George - r. IV Cisza przed burzą

Zaskoczony atakiem Peter instynktownie zrobił krok w tył, unikając tym samym poważnych obrażeń zadanych przez zardzewiałą motykę. Krzyk napastnika ściągnął im jednak na głowy innych mieszkańców wyrwanych brutalnie ze zbawczego snu. Ci widząc swego "przywódcę" w niebezpieczeństwie, natychmiast pospieszyli mu z pomocą. Grupa agresorów zdając sobie sprawę, że może przegrać walkę z przeważającymi siłami ludzi stojących murem za Peterem, zacięła batami konie. Potężne zwierzęta pociągowe przyprzężone czwórkami do załadowanych prawie po brzegi fur napięły mięśnie i skoczyły do przodu, uwożąc w prawdopodobnego pola walki napastników i ich można powiedzieć, że trofea. Mieszkańcy, którzy znaleźli się przy z lekka oszołomionym zajściami Peterze, chcieli natychmiast gonić uciekinierów, ale w miejscu osadził ich ostry "rozkaz" burmistrza.
- Stójcie. Na nic się to zda, a ja nie chcę popadać z nimi w jakiś konflikt. Wystarczająco dużo problemów mam teraz na głowie.
Stojące najbliżej niego osoby spojrzały na mężczyznę ze współczuciem, zauważając jego mocno podkrążone oczy i zasępioną minę. W końcu zgodzono się zostawić uciekinierów w spokoju, pod warunkiem, że zostanie sprawdzone, gdzie się zamelinowali. Rozwiązanie to zaproponował młodociany syn burmistrza, Mike, co wielce zaimponowało ojcu. Ustalono wkrótce, które osoby udadzą się w ciągu dnia na zwiad i wrócono do swoich domostw.
- Co to było? Co tam się działo? - zapytała roztrzęsiona Constance.
- Nic specjalnego — odparł Peter, przytulając kobietę. - Nie musisz się martwić. - pocałował ją czule w czoło, delikatnym gestem dając znać Georgowi, by poszedł z nim do kuchni. Kiedy kobiety udały się znów spać, mężczyźni przemieścili się do kuchni, zamykając za sobą szczelnie drzwi.
- Co się dzieje? - George zadał to samo pytanie, co kobieta kilka chwil temu.
- Ta grupa, która się zbuntowała, teraz okazała się bardzo agresywna, kiedy chciałem przekonać ich, by jednak zechcieli z nami zostać. Zachowywali się, jakbym odbierał im wolność — odparł markotnie burmistrz, wyglądając przez okno. - Obawiam się, że mogą na bruździć, a dopóki nie wiemy, na której farmie się schronili, utrudnia to rozmieszczenie osób, a czasu mamy coraz mniej.
- Rozumiem... Czy piwnice ogólnie są już przygotowane? - zainteresował się były farmaceuta.
- W większości tak, potrzebujemy jeszcze kilku godzin. Myślę, że wieczorem będziemy mogli już pozamykać się pod ziemią — wyjaśnił syn Petera, który odpowiedzialny był za zabezpieczenie schronów i piwnic. - Gromadzimy też nasze rzeczy przed bankiem.
- To dobrze, bo coraz bardziej ucieka nam czas. Opad może nadejść w każdej chwili, a wtedy krucho z nami. I to prawie dosłownie.
Ponownie wszyscy wyjrzeli przez okno, zauważając, że sytuacja na dworze wyrwała większość ludzi ze snu, którzy teraz uwijali się, załatwiając ostateczne sprawy. Jedyną osobą, która nie brała udziału w znoszeniu żywności pod bank był jej właściciel, który teraz, wielce wzburzony, biegł do domu Petera. Załomotał w drzwi, a kiedy te zostały mu otwarte, ryknął zdenerwowany:
- Po co składujecie jedzenie pod moim bankiem? Przecież rozmawialiśmy już o tym i powiedziałem, że nie zgadzam się na takie rozwiązanie!!!
- Zgadza się, rozmawialiśmy. I powiedziałem ci wtedy, że albo udzielisz nam miejsca na jedzenie, albo opuścisz Aracco, a my i tak przejmiemy twój bank, wykorzystując go jako magazyn. Masz jedno z dwojga wyjść: zgadzasz się i dalej żyjemy w pełnej zgodzie albo odchodzisz i życzymy ci szerokiej, aczkolwiek najpewniej krótkiej drogi... Wybieraj... - powiedział Mike, pozwalając by groźba zawisła w powietrzu.
Mężczyzna spojrzał na niego nieprzyjaźnie, ale w obliczu jeszcze dwóch mężczyzn nie chciał się już awanturować. Prychnął tylko wściekle pod nosem, mówiąc:
- Mam nadzieję, że po tym wszystkim, jedzenie zostanie stamtąd zabrane... - po czym wyszedł z domu burmistrza, trzaskając drzwiami.

