Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 18. Na mój nos.

Rankiem obudziłem się pierwszy i o dziwo, Agata jeszcze spała wtulona we mnie. Lubiłem mieć ją przy sobie. Zwłaszcza, kiedy już przestała pokazywać swoje złości. Rozejrzałem się po pokoju. Dziwne, brakowało prawie połowy pluszaków. Czyżby pozbyła się ich ze względu na moją denną uwagę, co do nich? Przecież ja nie miałem nic złego na myśli. Naprawdę myślałem, że ona je lubi, lub też o czymś jej przypominają. Jak wstanie, to zapytam ją o tą sprawę z pluszakami. Obróciłem się na bok i patrzyłem sobie, jak śpi, ale szybko mi się znudziło. Wyglądała naprawdę spokojnie, normalnie, jak nie ona. Może zobaczyć, czy na pewno śpi? Zobaczę. Jak śpi, to dam jej spokój. ~Sam nie wierząc w to, co sobie pomyślałem.~ W tym celu dmuchnąłem jej w oczko, nie zareagowała, więc w drugie. Znów nic? Dmuchnąłem jej w uszko. O! poruszyła się. Przyklęknąłem obok niej na łóżku i lekko dmuchnąłem jej od ucha przez szyję do piersi i po brodawkach niżej i niżej do pępka. Wróciłem z drugiej strony podobną drogą do tej na dół i skończyłem obok drugiego uszka. Popatrzyłem na Agatę i pomyślałem sobie, że to nic nie dało, więc wzdychnąłem ciężko.
-Hmm!
-Jak się tobie zaraz odwinę, to następny raz pójdziesz spać do pokoju gościnnego, bo będziesz się bał zasnąć obok mnie.
-Więc nie śpisz?
-Nie. Liczyłam na to, że obudzisz mnie, jak księżniczkę obudził książę, pocałunkiem. A ty zachowujesz się, jak wieśniak i dmuchasz mi w ucho. Wiesz, jakie to irytujące i ile trzeba było się na powstrzymywać, żeby się nie podrapać?
-Wiem jakie to irytujące i rozumiem, że każdy by ciebie pocałował w takiej sytuacji. Jest tylko jeden problem… , że ja nie jestem każdy i nie lubię bajek o takich, co to żyją długo i szczęśliwie, bo to bujda i nudne.
-Nie wierzysz w dobre zakończenia?
-Tylko w bajkach są takie zakończenia.
-Mówisz, jak pesymista, a zachowujesz się, jak realista.
-No i co z tego? A właśnie! Gdzie podziały się pluszaczki? Jak będę się teraz bronił, kiedy znowu mnie wiedźmy jedne napadniecie, co?
-Może załatwisz sobie poduszkę, kiedy to przybędziesz następnym razem?
-Momencik.- Powiedziałem i wyszedłem z pokoju Agaty i udałem się do pokoju gościnnego. Kiedy wszedłem do środka zdziwiłem się. W pokoju gościnnym spała Paulina. Podszedłem do niej, zabrałem poduszkę i już miałem wyjść, kiedy to spojrzałem jeszcze raz na nią, a wtedy pomyślałem sobie. "A co mi tam i tak będę miał przerąbane." Podszedłem do niej i trzasnąłem ją poduszką, po czym, jak gdyby nigdy nic, usiadłem na brzegu łóżka. Wstała wściekle skołowana.  
-Dzień dobry kochanej pani psycholożce.
-Zwariowałeś?!- Wrzasnęła wściekła, nie do końca wiedząc, kto to zrobił.  
-Dopiero teraz, gdy ciebie poznałam.- Odparłem.  
-Wesoły jesteś.- Skanowała mnie wzrokiem, mając dziwny, niezrozumiały dla mnie jeszcze wtedy wyraz twarzy.  
-Jak wy ostatnio?- Przerzuciłem rozmowę na nie.  
-Kiedy nie zdążyłeś się podnieść?
-Tak. A właśnie! Dlaczego śpisz tutaj?
-Nie wiem.- Odparła. Nie chcąc wszczynać kłótni.  
-Może ja mam wiedzieć?- Oznajmiłem jej najprostszą drogę do spokojnego usatysfakcjonowania wszystkich.  
-Myślę, że powinieneś.- Stwierdziła.  
-Agata kazała mi załatwić sobie poduszkę. Następny raz, jak przyjdę, to mam ją mieć.
-Weźmiesz stąd?- Coś zaświtało mi w głowie.  
-Tak.- Odpowiedziałem mając szyderczy uśmiech na twarzy.  
-A... na czym ja będę spała?
-Nie przesadzaj. U Agaty są dwie i sobie obie radzicie. A tutaj są trzy. Więc, jeśli zostanie tobie jedna mniej, to poczujesz się tak, jak gdybyś spała tam, razem z nami.  
-No wiesz co? Bez was w pokoju, to będzie mi naprawdę dziwnie czuć się tutaj, jakbym była u Agaty.
-Wiem, mam pomysł.- Spojrzała na mnie, jak na wariata. Tym dziwnym spojrzeniem, kiedy to nie wiedziała, czego może się po mnie spodziewać. A ja na spokojnie położyłem głowę na jej brzuszek.
-Czego tam słuchasz?
-Patrze, czy już kopie.
-Ale co?
-Mały.
-Wariat.- Odepchnęła mnie. Zdegustowana moim zagraniem. Pewnie poczuła się, jak dmuchana lala.  
-Nadajesz się.- Powiedziałem uśmiechając się.  
-Na żonę?- Ucieszyła się próbując coś na tym ugrać.  
-Nie. Sprawdzałem, czy nadajesz się na poduszkę.- Znów zrobiła dziwną minę. Położyłem dłoń na jej piersi i przycisnąłem lekko.
-Miękka jesteś i w razie czego, to możesz mnie bronić. Nadajesz się.- Wziąłem ją na ręce i podniosłem, to co pomyślałem pominę. Ale taka miękkość..., a zresztą nie ważne. Zaniosłem ją do pokoju Agaty i położyłem obok niej na łóżku.
-Dzień dobry Paulinko.
-Witaj Agatko.- Agata spojrzała na mnie ze złością.  
-Chodź tutaj i wytłumacz mi coś. Po co przyniosłeś tutaj Paulinkę, przecież sama mogła iść.
-Kiedy przyjdę następnym razem miałem przynieść sobie poduszkę, a ona nadaje się do tego, jak mało kto. Sama zobacz.- Złapała poduszkę i próbowała mnie uderzyć nią, ale Paulina stanęła pomiędzy nami.
-Co ty robisz?
-Jako poduszka muszę go bronić.
-Jak tak szybko udało się tobie przerobić ją na swoją stronę?
-Nie musiałem, sama się nadawała, co widać na załączonym obrazku. Trafny wybór z tą poduszką, prawda?
-Nieprawda!- Oponowała Agata.  
-Nie pasuje to tobie?
-Niezupełnie, ale nie powinnam prosić Paulinkę o to, aby spała w gościnnym.
-Spokojnie Agata, ja wiem, że muszę już pomału dawać wam częściej, troszkę więcej czasu dla siebie.
-Nie przesadzaj Paulina.
-Szymon, ja nie powinnam być tutaj z wami, jeśli mam zamiar stworzyć związek razem z Pawłem.
-Paulina, ty jesteś naprawdę fajną dziewczyną i dlatego zupełnie nie pojmuję twojego zainteresowania się osobnikiem o imieniu Paweł. On wydaje się być typowym bucem i populistom, a tacy ludzie patrzą na wszystko przez pryzmat tego, co jest trendy. A ty taka nie jesteś, więc powiedz nam. Dlaczego chcesz z nim być?
-Podoba mi się.
-To mam jeszcze pytanie. Czy ty będziesz potrafiła go zmienić na tyle, abyście mogli być razem szczęśliwi?
