Meteory. Po zachodzie słońca 7

Rozdział 11

Warszawa. Lipiec 2014
     Majka weszła do mieszkania pierwsza. Marek podążył za nią, zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz. Przełknęła ślinę, czując, że ogarnia ją coś pomiędzy lękiem, a podnieceniem.  
- Chodź do mnie – Przyciągnął ją do siebie.
- Marek, ja... - urwała, czując jego usta tuż przy swoich. Przymknęła oczy i pozwoliła się całować. Powoli jej wątpliwości gdzieś ulatywały. Marek dobrze całował. Za dobrze! Dotarło do niej, że musiał mieć duże doświadczenie, skoro tak łatwo sobie z nią poradził. Odegnała te myśli. Nie musiał sobie radzić. Zgodziła się właściwie sama... Jego język krążył w jej ustach, nie pozwalając się skupić – Marek – jęknęła, odchylając głowę w tył – To nasza pierwsza randka!    
- Przecież tego chcesz – jego głos był aksamitnie niski, seksowny – Chcesz tak samo mocno, jak ja.
     Dłoń Marka sunęła po jej plecach w dół. Chciał się z nią kochać! Pragnął jej! Znów sięgnął do jej ust. Odpowiedziała mu głębokim westchnieniem. Tym razem poczuła go głębiej, aż na podniebieniu, poruszał się... w przód i w tył... jak... Och!
- Położę to tutaj – wyszeptał do jej ust, kładąc coś na stoliku pod lustrem. Kluczyki? - Gdzie twój pokój?
     Wskazała mu drzwi. To stanowczo za szybko, przemknęło jej przez myśl, kiedy poprowadził ją w tamtą stronę. Nie miała jednak czasu by zaprotestować. Marek znów natarł. Tym razem skupiając się na jej szyi i obojczykach. Odchyliła głowę, czując, że nogi jej miękną. Dobrze, że nie odsłoniłam zasłon, pomyślała. Zapięcie suwaka powolutku przesuwało się w dół. Sukienka rozchylała się...  
- Wiedziałem, że nie masz stanika – wychrypiał, obejmując jej piersi dłońmi.  
     Spojrzała w dół w chwili, gdy obejmował ustami twardniejąca brodawkę. Krzyknęła cicho. Była zgubiona! Ssał mocno, ale nie tak, by sprawić ból. Jęczała. Podniecenie wywołane pieszczotą spływało jej między nogi, pulsowało... poczuła wilgoć. Zacisnęła uda, by to powstrzymać. Nadaremnie!
- Pięknie! - Marek oderwał głowę od jej piersi i przyjrzał się swemu dziełu. Sukienka opadła na podłogę. Po chwili dołączyła do niej męska koszulka.  
     Majka z zachwytem patrzyła na opalony tors i umięśnione ramiona. Przymknęła oczy. Czy widziała kiedyś tak pięknie zbudowanego mężczyznę? Widziała. Nie! Nie chciała o nim myśleć, nie teraz! Potrząsnęła głową, odpędzając nieproszone wspomnienia.  
- Au! - Ugryziona delikatnie brodawka zabolała.
     Marek popchnął ją na łóżko. Ujrzała go nad sobą. Rozpinał spodnie nie spuszczając z niej wzroku. Uniosła się na łokciach. Cholera! Gumki!
- Nie zabezpieczam się... - wyjęczała.  
- Tak myślałem – roześmiał się chrapliwie i sięgnął do kieszeni. Mała paczuszka prezerwatyw wylądowała na łóżku obok niej.
- A więc, to było przesądzone? – wyszeptała – Czy po prostu nosisz je zawsze przy sobie?
- A którą odpowiedź wolisz? - pochylił się, zsuwając spodnie razem z bielizną.  
     Przyzwoiciej byłoby powiedzieć, że drugą, pomyślała, ale pierwsza bardziej jej się podobała.  
- Pierwszą – szepnęła.            
- To było przesądzone – wsunął dłonie pod jej majtki i pociągnął je w dół – Są mokre!  - nawet nie starał się ukryć zadowolenia.  
