Bóg , Alkohol , i Kobiety cz 3

Jej wyraz twarzy, nie wyrażał żadnego wzruszenia.  
- Siema – odpowiedziała jakby od niechcenia. Po czym dalej, jakby nie zwracając uwagi, na moją obecność przyklejała te pieprzone naklejki na tą pieprzoną skrzynkę.  
Czy ona nie rozumie? – Zastanawiałem się nad tym obserwując ją.  
Czy ona naprawdę nie widzi? Żaden facet nie przychodziłby do dziewczyny, jeśli ta była by mu obojętna. A może robi to specjalnie? Tak, na pewno robi to specjalnie. Na pewno ma to gdzieś.  
- Jak tam ?- spytałem ukrywając zrezygnowanie.  
- Spoko – odpowiedziała nawet nie odwracając się w moja stronę.  
Nawet nie przerwała przyklejania tych pieprzonych naklejek.  
Ogarnij się kobieto – miałem ochotę aż to wykrzyczeć. Nic nie powiedziałem popatrzyłem tylko na nią w milczeniu. Cała Graśka.  
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo lubię te twoje narzekanie. Typu .- Ej…myślisz że ? , albo - Ja to mam pecha.  
- Heh… - westchnąłem z uśmiechem.  
Spojrzała na mnie. – Co się śmiejesz? – spytała wybijając mnie z nirwany. – Co?, nie nic – odpowiedziałem. – Aha – odpowiedziała po czym odwróciła się przed siebie.  
Stałem tak bez ruchu. Widząc beznadziejność sytuacji, wyciągnąłem z kieszeni telefon.  
Zegar w telefonie wskazywał , szóstą trzydzieści.  
- Idę – powiedziałem zdając sobie sprawę, ze dalsze przebywanie tu nie ma większego sensu.  
- Nara – Odpowiedziała bez emocjonalnie..  
Odszedłem od stolika w przy którym pracowała.  
Ruszyłem przed siebie. Z głową opuszczoną w dół. Czułem się jak pokonany bokser w najważniejszej walce swojego życia. Nie wiedziałem jeszcze wtedy ze prawdziwy nokaut nastąpi dopiero parę tygodni później.  

Czas na Reklamę.......  

- Julio ! ! Julio !!  
- Spierdalaj natrętny chamie  

Miłość w dwudziestego pierwszego wieku.  

Po Reklamie....  

- Te ohydne regały – pomyślałem przekraczając próg magazynu. – Pieprzone !!!kurwa regały.  
Wsiadłem do mojego stila, rocznik dwa tysiące dziesięć i odpaliłem. Niczym w samolocie włączyły się te wszystkie śmieszne błyskotki. W telefonie ustawiłem , ACDC i ruszyłem do pracy.  

Czas Upływał…  

W oczekiwaniu na kolejne zamówienie, rozwaliłem się wygodnie na i wózku. Na podłodze leżała jakaś biała poniszczona karta z opisem towaru. Odwróciłem ja nie zamalowaną stroną i zacząłem coś bazgrać.

Szary pracownik…  

Dużej fabryki  
Głośno przeklina  
Ma złe nawyki  

Robotą rzyga  
Od samego rana  
Gorliwie się  
Modli  
Do swego  
Pana  

By się zlitował  

I przerwał  
Cierpienie  

By..  

Nie dopadło go  
Ogłupienie  
……………  
Ciężko mój boże  
O to życzenie  


- Dawid ! – Dawid !! – przerwała moje pisanie Paulina. – Tu! jestem – odkrzyknąłem.  
Rzuciłem kartkę na podłogę. Podeszła do mnie.  
Wyglądała, dość zabawnie w tym kasku który każą nosić wszystkim na magazynie.  
Oczywiście my, my magazynierzy mamy to gdzieś.  
Jak ma mi coś rozjebać łeb to kask mnie przed tym nie uchroni , co najwyżej będę bardziej groteskowo w tym wyglądał, gdy przyjedzie karawan.  
- Dawid ściągnij mi. - już? teraz ? - przerwałem jej żartując.  
– głupol – rozbawiła się.  