-Ale ja mogę mu dużo wybaczyć.
-Paulina. Dużo, to nie znaczy wszystko.
-Wiem.
-A w tej formie, w jakiej jest to teraz, długo ten związek raczej nie potrwa. Pewne jest tylko tyle, że zrani ciebie i z tego co ja widzę, z twojego zachowania to konkretnie.
-Ale....
-I tak musisz spróbować. Wiem, dotarło to już do mnie ostatnim razem.- Patrzyłem na nią z politowaniem. Po kiego grzyba ona pcha się na ludzkie tragedie? Próbowałem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Lecz żadnych racjonalnie uporządkowanych spostrzeżeń nie zauważyłem.  
-Szymon, o której jedziesz dzisiaj do domu?- Wyrwała mnie z zamyślenia.  
-Co? A! W sumie, to nie wiem.
-Dzwoniliście do mamy?- Zapytała Paulina.
-Nie. Do sąsiadki, ale mamy nie było.
-Zadzwońcie dzisiaj.
-Panno psycholożko, mam do ciebie pytanie. Jeśli wczoraj dowiedziałabyś się od sąsiadki, że twoje latorośle urwało się tobie z choinki, to pewnie następnego dnia pozwoliłabyś mu zostać nie wiadomo gdzie, jeszcze jeden dzień. Tak?
-No, nie. Ale, to twoja mama i może będzie bardziej wyrozumiała.
-Jasne. Marzenia, jakie one są proste i zawsze takie, jakby się chciało.
-Masz spróbować!- Podniosła na mnie głos Paulina.  
-Możemy, ale to niewiele da.
-Ale spróbować nie zaszkodzi.- Stwierdziła Agata.
-Dobra, ale będę musiał posiedzieć troszkę u was na telefonie.
-Tata nie będzie się złościć. Dłuższa rozmowa?
-Nie. Muszę ustalić numer do sklepu do mamy.
-To łap się. Telefon jest u taty w gabinecie, najlepiej z tamtego. Gdyż ten na dole przy wejściu, to nie bardzo.- Poszedłem i ustaliłem numer do sklepu, w jakim pracowała mama. Zadzwoniłem do niej. Ale nie było sensu rozmowy, bo od razu usłyszałem, że nie i mam wieczorem, gdy wróci, to być już w domu. Agata nie była zadowolona, a Paulina dość zimno przyjęła tą wiadomość. Tego dnia tylko jeszcze się upewniłem, że można powiedzieć Paulince, co powinna zrobić i dlaczego. Jagoda chciała porozmawiać z moją mamą myśląc, że to da się jeszcze jakoś załatwić, ale zabroniłem jej się mieszać.
-Jagoda nie!  
-Ale dlaczego?
-Nie jestem ideałem syna, nic nie zwojujesz. Klamka zapadła i nic tego nie zmieni. Chyba, że mam olać decyzję rodziców i zostać. Ale to będzie miało swoje konsekwencję, więc wolę tego nie robić. I tak już przeciągnąłem wystarczająco strunę, jak na ten tydzień.
-Mierzysz to?- Zapytała mnie Paulina.  
-Monitoruję i możesz mi wierzyć, że na ten tydzień już wystarczy. Nad wyraz przegiąłem.
-Co zrobiłeś?
-I tutaj jest właśnie ten wasz błąd. Nie kwestia tego, co zrobiłem, a tego czego nie zrobiłem, a miałem zrobić i to olałem.
-Dobra, nie chcę wiedzieć.
-Wiem, dlatego mówię ogólnikowo.-
Gdzieś po południu pojechałem do domu. Standardowo nasłuchałem się, aż mi uszy zwiędły i usłyszałem, że mam mówić, jak gdzieś jadę. Więc powiedziałem, że jutro też tam będę, a najdalej pojutrze. I narobiłem sobie kłopotów, gdyż zabrano mi legitymację kolejową. I po co ja głupi się odzywałem. I teraz, kiedy mam coś takiego powiedzieć, to zawsze ugryzę się w język.

Piątek.

Legitymację mama oddała mi w piątek, gdy poszedłem i zakomunikowałem jej, że pojadę nawet, jak mi jej nie odda. Wiem, chamskie to było z mojej strony. Ale myślałem, że to będzie wszystko, a to tylko legitymacja. Wkładka potrzebna do niej musiała być nowa, a nowe miał kupić ojciec do końca miesiąca. Znaczy się stycznia. Co znaczy, że jechałem tam i z powrotem z nieważną legitymacją, czyli bez biletu i chyba, to o to chodziło mamie. Chociaż nie, bo te wkładki są ważne do końca stycznia, ale od połowy się czepiali. Wkładkę do legitymacji dał mi ojciec, kiedy wyszedł z pracy o 14:00. I około godziny 15:30 siedziałem już w pociągu. Kiedy dojechałem, drzwi otworzyła mi, jak prawie zawsze, ciocia Agaty.
-Cześć Jagoda!
-Puścili ciebie. Kiedy wracasz do domu?
-Chyba wcale nie wrócę.
-Szymon przestań, wróć do domu.
-Żartowałem. Pewnie, że wrócę, ale już nie dziś.
-Wiem. Nawet ja nie dam tobie wrócić już dzisiaj do domu.
-Dlaczego?- Skrzywiła się usilnie myśląc, że nie będę chciał usłyszeć odpowiedzi, lecz wreszcie usłyszałem.  
-Agata.
-Co znowu zrobiła?
-Chodzi wściekła.
-Gdzie jest?
-Są w pokoju, obie.
-Dobra, idę do nich.- Poszedłem do pokoju Agaty, gdzie były obie wraz z Pauliną. Ale kiedy wszedłem, okazało się, że to wcale nie była Paulina, tylko Karolina.
-Cześć kochanie! Cześć Karolinko!
-Witaj. Dlaczego zawsze tak nienaturalnie i majestatycznie wymawiasz moje imię?
-Bo ono takie jest.
-Dlaczego tak patrzysz?
-Nie spodziewałem się ciebie tutaj, kiedy Jagoda powiedziała, że dziewczyny są w pokoju, to byłem pewien, że będzie to nikt inny, jak Paulina.
-A właśnie. Wiesz, co u niej?
-Dlaczego pytasz?
-Przecież wiesz.- Zrobiła duże oczy, co mnie niezmiernie zaciekawiło.  
-Nie. Nie wiem. Domyślam się, ale to tylko domysły.
-Paweł załapał, że zrobił źle. A przynajmniej tak twierdzi.
-Spieszysz się gdzieś?
-Nie. Nie szczególnie.
-Bardzo dobrze, to posiedzisz z nami i poczekasz na nią. A ona zaraz pewnie przybędzie.
-Szymon, chyba nie bardzo.- Powiedziała Agata.
-Dobra, zapytam w prost. Co zrobiłaś?
-Pokłóciłyśmy się.
-O co? Spojrzała na Karolinę, po czym z powrotem na mnie.
-Dobra, już chyba wiem. Chodzi o poduszkę?- Zapytałem spokojnie, wiedząc jednocześnie, iż troszkę nadepnąłem jej tym zagraniem na odcisk.  
-Tak.- Odparła ponuro.  
-Więc, to moja wina. Masz numer do niej.
-Jest na tablicy przy telefonie.
-Idę zadzwonić.- I poszedłem.
-Cześć Paulina! Wiesz co? Jest tutaj z nami Karolina i chce, abyś przyjechała.
-Ale Szymon, nie wiem czy wiesz, poprztykałam się z Agatą i ona nie chce się widzieć ze mną.
-Agata, zejdź na chwilkę!
-Paulinko, najlepiej będzie, jak to sobie wyjaśnicie teraz, bo to, co robicie w tej chwili, zaraz nastręczy wam dodatkowych kłopotów.