     Czuła, że uda jej drżą. Jak to będzie? Jak go poczuję? Czy tak jak Oskara? Kurwa, co ja wygaduję?  
- Hej, co jest? - Marek trzymał w dłoni gumowy krążek – To chyba nie pierwszy raz?
- Nie...  
     Przymknęła oczy i rozchyliła odrobinę nogi. Silna dłoń spoczęła na jej udzie, przesunęła się w górę. Poczuła przyjemne mrowienie.  
- Odpręż się – Marek ukląkł nad nią. Poczuła na twarzy jego oddech. Zarzuciła mu ręce na kark i rozchyliła usta. Pocałunek był mocny i długi. Nagle poczuła, że wsuwa w nią palec i zamarła. Poruszał nim. Rozpłynęła się, oddychając głęboko. - Podoba ci się? - wydyszał po chwili.
- Mhm – policzki jej pulsowały.
     Marek naparł na nią niespodziewanie. Rozchyliła odruchowo uda i przyjęła go z głośnym jękiem. Wypełnił ją, zapierając na chwilę dech.  
- Dobrze? - pchnął biodrami w przód.
- Tak – stęknęła z wysiłkiem.
- Otwórz oczy. Chcę, żebyś na to popatrzyła – wychrypiał, wysuwając się powoli.
     Z ociąganiem zrobiła to, o co prosił. Między dwoma ciałami tkwił jego członek w całej okazałości. Prezerwatywa lśniła od jej wilgoci. W niemym zdumieniu patrzyła jak się w nią zagłębia. - Ufff !
- Ale jesteś ciasna. Lubię tak – uśmiechnął się do niej, po czym znów ruszył w górę – To może szybciej?
     Rzeczywiście zaczął się poruszać rytmicznie w górę i w dół, rozpychając się w jej ciele. Miała wrażenie, że w miejscu, gdzie ich ciała trą o siebie, skumulowała się cała ich energia, że zaczyna pulsować i drżeć. Jęknęła. Marek przyspieszył, dysząc ciężko. Jestem ciasna, dotarły do niej jego słowa, no tak, robię to drugi raz w życiu... trzeci... chyba...  
     Nagle jej myśli poszybowały daleko. Wydało jej się, że pokój się kołysze... fale szumią...
- Skup się! - głos Marka zabrzmiał tuż przy jej uchu.  
     Jego pchnięcia były coraz szybsze i mocniejsze. Zaciskała się wokół jego członka. Pokonywał opór jej ciała, sprawiając ból. Jęczała głośno.  
- No dalej, mała!  
- Nie mogę. Za mocno!
- Postaraj się – zwolnił, dając jej wytchnienie – Prawie wystrzeliłem.
     Sięgnął dłonią w dół, do jej łechtaczki. Poczuła przyjemny ucisk.  
- Odpręż się. Zaraz ci będzie dobrze... - niski tembr jego głosu sprawił, że odnalazła właściwą drogę. Odetchnęła głęboko.  
     Miarowe, posuwiste ruchy Marka zaczęły sprawiać jej rozkosz. Przymknęła oczy i czekała na nadchodzącą falę. Marek oddychał coraz szybciej i płycej. Wygięła się lekko, rozchylając uda szerzej. On przestał drażnić jej łechtaczkę, skupiając się na pchnięciach. Napięcie rosło. Jej ciało błagało o ulgę, jej umysł o spełnienie. Jęczała głośno przy każdym pchnięciu, czekając... czekając...
     Marek wbił się w nią z całych sił i znieruchomiał. Krzyknęła. Po chwili poczuła pulsowanie i kilka konwulsyjnych pchnięć. Przygniótł ją na moment do materaca. Dopiero po chwili uniósł się na łokciach, uginając równocześnie jedno kolano.  
     Majka odrzuciła głowę i zamknęła oczy. Próbowała zapanować nad kłębiącymi się w jej wnętrzu emocjami. Było dobrze... ale nie tak... nie tak jak wtedy...  
- W porządku? - w głosie Marka pobrzmiewała podejrzliwość.
     Pokiwała głową nie patrząc nie niego.
- Było dobrze – wyszeptała.  
- Na pewno?
- Tak. Jestem wykończona! - stwierdziła zgodnie z prawdą.
- To super! Podobasz mi się w takim stanie.  
