Meteory. Przed świtem 2

Rozdział 2
Warszawa. Wrzesień 2014.
     
     Majka wpatrywała się w krajobraz przesuwający się za oknem samochodu. Akos prowadził szybko, ale pewnie. Prawie nie rozmawiali od chwili wyjazdu z Poznania. Właściwie oboje unikali tematów mogących sprowadzić rozmowę do Oskara. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę, że właśnie jego osoba ich łączyła. Wróciła myślami do rozmowy, którą odbyła z rodzicami dwa tygodnie wcześniej. Na wieść, że spotkała się z Heleną, mama zareagowała histerią, nakłaniając ją do natychmiastowego powrotu do domu. Tato zachował zimną krew.  
- Kocham was – powiedziała, kiedy już sobie wyjaśnili, że nie ma sensu uciekać od prawdy – Nadal jestem waszą córka, ale czas, żebym się usamodzielniła.  
     A teraz miała dwie rodziny, dwa domy, dwa światy...  
- Dokąd mam jechać najpierw? - Akos wyrwał ją z zadumy.
- Na uczelnię – westchnęła, zerkając na zegarek – Nie wypada się spóźnić na spotkanie z dziekanem.
- Jeśli wolni mi coś powiedzieć... - zaczął niepewnie.
- Tak?  
- Nie ma się czym przejmować. Prawie wszyscy Obdarowani mają indywidualny tok studiów. Często studiujemy dwa kierunki...
- Nigdy nie lubiłam się wyróżniać – rzuciła gdzieś przed siebie w zamyśleniu.
     Akos posłał jej spojrzenie pełne zdumienia. Była tak wyjątkowa, tak bardzo wyjątkowa, że jej stwierdzenie wydało mu się absurdalne. A jednak mówiła prawdę. Westchnął ciężko i skupił się na drodze. Po chwili zaparkował przed budynkiem uniwersytetu.  
- Zaczekasz? - spytała, wiedząc doskonale, że tego nie zrobi. W realnym świecie Akos nie odstępował jej na krok.  
     Przemaszerowali obok ustawionego na trawniku dinozaura i weszli do opustoszałego budynku. Wkrótce miał się zaroić od studentów, ale na razie przez korytarze przemykali tylko nieliczni „poprawkowicze”.  
     Majka szybko załatwiła sprawę w dziekanacie. Podanie jednej z najlepszych studentek na roku nie mogło zostać odrzucone.  
- Jako powód wpisała pani „sprawy rodzinne” - dziekan ostatni raz przejrzał podpisane już dokumenty – Mam nadzieję, że to nie są jakieś poważne kłopoty? Da pani radę?  
- Tak, bardzo dziękuję za troskę -  uśmiechnęła się nieco zaskoczona jego pytaniem – Nie chciałam przedłużać studiów, dlatego tok indywidualny, a nie urlop.  
- Ma pani doskonałą średnią. Na rynku pracy jest pani towarem powszechnie pożądanym – zażartował – Chciałbym, żeby pani utrzymała taki poziom. Może zostałaby pani na uczelni?  
- Dziękuję, ale naprawdę nie wiem jeszcze, co mnie czeka... - odparła, czując, że mówi szczerą prawdę.  
- W takim razie powodzenia! - wyciągnął do niej rękę – Warunki zaliczeń z poszczególnych przedmiotów  proszę uzgadniać bezpośrednio z wykładowcami.
- Nawet nie było tak źle – powiedziała do Akosa, który czekał na nią przed drzwiami – Mogę nawet zostać po studiach na uczelni - pochwaliła się – No, co? - zmarszczyła brwi, widząc jego spojrzenie pełne zawodu.
- Nic, nic – zmieszał się – Po prostu myślałem... Nie, przepraszam, to nie moja sprawa.  
     Wiedziała doskonale o czym myślał. Pracownik uczelni do niczego nie przyda się Zgromadzeniu. O dziwo, odpowiadając dziekanowi, podświadomie zadała sobie to samo pytanie. Czy byłaby do czegoś przydatna? Skąd ta myśl? Zawsze myślała w kategoriach: co ja chcę robić?  Nawet nadopiekuńczość rodziców nie była w stanie tego zmienić, więc, skąd ta myśl? Gdzieś w odległych zakamarkach duszy dostrzegła odpowiedź, ale wepchnęła ją tam z powrotem, zanim zdążyła wypłynąć i sformułować się w pełni.  
- Majka? - usłyszała za plecami trzaśniecie drzwi i znajomy głos.  
- O, nie! - jęknęła bezgłośnie. Jeszcze tylko tego brakowało.  