-Wiem, ale to potrzeba woli dwóch stron konfliktu, a nie jednej. Ja przecież nie chcę się kłócić z wami.
-Zaraz, zaraz. Ja się z wami nie kłócę.
-Wiem Szymon, ty jesteś, nie wiem, jak to nazwać. Taki asertywny.
-Ale masz jakieś inne określenia do tego, co w tej chwili powiedziałaś. Bo ja bym z chęcią porozmawiał z tobą w tym temacie.- Przyszła Agata.
-Agatko, masz Paulinkę.
-Przyjedzie?
-Bierz słuchawkę, to się dowiem.
-Przepraszam Paulina, poniosło mnie za bardzo. Znasz mnie przecież, nie chciałam. Przyjedź proszę.- Dalej nie wiem o czym była rozmowa, ale trwało to z pięć minut, aż w końcu udało mi się dowiedzieć, że przyjedzie.
-Będzie za 30 minut.
-O co chodzi między wami?
-Już będzie dobrze.
-Na pewno?
-Tak. Chodźmy do Karoliny.- Gdy doszliśmy do pokoju Agaty, Karolina zadała mi pytanie.
-I co ustaliłeś?
-Poprztykały się dziewczynki, jak dzieci o poduszkę.
-Jak nie wiesz, to się nie odzywaj.- Powiedziała z wyrzutem Agata, odpychając mnie.  
-Chciałaś, abym przyszedł następnym razem z poduszką, więc przyszedłem.
-Ale nie taką!
-Dlaczego?
-Skończ ten temat.- Powiedziała Agata mrużąc oczy i zaciskając zęby.
-Dobra. Jagoda mówiła, że chodzisz naburmuszona, więc myślałem, że to moja wina.
-Nie. Nie przez ciebie byłam zła.
-Ale to ja przyszedłem z poduszką, więc tak prawdę powiedziawszy, to moja wina.
-Szymon o co chodzi?- Dopytała się Karolcia.  
-O to, że podobno mogę prawie wszystko.- Spojrzałem podejrzliwie na Agatę.
-Co tak na mnie patrzysz?
-Bo to pytanie do ciebie kotku.
-Nie rozumiem.- Udała głupią.  
-Podobno mogę wszystko, oprócz jednego.
-Tak.
-A teraz masz o to pretensje do Pauliny.
-Hm, masz troszkę racji, to nie jej wina.  
-Właśnie.- Odparłem, nie widząc do czego to prowadzi.  
-To nie na nią powinnam być zła, tylko na ciebie.- Ups! Pomyślałem sobie i natychmiast Przerzuciłem winę znów na nią.  
-Co!? Przepraszam, pozwoliłaś mi.
-Czyli co? Powinnam być zła na siebie?
-No nareszcie doszliśmy do sedna sprawy.
-Bo zaraz ciebie kopne w kostkę. Jak ty tak możesz w ogóle mówić!?
-Wiem, nie powinienem. Przepraszam.- Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
-Nie gniewam się na ciebie, choć nie wiem dlaczego.
-Agatko mam jeszcze jedną sprawę do ciebie.
-A mianowicie?
-Chcę porozmawiać z Karoliną na osobności, zanim przyjdzie Paulina, możemy?
-Dobrze, bo zaraz powiesz, że tobie nie ufam. Zejdę na dół.- Gdy wychodziła z pokoju zwróciłem jej uwagę na szkopuł sprawy.  
-I jeszcze Jagoda, jeśli mogę ciebie kochana prosić.
-No dobra, te dwa dni uprzykrzyłam jej życie.
-Dziękuję.
-Usiądź Karolinko, jeśli mogę ciebie o to prosić.
-Nie musisz prosić, o co chodzi?
-I teraz zaczną się schody. Powiedz mi coś. Wiesz może, co oni kombinują we dwójkę?- Zapytałem.  
-Chcą być ze sobą.
-Ale do siebie nie pasują.- Oznajmiłem jej swój pogląd.  
-Skąd wiesz?
-Zaobserwowałem ostatnim razem.
-Więc ona musi się zmienić.
-Nie rozumiesz. Oboje, nie ona..., oni.
-To nierealne i nie do wykonania. Znam go.  
-Wyzwanie? To jak, wchodzisz w nie?
-Dobrze, ale co zamierzasz zrobić?
-Co najlepiej łączy ludzi z sobą?
-Jak coś z sobą robią i nie zabijają się o to, kto jest lepszy.
-Dobra jesteś. Opowiedz mi o nim, bo nie znam go wcale.- Przedstawiła mi go tak, jak ona go widzi. Powiem szczerze, że nawet ona w końcu powiedziała, iż nic ich nie łączy. I to był cały problem.
-Co z tym zamierzasz zrobić?
-Jeszcze nie wiem? Jest jakaś impreza teraz lub inna zabawa, żeby można było zrobić im tutaj jakieś spotkanie?  
-Dzisiaj. Zaproszony jesteś, ty nic nie wiesz?
-Już się przyzwyczaiłem.
-To o której będziecie?
-Nie wiem, ale dzisiaj podejmę decyzję, co zrobimy i muszę być pewien ciebie, że nie zrezygnujesz przy pierwszych kłopotach, jakie mogą być, a zawsze są. Obiecasz mi to?
-A co takiego się może stać?
-Nie znasz mnie, to możesz nie wiedzieć, ale ja sam nie wiem. Obiecaj mi to.
-Mówisz poważnie?
-Tak. Muszę to wiedzieć, po prostu muszę być tego pewien.
-Ty już masz jakiś pomysł, prawda?
-Nie, ale jeszcze dziś będę wiedział, jak.
-Zastanowię się, mogę?
-Oby nie zbyt długo, bo podejmę pierwszy impuls do zrobienia czegoś.
-Powiem tobie na imprezie.
-Dobrze.
-Dobra, idziemy do kuchni, bo zaraz będzie wywiad. A! I jeszcze jedno, nie mów o tym nikomu. Chyba, że o to poproszę.
-Zgoda, ale dziwny jesteś, wiesz?
-Wiem.
-Mam nadzieję, że wiesz, co takiego robisz?
-Nie. Ale, co to ma do rzeczy?
-Nic, miejmy nadzieję.- Poszliśmy do kuchni, gdzie była już Paulina.
-Cześć Paulinko, to jest Karolina siostra Piotrka i Pawła.
-A ja myślałam, że jesteś dziewczyną Piotrka.
-Nie. Piotrek nie ma jeszcze kobiety swojego życia.
-Będziesz dzisiaj jeszcze na zabawie, czy wyjeżdżasz?
-Będę.
-Dobrze, to za chwilkę sobie porozmawiacie. Agatko, zawijam jeszcze na chwilkę Paulinę i za moment będziemy z powrotem.
-Dobrze, ale ja muszę z wami porozmawiać.
-Zdążycie jeszcze przed imprezą.
-Znów tobie nie powiedziałam?
-No ooo!
-Przepraszam, wiem już o niej od tygodnia.
-Właśnie, a o mało nie przyjechałem. Wtedy to byś miała zgryz, co? Ja to ciebie czasem nie rozumiem, przecież to, jak strzelić samemu sobie w kolano.
-Wiem, przepraszam.
-Dobrze Paulinko, chodźmy na chwilkę.- Udaliśmy się do gabinetu.
-Właź tutaj.
-Ale to gabinet Agaty ojca.
-Fajnie co?
-Nienormalny jesteś.
-Wiem. Ale nie o to chodzi. Mam do ciebie jedno pytanie. W dalszym ciągu jesteś tego pewna?
-Tak. Tego jestem pewna.
-Pamiętasz, co mi obiecałaś.
-Nawet, jak musiałabym ciebie trzasnąć, zrobię to.
-Więc zacznijmy od tego, pocałuj mnie.- Dała mi buziaczka. Skrzywiłem się.  
