Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 21. No nie!

Rankiem podniosłem się o 8:00 i wziąłem prysznic. Choć, jak mogłem się spodziewać, to nie licząc włosów, cała oliwka wsiąkła w ciało. Lubiłem patrzeć na nią, kiedy śpi. Agata spała jeszcze, gdy ja już byłem ubrany i wychodziłem z pokoju. Udałem się więc do kuchni i chciałem zrobić sobie coś do jedzenia, lecz ku mojemu zaskoczeniu, zastałem na miejscu Jagodę.
-Już wstałeś? Co wy tam robiliście w nocy, że łóżko tak waliło w ścianę?
-Były zawody w zapasach.
-Wygrałeś?- Zapytała uśmiechając się.  
-Nie. Ale, co to ma do rzeczy?- Zapytałem zaczepnie, lubiąc z nią deliberować na różne tematy oznaczone, jako relacje międzyludzkie.  
-Nie chciałeś być lepszy?- Zaciekawiła się.  
-To zależy w czym.
-Ty chyba naprawdę jesteś inny.- Stwierdziła i usiadła przyglądając mi się bacznie.  
-Wiem.
-Co zjesz na śniadanie?- Chciała być potrzebna rankiem, być może dlatego, że się nudził ten ranny ptaszek, a może po prostu tak nakazywało jej wychowanie. Lecz prawdę mówiąc, to ja chciałem coś zrobić dla niej.  
-Zrobię jajecznicę, chcesz?- Zapytałem odpowiadając na jej pytanie.  
-A zrób, raz kiedyś można.
-Z ilu jajek chcesz?
-Z dwóch.
-To z czterech.
-Nie!
-Tak. Ty dwa i ja dwa.
-O! Chyba, że tak.- Skroiłem kawałek kiełbasy, boczek i cebulę, a do tego żółtą paprykę. Zeszkliłem cebulkę i wrzuciłem boczek, oraz kiełbasę, a po chwili dodałem cztery jajka i popieprzyłem to wszystko oraz posoliłem na koniec wrzucając paprykę. Wymieszałem wszystko, a później rozłożyłem po równo na talerze. Jagoda oznajmiła mi.
-Wiesz co? To troszkę zbyt tłuste, jak dla mnie, więc zaniosę to Andrzejowi.- I poszła. Ja zjadłem swoje śniadanie i umyłem talerz. Kiedy to nagle do kuchni weszła na powrót dziwnie zaaferowana czymś oraz zakręcona Jagoda. Taka wielce zdezorientowana. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i wreszcie po chwili ciszy powiedziała.  
-Mam pytanie. Możesz zrobić, to jeszcze raz?
-Tak, a coś się stało?
-Nic. To zrób jeśli mogę prosić.- I zrobiłem to samo z czterech jajek.
-Tak samo rozłożyć na dwa talerze?- Zapytałem stojącą za mną, przyglądającą się i opierającą o wyspę kuchenną, z uśmiechem na ustach, szalenie seksowną w tej pozycji Jagódkę.  
-Tak.
-Ale ja już tego nie zjem. Jestem pełny.  
-Wiem.- Powiedziała kiwając głową.  
-To dla kogo?
-Dla Andrzeja.
-To wrzucę mu na jeden.- Ogarnęła się i szybko odparła kiwając głową na nie, a później na tak.  
-Nie. Na dwa będzie dobrze.- Co wyglądało dziwnie podejrzanie, będąc uchybieniem, mającym mnie przekonać do tego, że ktoś chce być bardziej obsługiwany, niż wymaga tego sytuacja.  
-Ok!- :) Zaśmiałem się.
-No, co się śmiejesz?
-Nie możesz powiedzieć, że też zjesz?
-Nie!- I po kilku minutach w ciszy, udała się na górę z talerzami, oraz herbatą. Kiedy zeszła z powrotem do kuchni, ja już zmyłem patelnię, a do tego posprzątałem resztę po zrobieniu śniadania i popijałem spokojnie herbatkę, oczekując przyjazdu Tomasza.  
-A jak tam nowa maskotka, dała się pogłaskać?- Zapytałem z ciekawości o kaktusa.
-Uparty, ale jak przez tydzień nie dostanie pić, to zmięknie.- Stwierdziła grożąc mojemu kwiatkowi. A w sumie, to już jej.  
-Marzenia. Możesz robić, co tam sobie chcesz, a te igły nie zrobią się bardziej miękkie.
-Szkoda, bo fajnie wygląda, ta kuleczka igiełek.  
-Wiem, podoba mi się i jest bardzo piękny z tymi białymi igiełkami. Więc pomyślałem o Agacie, ale ona nie chciała, to dałem go tobie, ponieważ powiedziałaś mi, że chcesz. Cieszysz się?
-Piękny i do tego pasuje mi do szafek w pokoju, rzucając się w oczy, między żółtymi szafkami, a czerwienią ich blatów i niebieskimi ścianami. Dziękuję tobie za niego, będę o niego dbała, obiecuję to tobie.
-Wiem, polubiłaś go, prawda?- Podeszła i przeczesała mi włosy, przytulając mnie do siebie.  
-Tak, jest piękny, a w dodatku od ciebie.
-Jagoda, nie rób tego, proszę.- Stopowałem ją, wiedząc do czego to prowadzi.  
-No dobrze, przepraszam.
-Jagódko, ufasz mi?- Zapytałem. Spojrzała z zaciekawieniem, ale i z dystansem. A wiem to, gdyż się odsunęła i w całym tym zaufaniu, jakim mnie darzyła, położyła mi dłoń na ramieniu.  
-Tak, w końcu wzięłam na wychowanie twojego kaktusa.
-Pytam poważnie.- Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu i usiadła.  
-Wiesz, że tak. O co chodzi?- Zaciekawiła się.  
-Muszę zrobić coś tak ryzykownego, że aż głupiego.- Nagle zdenerwowała się.  
-O czym ty mówisz?  
-Zachowaj to dla siebie.- Podtrzymałem napięcie, dla zobojętnienia sytuacji.  
-Dobrze. Tylko powiedz mi, co ty masz na myśli?
-Posadzę wszystkich tanków do pudła.- Zdębiała, kiedy to usłyszała i zrobiła się nagle cholernie poważna próbując przekonać mnie do odrzucenia moich zamiarów.  
-Szymon, ty nie wiesz, kto to jest. Oni naprawdę są nieobliczalni. To już nie będzie zabawa, zrozum.  
-Więc potrzeba będzie być takim wariatem, jak oni, by to zrobić. Prawda?
-Szymon, ty nie wiesz o czym mówisz, zabiją ciebie. Zrezygnuj z tego, proszę. Spełnij moją prośbę.
-Nie rozumiesz. Ja to muszę zrobić, bo któregoś dnia przyjadę tutaj i nikt mnie nie znajdzie.
-Dlaczego?
-Zrobiłem z nich pośmiewisko i już zaczynają deptać mi po piętach. Ganiają za mną, już dość długo i zaraz mnie dopadną. A ja na to nie pozwolę. I lepiej jest zginąć z twarzą, próbując zrobić coś dobrego, niż uciekać jak tchórz.
-Rozumiem ciebie, ale uważaj. Proszę?
-Dobrze, mam przecież dla kogo to zrobić.
-Powiesz mi coś?
-Pytaj. Dziś odpowiem tobie na wszystkie pytania jakie zadasz. Pod warunkiem, że znam odpowiedź.- Niepotrzebnie użyłem takiego odnośnika, gdyż widziałem konsternację na jej twarzy, której towarzyszyło nagłe uspokojenie. I już w tym momencie wiedziałem, że pytanie będzie podprogowe.  
-Lubisz mnie, czy kochasz?- Szlak by to. Poczułem rezygnację z mego zamiaru dania jej tego, co chce.  
-Jagoda, miałaś przestać!- Broniłem się przed odpowiedzią.  
-Opowiedz mi tak, jak mi obiecałeś.- Spojrzałem zdezorientowany w swoim zamiarze, gdy nagle wpadłem na rozwiązanie sytuacji. Odpowiem tak, jakbym chciał, aby odpowiedź była lżejsza i mnie nie pogrążyła w żadnym kontekście rozmów prowadzonych przez nie na mój temat.  
-Bardzo ciebie lubię i nawet chyba troszkę kocham, ale tak bardziej, jak mamę. Jesteś wspaniałą kobietą. Jesteś cudowna z wszech miar.  
-Ja na początku nie wiedziałam, co ty tutaj robisz, bo wcale tutaj nie pasowałeś, więc powiedz mi. Czy jak dorośniesz, zamieszkacie z Agatą u nas?
-Przecież to Agaty dom! Chyba?- Zdziwiłem się, bo co innego usłyszałem z drugiej strony.  
-Kto to tobie powiedział?- Zapytała zdziwiona moją wiedzą.  
-Andrzej, na samym początku.
-Wiesz też pewnie, że ona ma w swoim posagu bardzo duże pieniądze po mamie.  
-Po co mi to mówicie, ja nie chciałem tego wiedzieć! Możecie oboje przestać mnie obarczać takimi wiadomościami?- Po kiego oni mi to mówią. Wyglądało to tak, jak chcieliby mnie przywiązać do tego kociaka.
-Szymon, jeśli coś się tobie stanie, to ona będzie nie do zniesienia. Oczywiście, jeśli się nie załamie. Proszę więc ciebie, nie rób tego.
-Jagoda, jeśli coś mi się stanie, to chcę być pochowany z moją ostatnią miłością, więc jakby co, to....
-Nawet tego nie mów.- Wstała i podeszła wtulając się we mnie. Staliśmy tak chwilkę przytuleni do siebie.  
-Obiecaj mi to.- Powiedziałem. Pchnęła mnie palcem, mówiąc.  
-Szymon, a twoi rodzice?- Stwierdziła spokojnie próbując dać mi do myślenia.  
-Pojedziesz z Agatą do mojej mamy i ona zrozumie, ale musisz być z Agatą.
-Zwariowałeś, co mam jej powiedzieć?
-Obiecaj mi. Mama będzie wiedzieć. Nie musisz nic mówić.  
-O czym ty mówisz, masz 16 lat, całe życie przed tobą.
-Obiecaj mi.- Upierałem się przy swoim.  
-Naprawdę tego chcesz?
-Tak.- Patrzyła na mnie chwilkę, a później przejechała wzrokiem po kuchni, aż w końcu poddała się mówiąc.
-Dobrze, obiecuję to tobie.
-Dziękuję.
-Więc zapytam ciebie jeszcze o coś. Czy jakbym teraz pokazała się tobie w tamtym kompleciku, to....
-To tak, nie zastanowiłbym się i tobie pokazał, jak to jest.- Podeszła i przytuliła się do mnie. Tak się przycisnęła, że miałem dziwne wrażenie, iż mnie zgniecie. Kiedy mnie wreszcie puściła, pocałowała mnie w czoło. Zauważyłem, że ma łzy w oczach.  
-Jagoda, na pewno wszystko dobrze?
-Tak, spokojnie. Te kropelki na twarzy oznaczają, że oczęta mi się pocą.- Próbowała być zabawna, lecz jej mina mówiła mi coś zgoła innego.  
-Dlaczego czasem masz takie dziwne spojrzenie?- Zapytałem i tak już znając odpowiedź.  
-Bardzo ciebie lubię i sama nie wiem, co ja dalej zrobię, jak się tobie coś stanie.
-Masz Andrzeja i będziecie musieli zająć się Agatą, jak nigdy dotąd. Ona sama nie da sobie rady.
-Myślisz, że o tym nie wiem? Ja nawet nie chcę myśleć, co to by było.
-Zmieńmy temat. To gdzie jedziecie na święto kobiet?- Wypaliłem myśląc, że odbije temat i zepchnie go do lamusa. Lecz ku mojemu zdziwieniu ona wpadła w toń rozmowy.  
-Jedziemy do Grecji, albo do Hiszpanii lub może na Sycylię. Ale teraz ja sama zrobię coś dla niego. Należą się wam przeprosiny, więc zobaczę oferty biur z Niemiec i coś wybiorę.
-Jagoda, z tymi przeprosinami to powiem tobie, że nie zapędzaj się na zbyt daleko.- Zaciekawiło ją to, czego może się dowiedzieć.  
-Co tak naprawdę masz do powiedzenia w tym temacie?- I zgasł jej ten uśmieszek.  
-Co takiego powiedział tobie Andrzej oświadczając się?- Dorzuciłem pytanie. Poważnie się zrobiło. Stwierdziłem w myślach fakt oczywisty dla mnie. Pomyślała chwilkę i odpowiedziała.  
-Powiedział, że jestem dla niego słońcem od wielu lat i jak mnie kocha i dlaczego. Oraz, że będzie zawsze mnie kochał. Zazdrościłam siostrze, że znalazła takiego faceta. Zawsze go kochałam, więc nie mogłam mu odmówić. Ty też masz to w sobie, ale z tą różnicą, że ciebie trzeba najpierw poznać.- Zamyśliła się na chwilkę, po czym oprzytomniała.  
-Dlaczego pytasz?- Zwróciła się do mnie.  
-Patrze, czy miałem z tym coś wspólnego. A kiedy to zrobił?
-W poniedziałek.
-Więc niewiele miałem wspólnego z waszymi zaręczynami. Tyle, że powiedziałem mu, aby nie czytał tego z kartki, tylko mówił z pamięci, a najlepiej z serca.  
-Jak czytałby to z kartki, to byłaby żenada i już wtedy wiedziałabym, że to nie ty.
-Ty cały czas myślisz, że to nie on, prawda?
-Tak. Tak samo, jak ten wyjazd na dzień kobiet, to ty. Nie zaprzeczaj chociaż. Znam go długo i nie wiem skąd on nagle, zrobił by się taki romantyczny. To wszystko ty i nie dam sobie wmówić, że jest inaczej.- Głupi kaktus i kobieta czuje się, jak twoje słońce. Pomyślałem.
-A ty, chociaż śniadanie potrafisz zrobić, a nie czekasz na to, aż się je tobie przyniesie.- Uderzyła w czuły punkt dla płci… tej mniej urodziwej.  
-Skoro już byłem w kuchni? Poza tym nie przesadzaj, sama mówiłaś, że chce podróżować, a teraz zwalasz to na mnie. Romantyczny pewnie zrobił się obcując z nami, romantykami. I nie osądzaj go, ja chodzę do szkoły zawodowej o specjalności kucharz i to dlatego czasem gotuję. Więc nie porównuj go do mnie w temacie gotowania.
-Ooo! Jak się człowiek z tobą kłóci, to dużo może się dowiedzieć.
-Nie kłócimy się, tylko ty najeżdżasz na Andrzeja, a ja go bronię. Zaraz, chwila, czy to przypadkiem nie powinno być w drugą stronę? To ty powinnaś go bronić. Wiesz o tym, prawda?
-Tak, przepraszam. Znowu wyszło nie tak.- Zszedł Andrzej.
-Cześć! Dobre śniadanie, razem dobrze gotujecie.
-Cześć! Tak. Dobrze nam się rozmawia i razem pracuje w kuchni. Andrzej popatrzył na Jagodę, która się speszyła, jak gdyby nakrył nas na zdradzie.  
-Jagoda. Powiesz, co się stało?
-Nic się nie stało, dlaczego pytasz?
-Szymon, razem robiliście śniadanie?
-Tak. Razem przygotowaliśmy ten posiłek.  
-Nie kłam.- Powiedziała Jagoda.
-Nie kłamie. Ja robiłem przygotowując śniadanie, a ona dotrzymała mi towarzystwa. Później zaniosła i dotrzymała tobie towarzystwa.
-Czasem zastanawiam się, co jest pomiędzy waszą dwójką.
-I do jakich wniosków dochodzisz?- Zapytałem. Lecz wiem, iż tą atmosferę było czuć z daleka.  
-I tutaj jest pewien problem. Znacie się od pół roku i sam nie wiem, co o tym myśleć. Na początku, Jagoda mówiła, że sama nie potrafi zrozumieć Agaty w związku z twoją osobą. Stwierdziła, że ty długo z moją córką nie pochodzisz. Co szczerze mówiąc było, dość szokujące dla mnie. A dzisiaj słyszę, jaki wszyscy w tym domu mają problem, gdy ciebie nie ma. Kochasz ją?- Wyskoczył nagle zaskakując mnie. Lecz spokój uratował mój tyłek.  
-Tak. Jako przyjaciółkę i troskliwą kobietę, oraz kogoś, kto wychował moją kochaną Agatkę.
-Jagoda, kochasz go?
-Tak. Kocham z nim przebywać, rozmawiać, kłócić się. I on zazwyczaj jest pod ręką, kiedy coś się dzieje u nas w domu, a nie niewiadomo gdzie.- Zaatakowała go.  
-To przytyk do ciebie.- Powiedziałem pokazując palcem na niego. Andrzej pomyślał chwilkę i złożył ripostę.  
-To wokół Szymona coś się dzieje. Jak go niema, to jest spokojnie. Nie zauważyłaś?- Zeszła Agata i stanęła w wejściu przeciągając się. Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Zauważyła to i z kwaśną miną zapytała.  
-Coś się stało, że tak patrzycie na mnie?
-Andrzej zapytał, co jest pomiędzy mną, a Jagodą.  
-Powiedz mu to, co mi powiedziałeś i już.
-A co powiedział tobie o mnie?- Zapytała Jagoda.
-Że kocha ciebie, jak mamę. Ale jest tobie wdzięczny za wychowanie mnie i lubi z tobą rozmawiać. Dlaczego pytacie?
-Jak wchodzi się pomiędzy nich, to zawsze czuć tak dziwnie zgęstniałą atmosferę.- Oznajmił Andrzej.  
-Jak wszedłbyś w pole przyciągania się dwóch ciał. Też to czujesz, prawda?- Powiedziała Agata do ojca.  
-Tak. Tylko nie wiem dlaczego?- Odparł.  
-Po prostu Jagoda, to bardzo fajna dziewczyna, a ja jestem, .... Jakby to powiedzieć?- Zapytałem nie wiedząc, jak wybrnąć z tego kanału, w którym się znalazłem.  
-Kimś, kto do niej nie dorósł.- Stwierdził Andrzej.
-Mało powiedzieć. Wiesz, że Jagoda myśli, że to wszystko związane z Walentynkami, a nawet więcej, to ja?- Zmieniłem temat na coś, czego raczej nie zmieni.  
-Nie ufasz mi kochanie? Myślisz, że ten wyjazd, to też on?
-Ja wiem, namówiłem ciebie na wyjazd, bo z Agatą będziemy mieli cały dom dla siebie. Ale będzie impreza.- Ironizowałem troszkę i zacierałem ręce szyderczo się uśmiechając. Andrzej spojrzał na mnie, ale spokojnie zwrócił się do Jagody.  
-Wiesz, co kochana? Ustaw ten wyjazd tak, by był w tygodniu.  
-Niedziela-piątek?- Zapytała z ciekawości.  
-Widzisz kochanie, wszystko psuje. Nawet to.- Powiedziałem do Agaty lekko zdruzgotany.  
-Oj Szymon, Szymon, czy ty się kiedyś zmienisz?- Spojrzałem na Agatkę i rzucił się mnie zegar kuchenny w oczy. A raczej późna godzina na nim.  
-O kurcze, to już ta godzina?- Wybiegłem ubrać buty. W czasie, gdy się ubierałem słyszałem ich rozmowę.  
-A ten, gdzie leci?- Zapytał Andrzej.  
