Meteory. Przed świtem 7

Rozdział 11
Poznań. Wrzesień 2014
     Majka prosto z sypialni rodziców pobiegła do pokoju Akosa.  
- Zabierz mnie do Manueli. Muszę porozmawiać z jej rodzicami – rzuciła od progu.  
- Coś się stało? - zerwał się z miejsca, zaniepokojony jej nagłym wtargnięciem.  
- Jeszcze nie, ale naprawdę potrzebuję ich pomocy – westchnęła.
---
     Akos mnie przywołuje. Zerkam na zegarek. Dziesięć minut temu wysłałam go przodem, żeby mnie zaanonsował, a mnie wydaje się, że minęła godzina.  
- Dobry wieczór. Jestem Marianna Littenstein, wnuczka Rosanny – przedstawiam się.
- Witam! - Postawny mężczyzna w wieku mojego taty, kłania mi się uprzejmie – Proszę mi mówić Carlos, a to moja żona, Salma – zza niego wysuwa się nieśmiało kobieta. Jest starszą wersją Manueli.
- Bardzo państwu dziękuję, że zechcieliście mnie przyjąć – również się kłaniam – Manuela mówiła mi, że państwo są prawnikami...
- Och, to dla nas zaszczyt – przyglądają mi się oboje z zaciekawieniem.
     Nagle u szczytu kamiennych schodów pojawia się Manuela
- Maryann! - zbiega do mnie – Akos, dlaczego mi nie powiedziałeś?  
- Chciałam ci zrobić niespodziankę, a poza tym, nie wiedziałam, czy państwo znajdą dla mnie czas tak szybko – tłumaczę jej. Kątem oka widzę zdziwione miny jej rodziców. No tak, nie powinnam się tłumaczyć! - Proszę o wyrozumiałość – zwracam się do nich w tonie, jaki mi przystoi – Wychowałam się poza Zgromadzeniem i czasem trudno mi zapanować nad temperamentem.    
- W czym możemy pomóc? - Carlos wskazuje mi salon.
- Chciałabym wiedzieć, czy jest taka możliwość, żeby Obdarowany należący do Zgromadzenia mógł się związać z Obdarowanym, który do Zgromadzenia nie należy? - zaczynam na razie ogólnie.
     Wchodzimy do cudnego pomieszczenia, całego w złamanej bieli. Stare meble z kamiennymi blatami stoją na równie pięknej kamiennej posadzce. Na ścianach porozwieszano płaskie podświetlone gabloty z obłędnymi tradycyjnymi strojami. Za ogromnym oknem widok na dolinę i brzeg morza.
- Gdzie jesteśmy? - patrzę, jak urzeczona, w tę dal.
- Andalusija – mówi z uroczym seplenieniem Salma. Ma tak samo melodyjny, słodki głos, jak Manuela.
- Rozumiem, że ma pani na myśli w pełni Obdarowanych? - upewnia się jej mąż.
- Tak. Proszę mi mówić po imieniu. Maryann, po prostu Maryann – uśmiecham się do niego nieśmiało.
- Nie ma takiej możliwości dla w pełni Obdarowanych. Reguluje to Kodeks – od razu rozwiewa moje nadzieje.
- W takim razie... - waham się – Nie wiem, co mam zrobić? Jestem niepełnoletnia, a moja babcia, Helena nie chce się zgodzić, żebym przystąpiła do Zgromadzenia. W sumie, to ja też na razie nie chcę. Dopiero za półtora miesiąca, po dwudziestych pierwszych urodzinach mogłabym... Tylko, że wtedy nie pomogę Oskarowi... - czerwienię się.
- Czy on cię rzeczywiście wybrał? - pyta cicho Salma.
- Tak, ale... To skomplikowane – wzdycham – Ja odrzuciłam... - nie wiem, jak jej to wytłumaczyć. Posyłam błagalne spojrzenie Akosowi.
- Maryann nie chciała przyjąć Oskara przed uzyskaniem pełnoletności – wyjaśnia oględnie – Chodzi o to, że  wtedy podlegałaby jego rodowi, czyli Mistrzowi, który jest dziadkiem Oskara...