- Marek. Nie wiedziałam, że już wróciłeś – starała się, żeby zabrzmiało to uprzejmie.
- Wczoraj. Miałem zadzwonić, ale musiałem odespać podróż – mrugnął do niej ze zniewalającym, według niego, uśmiechem – Stęskniłaś się? - podszedł bliżej z zamiarem objęcia jej.
- Poznaj Akosa – zrobiła drobny krok w tył – Akos, meet my colleague, Marek.  
- Nice to meet You – Akos mechanicznie wyciągnął do Marka rękę.
- Hello – Marek uścisnął jego dłoń.  
     Majka z pewnym rozbawieniem zauważyła, że mierzą się mało przyjaznym wzrokiem.  
- Co on za jeden? - Marek odwrócił twarz w stronę Majki.  
- I have been asked to show Akos university. He,s my parents friend – skłamała gładko. Ty dupku, pomyślała, zerkając na Marka. Przecież wiesz, że nie rozumie po polsku, skoro zwracam się do niego po angielsku – And what about You. What are You doing here?  
- Przywiozłem parę artefaktów do badania w „Minerałach” - Z pewnym ociąganiem, ale Marek przeszedł jednak na angielski.  
     „Minerały” oznaczały zakład Mineralogii, w którym Majka miała zajęcia w poprzednim roku. Zaciekawiła się.  
- Znaleźliśmy kamienne przedmioty nie pochodzące w terenu wykopalisk i postanowiłem się dowiedzieć skąd są – Marek nie spuszczał wzroku z Majki, zerkając tylko od czasu do czasu na stojącego z boku Akosa.  - Dobrze wyglądasz, wiejskie powietrze ci służy – roześmiał się – Może się umówimy na wieczór?
- Jasne – odparła roztargnieniem – Możemy gdzieś wyskoczyć... zadzwonię do Agi. Może już wróciła? - Mineralogia, że też wcześniej na to nie wpadłam, pomyślała! Mogliby sprawdzić ten dziwny kamień...
- Myślałem raczej o nas dwojgu – Marek obniżył nieco tembr głosu i posłał jej znaczące spojrzenie, ignorując kompletnie Akosa.
- Please, speak English – poprosiła przesłodzonym głosem – Wyglądasz mi na strasznie zmęczonego. Naprawdę, nie chciałabym cię nadwyrężać.
     Oczy Marka zwęziły się do małych szparek. Spojrzał na Akosa z nienawiścią.  
- Akos, przepraszam cię, ale chciałabym na chwilę zostać z Markiem sama – Majka posłała mu proszące spojrzenie.
- Oczywiście – skinął jej głową i i rozejrzał się dokoła – Może tam? - Wskazał wnękę, która zapewniłaby im dyskrecję, a jednocześnie dałaby Akosowi możliwość kontrolowania sytuacji.  
- Kim on właściwie jest? - spytał Marek. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że w głosie Majki jest coś, czego wcześniej nie było. Ona wydawała polecenia! Grzecznie, ale pewnie.
- Niech będzie, że moim współpracownikiem – odparła nieco zniecierpliwiona. Sprawa kamienia całkowicie pochłaniała jej uwagę.
- Nie wygląda na to, żebyś miała ochotę się ze mną spotkać – stwierdził cierpko – Bzykać się też nie chcesz?  
- Marek – spojrzała mu w oczy – Jaja sobie robisz? Rozmawialiśmy ze sobą prawie dwa miesiące temu, potem kontakt nam się urwał. Ani ty, ani ja nie szukaliśmy sposobu, żeby podtrzymać tę znajomość. Tak, nie mam ochoty się z tobą spotkać. Bzykać też nie. Było fajnie, ale nie ma do czego wracać – wzruszyła ramionami.  
- Kurwa, Majka, mówisz, jakbym cię kompletnie nie obchodził! Pieprzysz się z nim? - wskazał ruchem głowy Akosa.
     Majka w pierwszej chwili zaniemówiła, ale po pierwszym szoku poczuła jak puls jej przyspiesza. Miała ochotę rzucić się na Marka z pięściami, albo przywołać Akosa. Zamiast tego wspomniała, jakie wrażenie robiło na niej opanowanie Oskara. Wzięła głęboki wdech...  
- Marku, czy ja cię pytam, kogo ty pieprzysz? - spytała uprzejmie, starając się zachować obojętny wyraz twarzy – Właściwie, powinnam zapytać w czasie przeszłym, bo widzę, że chwilowo masz deficyt.  
- Nie wkurwiaj mnie! - Marek zrobił krok w jej stronę. Zbiła go z tropu.