-Na policję, umówił się z Tomaszem. Co robicie na śniadanie?- Zapytała Agata.  
-Już jedliśmy, Szymon zrobił.- Usłyszałem odpowiedź Jagody.  
-Ej, robiłeś śniadanie!?
-Jajecznicę, a co!?
-A ja?
-Spałaś. Poza tym, to ty nie jadasz czegoś tak tłustego z rańca.
-Na boczku, ble.- Skrzywiła się Agata.
-I z kiełbasą.- Dodałem.  
-No tak.- Powiedziała zrezygnowana.  
-Ty i tak zrobisz sobie białe szaleństwo.
-Wiem, ale ty mogłeś to dla mnie zrobić.
-Kocham ciebie, pa.- Cmoknąłem ją i już miałem odejść, gdy nagle usłyszałem....
-Przyjdziesz jeszcze dziś?- Cofnęło mnie to o kilka kroków.  
-Tak. Dlaczego pytasz?  
-Czasem nie wiem, czy nie masz nas dość.
-No co ty. Pewnie, że nie.  
-Daj całusa i leć.- Pożegnaliśmy się jeszcze raz tak, jak mielibyśmy się już nie spotkać tego dnia, ale..., to będzie później. Kiedy wyszedłem, to podjechał Tomek.
-Sorry Szymon, że zaspałem.
-Byłeś u Marty?
-Tak.
-Dała tobie pewną dobrą radę?
-Jaką?
-Pozwoli tobie wychowywać z nią dziecko, ale dopiero wtedy, gdy zmądrzejesz.
-Gadasz głupoty, wsiadaj, jedziemy.- Ruszyliśmy.  
-Robisz się złośliwy jeśli chodzi o Martę.
-Co ty powiesz? A ty, gdy Agata bawiła się w sobotę z jakimś gościem, to było pewnie zdrowe, kiedy chciałeś go zabić?
-A wcale, że nie. Ja chciałem go tylko uszkodzić. Poza tym, to jest taki film "I kto to mówi" część trzecia ostatnia, bo przecież, to ty naruszyłeś nietykalność cielesną jakiegoś gościa za którym oglądała się Marta.  
-No, no, no, bez takich. Zaraz! A ty skąd o tym wiesz?- Zdziwił się.  
-Powiedziała mi.
-Ty dziwnie blisko znajdujesz się tutaj wszystkich dziewczyn.
-Po prostu jestem zawsze pod ręką.- Pojechaliśmy do komendanta na spotkanie. Wszedłem na posterunek i zobaczyłem Władka siedzącego, jako dyżurnego posterunku. Poszedłem do drzwi komendanta, zapukałem i oboje z Tomkiem weszliśmy do gabinetu.  
-Witamy panie komendancie.
-Cześć! Ty na poważnie chcesz to zrobić i się w to zaangażować?- Zapytał.  
-Tak. Dziś na godzinę 13:30 idę do niego na obiad i po obiedzie, jakby coś, to Tomek zjawi się tutaj, by wam powiedzieć, że coś poszło nie tak, jak chcieliśmy. Jeśli nie, to wszystko jest w jak najlepszym nieporządku.
-Ty naprawdę chcesz w to wejść? Znasz ryzyko? Rozumiesz ten problem? I czy jesteś pewien swojej decyzji?
-Tak. Tak. Tak i tak. Odpowiedziałem chyba na wszystkie pana pytania, czy jakieś zostało?
-Wiesz, co to za ludzie? Bo oni płazem tobie tego nie puszczą.- Rzucił z grubej rury. Myśląc pewnie, że wpłynie to na moją decyzję.  
-Wiem i dlatego muszę coś wiedzieć. Czy kiedy dostarczę dowody na nich, to każdy na kogo będę coś miał, pójdzie siedzieć?
-Myślę, że tak, gdyż to sprawa z Niemieckiej prokuratury. Oni przerzucają narkotyki do Niemiec i dalej do Francji, więc musisz w to wejść, aby się czegoś dowiedzieć.
-Mam jeszcze jedną sprawę, chcę sprawdzić tego, który prowadzić będzie tą sprawę. Mogę go o coś poprosić za pańskim pozwoleniem, oczywiście?
-Jak?
-Dam mu coś do zrobienia i zobaczę komu jest lojalny, policji, czy też tej drugiej stronie.
-Siedzi dzisiaj jako dyżurny. Idź do niego. A ja porozmawiam z Tomaszem, bo my mamy coś do omówienia. Sprawę sprzed dwóch lat.
-Sprawdził pan?- Zaniepokoił się Tomasz.  
-Tak.
-Mnie też pan sprawdził?- Zapytałem.  
-Ta sprawa z jarzeniówkami bardzo mnie zaciekawiła.
-Tak. To było idiotyczne. A, że tylko ja tam byłem prawie święty i jeszcze nie spisany, to powiedziałem, iż to ja.
-Masz to tylko wpisane jako wybryk, a nie niszczenie mienia, bo byłby sąd.
-Poważnie?
-Tak. Zjeżdżaj do Władka.- Powiedział Marcin, poszedłem na dyżurkę, pokazałem dyżurnemu, że wchodzę i wszedłem.
-Pamiętasz mnie?- Zapytałem Siedzącego na dyżurce Władka.  
-Tak. Jasne. Z czym przychodzisz?
-Mam maleńką i lekką sprawę.
-Komendant pozwolił?
-Tak. Tylko, że to nie będzie sprawa do policyjnych akt.
-Wie o tym?
-Nie. Powiedziałem mu, że chcę sprawdzić ciebie, a on powiedział, że siedzisz na dyżurce. Więc, jak masz coś swojego, to też możesz to pogonić troszkę do przodu.  
-No dobrze, mów o co chodzi.
-Musisz udać się do hotelu, poprosić o taśmy ze środy na czwartek w zeszłym tygodniu i przynieść kopie ich do mnie.
-Kogo szpiegujesz?
-Martę..., ale nie ona mnie w tym wszystkim interesuje. Tylko ktoś, kto w tym czasie wchodził do jej pokoju. Możesz?
-Bez oficjalnego zgłoszenia, ciężko będzie.
-Coś wymyślisz.
-Masz jej dane? Bo rozumiem, że pokój był na nią.
-Podobno tak.
-Zaraz! Mamy takich pięć przypadków. To sprawy o gwałt i nigdy nikogo nie złapano. Nagrywają filmy ze śpiącymi dziewczętami.
-Ona nie chce, aby ta sprawa trafiła na policję.
-Eee, żartujesz sobie?
-Nie. A ja chcę wiedzieć, czy tą sprawę można jakoś powiązać z tankami i ich w to wrobić.
-Niby jak?
-Jak to oni, to sprawa jest prosta. Jeśli nie, to nawet lepiej, bo tacy ludzie, jak oni, bardzo nie lubią, gdy ktoś robi coś pod ich nosem, a oni o tym nie wiedzą i nic z tego nie mają.
-Dobry jesteś, mecenas chyba na poważnie miał rację mówiąc, że się nadajesz, jak mało kto.
-Niech to zostanie w sferze gdybania, zgoda?
-Załatwię te taśmy. I wiesz co, zgoda. Tylko powiedz mi coś. Czy ty rozumiesz te wszystkie sprawy, takimi jakimi są?- Zdziwił mnie tym swoim brakiem ufności w moje możliwości.  
-Tak, a dlaczego pytasz?
-Pogadamy kiedy indziej.- Czyli jednak nie, bo też czegoś chce, ale uważa, że to jeszcze nie czas na takie zagranie.  
-Boisz się?
-Bo mam o co.
-To proste prawda? Zawsze grasz o wszystko.- Zdefiniowałem zasadę tej gry.  
-Albo poświęcisz wszystko, albo się wcale za to nie zabieraj. To dobra rada. Więc, kiedy przekroczysz próg tego domu, to nie będzie już odwrotu.
-Jest tylko jeden problem. Ktoś mi zaufał, a to już inna bajka. Nie zrobię tego i nie cofnę się, obiecałem mu, muszę tam pójść. Powinienem przeczytać te akta, prawda?- Zapytałem po chwili ciszy.  
-I tak i nie, nikt miał ich nie widzieć.
-Ale ja jestem nikt.- Oznajmiłem mu fakt oczywisty.  
-No tak.- Pokazał mi, gdzie leżą i gdzie usiąść, aby nikt, kto wchodzi nie widział, że je przeglądam. Pod koniec stwierdziłem mu fakt oczywisty dla mnie.
-Że do jasnej cholery…, brakuje ośmiu stron.
-Co?- Zdziwił się bardzo.- Podszedłem do niego.  
-Zobacz,63/64-73/74 i dalej, a tych nie ma.
-To nie ty?
-Gdybym je zabrał, to byś się zorientował przy następnym razie. Przecież to logiczne.
-Mam pomysł. Ktoś kto je zabrał, sprzedał je drugiej stronie, będziesz miał dobry start.- Stwierdził pokazując na mnie.  
-Dlaczego tak mówisz?
-Dam tobie kopie i im to dasz.
-Pojebało ciebie, to wasze akta.
-To ty powiedziałeś, że jeśli chcesz złapać dużego zwierza, to trzeba mieć dobrą przynętę.
-Pewien jesteś?
-Trzymaj, tutaj nic nie ma, ogólne informacje. Nie licząc tych stron, które brakują, ale oni już je mają.
-Zgoda, niech będzie. Ale nie oryginały, tylko ksero.  
-No tak, ta teczka to będzie lipa. Założę drugą i tamta będzie prawdziwa. U komendanta w sejfie będzie bezpieczna, załatwię to.
-Dzięki. Nie zapomnij o kasetach i dopisuj czasem coś do tej lipnej, żeby widzieli, że się u nich coś dzieje. Niech to będzie jakiś punkt zaczepienia na tego, który wynosi akta.
-To faktycznie dobry pomysł. W poniedziałek to załatwię, a jutro popytam w hotelu.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.- Udałem się do pokoju, w którym Komendant był razem z Tomkiem. Zapukałem i usłyszałem.
-Kogo kurwa nosi!?- Otworzyłem drzwi, wychyliłem się zza nich i oświadczyłem.  
-Mnie!- Głupio zabrzmiało, ale to nie mój problem.  
-Dobrze, wejdź.- Po usadowieniu się obok Tomasza zapytałem.  
-Co pan myśli o tym wszystkim?
-Że ciebie pogrzało. To tak prywatnie. I że to dobrze, jeśli tobie się uda. To tak służbowo.
-Dobrze. To teraz tak poważnie. Ja tam idę i jakby coś, to Tomek da wam znać. A i jeszcze jedno, Władek powie panu, co i dlaczego.
-Co wymyśliłeś?- Zaciekawił się.
-Nie ja, a on.
-Mam nadzieję, że on wie, co robi i mnie nie z denerwuje dzisiaj, bo popsuje mi weekend!
-Niech mu pan powie, żeby powiedział to panu dopiero w poniedziałek. To tak na w razie, gdyby coś.  
-Dlaczego?
-Nie popsuje panu weekendu.
-A ty myślisz, że mi go popsuje?
-Niczego według akt i tak nie mieliście.
-Wiem.
-Więc, to niczego i tak nie zmieni.
-Ale powiesz wreszcie czego?!
-Spokojnie komendancie.- Powiedział Tomek.
-Przecież on to robi specjalnie. Choć niezupełnie, bo on tak ma.- Dorzucił.
-Ktoś zwinął wam część akt.
-Co to znaczy?
-Brakuje 8 najciekawszych stron.
-To żart?
-Nie.
-Co z tym zrobicie?
-Więc wymyśliliśmy podstęp i może się udać.
-Może faktycznie dowiem się w poniedziałek.
-To do następnego razu, chłopaki. No co tak patrzycie, wyjazd z mojego gabinetu. Muszę zamknąć, bo i tak o 11:00 muszę być gdzieś indziej. A ty w poniedziałek zameldujesz się u mnie.- Zwrócił się Marcin do Tomka.
-Dobrze.- Wyszliśmy wszyscy i pożegnaliśmy się z komendantem, a gdy już odszedł.
-Szymon, co wymyśliłeś?- Zapytał mnie Tomasz.
-To nie ja.
-A tak poważnie.
-Władek chce poświęcić akta sprawy.
-Pomoże tym tobie.  
-I to nie trochę, a znacznie.  
-Może ja też nie chcę tego wiedzieć.
-Ty to akurat możesz sobie chcieć. Trzymaj, przejrzyj sobie.- Po obejrzeniu kilku kartek z akt sprawy Tomek spojrzał na mnie i chwilkę pomyślał, a potem stwierdził.
-Naprawdę chcesz z nimi zadrzeć?
-Dobrze wiesz, że gdybym miał jakiś inny wariant ugody, to bym po niego poszedł.
-Zobacz haracze, rozboje, porwania dla okupu, przemyt kokainy, broni. Kim oni kurwa są?
-Nie myślałeś, że aż tyle robią, co?
-Tak. Myślałem, że tylko okupy i narkotyki, a tu proszę, cała gama różnorodności, dosłownie wszystko.
-Jeśli chcesz się wycofać, zrozumiem.
-Dałem tobie słowo, tak samo, jak i ty, dałeś je mi.
-Tak, ale ja też się chyba przeliczyłem. No i ja muszę już tam iść, a ty nie musisz. Zwalniam ciebie z danego mi słowa.
-Nie zostawię ciebie.
-Ty masz dziecko.
-A ty Agatę.
-Myślisz, że dla kogo to robię?
-No tak, głupie pytanie. Mamy jeszcze z 1, 5 godziny. Chcesz pojechać do Agaty… czy, co takiego robimy?
-Napiszemy nowe akta sprawy, idziemy do dyżurnego.
-Kogo?
-Do Władka. No tego mojego nowego przyjaciela.- Poszliśmy do samochodu i po dłuższej rozmowie na pewien temat wróciliśmy na komendę.
-Władek, napiszemy nowe akta.
-Poczekaj, jeszcze nic nie macie. Co chcesz tam wpisać?
-Sprawę z Izą, że to dzięki niej tam wchodzę i jakby coś, to ona będzie wiedzieć, co mi się stało. Nie wiem tylko, czy powie wam prawdę.
-Ups! Myślałem, że ona jest pewna.
-Wkopał byś własnego ojca nawet, gdyby był poza domem wyjątkową szują?
-Nie.
-A on traktuje córeczkę, jak jajko, więc?
-Albo wpadniesz przez nią, albo to ona będzie twoim zabójcą.
-O! I dochodzimy do pewnych wniosków.
-Jakich?
-Że ona, albo jest moją tarczą, albo katem.
-Boisz się jednak. Więc, po co to robisz?
-Mam swój powód, on ma swój, a ty?- Zachwiało nim to pytanie.  
-Nie chcę, aby moje dzieci dorastały w takim otoczeniu.- Wyrzucił wreszcie z siebie.  
-Czyli wszyscy za bardzo nie różnimy się pod tym względem od siebie.
-Macie dzieci?
-On ma dziewczynę w ciąży, a ja dopiero dziewczynę, ale mam zamiar wziąć i poprosić ją o rękę, jak już do tego dorosnę.- Władziu spojrzał na Tomasza.  
-Tomek, komendant ma całe twoje akta. A o nim, to wie tylko tyle, że ma głupie pomysły.
-Tak, nad wyraz głupie. Dobrze, zabierajmy się za pisanie tego, bo czas nas zaraz zacznie pilić.- Władek skrzętnie notował to, co mu podawaliśmy i prostował nasze czasem idiotyczne wypowiedzi, z naszego na język polski.
-Coś jeszcze ktoś chce dodać?- Zapytał wreszcie.  
-Na te chwilę, to nie.
-Dobrze, to zamykamy ten etap pracy.
-Co teraz i kiedy będziesz u nas złożyć zeznania.
-I to jest problem, bo ja nie mogę tutaj przychodzić, więc musisz wymyślić coś innego.
-Ja mam pomysł.
-Jaki?
-Klub.
-Załatwię to. Mecenas zna właściciela, więc to będzie łatwe. A nawet jak nie, to Tomek dostał klucze od Marty. Poczekaj, on jest pod telefonem, a ja mam jego wizytówkę.- Zadzwoniliśmy do niego i powiedzieliśmy o co chodzi.
-Nie ma żadnego problemu, a poza tym wszystkim, masz fundusz operacyjny którego, jak trzeba będzie, możesz używać.
-Dużo?
-25000 Marek.
-Kurcze. Można za tą kwotę kupić niezły samochód.
-Nie po to są te pieniądze.- Ostudził moje zapędy do defraudacji tego funduszu.  
-A po co?- Odparłem wreszcie.  
-Na drobny sprzęt i operacje służbowe.
-Co to znaczy?
-Możesz kupić sprzęt do nagrań dźwięku, jakieś drobne pomoce i zrobić jakieś drobne operacje przeciwko osobom, którym prowadzone jest śledztwo, aby udowodnić im winy.
-Ciekawe, ale trzeba na wszystko mieć jakiś papier?
-Nie, tylko na rzeczy na które można taki dostać.
-A mogę zapłacić haracz za kogoś i wystarczy, że tylko podpisze mi się i już?
-To akurat tak nie działa. Będzie jeszcze musiał zeznawać i to nie, że chce, musi.
-No tak, dostałeś coś, to daj coś z siebie. Czyli nie ma nic za darmo?
-Ano, nie ma.
-Ale sale luster w klubie, to pan załatwi?
-Tak. Przecież jest wam niezbędna, prawda.
-Co jakiś czas, tak. Gdzieś musimy pisać akta i się spotykać.
-Może u mnie na wsi? Jak masz problem z dojazdem, to bierzesz taksówkę i ja na miejscu płacę.
-Daleko z Zielonej?
-6 kilometrów, ale każdy ciebie zawiezie. Dom jest pusty prawie cały rok, tylko w lato jestem tam z żoną kilka dni.
-Nawet chyba lepiej, mniej ludzi, a w razie czego wynajęte nie wiem od kogo.
-Widzisz, jak dobrze się układa?
-Tak, aż za dobrze. Dobra, dziękuję mecenasie.
-Ale do klubu zawsze możecie iść do tej sali, załatwię to wam.
-Dziękuję i do usłyszenia.- Poszedłem do chłopaków i przedstawiłem im problem, oraz jego rozwiązanie.
-Dobry pomysł. Poza tym, to nie jest w mieście i nie trzeba będzie się przejmować tym, że ktoś może coś zobaczyć.
-Klub, będzie załatwiony na w razie co.
-I to jest dobre rozwiązanie.
-Tak, to nawet lepiej.
-Wiem. Tomek, musimy jechać.
-Widzę.- Pożegnaliśmy się z Władkiem i pojechałem taksówką do Izy i jej ojca. Zapłaciłem, choć taksówkarz kłócił się, że nie trzeba i wysiadłem, rozejrzałem się dookoła, niezła obora, jak na takie bydło. Musi dobrze ganiać te swoje byczki po pastwisku. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Otworzyła jakaś kobiecina.
-Pan wejdzie. Szymon prawda?- Zapytała.  
-Tak, dlaczego pani pyta?
-Kazano mi nikogo więcej nie wpuszczać.
-Ciekawe, co jeszcze powiedziano?- Zaciekawiłem się.  
-Dużo, ale ja nie wiem, czy powinnam to powiedzieć, więc przemilczę.
-Widzę, że jestem tutaj bardzo mile widziany.
-Z tego, co widziałam, to tylko panna Iza cieszy się na dzisiejszy obiad.