- To właściwie nie do końca jest tak – przerywam mu – Chodzi o to, że Oskar nie wyjaśnił mi wszystkich zasad, a chciał żebym przystąpiła do Zgromadzenia teraz, natychmiast. Kiedy się dowiedziałam, to strasznie mnie to wkurzyło i... wyrzuciłam go z domu. Nie podobały mi się zasady, i Kodeks, i całe to Zgromadzenie!
- Och! - rodzice Manueli wyglądają na zszokowanych.
- Tylko, że on przez to może nie zostać Mistrzem, a ja bym tego nie chciała – brnę dalej, nie zważając na ich konsternację – Chciałabym wiedzieć, czy jest jakiś sposób, żebym mogła... wrócić teraz - przełykam głośno ślinę – Wrócić do niego, ale nie podlegać tak całkowicie Mistrzowi.  
     Carlos patrzy na mnie uważnie, a potem odwraca się do żony. Mierzą się wzrokiem, jakby się porozumiewali, ale nie mówią ani słowa. Manuela i Akos też siedzą cicho. Czuję się okropnie. Może niepotrzebnie tu jestem? Ale nie mogę tego ze sobą pogodzić sama! A jeśli ja przystąpię do Zgromadzenia, a Mistrz cofnie wybory, albo wygra ten Raul Gonzaga? Co wtedy ze mną będzie? A jeśli Oskar już mnie nie chce...? Straszna myśl przychodzi niespodziewanie. Może ja naprawdę niepotrzebnie tu jestem?
- Może coś dałoby się zrobić... - mówi powoli Carlos – Musimy to jeszcze sprawdzić, ale... - zawiesza głos.
- Tak?
- Jesteś tego pewna? Przesłuchania są jutro, po zebraniu Rady. Nie masz wiele czasu.    
- Muszę z kimś porozmawiać – mówię bez tchu – Czy możecie to sprawdzić? Jeśli mi pomożecie, będę waszą dłużniczką do końca życia.
     Kiwają oboje głowami.  
- Akos, poczekaj na mnie – szepczę.
- Idę z tobą - próbuje przytrzymać moją dłoń.
- Nie – kręcę głową – Ty się nie dostaniesz tam, dokąd idę – uśmiecham się do niego uspokajająco.  
     Skupiam się i po chwili soję na znajomym tarasie. Przez przysłonięte zasłony sączy się słabe światło. Naciskam klamkę i wchodzę. Salon jest pusty, ale widzę smugę światła pod drzwiami sypialni. Naciskam klamkę. Zamknięte. Jak to? Naciskam jeszcze raz.  Nic z tego.  
- Oskar, proszę, chodź do mnie – szepczę.  
     Czekam i czekam, ale nic się nie dzieje. Dlaczego nie odpowiada?  
- Oskar, proszę... Chcę porozmawiać – łzy dławią mnie w gardle.  
     Może uda mi się przez okno od sypialni? Tylko, co to zmieni, jeśli on nie chce odpowiedzieć na moje wołanie? Nagle słyszę ciche szuranie drzwi. Wybiegam na korytarz.
- Margaret! - staję jak wryta.
- Witaj Maryann – mówi i uśmiecha się, ale tylko ustami. Jej oczy są pełne smutku.    
- Witaj. Szukam Oskara...
- Wiem – znów się uśmiecha – Przypuszczałam, że się zjawisz. Czekałam na ciebie.
- Naprawdę? Och, Margaret, muszę z nim porozmawiać! Proszę, powiedz mi, gdzie on jest? Nie odpowiada! Czy on nie chce mnie widzieć? - przepełnia mnie niepokój – Sypialnia jest zamknięta.
- Czyżbyś zmieniła zdanie? - przygląda mi się uważnie, ignorując moje prośby.  
     Wiem, co robi. Chce wyczytać w mojej duszy, co czuję. Spuszczam wzrok.
- Niezupełnie, ale muszę się z nim zobaczyć! Proszę, powiedz mi...
- Nie. Jeśli nie jesteś tu, żeby mu pomóc, to odejdź. Ja zamknęłam sypialnię, żeby miał spokój.
- Margaret, ja chcę pomóc! - zapewniam ją.
- Przystąpisz do Zgromadzenia?
