W poszukiwaniu szczęścia - cz - 69

W poszukiwaniu szczęścia - cz - 69**Oczami Gosi**

   Siedząc z Hubertem na tylnych siedzeniach myślałam, że wyjdę z siebie. Włoch był tak ciekawski, co do naszej podróży, problem polegał na tym, że kompletnie nie zwracał uwagi na mojego męża, który za każdym słowem Włocha spinał się jeszcze bardziej. Tak też minęła droga, przez którą cały czas trzymałam Huberta za rękę, aby przypadkiem nie użył jej w innych celach.  
- Mam nadzieję, że teraz się od nas odczepi już – warczy brunet, gdy wysiadamy z Jeepa, gdyż znajdujemy się obok naszego małego domku.
- Ta, też mam taką nadzieję kochanie – całuję go lekko w policzek, co momentalnie zauważ wychodzący modniś z pojazdu – Grazie mille. ( Dziękuje bardzo )- zwracam się do niego, kiedy Hubert wykłada bagaże z bagażnika.
- Speriamo di incontraci fra poco. ( Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy ) –Włoch całuję moją dłoń i wsiada  do samochodu. Po kilku sekundach nie widać jego samochodu na ulicy, na której mieszkamy.
- Całe szczęście, że sobie pojechał, ledwo, co już trzymałem ręce – warczy wkurzony Hubert.
- I tak wolę ciebie, a w łóżku to już całkiem – zarzucam mu ręce na ramiona i całuję prosto w usta, co on żarliwie odwzajemnia – może tak wypróbować znowu łóżko? – mówię, gdy odrywam się od jego ust.
- Teraz to ty idziesz spać skarbie.
Nie no ja się chyba zaraz naprawdę zdenerwuje! Kolejny raz mi to robi!
- Ale czemu, przecież jest dopiero 14.00 do cholery? – staram się brzmieć spokojnie., pomimo słów.
- Wyrażaj się. Lot mógł cię zmęczyć, dlatego prześpimy się trochę – tłumaczy mi jak dziecku.
- Szczególnie ja się zmęczyłam! Ta, która spała prawie przez cały lot! Musisz się w końcu przyznać Hubert! – nie wytrzymuje i wybucham.
- Do czego niby mam ci się przyznać? Po za tym wejdźmy najpierw do domu, nie rozmawiajmy na ulicy, skoro już jesteśmy na miejscu – nie opieram się i już nawet nie kłócę się z nim, kto weźmie moją walizkę, daje mu wolną rękę. Kiedy tylko Hubert odkłada walizki gdzieś na bok, łapię mnie za rękę i prowadzi do jeszcze zasłoniętej materiałem kanapy, na której siadamy. Oczywiście nie byłby sobą gdyby nie wziął mnie na swoje kolana.
- Teraz cię słucham – przerywa milczenie.
- No, więc powinieneś w końcu przyznać się, że mnie nie chcesz w łóżku i nie pociągam cię – tłumaczę zwięźle, mam przynajmniej taką nadzieję.
- Naprawdę tak myślisz? – brunet wytrzeszcza oczy w zdumieniu.
- Tak, właśnie tak myślę mężu – kiwam głową, ciągle patrząc w jego oczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się hamuję….- zaczyna, ale postanawiam mu przerwać.
- Problem polega na tym, że właśnie to widzę. Nie pociągam cię po prostu! – warczę na niego, ale nie wyrywam się z uścisku.  
- Pociągasz! Staram się kontrolować to wszystko, bo boję się o was. Widzę jak jesteś czasami zmęczona, zawsze ukrywałaś zmęczenie, bo jesteś żywiołowa, ale musisz zwolnić skarbie. Chcę się o was troszczyć i to będę robił, a dla twojego dobra po prostu odmawiam sobie przełożenia cię przez ramię i zaniesienia do sypialni. Bardzo cię pragnę, naprawdę bardzo mocno i zawsze to będę robił.
- Więc to nie przez to, że przytyłam i cały czas zmienia mi się humor? – pytam zapłakana…tak właśnie o tym mówię, chwiejne nastroje.  
- To najgłupsze powody, jakie mogłaś wymyśleć…mogłem się nawet modlić w duchu żebyś przytyła, bo jesteś taką chudziną. A nawet w kolejnych miesiącach ciąży nic się nie stanie jak przytyjesz, przecież to dzięki naszej kruszynce. Jak można przestać kochać, dlatego, że nosisz pod sercem nasz skarb i czasami zmienia ci się szybko humor? Ja nie znam tego uczucia, bo nadal kocham cię i pragnę tak samo mocno jak na początku naszej wspólnej drogi.
-  Wierz…ę ci – jąkam się, bo łzy ze wzruszenia zaczynam przełykać.
- To wierz mi każdego kolejnego dnia, aż po wieczność, którą sobie razem obiecaliśmy – całuję mnie w usta. Siedzimy tak przytuleni do siebie dosyć długo, bo potem już nic nie pamiętam.  
         Budzę się w znajomej mi sypialni, dopiero po kilku minutach bezczynnego leżenia zdaję sobie sprawę, że to moje bezczynne leżenie musi trwać dłużej, bo najwyraźniej przespałam się. Musiałam zasnąć w objęciach Huberta. Siadam na łóżku i uświadamiam sobie, jak bardzo mi nie wygodnie, mając na sobie wciąż ubrania z podróży tutaj. Normalnie to o tej porze chodziłabym już po całym domu w bieliźnie i lekkim szlafroku. Taki urok bycia w ciąży i obijania się w domu…niestety przez kolejne miesiące.
- Wstałaś już, to super skarbie, bo przygotowałem kolację – do pokoju wchodzi, nie kto inny jak mój mąż.
- Zdążyłeś już zrobić kolacje? – pytam ze zdziwieniem i muszę się przyznać, że już się odezwał mój apetyt.
- Tak, zebrałem materiały z mebli i kupiłem w pobliskim sklepie trochę składników na kolację i na jutrzejsze śniadanie, także chodź już  – podchodzi do mnie i całuję w czoło, poc zym bierze w ramiona i niesie do kuchni.  
- Wiesz, że mnie rozpieszczasz na każdym kroku? – mówię, gdy w końcu stawia mnie na ziemi.
- Tak trzeba – posyła mi uśmiech i odsuwa krzesło, abym usiadła.
- Długo spałam? – pytam.
- Jakieś 3 godzinki chyba…a teraz jedz – pokazuje na stół. Muszę przyznać, że jak zawsze się postarał, a posiłek zrobiony jest tak jakby był jakimś włoskim kucharzem. Jest dla mnie i naszej kruszynki tak dobry.
- Pyszne mężu – wtrącam podczas delektowania się tymi wspaniałościami.
- A dziękuje, cieszę się, ze udało mi się kupić świeże owoce i warzywa, myślałem, że po południu już nie znajdę tego.
- Ale to słoneczna Italia – mrugam do niego, naszą wymianę zdań jednak zakłóca odgłos dzwonka do drzwi.
- Chyba nie pisałaś swojemu kuzynowi, że będziemy we Włoszech? – zdziwiony Hubert marszczy czoło.
- No coś ty, kompletnie o tym zapomniałam.
- Dobra, zaraz wracam – nie mija minuta, a on jest z powrotem…ale nie sam. Z bukietem róż!? – kurier, na szczęście umiem  odebrać paczkę po angielsku – puszcza do mnie oczko – jest jakaś kartka.
- Podasz, proszę? –pytam, a zaraz sama tłumaczę tekst napisany na małej ozdobnej karteczce.
- Grazie per intervista bellezza! Ci vediamo presto. Fabio – czytam – Czyli: dziękuję za rozmowę piękna. Widzimy się niedługo. Fabio. Wychodzi na to, że to ten Włoch.
- No to ma facet problem! Moja żona to moja! A ty nie lubisz róż! – mówi wkurzony bukietem i dopiskiem Hubert, na co wybucham śmiechem.
    To zdecydowanie będą ciekawe jesienne wakację!