-No, nie tylko. Ja również. A no tak, pani nie mogła tego wiedzieć.
-Skoro tak mówisz.
-Ups! Widzę, że jestem tutaj bardzo lubiany.- Ojciec Izy schodził z góry po schodach.
-Troszkę masz rację. Witam.
-Dzień dobry rzekłbym, ale jakoś, to nie pasuje mnie do dzisiejszego dnia.
-Tak? A jednak przyszedłeś. Chłopaki zakładali się, czy przyjdziesz dzisiaj na obiad. Chodźmy do mojego biura.
-Dlaczego miałbym nie przyjść?- Zwróciłem się do niego z ciekawości.  
-Właśnie, dlaczego?
-Kiedyś trzeba wyjaśnić te idiotyczną sytuację.
-Mów dalej.
-Ciekawi jesteście.- Wyciągnąłem dokumenty z plecaka i rzuciłem na biurko, kiedy tylko zamknął za nami drzwi gabinetu. Podszedł, podniósł, przejrzał i powiedział.
-Skąd to masz?
-Ma się przyjaciół, to się wie.
-Kim ty jesteś? Policja?
-Tak. Mając szesnaście lat zatrudniają mnie policjanci i Interpol, a także KGB, CIA oraz inne służby wywiadowcze. Już powiedziałem, mam różnych przyjaciół. Zastanawiałem się czy przyjść, ale nic na was nie mają. Same pogłoski i domysły, nie licząc podobno brakujących stron.
-Widziałeś te strony?
-Nie, ale wiem, co na nich jest.- Podszedł do biurka i otworzył szufladę wyjął z niej klucz i przesunął obraz na ścianie, co odsłoniło drewniane drzwiczki za którymi widniał mały sejf. Włożył kluczyk do niego i rozkręcił zamek szyfrowy, wyciągnął ze skrytki kilka kartek i zwrócił się do mnie, rzucając je w moją stronę na biurko.
-To takie informacje są na nich?- Nie przeglądając odparłem.
-Coś o przemycie kokainy przez Niemcy do Francji i dalej.- Otworzyły mu się szerzej oczy, jak gdybym trafił, a nie to, że wiedział prędzej.  
-Dużo wiesz.  
-Jak chce się grać, to trzeba wiedzieć w jakiej lidze.
-Nie przeprosisz mnie?
-Nie. Ale jako uczciwy oszust matrymonialny zrobię to tak, aby wyszedł pan z tego obronną ręką przed córką.
-Ciekawe jak? Kiedy moja córka właśnie na to liczy.
-Zobaczy pan. A, że tak zapytam z ciekawości. Możecie przestać za mną ganiać, bo głupio by było, jakbym musiał pofatygować wuja do rozwiązania mojego problemu?- Pomyślał chwilkę.  
-A czym zajmuje się szanowny wujaszek?
-Tańcem towarzyskim.- Uśmiechnął się i zanim coś powiedział, dodałem.
-Z nieodpowiednimi osobami.- Widziałem, że ten uśmieszek przygasł mu na twarzy i zaczął się zastanawiać.
-Co to znaczy?- Zapytał.  
-Różne wynalazki chodzą po tym świecie, a czasem dużo lepiej, jak sobie leżą i się nie ruszają, bo wtedy nie przeszkadzają robakom się konsumować.
-Wydaje mi się, czy mi grozisz? Przemyślałeś swoje słowa, chłopczyku?
-Nigdy nikomu nie groziłem i nigdy nie zamierzałem tego robić. To tylko dobra rada, bo jesteście wpisani na ćwiczenia, jeśli dziś nie wrócę.
-A..., co będziemy ćwiczyć?- Ciekawość go męczyła.  
-Nie wy, tylko na was. Ale, aby doszło do tego musicie mnie zabić. Osobiście odradzam takie rozwiązania. Jak Pan widzi, nie grożę nikomu.
-Ciekawy jesteś, więc może zagramy w otwarte karty, co?
-Pan żadnych kart nie odkrył, sam odkryłem wasze karty. Ale dobrze, zagram z wami. Grałem wcześniej w grupie Szczecińskiej, samochody, porwania dla okupu i takie tam, ale znudziło mi się, więc szukam punktu zaczepienia, gdzieś indziej. Oczywiście nie narzucam się wam, jeśli macie wszystkich graczy, odejdę, zapomnę i po sprawie.
-Sprawdzę ciebie, jeśli mogę oczywiście i dam tobie odpowiedź.
-Dobrze, a ja rozejrzę się po okolicy. Postaram się nie wchodzić wam pod nogi, może się nie poprzewracacie. A i jeszcze jedno. Jest nas dwóch, jakby coś.
-Oboje się rozglądacie?
-Nie, nie oboje. Tylko ja jestem na tyle szalony, ale nie zabijcie mi kolegi, bo się wkurwię.
-Zaczynasz mi się podobać. Bezczelny, bez skrupułów i do tego z przemyślanym planem. I jeszcze twierdzisz, że nikt ciebie nie przysłał. Ciekawe.
-Nudna ta rozmowa, nikt mi nie grozi i łba nie próbuje urwać. Eee tam, idę obejrzeć ten pański przybytek.- Kiedy wyszedłem z biura i schodziłem na dół zobaczyła mnie Iza.
-A już myślałam, że nie przyjdziesz. Cześć!- Przywitała się Iza podchodząc do mnie.  
-Witam. Myślałem, że masz tutaj bardziej ciekawy system bezpieczeństwa, ale się pomyliłem.
-Co ty mówisz?
-Piękna jesteś, ale ja jestem dziwny. Rozumiem, że ciekawi ciebie we mnie wszystko. Ja nie mogę się z tobą spotykać, bo już kogoś mam.- Zmartwiła się.
-Myślałam, że podobam się tobie?
-Bo tak jest.
-A cha. Nie rozumiem?
-Mam dziewczynę, ale zostańmy przyjaciółmi. Może tak być?
-Dobrze, mam mało przyjaciół.- I wpadła w dziwną toń zastanawiania się nad czymś, jak gdyby nagle wszystko wokół przestało się liczyć.  
-Na pewno wszystko dobrze?
-Co? A tak, tak. Chodźmy na obiad.- I poszedłem razem z Izą do jadalni, gdzie pani, która otworzyła mi drzwi, wykładała właśnie dwie wazy z zupą na stół. Wkrótce zjawiła się jeszcze jedna kobieta. Dziwnie zwiewnie ubrana, jak na tą porę dnia i przyjęcie gościa na obiad.  
-Widzę, że jednak zjawiłeś się mimo wszystko. Nie boisz się?- Zapytało to dziwnie zimne, jak na tą porę roku dziewczę, mające więcej wiosen, niż ja.
-Nie. Raczej Iza nie włoży mi widelca w oko, a pani z tego co widzę, będzie siedzieć na drugim końcu tego stołu.- Przymrużyłem oczy i się uśmiechnąłem szyderczo.  
-Dowcipniś z ciebie, ale lubię takich. Ciekawe czy Roman też takich ludzi lubi?
-Rozmawiałem z nim i nie wiem, co lubi.
-Przeprosisz mojego tatę?- Usłyszałem głos Izy.  
-Nie chciał przeprosin i prosił, abym nie robił zamieszania z nimi przy obiedzie, jak się już uprę.
-No dobrze. A jak podoba się tobie mój dom?
-Twój? Chyba twojego taty?
-Nie, na pewno mój. Więc?
-Całkiem fajny, przestronny, jasny, dobrze umeblowany, czysty, miła obsługa, jednym słowem dobrze się tutaj mieszka, prawda?
-Dlaczego odpowiadasz pytaniem na pytanie?
-A dlaczego pytasz, dostając pytanie w odpowiedzi?
-Długo tak możesz?
-A myślisz, że nie?
-No dobrze, pasuje. Wiem, co robisz z tym odpowiadaniem.
-Dobija to ciebie?
-A ciebie nie denerwuje?
-A powinno?
-Przestań!
-Zgoda. Rozumiem, jeśli chcesz się coś dowiedzieć, to zadaj pytanie w taki sposób, aby odpowiedź była na poziomie, tak lub nie.
-Sprytnie, nie pomyślałam o tym.
-Wiem, zauważyłem.
-Tak więc, jako przyjaciele powinniśmy często się spotykać. Co robisz w poniedziałek?
-Idę do szkoły, dlaczego pytasz?
-A gdzie chodzisz do szkoły?
-Do Trzcianki.
-To nie chodzisz tutaj do szkoły?
-Ja nie jestem stąd, a ty myślałaś pewnie, że mieszkam tutaj w Zielonej?
-To skąd jesteś?
-Jak Jezus?
-Nie rozumiem.
-Z Krzyża.
-To nie jesteś z Zielonej, ani nawet z Poznania?
-Nie. Jestem z Krzyża.
-Jak to?
-Jak co?
-Przestań to robić?
-Ale co?
-Znów to robisz.
-Bo zrzucasz całą masę odpowiedzi na zasadę, nie wiem.
-Bo tego nie rozumiem.
-Więc posłuchaj. Jestem z miasteczka Krzyż i chodzę do Trzcianki do szkoły, proste?
-Było od razu tak powiedzieć.
-To było tak zadać pytanie, żebym mógł tak odpowiedzieć.
-Nam się ciężko będzie dogadywać.
-Tylko przez jakiś czas.
-Więc chcesz się ze mną spotykać?
-Jakby to tobie powiedzieć? Przyjaciół się nie olewa i im się nie kłamie.- Wszedł jej tato.
-Dlaczego nie spożywacie posiłku, przecież wiecie, że ja nie jadam obiadu.
-Smacznego.- Obiad minął bez jakichkolwiek dziwnych pytań i nerwów. Kiedy zjedliśmy zupę pani podała drugie, a później deser. Po wszystkim, jak już skończyliśmy jeść Iza zapytała.
-Smakowało tobie?
-Tak, dziękuję bardzo.
-Na zdrowie. Co dziś jeszcze robisz?
-Mam spotkanie z Agatą.
-A później?
-A później, to będzie tak późno, że trzeba będzie pojechać do domu. A ty, co robisz?
-Sama nie wiem, może pojadę na zakupy.
-Znaczy nudzić się będziesz. Pojedziesz ze mną?- Wstrzeliłem w temat rozmowy.  
-Moment, moment, a może tak powiecie, gdzie jedziecie?- Powiedział Roman.
-Będziemy w mieście.
-Kim ty jesteś chłopaku, co?- Zapytała pani siedząca przy stole.
-Szymon.
-To tylko imię.
-Fajne, co nie?
-Dlaczego mam dziwne wrażenie, że próbujesz mnie zdenerwować.
-Może dlatego, że jestem denerwujący swoje otoczenie i do tego jakoś się tym nie przejmuję.
-Może. Ale z moją córką, to sobie uważaj.- Powiedział Roman dość poważnie.  
-To znaczy, że mam uważać na nią, okey. Zainteresuje się tym, co robi, kiedy jest ze mną.
-Nie masz się interesować nią, tylko dać jej spokój.- Oznajmiła mi pani w szlafroku.  
-Co to znaczy?
-Jaki ty jesteś ignorant.
- To już wiem, bo wszyscy w koło wiecznie mi to wytykają. Ja słucham, co się do mnie mówi i zawsze robię to, co chcę.
-Kto, to tobie wytyka?
-Wszyscy. Powiedziałem przecież.
-To znaczy, że może powinieneś zastanowić się nad tym, co wszyscy chcą od ciebie?
-Jakby to powiedzieć, żeby pani źle tego nie odebrała. To nie mój problem, tylko ich.
-Ostro. Nie potniesz się?
-Nie wiem, niezainteresowanie moje. Chociaż, żeby się pociąć, to trzeba by się tym przejmować, a ja się tym nie przejmuję.
-Logiczny jesteś.- Oznajmił mi Roman.  
-Twierdzi pan, że jestem przewidywalny? Ciekawe, ciekawe, a nawet bardzo ciekawe. Jak zgadnie pan, co zrobię, to jestem pewien, że ma pan taki sam sposób myślenia, jak ja. A to znaczy, że niebezpieczny z pana przeciwnik, jak z wujka.
-Ciekawy musi być ten wujek. Poznam go kiedyś?
-Na teraz, to lepiej żeby nie. Ale potem, to kto wie.
-Coś tobie powiem. Ja odpuszczę tobie tamto, a ty odpuścisz coś dla mnie.
-I wreszcie się rozumiemy, fachowo.
-Czy oby na pewno?
-Jak raz na dwa razy.
-Nie rozumiem?
-To o czym pan myśli, to ja już załatwiłem na początku swojego pobytu tutaj.
-Czyli nie...?
-Nie. Powiedziałem to już jej i podałem przyczynę, więc to załatwione. Wujek prosił, abym nie dawał wam drugiego powodu do jego interwencji, a wuj ma kiepskie poczucie humoru.
-Szybko myślicie i bardzo do przodu.
-Kwestia bezpieczeństwa.
-Widzę to w tej samej kategorii i najgorsze jest to, że zaczynasz mi imponować tym swoim sposobem myślenia.
-To akurat bardzo mnie ciekawi. Więc, jeśli można pana zapytać. To, z jakiego powodu podyktowana jest ta ciekawość?
-Nie dajesz się zastraszyć z byle powodu.
-To dzięki przyjaciołom i przyjaciółkom.
-Dlaczego tak to rozgraniczasz?
-Bo dołączyła do tego ostatniego grona pańska córka. Jak pan widzi, warto mieć przyjaciół.
-Przed chwilą powiedziałeś, że nie będziesz mieszać jej ze swoimi znajomymi.
-Widzę, że się nie dogadaliśmy. Ona została moją przyjaciółką, a ja myślałem, że mam do niej nie startować i to uciąłem na samym początku. Iza, powiesz mi coś?
-Tak. Pytaj.  
-O czym myślałaś na początku, kiedy tutaj dziś przyszedłem?
-O tym, co popsułeś już na wejściu.
-Widzi pan, to jest właśnie tak. Jeśli można zrobić coś dla innych, to się to po prostu robi.
-To jakiś żart, tak?
-Pozna mnie pan troszkę, to pan zobaczy, że w takim układzie nie ma przegranych. Chyba, że ktoś się o to bezustannie prosi. Dobrze. Może zostańmy w tym miejscu i na tym temacie i pójdziemy się zobaczyć z kilkoma osobami. Możemy iść razem? To będą sami porządni ludzie, proszę?- Troszkę żem się płaszczył, by osiągnąć to, co chcę.  
-Iza, chcesz z nim iść?
-Tak. Chcę poznać tutaj kilka nowych osób, a nie tylko twoich kontrahentów i ich dzieci. Oni są tacy nudni, że nawet wyrzygać się po spotkaniu z nimi nie mogę. A on wydaje mi się ciekawym człowiekiem i umie się zachować.  
-Dobrze, w takim razie możecie iść.
-Dziękuję. A! Jeszcze pytanie. Dopilnować, żeby dotarła do domu, czy wie gdzie jest?
-W mieście nic jej nie grozi.
-Znana z niej osoba.
-Tak, to na pewno.
-No dobrze Izabelo, taksówkę czy masz też własnego kierownika zamieszania.
-Taksówką będzie szybciej.
-Dlaczego?
-Kierowca ma 40 minut do mnie do domu, a ja mam taksówki za 10.
-Dobrze. To niech tak zostanie, pojedziemy taksówką.
-Zamówię.
-I odeszła od stołu.- Jej ojciec, przysunął się do mnie i powiedział.
-Lepiej, żeby jej się nic nie stało.
-Jest ze mną, więc najpierw ja zginę, jak już coś miałoby się stać. Rozumiemy się, prawda?
-Fakt. Dziękuję za opiekę.
-Nie trzeba. Przyjaciołom nie daje się nic zrobić.
-Słaby punkt?
-I pech, że taki sam, jak pański.
-To prawda. Szybko łapiesz.
-Martwi się pan o nią, to dlatego można wysnuć takie wnioski. I spokojnie, ludzie do których ją zabieram nie mają nic wspólnego z półświatkiem przestępczym. Sami ludzie interesu i urzędnicy, oraz ich dzieci. Poważnie dobrzy ludzie, w razie problemów, to jej pomogą, gwarantuje. A co ona lubi robić, jeśli można zapytać?
-Tak poważnie, to nie wiem, ale podobało jej się w klubie. Mówiła, że ta ruletka to fajna gra. "Można się było troszkę napić, potańczyć, pograć i zabawa byłaby świetna, gdyby wszyscy grający byli w podobnym wieku." To jej słowa.  
-Muszę to przemyśleć. Ciekawe, jakby to ustawić w taki sposób, w jaki ona to ujęła.
-Ciężko byłoby to zrobić, prawda?
-Wcale nie. Zaprosić tylko znajomych, co mają wstęp z własną kartą i już. Może odwalę taką szopkę na urodziny. Muszę się zastanowić. Hm. Nie głupi pomysł.- W między czasie weszła Iza.
-Fajnie się z tobą prowadzi rozmowy, wiesz?- Stwierdził.
-Dobrze kochanie, to my idziemy na spotkanie. Iza, uważaj na siebie.- Pożegnali nas i poszli do pokoju. Podczas pożegnania usłyszałem ostrzeżenie w sprawie Izy, ale to standard.
-Szokujesz mnie. Powiedziała Iza.
-Czym?
-Ojciec nigdy nie pozwalał mi chodzić nie wiadomo gdzie. A ty go ugadałeś.
-Agata jest zła na mnie, jak tak z nią rozmawiam.
-Dlaczego?
-Podobno na dłuższą pogadankę jest to irytujące.
-Długo się znacie?
-Tak. Ponad pół roku.
-Może po jakimś czasie mnie też będzie to denerwować.
-Może. Chodź, poznasz moją ukochaną. Tylko uważaj, miła, ciekawa, ale czasem nad wyraz denerwująca, podobno. Ja osobiście tego nie wiem, tylko słyszałem. To opinnie innych.  
-Idziemy?
-Już jest taksówka?
-Głupiutki jesteś. Zanim się ubierzemy, to podjedzie.- Powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Waw! Jaka ty mądra jesteś i do tego taka miła oraz wspaniała, cudowna, seksowna i taka wyrozumiała, a jaka wspaniałomyślna....
-Dobra, dobra zrozumiałam. Przepraszam ciebie za to.
-Nie musisz mnie przepraszać. Wystarczy, że więcej tak do mnie nie powiesz. Ale wiesz co? Ładnie to zrobiłaś. Głupiutki, hm. Już wiem, gdzie to słyszałem, w Kubusiu Puchatku.
-Lubiłam te książeczki. Kiedy byłam mała mama mi je często czytała.- Wyszliśmy na zewnątrz i faktycznie miała rację, bo podjechała taksówka.
-Cóż za precyzja w obliczeniach, dobra jesteś.- Pochwaliłem ją.
-Często korzystam, to dlatego. A poza tym, to jestem ciekawa kto to, bo zazwyczaj jest Passat, a ten samochód, to coś innego.
-Ooo kobieta. Dzień dobry pani.
-Dzień dobry, dokąd jedziemy?
-Szymon, podaj pani adres.- Podałem adres i powiedziano mi za ile przypuszczalnie dojedziemy. Cóż za obsługa. Pomyślałem. I ruszyliśmy.
-Jak państwo będą chcieli, gdzieś jechać, to proszę pytać o Miki.- Zareklamowała się ciekawej urody farbowana blondynka.  
-Od dawna prowadzi pani tą taksówkę?