- Nie. To znaczy, nie wiem... Nie jestem pewna, czy mogę na moich warunkach?  
- W takim razie odejdź – prosi – Maryann, zrozum mnie. Lubię cię, i może nawet trochę rozumiem, ale to mój syn. Kocham go i nie ma takiej rzeczy, której bym dla niego nie zrobiła. Poświęcił całe swoje dotychczasowe życie jednemu celowi, a teraz to wszystko zawisło na włosku. Przez ciebie...  
- Och!
- Wiem, że to nie twoja wina, ale jego też nie! Przemknęłaś przez jego życie, jak kometa i polecisz dalej, a on... Maryann, jesteś jeszcze taka młoda i niedojrzała. Kochasz go, ale on potrzebuje bratniej duszy, a ty sama nie wiesz, czego chcesz.  
- Ale ja właśnie wiem... - łzy płyną mi po policzkach.
- Maryann, jeśli nie zamierzasz przystąpić jutro do Zgromadzenia, to zostaw go w spokoju. Daj mu zebrać siły. On rzucił na szalę swoją reputację, pozycję... wszystko! Po to, żebyś ty miała wolny wybór. Dokonaj go teraz.
- Nie mogę – jęczę – Nie mogę. Muszę wiedzieć, czy on... czy on mnie kocha?!
- Odejdź! - wskazuje mi drzwi – Odejdź Maryann.
- Pozwól mi go zobaczyć. Proszę. Tylko spojrzę, nie dotknę go – łkam.  
     Lady Margaret stoi niezdecydowana. Wreszcie wyciąga z kieszeni klucz i powoli idzie w kierunku sypialni. Czuję drżenie łydek. Och, Oskar, co ja narobiłam? Co myśmy narobili? Drzwi otwierają się nieznośnie powoli. W półmroku widzę Oskara leżącego na łóżku. Oddycha głęboko i spokojnie. Jaki jest piękny! Kosmyki wilgotnych włosów okalają jego szczupłą twarz ze śladem zarostu. Tak bardzo chciałabym poczuć jego zapach, jego ciepło...
- Oskar... - szepczę.  
     Lady Margaret zamyka mi drzwi przed nosem.  
- Margaret,  być może będę mogła mu pomóc...
     Nic nie mówi, tylko uśmiecha się ze smutkiem. Nie wierzy mi, czuję to. Co ja mam robić? Czy on naprawdę nie chce mnie widzieć, czy to znów jakaś sztuczka, której nie znam? Przechodząc obok gabinetu, zerkam do środka. Na biurku widzę... moją piramidkę z kamyków! On miał mokre włosy!  
- Dziękuję Margaret – ściskam na pożegnanie jej dłonie – Dziękuję.
---
     Tym razem nie spadam jak kamień, ale łagodnie opuszczam się na piasek. Słońce przechyliło się już na jedną stronę nieba i powoli przybiera pomarańczowy odcień.  
- Oskar, muszę cię odnaleźć! Muszę wiedzieć! Jeśli mam zaryzykować całe moje życie, to muszę mieć pewność, że warto...
     Widzę zarys skały, koło której ułożyłam kamyki, ale Oskara nie udaje mi się dostrzec. Gdzie on jest? Czuję jego obecność, słabo, ale czuję. A może to tylko moje pragnienie? Idę w kierunku skały... Och! Leży na piasku z rękami pod głową. Śpi? Nie, no co ja? Przecież jesteśmy we śnie! Podchodzę naprawdę blisko. Serce o mało nie wyrwie mi się z piersi.
- Oskar – szepczę.  
     Zrywa się na równe nogi. Stoimy tak naprzeciw siebie, jak dwa słupy soli. Boję się ruszyć, boję się głębiej odetchnąć. Jego oczy są ciemne, jak bezgwiezdna noc, pałające... Mam wrażenie, że sięga wzrokiem do głębi mojej duszy. Czy mam coś powiedzieć? Wykonać jakiś gest? Jestem taka bezbronna, kiedy przed nim stoję. Brak mi tchu! Rozchylam wargi, a wtedy on nagle spada na mnie jak jastrząb. Chwyta moją twarz w dłonie i wpija się w usta, wpycha język... Wczepiam się palcami w jego włosy i przywieram całym ciałem! Wszystkie moje zmysły mdleją. Osuwamy się na kolana...    

