśnięte skałami zwężenia. Kołysząc się, przeniosła ciężar ciała do przodu i postawiła stopę na kolejnym głazie. Ostrożnie przesuwała się do przodu, a peleryna łopotała, targana oszalałym wiatrem.  

    Jeszcze trzy takie kroki — pomyślała i znów wyciągnęła nogę do przodu.

W tym momencie druga stopa, ta, na której stała, ześlizgnęła się prosto do strumienia! Zamachała rękami, próbując utrzymać równowagę. Noga zanurzyła się we wściekłym nurcie aż do połowy uda i Greta poczuła, z jaką zimną siłą strumień usiłuje ją przewrócić. Mimo to utrzymała równowagę. Jej mocny but opierał się o kamieniste dno. Spróbowała postawić drugą nogę na wystającym z wody kamieniu, ale niesiona strumieniem gruba gałąź uderzyła ją pod kolanem. Strumień błyskawicznie porwał podciętą nogę w przód, a dziewczyna z krzykiem poleciała do wody, na plecy. Koszyk wyleciał jej z ręki i uderzył w nurt tuż obok.
Rzeka porwała ją z ogromną szybkością! Machając rękami, usiłowała utrzymać się na powierzchni. Jednocześnie próbowała nogami zaczepić o dno, aby spróbować zatrzymać się i wstać. Niestety siła rzeki była za duża. Raz po raz buty boleśnie odbijały się od śliskich kamieni. Sunęła przez las we wściekłej, ryczącej kipieli. W panice spróbowała trochę przesuwać się w stronę brzegu, ale nurt zdawał się specjalnie trzymać w samym środku. Teraz ryk wody był jeszcze głośniejszy i jakby zadowolony ze swojej pięknej zdobyczy w czerwonej pelerynie. Woda była tak zimna, jakby to nie deszcz, ale roztopiony śnieg płynął prosto z gór. Greta wiedziała, że w każdej chwili woda może uderzyć nią o kamień i nawet dziwiła się, że jeszcze nie ma żadnych ran. Lodowata woda zdawała się ją w dziwny sposób uspokajać. Było jej tak potwornie zimno, że wszystko zaczęło stawać się obojętne. Przerażenie powoli mijało, ryk strumienia, nie był już taki głośny. Przed nią koszyk z ogromną siłą uderzył o dużą skałę na środku ścieżki. Koszyk rozerwał się na pół, a jabłka i buteleczki z lekarstwami rozprysnęły się we wszystkie strony. Dziwne, ale ten widok jej nie zasmucił. Przepłynęła kilka cali obok skały, o włos unikając śmierci.




    Moja pierwsza samotna wyprawa będzie moją ostatnią — pomyślała obojętnie, a jej myśli biegły coraz wolniej, w przeciwieństwie do coraz szybciej płynącej wody.

Kątem oka zauważyła coś dużego i szarego. Biegło przez las obok strumienia. Jej ramiona z trudem utrzymujące ją na powierzchni poruszały się coraz wolniej. Straciła równowagę, a woda obróciła ją i wciągnęła głębiej.  
Kipiące zimno ogarnęło jej głowę, wypełniło nos i usta. Poczuła smak śniegu i wypłukanej wodą ziemi. Nie mogła oddychać, usiłowała sięgnąć dna, żeby się odbić od niego, ale rzeka była już zbyt głęboka. Po chwili przestała walczyć, niesiona szybkim, lodowatym nurtem. Zimno otulało ją, przestawała czuć cokolwiek.
Nagle mocne ramię złapało ją w pasie i z ogromną siłą pociągnęło w górę. Znów była nad powierzchnią wody, ale powieki były za ciężkie, by je podnieść. Przypomniała sobie, żeby oddychać. Raz po raz kaszlała, trzęsąc się i krztusząc. Buty na jej bezwładnych nogach stukały po kamieniach, kiedy ktoś wyciągał ją ze strumienia. Silne ramiona podniosły ją w górę i zarzuciły ją sobie na ramię.
Z wysiłkiem otworzyła oczy i zobaczyła, że biegnie przez las, głową w dół.

    Wolfgang? — przemknęło jej przez głowę.

Widziała silne nogi w mokrych, szarych spodniach, biegnące przez trawy, mchy i paprocie. Ramię mężczyzny uciskało jej brzuch, a jego ręka mocno trzymała jej nogi, przyciskając je do szerokiej piersi. Przez warstwy zimnego i mokrego materiału Greta czuła ciepło nieznajomego. Oddychał równo i głęboko, a szybki bieg zdawał się w ogóle go nie męczyć. Przyciskał ją mocno do siebie, dzięki czemu nie podskakiwała aż tak bardzo na ramieniu w rytmie kroków. Uczepiła się tej odrobiny ciepła bijącej od mężczyzny i przywarła mocniej do niego. Trzęsącymi się rękami sięgnęła i niezdarnie objęła go, próbując przylgnąć jak najdokładniej do szerokich pleców. Zacisnęła zęby, powstrzymując ich dzwonienie i zamknęła oczy.
Minęły minuty, a może godziny i z letargu obudził ją trzask zamykanych drzwi. Ogarnęło ją ciepłe powietrze, przesycone zapachem żywicy, dymu i czymś jeszcze. Jakimś nieuchwytnym, nieznanym aromatem. Wolfgang zdjął ją z ramienia, postawił na nogi. Kolana się trochę pod nią ugięły, ale udało jej się nie upaść. Podtrzymując ją, popatrzył poważnym wzrokiem w jej oczy.
Jego ciepły miodowy wzrok wpatrzył się w nią z... troską, niepokojem? Odpowiedziała swoim niebieskim spojrzeniem, wciąż trzęsąc się z zimna. Nie umiała tego powstrzymać, miała wrażenie, że wszystkie mięśnie zbuntowały się. Chciała podziękować, ale nie umiała się odezwać.



Wolfgang upewnił się, że dziewczyna nie upadnie. Klęknął i rozwiązał jej buty i pomógł jej je ściągnąć, po czym zostawił ją przy drzwiach. Podszedł do kominka, dorzucił kilka dużych kawałków drewna, przeszedł na drugą stronę izby i zaczął rozpalać w piecu kuchennym. Spojrzał na nią.

    — Dasz radę podejść bliżej ognia?

Był taki duży, a poruszał się tak szybko i zwinnie. Układał precyzyjnie suche gałęzie i drewienka, a woda kapała z jego przemoczonego ubrania, tworząc małą kałużę przy kuchennym piecu. Greta spojrzała na swoje nogi, gdzie dużo większa kałuża rozlewała się coraz szerzej po deskach podłogi.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Stała w dużej przestronnej chacie, której jeden bok stanowiło wejście do jaskini. Ciężkie, dębowe bale przeplatały się, tworząc trzy solidne, drewniane ściany, które osadzone były głęboko w skale. Przez kilka dużych i mokrych od deszczu okien wpadała odrobina mętnego światła. Kamienny kominek płonął coraz jaśniej i cieplej. Przy nim stał duży stół. Kilka szafek, krzeseł i półek ozdabiało surowe, lecz przytulne wnętrze. Wysokie i szerokie wejście do jaskini tonęło w mroku. Widziała jeszcze, że ciepła drewniana podłoga chaty wyściela również znikający w mroku korytarz skalny.




    — Greta? — spokojny głos mężczyzny miał w sobie wyraźną nutę niepokoju.
    Ach tak, kominek — przypomniała sobie.

Patrzył na nią swoim miodowym spojrzeniem, nie przerywając pracy. W kuchennym piecu już płonęło, a parę mniejszych i większych garnków stało na płycie. Zrobiła kilka sztywnych kroków w stronę ognia. Jej umysł i ciało zdawały się reagować wolniej i z oporem. W końcu stanęła przed kominkiem i poczuła ciepło na twarzy i dłoniach. Huk i trzask płomieni, które z apetytem rzuciły się na nowe kawałki drewna, zagłuszał uderzenia kropli na szybach. Odrobina ciepła sprawiła, że wcześniejsze, jakby zamrożone emocje nagle zaczęły do niej wracać. Przypomniała sobie wściekły ryk potoku i potworne zimno. Przerażenie, które wtedy powinna odczuwać, wróciło do niej teraz.  

    Matko, ja prawie umarłam! — uświadomiła sobie, trzęsąc się z zimna i strachu.

Dziwna obojętność, która ją opanowała w strumieniu, zdawała się topnieć pod wpływem ciepła kominka. Nagle znów widziała straszliwą skałę, o którą rozbił się koszyk i którą minęła tak blisko. Znów poczuła, jak lodowata woda przemocą wdziera się do jej ust i gasi jej oddech. Stłuczenia i otarcia, których wcześniej nie zauważała, teraz zaczęły pulsować tępym bólem. Drżąc, przeżywała wszystko raz jeszcze, a jej niebieskie, szeroko otwarte oczy były pełne strachu.
Wolfgang stanął przy niej. Ta ciepła obecność sprawiła, że pojedyncze wspomnienie wypłynęło na wierzch i wyparło wszystkie inne. Niemal znów poczuła jego silne ramię, które wydarło ją z zimnego strumienia.
Spojrzała na niego z ogromną wdzięcznością. Coś jej podał. Skupiła się, by utrzymać w drżących dłoniach gorący, gliniany kubek. Czuła przyjemne ciepło w dłoniach, żar ognia na twarzy, ale w jej wnętrzu zimno wydawało się niewzruszone i wciąż cała dygotała.
Podniosła kubek wyżej i powąchała. W zapachu piwa wyczuwała miód, goździki i maliny. Z trudem wypiła mały łyk. Ach! Cudowne ciepło wypełniło jej usta, a gorzkawy smak przyjemnie przeplatał się ze słodyczą miodu i malin. Wspomnienie lodowatej wody zniknęło.
Przymknęła oczy z zachwytem, a on stał przy niej i milczał. Przełknęła i poczuła, jak gorąco spływa niżej i zaczyna grzać ją od środka.

    — Dziękuję… — udało jej się wyszeptać, po czym wypiła kolejny łyk.

Jej szept był cichy, ale wyraźnie słuchać było pełną ulgi wdzięczność.
Wolfgang sięgnął i dotknął jej ręki.

    — Hm — mruknął z dezaprobatą, odwrócił się i odszedł.

Zastanawiała się, czym był tak rozczarowany. Jego dłoń wydawała się taka gorąca. Wciągnęła głęboki oddech i wypuściła nosem miodowo-malinowy aromat.

    — Musisz się rozebrać — znów stał przy niej i coś jej pokazywał. Oderwała wzrok od tańczących płomieni i zobaczyła ciepły, gruby koc w jego ręce.

Zawahała się.

    — Wyjdę i wrócę, kiedy się przebierzesz. — powiedział, wyczuwając jej wątpliwości — W mokrym ubraniu nie rozgrzejesz się.

Skinęła głową, a on położył koc na brzegu grubego, dębowego stołu i wyszedł.
Wypiła jeszcze jeden duży łyk grzanego piwa i odłożyła kubek na stół, obok koca.
Zimne i mokre ubranie przylepione było do jej ciała, nie dopuszczając do niej ciepła bijącego od kominka.

    Jesteś sama z obcym mężczyzną! — przemknęło jej przez głowę.

Zignorowała jednak tę myśl. Wolfgang wzbudzał w niej dziwne zaufanie. Poza tym dwukrotnie ją dziś już uratował. Sięgnęła i rozwiązała pelerynę, po czym złożyła ciężki i mokry materiał i ułożyła na stole. Krople od razu zaczęły kapać z czerwonego kapturka, który zwisał poza krawędź. Z zadowoleniem poczuła, jak żar kominka rzucił się, by z zapałem grzać jej odkryte ramiona. Zsunęła ramiączka czerwonej sukienki i wysunęła z nich ręce. Sukienka jednak nie opadła, złośliwie tuląc się do niej zimnym materiałem. Greta obejrzała się przez ramie, ale nie widziała mężczyzny. Zaczęła rolować sukienkę w dół. Cal po calu odsłaniała nagie ciało, a żar ogrzewał je, z rosnącym entuzjazmem. Odsłoniła niewielkie piersi, zwieńczone bladymi, zmarzniętymi sutkami. Poczuła ciepło na brzuchu i sukienka poddała się. Odkleiła się od nóg i z plaśnięciem opadła na mokre drewno podłogi. Stała przed kominkiem już tylko w króciutkich, białych pantalonach. Cudowne ciepło bijące od kominka sprawiło, że aż uśmiechnęła się. Obejrzała się raz jeszcze i zsunęła z siebie ostatni, biały fragment przemoczonego stroju. Poczuła ulgę, gdy uwolniła pośladki od zimnego dotyku. Żar bijący od kominka pieścił już całe jej ciało i miała wrażenie, że bezczelnie usiłuje wcisnąć się między jej uda. Zupełnie jakby akurat tam była najbardziej zmarznięta! Stanęła w lekkim rozkroku, pozwalając, by miłe, choć trochę niegrzeczne ciepło, prześlizgnęło się po zmarzniętej muszelce. Kręcone czarne włosy nie powstrzymały żaru kominka i miłe ciepło powoli docierało do zimnej, delikatnej skóry.