     Wysunął się z niej ostrożnie, przytrzymując prezerwatywę. - Nie chcemy kłopotów – wymamrotał pod nosem, zawiązując ją w supeł.  
     Cholera, zupełnie zapomniała o ginekologu! Powinna sprawdzić wynik. No i jeszcze pobrać krew! Zastanowiła się. Można się czymś zarazić przez sen? Bzdura! Ale skoro można stracić cnotę albo zabrać kartkę papieru...?
- Nad czym dumasz? - Marek nachylił się niespodziewanie i pocałował ją w usta.
- Zastanawiam się, jak to się stało, że wylądowałam z tobą w łóżku na pierwszej randce? - skłamała. - Ja nie jestem taka.
- Jaka?
- Łatwa – wypaliła bez zastanowienia i zaczerwieniła się aż po cebulki włosów.
- Nie pomyślałem tak – uśmiechnął się do niej.
- Mam nadzieję – wymamrotała.  
- Masz coś do picia?
- W lodówce. Przyniosę ci. - Usiadła na łóżku, pociągając za sobą prześcieradło. Podniosła z podłogi sukienkę i narzuciła ją na siebie, zostawiając na plecach otwarty suwak. - Łazienka jest tam – wskazała Markowi drzwi, widząc, że się rozgląda.
     Zabrał z podłogi swoje ubranie i poszedł we wskazanym kierunku.  
     Dziwnie się czuła, nalewając sok do dwóch szklanek. Wtedy w nocy było wspaniale. Czuła się jak na haju, w euforii, cała płonęła, a potem... ulga i błogostan nie do opisania. Dlaczego tym razem się tak nie było? Przecież chciała, a Marek wiedział co robi. Znał się na rzeczy.  
     Wszedł do kuchni w chwili, gdy odstawiała karton do lodówki. Położył jej dłonie na łopatkach, a potem przesunął je w dół na pośladki.
- Masz fantastyczny tyłek. Powinnaś nosić szorty – pocałował jej nagie ramię.
- Noszę czasem – roześmiała się. To jasne, że na zajęcia nie, więc nie mógł ich widzieć.
     Marek sięgnął po sok i wypił prawie cały dużymi łykami. Patrzyła jak jabłko Adama na jego szyi porusza się rytmicznie, a płyn ze szklanki znika.  
- Muszę lecieć – odstawił szklankę i nachylił się, by ją pocałować.
- Kiedy masz lot? - spytała, choć wolałaby spytać czy się zobaczą przed jego wylotem?
- Jutro w nocy. Zadzwonię rano. Może uda mi się wpaść do ciebie?  
- Byłoby fajnie – starała się, by wypadło to obojętnie.
- Byłoby fajnie? - w jego głosie zabrzmiało niedowierzanie  
- Bardzo... - dodała szeptem, nie patrząc mu w oczy.
- Tak lepiej – klepnął ją lekko w pupę.
     Odprowadziła go do drzwi, a kiedy wyszedł, poczuła dziwną ulgę. Skąd to poczucie winy? Wściekała się na samą siebie. Zdobyła swój Mount Everest, a zamiast satysfakcji czuła zawód, jakby odkryła, że w rzeczywistości jest zrobiony z plastiku.  
- Jestem przecież wariatką – pokazała język swojemu odbiciu w lustrze w przedpokoju i pomaszerowała po majtki. - No, te to chyba do prania? – gderała, zbierając wciąż wilgotną bieliznę – O, kurde!
     Na łóżku leżało pudełeczko z pozostałymi dwiema gumkami. Zastanawiała się chwilę, po czym upchnęła je w torebce. Mama czasem pożyczała od niej ołówki albo inne drobiazgi, ale torebka była bezpieczną strefą. Wyciągnęła też z małego plastikowego kosza w łazience zużytą prezerwatywę zawiniętą w papier toaletowy i schowała ją na dno wiaderka ze śmieciami. Nie miała ochoty tłumaczyć się rodzicom. Zresztą, nie bardzo była w stanie wyobrazić sobie taką rozmowę z ich udziałem. Nie była również w stanie wyobrazić sobie, co mogłaby im powiedzieć.