-Nie. Mąż jeździ, a ja tylko się nudziłam w domu i postanowiłam mu pomóc. On po południu i wieczorem, a ja rano i w południe. Dziś tylko troszkę dłużej. Dużo ludzi się poznaje.
-Czyli ciekawe zajęcie, prawda?
-Tak, a przyjaciółki mi odradzały.
-Może miały rację. Trafi się wreszcie jakiś dupek i będziesz miała duży problem.
-Wiem, ale chłopaki mi obiecali pomóc, jeśli coś będzie nie tak. Mam podjechać do kogokolwiek i poprosić delikwenta o przesiadkę, bo muszę po dziecko pojechać.
-O! Macie dziecko i się nudzisz?
-No skądże znowu. Nie mamy jeszcze dziecka. Myślimy nad tym dopiero.  
-A z tym problemowym delikwentem, to dobrze pomyślane.
-Dziękuję za uznanie. Miły ten twój chłopak?- Powiedziała Miki patrząc w lusterko wsteczne, w które to spoglądała dość często, by zobaczyć naszą dwójkę podczas prowadzenia samochodu.  
-Przyjaciel, nie chłopak.- Odparła spokojnie Iza.  
-Dlaczego, kiedy jestem z jakąś dziewczyną, to od razu wszyscy twierdzą, że to moja kobieta.- Z irytowało mnie to.  
-Zazwyczaj jeździ się gdzieś z własną dziewczyną.
-A my akurat jedziemy do mojej ukochanej.
-Można i tak. O jesteśmy już na miejscu. Kiedy opuściłem samochód zauważyłem, że nikt nie zapłacił.
-Ile się należy?
-Firma ma umowę pod tym adresem i płacą raz na miesiąc. Tam jest zakaz brania zapłaty.
-Iza, nie płacisz za taksówki?
-Nie. Jakoś to jest rozwiązane. Ojciec mówi, że mam olewać płacenie za taksówki.  
-Skoro tak, to ok.
-Dziękuję i do następnego razu, do zobaczenia.
-To tutaj?
-Tak, to tutaj mieszka Agata wraz z ciocią i ojcem Andrzejem. Chodź wejdziemy.- Zadzwoniłem i drzwi, jak nigdy otworzyła mi Agata. Rzuciła mi się na szyję i przylgnęła do mnie.
-Martwiłam się o ciebie.
-Chciałaś poznać Izę, to masz okazję.
-Co!? Zdziwiła się, bo chyba jej nie zauważyła.
-Iza, to jest moja dziewczyna Agata.
-Faktycznie jesteś bardzo barwną osobą.- Agata spojrzała na mnie mróżąc oczy.  
-Ona nie mówi o twoich włosach kochanie.
-I dobrze. Cześć! Jestem Agata.- Powiedziała podając jej dłoń, którą to Iza uścisnęła.  
-Iza.- Przedstawiła się jeszcze raz, ale tym razem sama.  
-Naturalne?- Zapytała, kręcąc Agacie loka na palcu.  
-Tak.
-Ładnie się kręcą.- Agata się skrzywiła.
-Nie podobają się tobie? Dużo dbania, niedziwne.  
-Szymonowi bardzo się podobają takie naturalnie rude. O przepraszam, wejdźcie.- Z kuchni wyszła Jagoda.
-O, Szymon. Dobrze, że wróciłeś. Podeszła i przytuliła mnie.
-Jagoda, przedstawię tobie Izę, to jest właśnie ta dziewczyna, która zaprosiła mnie na obiad.
-Miło mi ciebie poznać. Mam na imię Jagoda i jestem ciocią Agaty.
-Długo znacie Szymona?
-Od tej afery z tankami. A właściwie to przyszedł do nas na zaproszenie Agaty w wieczór, w który była kolacja i tak jakoś przyjeżdża do nas. Pasuje mi, bo dobrze się z nim rozmawia na różne tematy.  
-Co to znaczy.- Obie spojrzały na mnie.
-Wie, ale z tankami myśli, że to wszystko, to żart.
-Ten numer z kokainą?- Zapytała Agata.
-Mogę wiedzieć, kto tam był?
-Iza, nie warto, abyś zawracała sobie głowę. Na razie wszystko jest, w jak najlepszym nieporządku.
-Wiesz co? Faktycznie zaczyna to być denerwujące.
-Mówiłem.- Skwitowałem swoją poprzednią informację, którą to, ją obdarzyłem.  
-Co takiego dzisiaj robimy?- Dopytywała się Agata.
-Dzisiaj ty myślisz.- Odbiłem piłeczkę.  
-Nie. Mam pomysł, może nasz gość coś wymyśli.- Powiedziała Agata. Iza spojrzała na mnie.
-Pójdziemy do klubu.
-No skąd ja wiedziałem, że to będzie właśnie to.
-Podobało mi się ostatnim razem. Ciekawe mają te gry.
-A co ty byś zmieniła w tej grze, albo innej? Może masz jakieś sugestie lub inne dodatki, hm?
-Na pewno tą muzykę i jeszcze do tego wszystkiego dodałabym jakąś karę za wstrzymanie zakładów.
-Widzisz koleżanko, w tej grze potrzeba więcej czasu na policzenie i ponalewanie wypitego trunku, a że robi to jeden kelner, to niestety tyle czasu musi to trwać.
-A może pójdziemy do sali luster?
-Agata?!- Próbowałem zapobiec wbiciu Izabeli za szybko w ich świat.  
-Nie. Chodzi o to, żeby pograć w karty, ruletka jest już nudna.- Oznajmiła nam Agata.  
-Ja nie lubię takich gier.- Stwierdziła Iza.
-Bo jeszcze nie wiesz o co chodzi. Poza tym, to tam będą tylko przyjaciele.
-Agata!- Próbowała zabiegu wklejenia Izy do świata dziewcząt.  
-No co? Chcę zobaczyć, jak chłopaki robią striptiz.
-Ani się waż.- Stopowałem ją.  
-Zaraz, to o co właściwie chodzi w tej grze.- Zapytała zaciekawiona Iza.
-Gra się w oszusta i jak się przegra, to do banku oddaje się jakiś fant w formie swojego ubrania. Jak zostanie złapany ktoś na oszustwie, to ubieramy go w ciuszki z banku.
-Ej, to może być ciekawe.- Uśmiechnęła się Iza.  
-Bo jest. Wiecie co? Zróbmy coś z bilardem. Może, jak się nie trafi, to trzeba będzie wypić lampkę wina i ostatni przegrani robią show.
-Co to znaczy?- Dopytywała się Izabela.  
-On mówi o rozbieraniu się.- Powiedziała Agata.  
-Robili chłopaki już striptiz?- Zapytała ponownie Iza.  
-On raz.
-A ty?
-Też raz, ale z własnego wyboru.
-A ja, to niby z czyjego?- Stwierdziłem pytając.
-Zrobiłeś jej prezent na urodziny.- Oznajmiła Agata.  
-Ale nie musiałem.- Odparłem.  
-A no nie. Nie musiałeś.  
-Dużo macie znajomych? Bo ja to mieszkam tutaj już z 10 lat, ale znam tylko kilka osób.
-Wiesz, co innego znać, a co innego przyjaźnić się.
-Mam dwójkę przyjaciół, a ty ilu masz?- Skierowała pytanie do mnie.
-Tutaj?
-Tak, tutaj?
-dziewięć osób.- Weszła do salonu Jagoda. Nie policzyłem ich, co ze mną jest?- Pomyślałem i się poprawiłem.  
-Przepraszam, jedenaście osób.
-Zaraz, jak to jedenaście?
-Tomek, Piotrek, Marta, Mariolka, Marcin, Władek, Dagmara, mój aniołek Karolina, Joasia i twoja ciocia i Andrzej, a i zapomniałbym o Paulince, czyli dwanaście.
-Zaraz! Moja przyjaciółka Joasia jest twoją przyjaciółką?
-Tak, bo ja uważam ją za przyjaciółkę. Orzesz ty!
-Co? Natalia i Iza to czternaście.
-Jak poznałeś tyle osób?
-Ani się waż!- Ostrzegała mnie Agatka.
-Może kiedyś się dowiesz.
-Znam ciebie od tygodnia i już cię bardzo lubię.
-Szymon!
-No co? To nie moja wina, że macie w tym mieście jakąś manię zakochiwania się we mnie. To wasza wina!
-O co chodzi?- Dziwiła się Iza.  
-Wszystkie się w nim kochają.- Oznajmiła jej Agata.  
-Ja nie.
-Tak, to co o nim sądzisz? Tak szczerze.
-Śmieszny, niepozorny, ale miły i szczery, a do tego bardzo dobrze się z nim czuję i wydaje się być bratnią duszą.- Agata podeszła do mnie i zawaliła mi w ramię.
-Ałła!
-Dlaczego ona ciebie bije?- Zapytała Iza.
-Ona po prostu lubi ostry seks.- Agata znowu zamachnęła się.
-Nooooo, boooo!- Stonowałem ją.
-Już nie będę.- Kiedy się odwróciłem poczułem, jak dostałem w drugie ramię.
-Ałła! Powiedziałaś, że już nie będziesz.
-Biła ciebie w tamto ramię, ale o tym nic nie mówiłam.
-No tak, prawda.
-Chodź.- Podeszła, a ja złapałem ją pod pachy, wczepiłem swoje dłonie w jej włosy i pocałowałem ją, wciągając powietrze w takiej ilości, że próbowała mnie odepchnąć.
-Świnia jesteś, wiesz?- Usłyszałem wreszcie.  
-Wiem, dlatego mnie kochasz.- I zszedłem z tematu.
-Dzisiaj, to wy będziecie się rozbierać.
-Jaki pewien, myślałby kto.- Powiedziała Agata.  
-Co? Nie wierzysz mi?
-Pewien jesteś?  
-E, no.
-Zaraz będzie kopniak.- Mrużyła oczy ze złości Agata.  
-Zobacz Jagódko, dać kobiecie wygrać zapasy i już robi się zaborczo niebezpieczna, przytul mnie, bo mi źle.- Powiedziałem do Jagody, a ona podeszła i mnie przytuliła.
-Zaraz obydwoje dostaniecie kopa.- Denerwowała się Agata.  
-Widzisz, widzisz i jak ja mam sobie wytłumaczyć, dlaczego ja ją kocham?- Agata podeszła do nas i przytuliła się do nas.
-Ja też was bardzo kocham.- Iza stała, jak zaczarowana. Spojrzałem na nią, wydała się mnie taka wyobcowana, więc zwróciłem się do niej pytając.
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku.- Odparła stroniąc od spoglądania na nas.  
-Ej, dziewczyny zobaczcie. Izy nikt nie przytula.
-To idziemy ją przytulić.- Powiedziała Jagoda i poszliśmy. Obie dziewczyny przywarły do niej bardzo szczelnie.  
-Ej, a ja gdzie?- Tak szczelnie się do niej przytuliły, że poważnie nie było mowy o tym, aby się do niej przytulić.  
-A ty za chwilę.- Odparła Iza.
-Ty, tylko ręce przy sobie.- Zaczepnie powiedziała Agata.  
-Już z nią tańczyłem i jak coś, to za co chciałem złapać, już złapałem.
-Poczułam.
-To było niechcący.
-Jakoś to przeżyje.- Powiedziała dostając rumieniec na twarzy, a ja by odwrócić uwagę Agaty od niej, powiedziałem.  
-Dobra dziewczyny. To jakie show dziś robicie?
-Coś taki pewny, że wygracie?- Zbulwersowała się ma luba.  
-Ty wygrałaś ostatnio zapasy. Więc, jakby to tobie powiedzieć?
-Dostaniesz kopa, jeśli się podłożyłeś.
-No coś ty! Przecież ja wolę, kiedy jesteś u góry.
-No, bo już myślałam.- Odparła Agata. Jagoda roześmiała się na głos.
-Ty coś wiesz, co?
-Tylko to, co powiedział.- Iza zaśmiała się.
-Wiecie co? Fajni jesteście, już was lubię.
-O, to ulga, bo byłem pewien, że mnie nie cierpisz.
-Podejdź, bo chcę ciebie przytulić, obiecałam.- Powiedziała Iza.
-Ja nie patrzę.- Powiedziała Agata. Więc podszedłem i przytuliłem się do niej kładąc swoje dłonie na jej pośladkach. Odepchnęła mnie.  
-Nie pozwalaj sobie!
-Ups, zapędziłem się.- Agata dasz mi w twarz, czy poprosić przyjaciółkę?
-Poproś Izę, może się tobie odwinie.
-Nie! Zwariowaliście!?- Zdziwiła się.
-Poczekaj, aż poznasz Marcina.- Powiedziała do niej Agata.
-A co, aż taki bezpośredni?
-Wiesz, jak poznał swoją dziewczynę?
-Nie. Jak?
-Normalnie, to ty ich przedstawiłeś sobie.- Stwierdziła Agata.
-Kiedy Dagmara przyszła po zamówienie, to wyjechał z tekstem. "Wskakuj mała na stół i zrób striptiz."
-Dostał w twarz?
-Nie. I dlatego zrobiłem z nich parę, niech odpokutuje dziewczynie to chamstwo.
-To o której idziemy do klubu?
-A bo ja wiem, może tak o dwudziestej?
-Może być.
-Co robimy do tego czasu?
-Podzwonimy po ludziskach, co? I umówimy się w klubie z nimi.
-Dobrze, ale każdy dzwoni do swoich?
-Układ stoi.- Agata poszła zadzwonić do swoich, a ja czekałem, aby skontaktować się z Tomkiem i Mariolką.
-Szymon, żartujecie sobie z tym striptizem, prawda?- Nie dowierzała nam Iza.  
-To dziewczyny się zawsze upierają, więc raczej nie.
-Byłam pewna, że to chłopaki.
-Po co, jakbym chciał zobaczyć jakieś show, to bym je poprosił. Nie odmówiłyby.  
-Żartujesz sobie?
-Nie.- Spojrzała zdziwiona jeszcze bardziej.
-Chcesz wiedzieć, czym to dla nich jest?
-Pewnie chcą się czymś pochwalić.
-To nie takie dziewczyny.- Urwałem jej sposób spojrzenia na sprawę.  
-Nie pojmuję.
-Lubią dobrze się bawić i nie przebierają w środkach.
-To znaczy?
-Nie wiem, jak tobie to powiedzieć wprost.
-Sama na to wpadnę, prędzej czy później.
-Tak będzie chyba najlepiej.
-Szymon, a to prawda, co powiedziała Agata?
-Nie przegramy.
-Nie o to pytałam.
-To o co? Aaa, o to. Tak to prawda, ale co gorsza, to tylko tutaj, w Zielonej.
-A co to ma do rzeczy gdzie?
-Myślałem, że to tylko moja sława, która mnie wyprzedza.
-Co to znaczy.
-I znów wracamy do pewnego zdarzenia, które miało miejsce w pierwszym miesiącu po zapoznaniu Agaty i dnia, w którym poznałem Tomasza.
-Ciekawy jesteś, dobrze mówiła, że coś w tobie jest.
-To paranoja, w każdym coś jest. Poza tym wszystkim, to tylko tutaj mogę robić, co zechcę i jak na razie uchodzi mi to wszystko na sucho. To dzięki przyjaciołom i ludziom takim, jak ty.
-Mówiła prawdę.
-Co?
-Już wiem, dlaczego wszystkie się tutaj w tobie zakochują.
-Oświeć mnie?
-Ten chłopak, który wymyśla te wszystkie gry i zabawy w klubie, to ty, prawda?
-Ja się tylko pod niego podszywam, dobrze mi wychodzi, co?- Spojrzała na wejście do salonu, w którym stała już Agata.
-Skoro to przyjaciółka nie powinieneś jej chociaż okłamywać.- Ostudziła moje zapędy.  
-Wiem, przepraszam i na przeprosiny dam wam dzisiaj wygrać.
-Chłopaki zrobią striptiz, chłopaki zrobią striptiz! Idziesz ciociu z nami?- Cieszyła się Agata.
-Wiesz Agatko, co ja myślę? Że uczycie się od siebie wzajemnie i on nie mówi o przegranej w klubie.
-A gdzie?
-Tam, gdzie woli, kiedy jesteś na górze.- Agata spojrzała na mnie mając gradową minę.
-Dzisiaj masz już przerąbane.- Powiedziała.  
-Cieszę się na samą myśl.
-Chodź Iza kochanie ze mną na w razie co.- I poszły na piętro. Spojrzałem wymownie na Jagodę.  
-Co jej się tak nie podoba?- Zapytała Jagoda.  
-Nie wiem  
-Szymon, to jego córka.
-Wiem.
-Co ty robisz, dlaczego wciągasz w to Izę?
-Chcę być pewien, że nic jej się nie stanie i jeszcze chcę wiedzieć, czy ona jest moją tarczą, czy będzie moim katem.
-Ty naprawdę masz zamiar to zrobić?
-Tak.
-Nie pojmuję dlaczego, ale to nieważne, prawda?
-To nie tak Jagoda. Mam dwa wyjścia i wybrałem was. Możesz nie wiedzieć, ale polubiłem tutaj przyjeżdżać i zrobię wszystko, aby to trwało, jak najdłużej, a nawet zawsze.
-Wiesz co? Bardzo lubię z tobą rozmawiać, lecz czasem mam dziwne wrażenie, że gadasz takie bzdury, ale... sama nie wiem, jak to powiedzieć. Tego dnia, którego dałeś mi ten negatyw z tych urodzin Daniela, kiedy Agata wynajęła domek w ogrodzie, to myślałam, że gadacie głupoty, a wy naprawdę to zrobiliście.
-Chcieli mnie skłócić z Agatą i dali możliwość Ance na..., na pewną rzecz. No to, co byś zrobiła?
-Nie wpadłabym na coś takiego.
-Powiedziałem, że jak tak, to niech się pierdolą i jakoś tak samo przyszło mi na myśl.
-Andrzej, kiedy zobaczył zdjęcie, to całą noc o tym mówił. Był tak samo zdziwiony, jak ja.  
-Dlaczego każda rozmowa tutaj, kończy się na mojej osobie, powiesz mi?
-Jesteś niesamowity i w dodatku nasz.
-Ale Agata nigdy nie była tutaj końcem rozmów, prawda?
-Aż tak bardzo się nie mylisz. Ona była zazwyczaj początkiem, a ty jesteś końcem, pasujecie do siebie i przepraszam, że tego nie widziałam z początku.
-Chciałbym mieć taką ciocię, jaką ty jesteś dla niej.  
-To znaczy?- Zapytała zaciekawiona, chcąc usłyszeć odpowiedź
-Nie po to żeby z nią sypiać, tylko rozmawiać.
-Nie masz takiej cioci?
-Żona mojego chrzestnego ojca Grażyna, potrafi stanąć po stronie uczciwości, nawet jeśli wszyscy w rodzinie mieliby się obrazić. Bo to nieetyczne albo szalone, różnie bywa. Choć często sam jestem sobie winien.
-Dużą masz rodzinę, prawda?
-Tak. Są ludzie których nie znam i nigdy nie poznam.
-Nie chcesz?
-Tak rozsiani po świecie, że szkoda gadać.
-Daleko?
-Kanada, Włochy, Australia, Niemcy. Różnie, a nawet Lazurowe Wybrzeże.
-Szymon, a chcesz ich wszystkich odwiedzić?
-Nie. Ja ich nie znam, tylko tyle, że to rodzina. Nawet o tym nie myśl.
