Tears dont fall - 10

Gdy odstawiałem rower, zerknąłem w okno salonu, pokoju w którym śpią rodzice. Jednak, na oddzielnych wersalkach. Taka już ich natura.
Słyszałem krzyki, co mogło oznaczać tylko jedno.
- Mam dosyć, głowa mnie boli od tego! – krzyczała mama, jej głos przesiąkał płacz.
- A... wiesz co... to... mnie obchodzi? Gówno wiesz! – Te słowa wypowiedział już dobrze wstawiony ojciec. Oczami wyobraźni widziałem ich stojących blisko siebie i kłócących się.
Nie miałem ochoty iść do domu i całkiem zapomniałem że jeszcze kilka chwil temu bawiłem sie w najlepsze z kumplem. Teraz, moje niebo zasłoniły chmury.
Spuściłem głowę i zrezygnowany odszedłem z podwórka, nie chcąc słuchać jak dalej potoczą sie te awantury.
- Aż tak źle? Przecież jak wychodziłam wszystko było w porządku, w garażu siedział – Rozmawiałem z Anką, stojąc oparty o skrzynkę gazową na końcu drogi prowadzącej do naszego domu.
- Nie wiem, co sie stało. Mnie też nie było – powiedziałem, słysząc w tle jakieś wesołe rozmowy i stukanie butelek – Dobrze sie bawisz?
Zadałem to pytanie, czując zaciekły smutek i zazdrość. Przynajmniej kogoś miała, miała swoją grupkę znajomych którzy by w ogień za nią skoczyli.
- Jest spoko. Ej, idź może do babci spać. Ja zostane tutaj – Siostra wyszła z propozycją, na którą przystałem.
Poszedłem do domu naszej babci, która mieszkała bardzo blisko. Znała naszą sytuacje i często pozwalała mi i Ance nocować u siebie. Jej córka nigdy nie prosiła o pomoc, mama jest silną kobietą i zawsze sama znosi wybryki taty.
Staruszka z uśmiechem wpuściła nie do swojego niewielkiego domu. Babcia jest miłą i gościnną osobą.  Ma krótko obcięte włosy i zawsze nosi na sobie wełniany kamizelek, nawet w lecie.
- Nie gorąco ci w tym? – zapytałem z uśmiechem, patrząc w szkła jej okularów. W domu było jak w piekarniku.
- Nie, mi zawsze jest zimno – zasmiała sie uroczo – Co u mamy?
- Została, wiesz jak jest... – powiedziałem cicho, zdejmując bluze.
- Oj, mogłaby w końcu go wykopać na tyłek i mieć święty spokój...
- Jak jest trzeźwy to jest w porządku – przerwałem. Babcia zamierzała palnąć dość długi wywód, jak zwykle. Jednak ja wiedziałem swoje. Mam też fajne wsponienia związane z tatą. Spacery, moment gdy uczył mnie jeździć rowerem czy współne gry w kosza o zmroku.
Rozmawialiśmy, babcia zrobiła herbatę i począstowała mnie szarlotką którą zrobiła wczoraj. Odwiedzał ją wujek, brat mojej mamy.
Opowiedziała mi o wczorajszym spotkaniu, o życiu cioci z wujkiem a gdy dochodziłą godzina 22, wyjęła karty i namówiła mnie na grę.
Ostatecznie, poszedłem spać koło 23, padając na tapczan w pokoju babci. Ona sama zajmowała swoją wersalkę.
O poranku, powitał mnie żółty kolor na ścianach i drewniane rzeźby,porozwieszane między portretami Matki Boskiej. Tak, przedstawiam gust mojej babci.  Jest religijna, ale chyba babcie tak mają. Tylko,  ile świętych obrazów w mieszkaniu to przesada?
Podnosiłem się cichutko, widząc że babcia  jeszcze drzemie. Budzik na jej szafce nocnej pokazywał godzinę siódmą.
Zaparzyłem kawę w czajniczku i skubnąłem ze stołu jedno kruche ciastko. U babci w kuchni zawsze znajdują sie jakieś rarytasy zostawione na wierzchu.
Zastanawiałem się, czy już wracać do domu. Po chwili wgapywania się w parującą ciecz w dzbanku, zdecydowałem że po szybkim śniadaniu wracam do siebie.
Kawa na śniadanie to troche mało, ale nie zamierzam opróżniać babci lodówki.
Usiadłem na drewnianym stołeczku, to moje stałe miesce w babcinej chałupie.  Odkąd pamiętam, siedziałem tu i jadłem ciastka, zapijając herbatą. Gdy babcia mnie do siebie zapraszała, zawsze było wesoło i nastrojowo.
Oparłem plecy o piec kaflowy, był przyjemnie zimny. To uczucie kontrastowało z nieco orąco kawą, której łyk upiłem.
Słysząc że babcia wstała, skierowałem wzrok na białe dwuskrzydłowe drzwi.
Kobieta stanęła w nich w koszuli nocnej.
- Dzień dobry – powiedziałem, uśmiechając sie lekko.