-Nie o to poprosiłem. Zrób to tak od siebie, jak gdyby nic innego nie istniało. (I właśnie taką ciebie pamiętam Paulina. Było warto.)
-A teraz jak?
-A no właśnie tak, jak powinno być. Ideał.
-Szymon, a gdybyś mógł jeszcze raz zbudować swój świat na nowo. To co byś zmienił?
-Kiedy miałem jedenaście lat w lato, podobno spadłem z trzepaka i do tego miejsca sięga moja pamięć.
-Chcesz mi powiedzieć, że miałeś amnezję?
-I to całkowitą. Nie wiedziałem, jak wyglądają moi rodzice, jak mam na imię, gdzie mieszkam, jednym słowem nic. Do domu zaprowadziły mnie jakieś osoby z podwórza, nie pamiętam kto to był. Ale wiem jedno. Musiałem się nauczyć wszystkiego od nowa. Całego swojego życia, a kiedy zobaczyłem Czecha, to musiałem mieć głupią minę, bo właśnie widziałem siebie w lustrze w łazience.
-Żartujesz sobie?
-Nie.
-Powiesz mi coś więcej o tym?
-Pewnie miałem wstrząs mózgu, bo wielu rzeczy nie pamiętam. I niczego, co było przed tym zajściem.
-Ty mówisz poważnie, prawda?
-Ile razy jeszcze będziesz to potwierdzać?
-Mogę to napisać?
-A po co ja, to tobie mówię?
-Do pracy.
-Żebyś nie zrezygnowała po dzisiejszym dniu. I pamiętaj, o cokolwiek nie poproszę.
-Co chcesz zrobić?
-I tego właśnie nie wiem.
-Zrób, co musisz.
-Cokolwiek by się działo, nie pomagaj mi.
-Dlaczego?
-Cokolwiek by się stało, stój w miejscu, zgoda?
-Dobrze.
-Dobra idziemy. Zeszliśmy do kuchni, gdzie Karolina wbiła mnie w szok swoim stwierdzeniem.
-Szymon, jedno tobie muszę powiedzieć, kobiety są wścibskie.
-Myślisz, że faceci nie?
-Wiem, ale wy macie do tego zawsze logiczny powód.
-Ale bzdura. Logika tu nie ma nic do rzeczy. Zawsze wszystkiemu winne są... no?
-Kobiety.
-Nie, pieniądze. Ale chyba muszę lekko to skorygować. Zawsze, gdy pytam o to kobietę, to one stwierdzają, że to kobieta.
-Może pieniądze wiążą się z kobietami?
-Ty chyba nie lubisz swojego rodzaju.
-Tak, a jaki to rodzaj?  
-Anioły. Piękne anioły.
-Szymon!- Zdenerwowała się moja luba.
-Podejdź tutaj Agatko. Proszę.- Przyszła, a ja przytuliłem się do jej pleców. Pokazałem palcem na Karolinę i powiedziałem.
-Zobacz. I co byś o niej powiedziała?
-Dobra masz rację!- Wrzasnęła z wyrzutem.  
-Ale nie, że masz rację. Opisz to.
-Jest piękna, prawie idealna i ma niesamowitą figurę, to chciałeś usłyszeć?
-Po prostu prawdę. Zwykłą prawdę, tylko tyle, bo już zacząłem myśleć, że to tylko mój osąd. Ale podniosłaś mnie na duchu. Dziękuję.- I dałem jej całusa.
-Agata, on tak zawsze?
-Odkąd go znam. Dlaczego pytasz?
-Ciekawi mnie, a czasem nawet bardzo dziwi.  
-Lepiej tak, niż miałby ciebie złościć.  
-Znudził się tobie?- Zapytała Paulina.
-Musiałabyś mnie zdenerwować. A później zabić.
-To może innym razem.- Jakaś myśl mi zaszumiała w głowie.
-Nie masz chłopaka?- Zapytałem Karolinę.
-Nie mam czasu na chłopców.
-Więc, nie rób z siebie mojej przyjaciółki.
-Co? Dlaczego?
-Nie wiem jeszcze tego, ale może się to tobie przydać. W razie gdyby.
-Szymon, o czym ty znowu mówisz?
-Czasem problem w tym, że sam nie wiem. Dziwne przeczucie, nie lubię go.
-Dobra ludzie, ja muszę jechać i się ubrać jakoś. Wam też polecam. A właśnie, ładna koszula.
-Cóż za sarkazm.- Odparłem.  
-Szybko łapiesz.
-Ale lubię te koszule dlatego mam ich pięć i nie muszę się zastanawiać, co dziś założyć innego. No może nie licząc jednej czarnej.
-Ciekawe podejście masz do ubioru.
-Nie pozuje na modela, nie nadaję się na niego i jakoś dobrze mi w tych koszulach.
-Kwestia gustu.- Oznajmiła mi Agata.  
-Dobrze, niech tobie będzie Józek, Heniek na imię.
-Do wieczora.- Żegnała się Karolinka.  
-Paulina jedziesz ze mną?- Paulina spojrzała na nas.
-Jedź. W razie czego, to ona tobie pomoże.
-Ale....
-Masz mnie słuchać.- Skrzywiła się, lecz…, odpowiedziała.  
-Dobrze.
-Szymon, masz minę, jakbyś coś stracił.- Stwierdziła Agata. Do kuchni weszła Jagoda.
-Oby tylko to.- Odparłem.  
-Co ty chcesz zrobić?- Zwróciła się ponownie do mnie Agata.  
-Pomóc jej.
-Ale, co zamierzasz?
-Zrobić z siebie wroga numer jeden.
-Paulina ciebie nie znienawidzi?
-Oby.
-Poczekaj. Chwila, moment Agata. Co chcesz Szymon zrobić?- Zaciekawiła się Jagoda.
-Nic ich nie łączy, nic. Więc stworzę coś, co ich połączy.
-Twórczy jesteś.- Stwierdziła Jagódka.
-Oby nie za bardzo.- Odparłem.  
-Masz łzy w oczach.
-Rzęsa mi się zawinęła. Muszę iść ochlapać twarz.
-Pokaż.- Powiedziała Agata.
-O tutaj gdzieś.
-Nic tutaj nie widzę. Kłamczuch!
-Jest tutaj, muszę iść.- Poszedłem do łazienki i ochlapałem sobie twarz ciepłą wodą. Zawsze pomagało, ale tym razem nie. Ciekawe dlaczego.- :-( Wróciłem do kuchni, aby porozmawiać z Agatą, ale ona była już w swoim pokoju, więc tam poszedłem. Na miejscu zastałem dziwny bałagan. Agata wyrzucała kiecki z szafy na łóżko.  
-Czego szukasz w tej szafie?
-Czegoś do ubrania.- Oznajmiła mi, jak gdyby nie było to oczywiste z mojego punktu widzenia.  
-A cha. A to się nie nadaje?
-To miałam u Joasi.
-Dobra, czyli do wyrzucenia. Kosz!- Powiedziałem, zamachując się w stronę kosza.  
-Ej, co robisz?
-Przecież nie założysz już tego.
-Ale sprzedam i odzyskam część pieniędzy.
-A cha. Tak to działa. Chociaż tyle, że to nie zalega wam w szafie. Zazwyczaj, to dziewczyny robią tak, że zbierają szmaty z wielu imprez i w szafie nie ma nic do ubrania, a się nie domyka.
-Skąd to wiesz.
-Widziałem u wielu ludzi i dziewcząt, oraz żon i tak prawdę mówiąc, to jesteś pierwszą, która potrafi mi to w jakiś sposób logicznie wyjaśnić.
-Dziękuję za uznanie. Wiem, że to jakiś żart, uczysz się tego, aby mi zaimponować?
-Nie. Ale coś w tym jest.