-No ale dlaczego? Andrzej chce podróżować, to pojechalibyście z Agatą potułać się po świecie i oczywiście razem ze mną.
-Nie dam się wrobić w taki wyjazd. Wiesz, jak traktuje się rodzinę, jeśli się ich nie zna? Ja już mogę tobie coś powiedzieć i to jedyny taki przypadek jaki znam. Mam taką ciocię, w sumie to jest ciocia mojej mamy i kiedy pierwszy raz ją widziałem, to pomyślałem sobie, że wlazłem nie do tego mieszkania, co potrzeba. Jakaś kobiecina biegała nam po domu i sprzątała, gotowała, po prała i do tego po prasowała wszystko i sobie pojechała do siebie. Wtedy dowiedziałem się, że to ciocia i każdy lubi, jak przyjeżdża do nich w gości.
-No teraz, to sobie jaja robisz. Ja też chcę taką ciocię!
-Jeden egzemplarz na miliard, prawda? Gdzie o tym nie powiem, to każdy chciałby taką ciocię.  
-Żeby wszyscy goście tacy byli.- Rozmarzyła się.  
-Jagoda, co takiego Agatka powiedziała o Izie?
-Nie wiem, czy powinnam.
-A co takiego powiedziała, że nie powinnaś?
-Chce, aby Iza została jej przyjaciółką.
-Ona ma mało przyjaciół, przyda jej się jedna przyjaciółka więcej.
-Ona podoba się tobie, prawda?
-Tak, to prawda.  
-Powinieneś zaprzeczyć.
-Mam was okłamywać? Pomyślę.
-Wiesz, czasem drobne kłamstwo jest wskazane.
-Nie, bo obiecałem Agacie, że nie i nie zmuszaj mnie do ewentualnej konfrontacji z moim ego.
-Dlaczego?
-Może się to skończyć tragicznie.
-Dla kogo?
-I tego właśnie nie wiem.
-Kiedy idziecie do klubu?
-Za godzinę.
-A gdzie dziewczyny.
-Właśnie, miałem zadzwonić do chłopaków.- Usłyszeliśmy, jak dwie zachwycone i zagadane ze sobą dziewczyny idą po schodach na dół.
-Świetne masz te ciuszki. Szymon widział ciebie we wszystkich?
-Nie, tylko w tych, które były kupione specjalnie dla niego.
-Co to znaczy?
-Ten komplecik był dla Pauliny, mojej przyjaciółki.
-Może nie powinnam, pewnie będzie zła.- Weszły do kuchni i zauważyły, że skupiony jest na nich wzrok będących tam osób.
-To jak, idziemy?
-Już obdzwoniłaś wszystkich?
-Tak. Do Marcina nie musisz, Tomek czeka na ciebie na miejscu, Piotrek będzie z Pchełką i podobno jakiś pan Robert czeka na ciebie w klubie, chce z tobą porozmawiać.
-A nasze kochanie?- Zapytałem, bo nic nie powiedziała o Pauli.  
-Paulina. Wiedziałam, że o kimś zapomniałam.
-Ja zadzwonię.
-Brakuje jej tobie, prawda?
-Zawsze była pod ręką, a teraz jej nie ma. Głupio mi troszkę, tak łyso.
-Kto to Paulina?
-Poznasz naszą przyjaciółkę.
-Ładna i logiczna osoba, aż poznały pewnego dnia Szymona.- Stwierdziła Jagódka.
-No, no, no, bez takich! To nie ja i tej wersji będę się trzymał.
-Widzisz, jak kłamie.- Powiedziała uśmiechając się do Izy.
-Mogłybyście przestać mnie mieszać z błotem?
-Zgoda, ale przegrasz, co?- Uśmiechnęła się Agata.
-Przyjdzie taki dzień, że tak zrobię.
-O dzięki ci o boski!
-Bez tego sarkazmu, jeśli można prosić.
-Nie można!- Walnęła focha Agata.
-Złośnica się w tobie odzywa.
-Wiem. Więc myślę, że dziś na tobie to wymuszę.
-Jak będziesz bardzo uparta.
-Jak bardzo?
-Jak osioł.
-O ty!- I rozpoczęła się pogoń. Pobiegła za mną na górę i schodami z drugiej strony na dół, a kiedy się zmęczyłem, to mnie dopadła.
-To niesprawiedliwe i nieuczciwe, ty ćwiczysz biegi.
-Jak na to wpadłeś?
-Biegam czasem 3 kilometry, a ty nawet się nie zmęczyłaś, a pokonaliśmy już dystans około kilometra i to po schodach.
-Kto to tobie powiedział?
-Jagoda.- Spojrzała na nią mrużąc oczy.  
-Ej, to nie prawda, on kłamie.- Broniła się bogu ducha winna Jagoda.
-Kłamiesz?- Zapytała spokojnie Agata
-No ja, taki uczciwy oszust matrymonialny? Nigdy! Choć powiem szczerze, że tak. Widzisz Jagódko, jednak małe kłamstwo nawet czasem, szkodzi.
-O co znowu chodzi między wami, bo zaczyna mnie to męczyć.- Powiedziała zrezygnowana Agata.  
-Więc zacznijmy od początku. To było tak. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do ciebie i powiedziałaś mi, abym podszedł do ciebie w pokoju, odbiłaś na moim czole swojego całusa, to tego dnia weszła do pokoju twoja ciocia. I to tego dnia się w niej zakochałem.
-Co! Zatłukę ciebie.- Złapała jedną z poduszek i zaczęła mnie nią okładać. Po chwili dołączyła się do niej Jagoda, a później Iza i tak trwało to ze 3 minuty. Jaśki były twardsze od poduszek z pierzem, lecz lżejsze i do tego mniejsze. Mimo to, wstałem skołowany, a one były wycieńczone. Siedziały na kanapie w salonie i wyglądały troszkę, jak zmokłe kury. Spocone i takie nie do życia.  
-Spociłyście się, a za chwilkę musimy wyjść do klubu. Idźcie wziąć prysznic razem. Pomożecie sobie, to będzie szybciej.
-Specjalnie wyprowadziłeś mnie z równowagi, prawda?
-Prawda. Przecież wiem, że ciocia to twoja pięta Achillesowa.
-Świnia.
-Raczej prosiak, bo świnia to kobieta. Chyba, że mówisz do Jagody.
-Szymon!!!
-Dobra, dobra, przepraszam. Co za łatwo denerwujące się plemię.
-Szymon!!!
-No dobrze, to może na przeprosiny umyć wam plecy? -Szymon!!!!! Grabisz sobie.
-Ale tak poważnie?
-Tak.
-To jak pograbione, to zostaje tylko wywieźć tą kupę śmieci.
-Kocham ciebie, ale czasem mam chęć zrobić tobie krzywdę.- Stwierdziła nad wyraz spokojnie.  
-Agata, on ma rację, muszę pojechać do domu.
-Przestań. Mamy tutaj wszystko, więc znajdzie się coś i dla ciebie.
-Nie chciałabym....
-Oj, przestań. Ale ja bym chciała.
-Skoro tak, to dobrze.
-Jagoda, idziesz?
-Zdenerwowałeś mnie i jestem obrażona na ciebie.- Spojrzałem na Agatę.
-Nie i nawet nie próbuj.- Odpowiedziała na niezadane pytanie.
-Ale dlaczego? Przecież byłem grzeczny.
-Czy ty się kiedyś zmienisz?
-Dokładnie minutę przed śmiercią.
-Dlaczego zawsze opierasz wszystko o śmierć.
-Bo śmiem twierdzić, że ta suka mnie nie lubi.
-Co?
-Nic.
-Wiesz dlaczego Tomek czeka na ciebie w klubie.
-Głupie pytanie.
-No tak.
-Po prostu dobrze się ze mną bawi.
-Kiedy idziecie do mecenasa?
-W sprawie tego wybuchu, to nie wiem.
-Jakiego wybuchu?- Zdziwiła się Jagoda.
-Ktoś zniszczył Maksowi samochód.
-Nic mu się nie stało?
-Nie.
-To może wreszcie nam powiesz, co się stało, że mówią, iż to wy wysadziliście ten samochód?
-Rozmawialiśmy w tym czasie z jednym z nich.
-A co w tym wszystkim robi mecenas?
-Pamiętasz, jak w klubie dał mi wizytówkę?
-Tak, na samym początku waszej znajomości.
-A jak spotkał nas następnym razem?
-No tak. Powiedział, że jak będziesz miał jakieś problemy z prawem, to tobie pomoże.
-Widzisz? Jak wiesz, to po co pytasz?
-Szymon!!!
-Dobrze, to idźcie się ochlapać.- I poszły, a ja zostałem z przeglądającą się mojej osobie Jagodą sam na sam.
-Kłamałeś?- Zapytała.
-Zawiedziona będziesz, kiedy powiem....
-Nie.
-...Kiedy powiem, że… niezupełnie.
-Co?
-Tego dnia, wydałaś mi się bardzo sympatyczna.
-Pamiętasz to?- Ucieszyła się.  
-Jak najbardziej. Powiedziałaś do mnie, żebym starł szminkę z czoła.- Nagle się rozmarzyła, jak gdyby zapadła w toni pustych ścian bezkresnego umysłu. Patrzyłem na nią pełen podziwu.  
-Tak, pamiętam jeszcze jeden szczegół z tego dnia. Agata założyła się z Pauliną, że ciebie pocałuje.- Zrobiłem duże oczy z wrażenia.- Już w tym momencie wiedziała, że źle zrobiła mówiąc mi o tym.  
-Przepraszam, że co!?
-Nic nie mówiłam.- Próbowała uciec z tematu.  
-Nie, nie, jak już żeś zaczęła, to dokończ, ja się z chęcią dowiem więcej o tej sprawie.
-Szymon przestań, przecież wiesz, że ona już wtedy ciebie kochała.- Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym fakcie.  
-W jaki sposób oznajmiła wam, że zaprosiła nieznajomego chłopaka do domu na kolację? - Zadałem pytanie, gdyż ciekawiło mnie to, co ona ma do powiedzenia mi jeszcze w tym temacie.  
-Przyjechała z zakupów w Poznaniu taka rozpromieniona, iż od razu wiedziałam, że coś się wydarzyło. Powiedziała nam tego dnia, iż będziemy mieli nieznajomego gościa na kolacji i wtedy zainteresowałam się twoją osobą, lecz ona niewiele wiedziała o tobie. Niewiele, choć szczerze mówiąc buzia, to się jej nie zamykała na twój temat  i to tyle.  
-Co jeszcze wam powiedziała na mój temat?
-Że nie wie dlaczego, ale zakochała się. Andrzej był lekko w szoku, iż tak szybko jej przeszła ostatnia miłość. Choć to akurat było bardzo dziwne, ale dosłownie miałam wrażenie, że się cieszy z tego faktu.
-To prawda. Powiedział mi, że się ucieszył, kiedy usłyszał o tym, iż Agata znalazła sobie nowego chłopaka i w dodatku trafiła na mnie. Tyle ja wiem. Tylko nie wiem czy to nie tak, że jego cieszenie się, nie było spowodowane przypadkiem faktem takim, że gdy jesteś w stanie zauroczenia nie ma kłótni, za to częściej się obrażasz na wszystkich.  
-Rozmawiasz z nim tak, jak ze mną?
-Nie, no coś ty. Jesteś naprawdę jedyna w swoim rodzaju i w dodatku pozujesz na wspaniałą kobietę. Andrzej jest bardziej, jak przyjaciel. Fajnie się z tobą rozmawia, a w sumie, to z waszą dwójką.
-Mnie z tobą również. Dlaczego powiedziałeś Agacie, że zakochałeś się we mnie od pierwszego wejrzenia?
-Ty chciałaś, abym czasem kłamał, a ona, aby dać jej szansę na dobre poznanie Izy. Jakby to powiedzieć? Cel został osiągnięty z obu stron. Pokazałem tobie, że kłamstwo to błąd, a ona siedzi pod prysznicem z Izą. U was wszystko jest, jakoś tak proste.  
-Przytul mnie.- Przytuliłem Jagodę i pocałowałem w szyję na przeprosiny.
-Przepraszam. Za to, że zakochałem się w tobie.- Powiedziałem skruszony.
-Nie ma za co, to było bardzo miłe.
-Mówiłem o drobnym kłamstwie, a ten całus był na przeprosiny.
-To Paulina powiedziała, że możesz ją przepraszać nawet, jak nie nabroisz, prawda?
-Tak.- Rozpromieniła się.  
-Coś w tym jest.
-Ciotka, nie zaczynaj ze mną tej gry. Mówię poważnie.- Powiedziałem, wiedząc do czego to prowadzi.
-Ale, co ja zrobiłam?- Spojrzałem spod byka na nią.
-Przyznaję, miałam nadzieję, że dasz się wciągnąć.
-Chciałbym, ale przecież wiesz?
-To się narobiło, prawda?
-Y chy.- Skrzywiłem się.  
-Jak twoi rodzice to przyjmują?
-Ze stresem.
-Może zadzwonić do nich?
-Jagoda, nie mam telefonu w domu, już mówiłem. Poza tym, to dopiero byś ich zestresowała.
-Czym?
-Dostaniesz nieodpowiednie pytanie i co im powiesz, prawdę?- Zapytałem dla pewności.  
-Może faktycznie lepiej zostawić to w spokoju.
-Ja taki nie jestem, choć czasem żałuję, bo jest czego. Zwłaszcza spoglądając na ciebie.
-Powiesz mi czego?
-Raczej... nie, nie powiem tego.
-Nie czego, a kogo. To chciałeś powiedzieć, prawda? Uczepiła się jednego słowa za dużo.  
-Jagódko, ty kochanie nasze jedyne na zlecenie. Problem jest w tym, że etat, jest już zajęty. Ja wiem, jak to ciebie denerwuje, a Agata ostrzegała mnie mówiąc, żebym nie wcinał się tobie w życie, bo będę musiał zawieźć jej zaufanie. Jej, albo twoje. Obie macie niesamowity uśmiech, obie jesteście szczere, obie bardzo mi się podobacie, obie jesteście kochane, obie jesteście na tyle szalone, że zawsze dobrze się z wami bawię. Jesteście nietuzinkowe i dałbym wam zrobić sobie naprawdę dużo. Co ja pieprze, o boże. Muszę..., nie wiem, co muszę, zaraz przyjdę.- I poszedłem do łazienki. Umyłem twarz i usiadłem na wannie.
-Jasna cholera, co ja robię!- Krzyknąłem do siebie
-Kochanie, co mówisz!?- Zapytała Agata.  
-Umyłem twarz i władowałem sobie niechcący mydło do oka!- Skłamałem.
-Boli!?
-A powinno!?
-Raczej tak!
-Dziwne!?- Powinno boleć, cholera. Po co ja w to brnę, przecież powinienem zakończyć to dla Agaty, Andrzeja, Jagody, a nie potrafię zrobić tego nawet dla siebie samego. Co ze mną jest, co?!- Pomyślałem.
-Szymon, wszystko dobrze?- Usłyszałem głos Agaty.  
-Tak, wszystko jest w jak najlepszym nieporządku.
-Na pewno?
-Oj tak, w to akurat możesz mi wierzyć! Za chwilkę przyjdę!- Jeszcze raz obmyłem twarz i zszedłem na dół do salonu.
-Idziesz z nami?- Zwróciłem się do Jagody.
-Nie. Za dwie godziny przyjdzie Andrzej, poczekam na niego i w międzyczasie zrobię nam coś dobrego na kolację.
-Chodź, przytulę się do ciebie.- Podeszła i przytuliłem ją. A ona położyła swoją głowę mi na ramieniu i wyszeptała mi do uszka.
-Przepraszam. Wiem, że źle zrobiłam, przepraszam.- Przejechałem jej palcami po plecach i wczepiłem je we włosy oraz pocałowałem ją w szyję. Nie wiem dlaczego, ale tak spodobało mi się to ostatnim razem, że z chęcią zrobiłbym to, jeszcze raz.
-Szymon, czy wy znów w coś gracie?
-Nie. Po prostu Jagoda ma dołek. A, że traktuję ją jak mamę, to nie mogę przejść obok niej obojętnie.
-Tak?
-Tak. Ciebie jak dziewczynę, żonę i kochankę. Paulinkę jak siostrę, a Jagódkę, jak mamę.- Sprostowałem swoją wypowiedź.
-Asekurant.- Całe szczęście odpuściła. Powiedziałem.  
-Co ja zrobię, że tak jest.
-Może przestań denerwować mi ciocię?
-No, nie wiem, czy dam radę, ładna jest. Ale chyba powinienem, prawda?- Zwróciłem się do Jagody.
-Nie.  
-A to dlaczego?  
-Przecież tak, to chociaż wiem, co się dzieje wokół mojej siostrzenicy.
-Widzisz, wszyscy o ciebie dbają.- Zwróciłem się tym razem do mojej kochanej Agaty.
-Raczej o siebie.
-Agato, proszę przestać narzekać i to już!
-Przepraszam ciebie ciociu.
-Dobrze, to ja może zadzwonię po taksówkę.- Wcięła się Iza.  
-Agatko, jaki tutaj jest adres?- Agata podała adres domowy i po chwili podjechała taksówka.
-Iza, czy to przypadkiem nie jest ten sam samochód, jakim tutaj przyjechaliśmy?
-Tak. Nawet rejestracje się zgadzają.
-Dlaczego jesteś taki zdziwiony?
-Bo wiozła nas tutaj kobieta.
-To ona?
-Nie, o tej porze, to już raczej jej mąż.
-Dzień dobry panu.
-Dzień dobry.
-ul. A. St....
-Wiozła nas tutaj pańska żona.
-Miki, tak.
-Jak najbardziej. Fajna z niej dziewczyna.
-Szymon!- Złościła się Agata.  
-No co? Naprawdę fajna.
-To znaczy?- Zapytał zdziwiony taksówkarz.
-Miła i dobrze się z nią rozmawia.
-Nie wiesz o czym mówisz.
-A co, jako żona jest wredną, heterowatą, zołzą?
-Nie, jest kochana. Jednak zawsze jest to, ale.
-Ciekawe, ciekawe. To zupełnie jak z moją Agatką. Wszyscy mówią, że jest zaborcza, a ja jakoś tego nie widzę.
-Bo ja naprawdę ciebie kocham.- Powiedziała.
-Wiem, pszczółko. To akurat wiem.
-A koleżanka, to nie jest z tego domu, co to zabronili nam brać zapłatę, a ja wziąłem?
-Tak. A więc to był pan?
-Ja, ale zrobili aferę za taką bzdurę.
-Dla jednych bzdura, dla drugich potwarz.
-Może i masz rację. Ten adres, co mi podaliście, to klub biznesu, tak?
-Tak.
-Wiecie, że trzeba mieć kartę, aby wejść?
-Wiezie pan osoby z których każdy ma swoją.
-O, to nie będzie problemu, prawda?
-Nie, a nawet jakbyśmy nie mieli, to i tak nas by wpuścili.
-Kłamiesz.  
-Nie. Dałbym swoją panu, ale nie mogę, bo zawiódłbym zaufanie innych.
-Nie wszedłbyś, już niejeden próbował.
-On tutaj nie płaci, podałby tylko imię i już by go wpuścili.
-Na pewno. Tutaj jest tylko jeden taki i ma na imię....
-To jest Szymon.- Powiedziała Iza.  
-O! Więc to ty. Ale jaja, jak powiem żonie, że was wiozła, to będzie w szoku. Ha, normalnie sam nie wierzę, to poważnie ty?