Od jego wizyty nie minęło więcej, niż półtorej godziny, gdy do domu swego "przywódcy" zaczęli się schodzić ludzie, gotowi by udać się do schronów. Wtedy też przybiegł zziajany kolega Mikea, powiadamiając wszystkich, że grupa, która się od nich odłączyła, zabarykadowała się na starej, opuszczonej farmie Flower Farm. Informacja ta wszystkich potężnie zaskoczyła, bowiem miejsce to od ponad pięćdziesięciu lat było opuszczone, uchodząc za nawiedzone.
- Jeśli chcą tam mieszkać, to nie nasza sprawa. Nie zmuszę ich do powrotu... Kochani, nadchodzi już czas, byśmy udali się do schronów... Czy ocalałe zwierzęta pozamykane są w uszczelnionych pomieszczeniach?
Odpowiedział mu zgodny pomruk aprobaty oraz nieznaczne kiwnięcia głowami.
- A więc, według planów widzimy się tutaj ponownie za tydzień. Każda grupa otrzyma licznik Geigera, dzięki któremu będziemy wiedzieć, kiedy nadejdzie opad i zniweluje się promieniowanie. - wśród ludzi zaczęło chodzić kilkoro mężczyzn, rozdając każdej grupie po jednym urządzeniu. - Jeśli zajdzie taka potrzeba, pod ziemią siedzieć będziemy dłużej. Piwnice na farmach mają bezpośrednie połączenia ze stodołami, więc gdyby coś to będziemy musieli pozbyć się naszych zwierząt. - Peter był wyjątkowo poważny, podobnie jak otaczający go ludzie. - Powodzenia wszystkim. Obyśmy spotkali się w tym miejscu w takim samym składzie. A teraz, pod ziemię!
Na placu powstał tumult, gdy poszczególne grupy udały się do swoich miejsc. Peter wraz z żoną i synem oraz George z rodziną, a także czterdziestu innych ludzi podążyło ze swymi rzeczami do schronu przy ratuszu. Ostatni do środka wszedł sam burmistrz, uprzednio upewniając się, że wszyscy zniknęli w przyporządkowanych im miejscach. Dopiero wtedy zamknął za sobą ciężkie metalowe drzwi grubości pół metra i zszedł schodami w dół, zatrzaskując za sobą kolejne masywne drzwi. Stare żarówki paliły się słabo, rozedrganym światłem rozjaśniając poważne twarze zebranych ludzi.
- Jesteśmy bezpieczni... Tak sądzę.
- A co będzie, jeśli opad trwać będzie dłużej, niż przewidujemy? Pomrzemy tutaj z głodu, pragnienia, nie uda nam się tutaj przetrwać. - zauważył ktoś niespokojnie.
- Nie ma raczej takiej możliwości — odezwał się pewnym głosem miejscowy nauczyciel fizyki. - Opad trwa od kilku godzin do kilku dni, w zależności od pogody. Po czterech dniach sprawdzimy, jaki jest poziom promieniowania. Co prawda, by wszystko dokładnie usunąć, musielibyśmy to spłukać, ale myślę, że sobie poradzimy.
- Spłukać? - zainteresował się Peter.
- Czystą wodą pod ciśnieniem — wyjaśnił fizyk uprzejmie.
- Rozumiem... W każdym razie zobaczymy jak sprawa się rozwinie, jak długo błędzie trwać opad, bo w ten sposób to my możemy bić tutaj pianę do uśmiechniętej śmierci, a i tak niczego konstruktywnego nie zrobimy... Musimy się tutaj jakoś rozlokować, każdy otrzyma swój kąt do spania, miejsce na rzeczy. Mamy tutaj niestety tylko dwie łazienki, więc trzeba będzie ustalić kolejkę mycia się. Pamiętajcie jednak, że mamy ograniczoną ilość wody.
Rozległy się niewyraźne pomruki i ludzie rozleźli się po ogromnym pomieszczeniu, wybierając sobie miejsca do spania. Część kobiet utworzyła w rogu prowizoryczną kuchnię, obiecując, że zajmą się wyżywieniem grupy.