Przymknęła oczy i odetchnęła z rozkoszą. Wciąż była przemarznięta, ale ciepło kominka zaczynało przenikać do niej, jakby chciało połączyć się z tym wypełniającym jej żołądek. Wypiła kolejny łyk piwa i stanęła na chwile tyłem do kominka, z uwagą wpatrując się w ciemność korytarza.

    Cóż za niesamowite miejsce — pomyślała, a żar ognia miło pieścił jej zimne plecy i pośladki.

Jedną ze ścian stanowiła po prostu naga skała, a w niej otwór wypełniony tajemniczą ciemnością. Chata została wybudowana jako przedsionek jaskini! Huk kominka był teraz spokojniejszy i łączył się z szumem deszczu w kojący sposób.

    A skąd on będzie wiedział, że skończyłam się przebierać? — nagła myśl pojawiła jej się w głowie — A może patrzy cały czas z tej ciemności?!

Zarumieniła się i szybko sięgnęła po koc. Narzuciła go na ramiona i znów stanęła twarzą do kominka. Ciepły miękki dotyk materiału otulił i zasłonił jej plecy, ale nie zasłaniała przodu ciała, tak by żar, bijący od ognia, mógł wciąż pieścić jej nagą skórę.
Minęło jeszcze kilka minut i Greta pomyślała, że jednak nie patrzył. Zignorowała niemądre uczucie rozczarowania. Szum deszczu czasem przybierał na sile, nagłe podmuchy uderzały w okna, jakby wściekłe, że ogień niweczy cały ich wysiłek, z jakim wcześniej usiłowały zamrozić śliczną dziewczynę. Greta czuła się coraz lepiej, chociaż jej dłonie i stopy wciąż były lodowate.  
Z wnętrza jaskini rozległ się hałas, jakby coś sunęło po podłodze. Zdziwiona, otuliła się ciaśniej kocem i wpatrzyła w ciemność korytarza. Po chwili pojawił się Wolfgang, tocząc przed sobą ogromną, ciężką, drewnianą balię.

    — Ależ panie Holzer, już jest mi ciepło! — krzyknęła Greta — proszę sobie nie robić kłopotu! I tak już tyle pan dla mnie zrobił!

I naprawdę czuła, że nieznajomy robi dla niej zbyt wiele.

    — Przecież jeszcze chwila przed kominkiem i będę całkiem rozgrzana!

Jej zmarznięte ciało jednak miało zupełnie inne zdanie na temat gorącej kąpieli i szybko dało o tym znać solidnym kichnięciem.
Wolfgang całkowicie zignorował jej protesty, podszedł i przesunął stół, robiąc miejsce na balię. Greta już nie oponowała, zajęta kichaniem i utrzymywaniem koca tak, by dobrze ją zasłaniał. Jakby tego było mało, dopadła ją czkawka i czuła, jak rumieniec coraz mocniej rozpala jej policzki.
Nie wiedziała do końca, czy bardziej wstydzi się kanonady śmiesznych dźwięków, jakie wydaje, czy perspektywy gorącej kąpieli w domu nieznajomego mężczyzny.
Gospodarz zaczął nosić wodę — znikał w wejściu jaskini i po chwili wracał z dwoma ogromnymi wiadrami pełnymi przejrzystej wody. Jedno wlewał do balii, drugie do jednego z garnków na piecu. Kiedy woda zaczynała się gotować, wlewał wrzątek do kąpieli.  
Trwało to bardzo długo, a kiedy wychodził, Greta odsłaniała poły koca i podchodziła blisko kominka. Kiedy wracał, opatulała się znów i obserwowała, jak kolejne porcje wody coraz bardziej wypełniają balię.
Na szczęście czkawka jej przeszła i tylko co jakiś czas kichała, a jej ciągle zmarznięte ciało nie mogło już się doczekać kąpieli. Gorąca para coraz mocniej unosiła się do góry.
W końcu Wolfgang, wlał ostatnią porcję wrzątku, a poziom wody zbliżył się już bardzo do krawędzi głębokiej balii. Sprawdził jeszcze ręką temperaturę.

    — To powinno cię rozgrzać — powiedział — zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować.
    — Bardzo panu dziękuję — uśmiechnęła się do niego szeroko — naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczę!

Greta podeszła i zanurzyła stopę. Gorąco było wprost niewyobrażalnie przyjemne! Wolfgang z kolejnym mruknięciem zniknął w ciemności jaskini, a wtedy dziewczyna rzuciła koc na stół i całkiem naga weszła do balii. Usiadła powoli, by nie wychlapać cudownie ciepłej wody, a jej uśmiech powiększał się w miarę zanurzania.

    — Oooch! — nie powstrzymała długiego i głośnego westchnienia, kiedy rozkoszne ciepło otuliło jej nogi, pośladki, piersi i sięgnęło aż pod szyję.
    — Woda jest cudowna! — krzyknęła w kierunku ciemnego korytarza, ale nie usłyszała żadnej odpowiedzi.

Jej ciało wprost drżało ze szczęścia. Miała ochotę krzyczeć. Niektóre miejsca, aż bolały ją z nadmiaru ciepłej przyjemności. Malutkie, blade obwódki wokół jej skurczonych sutków rosły i ciemniały w oczach.

    — Och! — znów głośno westchnęła i przymknęła oczy. Oparła się o krawędź, rozluźniła i wyciągnęła nogi. Jej stopy ledwie sięgnęły drugiego brzegu balii.

Gorąca kąpiel była bardzo rzadkim luksusem w jej domu. Nawet jeśli udało się namówić rodziców na nagrzanie takiej ilości wody, to rodzeństwo wychlapywało większość w trakcie przepychanek i zabaw. No i jeszcze nigdy nie kąpała się całkiem sama.

    — Już nigdy nie wyjdę z tej balii! — krzyknęła ze śmiechem.
    — Wyjdziesz, kiedy woda wystygnie — usłyszała poważną odpowiedź z korytarza.

Przewróciła oczami.

    Cóż za brak poczucia humoru — pomyślała wesoło, machając stopami.

Zastanowiła się, jakie to dziwne, że niedawno woda prawie ją zabiła, a teraz dostarczała jej takiej przyjemności. Poruszała delikatnie rękami, a wzbudzone prądy przyjemnie pieściły jej ciało. Słyszała delikatny plusk wody, huk i trzaskanie ognia oraz szum deszczu. Miło zakręciło jej się w głowie i resztki strachu czy niepokoju powoli z niej uchodziły, unosząc się jak para znad gorącej balii.

    — Jest jeszcze trochę tego piwa? — krzyknęła, przypominając sobie malinowo miodowy smak.

Usłyszała za sobą kroki, zanurzyła się głębiej i obróciła mocno by obejrzeć się do tyłu. Taki ruch w wodzie spowodował, że jej pośladki poślizgnęły się i całe ciało się obróciło. Śmiejąc się, złapała równowagę i leżała teraz na brzuchu, brodę opierając na dłoniach, którymi trzymała drewnianą krawędź.
Wolfgang stał przy kuchni i dolewał coś z dzbana do garnka.  
Popatrzył na nią z dziwnym błyskiem w oku, a ona jeszcze mocniej się do niego uśmiechnęła. Odwrócił wzrok.

    Nie chce na mnie patrzeć? — pomyślała ze zdziwieniem.

Greta przyzwyczajona była, że chłopcy i starsi mężczyźni chętnie i długo na nią patrzyli. Wiedziała, że teraz wprost nie mogliby on niej oderwać wzroku. A on tylko zerknął. Dziwny nieznajomy budził w niej coraz więcej fascynacji. Nieziemsko przystojny, włosy w kilku odcieniach szarości i te miodowe oczy. Wciąż nie mogła ocenić jego wieku. Bywały chwile, kiedy wydawał się jej co najmniej dwa razy starszy. Teraz jednak, kiedy patrzyła na niego z boku, jak miesza w garnku, równie dobrze mógł być w jej wieku. Czy to światło z pieca wygładzało jego rysy? Poczuła, jak głęboko w jej środku budzi się ten szczególny rodzaj ciepła.
Skończył mieszać i znów zniknął w ciemnej jaskini, nie zaszczycając jej nawet krótkim spojrzeniem.

    — Będzie za chwilę — rzucił sucho, wychodząc.

Greta znów się obróciła i usiadła w wodzie, patrząc na kominek. Jej radość nie była już pełna.

    Dlaczego nie chciał na mnie nawet popatrzeć? — zastanawiała się, czując dziwne rozczarowanie.
    I dlaczego, głupia dziewczyno, jesteś tym zawiedziona?! — próbowała sama siebie przekonać — Jest po prostu dobrze wychowany! Wolałabyś, żeby się bezczelnie gapił jak Hugo?

Przeszedł ją dreszcz na wspomnienie wzroku myśliwego.

    To dziwne, ale tak. Chciałabym, żeby Wolfgang się na mnie bezczelnie gapił. — pomyślała i uśmiechnęła się do tej myśli — Mogłabym wtedy się obrazić i na niego nakrzyczeć.

Chciała, żeby jego miodowe oczy nie mogły się od niej oderwać.
Przyjemne ciepło wypełniało już całe jej ciało. Czuła się wspaniale i czuła... coś jeszcze. Głęboko w środku budził się inny żar. I nie, nie było to grzane piwo w jej żołądku. Coś niżej.
Poznała to uczucie zeszłego lata, kiedy to odwiedziła ich rodzina, a ona spędziła kilka nocy w stodole wraz z kuzynem, starszym o rok. Zawsze bardzo lubiła Jonasa. Już pierwszej nocy, kiedy długo rozmawiali, leżąc na sianie, obudziła się w niej dziwna ciekawość. Jej ciało zrobiło się wtedy jakby miękkie, wrażliwe i dziwnie ciepłe. W niektórych miejscach mocno zgrzała się, mimo że leżała wtedy bez ruchu, w samej koszuli nocnej, a w stodole nie było okien.
Wspomnienia ożyły bardzo mocno, wspomagane ciepłem wody, szumem deszczu i trzaskiem ognia. Lekko zarumieniła się, przypominając sobie, jak drugiej nocy rozmawiali o różnicach między chłopcami a dziewczynami. Śmiali się tak głośno, kiedy się okazało, że oboje nie mają o tym pojęcia. Zawarli ze sobą umowę, aby nauczyć siebie nawzajem wszelkich szczegółów i zachować to w tajemnicy. Jeszcze nigdy żadne lekcje nie były tak ciekawe i tak przyjemne!
Jonas miał więcej odwagi, a może po prostu było w nim więcej z nauczyciela, dlatego to on zaczął wykład. Greta uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak z wypiekami na twarzy podziwiała ogromne szczegóły męskiej anatomii. Jonas pokazywał, objaśniał i tłumaczył, a Greta zapamiętywała nazwy wszystkich dziwnych szczegółów. Kiedy przyszła kolej na nią, z wielkim trudem przezwyciężyła wstyd. Jej wykład był krótszy, szeptany tak cicho, że prawie niesłyszalny. Tylko najczystszy zachwyt, płonący w oczach Jonasa i grad jego przenikliwych pytań, pozwalał jej zwalczać przemożną chęć zamknięcia bezwstydnie rozwartych ud i zerwania umowy. Nawet teraz, po roku, siedząc w balii, zaczerwieniła się intensywnie, przypominając sobie, jak nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego dziewczyny są tam takie mokre. Jonas jednak nie miał pretensji i z wielkim entuzjazmem chłonął wiedzę jak gąbka. Nie przestała płonąć ze wstydu, kiedy Jonas znów przejął pałeczkę, dosłownie i w przenośni. Drugi wykład był bardziej praktyczny. Rozszerzonymi ze zdumienia i fascynacji oczami, wodziła za poruszającą się dziwnie ręką Jonasa. Potem okazało się, że Greta ma talent w używaniu męskiej anatomii. Jonas nie mógł się jej nachwalić, kiedy poruszała dłonią w górę i w dół, po twardym kształcie. Śmiała się, widząc, jak nagle i mokro skończył się wtedy wykład. Niestety jej własna część praktyczna, w ogóle nie wyszła, bo sama kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Dopiero gdy Jonas zasnął nad ranem, udało jej się w samotności znaleźć odpowiednie ruchy i rozładować edukacyjne napięcie. Trzeciego dnia, kiedy wszyscy zasnęli, z dumą pokazała Jonasowi, do czego doszła. Nadszedł czas na trzeci, wspólny wykład. To było zdecydowanie najtrudniejsze. Po bolesnym początku znów miała ochotę zerwać umowę, ale w końcu znaleźli wspólny rytm, a ból zamienił się w przyjemność. Trzeciej nocy jeszcze kilka razy przećwiczyli z takim trudem zdobytą wiedzę, a za każdym razem sprawiało im to coraz więcej radości.
Uśmiechając się do wspomnień, zacisnęła uda i lekko potarła nimi o siebie. Chlupot wody w balii zagłuszył jej delikatne westchnienie, kiedy przyjemność popłynęła spomiędzy nóg, rozlewając się ciepłym strumieniem po całym jej ciele. Kusiło ją, by sięgnąć i sprawdzić, czy pojawił się już ten słodki rodzaj śliskiej wilgoci. Zaczęła już delikatnie rozsuwać uda, gdy nagle zdała sobie sprawę, gdzie jest.