- Nie radzę – ściszyła głos, nie ruszając się z miejsca – Akos jest trochę nerwowy, kiedy wydaje mu się, że coś mi grozi.  
     Jakby na potwierdzenie jej słów, Marek zauważył, że Akos rozgląda się dyskretnie i spręża jak do skoku. Brakowało niewiele, by skoczyli sobie do gardeł. Szybka ocena postury i sprawności przeciwnika nieco jednak Marka ostudziły. Zrobił pół kroku w tył.
- W porządku – Majka posłała Akosowi uspokajający uśmiech. - Słuchaj – zwróciła się do Marka – Nie wiem, co mnie zaćmiło, ale już mi przeszło. Nie czekałam na ciebie, ale nie mam wyrzutów sumienia. Może przyjmijmy opcję, że nic między nami nie było?
- Ty mnie rzucasz? Tobie się chyba w głowie poprzewracało? - Marek zamrugał gwałtownie – Mogę ci narobić kłopotów...
- Bo więcej ci nie dam? - roześmiała się głośno – Nie rozsmieszaj mnie. Przecież ci powiedziałam, że było fajnie, ale minęło. O co ci chodzi? Myślisz, że tylko ty możesz kogoś odstawić? Marek, twój ojciec jest profesorem, więc masz tu pozycję i wzięcie, ale poza tym... - przewróciła oczami - Trochę późno to zrozumiałam, ale jednak. Nic do ciebie nie mam, ale szkoda mi czasu - wyjaśniła rzeczowo, jakby chodziło o instrukcję obsługi pralki.
- Ja też nie czekałem! - rzucił jej w odpowiedzi, tracąc panowanie nad sobą.
- To świetnie, przynajmniej się nie nudziłeś – machnęła lekceważąco ręką.
- Nie obchodzi cię to? - zdumiał się.
- A powinno?  
     Obojętność Majki podziałała na Marka jak płachta na byka. Był wściekły, ale jednocześnie... Była w tym tak pociągająca, że nie mógł jej zignorować. Zmienił taktykę. Podszedł blisko i spojrzał jej w oczy.
- Nosisz szkła kontaktowe – zauważył niskim aksamitnym głosem – Nie kłóćmy się... Mówiłaś, że było fajnie... znów może być... - założył jej za ucho kosmyk włosów.
- Marek – westchnęła z politowaniem – To na mnie nie działa. Daj sobie spokój.
- Daj mi szansę – nie odpuszczał – Spotkajmy się. Tylko ty i ja – musnął ustami jej policzek i próbował dosięgnąć ust.
- Radzę zrobić badania – westchnęła, odchylając z odrazą głowę – Przygodny seks w polowych warunkach wiąże się z długą listą ewentualnych problemów zdrowotnych. A teraz przepraszam, ale ja też mam coś do załatwienia w „Minerałach”.  
     Wyminęła oniemiałego Marka i ruszyła do Zakładu Mineralogii. Akos posłał mu ponure spojrzenie ciemnych oczu i podążył za Majką. Z satysfakcją stwierdził, że chłopak dotkliwie odczuł tę rozmowę. Wiele by dał, żeby ją usłyszeć, ale i tak dobrze się bawił.       
- Ile było tych dziewczyn? - spytała półgłosem Majka, kiedy się z nią zrównał.  
- Dwie  i pół – odparł, nie ukrywając zadowolenia – Jedna zrobiła mu laskę. Przepraszam – zreflektował się, kiedy posłała mu karcące spojrzenie.  
- Tak rozmawialiście z Oskarem? - spytała, czując ściskanie w gardle.
- Tak – przyznał.
     Pokiwała głową. Przez tę krótką chwilę Akos był sobą.  
- Zaczekaj na mnie – wskazała mu krzesło naprzeciw przeszklonych drzwi. Jeśli chciała, by czuł się przy niej swobodnie, musiała zmienić swoje podejście. Musiała zasłużyć na jego uznanie. Sam fakt posiadania Daru nie wystarczy, pomyślała.  

Rozdział 3
Warszawa. Wrzesień 2014.

     Mieszkanie wynajęte przez Helenę składało się z obszernego aneksu kuchenno-wypoczynkowego i jednej sypialni, do której wchodziło się, podobnie jak do łazienki, bezpośrednio z niewielkiego otwartego przedpokoju. Mebli było niewiele, ale mieli wszystko, czego potrzebowali: łóżko, rozkładaną kanapę, szafy wnękowe i nieźle wyposażoną kuchnię. Wracając z uczelni zajechali do sklepu meblowego i Majka kupiła lekki nowoczesny parawan, zapewniając tym Akosowi minimum prywatności. Sama zajęła sypialnię. Rozłożyła swoje rzeczy w szafie. Zabrała tylko to, co uznała za najbardziej potrzebne. Reszta została w mieszkaniu rodziców. Dla bezpieczeństwa wszystkie notatki Rosanny pozostawiła w Poznaniu. Ostatecznie to mieszkanie było chronione tylko przed śniącymi, pozostali mogli się tu włamać. Wyjrzała do przedpokoju.  Akos sprawnie rozkładał ubrania, które mu kupiła, mimo, że bardzo się opierał. Zmieszał się na jej widok.
