Tears dont fall - 2

Zakryłem głowę rękami i schowałem twarz w kolanach. Zamierzałem spędzić tak te zajęcia, chuj wie co teraz mieliśmy.  
Nikt nie wchodził do łazienki przez kilka następnych minut. Pozbierałem swoje rzeczy. Będe musiał uprać plecak gdyż jest już pełen bakterii i innych gówien zalewających tę brudną podłoge.  
Podniosłem się i nabuzowany, opuściłem budynek szkoły.
Korytarze były puste, tak samo jak plac zabaw przed budynkiem.  Ludzie byli na lekcjach albo w domach. Zająłem miejsce na jednej z huśtawek która kołysała sie, tknięta lekkim wiatrem.  
Odpoczywałem, nie dopuszczając do głowy żadnych myśli. Wiedziałem że nie pomogą, tylko jeszcze bardziej nakręcą mnie na zemste, której nie moge dokonać. Musiałbym być samobójcą.
Wokół mnie jest tylu ludzi a jednak oni wszyscy mają mnie gdzieś. Albo są do mnie wrogo nastawieni. Chciałbym ich kiedyś zapytać Dlaczego. Ale... albo nie poznałbym odpowiedzi albo okazałaby sie dla mnie krzywdząca.
Bo jestem jaki jestem, to im we mnie przeszkadza. Ni laska, ni facet – Nie mogą mnie zdefiniować. I to jest ich problem .
Minęła dziesiąta, jak pokazywał zegar na ścianie szkoły. Miałem przed sobą cały dzień. A jednak nie chciałem go przeżyć.
Odgarnąłem włosy z twarzy i siedziałem tam jeszcze trochę.
Po jakichś dwudziestu minutach ochłonąłem nieco. Nie miałem wyboru, musiałem wrócić na lekcje. Nigdy nie miałem kłopotów z wagarowaniem i nie pozwole moim słabościom tego spaprać.  
Wszedłem na korytarz i nerwowo stawiałem kroki, wyczuwając w pobliżu czyjąś obecność.
Korytarz skręcał w prawo. Zza rogu właśnie wyłoniła się młoda kobieta. Brunetka o krótkich włosach.  
- Nie jesteś na lekcjach? – zapytała zdziwiona.
- Nie, dopiero przyszedłem – powiedziałem, unikając jej wzroku. Nie znała mnie, mogłem przed nią udawać chłopaka.  
- A stało sie coś? Wyglądasz nieswojo.
Uciekaj, Edi... Tak mówiły moje myśli.
- Nie, ja zawsze taki jestem – Postawiłem kilka kroków, chcąc sie od niej oddalić.
- Jestem psychologiem, moge pomóc – Usłyszałem. Nawet nie wiedziałem że mamy tu psychologa.
- Nie, ze mną wszystko w porządku – Odrzekłem, zostawiając ją w tyle. Kobieta patrzyła, jak znikałem. Jednak po chwili, z niepewną miną wróciła do swoich zajęć.  
Otworzyłem jedne z drzwi. Prowadziły do składziku w którym stały półki z jakimiś pudłami, krzesła, stare ozdoby z uroczystości. Jestem pewien że nikt mnie tu nie znajdzie.
Jestem pewien gdyż spędzam tu każdą długą przerwe.
Z dala od tamtych frajerów, z dala od hejtów i hałasu. Zaszywam sie tu i jem drugie śniadanie czy pisze teksty piosenek. To moja odskocznia.
Mam muzyke w żyłach – wiem to od zawsze. Słowa same układają sie w mojej głowie a ja tylko musze przelać je na papier.
Marzę żeby kiedyś osiągnąć sukces w tej dziedzinie. Jednak, kiedy masz wokół tylu wrogów żadne marzenie nie jest realne.
Usiadłem w kącie, odrzucając plecak na bok. Włożyłem słuchawki w uszy i wyjąłem zeszyt oraz ołówek.
Kolejne minuty, zapisywałem teksty na kartkach.  Odpłynąłem do miejsca gdzie szczęście mam na własność. Taka alternatywna rzeczywistość, lepsza.  
Nie zorientowałem sie nawet że nie jestem w pokoiku sam.  