-Tak.
-I na poważnie nadepnąłeś tankom na odcisk?
-Tak.
-A to o tej dziewczynie w ciąży, to też prawda?
-Ej, zaraz! O jakiej dziewczynie w ciąży?- Zbulwersowała się Agata.
-A skąd ja mam to wiedzieć?
-Podobno zabrała ją karetka z klubu. Mój kolega widział.- Roześmiałem się razem z Agatą, a Iza dziwnie na nas patrzyła.
-To jak, to prawda?- Dopytywał się.  
-Tak i nie. Za długo by mówić.
-A ja mam czas.- Powiedziała Iza.
-Opowiemy tobie któregoś dnia, ale najpierw poznasz Paulinkę.
-Kiedy?
-Dziś.
-Dużo waszych znajomych będzie?
-Wąskie grono.
-Wiesz, że Paula będzie z Pawłem?
-Wiem. Znaczy się, perwersji nie będzie.
-Co?! Ty chyba sobie żartujesz! Nie dam jej popsuć naszej gry! No to wojna!!!
-Ej, ej, ej, ale z Pawłem, a nie z Pauliną?
-Pomożesz?
-Nie. On i tak już ma powód do tego, aby zawalić mi drugi raz w twarz.
-No nie bądź taki, pomóż nam. Wymyśl coś.
-Zaraz, zaraz, to ja mam myśleć?
-No nie daj się prosić.- Płaszczyła się Agatka.  
-To niech któraś z was powie, że przegrany robi show, bo ja to już sobie dość u niego nagrabiłem.
-Dobrze, chłopcy i dziewczęta, dojechaliśmy do celu.
-Ile się należy?
-Od tej pani nie wolno brać gotówki.
-Okey. Nie to nie, a nawet lepiej. Dzięki i do następnego razu.
-Cześć!- Weszliśmy do klubu.
-Państwo mają rezerwację?
-Czy, co mamy?- Wywaliłem gały na wierzch.
-Rezerwacje.
-Chcę rozmawiać z Martą, kierowniczką.
-Już. Proszę poczekać chwilkę.- Przyszła Marta.
-Szymon, co tutaj się dzieje?
-Nie mam zielonego pojęcia.
-Bo jesteś w Zielonej. Cześć!
-Cześć Marta.
-Cześć!- Spojrzała na mnie.
-To kochanie nasze, jest Iza. A to Marta.
-Miło ciebie poznać.
-I wzajemnie.
-Możesz mi powiedzieć, co jest z tymi rezerwacjami?
-Te twoje gry i zabawy zawaliły nam klub i prezes stwierdził, że trzeba wprowadzić rezerwacje i kazał poinformować stałych klientów.
-A cha. Czyli ja nie jestem stałym klientem?
-Co? Nie! Ty masz rezerwacje stałą na sześć osób i pokój luster. Podobno jest tobie do czegoś potrzebny.
-Też to słyszałem. Dali mi domek na wsi i sale luster, taksówki do dyspozycji i prawnika, porąbało ich całkiem.
-Dobrze, to powiedz mi, kto jeszcze przyjdzie?
-Tomek to ma stałą rezerwację, tak?  
-Nie zadawaj głupich pytań.
-To Mariola, Marcin, Dagmara, Paulina, Paweł, Piotrek.
-To za dużo osób.
-Do sali luster.
-O! To okey.
-I daj karty do gry, dwie talie.
-Ej, beze mnie?
-Przyjdź, jak skończysz. I jak znasz kogoś ciekawego, to dawaj go do obróbki.
-Co?- Zdziwiła się, a ja spojrzałem na Izę.
-Szymon, czy ty naprawdę nigdy nie przestaniesz?- Podszedłem do Marty, przytuliłem ją i powiedziałem.
-Pomóż mi, bo ja zająłem się już twoją sprawą.
-Nienormalny jesteś.
-Wiem. Za to mnie kochacie.
-Szymon, ty nie wejdziesz przez klub, zgoda?
-To samo chciałem zaproponować.- Do klubu weszło kilkoro znajomych
-Dobrze wycieczka, idziemy.
-Cześć dziewczyny. Witam Szymon.
-Cześć Marcin. Miło ciebie widzieć Dagmara. Cześć Piotrek, witam pchełko i jak?
-Niech ciebie szlak trafi, specjalnie to zrobiłeś, nawet nie zaprzeczaj!
-Nic nie mówiłem, co się złościsz. Źle tobie?
-Nie.
-To o co ten hałas?
-Nie wiem.
-Coś ty znowu zrobił?- Zapytała z ciekawości Agata.
-To co powiedziałem, zrobiłem z nich parę. Dobrze wyglądają ze sobą, co?
-Tak.
-O, przepraszam wszystkich, nie przedstawiłem. Dla tych, którzy nie wiedzą, to jest Iza.- Wszyscy przywitali się z nią i.  
-Szymon, moja siostra jest… .- Chciał wtrącić Piotrek.  
-Razem z wami?
-Nie. Ale przyjedzie za chwilkę.- Dorzucił.  
-Ok. Marta, przyjdzie jeszcze Karolina.
-Razem z Maksem i z wiedźmą.
-Piotrek, przestań tak o niej mówić, proszę.
-No dobra.
-Do sali luster.- Wydałem rozkaz i wszyscy ruszyli.  
-Idź, my wejdziemy od tyłu do pokoju.- Powiedziałem Agacie.  
-Dobrze.- I poszli. Ja natomiast z Piotrkiem poszedłem pod tylne wejście.
-Fajna ta Iza.
-Żaneta też jest fajna.
-Tak. Do czasu, aż się jej nie pozna.
-Masz żal do niej, prawda?
-I to jak cholera.
-Widać. Odpuść dziewczynie, ty nawet nie próbowałeś z tym walczyć, a zobacz, Maks jakoś to wytrzymuje. I co ważniejsze, coś z tym robi.
-Tak, bo ja nie miałem ciebie po swojej stronie. A ona ostatnio nieźle oberwała od wszystkich.
-Tobie też pocisnęli.
-Nie tak, jak tobie.
-Jak chce się kogoś bronić, to trzeba się podłożyć. Proste, jak dla mnie.
-Dziwny jesteś, ale wiesz co? Zadowolony jestem z tego związku z tą twoją..., jak ty do niej mówisz?
-Pchełka.
-Właśnie. A dlaczego tak?
-Bo jest bardzo układowa i wszędzie jej pełno. A poza tym, to ona jest niesamowita.
-A co to ma wspólnego z pchłą.
-Jest mała. Mariola to fajna dziewczyna, po co ja to tobie mówię?
-Szymon, ale tak poważnie, spałeś z nią?
-Jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć, to nie. Jednak ona bardzo chciała, bo mnie pocałowała, a ja widząc, co się święci, spędziłem całą noc na stacji czekając na pociąg. I teraz pewnie powiesz, że głupi jestem, co?
-Yyy. Nie wiem, co w tej sytuacji tobie odpowiedzieć.- Podrapał się po głowie. Pewnie dlatego, że nie ma dobrej odpowiedzi w takiej sytuacji.  
-Trzeba zejść z tematu.- Stwierdziłem i dodałem.
-Wiesz jak ją poznałem?
-Powiedziała mi.
-Jak już was poznałem, to prawie natychmiast pomyślałem o tym, aby zobaczyć was razem. Hm. Głupie, co?
-W sumie to nie. Choć normalnie powiedziałbym, że tak.
-Mam jeszcze jedno pytanie.
-Dawaj.
-Podoba się Mariola tobie?- Zapytał.  
-Ma bardzo ugodowy charakter i dla ciebie po takiej traumie, to ona będzie ideałem kobiety. A jeśli chodzi o mnie, to bardzo mi się podoba, ale ja jestem z Agatą. Zaraz, masz jakieś zastrzeżenia jeśli chodzi o mój wybór dla ciebie?- Zdziwiłem się, gdyż on powinien być mi wdzięczny za to, że nie wykorzystałem chwili.  
-Nie. I to jest dziwne, jak dla mnie. Szymon, dostarczyłeś dokumenty do P.S.J.D. na letni kurs działań specjalnych?
-Tak, a co?
-Nie wiem dlaczego, ale mama mówiła, że czegoś tam nie ma.
-Już chyba wiem o co chodzi, brakuje tam numeru telefonu do domu.
-To podaj mi i sprawa załatwiona.
-I tutaj jest problem. U mnie w domu rodzice nie chcą telefonu.
-Bez telefonu, nie da się żyć.
-A jednak się da. Możesz mi wierzyć.
-Coś wymyślimy, nie przejmuj się.
-Dzięki.- Otworzyły się drzwi i wyszła do nas Mariola.
-Włazić oszuści, nie mówiliście, że będzie tyle osób.
-Mariola. Wiesz, że ładnie wyglądasz?
-Dziękuję. Ale nie myśl, że mnie weźmiesz na pochlebstwa.
-Ani nawet mnie się to nie śniło. Powiedzmy.
-Ale Piotrek, też uważa, że tak jest lepiej.
-Widzisz, jak znajomość ze mną całkowicie ciebie zmieniła?  
-To nie ty to zrobiłeś, tylko Agata i Paulina. A właśnie, gdzie ona jest?
-Dobije do nas wraz z Pawłem.- Powiedział Piotrek.
-Kiedy?
-Dzisiaj, tak za dziesięć minut.
-Po co robicie taki spęd, co? Zaciekawił się Piotrek.  
-Bo dziewczyny chcą zrobić nam striptiz.- Stwierdziłem.  
-Co!?- Zbulwersowały się.  
-Zapytaj je. Normalnie się palą do tego.- Pokazałem na Agatę.
-Mariola, co on tobie za bzdury opowiada?- Powiedziała, widząc jej zdziwienie.
-Twierdzi, że będziemy się rozbierać dla nich. Ale kłamią, prawda?
-Nie wiem, gramy w oszusta i przegrani zrobią show.
-Tylko, że ja nie wiem, czy ja chcę grać po ostatniej przegranej.
-No przestań, chcemy z Izą zobaczyć, jak chłopaki się rozbierają.
-Dowalmy im i niech oni dzisiaj robią striptiz.
-Do rosołu, do rosołu, do rosołu! Do rosołu!! Do rosołu!!!- Skandowała Agata wraz z Izą i Mariolą.
-Zaraz, zaraz koteczki, nie pokazujcie tak tych pazurków, pokażecie je na scenie.
-O ty! Taki pewny jesteś naszej przegranej? To dawajcie, gramy.
-Najpierw zasady gry.- Uczciwie zapytałem, żeby nie było.  
-Ustalamy, co robimy jeśli przegramy.
-Dobrze, jak przegracie, to już wiem, co takiego zrobicie. I to wszyscy, zgoda?
-Chłopaki, macie jakiś problem z tym.
-Nie.- Powiedział Marcin.  
-Ja też nie.- Oznajmił nam Tomek.  
-Piotrek, a ty?
-Jaja sobie robisz?- Pewnie, że nie.
-Więc, co to ma być?
-Zrobicie nam jakieś show, ale takie z głową i żebyśmy dobrze się przy tym bawiły.
-Chłopaki, jakiś sprzeciw?
-Ja mogę zrobić striptiz, nawet zaraz.- Powiedział Marcin. Dagmara trzasnęła go w potylicę.
-Co ty mówisz, poważnie?- Zapytałem.
-Tak, mogę.- Dagmara znów się zamachnęła.
-Zresztą, jak graliśmy ostatnim razem, to Szymon wyciągnął mnie z opałów. Robiąc niezły szwindel, nie zauważyłyście, prawda?
-Widziałeś i nic nie powiedziałeś?
-Rzucił moje karty.
-Ty, ty, ty gnojku! Wiedziałeś, że on musi przegrać i pomogłeś mu wygrać, to było chamskie i nie można tak robić.- Obraziła się Mariola.
-Nie wolno pokazywać sobie kart.- Powiedziała Agata.
-Nie ma podpowiadania i ustawek.- Dodał Piotrek.
-Co to znaczy?
-Że nie można mówić, ani sugerować z jakiej karty powinien zejść żaden z graczy.
-Ok. To potasuj i rozdaj karty na osiem kupek, a na początek gramy rozgrzewki, aż wszystkich nie będzie.
-Zgoda.- W międzyczasie przyszedł Maks z Żanetą. Zagraliśmy cztery rozgrzewki zanim przyszła Paulina z Pawłem. I pragnę nadmienić, że przegrałem wszystkie.
-Cześć wszystkim. Jak ktoś nie zna jeszcze Pawła, to właśnie ten przystojniak jest teraz moim chłopakiem. Gramy?  
-A Paweł zna zasady?- Zapytałem.  
-Tak, zna. Powiedziałam mu o tej grze.
-Czyli zna ryzyko?
-Myślicie, że go okłamuję.
-Dobrze, czyli wie o co jest gra i jest za grą, skoro tutaj przyszliście.
-Mogę wiedzieć, dlaczego rozmowa toczy się o mnie, ale tak jakby beze mnie?
-Nic nie mówisz, to może nie chcesz rozmawiać.
-Przyszedłem tutaj dla Pauliny, a nie dla ciebie.
-Tak się tobie tylko wydaje.
-I kto tutaj ma narcystyczne podejście do swojej osoby.- Powiedział dziwnie spokojnie, jak gdyby liczył na dalszą część kłótni.  
-Jakby to tobie powiedzieć, żeby tobie nie odpowiadać?- Zaśmiałem się i sam sobie odpowiedziałem.
-Już wiem. To będzie bardzo ciekawe kolego.
-Szymon, nie rób tego!- Powiedział Tomasz.
-O co wam chodzi, to nie będę ją.
-To będziemy wszyscy.
-Ale nie przeze mnie.
-Gramy, czy nie?- Zapytała zdenerwowana Agata.
-Jasne.
-Paulina rozdaje karty, bo przyszła ostatnia.- Paulina potasowała karty i już rozpoczynała rozdawać, gdy do pokoju weszła Marta.
-Dla mnie też rozdaj.
-Dobrze.- I rozpoczęła się rozgrywka. Początek był nudny, nikt szczególnie się nie zbłaźnił, ale tak po godzinie gry, coś się wreszcie ruszyło.
-Nie oszukałem, mówię prawdę.
-Kłamiesz! Widziałam, jak rzuciłeś tą kartę, a pod spodem była dziesiątka. Bronił się Paweł atakowany przez Izę.
-Udowodnij mi to.
-Szymon! Proszę.
-No dobrze, pomogę wam, ale tylko ten raz. Kto ostatni brał karty?
-Ja.
-Jaka karta była następna?
-Moja siódemka pik.
-Dalej?
-Ósemka jest moja
-Dziesiątka jest moja.
-Walet czerwienny mój.
-Więc dama jest twoja, razem z tym oszustwem.
-Dziewczyny, ubieramy go.
-Po czyjej ty jesteś stronie?
-Co ty chcesz ode mnie. Oszukałeś już siedem razy, a ja nie powiedziałem nic. Złapały ciebie na najgłupszej rzeczy jaką można było zrobić. I ty do mnie masz pretensje? Dałeś dupy i tyle.
-Zaraz oszukał siedem razy?
-Przeszło osiem przekrętów.
-Musiałem być zajęty swoim, że nie zobaczyłem.
-Mało oszukujesz. Powiedział Paweł, a Tomek roześmiał się na głos.
-Kochanie, ile naliczyłeś?- Zapytała Marta.
-Powiedz im.- Stwierdziłem.
-26.
-Co?- Zdziwiła się Iza.
-On was okłamuje, 29.- Przyznałem się.
-Teraz, to sobie jaja robicie.
-Dziewczyny, ile dostajemy kart do ręki?- Zapytał Tomek.
-Minimum po 8.
-To ludzie. Jak można skończyć grę po sześciu rzutach.
-Po pięciu.
-Dobry jesteś.- Powiedziała Karolina.  
-Wiem.
-Jak to zrobiłeś?- Dopytywała się Agata.  
-Za którym razem?
-No przestań to robić!  
-Ale co takiego?
-Zostawcie go. On już przecież to wam pokazał ostatnio. Widzę, że nikt tutaj nie wziął tego poważnie. Tylko ja. Hm! Wiecie, co jest najciekawsze z tego wszystkiego?- Zapytała Paulina.  
-Nie, ale o czym ty mówisz?
-Kochana Agatko, twój chłopak, to naprawdę ktoś, kto zmienił cały mój świat. Wiesz co? Moja babcia chce ciebie poznać.- Powiedziała do mnie.  
-Kiedy przyjedzie?
-Nigdy. Moja babcia jest tutaj persona non grata.
-Co to takiego?
-Nie jest mile widzianą osobą. Delikatnie rzecz ujmując.
-Co zrobiła, że tak jest?
-Nie wiem. Kiedyś mi powiedzą.
-Dobra gramy dalej, ale trzeba to towarzystwo jakoś rozruszać i przestańcie cały czas wchodzić na mój temat.- Stwierdziłem.
-Niby jak?- Zapytała Agata.  
-Mam, pomysł.
-Jaki?
-Jak przegra facet to chłopaki, pijemy toast pań. A jeśli przegra jakaś białogłowa, to dziewczyny wznoszą toast za nas. Toast wygłasza wygrana osoba z gatunku.
-Albo małpa, albo jeleń.- Powiedział Marcin i dostał butem od Agaty. Tak się to wszystkim spodobało, że nawet ja skończyłem boso ten kawałek gry.
-Ej, no co!? Boże, ale kajakami to proszę nie rzucać, czyje to? Numer 52, ja pierdziele!
-Moje. Masz drugiego.- Rzucił Tomasz.  
-Aua, to było chamskie.
-To było za kajak. Obraziłeś moje buciki.
-Sorry.- Powiedział ze skruchą w głosie Marcin.  
-Ludzie, spokój, bo to pokój luster i mamy tutaj dziwne zabawy, jak na to miejsce. Marcin podniósł jakąś szpilkę I zamachnął się nią.
-Szymon, wyprostuj go, bo oo!- Powiedział groźnie Tomek.
-Marcin, ta szpilka, którą chcesz rzucić jest Marty. Na twoim miejscu odłożyłbym ją na miejsce i przeprosił. Możesz mi wierzyć, nie dostaniesz w papę. No chyba, że z nogi pasującej do tego buta, co to go kajak nazwałeś.
-Nie, no ja chciałem go odłożyć. O, widzisz. Tutaj za mną nic nie ma. Przepraszam panią kierownik, to się więcej nie powtórzy.
-Znam ciebie już jakiś czas i wiem, że kłamiesz.- To stwierdzenie było dla mnie szokujące, przecież Marcin przy mnie nigdy nie skłamał. Może powinien był to zrobić, a może on po prostu nie umie. Głupio tak myśleć, prawda?
-Szymon, powiedz jej, czy ja kiedykolwiek ciebie okłamałem?
-Nie. Miałeś powody, ale nie skłamałeś.
-Widzisz, Ja nie kłamię.
-Co nie znaczy, że mówisz prawdę?- Cisnęła go Pchełka.  
-Wystarczy, że dla mnie to prawda.- Skwitował swoją wypowiedź.
-Dobra, wystarczy tych pogadanek. Gramy!
-Ej! Zaraz, Paweł został złapany na oszustwie, więc musimy go ubrać w ciuszki z banku.
-Szymon, proszę.- Powiedziała Paulina.
-Dziewczyny, skoro nie umiałyście udowodnić mu winy, to wy też jesteście winne, więc może jakiś akt łaski, co?