    Matko, co ja robię? — pomyślała nagle wstrząśnięta — Jestem u obcego mężczyzny w domu! Kobieto, weź się w garść!

Mokrą dłonią przetarła gorące czoło, a kilka kropli spłynęło jej po twarzy.

    To przez to piwo — pomyślała.

Usłyszała kroki. Podkurczyła nogi i oplotła je ramionami, zakrywając w ten sposób dodatkowo swoje piersi, które wtuliły się w jej uda.  

    I tak by nie chciał na nie patrzeć — pomyślała, a po chwili skarciła się w głowie — Matko, ale ja jestem głupia! Pan Holzer mnie uratował, a ja żałuję, że nie gapi się na moje cycki!?

Kroki zbliżyły się, Wolfgang zabrał pusty kubek ze stołu, podszedł do pieca. Po chwili zbliżył się i stanął obok balii.  

    — Proszę, twoje piwo. — powiedział.

Spojrzała na niego — patrzył prosto w kominek, a w miodowych oczach tańczyły płomienie. Kubek trzymał wyciągnięty w jej stronę i czekał.  

    — Dlaczego pan na mnie nie patrzy? — zapytała i skrzywiła się od razu.
    Czy ja naprawdę zadałam to pytanie?! — pomyślała — chyba nie powinnam pić więcej tego piwa.

Pierwszy raz zobaczyła na jego twarzy prawdziwe zdumienie.

    — Ja … — zaczął powoli.
    — Niech pan nic nie mówi, przepraszam za to głupie pytanie. — Greta mówiła teraz tak szybko, że nie nadążała nawet się zastanawiać, co mówi.
    — To przez piwo, nie wiem, czy powinnam pić więcej. To znaczy, wiem, że nie powinnam. Chociaż ono tak cudownie smakuje i rozgrzewa. Chociaż w sumie to jest już mi całkiem ciepło, wie pan? Ta kąpiel mnie wspaniale rozgrzała, dziękuję panu raz jeszcze panie Holzer. Za wszystko. I chyba jednak się napiję.

Kończąc ten potok słów, wyrwała kubek z ręki zdumionego Wolfganga i zaczęła pić, a rumieniec płonął na jej policzkach, sięgając aż do uszu, które teraz piekły nieznośnie.
Wbrew rozsądkowi piła teraz kolejne piwo, łyczek za łyczkiem, a cudowny smak przykrywał trochę uczucie palącego wstydu. Dopóki będzie piła, nie będzie przynajmniej gadała więcej głupot.

    — To prawda, że staram się na ciebie nie patrzeć — mężczyzna przerwał w końcu ciszę.

Usiadł na podłodze, obok balii, bokiem do niej i wpatrzył się w ogień.

    — Musisz coś wiedzieć — Greta zamarła, czekając na to, co powie — nie jesteś tu do końca bezpieczna.

Zapadła chwila ciszy wypełnionej jedynie trzaskiem ognia i szumem deszczu.

    — Ja… — zawahał się — nie zawsze… panuję nad sobą.  

W jego oczach pięknie odbijał się ogień kominka, ale kiedy przypatrzyła się mocniej, Greta miała wrażenie, że płonie w nich coś więcej. Coś głębiej, coś ukrytego i niebezpiecznego. Jakiś pierwotny żar. Coś, czego powinna się bać, ale w żaden sposób nie czuła ani śladu strachu.

    — Chyba pan przesadza — powiedziała po chwili.

Westchnął.

    — Posłuchaj dziecko …
    — Nie jestem dzieckiem! Mam dziewiętnaście lat!— powiedziała, marszcząc brwi i próbując tupnąć, ale siedząc w balii, nie było to łatwe i tylko wzburzyła lekko wodę.
    — Oczywiście, że nie — powiedział szybko — jesteś piękną, młodą kobietą.

Kiedy to usłyszała, od razu mu wybaczyła i szeroko się uśmiechnęła. Czego nie zobaczył, bo cały czas gapił się w kominek.

    — Posłuchaj więc piękna, młoda kobieto — zaczął ponownie.

Greta zastanawiała się, czy to czasem nie był sarkazm. Przechyliła głowę i zmrużyła oczy podejrzliwie, ale się nie odezwała.

    — Może wydaję się spokojny, ale łatwo… wpadam w złość.
    — Ja pana nie zdenerwuję — zapewniła Greta i dodała — Chyba że będę za dużo mówić. Czy pana denerwuje, jak ktoś dużo mówi? Czy ja mówię za dużo? Obiecuję, że już nie będę. To znaczy, jak skończę już obiecywać. Zawsze może mi pan zrobić jeszcze coś do picia, tylko już nie piwo, bo nie powinnam tyle pić. Nie, żeby mi nie smakowało, bo jest pyszne.

Zaczęła pić znowu, przeklinając w głowie swoją głupotę.

    — Nie denerwujesz mnie — Wolfgang westchnął — Ale w dziwny sposób sprawiasz …

Zastanawiał się długo, a Greta postanowiła nie przerywać.

    — Staram się na ciebie nie patrzeć, bo to utrudnia mi panowanie nad sobą.

Zmarszczyła brwi i zastanawiała się, czy się nie obrazić.

    — Twój wygląd i zapach… i zachowanie — Wolfgang miał trudność ze znajdowaniem słów — To nie Twoja wina, po prostu sprawiasz, że …
    I znowu mój zapach! Zdecydowanie, obrażę się śmiertelnie! — pomyślała i upiła kolejny mały łyczek.
    — Tracę kontrolę nad sobą — wyszeptał — ale w dziwny sposób…

Teraz Wolfgang mówił trochę jakby do siebie, jakby sam nie rozumiał i się zastanawiał.

    — Nie denerwujesz mnie… Raczej … zachwycasz? Patrzenie na Ciebie jest … aż zbyt przyjemne.

Nie obrażę się. Zdecydowanie, nie obrażę się. — pomyślała Greta i znów uśmiechnęła się szeroko.

    — Trudno mi stłumić to uczucie. Nauczyłem się tłumić złość, ale taki … zachwyt…— potarł dłonią czoło i znów zauważyła, jak drżą mu palce — to coś nowego.
    — Może nie musi pan tłumić zachwytu — wyszeptała z przejęciem — to przecież miłe uczucie. I mnie też miło, że pana zachwycam. Nawet jeśli zapachem. Nawiasem mówiąc, właśnie się kapię, więc zapachu już nie będzie i czy możemy ten akurat temat już zakończyć?
    — Nie rozumiesz — potrząsnął głową — ja nie mogę czuć silnych emocji. To zawsze kończy się bardzo źle.

Starał się mówić spokojnie, ale w jego głosie rzeczywiście pojawiło się napięcie i niepokój.  

    — Tak sobie myślę … — Greta wyciągnęła do niego rękę z pustym kubkiem — że pan trochę histeryzuje. Bez obrazy.

Zdziwiony mężczyzna odruchowo chwycił kubek i popatrzył na nią. Ich oczy splotły się w niebiesko-miodowym uścisku. Greta zanurzyła się głębiej i uśmiechnęła się szeroko, a wesołe iskry migotały w jej spojrzeniu. Wreszcie zauważyła uwielbienie w tych miodowych oczach! Ukryty pod warstwami spokoju, obojętności, dzikiej siły i zimnego opanowania. Głęboko pod spodem, w samej głębi jego spojrzenia płonął zachwyt. Dokładnie tak właśnie chciała, żeby na nią patrzył!
Wolfgang zamarł i nie odrywał od niej spojrzenia. Bursztynowym wzrokiem wodził po jej pięknych długich włosach, prawie suchych u góry, a tym bardziej wilgotnych im niżej opadał jego wzrok. Aż w końcu włosy zanurzały się w przejrzystej gorącej wodzie, a wtedy jego wzrok zanurzał się znów w jej błękitnych oczach. Krążył po delikatnych rysach jej twarzy, a ona miała wrażenie, że zostawia ciepły, słodki miodowy ślad, gdziekolwiek spojrzy. Widziała wyraźnie, jak uwielbienie płonie coraz mocniej, przebijając się wyraźniej przez kolejne warstwy spokoju. Może gdyby tak szybko nie wypiła piwa, zwróciłaby uwagę na równie silny strach w oczach mężczyzny, który podążał zaraz za zachwytem.
Ciało Grety zapłonęło żarem, głęboko w środku. Dużo gorętszym niż kąpiel i kominek. Chciała podsycać ten miodowy zachwyt, chciała pokazać mu więcej. Chciała go bliżej.
Przełknął ślinę i próbował zabrać kubek z jej ręki, ale Greta nie puściła. Cofnęła się, odpływając od krawędzi balii do tyłu, ciągnąć kubek za sobą.
Bursztynowy wzrok zanurkował w dół i zanurzył się w wodę, w której poruszały się rozmyte i niewyraźnie kobiece kształty. Wciąż trzymając oddalający się kubek, Wolfgang zrobił krok do przodu jakby pociągnięty przez dziewczynę.  

    Tak, chodź do mnie, Wolfie! — bezwstydna myśl sama pojawiła się w jej głowie, a rumieniec zapłonął na jej policzkach.



Mimo wstydu cofnęła się jeszcze bardziej, aż do przeciwnej krawędzi balii i pociągnęła kubek do siebie! Ogromny, silny mężczyzna poddał się jej delikatnemu pociągnięciu. Nie chciał puścić kubka, zapatrzył się na nią, zrobił kolejny krok i uderzył o brzeg. Przewrócił się i z ogromnym pluskiem wpadł do balii twarzą w przód. Woda, jakby przerażona tym nowym uczestnikiem kąpieli, wzburzyła się i usiłowała uciec, skacząc rozpaczliwie poza krawędź.
Wolfgang niestety nie usłyszał pięknego, perlistego śmiechu Grety, który wypełnił jego chatę w chwili, kiedy on znalazł się pod wodą. Szkoda, ponieważ na pewno by się zachwycił jego cudną, wysoką barwą i czystą radością, jaka go wypełniała. Śmiech niestety zamarł w chwili, kiedy głowa mężczyzny wynurzyła się z wody.  
Na widok jego oczu, Greta momentalnie spoważniała, a piwo wyparowało z niej niemal całkowicie. Piękna barwa miodu pociemniała, jakby ktoś go przypalił nad zbyt mocnym płomieniem. Ogień przepalał się przez warstwę pękającego bursztynu i rozpełzał poza tęczówki czerwoną siateczką na białka oczu.
Instynkt Grety, który sprawiał, że tak dobrze rozumiała zwierzęta, nagle obudził się i krzyczał w jej głowie z przerażenia. Jeszcze nigdy nie wyczuwała tak pierwotnej wściekłości, tak potwornej chęci mordu! Jej serce zamarło z przerażenia, podnosząc wszystkie włoski na jej mokrym karku.  
Wolfgang wyszczerzył do niej zęby, które nagle wydały się nienaturalnie długie i ostre, złapał rękami krawędzie balii, a z jego gardła wydobyło się niskie, przerażające warczenie. Dziewczyna starała się zignorować niemal fizyczny ból, wywołany przez kontrast między radością i pożądaniem, które przepełniały ją jeszcze przed momentem, a obezwładniającym przerażeniem, które czuła teraz.

    Zaraz, zaraz — pomyślała, wyczuwając instynktownie jeszcze inną, silniejszą emocję.

Potężniejszą nawet niż ta potworna, dzika wściekłość, która tak nagle opanowała spokojnego dotąd gospodarza.

    Strach? — pomyślała z niedowierzaniem.

