Ostatni z planety Carammi cz 20


Reher jeszcze raz spojrzała na miecze. Sam był wyćwiczonym wojownikiem o nadzwyczajnej sile. Ale mimo potężnej postury, miał szybkość i refleks. Jego brat, Renthin był silniejszy fizycznie, ale ustępował mu nieco w szybkości.  
  Wziął długi miecz i ustawił się w bojowej pozycji. Ochir - Saran wzięła podobną broń i przez jej lico przeszedł krótki grymas. Nigdy nie walczyła taką bronią. Uwielbiała łuk, szable i sztylet, dobrze radziła sobie z piką. Ten miecz wydawłał się jej za ciężki i zbyt długi. Król Arpaganni obserwował ją uważnie i dostrzegł jej wahanie. Nie mógł jednak powiedzieć w prost co myśli, bo nie chciał urazić jej honoru. Poza tym od kilku godzin myślał o niej  nieustannie.
   Do tej pory kobieta kojarzyła mu się tylko z jednym. Co prawda doświadczenie z Carriass zrobiło mu naprawdę bałagan w głowie. Ale teraz miał przed sobą osobę, która mu pierwszy raz zaimponowała. Nie tylko walorami fizycznymi. Czył od niej coś czego jeszcze nigdy nie odczuł. Odwagę.  
- Córko Assuala. Jako gość zachowałem się nieuprzejmie. Powinienem zapytać jaki jest ulubiony twój oręż. Ten miecz lubię, albowiem jest odpowiedni do mojej budowy. Dla ciebie jest zbyt długi i ciężki.
- Nie myśl o tym. Nigdy czymś takim nie walczyłam, ale dam radę.
- Nie przeczę. Czuję, że jesteś szybka i zwinna. Ja jestem mężem i mam siłę. Ale również jestem wojownikiem. Chcę byś walczyła tym co jest dla ciebie najbardziej odpowiednie. Inaczej nie walczę.
  Reher zaczął mysleć, że źle zrobił zgadzając się na pojedynek. Nic nie wiedział o jej osobistym przyrzeczeniu, że temu kto ją pokona, odda mu serce i ciało.
- Dobrze, więc. Lubię szablę, która jest popularną bronią ludzi stepu, ale uprzedzam cię, że nie masz szans.
- Dzięki za wiadomość. Wejdźmy do mojej prywatnej zbrojowni. Tam mam wiele broni i to z miejsc dalekich. O ile pamiętam mam parę szabel.
  Odłożył miecz i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Ochir - Saran skinęła głową na znak zgody i podała mu miecz. Wsunał go do żelaznego kosza i podał jej pustą dłoń.
  Spojrzała na niego. Czyżby chciał, by mu dłoń podała? Nigdy się to jeszcze nie zdarzyło, ale...
Rzuciła na niego okiem. Jak kobieta na mężczyznę. Na chwilę zapomniała o stepie, walce i o zadaniu od ojca. Przez krótką chwilkę stała się kobietą i tylko kobietą.
   Reher był cwanym lisem, niezbyt dobrym człowiekiem o ogromnym ego. Kobiety lubił, bo dawały mu rozkosz fizyczną, co prawda traktował je w łożu tak samo. Czy chłopkę, szlachciankę, czy gdyby nawet miał królową. Łoże było dla niego innym polem bitwy. Gdzie nie miało być przegranych, tylko sami zwycięzcy.  
   Dostrzegł jej spojrzenie. I poczuł go w samym środku duszy. Wzdrygnał się. Czyżby ta kobieta miała jakiś specjalny czar? Pierwszy raz w życiu zobaczył w kobiecych oczach coś więcej niż cielesność, a przecież córka pana stepów była dziką panterą, stepowym mustangiem i pustynną zmiją. Pozornie nie miała w sobie kobiecości. Owszem ciało miał piękne, z zarysowanymi mięśniami. Był pewny, że nie znalazł by odrobiny tłuszczu ani na brzuchu, ani pośladkach. Ale nie walory fizyczne górowały. Z pewnością Carriass była piękniejsza, jej matka Deerhe również. Ale w córce chana definitywnie coś go pociagało. Dała mu dłoń i dostrzegł to coś w jej oczach. I w jedej chwili pożałował, że miewał trzy kochanki na raz. Poczuł, że chciałby mieć tylko ją. I dla niej zrobiłby wszystko. Zrywał kwiatki na łące, a nawet trzymałby zwiniętą wełnę, z której Ochir - Saran robiłaby sweterek dla ich dziecka.  