- Potraktuj to jako umundurowanie – rzuciła, przechodząc do części kuchennej – Lepiej, żebyś się nie rzucał w oczy, a krótkie rękawki wyglądają dziwnie o tej porze roku – zakpiła – Robię kanapki. Chcesz?
- Ja mogę zrobić.
- Ty się rozpakuj do końca i podłącz nas do internetu – spojrzała na zegarek – To chcesz jeść, czy nie? Najpóźniej za godzinę powinnam być u rodziców, więc nie mamy czasu na ustalanie dyżurów w kuchni.  
- Poproszę. Tylko bez tuńczyka.
- Nie ma sprawy, kupiłam go dla siebie. Pamiętam, że go nie lubisz – roześmiała się – Jak mnie odwieziesz, to wracając, zatankuj – położyła na blacie firmową kartę płatniczą – Babci Heleny Swen z nami nie powiąże, więc te karty są bezpieczne.  
     Akos spojrzał na nią z uznaniem.  
- Zajrzę tu nie wcześniej, niż o czwartej, ale na wszelki wypadek poczekam, aż mnie przywołasz – uśmiechnęła się jednym kącikiem ust – Nie chcę was stresować.
- Bardzo dziękuję... – wyszeptał.  
     Majka odniosła wrażenie, że chciał jeszcze coś dodać, ale się wycofał. Generalnie był małomówny, a od chwili, gdy został jej ochroniarzem, prawie całkiem umilkł. Czuła jednak, że zaistniała sytuacja ciąży mu bardziej, niż się spodziewała. Miała wyrzuty sumienia, że wybrała go, nie pytając o zgodę, ale w tamtej chwili, zrobiła to instynktownie. Wiedziała, że Greg mimo przysięgi lojalności złożonej jej, pozostałby przede wszystkim lojalny wobec Oskara. Podejrzewała, że z Jeanem mogła mieć podobny problem. Johana trochę się obawiała. Był najbliższym współpracownikiem, a może nawet przyjacielem Oskara. Poza tym zbyt dużo o niej wiedział i nie czułaby się dobrze w jego obecności. Akos był jedynym możliwym wyborem.  
- Słuchaj – zagadnęła, odkładając nadgryzioną kanapkę na talerzyk – Czy wy się między sobą przyjaźnicie? Mam na myśli w pełni i nie w pełni Obdarowanych.
- Różnie... - zastanowił się – My między sobą tak, ale w pełni Obdarowani są jakby... ponad nami. Nie muszą... nie musicie się z nami przyjaźnić.  
- Ale możemy...? - drążyła.
- Jasne. Ja sam znam taki przypadek. Os... - urwał w pół słowa.
- Aha – szybko sięgnęła po kanapkę. Czyżby miał na myśli Oskara i Johana? Pewnie, że tak.      Wepchnęła do ust resztkę chleba i wstała, zabierając ze sobą talerz. Nie chciała, żeby widział jej słabość, a już czuła znajome dławienie w gardle. Zamrugała szybko, ale i tak dwie ciężkie łzy popłynęły jej po policzkach i spadły na brzeg zlewu, mieszając się z kroplami pryskającej wody. Wsparła dłonie o rant blatu i pochyliła głowę. Czemu to tak strasznie boli, załakała w myślach.
- Przepraszam, nie chciałem... - dobiegł ją cichy głos Akosa.  
- To nie twoja wina. To ja... - walczyła ze łzami – Nie rozumiem, jak to możliwe, że człowiek zdolny do przyjaźni, do poświęcania się dla innych, do ryzykowania własnym życiem... - urwała, czując, że ucisk w gardle odbiera jej głos. Wzięła głęboki wdech i otarła twarz grzbietem dłoni – Zbierajmy się – rzuciła nieswoim głosem.
     Akos wpatrywał się intensywnie w jej plecy, ale kiedy się odwróciła, zwiesił głowę, ukrywając wzrok.  
---
     Idąc po schodach, Majka odczuwała coraz większy ciężar. Nie chciała zrywać kontaktu z rodzicami, ale utrzymanie go nie było łatwe. Na dodatek teraz mieszkała tu także babcia Janina, z którą, delikatnie mówiąc, nie przepadały za sobą.  