Tak! Czuła jego pierwotny strach, dzikie przerażenie. Emocja była tak silna, że uderzała w nią prawie jak rzeczywiste fale, bijące od Wolfganga. To ta obawa spowodowała wściekłość. Agresja była jak piana na szczycie fal morza strachu.
Odetchnęła głęboko i powoli odłożyła kubek, stawiając go na dnie balii. Wyciągnęła otwarte dłonie i opanowała drżenie.

    — No już dobrze, już dobrze — uśmiechnęła się delikatnie, a jej głos był spokojny — Nie masz się czego bać! Nic ci nie zrobię. Przepraszam za tę niespodziewaną kąpiel.

Zdumienie pojawiło się w twarzy mężczyzny, a jego strach i wściekłość zniknęły jak zdmuchnięte tą niespodziewaną przemową.
Nadal opierał się o balię, jego nogi podkurczone, a ramiona oparte o brzeg. Zauważyła, że tam, gdzie zacisnął dłonie na krawędziach, drewno popękało, jak pod ogromnym naciskiem.
Greta zanurzona po szyję, zasłonięta kolanami, z rękami wyciągniętymi przed sobą. Zrobiła mały krok do przodu, prześlizgując się pośladkami po dnie.

    — Spokojnie, nic ci nie grozi, jestem twoją przyjaciółką — uśmiechnęła się szczerze i przechyliła lekko głowę.

Kolejny mały krok po dnie i strach znów eksplodował w mężczyźnie, a zaraz za nim pierwotna wściekłość. Głębokie, ostrzegawcze warczenie znów rozległo się w ciszy.  

    — O nie, Wolfie! Tak się nie będziemy zachowywać! — zmarszczyła surowo brwi i pogroziła palcem — Co to za zachowanie? Ładnie to tak warczeć na gościa i w dodatku na kobietę?

Oczy Wolfganga znów rozszerzyły się ze zdumienia, warczenie zniknęło wraz ze strachem i wściekłością. Słowa były tak dziwne i tak nie na miejscu, a jednak wydawały się dokładnie tym, co powinien usłyszeć.

    — Grzeczny chłopiec — uśmiechnęła się znów ciepło, znów zbliżając się odrobinę — Właśnie tak. Wszystko jest dobrze i jesteś całkowicie bezpieczny.

Była już blisko, skręciła lekko i zrobiła kolejny kroczek. Wolfgang patrzył na nią uważnie, ale nie odsuwał się. Jego strach wciąż tam był, ale było też zaskoczenie i ciekawość.
Ich kolana lekko otarły się bokiem. Nie cofnął się, ale znów zawarczał.

    — Znowu? — westchnęła z rozczarowaniem i pokręciła głową — Och Wolfie, myślałam, że jesteś lepiej wychowany.

Zawstydzony mężczyzna znów umilkł, a ona przysunęła się jeszcze bliżej. Patrzyła na niego z kilku cali. Piękne miodowe oczy w silnej, przystojnej twarzy patrzyły na nią ze zdumieniem, ciekawością. Znów widziała zachwyt, głęboko pod warstwą strachu i tłumionej agresji.
Intuicja ostrzegła ją jednak, że jest za blisko. Jej noga opierała się teraz bokiem o bok jego nogi. Na skórze czuła szorstki materiał jego spodni. Sięgnęła powoli jedną ręką do jego ramienia.

    — Już dobrze — szepnęła.

W tym momencie jej instynkt zapłonął ostrzegawczo. Dzięki temu była już przygotowana, kiedy bez najmniejszego dźwięku, Wolfgang po prostu rzucił się na nią z wyszczerzonymi zębami. Trzasnęła go drugą dłonią w policzek, najsilniej jak potrafiła, aż się zatoczył.

    — Niegrzeczny!! — krzyknęła surowo — Nie wolno!!

Nie wiedziała, co miał zamiar zrobić, wolała o tym nie myśleć. Odskoczył ze zdumieniem do tyłu, trzymając się za policzek. Woda w balii wzburzyła się, a fale raz po raz uderzały o brzegi, chlapiąc na podłogę. Jego oczy były tak okrągłe ze zdziwienia, że gdyby nie groza sytuacji, Greta na pewno parsknęłaby śmiechem. Roztarła piekącą od uderzenia dłoń.

    — Bo się pogniewamy! — pogroziła mu palcem, a potem dodała łagodniejszym tonem — A ja wiem, że jesteś grzecznym chłopcem, prawda?

Pogładziła dłonią jego ramię. Zadrżał.

    — I nie chciałabym się na ciebie gniewać, Wolfie — znów uśmiechnęła się.

Przyłożyła dłoń do jego dłoni na jego policzku.

    — Jesteś taki kochany, wiesz? — szepnęła — Uratowałeś mi życie i zająłeś się mną tak cudownie.

Jej twarz była teraz o cal od jego twarzy, gdyby zaatakował, nie zdążyłaby zareagować. Jej szósty zmysł jednak wyczuwał już tylko zdumienie i zachwyt.

    — Właśnie tak — szepnęła, gładząc jego dłoń — nie masz się czego bać.

Wiedziała, że coś się zmieniło, że coś w nim złamała. Nie wyczuwała już ani odrobiny zwierzęcego strachu, ani wściekłości. Patrzyła z bliska na jego twarz pełną szczerego zdziwienia. Był bardzo przystojny. Mokre, szare włosy sterczały w nieładzie, a oczy płonęły mocno złotobursztynowym uwielbieniem.

    Ciekawe czym on jest taki zachwycony — pomyślała z zadowoleniem.
    — Czy wiesz, że to niegrzecznie siedzieć w kąpieli, w ubraniu? — zapytała, przechylając głowę i poprawiając wygląd jego włosów.  

Nie odpowiedział, więc sięgnęła pod wodę i szukając guzików jego jasnoszarej koszuli. Drgnął i usiłował się cofnąć, a zabawne zdumienie wciąż nie opuszczało jego twarzy.

    — Mogę? — zapytała, kiedy znalazła pierwszy guzik.

Wolfgang delikatnie wzruszył ramionami, a ona uznała to za potwierdzenie.

    — Szczególnie jeśli w kąpieli jest już naga kobieta — kontynuowała reprymendę, odpinając kolejny guzik — to naprawdę straszny wstyd, Wolfie.

Zajęła się ostatnim guzikiem, niebezpiecznie głęboko położonym. Sięgając do niego, musiała jeszcze trochę się zbliżyć.

    — Przepraszam, że ci przyłożyłam — szepnęła, walcząc z ostatnim guzikiem — wybaczysz mi?

Nie wiedziała, czy ją usłyszał, bo deszcz właśnie dzwonił o szyby wyjątkowo głośno. Mężczyzna jednak musiał mieć dobry słuch, bo pokiwał głową i zrobił to z zaskakującym entuzjazmem. Uśmiechnęła się, zadowolona przyjętymi przeprosinami. Jej palce musnęły jego brzuch i poczuła twarde, napięte mięśnie. Próbowała przebić wzrokiem falującą wodę, aby wreszcie odpiąć koszulę do końca.
I właśnie kiedy jej się to udało, Wolfgang nachylił się do niej. Szybko podniosła wzrok, a radość zmieniła się w niepokój. Jej intuicja jednak nie wyczuwała niebezpieczeństwa. Twarz mężczyzny zbliżyła się na cal do jej twarzy i wtedy uderzył w nią aromat jego ciała, zmieszany z jego ciepłym oddechem.
Jej oczy otworzyły się szeroko ze zdumienia. Mężczyzna pachniał tak niesamowicie! Nagle czuła jednocześnie zapach rozgrzanych słońcem leśnych polan, mroźnych poranków na szczytach gór i tajemniczych wąwozów, pokrytych grubym mchem, do których nigdy nie dotarł żaden człowiek. Jego oddech był gorący, jakimś sposobem cieplejszy niż woda w balii i pachniał dziwnie urzekająco! Jak skała, w którą właśnie uderzyła błyskawica, jak ogień, trawiący bukowe drewno, jak woda górskiego strumienia, niosąca jesienne liście.

    Co było w tym piwie? — wśród natłoku doznań błysnęła ta jedna myśl.

W głowie Grety zawirowało, a jej wzrok utonął w bursztynowym spojrzeniu. Patrząc głęboko w jego oczy, zauważała w jego woni jeszcze więcej! Niezliczone samotne dnie i noce. Gniew, krew i śmierć zmieszane ze strachem, łzami i rozpaczą. Skąd ona wiedziała, jak pachnie ból?

    — Wolfie… — westchnęła i wyszeptała bardzo cicho — jak Ty cudownie pachniesz…

Nigdy wcześniej nie poczuła żadnego zapachu tak wyraźnie ani żaden nie wywołał w jej głowie takiej gwałtownej burzy odczuć, obrazów i emocji.
Wolfgang jakby jej nie usłyszał, przymknął tylko oczy i wciągał głęboko powietrze.

    Zaraz, zaraz — pomyślała podejrzliwie — czy on znów zainteresował się moim zapachem?

Zmarszczyła brwi, ale powstrzymała pierwszy odruch, który kazał jej się obrazić za to niegrzeczne obwąchiwanie damy.

    A jeśli on czuje mój zapach w taki niesamowity sposób, jak ja właśnie poczułam jego? — przemknęło jej przez głowę.

Mężczyzna oddychał głęboko i powoli zbliżał się coraz bardziej. Jego głowa przechyliła się na bok i jeszcze chwila, a jego usta dotkną jej ust!

    Czy on mnie chce pocałować? — pomyślała z bardzo dziwną mieszaniną paniki i zachwytu.

Nie cofnęła się, upojona niesamowitym zapachem, zignorowała głos rozsądku, który ostrzegał przez nieznajomym mężczyzną, w dodatku niebezpiecznym i o wiele od niej starszym.
Zatrzymał się, zanim ich wargi się złączyły. Oddechy mieszały się, czuła ich gorąco na twarzy. Upajający zapach mężczyzny był tak intensywny, że niemal stał się smakiem! Serce w jej piersi biło jej mocniej niż wtedy, kiedy uciekała przed burzą.
Nagle w kominku rozległ się wyjątkowo głośny trzask i kilka płonących iskier wypadło na kamienną płytę. Wolfgang otworzył szeroko oczy i zamrugał. Cofnął się i oparł o brzeg balii.

    — Ja … ja przepraszam — odezwał się cicho.

Greta nie odzywała się, była zbyt zdziwiona wrażeniem, jakie wywarły na niej zapach i bliskość nieznajomego. Przyjemne, delikatne ciepło, które wcześniej czuła głęboko, zamieniło się teraz w potężny płomień, który trawił całe jej ciało. Czuła silne, wręcz bolesne rozczarowanie, kiedy Wolfgang się odsunął. Chciała poczuć smak jego ust, chciała, żeby ją objął, zamknął w tych silnych ramionach i…

    Nie! — przymknęła oczy — Opanuj się! Co się z Tobą dzieje!

Z drżeniem cofnęła się i oparła o brzeg balii. Nawałnica znów rozszalała się na zewnątrz i fale deszczu w podmuchach wiatru uderzały w okna. Druga, jeszcze potężniejsza burza płonęła między jej udami. Podkurczyła nogi mocno i objęła je ramionami. Pięty dotknęły jej pośladków, a piersi znowu przytuliły się do ud, tym razem zaskakując Gretę uderzeniem przyjemności, kiedy twarde sutki wbiły się w miękką skórę. Jej ciało zrobiło się tak wrażliwe, że nawet delikatny ruch wody wokół muszelki, stawał się rozkoszną pieszczotą. Wyraźnie czuła jak jej drobne włoski poruszają się, jak woda cudownie bezwstydnie wciska się między wargi …

    Nie! — krzyknęła na siebie w myślach — Nie skupiaj się na tym!

Mężczyzna był oparty o brzeg balii naprzeciwko Grety, patrzył nad jej ramieniem, w ogień kominka.

    — Wolfgang opowiedz mi coś — powiedziała szybko, drżącym głosem — Może… powiedz mi, jaki jest ten mój zapach.  

Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.

    — Dobry — powiedział — Twój zapach jest dobry.

Greta pokręciła z dezaprobatą głową, wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi.

    — Ale co to w ogóle znaczy? O zapachu tak się nie mówi. Zapach może być na przykład: ładny, przyjemny albo… — westchnęła ciężko — nieprzyjemny. Szczególnie jeśli ktoś niesie w upale ciężki koszyk. I to bardzo niegrzecznie jest kogoś wąchać, ciągle mówić o jego zapachu. Nawet jeśli ten zapach jest “dobry”. Nawet jeśli się komuś dwukrotnie ratuje życie.  
    — Przepraszam — uśmiechnął się szerzej, choć zupełnie bez skruchy — nie jestem dobrze wychowany.
    — I ciągle siedzisz w ubraniu, w kąpieli — zauważyła i pokiwała z dezaprobatą głową.