-Jest? Dlaczego jesteś taki powściągliwy w wydawaniu swoich opinii?
-Nie wiem.
-Kłamiesz?
-Raczej nie bardzo.
-Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim Szymonem?
-To ja. I jakby tobie to powiedzieć. Coraz więcej nas łączy, a to znaczy, że coraz trudniej będzie się nam dogadywać.
-Zaczniesz mnie okłamywać?
-Nie. Dlaczego tak myślisz?
-Kiedy w związkach jest jakiś zwrot, to zazwyczaj chłopaki kłamią.
-To nie tak. Zazwyczaj odkrywacie coś, co chcieli abyście o nich nie wiedziały i wtedy są kłótnie. Standard, gdy coś ukrywają, ale ja nie mam nic do ukrycia, więc nie mam powodu ciebie okłamywać.
-Dobrze, jeśli mówisz to szczerze.
-Z doświadczenia i własnych obserwacji. Więc, jak na razie, to szczerze.
-Na razie?  
-Miałem ciebie nie okłamywać.
-Prawda. Szymon, co tak naprawdę chcesz tutaj robić?
-Sprecyzuj pytanie, bo nie rozumiem?
-Co będzie z nami dalej?
-Zapytaj Jagody, powiedziałem jej to już dwa razy.
-Wiem. Ale chcę to usłyszeć od ciebie.
-Dobrze, więc tak. Kocham ciebie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wyjdę za ciebie pod warunkiem, że będziesz tego jeszcze chciała. A jeśli poprosisz mnie abym odszedł, to zrobię to.
-Nigdy.
-Nigdy, nie mów nigdy. Kiedyś powiedziałem, że nigdy nie zakocham się w żadnej dziewczynie i to była kwestia kilku lat. Nie wiesz przecież, co takiego przyniesie przyszłość.
-To prawda. Pomożesz mi wybrać sukienkę?
-Załóż tą, co miałaś u Joasi tylko zrób coś z tą kokardą, która jest z tyłu, a do tego załóż tą falbaniastą koszulę, włosy rozpuść i grzywkę zawiń tak, jak ostatnio. Będzie idealnie.
-Pewien jesteś?
-Tak. Mnie będzie się bardzo, ale to bardzo podobać.
-Szymon, mam prośbę?
-Słucham ciebie kotku.
-Założysz tą zieloną marynarkę, którą miałeś tutaj, gdy przyszedłeś do mnie po raz pierwszy na kolację?
-Tą, którą odwiozłem na drugi dzień?
-Tak.
-Przecież to marynarka twojego taty?
-Za mała na niego i wisi tutaj, u mnie w szafie.
-Jeśli zrobisz tak, jak ja chcę, to ja zrobię tak, jak ty chcesz, dobrze?
-Dobrze.- Zrobiła o co prosiłem i powiem szczerze, iż się nie myliłem. Jagoda stwierdziła, że znów były na zakupach, co uświadczyło Agatę w tym, że to był bardzo dobry pomysł. Pojechaliśmy do Piotrka, Karoliny i Natalii.
-Dzień dobry kochani, dawno was nie widziałam?
-Ale w końcu jesteśmy. Witamy ciebie Natalio.
-Dobrze, że jesteś.
-A miało mnie nie być. Bo mi nie powiedziały, że jest jakaś impreza!- Wykrzyczałem to w kierunku Agaty.  
-Na szczęście jest jeszcze jakiś upór, aby tutaj przyjeżdżać.
-Nie. Tylko potrzebna była mi wkładka do legitymacji, a ojciec chyba nie miał jeszcze czasu ich kupić i dostałem ją dopiero wczoraj. A właśnie. Jest już Paulina?
-Jest tutaj od godziny razem z Karolinką.
-Powiedz mi Szymon, co ty masz takiego w sobie, że każda rozmowa, kończy się tutaj na tobie.
-Narobiłem sobie kłopotów i wszyscy tu zaczynali mi kolejno pomagać i to pewnie dlatego.
-Jak to?
-Pierwsza sprawa jest dość dziwna z tankami. Tak naprawdę, to ja tylko nie chciałem brać kokainy i ją zdmuchnąłem z lusterka, a obronił mnie Tomek. To wy rozdmuchaliście tą sprawę do rangi mitu. Kogo nie poznam, to o tym wie i to pewnie był początek całego tego zamieszkania.
-Piotrek ciebie nie bronił?
-Nie. Piotrka poznałem, gdy pokłóciłem się z Agatą w klubie. A Karolina pomogła mi ją przeprosić.
-Paulinkę, jak poznałeś?
-Kiedy przyjechałem na kolację do Agaty. To ona była osobą, która otworzyła mi drzwi i stwierdziła, że gafa, bo byłem normalnie ubrany. A jeszcze nazwałem ją "Pani", ale się wściekła.
-Dlaczego?
-Ma muchy w nosie, kiedy się ją postarza.
-No coś ty?
-A jak mi groziła pani psycholożka.
-Studentka psychologii, jak można prosić.- Powiedziała Paulina schodząc do nas.
-Wow pięknie! Witam Karolino. Cześć Paulinko. I można prosić. A zobacz to.- Obróciłem Agatę wokół własnej osi.
-Kiedy byliście na zakupach beze mnie?
-Nie byliśmy.
-Kłamiesz.
-Nie kłamie, ty jej pomogłaś ją wybrać.
-Skoro tak mówisz.
-Szymon, to ona ją wybrała dla mnie.
-Wiem. Ty masz inny gust, a na zakupy chodziłaś ostatnio tylko z nią.
-Myślałeś, że często coś kupuję?
-Nie. Myślałem, że wymieniasz się z kimś, kto ma podobną figurę, jak ty.
-Nie wymieniamy się, odkupujemy od siebie. Ponieważ większość ciuchów różnie kosztuje i ciężko to poukładać klasami cen. Łatwo kogoś oszukać, bądź samemu zostać oszukanym. Firmowe rzeczy są drogie, a naszywki łatwo się podrabia. Dlatego będziemy robić wyprzedaż po znajomych.
-A ty Karolinko, co robisz z nadmiarem ciuszków i fatałaszków?
-Oddaję do sklepu, ja mam inne rzeczy niż one.
-Co to znaczy inne?
-Ja mam w kontrakcie, że chodzę w tym, co muszę, a później to wraca.
-Do tej galerii.
-Do domu mody. To taka reklama. Czasem mnie to denerwuje, bo czuję się, jak manekin.
-Karolinko na manekinach, to tak dobrze nie wygląda. Taką gwiazdę, to można by ubrać w cokolwiek, a i tak to będzie dobrze wyglądać.
-Dobra, to co robimy?
-Piotrek zaprowadź znajomych do salonu.- Poszliśmy i zeszło się jeszcze kilka par, a ja w dalszym ciągu nie widziałem tam jeszcze Pawła. Więc podszedłem do Karolinki zapytać, gdzie on jest.
-Powinien za chwilkę być, bo już czas.
-Dobrze, to poszukam Paulinkę.- Zobaczyłem ją, kiedy rozmawiała z Natalią.
-Przepraszam Natalio. Paulina można ciebie prosić na chwilkę? Poszliśmy na wejście, gdzie ustawiłem się tak, aby widzieć trzy okna przed wejściem.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Chcę abyś mnie pocałowała, a później zawaliła mi w twarz.
-Ale, po co mam to zrobić?  
-Zobaczysz, jak to zrobisz. I jeszcze jedno. Niech to wygląda, jakbyś nie chciała, dobrze?
-Spróbuję, ale gdzie chcesz to zrobić?
-Jeszcze nie wiem.- Zobaczyłem, jak jakieś światło odbiło się w oknach.
-Albo wiesz co? Zrobimy test, żebyś wiedziała, co zrobić.
-Dobrze, tutaj?