Rozdział 12

Warszawa. Lipiec 2014
     Wnętrze „Bollywood Lounge” urządzone było zgodnie z tym, co sugerowała nazwa. Musiała przyznać, że spodziewała się nawet czegoś gorszego.  Rozejrzała się dyskretnie po sali, szukając osoby, mogącej odpowiadać wiekiem i profesją wróżce Judycie. Po lewej stronie zauważyła przy stoliku kobietę około sześćdziesiątki, pijącą samotnie herbatę. Miała na sobie szal w krzykliwych kolorach i dziwne, pobrzękujące bransoletki na kościstych nadgarstkach. Na stoliku, obok imbryka leżała książka z zakwefioną kobietą na okładce. Może to ona, pomyślała? Jednak kobieta po pierwsze była zbyt młoda, a po drugie, nie wyglądała na oczekującą spotkania.  
- Dzień dobry. - powiedziała, podchodząc do kontuaru i uśmiechnęła się do stojącej za nim młodej kobiety – Jestem tu umówiona z... - zastanawiała się, czy użyć słowa wróżka. Ostatecznie poszła na kompromis – Z pewną kobietą, która przedstawia się  jako wróżka Judyta. Podobno jest tu stałą bywalczynią?
- Ach, z Judith? - kobieta roześmiała się i wskazała głową kąt sali - Siedzi tam.
     Majka dopiero teraz zauważyła dwie eleganckie starsze panie rozmawiające o czymś półgłosem. Zanim zdążyła się zastanowić, czy ma po nich podejść, czy nie, jedna z nich wstała, podała drugiej dłoń i wziąwszy z oparcia torebkę, odwróciła się w stronę Majki. Zaskoczył ją smutek w jej oczach. Jednak nie miała czasu na rozważania, bo kobieta minęła ją bez słowa, a ta, która pozostała przy stoliku, kiwnęła na Majkę ręką. Miała długie siwe włosy zwinięte w kok w kształcie banana. Dyskretny makijaż doskonale podkreślał resztki jej urody. Kiedyś musiała być pięknością, przemknęło Majce przez myśl. W jej uszach połyskiwały szafirowe kolczyki, dobrane do błękitnej jedwabnej sukieneczki w stylu chanel. Sprawiała wrażenie pewnej siebie, wręcz dystyngowanej. Onieśmielała.
     Podchodząc do stolika Majka odruchowo dygnęła.
- Dzień dobry. Nazywam się Maja Nowakowska – zaczęła - Pani Judith Banch?  
- Zgadza się. Jeśli dobrze rozumiem, to nie chodzi o wróżbę? - Miała ładny głos, który brzmiał jednak dość ostro.
- Nie, nie! - potrząsnęła głową – Chcę porozmawiać o snach. O bardzo realnych snach...
- Skąd masz mój telefon? - Starsza pani przyglądała się Mai bez sympatii.
- To długa historia – westchnęła.
- Nie mam czasu na wygłupy. Jeśli to miało być zabawne, to chyba ci nie wyszło – fuknęła gniewnie. Wyglądało na to, że zamierza odejść.
- To nie są żadne wygłupy – oburzyła się  – Po prostu przydarzyło mi się coś... No, mniejsza o to. Znalazłam pani nazwisko i numer w kartach mojej psycholog. - Mówiła szybko, licząc, że kobieta się zatrzyma.
- Wyjdźmy stąd – rzuciła tamta i nie czekając ruszyła do wyjścia.
     Chcąc nie chcąc Majka podreptała za nią. Kobieta szła dość szybko, ale nie na tyle, by zwracać na siebie uwagę. Idąc, od czasu do czasu zerkała na wystawy, jakby sprawdzając, czy ktoś ich nie śledzi. Mam paranoję, pomyślała Majka, ale nie odważyła się odezwać. Dopiero, kiedy przeszły przez ulicę i znalazły się przed witryną z napisem „Croque Madame”, odzyskała nieco pewności siebie.
- Proszę pani... - zaczęła, ale kobieta weszła do kawiarni, rozejrzała się i wskazała Majce stoliczek w rogu niewielkiej sali.
- Zamówmy coś. Kawa z mlekiem i torcik malinowy dla mnie. Co zjesz? - spojrzała na nią wyczekująco.  
- Dla mnie to samo – wykrztusiła.
- To jak zdobyłaś moją kartę? - spytała, kiedy usiadły naprzeciw siebie.
- Nigdy mi pani nie uwierzy... - załamała ręce.
- Założymy się? - Po raz pierwszy na twarzy kobiety pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. - Słucham.
- Zabrałam ją z gabinetu w nocy. Zrobiłam to przez sen – powiedziała i umilkła czekając na reakcję swojej słuchaczki.