- Baw się dobrze – mrugnęła do Akosa, kiedy stanęli przed drzwiami mieszkania i nacisnęła dzwonek.  
- Do zobaczenia – skinął jej głową.
     Odszedł dopiero, kiedy w drzwiach ukazali się rodzice Majki.  
- Twój kolega nie wejdzie? - matka Majki wychyliła się na klatkę schodową.
- Jest umówiony z dziewczyną – odparła – Poza tym, i tak nie rozumie ani słowa po polsku.
- Z dziewczyną... - zamrugała szybko i spojrzała na Majkę ze zdziwieniem.
- Nie jest moim chłopakiem, już mówiłam. Mmm, co tak pachnie? - Starała się zmienić temat – Zrobiłaś sos grzybowy? - zajrzała do kuchni – Tato! - ucieszyła się na widok ojca, podkradającego kawałki wędliny pozostałe na drewnianej desce.  Podeszła i objęła go mocno za szyję.  
- Cieszę się, że jesteś – uśmiechnął się do niej – Głodna?
- Trochę.  
     Usiedli do stołu, gawędząc na neutralne tematy. Majka cały czas miała wrażenie, że ona tu nie pasuje. Babcia Janina prawie się do niej nie odzywała, posyłając od czasu do czasu ponure spojrzenie, mama gadała, żeby gadać... Tato starał się dowiedzieć jak najwięcej o jej pobycie w Grecji. Wszyscy skrzętnie omijali temat jej niezwykłych zdolności, jak to określiła w rozmowie z nimi Helena.    
- Poprosiłam o indywidualny tok studiów – Majka położyła dłoń na przedramieniu ojca – Postanowiłam dzielić czas między was i moją biologiczną rodzinę – wyjaśniła.
- Czy to znaczy, że wrócisz na jakiś czas do domu? - spytała z nadzieją w głosie matka.  
- Na razie nie - starała się mówić spokojnie – Ale będę zaglądać do was tak często, jak się da.
- Wolałabym, żebyś jednak wróciła do domu. Jak to wygląda? Mieszkasz z chłopakiem, który w dodatku ma inną dziewczynę. Kim on w ogóle jest? - w głosie matki słychać było irytację.
- Jest kimś w rodzaju ochroniarza – westchnęła – Przecież babcia Helena tłumaczyła ci, że osoby takie jak ja, powinny mieć ochronę.
- Babcia Helena? - najstarsza uczestniczka kolacji nagle się uaktywniła – To ona jest teraz twoją babcią? - zaskrzeczała.
- Ty też jesteś – Bo bardzo ci na tym zależy, dogadywała w myślach Majka – Można mieć dwie babcie, a ja będę miała trzy, albo cztery. Co w tym złego?
- Widzisz? - Babcia Janina zwróciła się do córki, ignorując słowa Majki – Już ją przekabacili, zaświecili w oczy pieniędzmi! Mówiłam ci, że to się źle skończy! Tak to jest, jak się bierze obcego bachora!
- Mamo! - matka Majki aż podniosła głos.
     Majka tylko pokręciła głową. W gruncie rzeczy, nie spodziewała się od niej niczego innego.
- Majeczko, babcia tak nie myśli. Po prostu nie wiemy, jak się zachować. Co mamy mówić, jak ktoś nas zapyta, co u Majki? - załamała ręce.    
- To, co zwykle. Studiuje, pracuje, wyprowadziła się z domu. Mamo, jestem dorosła. Ludzie mają w tym wieku dzieci...
- No właśnie! A ty nie możesz żyć, jak normalni ludzie? Co to właściwie jest, te twoje niezwykłe zdolności?  
- Nie mogę teraz tego wyjaśnić, ale postaram się kiedyś ci pokazać – Zdradzanie istoty Daru osobom nieobdarowanym było karane tak samo surowo, jak złamanie przysięgi. Chyba, że taka osoba należała do rodziny, albo uzyskało się zgodę Mistrza. - Mamo, ja jestem normalna. Po prostu dorosłam...
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? - spytała dramatycznym tonem – Może przystałaś do jakiejś sekty?  
- Grażynko! - ojciec zmarszczył brwi – Wystarczy tego. Chciałbym w spokoju zjeść kolację z rodziną.  
     Umilkli, zerkając tylko na siebie od czasu do czasu.  
     Kolacja przeciągnęła się do późna.  
- Gdzie będę spała? - spytała Majka, kiedy pomagała sprzątnąć talerze i sztućce. Jej pokój nadal okupowała babcia Janina.    