Tymczasem na zewnątrz ulice miasteczka pogrążyły się w całkowitej ciszy.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1322 słów i 7685 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AuRoRa

    Nowe obawy, podział w miasteczku i wyczekiwanie. Czyta się z przyjemnością i ciekawością.

    13 lip 2018

  • elenawest

    @AuRoRa dzięki ;-)

    13 lip 2018

  • Kuri

    Nooo :D I to rozumiem :D Tylko trochę nieogarnięty ten burmistrz, taka miękka klucha z niego xD Czekam na kolejne rozdziały ^^

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri później będzie bardziej ogarnięty, bo plan mam już na dobre 20 kolejnych rozdziałów :-D

    15 maj 2016

  • Kuri

    @elenawest Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć :D

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri przez weekend siedziałam nad tym z chłopakiem i pomagał mi wymyślać :-D a ja baaaardzo się cieszę, że znów mnie komentujesz, bo bardzo mi tu twoich wpisów brakowało

    15 maj 2016

  • Kuri

    @elenawest Dzięki ^^ Przeczytałem wszystko już wczoraj wieczorem, ale nie miałem siły pisać komentarzy, to zostawiłem to zadanie na dzisiaj :P

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri spoko :-D naprawdę, jak zobaczyłam twoje komenty, to takiego banana na ustach miałam, że hej! :-P

    15 maj 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Skoro masz 20 roździałów dlaczego opowiadanie jest zawieszone?

    6 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu bo ludzie czytali i tyle... Żadnego komenta, łapki jak na lekarstwo, więc stwierdziłam że niekoniecznie ich to interesuje...

    6 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest

    6 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Ach miss click. Chańba im.

    6 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu hyh, nom. Mam po prostu wrażenie, że temat tego opka jest zbyt ciężki...

    6 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Może ludzie już się przejedli klimatami postapo. Ponieważ nieważne gdzie spojrzysz jest tam np w filmacj, książkach, grach.

    6 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu może... To ogółem był projekt na konkurs literacki, a potem postanowiłam to rozbudować :-P

    6 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest A dostałaś odpowiedź od nich?

    6 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu z konkursu? Tak, po pół roku bezsensownego czekania, bo oni to mieli ogłoszone na oficjalnej stronie, którą potem zawiesili i dopiero, jak do nich napisałam czy raczą poinformować uczestników o wynikach konkursu czy po prostu te teksty były im potrzebne do zaliczenia sesji (bo to studenci prowadzą te konkursy) to raczyli odpisać, że wyniki są na ich stronie facebook... I nie, nie wygrałam...

    6 lis 2016

  • EloGieniu

    @elenawest Po chamsku się trochę zachowali:-/

    6 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu jak diabli... No ale cóż... Bywa...

    6 lis 2016