Spoważniał.  

    — Z jakiegoś powodu… — zawahał się — masz na mnie dobry wpływ. Pierwszy raz w życiu czuję, że panuję nad sobą. Nie wiem, dlaczego to tak pomogło.
    — Cała przyjemność po mojej stronie — powiedziała Greta wesoło, rozcierając dłoń — chociaż ręka wciąż trochę mnie boli.
    — To nie powinno było zadziałać — odpowiedział, a w jego oczach był smutek — Wolę pozostać w ubraniu.

Zapadła cisza.

    — Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci nic nie zrobiłem — szepnął, patrząc w bok — od kiedy Cię zobaczyłem przy strumieniu, bałem się, że coś ci zrobię.

Po chwili Greta zapytała ostrożnie:

    — Skrzywdziłeś wielu ludzi, prawda?

Po chwili pokiwał powoli głową, trochę zaskoczony.
Greta przypomniała sobie zapach Wolfganga i emocje, jakie w nim poczuła.

    — Wolfie, wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Wiem, że to cię bolało i dalej boli. Wiem, jak bardzo tego żałujesz. Ja … — zawahała się — ja to wiem. Po prostu wiem.
    — Chciałbym, żeby to była prawda — westchnął ciężko.

Znów zrobiło się cicho. Deszcz za oknem się uspokoił. Przestał uderzać w okna i jedynie bębnił delikatnie w dach.
Greta poczuła chłód, woda zdawała się stygnąć, kominek lekko przygasł.

    — Zimno mi — szepnęła.

Wolfgang sięgnął po wciąż leżący na dnie balii kubek i wstał, a strumienie wody z pluskiem spływały z niego z powrotem w dół. Odczekał chwilę, a w tym czasie Greta prześlizgnęła wzrokiem po szarej, rozpiętej koszuli ciasno przylegającej do cudownie ukształtowanych mięśni. Powstrzymała uśmiech, a jej wzrok z radością zsunął się niżej, na spodnie również ciasno przytulone do potężnych ud mężczyzny. Nagle jej oczy mocno rozszerzyły się, widząc wyraźnie gruby, długi kształt wypełniający jedną z nogawek, aż do połowy uda.

    Och! — pomyślała z podziwem — Jaki duży!

Tym razem nie powstrzymała wesołości, zadowolona z tak mocno widocznego dowodu, że podoba się mężczyźnie. Spojrzał na nią, na szczęście zdążyła oderwać wzrok od jego spodni i uśmiechała się teraz do jego miodowych oczu, odrobinę za szeroko. Był wyraźnie zdziwiony. Nastrój zrobił się przecież bardzo poważny, a woda ostygła.
Wyszedł z balii i zostawiając mokre ślady, podszedł do kominka. Dorzucił kilka kawałków drewna, a Greta znad brzegu kąpieli zerkała ciekawie na wciąż wyraźną wypukłość na spodniach. Przyniósł z kuchni garnek z gorącą wodą i dolał solidną porcję.

    — Tylko wracaj tu zaraz — powiedziała, mieszając nogami wodę i czując, jak ciepło znów wraca do kąpieli.  

Ogień, który zapłonął z nową mocą w kominku, grzał przyjemnie jej ramiona i tył głowy, kiedy patrzyła, jak nalewa jej kolejny kubek gorącego piwa. Ciepło między jej nogami również ożyło z nową siłą, rosnąc gwałtownie, od kiedy zauważyła swój namacalny wpływ na Wolfganga.
Podszedł i podał jej pełny kubek.

    — Musisz też spróbować, jest pyszne — uśmiechnęła się
    — To nie jest dobry pomysł — odpowiedział — i wiem, że jest dobre.
    — To bardzo niegrzecznie kazać gościowi pić samemu.
    — Tak wiem. Szczególnie jeśli to naga kobieta w kąpieli.

Roześmiała się.

    — Tylko łyczek. Proszę.

Pociągnęła go w dół, za koszulę, a on z wahaniem klęknął przy balii. Przyłożyła kubek do jego ust.

    — Zdrowie Twojego pięknego gościa! - zaśmiała się, a on upił niewielki łyk.
    — A teraz ściągaj te mokre ubrania i wejdź do wody!
    — Rozmawialiśmy o tym — zaprotestował — to nie jest…
    — Nie chcę znowu o tym słuchać. To tylko kąpiel, a ty jesteś bardzo grzecznym gospodarzem. Nie martw się, nic mi nie zrobisz.

Usiłował odpowiedzieć, zaprzeczyć, ale znów mu przerwała.

    — Teraz się odwrócę i wypiję to cudowne piwo. Kiedy skończę, obrócę się znowu, a wtedy masz być w środku. Inaczej się obrażę. I to na amen!

Zadowolona z ultimatum, okręciła się i pociągnęła duży łyk z kubka, drugą ręką obejmując swoje nogi. Usłyszała głębokie, zrezygnowane westchnienie i wiedziała już, że jej posłucha. Wyraźnie czuła, że ma dużą ochotę pozbyć się tych ciasnych spodni. To musiało być bolesne przy tak dużych rozmiarach. Jonas opowiadał o tego typu męskich kłopotach, a przecież miał o wiele mniejszy problem. Patrzyła w rosnący w kominku ogień, żar coraz mocniej dotykał jej twarzy. Piła małe łyki z glinianego kubka, a miodowo-malinowo-goździkowy smak i zapach pieścił jednocześnie oba zmysły. Między jej udami płomienie były już o wiele gorętsze niż te w kominku.
W końcu trzy mokre plaśnięcia potwierdziły, że jej gospodarz pozbył się już całej garderoby, a Greta odkryła, że musi mocno powstrzymywać się, przez ogromną chęcią obrócenia się wcześniej.
Na szczęście plusk i fale w balii zakończyły jej cierpienie i okręciła się w momencie, kiedy nad powierzchnie wody wystawały głowa i ramiona Wolfganga.

    — I co? — zapytała wesoło — Nadstawisz drugi policzek? Tak na wszelki wypadek?

Zapytała tylko dla żartu, bo jej instynkt, w który się teraz mocno wsłuchiwała, był całkiem spokojny.

    — Na razie nie — wyraźnie nie zrozumiał żartu, bo nawet ślad uśmiechu nie pojawił się na jego twarzy.

Wyglądał na lekko zaniepokojonego, a te cudne, bursztynowe oczy patrzyły na nią przenikliwie.

    — Jesteś bardzo przystojny, wiesz? — zapytała, zanim ugryzła się w język.
    Ach to piwo — pomyślała i pokręciła głową nad swoją głupotą.
    Uniósł brwi i lekko się uśmiechnął.
    — Wątpię? — powiedział takim samym pół pytaniem, pół stwierdzeniem, jakim ona zareagowała na pierwszą wzmiankę o jej zapachu.

Roześmiała się.  

    — Opowiem ci, jak jesteś przystojny, jeśli opowiesz mi, jak ja dobrze pachnę.

Wzruszył ramionami i pokręcił z powątpiewaniem głową.

    — Nie radzę sobie najlepiej, jeśli chodzi o słowa. A to bardzo trudno wyjaśnić.
    — Spróbuj.

Westchnął, ale po chwili zamknął oczy i wciągnął powietrze nosem.

    Zaczyna mi się podobać, kiedy on mnie wącha — pomyślała i postanowiła — absolutnie nie piję już dziś więcej piwa.

Przechylił głowę i zmarszczył brwi.

    — Pachniesz inaczej. Jeszcze lepiej. Mocniej. Z jakąś nową nutą.
    Oho — pomyślała z niepokojem Greta — sama się o to prosiłam.
    — Jak to opisać… — mężczyzna zastanawiał się głośno — to tyle odczuć na raz. To jak…

Zamilkł, a w Grecie mieszały się miłe ciepło kominka, wody i piwa. Szum deszczu jakimś sposobem dostał się do środka jej głowy, a wtedy Wolfgang zaczął mówić, a z każdym zdaniem Greta czuła, jak jej oczy otwierają się szerzej. Opowiadał powoli, długo szukał słów, czasem jego głos milkł na dłuższą chwilę. Tłumaczył, że w jej woni wyczuwa bardzo wiele różnych składników, a wszystkie one łączą się w jeden, jedyny, wyjątkowy sposób. Zapach jej ciała jest dla niego jednocześnie tysiącem różnych odczuć, z których każde jest złożone z woni, emocji i obrazów.

    — To piękne, Wolfie — wyszeptała, kiedy ucichł na dłużej — a ty całkiem dobrze radzisz sobie ze słowami.

Uśmiechnął się lekko i ośmielony, znów zaczął opowiadać. Czuł w jej zapachu radość przebudzenia aromatem jajecznicy smażonej na śniadanie przez matkę. Radość biegu wraz z rodzeństwem, przez pełną kwiatów łąkę, kiedy ostatnie promienie zachodzącego słońca wyciskają łzy ze zmrużonych oczu. Raz po raz opisywał zapachy i tym samym przypominał jej przeżyte chwile, a ona z niedowierzaniem kręciła głową.

    — Mocny zapach siana, zmieszany z ciekawością, fascynacją, światłem księżyca i gorącym, szybkim oddechem …
    — No dobrze, dobrze! — przerwała mu szybko, rumieniąc się — Może już wystarczy? Chyba już wiem, o co chodzi.

Zamilkł na chwilę zamyślony, po czym znów się odezwał:

    — W tym konkretnym zapachu jest jakaś niesamowita nuta. Teraz też tak pachniesz. Coraz mocniej, coraz głębiej… — te ostatnie słowa wyszeptał.

Greta poczuła, jak jej oddech przyśpiesza, zaczęła powoli przesuwać się w jego stronę. To, że Wolfgang tak wyraźnie czuł zapach jej pożądania, ale nie wiedział, co to jest, było dla niej fascynujące. I dodatkowo podsycało płonący w niej żar.

    — Nie znam tego zapachu, coś jakby głód — mówił trochę sam do siebie — Piękny, głęboki, gorący głód. Potrzeba, jakby tęsknota, ale tak słodka i intensywna…

Dziewczyna była już bardzo blisko.

    — Musisz być głodna! — wyraźnie wydawało mu się, że rozwiązał zagadkę nowego zapachu — zaraz coś ci przygotuję …

Greta parsknęła śmiechem, patrząc z bliska w jego twarz, na której wymalowany był poważny niepokój o jej pusty żołądek.

    — Tak, jestem bardzo głodna — powiedziała powoli, niskim głosem — Ale sama sobie wezmę coś do jedzenia.

Złapała go za włosy i przyciągnęła się do niego. Prześlizgnęła pośladkami po dnie, a ich nagie nogi otarły się i przytuliły do siebie bokiem. Lekko obróciła się i przycisnęła swoje wargi do jego zaskoczonych, lekko uchylnych ust, zanurzając się w głębokim, cudownym pocałunku. Przez krótką chwilę jej przeczucie ostrzegło ją przed jego nagłym, silnym strachem. Zanim jednak pojawiła się agresja, jego emocje roztopiły się całkowicie pod wpływem pieszczot.
Oddychała zapachem jego ciała i oddechu, chciwie smakując jego zaskoczone i całkowicie nieruchome usta. Jego smak był twardy, silny i szorstki, a jednocześnie delikatny, miękki i wrażliwy. Wargi Grety pracowały z rosnącym entuzjazmem, którego starczyłoby nie tylko dla dwóch, ale co najmniej trzech osób. Nie przeszkadzało jej, że gospodarz nie odwzajemnia pocałunku. Zjadała duże, rozkoszne kęsy jeden po drugim, pokrywając miodowo-malinową śliną całkiem spory fragment przystojnej twarzy. Nie był to jednak sycący posiłek. Im więcej i szybciej jadła, tym mocnej jej ciało odczuwało rosnący głód. W końcu zdyszana przerwała na chwilę i odsunęła trochę swoją twarz, chcąc lepiej ocenić, jak jej smaczny gospodarz czuje się w roli posiłku. Uśmiechnęła się, czując oddech jeszcze szybszy niż jej własny. Jego przymknięte oczy, powoli otworzyły się. Miała wrażenie, że bursztynowe spojrzenie płonęło, ale to prawdopodobnie tylko odbicie kominka.

    — Dziękuję panie Holzer — powiedziała uprzejmie — to było bardzo smaczne.

Zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony sugestią, że posiłek już zakończony. Greta czekała cierpliwie na jakąś wyraźniejszą zachętę na ciąg dalszy. Po bardzo długiej sekundzie Wolfgang, mimo oczywistego braku doświadczenia w pocałunkach, doszedł jednak do słusznego wniosku, że dziewczyna nie mogła się jeszcze najeść do syta.
Jego ręka oderwała się od brzegu balii, a silne palce zanurzyły się w jej jasne, gęste włosy z tyłu głowy. Przyciągnął ją do siebie z fascynującym entuzjazmem.

    — Och, Wolfie… — zdążyła wyszeptać z podziwem, zanim jego silna dłoń zmusiła ją, by wróciła do przerwanego posiłku.

Na szczęście tym razem gospodarz zachował się już lepiej i zamiast niegrzecznie przyglądać się jak ona sama je, postanowił towarzyszyć jej w posiłku. Greta poczuła wreszcie, jak Wolfgang z zachwytem i fascynacją miażdży jej wargi swoimi. Zaczął smakować mocniej, w jego cudownym zapachu pojawił się aromat nadciągającej burzy, niebezpieczny i fascynujący. Jej wilgotne usta jednocześnie pożerały i były pożerane, a Greta nie wiedziała, który z tych momentów jest przyjemniejszy. Przerwała równy rytm wzajemnych smakowitych kęsów, wsuwając nagle język głęboko w pocałunek mężczyzny. Zaskoczony znieruchomiał, a Greta zacisnęła mocniej palce w jego włosach, ciesząc się tym wtargnięciem i nowym, bardziej intensywny, smakiem. Zęby gospodarza delikatnie pogładziły intruza, a jego wargi rozsunęły się szerzej.

    Ach, jak on jest cudownie gościnny — pomyślała wesoło Greta.

Po chwili jej dobrze wychowany język, nie chcąc nadużywać gościnności, wrócił do własnej buzi.
Uśmiechnęła się szeroko, a gospodarz z entuzjazmem wrócił do rytmicznego posiłku.

    — Mhmmmm — Wolfgang zamruczał nisko z zaskoczeniem i zachwytem, zupełnie jakby jej uśmiech uszlachetnił w jakiś sposób jej smak.
    Och! — pomyślała zaskoczona, kiedy coś ogromnego gwałtownie wtargnęło w jej usta.

Uczucie bycia intensywnie smakowaną zawirowało jej w głowie, kiedy długi i silny język z ogromną ciekawością badał jej wnętrze. Zalała ją fala życzliwej gościnności, zassała więc go głębiej i przytrzymała, by został dłużej.

    Taki duży! — przemknęło, jej przez myśl, kiedy czuła jak ogromny, gorący kształt wypełnia jej buzię, sięgając prawie do jej gardła.

Jego język smakował zachwytem i gładził teraz jej podniebienie w cudownie delikatny sposób, a ona czuła się wspaniale, zaspokajając jego natarczywą ciekawość. Nagle przypomniała sobie niejasno słowa Jonasa o tym, jak mężczyźni lubią słuchać pochwał dotyczących rozmiarów. Kiedy Wolfgang w końcu cofnął język, oderwała się na chwilę od jego ust i wyszeptała:

    — Ach, jaki ty masz duży język! — podziw w jej głosie był całkowicie autentyczny i równie autentyczne było zdziwienie mężczyzny.

Niezrażona, Greta uśmiechnęła się i znów zapatrzyła w miodowe oczy. Głaskała jego twarz, a ich zdyszane oddechy mieszały się. Kominek trzaskał wesoło, a ogień zdawał się płonąć szybciej i mocniej niż wcześniej.  

    — Jakie ty masz piękne, duże oczy — wyszeptała Greta, a tym razem mężczyzna szeroko się uśmiechnął.
    — Dlaczego się śmiejesz? — zapytała z lekką pretensją, rozczarowana, że jej zachwyt wzbudził wesołość.
    — Dokładnie to samo pomyślałem o twoich — powiedział, a jej nie pozostało nic innego, niż mu wybaczyć.  

Ciesząc się z przypadkiem odkrytego komplementu, Greta poczuła ochotę na więcej pochwał. Puściła twarz Wolfganga, podparła się o dno balii i przeszła z siedzenia do klęczenia. Dwie, błyszczące w świetle kominka, piersi wynurzyły się ponad powierzchnie wody, całkowicie absorbując uwagę mężczyzny. Czerwone sutki sterczały dumnie, a gorąca para unosiła się z nich odrobinę mocniej niż z reszty ciała. Na klęczkach przeszła naprzeciwko niego i wykorzystując hipnotyzujący efekt, rozsunęła jego kolana. Jak podejrzewała, jego wszystkie mechanizmy obronne leżały już dawno w gruzach, spalone płomiennym zachwytem. Klęknęła więc pomiędzy jego rozwartymi nogami, opierając kolana o dolną część jego ud, zaraz przy pośladkach. Usiadła wygodnie na swoich piętach. Nachyliła się delikatnie i objęła go za szyję, ale tak by wciąż miał doskonały widok na jej biust, który teraz opierał się o powierzchnie wody.
Czekała cierpliwie, ciesząc się jego wzrokiem pełnym uwielbienia, który raz po raz przeskakiwał z jednego pagórka na drugi i ślizgał się po stromych, parujących zboczach.

    — Jakie ty masz piękne piersi… — zachwyt Wolfganga w końcu osiągnął poziom, w którym musiał go wypowiedzieć na głos.
    — Prawda? — Greta z zadowoleniem potwierdziła, po czym w nagrodę wzięła jego ręce i położyła je na swoich malowniczych wzgórzach.

Z początku jego dłonie były przerażone takim świętokradztwem i zamarły nieruchomo. Musiała zademonstrować, że piersi owszem, wyglądają dobrze, ale dopiero w dotyku pokazują pełnię swojego uroku. Wolfgang z dużym entuzjazmem zaczął zachwycać jej biustem. Gładził, ugniatał, pocierał coraz szybciej i mocniej. Greta, zalewana falami doznań, trzymała się brzegów balii i przygryzała wargi. Przyjemność jego podziwu gromadziła się w niej, przelewała, podsycała głód. Między udami płonęła potrzeba tak silna, tak gorąca, że Greta nie zdziwiłaby się, gdyby woda wokół jej muszelki zaczęła się gotować.
Jęknęła głośno, bo mężczyźnie udało się sprawić jej wyjątkowo mocną przyjemność, kiedy przez przypadek potarł mocno sutki, wnętrzami dłoni. Zaskoczony cofnął ręce, a Greta zamrugała rozczarowana nagłym brakiem pieszczot.

    — Przepraszam — wyszeptał, a ona pokręciła przecząco głową.
    — Widzisz Wolfie, czasem taki głos znaczy, że jest naprawdę przyjemnie — Wolfgang zmarszczył brwi, ewidentnie nie pojmując takiej możliwości.
    — Zobacz sam, czy uda ci się być całkiem cicho — uśmiechnęła się i sięgnęła dłonią pod wodę.  

Usiłował się cofnąć, ale nie było dokąd. Złapała mocno za gruby, twardy kształt, a jej oczy zaokrągliły się od szczerego zdumienia.

    — Jaki ty masz duży Schwanz! — wykrzyknęła, a jej szczerego podziwu starczyłoby dla całej karczmy pełnej mężczyzn.

Zacisnęła palce mocno i przesunęła powoli w dół.

    — Ooch — jęk wyszedł z ust mężczyzny zupełnie bez udziału jego woli.

Uśmiechem powiedziała mu bezgłośne “a nie mówiłam”, a w jego oczach pojawiło się zamglone rozkoszą zrozumienie. Przesunęła pół badawczo, pół pieszczotliwie dłonią od dołu, do samej góry, zachwycając się zaskakującą długością i grubością.  

    A ja, głupia, myślałam, że Jonas jest hojnie obdarzony — pomyślała i błyszczącymi oczami usiłowała przez wodę zobaczyć, co tak naprawdę pieści.

Miękka luźna skóra z chęcią poddawała się ruchom w górę i w dół. Pod spodem wyczuwała potężne, twarde, splątane korzenie, tworzące jeden długi, mocny pień. Przypomniała sobie wszystkie instrukcje Jonasa, ścisnęła mocniej i zaczęła poruszać rytmicznie. Woda w balii ukrywała bezwstydnie wprawne ruchy dziewczyny, ale wyraźnie wzburzyła się z chęci opowiedzenia, co dzieje się pod powierzchnią. W końcu, kiedy Greta jeszcze przyśpieszyła, woda nie wytrzymała i zaczęła szeptać rytmicznym chlupotem, rozpowiadając dookoła o wszystkich nieprzyzwoitych szczegółach.
Greta z wielką satysfakcją czuła, jak lekcje ze stodoły przynoszą wspaniałe efekty. Wolfgang dyszał i pojękiwał, a jego biodra zaczęły lekko się poruszać. Uśmiechała się do fal zachwytu i rozkoszy, które biły wprost z mężczyzny, wyczuwane przez jej szósty zmysł. Nagle jednak pojawił się tam strach. Jednocześnie delikatne pulsowanie zdradzało jej, że jest już bardzo blisko.
Strach jednak zbyt szybko rósł. Zbliżyła się i pocałowała go delikatnie w usta.

    — Cii — wyszeptała, trzymając twarz o cal od jego twarzy — nie masz się czego bać. Wszystko jest w porządku.

Nie przerywała pieszczot, ale czuła, jak jego obawa wciąż rośnie, osiągając niebezpieczny poziom. Powoli wśród intensywnych emocji, pojawiła się ta sama pierwotna wściekłość, co wcześniej.  

    — Już dobrze! — powiedziała — Spokojnie. Mam przerwać?

Nie odpowiedział, ale widząc, jak zaciska zęby, a w oczach pojawia się niebezpieczna czerwień, wyciągnęła rękę spod wody i ujęła jego twarz.

    — Nie bój się Wolfie! — wyszeptała.

Mężczyzna powoli się uspokajał, zniknął strach, zniknęła wściekłość, a zamiast nich znów pojawiło się pożądanie i zachwyt jej pięknem.

    — Teraz znowu go dotknę dobrze? — powiedziała po chwili, a on potaknął z entuzjazmem — A kiedy będzie ci dobrze, nie będziesz się bać. Jesteś bardzo kochany, wiesz?

Miodowe oczy znów stały się cudnie przejrzyste i głębokie.

    — Nic ci się nie stanie, rozluźnij się — mówiła spokojnie — nie bój się ani mnie, ani o mnie.

Chwyciła i powoli, delikatnie znów zaczęła poruszać w górę i w dół.
Bursztynowe oczy zamgliły się od rozkoszy, jak mokra od deszczu szyba, na której osiada ciepły oddech. Jej ruchy szybko rozpalały w mężczyźnie pożądanie tak silne, że w oczach wkrótce zapłonął ogień, który odparował mgłę. Z fascynacją obserwowała tę walkę mgły i ognia w jego oczach. Dopóki jego wzrok skupił się na niej, nie czuła jego strachu, a jedynie bezgraniczną rozkosz i zachwyt. Przyśpieszyła, a woda znów zaczęła rytmicznie chlapać o brzegi balii. Wolfgang oddychał coraz bardziej gwałtownie, jego dłoń zacisnęła się na krawędzi, a drewno zaskrzypiało niebezpiecznie. Drugą rękę podniósł do jej twarzy i zaskakująco delikatnie odgarnął złote pasmo włosów z policzka.
Nagle wciągnął powietrze i przestał oddychać, jego twarz zapłonęła czerwienią. Stęknął jakby z ogromnego wysiłku, a drżący twardy kształt w dłoni Grety eksplodował serią potężnych skurczów. Palce mężczyzny gładziły jej usta i wyraźnie drżały w tym samym rytmie, co podwodna erupcja.
Przepełniona dumą, uśmiechnęła się szeroko, poruszając ręką wciąż szybko, ale coraz słabiej, ściskając dokładnie tak, jak nauczył ją Jonas. Czuła pełen uwielbienia dotyk na swoich wargach, jakby Wolfgang nie mógł uwierzyć, że jej piękno jest prawdziwe.

    — Taaak, właśnie tak — szeptała w jego palce, patrząc w przystojną twarz, cudownie napiętą w przeżywanej ekstazie.

W końcu jej ciekawość zwyciężyła i spojrzała w dół, gdzie w przeźroczystej wodzie kołysały się gęste białe pasma, przypominające dym. Raz po raz nowa porcja dołączała do rozszerzającego się obłoku.

    Ale to pięknie wygląda w wodzie — pomyślała wesoło, przypominając sobie strugi Jonasa na drewnianej podłodze stodoły.

Czując, jak pulsowanie powoli zamiera, zwolniła ruchy i tylko delikatnie gładziła fascynująco ogromny kształt. Nienasycony płomień między jej nogami huczał głośniej niż kominek, a potrzeba wypełnienia muszelki była prawie bolesna. Znów popatrzyła w jego oczy.