- Ooo, to ciekawe. Lunatykujesz?
- Nie. - odpowiedź zbiła Majkę z tropu – Zrobiłam to we śnie – poprawiła się – Wiem, jak to brzmi, ale w pani karcie było...
- Nieważne, co było w mojej karcie. - przerwała jej kobieta - Nie powinnaś mieć do niej dostępu.  
- Wiem, ale...
- Posłuchaj, cwaniaro – starsza pani ściszyła głos do szeptu – Powiedz swojemu Mistrzowi, że nawet on nie stoi ponad prawem. Zgłoszę naruszenie prywatności jeszcze dziś w nocy i dopilnuję, żeby Rada cię ukarała. Nieważne z czyjego polecenia działasz. Niech sobie nie myśli! - odchyliła się na krześle i drżącą ręką ujęła filiżankę.
     Majka zaniemówiła z wrażenia. Naruszenie prywatności? Zgoda, ale Mistrz? Rada?
- Ja nie rozumiem... - wydukała – Bardzo panią przepraszam, ale nie miałam pojęcia, że mogę ją zabrać... To znaczy, podejrzewałam, ale sama pani przyzna, że to niedorzeczne. Prawda? - patrząc na minę kobiety, nie była już tego taka pewna.
- Chcesz mi wmówić, że nie wiesz, co się stało? - spytała starsza pani z drwiną – Że masz pełen Dar i nic o tym nie wiesz?
- Ma pani na myśli te dziwne sny?
- Tak, mam na myśli świadomy sen z zachowaniem fizyczności, czyli pełen Dar albo bycie w pełni Obdarowaną. Jak zwał tak zwał – wbiła w Majkę surowe spojrzenie – Nie wiesz, o czym mówię?
- Nie bardzo mam pojęcie – przyznała – Liczyłam, że pani mi to jakoś wytłumaczy, bo psycholog potraktowała mnie jak czubka i zaczęła analizować moje stosunki rodzinne! - zaczynała tracić cierpliwość – Nie wiem, co się dzieje! Nie rozumiem tego, a na dodatek... - wyhamowała w porę. Nie miała zamiaru opowiadać nieznajomej kobiecie o Oskarze.
     Judith Banch zamyśliła się. Jeśli to nie była prowokacja ze strony Mistrza, to dziewczyna mogła mówić prawdę. Może była podobnym „przypadkiem”, jak ona?  
- Znasz Swena? - spytała znienacka.  
- Swena? Nie. Kto to jest? Powinnam go znać? - Majka postanowiła przejść do ataku – Proszę mi to wyjaśnić. Proszę...
- Nie tak szybko – ostudziła ją Judith – Najpierw muszę się dowiedzieć, kim jesteś.
- Mówiłam pani, nazywam się Maja Nowakowska, a właściwie Marianna, ale nie używam tego imienia. Nie lubię go.
- Zostałaś adoptowana?  
- Nie! Skąd pani to przyszło do głowy? - oburzyła się, ale pytanie napełniło ja dziwnym niepokojem. Jako dziecko miewała takie myśli.  
- To jedyne logiczne wytłumaczenie. Oczywiście, jeśli mówisz prawdę?
- Mówię. Przysięgam, że mówię prawdę – zapewniła gorliwie.
- Przysięgniesz na Dar, który w sobie nosisz? - spytała Judith, ale zaraz klepnęła się w czoło ręką – Oczywiście, że tak, bo nie masz pojęcia, co to znaczy. Słuchaj, jeśli kłamiesz, a złożysz taką przysięgę, to spotka cię straszna kara. Nawet nie wiesz, jak straszna! - dodała śmiertelnie poważnym tonem.  
- Przysięgam na Dar, który w sobie noszę, że powiedziałam pani prawdę! - wyrecytowała bez zająknięcia - Potrafię przez sen iść do miejsca, które wybrałam, podnieść albo zabrać przedmiot, podobno też przywołać człowieka, który naprawdę istnieje i... - zawahała się, czując, że jej policzki przebierają purpurowy odcień – Niektóre rzeczy ze snu mają wpływ na moje ciało – wybrnęła.  
- Och! Przywołałaś kogoś? Kto to był? - spytała z zaciekawieniem Judith.
- Mężczyzna, którego zobaczyłam na przystani. Byłam na wakacjach... - Cholera! Czy ta przysięga jeszcze działa?  - Nazywa się Oskar Lowrens.  
- Co?! C-c-co?! Jak go nazwałaś? - Starsza pani o mało się nie zakrztusiła.
- Oskar Lowrens. Tak mi się przedstawił – wyjąkała, przestraszona jej reakcją – Powiedział, że jego dziadek, chyba Maxymilian Lowrens,  jest właścicielem katamaranu „Insomnia”. Byłam na nim we śnie, a potem odnalazłam go w internecie. Mówił prawdę... O boże, co ja plotę? Mówił to w moim śnie!