  To wszystko przemknęło mu w głowie, a może sercu, w jednej chwili. Czuł jej dłoń i wiedział, że to ta jedyna. I co dziwne, skośnooka dziewczyna też to odczuła.
- Co ci to, królu?
  On spojrzał na nią krótko i przykrył prawdę, maską.
- Nic mi, zdaje ci się. Chodźmy.
  Szedł po kamiennej posadzce, a jego buty uderzały i rozlegały się echem po wielkiej sali. Za to Ochir - Saran stąpała jak kot, nie wydając żadnego dźwięku. Podeszli do drzwi okutych zdobnymi ornamentami. Otworzył je i weszli. Mówił prawdę. Dziewczyna zobaczyła pierwszy raz na oczy większość oręża. Dostrzegła pięknie zdobione szable, ukute z dobrej stali.  
- O tu są - rzekł Reher.
- Ładna broń - pochwaliła.  
  Wyszli szybko z komnaty. Kilka razy machnęła w powietrzy z ostrym sykiem, przecinąła powietrze. Potem ułożyła na dłoni i zbadała wyważenie.
- Broń doskonała - powiedziała.
- Chcesz walczyć w środku czy na dworze?
- Nie walczyłam w sali, jestem wojownikiem stepu. Ale możemy walczyć tutaj.
- Ja myślę, że krótka trawa będzie bardziej odpowiednia.  
  Spojrzała na niego uważnie.
- Czemu pytasz panie i zmieniasz zdanie by mi bardzej odpowiadało? I tak cię pokonam.
- To się zobaczy, w pewien sposób masz rację. Pokonałaś mnie. Ale nie w tym co myślisz. A jak już jesteśmy przy tym. Jeżeli mnie pokonasz, a nie zabijesz, klęknę przed tobą i o rękę poproszę. Zaniecham uciech z dziewkami czy pannami i tobie będę służył.
   Dziewczyna odważnie w twarz mu spojrzała.
- Czyż to nie dziwne, Reherze? Ja już dawno w sercu postanowiłam, że mężowi co mnie w walce pokona, żoną mu będę. Oddam mu serce i ciało. I nie musi być żadnego pochodzenia czy rodu. Czy to król, szlachcic, rycerza, a nawet drwal zwykły czy chłop z ziemi. Jak pies wierna będę i rękę i ciało mu oddam.  
- A serce? - zapytał władca Arpaganni.
- Serce mnie słucha. A jeśli by nie chciało, sztyletem bym wyjęła z piersi, na dłoń położyła i do rozumu przemówiła.
- Pierwszy raz taką kobietę spotykam co ma w sobie piękno, honor, odwagę i szczerość. Więc wynik walki jest nie ważny. Tak czy tak, będziemy razem.
- Jest jeszcze remis, mój królu.
  Reher zdziwił się mocno.
- Mąrdości i szybkiej decyzji ci nie brak. Chodźmy więc na trawę, a tylko zdejmę zbroję i buty i na skórzane zamienię. Muszę być szybki by ci sprostać.
  Ochir - Saran pierwszy raz w życiu nie chciała wygrać. Ale wiedział, że będzie walczyć jakby o jej życie chodziło, od pierwszego cieńcia.  
  Reher szedł, a ona za nim. Do sypialni wszedł i ciężkie buty zrzucił. Otworzył mniejsze pomieszczenie i buty ze skóry jelenia wydobył. Krępującą bluzę zdjął i tylko w cienkiej bawełnianej koszuli pozostał.  
- Nie lękasz się, że cię zranię? - zapytała.
- Jeżeli tak się stanie, rany mi leczyć będziesz, czyż nie tak?
- Dobrze prawisz, królu. Zrobię to.  
  Przez trzy sale wielkie szli, do schodów doszli i on łatwo ciężkie drzwi rozwarł.  
  Ciepło na zewnątrz było. Słońce między chmurami chodziło. Reher wybrał dziedziniec, jasny, ale murami osłonięty, przez co słońce promieniami jasnymi, porazić ich oczu nie mogło.
  Dziewczyna patrzyła na niego. Na nogi mocne, plecy szerokie, ręce silne i tors wypukły. Poczuła coś w środku.  
- Mam walczyć z nim, a nie amory uprawiać. Opanuj się Ochir - Saran! - szepnęła cicho, że król usłyszeć nie mógł.  