Rozdział 12

     Odrywamy się od siebie i klęczymy naprzeciw, dysząc ciężko.  
- Maja, Majka...– Oskar odzywa się pierwszy – Myślałem, że nie chcesz mnie widzieć...
- A ja myślałam, że ty nie chcesz... - ledwie udaje mi się wydobyć głos ze ściśniętego gardła.
- Nie... nie powinno cię tu być... - mówi nagle. W jego głosie słyszę troskę.  
     Och, jak ja za tym tęskniłam!  
- Dlaczego?  
- Mój dziadek... Mistrz... nie wiem, do czego może się posunąć...
- Ukarał cię – szepczę – Ukarał cię za mnie?  
     Uśmiecha się z zakłopotaniem i patrzy na mnie takim wzrokiem, że topnieję jak wosk.  
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego nie przysłałeś któregoś z chłopaków? - zaglądam mu w oczy.
- Bo nie miałem pojęcia, co zrobisz. Jesteś taka impulsywna i nieprzewidywalna. Poza tym... - wzdycha – Dotknęło mnie to, co powiedziałaś. I to, co powiedziała Helena również.
- Wiem... - przysiadam na piętach i zwieszam głowę.
- Majka, zrozum... - on też spuszcza głowę – Na początku to była przygoda, jak inne, ale nagle okazało się, że jesteś, kim jesteś i wszystko się zmieniło.  
     Czuję, że policzki zaczynają mnie piec, a w gardle coś mnie dławi.  
- Ty jesteś taka inna, taka niezależna i wolna – ciągnie – Nie masz zakorzenionej wary i szacunku dla Daru. Nie czujesz powinności... Nie mogłem wyjawić ci wszystkiego, kiedy wcale mnie nie znałaś. Chciałem zrozumieć, jak myślisz, jak postrzegasz świat i nas, i mnie...  
     Moje serce krwawi. Jaka byłam niesprawiedliwa. Czuję pod powiekami łzy.
- Nie płacz – dotyka opuszkami palców mojego policzka - Nie chciałem cię wykorzystać. Czekałem, aż ty zrobisz pierwszy krok, choć wierz mi, że to nie było łatwe – kącik jego ust drga leciutko – Umierałem z zazdrości, ale się nie zdradziłem. Czekałem, i wreszcie... stało się. A potem odpowiedziałaś na moje słowa. Nawet nie marzyłem, że to zrobisz. Majka, ofiarowałem ci siebie, swoją przyszłość... a ty to przyjęłaś.  
     Łzy płyną mi po twarzy, spadają na piasek...  
- Dlaczego mi tego wcześniej nie mówiłeś? - chlipię.
- Bo nie potrafiłem tego zrozumieć... Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że cię straciłem... Byłem zły! Nie mogłem się zniżyć do zmuszenia cię. Przyjąłem karę, a potem ochłonąłem i zdałem sobie sprawę, że ona jest niczym, wobec tego, że nie będziemy razem.
- Oskar, ja czuję dokładnie to samo! Chciałam wolności, ale nie potrafię się nią cieszyć – łkam - Gdybyś wiedział, jak strasznie tęskniłam...
- Ja też tęskniłem, maleńka – ujmuje moją twarz w dłonie i zagląda mi w oczy – Ale jeśli mam cię ochronić, musisz się na razie trzymać ode mnie z daleka – zabiera dłonie.
- Nie, wcale nie! Może uda mi się znaleźć sposób! Och, Oskar, gdybym zrozumiała to wcześniej! Gdybym miała więcej czasu...  
- O czym ty mówisz? - marszczy brwi – Majka, ja wciąż mam szansę. Teraz, kiedy wiem, że jesteś przy mnie... Ja cię nigdy do niczego nie zmuszę! Może los będzie mi sprzyjał? Jako Mistrz nie podlegam nikomu, rozumiesz? Nikomu! - mówi szybko, jakby się bał, że nie zdąży.
- A jeśli twój dziadek zmieni zdanie? Albo wygra Raul? - pytam w napięciu.
