Trio cz. 9

Rozdział 9
I tak minęły nam 2 tygodnie. 2 tygodnie treningów. 2 tygodnie. A nic się nie nauczyłam, moje treningi z Chrisem opierały się na czytaniu książek, co mi bardzo odpowiadało. Mniej przyjemne były lekcje z Hansem, tam cały czas tylko próbowałam podpalić coś wezwać ogień, ale nie ważne jak się starałam zawsze mi nie wychodziło. Dziewczyny nie miały takiego problemu, co prawda nadal mało umiały, ale w przeciwieństwie do mnie coś jednak potrafiły zrobić.
Co do chłopaków daleko nam było do przyjaźni, ale ich tolerowałam, czasami dało się nawet normalnie porozmawiać z Leo.  
Tego dnia szłam właśnie na trening z Hansem. Zaczęłam się zastanawiać czy on kiedyś zachoruje. Było by miło, ale niestety weszłam do pokoju jak zawsze, a on jak zawsze tam stał.  
-No dobra nieudaczniku, może wreszcie dzisiaj coś ci się uda!
Odetchnęłam, spokojnie. Stanęłam na  środku Sali, na przeciwko kukły. Ja zawsze. Jej dwa małe czarne oczka zdawały się szydzić, że mnie. Nie mogę, nawet kukła że mnie szydzi.
-Zrobisz coś czy będziesz się tak gapić?  
Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wyobraziłam sobie, że zamiast kukły stoi tam mój nauczyciel, ale i wtedy nic się nie stało.  
-Czyli to co zawsze, to ty sobie stój i pacz, a ja zajmę się sobą.
Ja go kiedyś uduszę! Na tym polega pomoc nauczyciela? Ty se rób a ja się pogapię. Bo niby czemu nie? Wściekłość mną ogarnęła. Spojrzałam na kukłę i nagle ona zapłonęła.
-No wreszcie ile można było czekać?  
Nawet nie zdążyłam nacieszyć się swoim sukcesem, a on już musiał dodać swoje dwa grosze.  
-No nic, idź do kolejnej kukły i spróbuj ponownie.
Żadnego ,,Brawo udało ci się” albo ,,Widzisz umiesz to” nie tylko ,,ile można było czekać”  
Podeszłam do mojej następnej ofiary, tylko, że ja nawet nie wiedziałam jak podpaliłam poprzednią. Nie wiedziałam co zrobić. Gapiłam się na nią jak głupia.
-Czyli nic? Nadal się tylko patrzymy?
W następnej sekundzie kilka rzeczy wydarzyło się prawie jednocześnie.
Poczułam ogarniający mnie gniew zaraz przed tym jak usłyszałam krzyk Hansa, bardziej zdziwienia niż przerażenia. Odwróciłam się zdziwiona, patrząc na płonącą bluzę na moim nauczycielu.  
Szybko ugasił mały płomień patrząc na mnie wilkiem.
-Młoda damo, jeśli można cię tak w ogóle nazywać. Czy ty przypadkiem nie pomyliłaś mnie z kukłą?
-Ja... Przepraszam... Nie chciałam!- zaczęłam się jąkać.
-Wyjdź z Sali, to koniec na dzisiaj, mam nadzieję, że jak wrócisz jutro będziesz coś umiała.  
Zażenowana wyszłam z pokoju, spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze pół godzony do treningu. Nie wiedziałam co zrobić. Szłam przed siebie, aż nagle coś usłyszałam..., śmiech?    
Dobiegał zza drzwi do jednego z pokoi. Drzwi były uchylone, a ja niesiona dziwną ciekawością zajrzałam do środka. Na samym środku pomieszczenia stał Liam, śmiejąc się. W ręce trzymał poduszkę, co wydawało się trochę dziwne. David i Leo też tam byli obydwaj także trzymali poduszki, śmiejąc się.  
Leo dosłownie rzucił się na Liama okładając go poduchą.  
Czułam się trochę jak podglądacz, więc odkrzyknęłam dając im znak, że nie są sami. Spojrzeli na mnie zdziwieni.  
-A ty czemu nie na treningu?- Spytał zdezorientowany David.
-Tak jakby można powiedzieć, że na lekcji zrobiło się gorąco no i dostałam zwolnienie z dalszej części.
-Co podpaliłaś?- Powiedział Leo podnosząc jedną brew.
-A kto powiedział, że coś podpaliłam?- odparłam poważnym tonem, ale mimo to lekko się uśmiechając.
-Ja.
-No dobra, tak jakby podpaliłam kurtkę Hansa.
Przez chwilę patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Ciszę przerwał Leo głośnym wybuchem śmiechu.  
-Już sobie wyobrażam jego minę.  
-To nie jest śmieszne!
-Nie przesadzaj trochę jest.- Liam też zaczął  się  śmiać, a po chwili Ja i David także, zwijaliśmy się że śmiechu.
-Co powiedział jak to zrobiłaś?- Odparł Leo nadal z głupkowatym uśmiechem.  
Wyprostowałam się robiąc poważną minę.
-,, Młoda damo, jeśli można cię tak w ogóle nazywać. Czy ty przypadkiem nie pomyliłaś mnie z kukłą?”- udawanie jego głosu nie szło mi dobrze, ale chłopacy i tak dostali kolejnego ataku śmiechu.  
-Zdecydowanie nie można nazwać cię młodą damą.
-Dzięki, tej.- powiedziałam, podnosząc z podłogi poduszkę i rzucając nią w Leona.  
Złapał ją bez problemu nadal szczerząc się od ucha do ucha.  
-Bez agresji.  