- Cicho! - Judith wyciągnęła dłoń w jej stronę, jakby chciała ją uciszyć - Milcz!
     Majka umilkła i skuliła się w sobie. Judith Banch wyglądała na skonsternowaną. Nazwisko Lowrens to sprawiło. Co to mogło oznaczać dla niej? Poczuła, że zaschło jej w gardle, ale bała się nawet głośniej odetchnąć, a co dopiero sięgnąć po filiżankę?
- Byłaś z Oskarem? - spytała wreszcie kobieta.
     Pokiwała głową, ale nie odważyła się odezwać.
- Wiesz, co mam na myśli? - Judith uniosła znacząco brwi.
- Tak – wyszeptała, spuszczając wzrok.
- Co tak?! Tak, wiem, czy tak, byłam z nim... w TYM sensie.
- Proszę pani, chyba nie powinna pani o to pytać –  Majka zdobyła się na oburzenie.  
- No, mniejsza z tym - Judith wbiła w nią srogie spojrzenie – A on wiedział, że masz pełen Dar? Nie. Skoro ty nie wiesz, to skąd? - odpowiedziała sama sobie – Zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Przywołałaś go, nie wiedząc, że to potrafisz?  
- Tak.
- I po prostu się zjawił?
- Tak.  
     Zapadło milczenie. Judith Banch zmarszczyła brwi i intensywnie nad czymś się zastanawiała. Wreszcie spojrzała Majce w oczy. - Poszliście do łóżka – powiedziała cicho. W jej głosie pobrzmiewało współczucie, które podziałało na Majkę ośmielająco.  
- No, nie od razu. Na trzeciej rand... W trzecim śnie. Kurde! Ja nie wiedziałam, że we śnie to się liczy. To znaczy, myślałam, że to sen, a to się stało naprawdę. Poszłam do ginekologa i on zaczął podejrzewać, że ktoś mi podał narkotyki - łzy popłynęły jej po policzkach. Czuła się taka zagubiona i zawstydzona jednocześnie.  
- Nie płacz – Judith sięgnęła do torebki i podała Majce chusteczkę – A co on na to?  
- Nie wiem. Chyba próbował mnie przywołać, ale byłam zajęta tą kartą – Nagle przypomniała sobie leki i dziwne odczucia – I wzięłam leki...
- Leki? Walerianę? - Judith wyglądała na wstrząśniętą. - Ta psycholog ci to dała?
- Tak. Zapytała swojego kolegę, tego, który jej przysłał pani kartę. One są okropne!
- Nie możesz do niej wrócić i nie bierz nigdy waleriany! – głos Judith zadrżał – Wie, gdzie mieszkasz?
- Podałam swoje dane w przychodni – przyznała z niepokojem – To źle? O co chodzi?
- Nie powinnaś wracać do domu. W każdym razie nie na noc.  
- Ale... Co pani mówi? Dlaczego? - Majce wydało się, że świat wokół niej zaczyna wariować – Nie! To jakaś głupota! Opowiada mi pani jakieś niestworzone historie o nadprzyrodzonych mocach i ja mam to kupić? Co to jest? Jakieś gwiezdne wojny? Niech moc będzie z tobą? - zakpiła.  
- Widzę, że nie masz pojęcia, o czym mówisz! No cóż, zobaczymy, czy to czasem ty nie próbujesz mnie wystawić na próbę. - Judith Banch wyglądała na urażoną – To ty do mnie zadzwoniłaś, więc... - wstała ze swojego miejsca – Zobaczymy. Marianna Nowakowska, tak?  
     Majka kiwnęła głową i również wstała. Jej wybuch był reakcją na stres, formą samoobrony przed czymś, czego nie mogła pojąć. I wcale nie była pewna, czy chce dalej rozmawiać z tą kobietą.  Jednak ciekawość przemogła jej obawy.
- Czy ten Oskar jest dla mnie niebezpieczny? - spytała – Czy to dlatego nie powinnam być sama w domu?  
- To zależy, co rozumiesz przez „niebezpieczny” - odparła tamta z zagadkowym uśmiechem. - Być może dowiesz się wszystkiego jeszcze tej nocy...
- Słucham?
- Do zobaczenia po zachodzie słońca – rzuciła Judith, kierując się do wyjścia – Jeśli mnie nie okłamałaś – dorzuciła groźnie.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4045 słów i 21787 znaków.

2 komentarze

 
  • animeanime

    Kanarek kanarek mire

    20 sty 2016

  • ANITA

    Ciekawe co będzie dalej :) czekam hihi :)

    16 sty 2016