- Wtedy nie będę w stanie cię chronić. Dlatego masz się trzymać z daleka, póki nie będzie wiadomo – odpowiada z powagą – Przystępując do Zgromadzenia jako pełnoletnia osoba miałabyś więcej swobody... - patrzy na mnie z nadzieją –  Zrozum, ja nie opuszczę Zgromadzenia... Nie mogę... – jego słowa zawisają między nami jak ciężkie chmury.  
     Naprawdę myślał, że jestem taka? Właściwie, to co ja zrobiłam, żeby miał o mnie lepsze zdanie?
- Nie proszę o to – szepczę – Chciałam się tylko dowiedzieć, dlaczego to wszystko zrobiłeś, ale już wiem... Właściwie, wiedziałam już wcześniej, ale nie miałam odwagi uwierzyć...  
- Że cię kocham? - pyta i zbliża do mnie twarz – Ja też nie mogłem uwierzyć... - szepcze do moich ust.
- Postaram się pomóc, naprawdę! - nasze oddechy się mieszają.
- Majka, nie... Ty nie masz pojęcia, jak to może być... - mówi cicho – Darowi się służy. Ty naprawdę nie jesteś gotowa, teraz to wiem. Nie chcę cię widzieć karanej! Właśnie dlatego, że cię kocham.  
     Czas jest nieubłagany. Muszę wracać! A tak bardzo chciałabym tu zostać z nim, tyle mu powiedzieć...      
- Oskar, proszę cię, walcz! Nie poddawaj się! - całuję go w usta, ale to nie jest pożegnanie. Chcę, żeby wiedział, że jestem z nim!
- Mam podwójną motywację – ma taki głęboki ciepły głos – Ale ty się trzymaj od tego z daleka i uważaj na Akosa.  Mistrz złamał jego przysięgę lojalności.
- Mylisz się. Akos jest lojalny mnie – mówię szybko.
- Jak to? Jak? - oczy Oskara ciemnieją, są pełne niepokoju.
- Wszystko ci potem opowiem – spieszę się - Ale pamiętaj, on jest mi wierny, jak Greg tobie.
- Majka! - teraz jest naprawdę wystraszony.
- Masz ładny przycisk do papieru – mrugam do niego, zanim umknę.
     Oskarze Lowrens, nie możesz mi niczego nakazać ani zakazać, bo nie jesteś ani moim mężem, ani moim Mistrzem. Na razie!
---
- Nareszcie! - Akos wygląda na zdenerwowanego – Przywołuję cię od pół godziny!
- Nie miałam pojęcia... - syczę i staram się uspokoić – Byłam w Zamku.
     W oczach Akosa widzę zdumienie, ale o nic nie pyta. Nie wypada, żeby się spoufalał przy obcych. Na szczęście w salonie jesteśmy tylko my i Manuela.  
- Maryann? - słyszę głos Carlosa, a po chwili zjawia się, niosąc jakąś książkę.
- Czy macie dla mnie dobre wieści? - przełykam ślinę. W gardle wciąż czuję ucisk.
- Moja żona wszystko ci wytłumaczy. Ja zostałem pilnie wezwany... - zawiesza głos.
- Carlosie, muszę cię prosić, żebyś przysiągł na Dar, że utrzymasz naszą znajomość w tajemnicy, dopóki cię z tego nie zwolnię – mówię z powagą.  
- Przysięgam na Dar, że utrzymam w tajemnicy naszą znajomość i treść tej rozmowy. Tylko ty możesz mnie z niej zwolnić – recytuje – Co mam odpowiedzieć Mistrzowi, kiedy spyta konkretnie o ciebie?  
- Och?
- Powiedz, co ma odpowiedzieć, żeby brzmiało prawdopodobnie, a wtedy jest szansa, że Mistrz nie zechce przełamać tej przysięgi – mówi, wchodząc do salonu, Salma.
- Powiedz, że wiesz o moim istnieniu. Słyszałeś, jak rozmawia o mnie Manuela i Akos? - zerkam na niego pytająco. Nie mam pojęcia, czy to jest prawdopodobne?