- Wszystko w porządku? Źle sie czujesz?
Ledwo usłyszałem jego głos. Drygnąłem, spoglądając w górę na twarz nieznajomego chłopaka.
Nie wiem skąd sie tu wziął, co tu robi... Nie chciałem tu nikogo.
- Co tu robisz? – spytałem, zdezorientowany. Czułem w sobie lekki strach, ale to tylko złudzenie.  
- Przyszedłem po pudło dla dyrektorki. A co ty tu robisz po ciemku? – zapytał, przywdziewając lekki uśmiech.  
- Właściwie już nic. Przepraszam – powiedziałem szybko. Wiedziałem że on nie zniknie. Więc ja musiałem ulotnić sie pierwszy.  
Wyrzucił mnie z jedynego bezpiecznego miejsca w tej szkole co mnie zdenerwowało. Tym bardziej, że niedługo znowu zaczną sie lekcje.
Nie mając nic lepszego do roboty, wędrowałem po opustoszałych korytarzach. Na szczęście tylko samotność była moim towarzyszem.
Kiedy zadzwonił dzwonek, usiadłem standardowo pod klasą w której mamy następne lekcje. Jeszcze cztery godziny i wracam do domu, na co nieubłagalnie czekam.
Po dzwonku zgraja dzieciaków wytoczyła się z klasy i rozbiegli sie po szkole. Ja czekałem, wiedząc że moja klasa zaraz tu przyjdzie.  
Znajome twarze po chwili sie pojawiły. Jednak, ja nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, znając iich obojętność wobec mojej osoby.
- Edzia, gdzie byłaś? Szukaliśmy cie – Jedna koleżanka z klasy, zapytała zbliżając sie do mnie.
„Nie jestem Edzia”
- Źle sie czuje, odpuściłam sobie – powiedziałem do brunetki. Miła dziewczyna, ale na pokaz. Patrzy tylko na swoją dupe i jest wulgarna. I pewnie obrabia mi tyłek za plecami ale to żadna nowość, jeśli znasz ludzi z mojej klasy.  
- Ale już w porządku? – pyta.
- Tak,jest ok – Z niechęcią podnosze wzrok, widząc jej pomalowaną twarz i odkrywające za dużo ubrania. Zmuszam się do lekkiego uśmiechu... Wszystko byle już przestała udawać koleżanke.
- Jakby co to mów, to powiemy wychowawczyni. Może cie zwolni czy coś – odparła, znikając po chwili.  
„Nie udawaj że ci na mnie zależy” – pomyślałem, odwracając wzrok od jej tyłka którym kręciła przed oczami chłopaków z klasy.  
Matematyka zaczęła sie po chwili. Potem była chemia i język angielski.
Siedząc w ławce, podczas ostatniej lekcji, byłem najbardziej skupiony. To był mój przedmiot.
Nauczycielka mnie lubiła. Znała moją wartość i wiedziała że lubie jej przedmiot. Byłem dobry, żeby nie powiedzieć najlepszy z klasy.  
Wtedy, na tych jednych zajęciach, czułem że jestem od nich lepszy. Że teraz widzą moją wyższość. Czasem nawet przychodzili po pomoc, ja z grzeczności pomagałem, udając że nagle różnice między nami znikają.  
Po ostatnim dzwonku wyszedłem ze szkoły. Miałem 10 minut do autobusu, więc nie spieszyłem sie za bardzo.
Idąc powoli w stronę bramy, usłyszałem że ktoś do mnie podbiega.
Ten chłopak którego spotkałem w składziku, czy on mnie śledzi?
Wyjąłem jedną słuchawkę z uszu, kiedy sie odezwał.
- Pomyślałem że ci sie przyda – powiedział, podając mi mój zeszyt do polskiego.
Hmm... ciekawe.
- Skąd to masz? – zapytałem, zszokowany. Byłem pewien że mam go w plecaku.
- Z pierdolnika na drugim piętrze – powiedział z uśmiechem. – Co ty tam wogóle robiłeś?
- Siedziałem, widziałeś chyba – odparłem, zabierając zeszyt i  odwracając sie. Chciałem zakończyć tą rozmowe. Jestem nieufny w stosunku do ludzi, dlatego nie dopuszczam ich blisko siebie wiedząc że to tylko wilki w owczych skórach.  