-Tak.- Pocałowała mnie.
-Nie, nie tak. Jeszcze raz.- I znów mnie cmoknęła.
-Nie. Znowu nie tak. Powtarzamy.- Zauważyłem, jak Paweł przechodził przed pierwszym oknem.
-Teraz ja ciebie pocałuję, a ty mnie odepchniesz i mi przylutujesz z liścia.- Plan był tak dobry i wyczucie czasu tak idealne, że pocałunek, był dokładnie w momencie, kiedy do domu wszedł Paweł. Paulina odepchnęła mnie i zawaliła mi w twarz, aż się obliznąłem. Paweł podbiegł, podniósł mnie za fraki do góry i zawalił mi w mordę. Paulina narobiła hałasu. Zbiegły się prawie wszystkie osoby, jakie tam były.
-Chodź Paulina, idziemy.- Powiedział Paweł i oboje poszli.
-Szymon krew tobie leci z nosa.- Powiedziała Agata.  
-Czuję, złamany.
-Szymon, przepraszam nie wiem, co mu odbiło, nie rozumiem....-Próbowała tłumaczyć brata Karolina.  
-Spokojnie Karolinko, ja rozumiem.- Przymrużyła oczy.  
-Czyli wiedziałeś.- Uspokoiła się.  
-Plan idealny.- Oznajmiłem jej.  
-Nienormalny jesteś.- Powiedziała Agata.
-Boże! Szymon, kto to zrobił?- Dopytywała się Natalia, gdy podeszła do mnie.
-To Paweł.- Odpowiedziała Agata.
-Papla.- Oznajmiłem.  
-Tak nie może być u mnie w domu. Gdzie on jest?!
-Poszedł gdzieś z Pauliną.- I wyszła z holu poszukać Pawła.  
-Karolina zatrzymaj mamę. Proszę! Wiesz, że to nie jego wina. Proszę!!
-Dobrze. Ale przesadziłeś.
-Rozwalił mi nos. To chyba logiczne, że przesadziłem.
-Co zrobiłeś?- Zapytała Agata.  
-Wroga publicznego numer jeden z siebie.
-Co to niby ma pomóc, mogę wiedzieć?
-I tak mnie nie lubi, teraz będzie miał chociaż powód.- Znów do holu weszła Natalia.
-Szymon, chodź do kuchni, opatrzę tobie ten nos. Agata i Karolina pozwólcie ze mną.- Kiedy już drzwi w kuchni się zamknęły, spojrzała na mnie.
-Wiem przesadziłem.- Stwierdziłem, by móc prowadzić tą rozmowę po swojej myśli.  
-Szymon, czyś ty na głowę upadł. Masz złamany nos. To nie jest śmieszne.  
-Trudno, zazdrość to ciekawy stan ducha. Sam nie weźmie i drugiemu nie da. A teraz Karolinko, odpowiesz mi na pytanie. Czy potrzebujesz jeszcze troszkę czasu?
-Obiecuję to tobie, ale ty mi obiecasz, że więcej tego nie zrobisz.
-Masz na to moje słowo, bo mój nos, może już tego nie wytrzymać.
-O co tak naprawdę poszło?- Dopytywała się Natalia.  
-Nie złość się na Pawła, a w sumie nie podejmuj żadnych interwencji w tej sprawie, proszę.
-Ale powiedz mi dlaczego?
-Stworzyłem tą sytuację świadomie. Zrobiłem coś, co chciałem, aby zobaczył.
-Mogę wiedzieć, co to takiego?
-Powiedzą tobie, więc lepiej żebyś była zdziwiona.
-O czym ty mówisz Szymonie, chcę wiedzieć.- Popatrzyła na mnie i podając mi jakieś gaziki z apteczki powiedziała.  
-Poczekaj, włóż te gaziki do nosa.
-Dobrze, dziękuję.- Włożyłem zwinięte gaziki sobie w nos i powiedziałem.  
- Usiądź i posłuchaj. Pocałowałem Paulinę, a ona zawaliła mi w twarz. On to zobaczył i mi poprawił.
-Paulina ciebie za to uderzyła?- Zdziwiła się Agata.  
-Tak.
-Dziwisz się?- Zaimplementowała Natalia.  
-Przecież powiedziałem, że nie.
-Nie pojmuję tutaj czegoś. Paulina ciebie uderzyła?- Znów dopytywała się Agata. Wciąż jednak nie wierząc w bieg wydarzeń.  
-Powiedziałem już przecież, że to była inscenizacja.
-Karolina idź po nich.
-Nie róbcie tego.
-Karolinko, prosiłam.- Upierała się Natalia.  
-Nie rób tego. Próbowałem odwlec czas ich zejścia.  
-Muszę to zrobić.- I Karolina poszła.
-I tak niczego nie ustalicie, to moja wina!- Byłem zły, że nie słucha.  
-Posłuchaj Szymon, to mój dom i nic, co tutaj się dzieje, nie ujdzie mojej uwadze. Niech się wytłumaczą.
-Ale to naprawdę jest moja wina!
-Masz rozkwaszony nos, niech to wytłumaczą.
-Ale już tobie to powiedziałem.
-Tak. Tylko, że ja nie mogę dopuścić do tego, aby mój syn robił coś takiego. Takie rzeczy rozwiązuje się inaczej, nie w taki sposób.- Zeszli oboje. Natalia Zapytała.  
-Słucham, co macie do powiedzenia?
-Pocałował mnie i odwinęłam mu się.
-Ty uderzyłaś Szymona?- Znów nie wierząc zapytała Agata.  
-Tak. Należało mu się, to dostał.
-A ty, co masz do powiedzenia?
-Zobaczyłem, jak ją całuje i mnie poniosło.
-Ale Paweł, nie tak. Przecież to gość, a goście w tym domu są nietykalni, rozumiesz?
-Tak, rozumiem. To nawet nie moja dziewczyna. Nie powinienem był ciebie uderzyć, przepraszam.
-Zależy tobie na niej?
-Tak.  
-To wybaczam tobie. To całkowicie moja wina i nikogo innego. A jeśli tobie na niej zależy, to dbaj o nią i obiecuję tobie, że więcej tego nie zrobię.
-Dobrze, idźcie do gości, a ty Szymon zostań.
-Ja też mogę zostać?- Zapytała Agata.
-Tak.- Wszyscy poszli do gości, a Natalia rozpoczęła dochodzenie.
-Powiedz mi Agatko, dlaczego nie jesteś zła na niego za to, że pocałował Paulinkę?
-Jesteśmy przyjaciółkami.
-Gdyby moja przyjaciółka zrobiła coś takiego, to bym jej głowę urwała, a ty nawet żeś się nie zezłościła?
-Pozwoliłam im na to.
-Słucham?
-Nie wiedziałam, co on chce zrobić.
-Czy ty przypadkiem nie spałeś z Pauliną?
-Nie. Jeśli chodzi tobie o seks, to nie. Robiliśmy różne dziwne rzeczy, ale jeśli chodzi o seks, to nic takiego nie miało miejsca.
-A ty Agatko?
-Tak, ale to było przedtem.
-A teraz?
-Nie.
-Dobrze.
-Po co to zrobiłeś? Ale prawdę, chcę usłyszeć prawdę!- Dopytywała się Natalia.  
-Dobrze. Nie potrafili ze sobą się zgrać, nic ich nie łączy, a teraz mają na jakiś czas coś, o czym ze sobą mogą porozmawiać i może coś do nich dotrze.
-Zaraz. Wziąłeś w twarz, po to tylko, aby im się udało?
-Chyba tak.
-Jak to chyba?
-Tak. Powiedziałem, że im pomogę. Karolina miała mi pomóc, ale nie zdążyła mi powiedzieć tego.
-Nie rób tego więcej. Oznajmiła mi Natalia.  