Stanęli w końcu na murawie. Ochir - Saran w sukni krótkiej i Reher w koszuli białej i spodniach z atłasu, uszytych luźno, by ruchów nie krępowały. Kilka osób z rycerstwa i służby zatrzymało się w swoich czynnościach, by wynik walki poznać.  
  Czarnowłosa jak piorun szybko skoczyła. Już w pierwszym cięciu Reher wiedział, że z mistrzem szable krzyżuje. Wiedział również, że najwyżej mu równa jest, co i tak wielkim było. Siłacz ten miał koci spryt i szybkość kobry. Jednak Ochir - Saran też coś wiedziała. Pierwszy raz jakiś ułamek jej jestestwa staranie miał o przeciwnika. Czyżby bała się go zranić? Cięła bocznie, lecz król Arpaganni równie szybko szable we właściwym miejscu ustawił. Drobnum ruchem nadgarstka skręcił tak szybko, że większość mistrzów już by szable straciło. Jednak młoda dziewczyna sztuczkę tę znała. Mięko szable trzymała, i arcymistrzowski trik efektu nie przyniósł.  
   Ponownie uderzyła, z góry tym razem. I również poczuła, że coś ją hamuje. O Rehera staranie miała.  
Jest niezwykle trudno uderzać szybko i jeszcze szybciej klingę hamować, by rany nie przyniosła. Olbrzym i tym razem uderzenie odbił. Prostym pchnięciem zaatakował. Szybko, lecz nie tak jak zwykle. Przemóg się jednak. Kiedy odbiła łatwo, ponownie prosto uderzył. Tym razem odrobinka czasu zabrakła i córka Assuala, ciała pozycje zmieniła, bo szablą odparować nie zdołała. Ostrze suknie przecięło nieco wyżej boku.  
  Reher okiem znawcy odkrył, że nie zranił dziewczyny, jeno suknię przeciął. Dziewczyna skoczyła z jego boku lewego. Na murawie przewrót uczyniła i po nogach cięła. Król zdziwil się. Gdyby nie był urodzonym szermierzem, niechybnie z raną łydki by plac boju opuścił. Podskoczył, przez co cięcie powietrze jeno przecięło. Wstała szybko i z dołu cięła. Tym razem już wiedziała, że króla Arpaganni nie pokona. Jeszcze nigdy te uderzenie ją nie zwiodło. Każdy do tej pory rane pleców po nim posiadał. Reher jeno szable z tyłu ukośnie postawił i uderzenie odbił.  
Przekręcił się przodem i uderzenia boczne wymieniać poczęli.
- Szybka jesteś jak piorun - krzyknął.
- A z ciebie mistrz nie lada jaki. Płoche słowa me były, nie będzie mi łatwo.
  Im dłużej ciecia wymieniali, tym bardziej walka ich pochłaniała. Lecz jedno i drugie w środku ciała myśl jedną miało. Nie zranić mocno przeciwnika.  
Ochir - Saran w pierś lekko Rehera zawadziła, lecz on w ułamek chwili potem udo przy biodrze jej skaleczył. Dostrzegł to i zmartwił się nieco. Ponownie ją w ramię naciął. Lecz i ona w ripoście brzuch mu drasnęła. Uderzył szybko, by definitywnie szablę jej wytrącić, lecz nie zdołał. Ciął szybko i szable wstrzymał. Gdyby nie to, mocną ranę by miała. Wiedziała, że ją pokonał, ale walczyła nadal. Ponownie uderzył, lecz tym razem uskoczyła i szable do lewicy przerzuciła. Cięła szybko, lecz w ostatniej chwili klingę przed piersią Rehera wstrzymała. Dopiero dostrzegła, że ostrze go tam broniło. Jak zdołał tak szybko szable ustawić? Nigdy z nikim tak biegłym w szabli nie walczyła. Tym razem, nie zrobił najmniejszego ruchu ciałem, a tylko nadgarstkiem poruszył. Z lewicy oręż wytrącił. Lecz ona ciało wygięła jak wierzba i w prawicę uchwyciła.  