Po jakiś pięciu minutach, wykonałem to o co mnie prosiła. Obserwowałem jak targa paleciakiem to co jej zdjąłem.  
– hmmm – ale ona ma zgrabne ciało. Podniosłem kartę z podłogi i dalej bazgrałem. Nic nie potrafiłem wymyślić. Dopadła mnie myśl o Graśce.  
– to bezsensu – powiedziałem do siebie. Jakby sam sobie odpowiadając na swoje myśli.  
Wpatrywałem się w tą kartkę. Trzymając długopis w ustach. Pewnie z obserwacji innej osoby wyglądałem na inteligenta. Nic podobnego.  
- Siesta !!! – zawołał do mnie Bąbel. Odwróciłem się w jego stronę. Długopis wyjąłem z ust i położyłem na wózku.  
- Już idę – odpowiedziałem. Wziąłem kartkę z powrotem i dopisałem  

Już jest  
Dziesiąta  
Chwila oddechu  
Od tego szaleństwa  
Tego pośpiechu  


Kanał 1 : Krystyna Czóbówna - Stado zgromadziło się w jednym miejscu by wspólnie konsumować.  

Hasło : Czy to pierwsza …czy to druga…zmiana. Jest godzina grania w pana.  

- Rozdawaj!! – powiedziałem do kumpla podając mu karty do gry. Siedzieliśmy po turecku, pociskając pierdoły i grając w karty.  
– heh – mimo że ta rzygam czasem to pracą. To tak do niej przywykłem że los mi dał na nią wyrok na jakiś czas.  
– kurwa – ja lubię moją prace. To wszystko jest przerażające. Bardzo przerażające. Po jakieś malej godzinie odszedłem od pozostałych znudziła mi się już gra. Poszedłem na balkonik z którego jest widok na hale gdzie pracuje Graśka.  
Dostrzegłem jak krąży wokół tej maszyny. – heh zupełnie jak kucharka w szkolnej stołówce. Nie nadążałem za nią. Postrzelona. Tak fajnie postrzelona. Oparłem się o barierki i przyglądałem jej się z daleka.  

Zawieszony…w wspomnieniach  

Przestała mi być obojętna.  
To było chyba jakiś rok temu. Jeszcze wtedy sporo piłem.  
Gdy nie widząc jej kilka dni. Zastanawiałem się co się stało. Podszedłem do naszej wspólnej znajomej i tym samym jej koleżanka z zmiany.  
- Ej co tam ? Graśka na urlopie ? - nie to ty nie wiesz? Że Graśka jest w ciąży! - odpowiedziała dość poważnie.  
I tu dopadło mnie przerażenie. I chyba musiałem wtedy wyglądać na tyle autentycznie ze owa koleżanka ledwo powstrzymywała się od wybuchu śmiechu. I to wtedy wcisnął się ten pieprzony emocjonalny guzik : Play.  
Chodź potem poszło to chyba w zapomnienie Az do Jesieni. Nastąpiło wiele zmian. Nowa droga w życiu.  

Krok 1  

Przyznaje że jestem bezsilny wobec alkoholu, i ze przestałem kierować własnym życiem.  


Potem do pracy przyszła Blanka. – heh – po prostu mała. Z małą mógł bym pisać inny gatunek opowiadań.  
Też jest postrzelona fajnie postrzelona, jak ma fochy to czuje się jakby rzucała we mnie małymi piłeczkami pig pog –owymi.  
Dwie różne kobiety. Naprawdę dwa różne światy .Przy jednej staje się tym złym ( MR Hyde) przy drugiej czułem się jak (DR Jakyll) ten dobry.. romantyczny kwiaty spacery. Wszystko co potrzebne mi jest do tej upragnionej stabilizacji. O której marze każdego dnia. Wierze mocno wierzę, każdego dnia gdy wstaje i gdy kładę się spać. Ze spotkam tą jedną jedyną. Niczym Margot stanie na mojej drodze pośród tego wszystkiego. Dla której odjadę na maxa. Ta co rozbije ten mur……..  
. Nie no rozkręcam się… mógłbym tak wymieniać i wymieniać..  

Czas na Reklamę….  

Motyw w Aptece  

Menel : – Ma pan coś na ból serca ?  
- METAFEN !  
Menel : - aha  

Po reklamie….  

- Ej!! – zawołał Bąbel. Odwróciłem się w jego stronę. Skinął ręką.  
- Dawaj na dół . Wyszedłem z balkonu. Ruszyłem na dół. Nic już się nie wydarzyło w tym dniu w pracy. Nie podchodziłem więcej do Graśki. Napisałem jej tylko sms. Na którego nie odpisała. Wtedy to pobolewało. Ta ignorancja. Potem się przyzwyczajasz. A potem zaczyna ci przechodzić. i tak właśnie czas leczy rany.  