-Jeśli znajdziesz taką, która mu to daruje, to zgoda.
-Paulina.
-Prócz Paulinki.- Zaostrzyła restrykcje Agata.  
-Więc może ty Izunia, darujesz mojemu koledze ten wybryk, co?
-Tak, ten mogłabym mu darować, ale to ze szkoły już nie. Więc ubieramy go!
-Jak to ze szkoły?- Zdziwiłem się.  
-Chodziłam z nim dwa lata do jednej klasy i był naprawdę cholernym dupkiem. Jak wrzód na tamtym czasie.  
-Myślałem, że go nie znasz
-Jak powiedzieliście, że to Paweł z Pauliną, to nie skojarzyłam, bo to jednemu psu burek na imię. Ale, jak go zobaczyłam, to sobie przypomniałam, podcinanie warkoczy, obelgi i inne takie.
-Kto się lubi, ten się czubi. Więc może, jako starzy znajomi, odpuścicie sobie te uszczypliwości.
-Niech no się zastanowię, yyyyyy. Nie!
-Daj spokój, bądź tą mądrzejszą.
-Mogłabym, ale kiedy ja go prosiłam, to mnie olał.
-Przepraszam, zachowywałem się skandalicznie.
-Jak gówniarz.
-Tak, masz rację, jak gówniarz. Ale już z tego wyrosłem, więc przepraszam za wszystko, co tobie zrobiłem i żałuję moich dennych uwag w twoim kierunku. I aby sprawiedliwości stało się zadość, przyjmę karę, jaką wybierzesz. Iza spojrzała na mnie i popatrzyła na dziewczyny.
-Darujemy mu, co? W sumie, Szymon nam pomógł.
-Powiem szczerze, że może tym razem, bo przeprosił, to mu odpuścimy. Ale tylko ten jeden raz, żeby nie było.
-No! Zrobiłybyśmy z niego stracha na wróble w szpilkach i ze stanikiem.- Powiedziała Izka.  
-Agatko jak chcesz, to zrobimy z następnego, zgoda?- Powiedziała Paulina.
-Dobrze.
-Ej, to ja chcę być następny.- Stwierdziłem.
-Nie! Broniła mnie Agata.  
-Tak!- Wcisnąłem się na siłę.  
-Nienormalny chyba jesteś.
-Wiem, już to przecież wam powiedziałem.
-Musisz zostać złapany na oszustwie.- Powiedziała Marta.  
-Da się zrobić.- Odparłem.  
-Przestań!- Złościła się Agata.  
-Nie, bo ja chcę i już.
-Dziewczyny, proszę.
-Wszystkie go lubimy, to niech oszukuje.
-To jest normalnie świńskie zagranie. Tomek?
-Bujaj jajca, nic z tego.
-Paweł.
-Dopiero co, stałeś po mojej stronie.
-Pchełko, pomożesz mi, proszę.
-Niech ciebie szlak trafi. Albo wiesz co?- Zgoda.
-No wiesz co!- Powiedziała Zbulwersowana Agata.
-Spokojnie, jakoś się zabawimy. A zresztą zobaczycie.
-Coś wymyśliła?
-Chcieć to móc. To twoje słowa, prawda?- Dziwnym trafem dziewczyny przegrywały i za każdym razem dokładały coś do banku. Staniki, sukienkę i na koniec rajstopy. Wyciągały staniki z pod ubrania i dorzucały do fantów. Ciekawe, co wymyśliła ta mała wesz. W sumie, to sam się prosiłem i teraz nie mam pomysłu w co one mnie ubiorą. A zresztą, co mi szkodzi, to i tak tylko zabawa. Kantowałem w tak oczywisty sposób, że ślepy i głupi zauważyłby, co się dzieje, a one nic nie mówiły. Zwariowały? Choć może wcale nie. One chcą zobaczyć co robię. Nic z tego, robiłem cały czas jeden kit i to ten najprostszy i najbardziej znany.
-Dziewczyny, nie wiem czy zauważyłyście, ale on robi specjalnie tylko jeden numer, wpadłeś na to, prawda?
-Czułem podstęp, jak już szeptałyście ze sobą przed rozdaniem kart.
-To nieprawda, nie było żadnego podstępu. Prawda dziewczyny?
-Prawda.
-Iza, włosy ci się dymią.
-Co?
-Przestań Szymon, to nie jest zabawne.- Stwierdziła Agata.
-Ale nie dymią mi się?
-Chodziło mi o to, że kłamiesz.
-A, o to. Ale ja nie kłamałam. Chciały abym dała stanik.
-No! To szczytny cel, prawda chłopaki?
-Szymon nie ciągnij jej za język.- Powiedział Piotrek.
-Dobrze, koniec żartów, teraz gramy na poważnie. Zaraz, gdzie wino?
-A ktoś zamówił?
-Marta, ychy, ychy, ychy.
-Nie duś się, już idę. A! Jeszcze jedno. Na kogo to wpisać?
-Na wszystkich.- Iza wstała i powiedziała.
-Poczekaj Marta, idę z tobą i wpiszemy na mnie.
-Dobrze, chodźmy. A i jeszcze jedno. Jakie wino i ile kieliszków?
-Dwanaście. A wino, to nie wiem.- Stwierdziłem.
-Może białe, półsłodkie, deserowe. Rzuciła Agata.
-To co było ostatnio.- Dodał Tomek.
-Ale to wino jest sprowadzane z Australii na życzenie pewnej osoby.- Powiedziałem.  
-Ale jest w klubie dostępne.
-Tak. Tylko cena jest odstraszająca 165 zł butelka.
-Powiedz mi, chcesz je?- Zapytała mnie Iza.
-Mnie jest bez różnicy.
-A tobie Agata?
-Było dobre, ale jest zbyt drogie.
-Nie twoje zmartwienie, a nawet nie moje. Więc zamówimy właśnie to.- Dziewczyny poszły do baru, a my zrobiliśmy przerwę w grze.
-Szymon, skąd ją znasz?
-Przyszła z ojcem do klubu, a ja trafiłem na jeden taniec z nią. Poza tym zaprosiła mnie na obiad do siebie w sobotę. A to było dziś, więc przyszliśmy do klubu, bo podoba jej się tutaj. A, że chciała zobaczyć, jak gramy i co robimy, to zrobiliśmy spęd.
-To dlatego wszyscy są tutaj?
-Tak. Wróciła Marta i Iza.
-Za chwilkę kelner przyniesie.- Przyszedł kelner i tak, jak było powiedziane, przyniósł zamówienie.
-Proszę nalać każdemu to wino.
-Już się robi.- Po nalewał wszystkim i graliśmy dalej. Dziewczyny już się rozebrały, gdy Iza stwierdziła:
-Dlaczego ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest tutaj jakieś większe oszustwo, Szymon możesz mi powiedzieć?
-Nie, rozumiem pytania.
-Macie jakiś system kantów, co?
-Nie. Każdy gra sam.- Pograliśmy jeszcze 2.5 godziny, gdy nagle dziewczyny dopadły Pawła na następnym oszustwie i ubrały go tak, jak ja chciałem być ubrany.
-Dobrze, już bardzo późno, przyspieszymy to troszkę. Więc, kto teraz przegra, robi show.- Powiedziała Marta.
-Co wy na to chłopaki?- Zapytałem.  
-Ok.  
-Dobrze.
-Zgadzam się.
-Więc tak zrobimy.- Po dłuższej batalii, przegrały dziewczyny.
-To niesprawiedliwe i nie do przyjęcia.
-Czekamy, macie 5 minut.- Powiedział zadowolony z siebie Paweł. Dziewczyny poszły do biura Marty przyszykować jakieś show, a my szykowaliśmy swoje, ponieważ wszyscy stwierdziliśmy, że zbyt dużo je oszukaliśmy.  Zrobiły ciekawy show. No, nie mogło być inaczej. Paulina i Agata dowodziły, a one umieją postawić nawet trupa na baczność. A my zatańczyliśmy do utworu 2 unlimited Get ready i real thing. Ten drugi bawiliśmy się już każdy ze swoją dziewczyną, oprócz mnie. Ja bawiłem się z Agatą i Karoliną, ale nie wiem dlaczego wciąż miałem Jagodę na myśli. Ona ma coś takiego w sobie, taki ład i porządek, aż szlak mnie trafiał. Normalnie chciałbym ją zobaczyć w takim nieładzie i z włosami ułożonymi granatem. O Jezu!!! Normalnie szok i ekstaza w jednym. Po powrocie do domu Agata podała Jagodzie taki kit, że nawet ja bym czegoś takiego nie wymyślił. A najważniejsze, jest to, że wróciliśmy do Agaty razem z Izą i Karoliną, co miało swoje następstwa dla mnie. W nocy dziewczyny chwilkę kłóciły się i powiem szczerze. Normalnie nie wiem o co. Agata pokazywała następnej osobie, jak działa dotyk, a ja poszedłem spać i nie pospałem długo tej nocy, ale wiesz co? Było warto nie przespać ani chwili. Coraz bardziej zatapiałem się we własnym ego. Naprawdę wszystko tutaj uchodziło mi na sucho.
-Szymon, pomóż nam, prosimy.  
-O co znowu chodzi?
-Ona jest spięta i nie chce się rozluźnić.
-Bo się wstydzi. Idźcie z nią pod prysznic i na początek jedna, a później niech dołączy druga.
-A później dołączysz ty, tak?- Zadała pytanie Agata.  
-Jak stwierdzicie, że już się rozluźniła i jak po mnie przyjdzie, to tak.- Obróciłem się na bok i poszedłem spać dalej. Co nie znaczy znów, że sobie długo pospałem. Ktoś wszedł do pokoju i poczułem szturchnięcie. Otworzyłem oczy i ukazała mi się postać Izy w ciemnym pokoju, do którego wpadało światło przez uchylone drzwi łazienki.  
-Szymon, zapraszamy ciebie do wspólnej zabawy.- Usłyszałem. Zapaliłem lampkę przy łóżku.  
-Iza, one tobie kazały przyjść, bym do was dołączył, czy sama chcesz?
-One prosiły, abym przyszła po ciebie. Nie wiem, co chciały mi pokazać, ale im to nie wychodzi.- Spojrzałem na nią i po chwili zastanowienia powiedziałem.  
-Puść ten ręcznik i popatrz w tamto lustro.- Co dziwne, zrobiła to bez jakiegoś wstydu, o którym mówiła mi Agata i Karolina. Wstałem i przytuliłem się do niej z tyłu. Złapałem ją za dłonie i podniosłem je do góry. Zjechałem po jej ramionach na piersi, gdzie zatoczyłem kółka dookoła nich bacząc, aby nie dotknąć żadnej. Po czym zjechałem na dół w kierunku muszelki, ale dłonie zatrzymałem na udach. Spojrzałem w lustro. Iza miała dziwny grymas na twarzy i splecione ręce w powietrzu. Odgarnąłem jej włosy z lewej strony na prawą tak, aby spływały jej po piersi i rozplotłem jej ręce łapiąc za dłonie. Przeniosłem je na boki, przesunąłem po ramionach na barki swoje dłonie, a później pocałowałem ją w kark. Wzdrygnęła się.
-Jak ty to robisz, one tego nie umieją. Paulina miała rację.
-Słucham?
-Paulina mówiła w klubie, że jesteś niesamowity.
-Komu to powiedziała?
-Powiedziała to do mnie, ale słuchały wszystkie.
-Boże, czy wam kobietom można powiedzieć, lub pokazać coś, co zachowacie tylko dla siebie?
-Nie wiem.
-Pierwsza prawdziwa odpowiedź jaką dostałem.
-Idziecie do nas... ? O! Co robisz?
-Oglądam Izę. Zobacz, ładna co?
-A ja?
-Nie o....
-Co!?
-Nie o to chodzi. Po prostu do rudej i brunetki zawsze brakowało mi blondynki.
-Do kolekcji?
-Co ty pieprzysz, do jakiej kolekcji? Do wizualizacji! A nie do kolekcji. Chodźcie obie, to zobaczycie o co mi chodzi. Przyszły i stanęły obok Izy.
-Nie tak. Agata do środka, a Iza do prawej, ty Karolinko, po lewej i połóżcie ręce na jej barkach i oprzyjcie głowę na własnych dłoniach. A teraz spójrzcie w lustro.
-Dziewczyny, mam pomysł. Chcę mieć takie zdjęcie dla siebie. Opłacę fotografkę i zrobimy je u mnie w ogrodzie na wiosnę.
-Dobrze.
-Wiecie co, ja nie chcę.
-Iza proszę?
-To naprawdę wygląda nieziemsko.
-No dobrze, ale chcę mieć taką odbitkę.
-Dam tobie i to takie duże.
-Jak na to wpadłeś?
-Gdy zobaczyłem was z Pauliną, a później jeszcze Jagodę, kiedy to natrzaskałyście mi poduszkami, chciałem mieć z wami takie zdjęcie. Fajnie wygląda, prawda? Tak jakby dziewczyna o płomiennych włosach, stała golusieńka przed Bogiem, mając z jednej strony anioła, a z drugiej diablicę.
-Przepraszam ciebie, nie miałam powodu, aby ciebie bić.- Żaliła się Iza.
-Podejdź do mnie.- Kiedy podeszła zrobiłem to samo, co zrobiłem Paulinie i Karolinie, gdy chciały wiedzieć, dlaczego twierdzę, że pchełka kocha Piotrka. I ona też mnie pocałowała. Spojrzałem jej w oczy, a później na Agatę.
-Wiedziałam, jak już za pierwszym razem powiedziałyśmy, aby poszła po ciebie. Nawet nie zapytała, po co. Czułam, że to norma tutaj. No, zaprzeczaj teraz ile chcesz, wszystkie się tutaj w nim kochamy.
-Dlaczego on? Przecież, to nielogiczne.- Broniła się Iza.  
-Miłość nie jest logiczna.- Stwierdziła Karolina.
-To prawda. Do tej pory nie znalazłem w miłości niczego logicznego. Aczkolwiek z moich obserwacji wynika, że duże znaczenie ma pierwsze wrażenie i to, czy się komuś podobasz, czy nie. Reszta to kwestia charakteru i tego, co razem robicie.
-Na początku nikt nie pokazuje swoich wad.- Powiedziała Karolina.
-To prawda. Wynika z tego, że trzeba odpuścić ludziom, którzy uważają swoje jestestwo za boskie dla ciebie.  
-A jak się bliżej kogoś pozna, to przestaje się zwracać uwagę na te bzdury i wychodzi szydło z worka.- Stwierdziła Agata.
-Kurcze, ale to dziwne. Z nim można o wszystkim porozmawiać. Wy też tak macie?- Sympatyzowała Iza.  
-Pytasz, bo chcesz wiedzieć, czy poczuć się wyjątkowo?- Zapytałem
-Chcę wiedzieć.
-Każda z nas tak ma, a nawet ciocia mówiła, że to jest tak, jakby rozmawiać z bratnią duszą.
-Skąd jesteś?
-Z Krzyża.
-Dlaczego ja cały czas myślę, że z Poznania.
-Nie wiem, może często osoby, które nie mieszkają tutaj, są z Poznania.
-Może i tak. Dobra, idziemy z powrotem pod prysznic. Ściągaj gacie.- Powiedziała Karolina.
-Nie. Ja idę się kąpać w gaciach.
-O fu! Ja się nie zgadzam. Dziewczyny chodźcie zerwiemy z niego majty.- Rzuciła pomysł Agata.
-Będę obrażony.
-On tylko tak mówi.- Dorzuciła i ruszyły na mnie.  
-Nie ważcie się!
-Dawaj te majty!- I powiedziałbym, że ściągnęły ze mnie gacie, ale one je podarły i do tego mnie podrapały. Nie powiem gdzie, bo to nieładnie mówić o takich miejscach. Rzecz jasna skończyło się pod prysznicem, gdzie ja, co jakiś czas, chcąc zrobić im na złość, zakręcałem ciepłą wodę, ale nie do końca. Tak tylko troszkę.
-Zwariowałeś, co robisz?
-Ups przepraszam, to było niechcący.
-Nie dotykaj więcej kurków.
-Dobra, dobra. Znaczy się tego, czy tego?
-A aaa! Zatłukę ciebie szczotką do mycia i będziesz miał na nagrobku napisane, zginął bez gaci.
-O ty! To ja chcę dostać majtki. Mogą być twoje.
-Nie, nie dostaniesz moich. Broniła swego Agata.  
-To ja oddam swoje.- Powiedziała Iza.  
-Dlaczego zawsze dziewczyny trzymają twoją stronę?!
-Bo im dobrze....
-Robisz.- Dorzuciła Karolina.  
-Też, ale ja mówiłem, że ze mną. Prawda dziewczyny?
-Gdzie go znalazłaś, ja też chcę takiego Szymona.
-W Okrąglaku, jakieś pół roku temu.- Odpowiedziała Izie
-Jaka jest szansa, że spotkam drugiego takiego?
-Jak 40 milionów do dwóch.
-To 20 milionów do jednego.
-To nie tak, on ma brata bliźniaka.
-Co!? Zaraz dobrze słyszałam?
-Tak, a co?
-Chcę go poznać.- Następna. Pomyślałem.  
-Lepiej nie.
-Przecież to twój brat.
-Wierz mi. Wiem, co mówię.
-No przestań, nie może być, aż tak źle.- Skrzywiłem się.
-Może?- Dopytała Iza.  
-Agata, powiedz im.
-Z tego, co słyszałam, to on mówi prawdę.
-Żartujesz sobie, wychowamy go.
-Zrezygnujesz po pierwszym tekście, jaki dostaniesz.
-Wychodzimy.
-Jak? Podarłyście wariatki mi gatki .
-Przepraszam, to była zabawa.
-Ale ja nie żartowałem, ja chcę dostać majty.
-Nie dam tobie swoich.
-Weź moje.- Stwierdziła Karolina.  
-Ty masz stringi, to nie.
-Skąd wiesz jakie majtki noszę?
-Robiłaś striptiz, to wiem.
-Zapamiętałeś?
-Ychy.
-A ja?
- Ty masz fajne bluzki i ciekawe spódnice, a Iza ma zajebiste staniki.
-Zapamiętujesz, to co się tobie podoba. Co takiego podobało się tobie w striptizie?
-Ty robisz niesamowite szpagaty Agata zmysłowo się porusza, a Karolina, przepraszam was, że to powiem jest niesamowitą dziewczyną, to kwintesencja kobiecości. Nie wiem, jak to inaczej powiedzieć, ona jest, jak Anioł widziany po przebudzeniu.
-Ładna jest, ale.... I wciąłem się Agacie w słowo.  
-Zobacz. Karolinko, podejdź tutaj.
-Coś ty znowu wymyślił, co?
-To nie ja, to matka natura.
-Stań tutaj, dziewczyny powiedzcie, czy widzicie w Karolinie jakąś wadę
-Nie.
-A ty Agatko?
-Jedną.
-Jaką?- Zapytałem.  
-Strasznie podoba się mojemu chłopakowi.
-Agatko, czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosna?
-Nie, ja kocham Karolinkę, ale mam jedną wadę. Lubię, jak tylko ja kocham jeden z obiektów mojego pożądania.
-Wiesz, że to dziwne? Wszyscy chcą, aby kochane osoby były tylko przez nich, bo w tedy nie muszą bać się o to, że zakocha się ona w kimś innym.
-Dziwnie logiczne.
-Prawda? Dopytałem, by zrozumiały.  