  Zdziwił się król, bo jeszcze takiego przeciwnika nie miał. Od dołu cięła i lekko udo przy biodrze mu skaleczyła. Lecz tym razem krótkim i szybkim uderzenien walkę zakończył. Ostrze przed jej szyją zatrzymał.
- Pokonałeś mnie. Czemu zabić mnie nie chciałeś?
  Patrzyła w same oczy jego i odpowiedzi oczekiwała.
- Nie mógłbym ci krzywdy zrobić, a wiem, że i ty uderzenia zwalniałaś. Nie waczyłem nigdy z nikim tak dobrym jak ty w walce.
- Mimo to mnie pokonałeś. Zgodnie z obietnicą, twoja jestem. Tylko czy mnie chcesz?
  Delikatnie brodę do przodu wysunęła.
- O tym, jak król z księżniczką rozmawiać zechcę. Ale wpierw rany nasze trzeba zabliźnić.  
  Zgromadzeni ludzie brawa bić zaczęli i okrzyki zadowolenia wznosić
- Brawo król Reher, brawo księżniczka Ochir - Saran.  
  Król Arpaganni tylko się uśmiechnął i rzekł.
- Do pracy się zabrać, widowisko skończone.
  Pod rękę córkę Assuala ujął i do zamku się udał. Kątem oka rycerza dostrzegł co za nim bierzył.  
- Panie mój. Trzy dziewki urodziwe do zamku wiechać chciały. Zgodnie z postanowieniem twoim.
- Opraw je. Po sukni daj i złotej monecie.  
- O! Czemu to panie?
  Reher z gniewm na niego spojrzał.
- Ta oto książniczka serce i ciało moje wywalczyła. Koniec z uciechami. Odprawić i nowych panien szukać, zaniechać.  
   Do zamku weszli. Szła za nim potulna jak owieczka jaka. Do sypialni drzwi otworzył.  
- Wody i sukna czyste. Najpiękniejszą suknię z jedwabiu, złota nitka przeplataną i z białymi perłami  wyszywaną, przynieść. Potem, niech nikt, panu Arpaganni przeszkadzać nie śmie. Chyba, że głowę stracić zamierza.  
  Spojrzał z uwielbieniem na córke Assuala.
- Zechcesz rany swoje mi opatrzeć, zezwolić?
- Czyż nie mówiłam, że twoja jestem? Nie rzekłeś mi jeszcze czy chcesz mnie...
- Rany ci najpierw opatrzeć muszę, odpowiedź dostaniesz. Masz me królewskie słowo.
  Dziewczyna zaczęła myśleć o ojcu. Czuła, że ten człowiek przebiegły nie jedno przed nią ukrywa. Ale czy teraz, kiedy serce królowi Arpaganii ofiarowała, ma zdradzić Assuala? Jako kobieta chciała, jako córka Assuala, Ochir - Saran, również. Lecz jako królewna Hojji nie mogła. I to bolało ją więcej niż draśnięcia. I odpowiedzi nie znała na swoje pytanie. Nadzieja jej serce wypełniła, ale mała niepewność w zakamarki serca się wkradła.
Misę z woda przyniesła młoda służa. Sukna czyste, obok ułożyła. Skłoniła się i tyłem do drzwi wycofała. Reher na dziewczynę spojrzał.
- Chesz tak złego człowieka, jak ja?
- I ja dobra nie byłam i nadal nie jestem. Wiele krwi przelałam dla pychy, że świetnym wojownikiem jestem.  
- Cóż, może winniśmy się zmienić. Ale wojnę prowadzę. Jako król i władca, pałam gniewem. Chociaż sam nieczyste zamiary miałem, król co go za nieudacznika miałem, napadł me ziemię i wioski spalił.
- On to uczynił? Armidos IV?
- Pomoc posiadał...
- Kto śmiał przeciw królowi Reherowi wystąpić?
- Smoka mają czarnego. Ot co. Teraz walka nie równa będzie. Bo jego jeźdźcem, córka króla, Carriass. Zmieniła się znacznie. Dziewcze piękne lecz uczciwe i czyste było. Teraz? Najbardziej doświadczona dziwka jej by zazdrościła. A tupetu takiego nawet ja w największych uniesieniach nie miałem.