-Masz jeszcze jednego syna bez dziewczyny.
-Piotrek nie da się wrobić w żadną.
-Założymy się o to?
-O co gramy?- Zaciekawiła się moim zainteresowaniem, by z nią zagrać.  
-Dla zasady.
-Nie rozumiem.
-O nic, dla zasady. Aby tobie udowodnić, że to możliwe.
-Dobrze.
-Ale musisz mi coś obiecać. Próbowałem coś ugrać mimo tego, że to tylko dla mojej pewności.  
-Co takiego?- Zaciekawiła się.  
-W razie czego, zapłacisz za jeszcze jedną osobę na kursie?
-Dobrze, zgadzam się.  
-Zaraz, ty masz już kogoś na myśli?- Rzuciła się Agata.  
-Mam, ty nie jedziesz, więc zabiorę ze sobą te małą pchełkę i zrobię z nich parę. Ten plan miałem już dużo prędzej.
-Jak to?
-Zapytałem ją czy chce jechać, a ona powiedziała mi, że tak, ale nie ma pieniędzy, więc zapłaci za nią, Dorota albo Marcin ze swoich, lub jeśli oni tego nie zrobią, to Natalia. Znów plan idealny i zabezpieczony.
-Jak to jest, że tobie wszystko się udaje?
-To dzięki wam. To dlatego, że zawsze mi pomagacie. To po prostu wasza zasługa.
-Dlaczego ja go nadal lubię Agatko, możesz mi to powiedzieć?
-Nie ty jedna Natalio, nie... ty jedna.
-Dużo ma takich pomysłów?
-Tak, nawet bardzo. A ile ma pomysłów w klubie, to jak tam grają, to wszystko on. Nawet imprezy okolicznościowe im poustawiał.
-Więc to on jest tym chłopakiem, o którym się tyle słyszy?
-Tak.
-Znam go i nawet o tym nie wiem?
-Tak.
-Miałam próbkę tego, co on robi? Nikt mi nie uwierzy.
-Bo nikt się nie dowie.- Ukróciła te knowania Agata.  
-Natalio, jeśli nie chcesz narobić mi problemów, to proszę, nie rób tego. Proszę! Popsujesz szczęście swojego syna.- Broniłem swojej autonomii.  
-Przekonałeś mnie. A nieczęsto można mnie do czegoś zmusić.
-Natalio, do niczego ciebie nie zmuszam. Ja tylko stwierdzam fakt oczywisty, co się stanie, gdy to się wyda.
-On ma rację, pomyśl chwilkę?- Zauważyła Agata.  
-Ta cała mistyfikacja była dla nich?- Jeszcze w to nie potrafiła uwierzyć mi Natalia.  
-Właśnie.
-Ale po co?- Zapytała, wciąż jeszcze nie rozumiejąc mojego toku rozumowania.  
-Nie umieli się dogadać, ale może, to pozwoli im przezwyciężyć ten stan.
-I musiałeś dać sobie rozkwasić nos?
-A jakoś tak mi przyszło do głowy.
-Zabijesz się kiedyś wariacie.  
-Może kiedyś. Jak na razie, to nie mam zamiaru.
-Dobrze idziemy do gości.
-Moment, wyjmij te gaziki z nosa.- Wyciągając zajęczałem.  
-Aua! I jak?- Zapytałem, kiedy już wyciągnąłem zakrwawione gaziki z nosa.
-Umyj twarz i przyjdź do nas?
-Dobrze.- Głupie to było z mojej strony. Ale u nich, to wszystko było takie proste i nieskomplikowane dla mnie, że zawsze się udawało. Nawet wtedy, gdy mi ktoś pokrzyżował plany. Dołączyliśmy do reszty ludzi w salonie. Każdy tutaj wiedział już, co się zdarzyło i powinien mieć choć troszkę współczucia dla mojego nosa. Ale tak prawdę powiedziawszy, to jakoś nie interesowało mnie, co oni wszyscy myślą. Gdy nagle usłyszałem za sobą głos.
-Widzę, że ty, to chyba lubisz ten sport.- Odwróciłem się i….  
-Cześć Tomek.
-Cześć. Widziałem tą akcje. Coś ty sobie myślał, że możesz sobie całować kogo chcesz?
-Marty bym nie pocałował.
-A co, brzydka?
-Ładna i ma dobrą pracę.
-Przedrzeźniasz mnie.
-Może troszkę. Chciałeś porozmawiać, więc chodźmy.- Udaliśmy się do pokoju Piotrka i zaczęły się pytania.
-Ta data w papierach, to prawda?
-Tak. Mam jeszcze 16 lat.
-Naprawdę rodzice tobie to podpisali?
-Tak.
-powiedziałeś im, co to takiego jest?
-Nie.
-Jak to zrobiłeś?
-Miałem jeszcze uwagę do podpisania i podpisali mi wszystko. Mama powiedziała, że podpisze, jak zobaczy podpis ojca. A on powiedział, że kiedy matka się zgodzi. I powiedziałem, iż się zgodziła. Uwagę załatwiłem naklejkami pod dokumentem i podpisali mi to dwukrotnie.
-Niezły przekręt jesteś.- Dziwił się Tomasz.  
-Nie przekręt, tylko trzeba być uczciwym oszustem.
-Dobre. A właśnie, Marta mi powiedziała, że Agata nie wie ile masz lat.
-Już wie.
-Jak to?
-Jak zapyta, to jej potwierdź i jakby co, to wiedziałeś prędzej.
-W co ty grasz?
-W nic. Ja naprawdę ją kocham i mam zamiar z nią być.
-Ty mówisz poważnie, prawda?
-Tak. A jak tam między wami?
-Szymon, to jest tak, że ona naprawdę jest cudowna i wspaniała, ale nie wiem czasem, o co chodzi. Robi się taka chłodna i naburmuszona, nie pojmuję tego.
-Pomóc wam?
-Po tej twojej ostatniej pomocy, o mało nie zahaczyłem jakiegoś niewinnego gościa, bo się oglądała za nim.
-Będziesz zły, ale to ja jej poradziłem, bo powiedziała, że oglądasz się za każdą fajną laską. Próbowałem ciebie tłumaczyć, ale to nic nie dało. Więc powiedziałem jej, aby robiła to samo.
-I pomogło. Powiedz mi tak szczerze, co masz z tego, że wszyscy będą mieli swoje dziewczyny?
-Więcej dziewczyn, lepsza zabawa. A poza tym, to nie tylko dziewczyny.
-A kto jeszcze?
-Dla przyjaciółek chłopaki, jak da się połączyć jedno z drugim to ok, jak nie, to kogoś nowego.
-Kto tobie jeszcze został?
-Piotrek i Mariola.
-A gdzie ona jest?
-W domu, albo gdzieś na imprezie lub koncercie.
-Pojechać po nią?
-Nie wiem czy jest w domu.
-Ona nie poruszała się przypadkiem z Marcinem i Dagmarą?
-Czasem tak, a co?
-Widziałem Marcina na dole.
-Był z Dagmarą?
-Jej nie widziałem.
-To z kim jest? Sam nie przyszedł przecież.
-Nie wiem, bo nie widziałem go z nikim.
-Chodźmy na dół, zobaczymy kto tutaj jest.- Poszliśmy do salonu na dole, gdzie odbywało się całe zamieszanie. Dość szybko namierzyłem Marcina i jak zwykle miał dostać w papę od jakiejś dziewczyny, której nadepnął na odcisk, w przenośni rzecz jasna.
-Przepraszam szanowną panią, ale my dalej zajmiemy się edukacją tego osobnika, dobrze?- Zdziwiła się, po czym uśmiechnęła do Tomasza.  
-Ej, chłopaki ja żartowałem, naprawdę. Gdzie mnie ciągniecie.- Wpadliśmy po drodze na Natalie.