***********************************  
Hejcia kochani!
Ostatni przed obozowy rozdział, nic takiego się chyba nie dzieję, ale w następnym, przyjdzie upragniona dla niektórych scena :D  
Piszcie jak tam u was! <3
Pozdrawiam <3
Gocha : )

szalona123

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1252 słów i 6986 znaków.

6 komentarzy

 
  • _Gosia_123

    Kiedy następna część? :)

    4 sie 2017

  • szalona123

    @_Gosia_123 Myśle że za dwa dni bo coś ulepie. Wróciłam już z pierwszego zgrupowania  <3

    6 sie 2017

  • Andzia231

    Super

    1 sie 2017

  • szalona123

    @Andzia231  ;)

    6 sie 2017

  • czarnyrafal

    Fajnie się dzieje a Hubert przechodzi samego siebie. No i ten porypany włoch. Ale có                z  - Takie jest życie - a gdy chodzi o róże - są piękne , ale mają kolce. :kiss:  <3

    26 lip 2017

  • szalona123

    @czarnyrafal  <3

    6 sie 2017

  • nastolaka

    Cudowne:* Czekam z niecierpliwością na kolejną część:);):*

    26 lip 2017

  • szalona123

    @nastolaka  <3

    27 lip 2017

  • Fanka

    Hejka ;) W koncu pojawila sie nowa czesc ;) Juz nie moge sie doczekac kolejne ;) Pozdrawiam!

    26 lip 2017

  • szalona123

    @Fanka dzięki  :lol2:

    27 lip 2017

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością :) :*

    25 lip 2017

  • szalona123

    @cukiereczek1  <3

    27 lip 2017