-E tam, jakiej znowu agresji? Ja tylko podałam ci poduszkę, tylko, że miałeś złapać ją twarzą.
-Przepraszam, już nigdy nie popełnię tego błędu.  
-No ja mam nadzieję.  
Leo poruszył się tak szybko, że zorientowałam się co się stało dopiero gdy dostałam poduszką w głowę.
-Śmiesz rzucać poduchą w młodą damę? Pożałujesz. Chłopaki- tu spojrzałam na Liama i Davida- na niego!
Przez następne kilka minut okładaliśmy się poduszkami jak małe dzieci, śmiejąc się przy tym jak opętani. Opętane małe dzieci, horror. Kiedy w końcu trochę się uspokoiliśmy okazało się, że trening już trwa, i trzeba się zbierać. Dosłownie wybiegliśmy z pokoju, pędząc do Sali. Nadal miałam głupkowaty uśmiech na twarzy, i pewno wyglądałam dziwnie, cała potargana, ale co tam.
W Sali wszyscy zdążyli podzielić się już na pary. Hazel ćwiczyła z dziewczyną w jej wieku, którą widziałam już kilka razy, za to Maja i Elena ćwiczyły razem.
-Kogo my tu mamy? Spóźnialscy. – Powiedziała Juli, która nas trenowała.
-Przepraszamy.
-Liam ćwiczysz, że mną?- Spytał David
-Jasne.
-No to chyba jesteśmy na siebie skazani.- odparł Leo, patrząc na mnie.  
-Za co?
-Już tak nie przesadzaj, nie gryzę!
-Na pewno?- Uniosłam jedną brew.
-Tak mi się wydaje.
-Dobra! Dość gadania! Od dzisiaj mamy przygotowania do pojedynków!
Co?! O nie! Już po mnie! Leo musiał zobaczyć niepewność na mojej twarzy, bo powiedział
-Spokojnie, to wcale nie jest takie trudne.  
-Łatwo ci mówić.
-Weź się tak nie denerwuj. A jeśli masz problemy z opanowaniem ognia, to mogę ci dawać coś w stylu korepetycji.
Patrzę na niego ze zdziwieniem. Rzeczywiście mam wielki problem z opanowaniem ognia, ale czy powinnam się zgodzić na to? Leo prawie cały czas mnie wkurza i nie wiem czy to najlepszy pomysł zostawać z nim sam na sam, to może skończyć się śmiercią lub kalectwem. Ale z drugiej strony na serio przydała by mi się pomoc.  
-Pomyślę- mówię w końcu.
-Okay, tylko nie za długo, bo termin wygaśnie.  
-Dobra niech ci będzie, tylko gdzie i o której?
-Można tu, rano na przykład ta sala jest wolna, to co o 7:00?
-Ty chcesz mnie zabić. 7:00? Będę zombie ale ok.
-Czas się skupić na treningu młoda damo.- mówi, mrugając do mnie.
-O ile można mnie tak nazwać- dodaje uśmiechając się.
Przez następną godzinę próbuję, zaatakować Leona. Co mi wychodzi jeszcze gorzej od władania ogniem, bo przy próbie kopnięcia go wywalam się na tyłek, przez co on dostaje głupawki. Za to parowanie jego ciosów idzie mi nieźle. Kiedy w końcu Juli ogłasza koniec zajęć mam ochotę paść na ziemnie i leżeć tak bez  ruchu, ale zamiast tego postanawiam wrócić do pokoju i wziąć długi prysznic.  
Kiedy udaje mi się przepchać na korytarz, dziewczyny znikają mi z oczu. Za to podchodzi do mnie Hazel.
-Hej- mówi
-Hej, jak tam?
-Dobrze, słuchaj wiedziałaś, że za niecały miesiąc urządzają bal?  
-Nie, a to niby z jakiej okazji?
-Jakaś tam rocznica, ale kogo to obchodzi ważne że to bal!
-Nigdy nie byłam na balu, chyba że dyskoteka się liczy.
-Spokojnie masz prawie cały miesiąc żeby się przygotować.  
-Tak tyle chyba wystarczy żeby zrobić makijaż. -Śmieję się, a ona że mną.  
-Dobra ja spadam, widzimy się na objedzie.- mówi kiedy w końcu udaje nam się opanować.
-Pa.
Wracam do pokoju w którym już siedzą dziewczyny.  
-Hej- mówię chwytam ręcznik i wchodzę do łazienki.
Kiedy już stoję pod gorącym strumieniem wody, dochodzi do mnie, że jutro będę musiała wstać przed siódmą, iść na trening z Leo, a potem jeszcze pozostałe lekcje, po co ja się na to zgadzałam? Tylko brakuje mi żeby Leo nabijał się że mnie, bo nic nie potrafię.  
Wychodzę z kabiny, szybko się wycieram i ubieram, wracając do dziewczyn, które siedzą w tych samych miejscach w których je zostawiłam gadając o tym.
-Hej, słyszałyście już i balu?
-O czym?- Pytają chórem.
-Mało wiem, ale podobno za jakiś miesiąc ma odbyć się tutaj bal. Tak na serio to tylko tyle wiem.
-Super! Będzie trzeba kupić jakieś sukienki! Trzeba się wybrać na miasto! Może jeszcze dzisiaj?- Maja prawie skacze z radości.  
-Tak! Co ty na to Jen?- pyta Elena.
-Niech będzie.
-Jej!!!- Maja na prawdę wygląda jakby miała pęknąć z radości. El też szczerzy zęby w uśmiechu, zastanawiam się czy tylko ja nie mam ochoty iść na miasto, a na ten bal już w ogóle, ale nie chce psuć im zabawy.

Tusia

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1688 słów i 9022 znaków.

Dodaj komentarz