- W gabinecie ojca jest tylko ta nierozkładana kanapa i akwarium hałasuje... – matka rozłożyła ręce – Pościelę ci w salonie.  
- Wolę gabinet. - W salonie nie da się zamknąć drzwi, pomyślała.  
     Układając się do snu, Majka dziękowała w duchu, że nie musi wracać do rodziców na stałe. Podświadomie czuła, że jej miejsce jest gdzie indziej, dalej... Nie wiedziała dokładnie gdzie, ale była pewna, że nie tu!
---
     Śnię. Siadam na kanapie i zbieram myśli. Co za ulga! Śnienie jest fantastyczne, nawet jeśli nie można na razie przenieść się w odległe miejsca. Nagle uświadamiam sobie, że gdyby mi to odebrano, to byłabym strasznie, ale to strasznie nieszczęśliwa. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego Obdarowanym tak zależy na przekazaniu Daru dzieciom. Jeśli Dar zaniknie, to nikt już nie doświadczy tego cudownego uczucia wolności. Tak, wolności! Czym są ich zasady w porównaniu z energią, którą czuję w żyłach? Rozkładam szeroko ręce. Jestem wielka! Przez chwilę rozkoszuję się tym uczuciem. A jak musi czuć się Mistrz, który ma dodatkowo nieograniczoną władzę nad całą tą społecznością? Trzeba być naprawdę silnym, żeby nie ulec pokusie... Opuszczam ręce. To ważne, kto zostanie Mistrzem.  
     Wyciągam z torby naszyjnik. Jeśli mam zanieść ten kamień do „Minerałów” to muszę go wyjąć z naszyjnika teraz. Otwieram wieczko i po chwili gładki chłodny owal spoczywa w mojej dłoni. Wygląda, jak granit, ale nie jestem w stu procentach przekonana. Oglądałam go tyle razy, że znam prawie na pamięć każdy jego centymetr kwadratowy. Ma w swojej strukturze maleńkie drobinki, takie cyrkonie. Widać je w sztucznym świetle. Ciekawe, jak wyglądałyby w słońcu? Chowam kamień do wewnętrznej kieszonki torebki. Cholera! Medalion nie daje się zatrzasnąć. Coś uszkodziłam? Zaraz, a może on nie chce się zamknąć bez kamienia? Wyciągam go i umieszczam na swoim miejscu. Medalion się zamyka. OK, teraz rozumiem. Wyciągam kamień i chowam go do torebki, a otwarty medalion wsuwam do kosmetyczki.  Czuję, że ktoś mnie przywołuje. Przez ułamek sekundy czuję dreszcz emocji... Nie, to Akos.  Zerkam na zegarek. Dopiero trzecia.  Skupiam się na nim i przenoszę do naszego prowizorycznego mieszkania. Obok Akosa stoi ta śliczna dziewczyna ze zdjęcia.  
- Wybacz, ale Manuela nie mogła się doczekać – Akos patrzy na mnie z zakłopotaniem.
- Cieszę się, że będziemy mieć więcej czasu – uśmiecham się do nich – Moja rodzina źle znosi fakt, że mieszkam osobno – żartuję, choć wcale mnie to nie śmieszy – Witaj, Manuelo – podchodzę do dziewczyny. Wiem już, że to ja powinnam odezwać się pierwsza – Bardzo się cieszę, że wreszcie się poznamy. Akos opowiadał o tobie tyle dobrych rzeczy!  
- Witaj, pani Marianno – głos jej drży – Naprawdę tak o mnie mówił? - zerka na niego z takim zachwytem i miłością, że aż mnie ściska w gardle.    
- Majka. Mów do mnie Majka. Oczywiście, gdybyś chciała mnie przywołać, to jestem Marianna Littenstein, ale zachowaj to dla siebie, proszę. - Wyciągam do niej ręce – naprawdę się cieszę, że mogę cię poznać.
- Ja też! Bardzo – przygląda mi się z zaciekawieniem – Akos mówił, że wychowywała cię rodzina nieobdarowanych. Byłam taka ciekawa, jaka jesteś...
- Manu! - Akos karci ją wzrokiem.
- To tak, jak ja! - ignoruję go – Nie znam żadnej obdarowanej dziewczyny i byłam strasznie ciekawa, jaka ty jesteś i... jak to wygląda z twojej perspektywy – dodaję – No wiesz, zasady, zakazy... - mrugam do niej porozumiewawczo.
     Manuela chichocze, a Akos przewraca oczami.