     Kiwa głową na boki, ale chyba to kupił. Zaimponowali mi. Są naprawdę dobrymi prawnikami! Salma siada obok mnie, a Carlos podaje jej książkę i znika.
- Manuela, Akos, zostawcie nas – mówi Salma – Im mniej świadków, tym lepiej.
     Przytakuję jej. Mądre posunięcie. Manuela przecież też może być wezwana do Mistrza. Nie mogę opanować podniecenia.
- Wygląda to niewesoło... – otwiera książkę – Kiedy masz urodziny, Maryann?  
- Dziesiątego listopada, chociaż w dokumentach mam wpisany dziewiąty, bo wtedy urodziła się dziewczynka, która zmarła, a mnie z nią zamieniono...  
- To i tak za długo – wzdycha – Gdyby brakowało ci mniej niż miesiąc księżycowy, czyli dwadzieścia osiem dni, to można by cię uznać za pełnoletnią wcześniej... No, trudno – macha ręką.
- Czyli co? Nic się nie da zrobić? Może mogłabym przyrzec, że przystąpię do Zgromadzenia po urodzinach? Mogłabym powiedzieć, że Oskar mnie odszukał i przekonał, ale... - urywam nagle na widok jej miny. Znów mnie poniosło! - Przepraszam – bąkam.
- Żeby w ogóle mieć głos, musisz poprosić o przyjęcie do Zgromadzenia – tłumaczy mi cierpliwie – Możesz to zrobić na Radzie przed przesłuchaniami. Jako niepełnoletnia nie możesz wystąpić sama, musi to zrobić Głowa Rodu, ale Helena się nie zgadza...- patrzy na mnie, jakby się upewniała.
- Ma zakaz śnienia, ale mów dalej – proszę, czując, że coś się jednak święci.
- No pięknie! - wzdycha - Więc musi skorzystać z przedstawiciela, kobiety z pełnym Darem, która wygłosi prośbę w jej i twoim imieniu.  
- No dobrze – przerywam jej - Ale wtedy nie podlegam babci Helenie, bo ona nie należy do Zgromadzenia. Czyli idę prosto do paszczy lwa, czyli Mistrza.
     Salma patrzy na mnie ze zgrozą, ale po chwili się opanowuje.
- Teraz jest najważniejsze, ale i tak wymaga to zgody Heleny – wzdycha ciężko – Chodzi o posłuszeństwo krwi. Jak powiedziałaś, nie podlegałabyś Helenie, bo ona pozostanie poza Zgromadzeniem, a ty z chwilą przyjęcia będziesz w nim, ale w tej chwili obie jesteście poza...
-Taaak? - zamieniam się w jeden wielki znak zapytania.
- Jeśli nie będziesz się bała zaryzykować, że znajdziesz się w Zgromadzeniu, któremu przewodzi nie ta osoba, na którą liczysz, to jest furtka – Salma wyciąga jakieś dwie kartki i rozkłada je na stole – Musisz przekonać Helenę i twoją matkę.
     Zerkam na kartki. „Oświadczenie. Ja, niżej podpisana..... zrzekam się...” Na schodach rozlegają się szybkie kroki.  
- Wybaczcie – Akos zagląda do nas nieśmiało – Czas nam się kończy.
- Przeczytaj to uważnie – mówi szybko Salma – Jeśli masz pytania, to Akos zna bezpieczny numer.  
- Dziękuję – składam szybko kartki – Nie wiem, jak mogłabym się odwdzięczyć – ściskam jej dłoń.
- Och, to wyróżnienie, że zwróciłaś się właśnie do nas – mówi z przejęciem, ale po chwili dodaje szeptem - Pamiętaj o naszej córce.
     Matki! One zawsze tak pamiętają o swoich dzieciach? Zawsze tak się o nie troszczą? Moja mama, moje dwie mamy... Margaret... i Salma.
- Maryann – Akos mnie ponagla.
- Masz moje słowo – mówię na pożegnanie - Niezależnie od tego, co się stanie.
     Kiwa mi głową. Umykamy z Akosem w pośpiechu.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3548 słów i 19853 znaków.

1 komentarz

 
  • ANITA

    Świetnie :) wesołych świąt wszystkim! :*

    26 mar 2016