Anastazja cz. 8

Anastazja cz. 8Patrzę w obiektyw aparatu i nagle widać błysk fleszu. Kolejna chwila uwieczniona na zdjęciu. Stoimy na kamiennym moście. Po drugiej stronie stoi stary ceglany domek porośnięty bluszczem z którego komina wyłania się szary dym. Za starym domem widać góry na których rosną drzewa. Osoba uwieczniona na zdjęciu podchodzi do mnie. Uśmiecham się szczerze.
- Jak wyszedłem ? – Pyta się.
- Sam zobacz. – Podaję mu aparat do ręki odchodząc. Po chwili słyszę wywołane przez niego moje imię. Odwracam się, a wtedy przed oczami widzę błysk.
- Piękna. – Z uśmiechem podchodzi do mnie. Wtulam się w jego tors. Wciągam jego zapach delektując się nim. Pachnie świeżym powietrzem i kwiatami dzięki których czuję, że jestem bezpieczna. Kładzie swoją dłoń na mojej głowie i wtedy słyszę. – Koch...

- Jay !!! – Obudziłam się z krzykiem. Wtedy wbiegła zdyszana Roz do mojego pokoju.
- Co się stało ! – Powiedziała z przerażeniem. Westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach.
- To tylko sen. – Łzy zaczęły mi same napływać do oczu. Poczułam jak usiadła obok mnie i otuliła ramieniem.
- Znów on ?
- Tak. – Powiedziałam zachrypniętym głosem. – Śni mi się co raz częściej. Roz ja chce o nim zapomnieć. – Spojrzałam na przyjaciółkę.
- Nie długo zapomnisz. Dziś wyjeżdżamy i zaczniemy wszystko od nowa, nie przejmuj się tym.
- Masz rację. Na pewno będziemy dobrze się bawić. – Zdałam się na lekki uśmiech, ale na pewno nie wyszedł mi dobrze.
- Choć zjemy coś i dokończymy pakowanie. – Złapała mnie za rękę i wyciągnęła z łóżka.

  Dziś nadszedł dzień który wyczekiwałam. Dzień w którym zostawię swoją przeszłość i zacznę od nowa. Mam nadzieję, że tam będę miała czas wszystko sobie przemyśleć i ułożyć sobie życie. Gdy wrócę do Polski rozpocznę studia. Wynajmę jakieś mieszkanie. Znajdę jakąś pracę. Na pewno będzie dobrze. Otworzyłam szafę wyjęłam przygotowane wcześniej ubrania na wyjazd. Ubrałam się i pomalowałam. Schodząc na duł poczułam zapach jedzenia. Uśmiechnęłam się pod nosem. Na pewno mama Roz coś dobrego upichciła. Wchodzę do kuchni i widzę roześmianą przyjaciółkę oraz jej mamę. Siadam na przeciwko Rozalii. Po chwili jej mama podaje mi śniadanie wraz z kakaem.
- Dziś mamy kanapkę z awokado i pomidorem. – Uśmiecha się mama Roz. Odkąd sięgam pamięcią zawsze kochała gotować. Lecz nie pracuje jako kucharka. Zawsze mówi, że to tylko hobby.
- Mmniamm – Odzywa się Roz i od razu zabrała się do jedzenia.
- O której macie lot ?
- 7:20. Damien chyba powinien już tutaj być. – Sprawdzam godzinę na telefonie. Jest 5:10.
- Nie martw się zdążymy. – Mówi Roz. – Znam go na pewno za chwilę przyjedzie. – Nie odpowiadam tylko biorę kęs kanapki.
Rzeczywiście Roz miała rację Damien parę minut po naszej rozmowie przyjechał. Gdy wchodził do domu usłyszałam dwa głosy zamiast jednego.
- Dzień dobry ! – Powiedzieli razem. Ktoś z nim przyjechał. Gdy zeszłam na dół zobaczyłam Daniela. Bez namysłu rzuciłam mu się w ramiona.
- Co tutaj robisz ? – Pytam gdy skończyliśmy się przytulać.
- Chciałem się z tobą pożegnać. Przecież nie będziemy się widzieć dwa miesiące. – Po chwili Roz z szybkim tempem zeszła po schodach i rzuciła się na swojego chłopaka. Jeszcze trochę by brakowało i by się zabiła na tych schodach. Wraz z Danielem zaczęliśmy się śmiać pod nosem. Odwróciłam się w stronę '' brata '' i spojrzałam mu w oczy.
- Cieszę się, że przyjechałeś. – On nie odpowiadając przytulił mnie do siebie.  
Po tym uczuciowym spotkaniu spakowaliśmy rzeczy. Pożegnałyśmy się z rodzicami Rozalii i wyruszyliśmy w drogę. Trochę się jedzie do Warszawy więc miałam czas na przespanie się. Oparłam się o ramię Daniela i zasnęłam.
Gdy się obudziłam miałam głowę na kolanach chłopaka. Od razu się podniosłam. Spojrzałam na Daniela. Miał opartą głowę o fotel i spał. Przybliżam się bliżej przednich foteli.
- Gdzie jesteśmy. – Pytam ściszonym i zaspanym głosem.
- Za chwilę będziemy. – Odpowiada Damien. – Możesz powoli budzić Daniela.
- Okej. – Opieram się o fotel i dotykam dłoni chłopaka. – Daniel. – Mówię cicho. – Daniel. – Powtarzam głośniej. Po chwili otwiera oczy z skwaszoną miną. – Wstawaj. Zaraz będziemy. – Zaczyna coś mruczeć pod nosem. Podnosi się wyżej i siada prosto.  
- Za ile będziemy ? – Zapytał rozciągając się.
- Za chwilę. – Sięgam po wodę z plecaka i biorę łyk. Po chwili patrzę na chłopaka pytającym wzrokiem kierując w jego stronę butelkę z wodą. Bez zastanowienia bierze ją i wypija do połowy. Na szczęście mam jeszcze jeden duży napój.