-Chodźcie pokażemy Izie o czym mówiła Paulina. Podejdź do mnie, stań w lekkim rozkroku, a ręce weź na boki i tak stój.- Podszedłem do niej od tyłu i położyłem dłonie na jej czole. Zjechałem paluszkami od jej czoła przez nosek do ust, gdzie zatoczyłem kółka po jej ustach i zjechałem niżej na szyję. Tutaj przytuliłem ją i skrzyżowałem ręce na przedzie, a dłonie położyłem na jej karku. Resztę drogi na dół przejechałem po bokach tułowia. Podeszły dziewczyny i zapytały.
-W czym możemy tobie pomóc?
-Złapiecie ją, kiedy ją pchnę do tyłu.
-Po co?
-Chcę zobaczyć jej reakcję.
-Jak chcesz to zrobić?
-Stańcie za nią, a jak już się podda, to ją popchnę a wy ją złapiecie.- Zrobiły tak, jak powiedziałem, a Iza upadając nawet nie próbowała się złapać. W pełni mi zaufała, to niebywałe. One naprawdę tutaj myślą nie wiadomo co, przecież to nienormalne. Ufają komuś, kto..., no tak, nigdy ich nie zawiódł. Może zrobić wreszcie coś, po czym można będzie w stu procentach stwierdzić, że nikt mi tutaj nie ufa.  
-Zanieśmy ją na łóżko.- Położyliśmy Izę i poprosiłem Agatę i Karolinę, aby robiły to co przedtem, delikatnie i powolutku jeździły po niej opuszkami palców. A ja pocałowałem ją w czoło, nos, brodę, szyję, dekolt, między piersiami, brzuszek, pępek i troszkę niżej, w uda, kolana, łydki i stópki. Oblizałem jej małego paluszka, zabrała nogę, to drugiego, też zabrała, więc podniosłem się i położyłem na niej.
-Spięta jesteś, dlaczego?
-Jesteś dziwny. Czasem ufam tobie, a później nagle nie potrafię. Może to po tym upadku. Ufałam tobie, a ty zrobiłeś coś takiego.
-Dziwne uczucie, prawda?
-Zaufanie?
-Nie, kochana przyjaciółko. Ta niepewność.
-Taka troszkę szokująca.
-Wiecie co? Nic z tego dzisiaj nie będzie, ona już się zestresowała i nie da się jej wprowadzić w taki stan euforii.
-To jak przyszłam po ciebie, było niesamowite.
-Wiem, bo w tym czasie byłaś dziwnie wyluzowana. Tak bezwstydnie.
-Nie prawda.
-Tak? To twierdzisz, że możesz zawsze zrzucić ubranie na żądanie nie wiadomo kogo?
-Za kogo mnie masz, co?
-Za dziewczynę, w dodatku ładną i do tego mądrą. A tutaj popatrz. Znasz kogoś, pierwszy dzień, to jak pierwsza randka, a ty od razu na życzenie stajesz nago przed kimś takim i w dodatku dajesz się dotykać wszędzie. I jeszcze on leży na tobie nago, mając na sobie tylko łańcuszek. No to odpowiedz mi. Jak to wygląda, co?
-Głupio. Złaź ze mnie. A właśnie, kto ma drugą połowę serduszka?- Pokazała na mój łańcuszek.
-Moja druga połowa, Agata.
-Masz go?
-Mam, ale na wieczór go zdejmuję, bo już go naprawiałam. Zerwałam go kilka razy podczas snu.
-Dobra dziewczyny, bo ja jutro muszę wrócić do domu, trzeba iść spać. Iza podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za początek znajomości.
-Czyli podoba się tobie i obliczasz to na dłuższą znajomość.
-A ty nie?
-Też, tylko mam problem z tym.
-Dlaczego?
-Mam problem z tobą.
-Co?
-Znam tutaj więcej dziewczyn niż chłopaków.
-Zaraz, ale ty nie próbujesz....
-Nigdy niczego nie próbuję, albo coś robię, albo nie.
-Ale ja mam chłopaka.
-Żartujesz sobie.
-Nie. Tylko, że on mi za bardzo nie pasuje. Tylko ojcu podoba się ten związek.
-Ma ciebie na uwięzi, a jego pod kontrolą. Dobry układ sobie staruszek wybrał.
-Patrząc na to z jego strony, to tak.
-Przedstaw go mi, spróbuję coś z nim zrobić.
-Co chcesz zrobić?
-Ojcu pasuje, tak. To nie trzeba zmieniać tobie chłopaka, tylko trzeba zmienić jego podejście do ciebie. Jaki on jest, możesz mi powiedzieć? Jak ty go widzisz?
-Jest taki prostolinijny, że najchętniej to kopnęłabym go w krocze, żeby zobaczyć, jak się zegnie. Tylko, że zdaję sobie sprawę z tego, iż to nie pomoże.- Spojrzałem na nią zdziwiony, gdyż miała taki sam sposób spojrzenia na niektóre osobliwości natury ludzkiej, jak ja.  
-No co, nie patrz tak na mnie!- Powiedziała wreszcie do mnie.  
-Wiesz co? Przy tobie myślę, że jestem nad wyraz normalny. Podoba się mnie to.
-Nic tobie więcej nie powiem.
-Dlaczego? Ja tylko stwierdzam, że masz ciekawe myśli do takich wniosków.
-Fajny jesteś.- Powiedziała.  
-Nie rób tego.
-Czego?- Zdziwiła się.  
-Ty wiesz czego. Nie rób tego, bo to i tak nic nie da.
-Szymon, co w tobie takiego jest, że nawet, jakby człowiek chciał, to nie może się na ciebie rozzłościć?
-Nie wiem. Może to to, że wszystkie mnie lubicie.
-Nie. To nie to.- Odparła Karolina.  
-Ja chyba wiem, widziałaś kiedyś Szymona wściekłego i do tego zdenerwowanego?- Zapytała Agata.  
-Nie. Chodźcie go wyprowadzimy z równowagi.
-Agata, ja nie chcę.
-Mnie też ten numer nie pasuje.
-No przestańcie, chcę zobaczyć, co doprowadza go do białej gorączki.
-Co, przyjaciółki ciebie nie słuchają?
-A zamknij się!
-Agata!
-No co!?
-Kocham ciebie. Wiesz, co tak poważnie doprowadza mnie do białej gorączki?
-Ja.
-Nie. To twoje dziwne podejście do mojej osoby.
-To znaczy?
-To, że chcesz wiedzieć więcej, niż powinnaś.
-Co niby takiego chcę wiedzieć, no?
-Co doprowadza mnie do białej furii.
-Kocham ciebie, wiesz?
-Podejdź do mnie.- Podeszła. Pocałowałem ją i popchnąłem na łóżko, upadła. Położyłem się na nią i powiedziałem.
-A teraz idziemy spać.
-O ty chamie, ja nie idę. Nie dam tobie spać, zobaczysz.
-Nie, tak to nie będzie. Podniosłem Agatę z łóżka i zaniosłem pod prysznic i odkręciłem zimną wodę, a była naprawdę lodowata. Stałem razem z nią na rękach pod prysznicem. A ona najpierw mnie pocałowała, a później przygryzła mi wargę i powiedziała.
-Wyjdź i mnie postaw.
-Ale przestaniesz?
-Zaraz wezmę pejcz i w łoję tobie w skórę. Normalnie nie daruję tobie i możesz mi wierzyć, że pożałujesz tego.
-Czekam z niecierpliwością.
-Dobra dziewczyny idziemy spać.- I w końcu położyłem się z Agatą i Karoliną do łóżka.
-Dziewczyny, on śpi z nami?
-Dałaś mu się obmacywać, a w jednym łóżku, to już spać nie możesz.
-Obiecałam ojcu, że nie będę spała w łóżku z facetami, aż do zaręczyn.- Agata wstała, podeszła do sekretarzyka i wyciągnęła pierścionek. Dała mi go.
-Masz, oświadcz się jej, a później rankiem zerwiecie zaręczyny i będzie wszystko w jak najlepszym nieporządku.
-A jak ja rankiem nie będę chciał zerwać zaręczyn, to co zrobicie?
-Kocham ciebie i możesz mi wierzyć, że zerwiesz. Dopilnuję tego.- Oświadczyłem się, ona przyjęła oświadczyny, a później Agata kazała mi pocałować wybrankę mojego serca. Co mnie zszokowało.
-Zwariowałaś!?
-Nie żartuję.
-A ja się zgadzam.- Powiedziała Iza.
-Obie was pogięło?
-Wiemy.- Roześmiały się.
-Na pewno?
-No oo. Ile razy jeszcze mnie zapytasz?
-No dobra, jak tam sobie chcesz.- Pocałowałem Izę i jak to Agata mawiała, wszystko jest w jak najlepszym nieporządku.
-No, to teraz wskakuj do łóżka i już możesz z nami spać, prawda? Nie łamiesz żadnej obietnicy, nie?
-Tak. Ale jesteście nienormalni, aż mi się to podoba.- I powiedzmy, że bez żadnych ekscesów spaliśmy ze sobą do rana. Rankiem obudziłem się przypięty kajdankami do łóżka.
-Co jest!?
-To jak, zerwiesz zaręczyny, czy nie?
-Zwariowałyście! Rozkujcie mnie, Proszę.
-Zerwij zaręczyny.
-Jak mnie nie rozkujecie, to nie zerwę. Iza moje kochanie, rozkuj mnie.
-Nie! Zerwij zaręczyny.
-Nie-e.
-Która go pierwsza bije?
-Co!?
-Agata, ty?
-Nie. Jego luba. Jak ją znienawidzi, to zerwie.
-Nie zrobisz tego. Au aa.- Iza trzasnęła mnie po plecach.
-Lubię ciebie, ale zerwij je.
-Teraz to możecie mnie bić, a ja i tak nie zerwę.
-Naprawdę! Powiedziała Agata i wyrwała pejcz Izie z ręki.
-Ej, bo się obrażę, nie rób tego, bo tutaj więcej nie przyjadę.
-A po co chłopak Izy ma do mnie przyjeżdżać, co?
-Prawda, nie spojrzałem na to w ten sposób. Jagoda!!! Dziewczyny chcą mnie zlinczować!
-O ty! I Agata zawaliła mi pejczem po plecach.
-Au aa! Do pokoju weszła Jagoda.
-Zwariowałyście, co wy mu robicie. Agata! Oddaj ten pejcz.- I wyrwała go Agacie z ręki.
-Agato, oddaj mi kluczyki do kajdanek i powiedzcie, o co chodzi.
-Proszę ciociu. A chodzi o to, że on oświadczył się Izie i nie chce zerwać zaręczyn.
-Niech ona zerwie.
-Nie o to chodzi, to musi być on, bo powiedział, że nie zerwie.
-Mówią prawdę?
-Tak, ale one mnie przykuły do łóżka. Jagoda trzasnęła mnie po plecach.
-Au aa! Zwariowałyście, co z wami jest?
-Zerwij, dobrze tobie radzę.
-Zrywam z wami wszystkimi. Rozkujcie mnie natychmiast. Nie żartuję.
-Chodźcie go połaskotamy.
-Dobrze.- I rzuciły się do mnie i kombinowały prawie wszędzie. Ale ja prawie nigdzie nie mam łaskotek, tylko w jednym miejscu, ale odkryła to dopiero Justyna.
-Aż taki zły jesteś, że nic ciebie nie rusza.
-Obraziłem się i jestem na ciebie zły, to było chamskie i niepotrzebne. Przecież poprosiłem was, żebyście mnie rozkuły. I zerwałbym zaręczyny, bo ciebie kocham, ciężko tobie to zrozumieć?
-Przepraszam, rozkuję ciebie i pójdziemy odprowadzić ciebie na pociąg.
-Jeszcze jedna sprawa, nam została.- Kiedy Agata mnie rozkuła podszedłem do Izy i poprosiłem ją o dłoń, po czym włożyłem sobie do ust jej palec na którym widniał pierścionek zaręczynowy i zdjąłem jej go zębami oblizując go. Po czym pocałowałem ją, mając pierścionek w ustach. Kiedy kończyłem, złapałem go w zęby i podziękowałem za to, że była moją narzeczoną tego ranka. Agata z Jagodą i Karoliną stały z rozdziawionymi ustami.
-Wiecie co, chciałbym dostać takie wasze zdjęcie, to byłoby coś. Trzy zdziwione laski. Dobry temat przewodni.
-Szymon, czy ty zerwałeś ze mną?
-Tak. I mając to na uwadze, że jestem wolny, chcę dziś coś powiedzieć.
-A co ty możesz powiedzieć?- Powiedziała Agata. Co bardzo ugryzło mnie i ciężko było to mi przegryźć, ale zaraz… Jagoda. Podszedłem do Jagody i złapałem ją za dłoń. Patrzyła nie wiedząc, co się dzieje.
-Ja, Szymon z domu M..., oświadczam, że kocham w tobie to zaangażowanie w sprawy mojej byłej dziewczyny i w związku z tym, chcę prosić....- Agata wyszła trzaskając drzwiami, a ja ciągnąłem dalej i powiedziałem to, co miałem zrobić już ostatnio, ale jakoś nie było okazji.
-Chcę prosić ciebie, o rękę twojej siostrzenicy, bo właśnie wyszła trzaskając drzwiami i najpewniej ciężko będzie nam ją udobruchać tak, aby ona wiedziała, że ja naprawdę ją kocham.
-Przecież wiesz, że tak. Ale ja mam sposób na nią i najpierw ja pójdę, dobrze?- Jagoda poszła do Agaty, ale coś za szybko wróciła.
-Aż tak źle?
-Tak. Nie do opisania, sam idź.
-Chyba znów nadepnąłem jej tobą na odcisk.
-Jak to?
-Jesteś jej piętą Achillesową. Wszystko, co związane z tobą, to bardzo szybko wyprowadza ją z równowagi, nie wiedziałaś tego?
-Nie.
-Ona naprawdę ciebie kocha i szanuje.
-Tak? Czasem tego nie widzę. Zwłaszcza, jak ma humorki.
-Chodźmy razem, albo wyprowadzimy ją całkiem z równowagi, albo pokocha nas, jak nigdy dotąd. Tak, czy tak, jutro będzie za nami tęskniła. Ciebie przeprosi, a ze mną, to będzie miała gorzej.
-Ale idziesz ze mną?
-No, tak.
-Jest w gościnnym.- I udaliśmy się do mojego ulubionego pokoju. Zanim wyszedłem zabrałem ze sobą kajdanki na w razie co. Zapukaliśmy i usłyszeliśmy.
-Idźcie sobie! Nie chcę z nikim rozmawiać!- Otworzyłem drzwi i weszliśmy do pokoju gościnnego razem z Jagodą.
-Nie chcę was widzieć! Zrobiliście to specjalnie i powiedz mi jeszcze, że zgodziłaś się na jego propozycję!?- Wyrzuciła nam Agata w złości.
-Tak, a miałam się nie zgodzić?
-Tak!
-Więc skoro tak stawiasz sprawę, to ja się żegnam i idę na pociąg. Ale zanim pójdę, to coś tobie powiem i coś założę tobie na dłoń, mogę?
-Niby co?
-Podaj mi dłoń.- Wystawiła ją przez szczebelki w łóżku. Wyciągnąłem jej pierścionek i założyłem go jej na palec. Po czym uklęknąłem, pocałowałem ją w rękę i przypiąłem ją kajdankami do łóżka. Zrobiła duże oczy.
-Co robisz, zwariowałeś!?
-Już dawno. A teraz zrobimy tak. Jagoda powiedz Agatce o co ciebie prosiłem i niech ciebie przeprosi zanim ją odepniesz. A ty będziesz miała dosłownie chwilkę na to, aby mnie zatrzymać, zanim opuszczę twój dom.- Położyłem kluczyk na sekretarzyku i wyszedłem z pokoju. Usiadłem na końcu korytarza, aby zobaczyć z czystej ciekawości ile im to zajmie czasu. Nie wiem jaki był przebieg wydarzeń w pokoju, ale 3 minuty, to szczerze powiedziawszy dużo czasu i jak miałbym wyjść, to by mnie już tam nie było. Agata wybiegła z pokoju wpadła do swojego, po czym pobiegła do wyjścia. Ze swojej sypialni wyszedł Andrzej, a z gościnnego Jagoda.
-Dzień dobry, co tak tutaj siedzisz.
-Idziesz do kuchni?
-Tak.
-To zrób nam herbatę.- Powiedziałem. Schodząc Andrzej trafił na Agatę.
-Cześć, co się stało?
-Pokłóciłam się z Szymonem i on sobie poszedł, zawieziesz mnie na stację? Proszę.- Andrzej wszedł dwa stopnie wyżej i powiedział.
-Mogę wiedzieć o co chodzi w tej głupiej zabawie, bo już chyba całkiem zwariowałem. Agata chce jechać na stację, bo wyszedłeś, a ty siedzisz na końcu korytarza. Albo ja tutaj jestem nienormalny, albo sam już nie wiem.
-Co!?- Zdziwiła się Agata. Po czym, wbiegła na piętro, podeszła do stoliczka, usiadła na drugim miejscu i położyła głowę na dłoniach, opierając się łokciami o stół. Mając na twarzy dziwny uśmieszek.
-Widzisz, nie słuchasz, co się mówi i to dlatego szukasz kogoś, kto nie odejdzie. Chyba, że sama o to poprosisz, już to tobie przecież powiedziałem.
-Kocham ciebie, wiesz?
-Wiem i dlatego Agatko, proszę ciebie o to, abyś zgodziła się być w dalszym ciągu moją dziewczyną.
-Zgadzam się. Pocałuj mnie.
-A przeprosiłaś ciocię?
-Tak.
-Kłamie.- Powiedziała Jagódka.  
-I co powinnaś zrobić?- Wstała przeprosiła ciocię i podeszła do mnie.
-A teraz ty mnie przeproś.- Pocałowałem ją w pępek w dekolt w szyję i w policzek i dalej, aż w końcu doszedłem do ust.
-Co ty z nią robisz, one nigdy się nie przepraszały.- Powiedział Andrzej i dodał stojąc przy schodach.
-Powtarzam, nigdy!
-Nic nie robię. Tylko pilnuję, żeby się nie pozabijały, kiedy już wyjadę.
-Ja idę do kuchni. Dziwny jesteś. Chodź Jagoda ze mną.- Powiedział Andrzej. A ona podeszła do mnie, pocałowała mnie w czoło i powiedziała.
-Dziękuję, że tak tego nie zostawiłeś, bo dałaby mi w kość.
-Nie ma za co. Muszę dbać o was, żebyście się nie pozabijały.
-I tak dziękuję.
-Chodź Agatko do pokoju, bo dziewczyny, to pewnie nie wiedzą, co się dzieje.- Tego dnia, już nic takiego się nie wydarzyło, ale to i tak dużo, jak na dzień w który byłem tam tylko do 13:00. W domu, jak to zwykle bywało miałem tyle do wysłuchania, że zasnąłem, jak mama do mnie mówiła. Bo ile można słuchać o tym samym. Tak zakończył się mój dzień.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 22374 słów i 120989 znaków, zaktualizował 28 cze 2020.

1 komentarz

 
  • 672693

    stx21 endome Offelype cleseer apartamenty ziolowa augustow noclegi augustow lazienna 27 noclegi augustow bon turystyczny noclegi w augustowie i okolicach pokoje augustow centrum

    25 wrz 2022