- Trudno to pojąć, panie mój. Jestem twoją sługą i odpowiadać nie musisz, ale...
   Reher delikatnie jej silne barki ujął i w oczy spojrzał.
- Toć słyszałaś. Szablą me serce zdobyłaś, twoją ofertę przyjmuję.
- Ale...
- Ochir - Saran. Nigdy ja takiej niewiast nie widział. Zanim walczyć zaczęłaś, decyzję pojąłem. Coś się zmieniać zaczęło w sercu moim. I z każdą chwilą mocniej i mocniej to czuję. Innym człowiekiem mnie uczyniłaś. Szukam ja w umyśle co zrobić, by zła dalej nie czynić. Nie jest łatwo się zmienić. Ale na razie nie chcę o tym mówić. Co winnym zrobić, to rany twoje opatrzeć...
- A ja twoje, powinnam. Chociaż głębokie nie są.
- Pozwól mi jednak, proszę o ciebie zadbać.  
- Czyń to zatem.
  Reher z największa delikatnością rękaw podwijać zaczął.  
- Aż tak ranna nie jestem. Powiedz tylko, mam dostęp do miejsc zranionych zrobić?
- Dobrze by było, pani.
  Ochir - Saran przed Reherem skrywać ciała dalej nie chciała. Szarpnęła suknię szybko i mocno i jak pergamin rozdarła. W ułamku chwili nago przed nim stanęła.  
- Och! Piękna jesteś. Krągłości nie masz, jeno mięśnie!
- Nie prawda. Piersi są krągłe choć teraz nieco z pragnienia twarde. A to? Krągłe nie jest?
  Mówiąc to, tyłeczek zgrabny do niego wypięła.  
  Reher coś w ciele czuć zaczął, ale opanować się starał.
- Jakże mam twe rany opatrzeć, mów proszę!
- To płytkie nacięcia jeno. Jeśli pragniesz, usta twoje wystarczą.
- O tak. I ja takiej odpowiedzi pragnąłem.
  Uśmiechnęła się ślicznie.
- Ale i ty ranny...
- Coż rzec mogę. Płytkie przecie, usta twoje wystarczą.
Ochir - Saran koszulę mu zdjęła. Mięśnie torsu dostrzegła jak bochny wielkie, brzych płaski umięśniony. Zarówno tors i brzuch czarnymi włosami pokryty.
- Niedźwiedzia przypominasz trochę. Biodro ci skaleczyłam, prawda?
- Tak, czuję ranę.
- Och to trzeba temu zaradzić.  
   Atłasowe spodnie opuściła. Ale poza raną na udzie, coś innego uwagę jej przykuło.
- Pojedynek przeżyłam, ale to? Jak żywa z tego wyjdę?
- Delikatnie postępował będę.
  Chciał rzec, że inne też przeżyły, ale za wczasu w język się ugryzł.
- Słyszałm, że kochnek z ciebie przedni, skoro chcesz zaniechać miłostek z innymi pannami, rada będę. Ty panem moim, robić co chcesz możesz ze mną...
- Już nie pragnę ciał innych, a twoje jedyne. Mogę pocałunek na twoich ustach złożyć?  
- Czyń panie co zechcesz, rozpalona jestem jak żelazo gorące.  
- A co ty maleńka, byś chciała?  
- Powiem ci, bo chyba nie wiesz. Zasiąść na twojej kolumnie bym chciała. Mroczki z roskoszy mam przed oczami.
- Nie pragniesz pieszczot wpierw? Pocałunków słodkich? Chciałbym piersi twoje całować, bo zapach cudny mają.  
- Królu, to zrobisz potem. Wierzę, żeś kochanek nie mniej świetny jak szermierz. Uczyń mi te łaskę i na to mnie posadź.  
   Jak piórko lekko do góry ją uniósł i pragnienie jej spełnił. Zamiast bólu, bo dziwicą była, rozkosz poczuła. On zaś gorącą obręcz poczuł na swojej intymności i z roskoszy oczy na chwilę przymknął...