  Po paru minutach dojeżdżamy na lotnisko. Chłopcy pomagają nam wyjąć walizki. Gdy chcemy je zabrać kłócą się, że to oni będą je trzymać. Jak kiedyś mawiała moja pani od historii '' Gdy facet chce ci pomóc i odwalić za ciebie robotę nie kłuć się, tylko mu na to pozwól '' Na samo wspomnienie tych słów uśmiechnęłam się pod nosem. Udzielając się do tej rady sięgam po plecak i idę w stronę wejścia.  
- Poczekacie tu chwilkę ? – Odezwała się Roz – Muszę do toalety.
- Jasne, nie ma problemu. – Powiedziałam. Po chwili zastanowienie postanowiłam dołączyć do przyjaciółki. W końcu będziemy w powietrzu parę godzin. Warto przed lotem załatwić to i owo. Podbiegłam do Roz i złapałam ją za ramię. – Zaczekaj. – Powiedziałam lekko dysząc.
- Wiesz... Słyszałam, że podobno Wiktoria będzie z nimi na obozie. – Powiedziała Rozalia ze smutkiem w głosie.
- Hej, nie smuć się na pewno Damien nie da się omotać tej babie.
- Tak myślisz ?
- Oczywiście.
- Mam złe przeczucia.
- Jeśli ma trochę oleju w głowie na pewno nie ma się o co martwić. – Uśmiechnęłam się pocieszająco lecz Roz nie zareagowała. – Przestań tak się smucić Roz.
- Jak mam się nie smucić skoro miłość mojego życia będzie przez dwa – pokazała na palcach – długie miesiące blisko tej... tej... ahhh – Westchnęła. Złapałam ją za ramiona i mocno przytuliłam.
- On cię kocha Rozalia. Musisz mu zaufać... Myślisz, że mu też nie jest trudno ? Przecież
wyjeżdżasz na dwa długie miesiące do Anglii. Jest tam masę mężczyzn, którzy tylko czekają aby wykorzystać jakąś dziewczynę z zagranicy.
- W sumie masz rację. Będzie mi go bardzo brakować. – Odsunęła się ode mnie. – Chodźmy już. Samolot nie będzie na nas czekać.