Lokalne Radio – Minęła czternasta  

- Wreszcie – powiedziałem wchodząc do szatni. Przebrałem się i wyszedłem.  
Odpaliłem papierosa. I poszliśmy do samochodu.  
Na czternastą trzydzieści miałem odebrać z przedszkola mojego ukochanego synka.  
Pobiegłem wysiadając z samochodu by zdążyć.  
- Dzień dobry !– powiedziałem otwierając drzwi od Sali. Junior szybko mnie dostrzegł  
- Tata!! – wykrzyknął radośnie. Popędził w moją stronę z rozłożonymi ramionami, Chwyciłem go i podniosłem do góry i przytuliłem mocno do siebie. Mój syn to jest jedyne co mi wyszło w życiu. Dopada mnie smutek i przygnębienie jak myślę o moim ojcostwie. Boli mnie kurewsko to że nie mam go cały czas.  
Moje małżeństwo legło w gruzach. Moja wina? Tak w dużej mierze tak. Jest sens ciągnąć coś gdy dwoje ludzi żyjących ze sobą, nie potrafi się ze sobą dogadać. Nawet nie ma o czym ze sobą rozmawiać.  
Trzy lata trwała ta uczuciowa mordęga. A Junior patrzył na obojętność swoich rodziców. Uciekałem do innych, chyba sam naprawdę chciałem żeby się ze mną rozwiodła. Poczułem ulgę jak wróciłem po pracy do domu i znalazłem, papiery rozwodowe.  
Myślę ze większość kobiet patrząc na mnie myśli – na pewno ją zdradzał!! – Świnia!!. Trudno. Prawda zawsze jest po środku.  
- Tatuś – zawołał Junior gdy byliśmy przy szatni.  
- Tak? syneczku – odpowiedziałem głaszcząc go po głowie.  
- Pójdziemy na plac? – spojrzał na mnie błagalnie. – Jasne!! – odpowiedziałem mu radośnie. Nawet nie wiem kiedy się przebrał i wybiegł na plac zabaw przed przedszkole.  
Po dwóch godzinach przyjechała moja była żona. Odebrała go od de mnie. Mocno się przytulił do mnie.  
- kocham cię nad swoje życie – powiedziałem do niego.  
Pożegnałem się z nim i poszedłem do domu.  
Było już po szesnastej. Wbiegłem szybko do domu. Zabrałem zamszową torbę na ksiązki i pobiegłem na autobus.  
Jechałem autobusem oglądając moje małe Las Vegas przez okno miejskiego transportu.  
Po do tarciu do biblioteki, wbiegłem do góry po schodach. Na korytarzu spotkałem panią Lucynie pracowniczkę biblioteki która dziś jest już na emeryturze. – O Dawidku – przywitała mnie z uśmiechem. Ukłoniłem się grzecznie – dzień dobry – odpowiedziałem serdecznie. – Jak tam dziecko, piszesz jeszcze wiersze ? . Z uśmiechem odpowiedziałem - Nie , nie pani Lucyno, nie ma na to czasu. – wyrosłem z tego. - Pamiętam jak byłeś dzieckiem i siedziałeś tam – wskazała na bibliotekę dla dzieci i pisałeś bajki. – heh - uśmiechnąłem się sentymentalnie. – przybiegałeś do mnie  
i czytałeś mi bajki które napisałeś.  
Bo tylko ja je potrafiłem odczytać – zażartowałem. Do tej pory mam paskudny charakter pisma i robię masę błędów ortograficznych i stylistycznych.  
- Dziś są komputery – to jest łatwiej więc jak nadal lubisz to powinieneś pisać. – uśmiechnęła się  
- Pani Lucyno – klepnąłem ja w ramie – dziś to ja tylko prozę mogę pisać.  
- Przepraszam pani Lucyno – powiedziałem patrząc na zegarek – uciekam idę coś napisać bo za godzinę zamykają. – A czasem lubię cisze biblioteki.  
- A to jednak piszesz ? – uśmiechnęła się . – Takie tam, lepiej pisać niż pić –  
- Racja – uśmiechnęła – uciekaj nie zatrzymuje cię.  
Wszedłem do biblioteki. Panie obsługujące powitałem grzecznościowym uśmiechem. I skierowałem się do czytelni. Z zamszowej torby wyciągnąłem mój stary zeszyt. Torbę powiesiłem na krzesełku. Odtworzyłem zeszyt. W pisałem datę Maj 2015.  
I zacząłem pisać……Cdn

Dudkowski

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1887 słów i 10658 znaków.

Dodaj komentarz