Po czasie dwóch straży, w końcu skończyli miłosne uniesienia. Ale nadal Ochir - Saran siedziała okrakiem, jak na koniu, na biodrach Rehera, a on nadal, chociaż milutki i mięciutki, był w niej.
- Może nie powinienem tego mówić, ale powiem. Uważałem się za dobrego szermierza, i za całkiem dobrego kochanka. Miałem często trzy niewiasty na raz, a dwakroć, cztery. I nie narzekały. Ale ty!
W tych zmaganiach górujesz znacznie nade mną.  
- Czyli byłeś kontent, Niedźwiadku? - zapytała słodko.
- Kontent to za mało. Jeżeli jest doskonała kochanka, ty nia jesteś niechybnie.  
- Dzięki ci za komplement. Jako żona też będę starać się z sił wszystkich, być najlepsza.
   Reher coś wyczuł.
- Ślub i wesele zrobim choćby jutro. Wojny zakończyć nie mogę, choćbym chciał.
  Posmutniała.
- I ja obowiązki wobec ojca i króla Hojji wypełnić muszę. Przekonałam cię, jako córka Assuala, że ojciec mój umowę z tobą ma nadal. Jednak jako Ochir - Saran ci mówię, nie ufaj mu. Tyś mądry król, chociaż zła trochę uczyniłeś i jeszcze uczynisz. Assuala myśli nawet ja nie znam. Niby jestem dla niego najważniejsza, ale co w głębi serca chowa, nie wiem.
  Nie chciała mu opowiadać o sobie, ani o tym jaka była dla ojca swego, kilka wiosen temu.
- Zatrzymać cię nie mogę. Jedź, czyń co musisz i wracaj, jeśli serce twe miłuje Rehera. On zły człowiek, ale wierzy, że miłość do Ochir -Saran go odmieni.
- A Ochir - Saran wierzy, że miłość do Rehera zrobi z niej lepszą osobę. Bo najgorętszą kochanką to już jest. A i żoną twoją będe taką, że nie będziesz marzył o lepszej. Ale jutro jechać muszę. Szkoda tylko, że wojna nas rozdziela. Może dadzą bogowie, nie na długo.
- Więc jechać musisz - rzekł smutno.
- Nie smuć swego lica, królu. Jadę jutro dopiero.  
- To kolację za mną zjedz. Piękna jesteś nago, ale w tej sukni przedniej do twarzy ci będzie.
  Uśmiechnęła się znowu.
- Dobrze, mój miły. Zrobię tak, a potem deser dostaniesz.  
- Zamęczysz mnie, a jeszcze żadnej się to nie udało. A od teraz ty będziesz tylko dla mnie się liczyć. Dasz deser, ale czy ja zdołam go przyjąć?
- Jedna część zmęczona, ale dwie inne jeszcze posiadasz.
- Co masz na myśli, miła?
- Dłonie i język. Bo tym też równie wielką roskosz mi sprawić możesz, co i zresztą robiłeś.
  Reher poczuł, że gotowy znowu i stwierdził, że kolacja poczekać moża. A córka króla stepów jego myśl pozała.
- Jedzenie i suknia poczekać może, prawda Niedźwiadku?
- Tak moja wojowniczko, może. I chyba musi.
  Czarnowłosa pochyliła się i dotknęła jego torsu, piersiami jędrnymi  i zamknęła usta jego, swomi...

Po upływie jednej straży w końcu skończyli, a tylko dlatego, że córka Assuala chciała mu przyjemność zrobić, by w sukni ją ujrzał. Zjedli posiłek lekki, winem zakrapianym. A potem do połowy nocy sobą się zajmowali. A księżyc zdziwiony do ich sypialni spoglądał, bo dawno tak gorących kochanków nie oglądał...
   Rano, zaraz jak słońce wzeszło, księżniczka ze stepów strój swój założyła, usta sennego Rehera ucałowała i do swojego rumaka Erdene, zbiegła. By nie przedłużać rozłaki, niezwłocznie na wschód, do Assuala ruszyła. Serce radosne miała, jak nigdy jeszcze.  

1Aurofantasja

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 3788 słów i 20251 znaków.

3 komentarze

 
  • AnonimS

    Sugestywny ten pojedynek.

    7 maj 2019

  • Almach99

    Na jak dlugo dwoje kochankow sie zmieni?

    1 maj 2019

  • emeryt

    @1Aurofantasjq, na prawdę te odcinek wyszedł z pod twoich palców wspaniale. Jeśli następne będą równie w tym   samym stylu, to będę ich wyczekiwał jak emerytury, a nawet bardziej. Na razie przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia.

    1 maj 2019