- Wiesz co? - zwracam się do niego – Umieram z pragnienia. Może mógłbyś dać nam trochę soku? Usiądziemy? - zwracam się do Manueli i wskazuję głową kanapę. Dopiero teraz widzę, że nie wyciągnęli pościeli, a może wyciągnęli, tylko już posprzątali? - Opowiesz mi o sobie?  
- Co tu opowiadać? - wzdycha – Miałam otrzymać Dar, ale to się nie udało. Rodzina mojego taty, z której pochodziła moja Obdarowana prababcia, prawie się do mnie nie odzywa...
- Nie przejmuj się – macham ręką. Skąd ja to znam? - Ja mam babcię, która mnie nie lubi. Na szczęście to ta przybrana, bo babcia Helena jest OK.
- Och! Helena, córka Rosanny? Ta, która odeszła ze Zgromadzenia? - Orzechowe oczy Manueli robią się okrągłe ze zdumienia -  Naprawdę jesteś prawnuczką Rosanny? Masz Dar Wiedzy? - w jej głosie słyszę zachwyt.  
     To zadziwiające, że dopiero się poznałyśmy, a ona cały czas mówi o Darze! Jest młoda, ładna i ma na sobie fajne ciuchy, a zachowuje się jak pozostali. Czy oni ich klonują?  
- Tak, mam go – staram się wykazać chociaż trochę entuzjazmu, żeby jej nie urazić – Masz piękne włosy. Są naturalnie kręcone? - zmieniam temat.
- Tak. Akosowi też się podobają – uśmiecha się, dotykając opadających na ramiona kosmyków.
- Trudno się dziwić – przewracam oczami.  
     Wchodzi Akos, a my obie gapimy się na niego z uśmiechami od ucha do ucha.
- Co się stało? - jest zdezorientowany.
     Chichoczemy. Kurde, jak mi tego brakowało!  
- Szczęściarz z ciebie – mrugam do niego, a Manuela się czerwieni.  
     Akos wygląda na zakłopotanego moimi słowami, ale parzy na swoją dziewczynę takim wzrokiem, że nagle czuję drapanie w gardle.  
- Gdybym miała pełny Dar, nie moglibyśmy się spotykać – szepcze cicho Manuela, jakby się chciała wytłumaczyć. Czar pryska.  
- Masz coś sto razy cenniejszego – mówię, czując, że łzy napływają mi do oczu – Masz miłość człowieka, którego kochasz. Tego nie zastąpi ci Dar, ani nic innego na świecie... - głos więźnie mi w krtani.
     Manuela wygląda na zszokowaną.
- Ale Dar jest najcenniejszym, co możemy otrzymać... - szepcze.
- Kto to wie? - odpowiadam równie cicho i wzdycham ciężko.
- Och, ty płaczesz! Sprawiłam ci przykrość? - pyta z przejęciem – Przepraszam.
- Nie, oczywiście, że nie! Nie ty! - ocieram szybko łzy – Po prostu się wzruszyłam. Kiedy na was patrzę... Jesteście taką ładną parą, taką zakochaną... - Nagle uświadamiam siebie, że ona może czuć się skrępowana tym, że mieszkamy z Akosem pod jednym dachem. - Słuchaj, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że Akos mieszka tutaj ze mną? Po prostu mnie chroni...
- Och! - znów w jej oczach widzę zdumienie. Zerka nerwowo na Akosa.
- Manuela nie przywykła by ktoś z pełnym Darem tłumaczył się przed nami – wyjaśnia mi – Oczywiście, że nie ma nic przeciwko temu. Wie, że mamy umowę, i że kocham tylko ją – ujmuje jej dłoń i całuje delikatnie.  
- Na pewno? - zwracam się do niej. Cholera, znowu gafa! Skąd ja mam się tego wszystkiego dowiedzieć? - Wiesz co? Chciałabym, żebyś czasem ze mną porozmawiała. Oczywiście, kiedy masz na to czas i ochotę. Tak mało wiem o waszym życiu. Ja nie należę do Zgromadzenia i babcia Helena też nie, więc nie mam się od kogo dowiedzieć... - Moje źródło informacji odeszło, łkam w myślach. Odeszło, bo je wyrzuciłaś z domu i ze swojego życia, przypomina mi się.
- Ale teraz wrócisz do nas? - Manuela uśmiecha się do mnie promiennie.
- Zobaczymy... Może, jak skończę dwadzieścia jeden lat?  
- Ja już skończyłam – Manuela nagle smutnieje i spuszcza wzrok.
- O co chodzi? - nie rozumiem.  
- Mówiłem ci, że moja rodzina ma wobec mnie oczekiwania – Akos uprzedza Manuelę w wyjaśnieniach – Chciałem się oświadczyć, ale mój ojciec nie wyraża zgody.