- O, dzień dobry Edytka. Dobrze że kawe zrobiłaś – Babcia nalała dla siebie małą filiżankę i usiadła przy stole.
- Mama dzwoniła? Wracasz już? – spytała.
- Tak, zaraz sie zbieram – Rzekłem, po przełknięciu kolejnego ciastka.
- Częstuj sie, niby wczorajsze ale... – Babcia pośpiesznie podsunęła mi cały talerzyk ze słodyczami.
- Nie, dziękuje – Zaśmiałem sie – Naprawde zaraz idę.
Mówiąc to, dopijałem kawę. Chwilę potem, już opuszczałem dom babci dziękując za gościnę i znikając w lesie.
W domu zjawiłem się niecałe 5 minut odkąd wyszedłem od babci. Było cicho, gdy wszedłem do korytarza. Mama pewnie poszła do pracy, Anka skacowana śpi u siebie... tata chyba tak samo.
Przygryzłem wargę, denerwowała mnie ta cisza bo sam musiałem jej przestrzegać by nikogo nie obudzić.
Wszedłem do swojego pokoju i przebrałem sie. Wyniosłem wczorajsze ciuchy do prania, umyłem zęby i wyszedłem na zlane słońcem podwórko.
Nieobecnym wzrokiem, kontemplowałem przyrodę wokół.
Czułem ciepło na swoich plecach, dzień zapowiadał się gorący i nudny.
I tak też było. Sobota zleciała szybko, nie skupiałem sie za bardzo na rozmyślaniu o niczym. Chciałem zapomnieć o rzeczach które przez kilka ostatnich dni zaprzątaały mój umysł.
Rano w poniedziałek, z wielką niechęcią udałem się do szkoły.
Weekend był ucieczką, na którą zawsze czekam. Bezpieczną przystanią, w której nie musze widzieć tych wszystkich drani.
Teraz, ubrany w dżinsy, pasiastą koszulkę polo, czerwony snapback i trampki, szedłem do szkoły, obawiając sie jakie wydarzenia przyniesie ten dzień.
Nieobecnym wzrokiem, jak zwykle omiotłem pobliski placa zabaw. Dzieciaki biegały i śmiały sie, żadna nowość.
Nagle, wpadłem na kogoś.
Mogłem wpaść na każdego byle tylko nie na niego...
Szymon zachwiał się i wychrypiał ciche „O, sory”
- Nic takiego , moja wina – powiedziałem pod nosem.
Zacząłem odchodzić, słysząc jakieś jego mruczenie. Jakby coś do mnie mówił, lecz ja nie chciałem tego słuchać.
-...i dlatego... Wszystko okej? – Przerwał wpół zdania i głośniej, spytał.
- Tak, wszystko jest w najlepszym porządku – Odchodziłem, zostawiając go z tym sarkazmem.
Chciałem żeby do niego dotarło że ma mnie omijać z daleka. Za bardzo namieszał mi w głowie ostatnimi czasy.
Schodziłem do szatni, nie słysząc za sobą nikogo. Gdy wieszałem worek na buty na haczyku, spostrzegłem że ten debil stoi centralnie w drzwiach i milcząc, mierzy mnie wzrokiem.
Nie byłem ciekaw czego chce. Jedyne słowa, jakie między nami padły, to :Możesz sie ruszyć?”  które wyszło z moich ust.
- Dlaczego mnie unikasz? – spytał, nieświadom niczego co zrobił.
- Bo mam swoje powody – Odparłem próbując go wyminąć. Lekka złość była słyszalna w moim głosie.
- Jakie?
- Nieistotne, rusz sie – Szturchnąłem go, nie mając ochoty na tłumaczenia. Nawet kilka słów z nim wymienione było zbędne.
- Ale chce wiedzieć.
Naciskał, stojąc dalej jak kołek. Nie wypuści mnie chyba z szatni, jeśli nie skończymyu tej rozmowy...
Westchnąłem cicho, cofając sie. Próbowałem sie przecisnąć obok niego, teraz stałem na środku niewielkiej szatni.
- Bo jesteś dla mnie nieistotny. To chyba starczy, nie? – Moja odpowiedź była wymijająca, lecz nie pozwoliłem mu  na poznanie prawdy.
- I dlatego chcesz stracić jedyną osobe która z tobą gada? – W jego głosie słyszałem pewność siebie. Jakby celowo chciał mi jeszcze bardziej dokopać.
- Obędzie sie, dobrze mi samemu. I jak będziesz tu dalej stać to oboje spóźnimy sie na lekcje – wycedziłem, patrząc na niego srogo.
Milczał chwilę, przyswajając sobie moje słowa i zapewne analizując każde po kolei.
Odwrócił się na pięcie, słyszałem jakieś „Dobra, chodź...”.

Poszedł przodem, ja ociągałem sie w tyle. Nie miałem ochoty przybywać za blisko niego. A ta dziwna rozmowa, sprawiła że zacząłem o nim myśleć. Że... zależy mu na mnie skoro moja obojętność mu przeszkadza?

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1494 słów i 8216 znaków.

Dodaj komentarz