Ostatni kurs

Siedziałem w tramwaju, rozglądając się przez okno. Usłyszeliśmy głośny warkot, po czym drzwi zamknęły się i mogliśmy ruszać. Tramwaj zaczął powoli toczyć się po szynach. Z początku jechaliśmy tak wolno, że nawet truchtem zwykły człowiek by nas wyprzedził. Po chwili jedna motorniczy gwałtownie dodał gazu. Wszystkich wcisnęło w siedzenia, które ledwo wytrzymywały takie przeciążenie. Spojrzałem znowu w okno, lecz widziałem tylko rozmazane plamy. Nagle z kabiny motorniczego wyszedł konduktor i jakby nigdy nic spokojnie prosił kolejne osoby o bilet. Te jednak nie mogły oderwać się o siedzeń, a tramwaj jechał coraz szybciej. Nie wiedziałem, jak on to robi. Jemu ta prędkość w ogóle nie przeszkadzała, nawet się nie zachwiał. W końcu tramwaj zatrzymał się. Manewrowy kazał wysiąść wszystkim. Znaleźliśmy się w ciemnym i nieprzyjaznym lesie. Krakanie wron potęgowało chęć wejścia z powrotem do tramwaju. Konduktor zapewnił, że to tylko mała usterka elektryki i że za góra trzydzieści minut znów ruszymy. Szczerze nawet ta informacja nie sprawiła, że poczułem się choć trochę bezpieczniej. W pewnej chwili usłyszałem szelest dochodzący z głębi zarośli. Pod pretekstem poszukiwania telefonu komórkowego mogłem wejść do tramwaju. Razem ze mną wsze dł. konduktor. Zamknął drzwi i wtedy z zarośli wyskoczyły wilki. Rzuciły się na nieszczęśników, nie oszczędzając nawet dzieci, które mogły jedynie krzyczeć ze strachu. Nie mogłem na to patrzeć. Szybko schowałem się pod siedzenie i próbowałem nie słuchać przeraźliwych jęków i krzyków o pomoc. Minęły może dwie minuty i cały hałas ucichł. Wyjrzałem przez zakrwawione okno. Nie było tam nic oprócz porozrzucanych kawałków ciał. Konduktor postanowił wyjść i sprawdzić, czy ktoś przeżył. Niestety nikt się nie ostał. Tramwaj był cały czas niesprawny a ani ja, ani on nie wiedzieliśmy jak go naprawić. Bez jedzenia i picia, bez zasięgu nie mieliśmy szans na przeżycie. Dla konduktora było to widocznie za wiele. Wyjął scyzoryk i już miał go przeciągnąć po szyi, kiedy z boku nabiegł jeszcze jeden wilk. Skoczył na niego i ze smakiem wgryzł mu się w krtań. Gdy przestał oddychać, wilk spojrzał na mnie i ruszył w moją stronę, lecz ja już wiedziałem co zrobię, po prostu zamknąłem oczy.

marok

opublikował opowiadanie w kategorii sen, użył 424 słów i 2390 znaków.

1 komentarz

 
  • on

    szkoda że zrobiłeś tego zanim zacząłeś pisać...

    19 lis 2016