- Jesteś pełnoletni – marszczę brwi – Ty też – zwracam się do Manueli – Skoro się kochacie, to... Wiecie przecież, że jest „furtka”. - Kto wie to lepiej ode mnie?  
- Mówiłem o tym Manueli – Akos znów bierze ją za rękę.
- A ty byś tak zrobiła? - Manuela przełyka głośno ślinę i wpatruje się we mnie z napięciem.
- Wierz mi, że gdyby mój ukochany był gotów na takie poświęcenie dla mnie, to nie zawahałabym się ani przez chwilę!  - Czuję w piersi ciężar.
     Akos patrzy na mnie dziwnie. Mam wrażenie, że pobladł. Ależ on kocha tę dziewczynę. Mam ochotę uściskać ich oboje. O, nie! Znów zbiera mi się na płacz.  
- Powinnam wracać – czuję, że potrzebują zostać sami. Zresztą, co im po takiej chlipiącej babie, gderam w myślach. - Jesteś tu zawsze mile widziana. Tu i w Poznaniu - ściskam Manuelę.  
     Wracam do mieszkania rodziców. Mam jeszcze prawie godzinę, ale chyba się obudzę? Sprawdzam medalion i kamień. Leżą tak, jak je zostawiłam.  
---
     Majka obudziła się z trudem. Głowa jej ciążyła. Może powinna raczej zapaść w sen? Choć na dwie godziny? Sięgnęła po kamień.
- Kurwa! - zerwała się z łóżka.  
     Kamień zniknął. Odszukała medalion. Był zamknięty i ciężki, jakby kamień wrócił do jego wnętrza.  
- Co do jasnej cholery? - zaklęła, oglądając klejnot ze wszystkich stron.  
     Ułożyła się na łóżku i przymknęła oczy, ściskając medalion w dłoni.  
---
     Śnię. Medalion pozwala mi się otworzyć. Oczywiście kamień leży w środku. Jeszcze raz oglądam wszystko dokładnie. Kiedy on wraca? Kiedy pozostawiam go bez opieki, czy kiedy się budzę? Wyjmuję kamień i kładę go na biurku taty. Obok otwarty medalion. Na chwilę przenoszę się do Poznania, do „swojego” pokoju i wracam. Nic się nie zmieniło. Leżą oba tak, jak je zostawiłam. Muszę się obudzić. Sprawdzam na komórce godzinę i czas wschodu słońca. Mam jeszcze prawie czterdzieści minut.  
---
     Majka otworzyła oczy i natychmiast spojrzała na biurko. Kamień zniknął we wnętrzu medalionu.  
- Tu cię mam! - ucieszyła się.
     Przymknęła oczy.  
---
- I co ja mam z tobą zrobić? - mamroczę do siebie.
     Oglądam jeszcze raz medalion i kamień. Jak mam go dać do analizy, kiedy nie mogę go wydobyć do realnego świata? A może zaniosę go do jubilera i każę przepiłować? Nie! Tego nie zrobię. Może Akos coś by podpowiedział, ale wolę mu nie zdradzać swojego pomysłu. Pewnie by zaprotestował, choć wątpię, bo przecież mam pełen Dar, więc mu nie wolno. Przewracam oczami. W każdym razie chcę sobie oszczędzić jego ględzenia. Zresztą ma swoje sprawy na głowie. Poza tym, nie jestem pewna, czy to legalne, a on niestety może być potencjalnym źródłem informacji dla Zgromadzenia. Jak mu każą złożyć przysięgę, to mają mnie na widelcu. Kurde, że też wcześniej o tym nie pomyślałam! Muszę uważać, co mu mówię.  
     Wracam do medalionu. Czas ucieka, a ja nie wiem, jak to diabelstwo działa! Wyjmuję kamień i obracam go w dłoniach. Przypomina mi kamyki, które układałam na plaży... Podnoszę głowę i wpatruję się w nieruchome rybki w akwarium. Śpią? Z filtra wydobywa się mnóstwo drobnych banieczek powietrza i wędruje ku powierzchni. Ile bym dała za to, żeby tam być? Na tej plaży, w tej turkusowej głębi... Ciekawe, czy moja piramida z kamyków jeszcze tam jest?  
     Odrywam się od tych myśli. Zamiast się skupić, ja marzę! Chyba kompletnie odebrało mi rozum! Zerkam na zegarek. Niedobrze, dwadzieścia minut! Co zrobić, żeby kamień nie mógł wrócić? Wpatruję się tępo w wodę i nagle mnie olśniewa! O mój Darze, zaczynam cię lubić!

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 5508 słów i 30629 znaków.

Dodaj komentarz