    — Widzisz? Nie było się czego bać… — szepnęła, gładząc jego szare włosy.

Wolfgang milczał, a z jego twarzy nie znikało ani zaskoczenie, ani zachwyt. W jego oczach migotały płomienie.

    — Co ty zrobiłaś? — zapytał niskim, zachrypniętym głosem.

Wzruszyła ramionami.

    — Nic takiego. Podobało ci się?  

Pokiwał głową z entuzjazmem.

    — Mogę to zrobić znowu, ale pewnie musimy poczekać kilka…
    — Tak, proszę! — powiedział mocno, a jego oczy zapłonęły mocniejszym blaskiem.

Sięgnęła pod wodę i z zaskoczeniem stwierdziła, że wciąż jest twardy jak kamień. Zmarszczyła brwi, gdyż Jonas zawsze robił się mięciutki i malutki na dłuższy czas.

    — Ojej, tak szybko? — zapytała z przejęciem i pełnym podziwu zaskoczeniem.

Przez chwilę poruszała ręką w górę i w dół, znów zafascynowana rozmiarem i twardością. Nie wiedziała dlaczego, ale tak szybka gotowość gospodarza na kolejną dawkę jej pieszczot podziałała na nią wyjątkowo mocno. Poczuła, jakby ktoś właśnie dolał oliwy do już płonącej muszelki. Pożądanie wręcz eksplodowało, wypełniając całe jej ciało cudowną potrzebą. Nie musiała się zastanawiać, jak bardzo on jej chciał. Trzymała rękę na ogromnym, twardym, niezbitym dowodzie.

    Ciekawe czy będzie wiedział, co zrobić — przemknęło jej przez myśl.

Wciąż klęczała między jego otwartymi nogami. Podniosła się z klęczek, pociągnęła za twardy kształt, zmuszając go, by również klęknął w balii. Uśmiechnęła się, widząc, że mężczyzna aż nie wie, na co patrzeć. Jego wzrok biegał między jej twarzą, piersiami, a dłonią na swoim, sterczącym teraz ponad wodą, drągu. Przez chwilę jeszcze z rozmarzonym zachwytem podziwiała jego wspaniały rozmiar. Delikatna skóra na nim była odrobinę ciemniejsza, a sinoczerwona główka błyszczała dumnie w świetle kominka. Puściła go z lekkim żalem, a on zakołysał się.

    — Wolfie, chciałabym, żebyś teraz zaufał swojemu instynktowi — powiedziała poważnie, a on kiwnął głową, przyjmując wyzwanie.  

Jego oczy płonęły dzikim entuzjazmem i była pewna, że sprosta zadaniu. Wiedziała już teraz, że Wolfgang nigdy nie był z kobietą i bycie tą pierwszą wywoływało w niej dodatkowe dreszcze podniecenia. Czuła bijące od mężczyzny fale pożądania i ani odrobiny strachu. Ufał już jej i pragnął więcej tej cudownej rozkoszy, którą mu pokazała.
Obróciła się powoli, pochyliła i oparła o brzeg balii, wypinając pośladki w stronę gospodarza. Wpatrzyła się w czerwonopomarańczowe płomienie buzujące w palenisku przed nią, czując dużo silniejszy ogień między nogami. Z uśmiechem klęknęła szerzej, ze słodkim wilgotnym odgłosem otwierając drugi kominek przed klęczącym za nią mężczyzną.  

    — Greta … — jego szept był niewiele głośniejszy od deszczu bębniącego po dachu, ale wypełniony takim zachwytem, że dziewczyna poczuła, jak jej ciało aż pręży się z dumy i zadowolenia.

Obfita, gorąca wilgoć aż drżała z niecierpliwości w jej wnętrzu, czekając, żeby zwilżyć coś dużego i twardego. Sekunda za sekundą Greta czekała, aż zew natury podpowie Wolfgangowi, co należy zrobić, kiedy piękna kobieta wypina się w taki sposób.

    Ależ on jest niegrzeczny — myślała, przygryzając z niecierpliwością wargę — Jak tak można?

Każda sekunda trwała co najmniej pół godziny. Widząc, jak blisko powierzchni wody są jej piersi, Greta obniżyła się jeszcze odrobinę, tak by sutki delikatnie dotknęły powierzchni. Jej ciało, spragnione rozkoszy i cudownie wrażliwe, odebrało ten dotyk bardzo intensywnie, aż westchnęła głęboko. Woda jakby chciała pomóc biednej dziewczynie w tym trudnym oczekiwaniu i powierzchnia delikatnie falowała, raz po raz pieszcząc ciemnoczerwone, twarde szczyty jej kształtnych pagórków. Ta przyjemność pozwoliła jej przetrwać trzecią i czwartą sekundę oczekiwania. Zaczęła się piąta sekunda i Greta poczuła, że kończy się jej cierpliwość. Zaczęła obmyślać jakąś dyskretną podpowiedź. Pod koniec piątej sekundy, Wolfgang wreszcie przestał się zachwycać i posłuchał swojego, zachrypniętego od krzyku, instynktu.
Greta uśmiechnęła się, kiedy silne, szorstkie dłonie chwyciły w imadło jej biodra. Coś twardego dotknęło ją w samym środku rozwartej muszelki. Długo oczekiwana przyjemność zapłonęła między wypiętymi pośladkami. Greta westchnęła i próbowała nabić się, jednak jej ciało, uwięzione w potrzasku potężnych ramion, nawet nie drgnęło. Musiała zdać się na łaskę i niełaskę gospodarza, ale nie martwiło jej to zbytnio. Nikt jeszcze w całym jej życiu, nie zajął się nią tak wspaniale, jak on. Przeczucie mówiło jej wyraźnie, że równie dobrze zajmie się gaszeniem pożaru, którym płonęło jej ciało.
Uśmiech zniknął z jej ust, kiedy coś ogromnego zaczęło się wsuwać w nią. Jej ciało stawiło opór, ale równe dobrze noc mogłaby opierać się nieubłaganie wschodzącemu słońcu. Uczucie całkowitego wypełnienia zmieszało się z rozkoszą na granicy bólu. Co najmniej sześć twardych cali, o wiele grubszych niż u Jonasa, tkwiło już wbite jak gwóźdź między jej drżące z radosnego wysiłku wargi muszelki. Szarpnęła się, przestraszona, ale Wolfgang nawet nie zauważył próby ucieczki. Kolejny cal twardego i spragnionego gorąca wszedł w nią i zdała sobie sprawę, że już więcej na pewno nie może przyjąć. Płonące i wilgotne wnętrze napięło się do granic. Rozkosz wirowała na granicy bólu.

    — Och! — wyszeptała, dziwiąc się, że w jej głosie słychać tylko rozkosz, a nie coraz mocniejszą obawę o swoje ciało.

Drżąc, przełknęła ślinę, z zaskoczeniem przyjmując kolejny, jeszcze grubszy cal. Poczuła, jak jej kolana odrywają się od dna balii, kiedy mężczyzna bez najmniejszego wysiłku uniósł jej biodra w górę i wtargnął gwałtownie głębiej, aż do końca.
Krzyknęła, zaskoczona, kiedy ostatnie dwa cale triumfalnie zatonęły w ciele, a woda trysnęła fontanną, kiedy biodra mężczyzny uderzyły o jej pośladki.

    — Wszystko w porządku? — wychrypiał Wolfgang, do którego w końcu dotarło zaniepokojenie dziewczyny.
    — Nie wiem… — odpowiedziała szczerze, trzymając się mocno brzegu balii.  

Jej biodra unosiły się w powietrzu, nad powierzchnią wody. Miała wrażenie, że wbiła się w nią cała siła natury. Czuła między nogami na raz gwałtowną burzę, ogromy górski wodospad, pień kilkusetletniego dębu, potężną skałę sterczącą na szczycie góry. Jej delikatne wnętrze drżało z wysiłku, ale całkowicie poddało się zdobywcy. Wsłuchiwała się, szukając bólu, ale czuła tylko wspaniałe wypełnienie i coraz większą przyjemność.

    — Chyba tak. — wyszeptała w końcu z satysfakcją i uśmiechnęła się — A już myślałam, że cię nie pomieszczę. Jesteś wyjątkowo hojnie obdarzony przez naturę Wolfie, wiesz? Nie, żebym miała duże porównanie, bo nie mam. Jestem bardzo porządna i dobrze wychowana. Naprawdę. Ale to tak dobrze czuć cię całego w środku i … Oooch!

Jej doprawiony miodem i cynamonem potok słów został przerwany okrzykiem rozkoszy, kiedy Wolfgang znów posłuchał swojego instynktu i zaczął kołysać biodrami w tył i w przód.

    Ależ on jest niegrzeczny — myślała, przygryzając z niecierpliwością wargę — Jak tak można przerywać, kiedy ktoś mówi? Och, jak cudownie!

Wszystkie myśli Grety zniknęły, zmyte rytmicznymi falami przyjemności. Mężczyzna wciąż trzymał ją jak w imadle, lekko uniesioną. Jej kolana wisiały w wodzie, lekko podrygując w leniwym, słodkim rytmie. Zgięła nogi, a jej stopy tańczyły nad powierzchnią. Woda w balii wzburzyła się nieco, jakby udzielił się jej nastrój kąpiących się. Nawet za oknem deszcz i wiatr wzmagały się, a w powoli zapadającej ciemności coraz wyraźniej płonęło światło kominka.
Greta czuła rytmiczny, ciepły powiew na plecach, kiedy gorący oddech mężczyzny coraz bardziej przyśpieszał. W zapachu dominowały nuty uwielbienia i pożądania. Czuła, jak oprócz twardego pnia, jej pośladki przewierca intensywny wzrok. Dysząc, wpatrywała się w płomienie przed sobą, czując taki sam, rytmiczny ogień rozkoszy w wypełnionym do granic wnętrzu. Jej ciało usiłowało chyba zgasić ten pożar, bo obficie zraszało wilgocią twardego gościa. Te wysiłki jednak przynosiły odwrotny skutek, gdyż Wolfgang z coraz większą łatwością i szybkością dostarczał rozkoszy obydwojgu.

    Trwaj … chwilo… jakże… jesteś… piękna! — pomyślała z zachwytem Greta w rytmie ruchów, a każda z tych myśli zmieszała się z inną falą przyjemności.

Szybkość i gwałtowność burzy na zewnątrz rosła. Ogień w kominku trzaskał coraz mocniej i snopy iskier, raz po raz wybuchały i znikały wciągane w komin. Tak samo raz po raz ruchy we wnętrzu dziewczyny wybuchały rozkoszą doznań. Ciało mężczyzny zaczęło mocno i szybko uderzać w jej pośladki. Woda w balii próbowała powstrzymać ten brak szacunku, wpływając ofiarnie między dwa ciała, tylko po to, by wytrysnąć fontanną w górę i na boki, kiedy Wolfgang z nieubłaganą siłą wsuwał się po raz kolejny, aż do końca. Greta zaśmiała się, kiedy ciepły deszcz spadł na jej plecy i usłyszała, jak woda chlapie po całej chacie. Niektóre krople z sykiem wpadały w kominek, kilka nawet dotarło do zdziwionych szyb, które miały nadzieje pozostać suche chociaż z jednej strony.
Raz po raz coraz wyższe i mocniejsze fontanny wody zwiastowały nadciągającą kulminację. Greta już od dłuższego czasu była na krawędzi ekstazy, starając się ze wszystkich sił opóźnić cudowny koniec pięknej chwili. Jej ciało przepełnione rozkoszą, wiło się od nadmiaru doznań, z trudem łapała oddech. Delikatne krople potu zrosiły jej czoło, zaczerwienione tak samo, jak reszta twarzy.  
W końcu Wolfgang przyśpieszył tak bardzo, że przyjemność zlała się w jeden, ogromny strumień, a ciało Grety eksplodowało. Krzyknęła, wyprostowała gwałtownie nogi, uderzając stopami w wodę, wywołując dwie ogromne fontanny. Trzecia, jeszcze potężniejsza i gorętsza fontanna uderzyła głęboko w jej wnętrze, dokładnie w tym samym momencie, kiedy pierwszy skurcz orgazmu zacisnął muszelkę na wypełniającym ją pniu. Zdawało się, że jej dobrze wychowane ciało usiłuje pomóc mężczyźnie. Za każdym razem, kiedy kolejna gorąca porcja eksplodowała w nią, jej wnętrze zaciskało się, wyciskając kilka dodatkowych kropli.  
Pulsująca rozkosz trwała cudownie długo, wydobywała się z ich ciał w postaci drżących westchnień i jęków, aż Greta poczuła, że jest już pełna tego płynnego zachwytu i kolejne obfite porcje już nie mieszczą się w niej, ale wypływają na zewnątrz i spływają po udach do balii. Zacisnęła palce na drewnianej krawędzi, smakując w pełni ostatni rozkoszny skurcz i opadła bezwładnie z sił. Silne ramiona podtrzymały ją, by nie zanurzyła się pod wodę. Wolfgang wysunął się z niej, obrócił jej bezwładne ciało. Usiadł na dnie, a Gretę ułożył wygodnie, plecami o siebie. Siedział w ciepłej wodzie, a jej głowa osunęła się na jego ramię. Czuła jego oddech równie szybki, jak jej. O plecy opierał się wciąż ogromny, ale już miękki i delikatny kształt. Silne ramiona objęły ją i poczuła pocałunek na spoconych włosach.