- Nie wyglądało to dobrze, jakbyś płakał – kontynuował mimo że odwrócony plecami, dawałem mu sygnały by sie odwalił.  
- Nie bądź wredny i wypierdalaj – mruknąłem, zastanawiając sie czy to słyszał.
- Co? – spytał.
- Nic, musze spadać – powiedziałem głośniej, przyśpieszając kroku.
- Jak chcesz – usłyszałem głośne westchnięcie.
Szedłem dalej, oddalając sie od szkoły. Nagle, poczułem ból na swojej twarzy.
Pojawiły sie mroczki przed oczami a głowa zaczęła wirować. Polik zapiekł, a ja zauważyłem piłkę do nogi obok mnie.
Słyszałem też znajome śmiechy. Wiedziałem co sie stało.
Dotykając bolącego miejsca, spojrzałem na trawnik po prawej stronie. Stał tam Grzesiek, Sebastian i jeszcze dwóch którzy uwielbiają sie nade mną znęcać, Dawid i Kamil. Dwaj klasowi chuliganie.
- Bawi was to? – zapytałem, bardziej sam siebie gdyż odpowiedzial mi tylko ich prześmiewczy rechot.  
Patrzyłem ze smutkiem, jak dobrze sie bawią. Czy może być gorzej? C o jeszcze może sie  stać?
Jakby samolot czy strusie jajo spadłoby mi na głowe, naprawde bym sie nie zdziwił. Teń dzień, jak i każdy jest pełen niespodziewanych wypadków.  
- Was pojebało? – usłyszałem za sobą cichy krzyk. Odwróciłem sie, zaciekawiony jaka awantura tam  sie szykuje.
Chłopak który oddał mi zeszyt, wymachiwał rękami stojąc blisko moich prześladowców. Sytuacja wyglądała mi na awanture.  
Wygłaszał swoje racje, mimo że tamci go ignorowali i tylko sie z niego śmiali.
- Nie rób tego, jeśli chcesz żyć. Wycofaj sie – mówiłem w głowie, chcąc aby tamten odpuścił i nie narażał sie.  
Pokrzyczeli, jednak po chwili sie rozeszli. Tak jak chciałem, gdyż nie chciałem byc powodem jakiejść większej bijatyki na szkolnym podwórku. A zna tamtych, potrafią być groźni.
Chłopak odszedł i wziął spod ławki swój plecak. Spojrzał na mnie bez wyrazu, jednak wyczułem że pała do mnie sympatią.
Nic nie odpowiedziałem przerywając kontakt wzrokowy i odchodząc na swoj przystanek.  
Wróciłem do domu, mamy jeszcze nie było. Jest po 14, pracuje do 18. Rzuciłem plecak na łóżko i zrobiłem sobie herbaty.
Moge pić ciepłą herbate litrami, nawet w lecie kiedy jajko by sie upiekło na chodniku.
Trzymając kubek, wyszedłem przed dom i postawiłem go na szklanym stoliku obok garażu.  
Zdjąłem moją koszulę i rzuciłem ją na krzesło.
Słońce ogrzało moje ciało. Czarny stanik kontrastował z nieco bladą skórą, gdyż rzadko chodze bez koszulki. Nie moge patrzeć na moje kobiecie atrybuty, są moim przekleństwem.  
Czekając aż herbata wystygnie, dotknąłem lekko swojego brzucha. Został dziś nieźle potraktowany. Żebro było obolałe, przy najmniejszym dotyku czułem że boli.
Spojrzałem na siniak na ramieniu, jest mało widoczny. Miejmy nadzieje zniknie za niedługo.
Wróciłem do środka i postanowiłem zabrać sie za odrabianie lekcji. Wyszedłem na dwór, trzymając piórnik i zeszyty w rękach. Plecak zaniosłem do łazienki i wsadziłem do kosza na pranie.  
Rozwiązując zadania, spędziłem kilka minut. Nie odrabiam lekcji z dokładnością, to chyba normalne.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1829 słów i 9989 znaków.

Dodaj komentarz