  Po ciężkim pożegnaniu się z chłopakami przeszłyśmy przez bramki i poszłyśmy długim korytarzem w stronę samolotu. Przez cały lot rozmawiałam z przyjaciółką o wszystkim co się tylko dało. Gdy wychodziłyśmy z lotniska czekały już na nas dziewczyny z wypożyczonym samochodem. Przyjechały wcześniej aby sprawdzić czy nasz wynajęty domek jest już dostępny i gdzie najbliżej można znaleźć pracę na wakacje. Dojazd z miasta Brimingham do Llandovery zajęło trochę czasu. Gdy zaczęłyśmy wjeżdżać na kamienny most zaczęłam mieć deja vu jak bym tu już była. Przybliżyłam się przednich siedzeń i zobaczyłam, że stoi tam taki sam domek ceglany jaki był w moim śnie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ewelina wjechała na posesję i zaparkowała w najbliższym wolnym miejscu. Z domku wyszła starsza kobieta. Wyglądała mi na siedemdziesiąt lat. Miała krótkie siwe włosy, perłowe kolczyki, długi naszyjnik z kamieni oraz białą koszulę i spodenki, które sięgały do kolan.
- Dzień dobry. – Przywitałyśmy się po angielsku wysiadając z samochodu. Gdy skorzystałam świeżego powietrza od razu poczułam się lepiej. Rozciągnęłam ręce na tyle ile było to możliwe i podeszłam do seniorki.
- Dzień dobry dziewczynki. – Uśmiechnęła się kobieta. – Jak udała się podróż ?
- Muszę przyznać są tu lepsze drogi niż u nas w Polsce. – Wyznała wprost Rozalia. Wraz z dziewczynami lekko się zaśmiałyśmy. – No co taka prawda. – Spojrzała się po nas.
- Wejdźcie do środka – Zachęciła starsza kobieta gestem dłoni. – oprowadzę was, a mój wnuk zabierze bagaże. – Po chwili zauważyłam ruch po mojej prawej stronie. Skierowałam tam mój wzrok. Stał tam drewniany budynek, być może to była obora w której przetrzymywane były zwierzęta. Z niej wyłonił się mężczyzna. Był dobrze zbudowany, miał czarne jak smoła włosy, które sterczały mu w różne strony, na torsie zwisała na nim szarawa podkoszulka, która była cała ubrudzona, spodnie miał podwinięte do kolan. Kierował się w naszą stronę a my we cztery gapiłyśmy się na niego jak na jakiś cud świata. Po chwili można było u niego zauważyć uśmieszek na twarzy. Czy on właśnie z nas się naśmiewał ? Obudziłam się i skierowałam z powrotem wzrok na seniorkę.
- To miłe z państwa strony. – Wymyśliłam coś na szybko.
- Tak. – Potwierdziły dziewczyny.
- To jest mój wnuk Rafael – Złapała go za ramię. – ja nazywam się Judy.
- Miło mi poznać. – Przywitałam się uściskiem dłoni. – Ja jestem Ana a to moje przyjaciółki Roz, Eveline i Dominica. – Dziewczyny po kolei witały się z Rafaelem i Judy.
- Rafael zajmij się bagażami naszych gości, a wy dziewczęta chodźcie za mną. – Starsza kobieta odwróciła się w stronę drzwi i je otworzyła. Weszłyśmy do środka....

CDN...

Przepraszam, że tak długo, ale starałam się napisać dobry rozdział :) Oczywiście to też wina z braku czasu, niestety, ;( ale co zrobić. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tam jest.
Pamiętajcie
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ !!!

Agakreativ

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1781 słów i 9792 znaków.

3 komentarze

 
  • królowaja:3

    Dluuuuuugo nic nie dodajesz...

    26 lis 2015

  • Anka;)

    w końcu podróż do Anglii! coś czuje, że nie zapomni tak łatwo o Jay'u ;)
    podoba mi się, czekam na następny!

    9 cze 2015

  • kamila12535

    Super opowiadanie

    8 cze 2015