    — Pachniesz jeszcze lepiej — stwierdził, a ona się tylko uśmiechnęła słabo
    — Możesz mnie sobie wąchać, ile chcesz — wyszeptała — zasłużyłeś.

Mijały minuty, a oni odpoczywali w milczeniu. Na zewnątrz zapadła ciemna noc, przerywania czasem odległym migotaniem błyskawic. Wciąż trochę padało, ale na niebie zaczęły zapalać się pierwsze gwiazdy — znak, że niewidoczne chmury, zmęczone deszczem, zaczęły wreszcie się rozpływać. W kominku ogień przygasł i tylko żar pulsował błogim, delikatnym ciepłem.

    Dokładnie jak między moimi nogami — pomyślała Greta, czując, jak sen zaczyna lepić jej powieki.

Jej myśli z trudem wróciły do rzeczywistości.

    — Moja mama na pewno bardzo się martwi — powiedziała głośno, gładząc obejmujące ją potężne ramiona
    — Jest za późno. Musisz tu przenocować — uśmiechnęła się na te słowa, zdając sobie sprawę, że miała wielką nadzieję usłyszeć coś takiego.

Matka mimo niepokoju, na pewno wierzy, że Greta zdążyła do Babci przed burzą. Babcia nie wiedziała nic o odwiedzinach, więc ona jest całkiem spokojna.  

    — Zaraz zasnę w tej balii — dziewczyna ziewnęła, układając się wygodniej w ramionach gospodarza.

Spodziewała się jakiegoś błyskotliwego komentarza w stylu “nie możesz spać w balii”, ale Wolfgang wsunął jedno ramie pod jej kolana, drugim mocniej objął jej plecy i po prostu wstał, jak gdyby ona nic nie ważyła. Zachichotała i zadrżała z zimna. Przytuliła się mocniej, ciesząc się jego siłą i ciepłem.
Szli całkiem nadzy, a woda obficie kapała z ich mokrych ciał po drewnianej podłodze. Rozglądała się z ciekawością, kiedy niósł ją w szeroki korytarz jaskini. Panowała tu kompletna ciemność, ale gospodarz szedł tak pewnie, jakby doskonale widział w mroku. W pewnym momencie usłyszała cichy szmer podziemnego strumienia. Cieszyła się, że Wolfgang wprowadza ją w głąb swojego tajemniczego domu w skale, mimo że i tak nic nie widziała. Zastanawiała się, czy nie poprosić o jakąś świecę, gdy w końcu dotarli do niewielkiej niszy skalnej, do której jakimś sposobem wpadała odrobina światła gwiazd z zewnątrz. Znajdowało się tu łóżko, a może raczej szeroka półka skalna, na której leżało kilka warstw kocy i mnóstwo poduszek. Było o wiele chłodniej niż w ogrzanej kominkiem chacie. Zimno zmieszane z emocjami sprawiło, że Greta, mimo wciąż wypełniającego ją żaru, zaczęła się lekko trząść.

    



Wolfgang szybko, ale ostrożnie ułożył dziewczynę i przykrył ją dokładnie dwoma kocami. Poczuła się cudownie, kiedy jego dłonie upewniały się, że jest jej miękko i ciepło.

    — Będę spał w chacie, zawołaj, jeśli… — zaczął mówić, ale Greta pociągnęła go mocno do siebie.
    — Chyba zwariowałeś Wolfie — mówiąc to, cofnęła się głębiej, robiąc mu miejsce
    — To nie jest dobry pomysł… — zaczął.
    — To jest doskonały pomysł! Bez ciebie tu zamarznę! — powiedziała, mimo że pod kocami było jej całkiem ciepło.

Dziwne, ale Wolfgang wciąż nie chciał się zgodzić. Złapała więc go za włosy, przyciągnęła i pocałowała namiętnie. Ten argument w końcu go przekonał i mężczyzna ostrożnie położył się przy niej. Zadowolona, ułożyła się wygodnie, przytulając się do jego szerokiej piersi. Ściany jaskini delikatnie błyszczały w świetle gwiazd, przetykane żyłami minerałów w różnych kolorach.

    Jaka piękna sypialnia — pomyślała, kołysana oddechem Wolfganga.

W suficie zauważyła wąski, długi otwór, który biegł pod kątem daleko w górę. Delikatny powiew przynosił świeży zapach górskiego lasu pachnącego deszczem, a z małego fragmentu nocnego nieba kilka gwiazd mrugało wesoło do Grety. Nie zdążyła nawet zachwycić się tym widokiem, bo powieki jakoś same opadły i ogarnął ją sen.



Obudziło ją jasne światło. Na końcu długiego komina w suficie jaskini, na skrawku rozgwieżdżonego nieba, jaśniał teraz ogromny księżyc w pełni. Greta zamrugała, przez chwilę nie wiedząc, gdzie jest. Po chwili wspomnienia wróciły i uśmiechnęła się szeroko, uświadamiając sobie, że najcudowniejszy wieczór jej życia wcale nie był snem!
Poczuła pod głową niesamowicie miękką i gorącą poduszkę. Zdziwiona uniosła się i obróciła, żeby zobaczyć, na czym jest jej tak wygodnie. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Przed nią leżał srebrnoszary wilk o wielkości niedźwiedzia, który teraz też podniósł głowę i popatrzył na nią zaniepokojonymi, miodowymi oczami. Patrzyli przez chwilę na siebie, a w głowie dziewczyny zdumienie mieszało się z zachwytem i podziwem. W końcu na jej usta wrócił szeroki uśmiech.

    — Będziesz mi o tym musiał opowiedzieć Wolfie, wiesz? — powiedziała z lekkim wyrzutem i ułożyła się na znów wygodnie na wilku, zarzucając drobne ramiona na jego szeroką szyję.

Wilk pogłaskał ją czule wielką łapą i oblizał jej policzek.

    — Ja ciebie też — Greta wymruczała słodko i znów zasnęła.


Dziękuję wszystkim wytrwałym, którzy przeczytali, aż do końca! Proszę, dajcie znać, co myślicie tym opowiadaniu!

unstableimagination

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i fantasy, użył 19581 słów i 110172 znaków, zaktualizował 18 mar o 7:31. Tagi: #miłość #erotyka #seks #fantasy #bajka #opowiadanie #baśń

7 komentarzy

 
  • Marigold

    Kolejna urocza opowieść! Bardzo jestem ciekawa Twojego pisania w bardziej realnym i mroczniejszym wydaniu, bo w snuciu bajkowych historii nie masz sobie równych  ;)

    18 kwietnia

  • unstableimagination

    @Marigold Dzięki! Pewnie kiedyś pojawi się coś takiego. Ale raczej nie w najbliższej przyszłości :)

    19 kwietnia

  • Noname02

    Pięknie napisane
    Odtwórczo, więc akcja daje się przewidzieć, ale pięknie. Czekamy na historie nie oparte na oklepanych schematach, będzie jeszcze piękniej i ciekawiej.

    31 marca

  • unstableimagination

    @Noname02 Dziękuję za przeczytanie i komentarz! Cieszę się, że się podobało. Co do fabuły - owszem jest prościutka i przewidywalna, jak to często w bajkach bywa. Ale trochę się jednak różni od oryginału ;)

    31 marca

  • Czytelniczka1

    Przyjemnie było zgłębić historię młodej i pięknej Grety. Bajka o Czerwonym Kapturku dla dorosłych bardzo ciekawa i oryginalna.  
    Fabuła ujmująca.  
    Opisy, porównania przeurocze!  
    Widoczny progres w pisaniu.  
    Gratuluję! Również grona stałych już czytelniczek i czytelników.  
    Ja zaglądam tu tylko dla Twojej twórczości.
    Zawsze czytam z satysfakcją. ;)

    22 marca

  • unstableimagination

    @Czytelniczka1 Bardzo dziękuję Czytelniczko za wspaniałą opinię! Zastanawiałem się czy spodoba Ci się inna bajka. Dziękuję, że mimo długości zaufałaś mi i przeczytałaś całość :) Bardzo starałem pozbyć się prześladujących mnie powtórzeń. Niezmiernie cieszy mnie Twoja radość i satysfakcja z czytania! :) Pamiętaj, że chętnie też usłyszę, jeśli coś nie przypadło Ci do gustu! Progres w pisaniu jest tylko dzięki waszym negatywnym uwagom!

    22 marca

  • Revenge

    Powiem szczerze, takiego opowiadania na tej stronie to jeszcze nie było. Twój kunszt pisarski, mnogosc szczegółowych opisów, emocji wprowadzał we mnie stan że chciałem czytać więcej i więcej. Ostatni raz tak sie czułem dobre naście lat temu zaczynając czytać pierwszą książkę. Ciężko znaleźć mi słowa opisujące ten tekst, obiecaj tylko, że każdą kolejną opowieść spod twego pióra opublikujesz. Pozostawiam cię z łezką w oku, bo każda bajka ma swój koniec. Pozdrawiam

    20 marca

  • unstableimagination

    @Revenge Bardzo Ci dziękuję za tę opinię i za to, że pokonałeś opowiadanie, mimo jego długości! Nie sądzę bym zasługiwał na aż tak miły komentarz, ale chętnie przyjmuję! Muszę podkreślić, jak ważne są dla mnie Twoje słowa i ta łezka w oku. Myślę, że każdy, kto się odważył tu coś opublikować, zgodzi się — że jest to marzenie każdego piszącego! Sprawia, że bardzo chce się pisać i zasłużyć może jeszcze kiedyś na coś równie miłego.

    20 marca

  • oniona4

    Tej wersji bajki o Kapturku jeszcze nie znaliśmy :) Ktoś wystawia to w jakimś teatrze? :D

    16 marca

  • Krokodylek13

    @oniona4 Gdybym miał własny teatr, to już bym to wystawiał.

    16 marca

  • unstableimagination

    @oniona4 Dziękuję, że przeczytaliście! Opowiadanie wyszło przydługie, więc tym bardziej się cieszę, że dotarliście do końca :) Niestety adaptacja teatralna byłaby bardzo trudna - trudno byłoby znaleźć aktorów na tak wymagające role :) Ale nie widzę przeszkód by nie poćwiczyć w domu niektórych scen! Zamiast piwa wino, zamiast kominka świece i zamiast balii wanna.

    18 marca

  • unstableimagination

    @Krokodylek13 masz już na oku jakiś aktorów? :D

    18 marca

  • Krokodylek13

    @unstableimagination Moja sąsiadka chętnie zagrałaby Czerwonego Kapturka,  ale ona jest 70+ więc spektakl tylko w DSS, no i jest problem z... wilkiem.

    23 marca

  • unstableimagination

    @Krokodylek13 70+ to wilk musialby byc 80-90 :)

    24 marca

  • Krokodylek13

    Tak sobie leżę i tak sobie myślę i przychodzą mi do głowy różne .... myśli...  
    Pan Charles Perrault byłby z Ciebie dumny  :blackeye:

    15 marca

  • unstableimagination

    @Krokodylek13 Jestem bardzo ciekawy wszystkiego, co przyszło Ci do głowy :) Dzięki za miłe słowa. Pan Charles to chyba jednak się w grobie przewraca :):):)

    16 marca

  • DaroWski

    "Miała wrażenie, że wbiła się w nią cała siła natury. Czuła między nogami na raz gwałtowną burzę, ogromy górski wodospad, pień kilkusetletniego..." starałem się wyobrażać czytając ale tu nawet ma wyobraźnia się zatrzymała hahah

    14 marca

  • unstableimagination

    @DaroWski @DaroWski No to dzięki, że dotarłeś aż tu! Wcześniej też było trochę karkołomnych hiperbol :)

    14 marca

  • DaroWski

    @unstableimagination piwko też było :)

    15 marca

  • unstableimagination

    @DaroWski Wypij trzy piwka jak Greta, to dotrzesz do końca :)

    16 marca