-Szymon! Miałeś nie robić tutaj więcej zamieszania.
-Chodź z nami Natalio, zobaczysz o co chodzi.- Udaliśmy się do gabinetu.
-Co się tutaj dzieje?- Zapytała.  
-Chwileczkę.- Zwróciłem się do Natalii, po czym przywitałem się z Marcinem.  
-Cześć Marcin.
-Po co to zrobiłeś? Już miałem....
-Dostać w twarz, zauważyłem. Gdzie Dagmara?
-Nie ma jej ze mną, musiała iść do pracy.
-To z kim się tutaj pokazałeś?
-Z Mariolką. Ale była zdziwiona, że pocałowałeś Paulinę, a jej nie chciałeś, nawet wtedy, kiedy ciebie o to prosiła.
-Bo co do niej, jest inny plan.
-Jaki?
-Troszkę bardziej skomplikowany, podobno?
-Tego nie powiedziałam.- Stwierdziła Natalia.
-Powiedziałaś, że się nie uda, więc sprawdzę na miejscu.- Pukanie do drzwi gabinetu.
-Szymon, zobacz kogo spotkałam tutaj.
-Cześć pchełko.
-Cześć Szymon, widziałam ciebie.
-No, ciężko było mnie nie zauważyć. Ale wiesz? Dobrze, że jesteś, bo chcę tobie kogoś przedstawić i poznaj wszystkich którzy tutaj są. To jest Natalia, Mariolu.
-Dzień dobry Pani. Ma Pani piękny dom.
-Dziękuję Mariolu, miło mi ciebie poznać i proszę bez tej pani.
-Dobrze.
-To Tomek, chłopak Marty kierowniczki z klubu.
-Cześć Tomek.
-Witam.
-I przedstawię tobie jeszcze dwie osoby, a może nawet trzy, ale jedna będzie szczególnie do zapamiętania, bo będzie na kursie razem z nami.
-Kto to?
-Momencik, muszę jeszcze zagadnąć twojego kolegę. Jak poszła rozmowa z mamą?
-Co tak patrzysz na mnie? A! O tą rozmowę chodzi! Przeszło bez strat własnych.
-I bardzo pięknie, jak widać. Mogę tobie powiedzieć już z całą pewnością, że zarezerwowałem tobie miejsce na kursie, co by się nie stało.
-Jak to robisz, że wszystko się tobie udaje?- Dziwiła się Mariola.  
-Nie wiem, ale kiedyś wyczerpie ten limit szczęścia i ciekawe, co potem.
-To raczej ciebie nie czeka.- Uśmiechnęła się.  
-Dziękuję Natalio, ale ja wolę być sceptyczny, co do tego, jak może wyglądać przyszłość. Dobrze chodźmy, poznasz jeszcze kilka osób.
-Ej, a ja?- Zbulwersowała się Agata.  
-Panna pozwoli z nami, jak ma być zazdrosna. A w sumie, to dzisiaj poleciałem, jak nigdy. Dobra, idziemy.- Wyszedłem z pokoju z Mariolą i Agatą pod ramię i poszliśmy szukać Piotrka, Pawła i Karoliny. Pierwsza była Paulina z Pawłem.
-To jest Paweł. Pawle to Mariola.
-Witam.
-Cześć. To twój chłopak Paulina?
-Tak.
-Myślałam, że ty nie masz chłopaka.
-Dobrze myślałaś, bo nie miałam.
-Widziałeś gdzieś brata?
-Jest przy barze, jak zwykle zresztą.
-Trzeba zmienić to zwykle. No dobrze, to idziemy do baru.- Kiedy doszliśmy, Piotrek siedział przy barze i pił mleko od wściekłej krowy.
-No, co tam Piotrek u ciebie?- Zarzuciłem temat.  
-Cały czas to samo. Napijecie się ze mną?
-Tak. Ale najpierw chcę, abyś poznał moją przyjaciółkę, Mariolę. Mariola to Piotrek i na odwrót Piotrusiu.
-Lubicie mleko od wściekłej krowy?
-Co?
-Będzie wam smakowało dziewczyny.- Oznajmiłem im.  
-Zaufam tobie i spróbuję.
-Dobrze, to ja pójdę zamówić.
-Poczekaj, zaraz sam podejdzie.
-Nie. Ja pójdę do niego na tamtą stronę.- Poszedłem do barmana.
-Cześć. Mam prośbę do ciebie. Widzisz tą dziewczynę z Piotrkiem?
-Tak.
-To podaj nam ten drink, który pije Piotrek w taki sposób, aby ona miała alkohol, a on już nie.
-Załapie. Siedzi i pije już od godziny.
-Więc zrób tak. Wymieszaj koktajl bez alkoholu i jemu podaj go z niewielką ilością wina na wierzchu, a reszcie podaj normalny, zgoda.
-Jemu dać tylko wino na wierzch i nie mieszać?
-Tak.
-Dobra. I jakby coś, to ja tak kazałem.
-Ty, to znaczy się...?
-Jestem Szymon.
-Zaraz ty....
-Tak to ja. Możesz?
-Jasne, za dwie minutki będzie.
-Dzięki.
-Zaraz wam podam.- Poszedłem do dziewczyn i Piotrka, który był już na inwazji mocy.
-Za chwilkę przyniesie.
-Będziesz pił ze mną, tak jak ostatnio?
-Nie. Ale mam pomysł. Napij się z Mariolą, ona jest naprawdę fajną dziewczyną.
-Dziewczyny zrzędzą, żeby nie pić.
-Ona jest inna. Wiesz co? Upewnię się, żeby nie było.
-Pilnuj go Agatko chwilkę. Mariola, mogę ciebie prosić na bok, tak na małą chwileczkę.
-O co chodzi?- Zapytała, gdy już się oddaliśmy.
-Lubisz imprezy, prawda?
-Głupie pytanie.
-Piotrek ma problemy prywatne, nie pytaj. Dotrzymasz mu towarzystwa dzisiaj. Nie będziesz zakazywać mu pić i postarasz się, aby odszedł od baru.
-Niby, jak mam to zrobić?
-W tym, co on dostanie, prawie nie będzie alkoholu, tylko sam drink i troszkę wina na wierzchu. A jakbyś mogła, to wyciągnij go na parkiet, albo nie wiem....
-Czy ty przypadkiem nie próbujesz mnie z nim....
-Tak. Bo według mnie do siebie pasujecie, a jemu potrzebna jest jakaś dobra duszyczka i tą duszą dla niego, moja kochana przyjaciółko, będziesz właśnie ty.
-Mam nadzieję, że się nie mylisz.
-A pomyliłem się co do Marcina i Dagmary?
-Nie. A kiedyś się pomyliłeś?
-Mam nadzieję, że co do Pauliny i Pawła.
-Nie chcesz, aby byli razem z sobą?
-Chcę. Znaczy oni chcą. Tylko, że według mnie, to  oni w ogóle do siebie nie pasują i dlatego mam nadzieję, iż się mylę, a oni mają rację.
-Zajmę się nim, zaufam tobie.
-Ale, to twoja wola Mariolka. Jeśli uda się tobie go wyciągnąć z tego picia, to zobaczysz, że warto było.
-To samo powiedziałeś Dagmarze.
-I co, pomyliłem się?  
-Z tego, co widzę, to nie. A nawet czasem sama żałuję, że to nie ja.
-Widzisz? To bierz się do roboty.
-Ale dajesz jakąś gwarancję?
-Zazwyczaj nie, ale tobie jestem wstanie dać taką. A chcesz ją?
-Z ciekawości. Tak, chcę.
-Więc gwarancją będzie moje słowo, że zrobię jedną rzecz, jaką sobie zażyczysz. Jak to nie będzie tobie pasować, lub jeśli się popsuje między wami do końca kursu. Ale... musi do tego dojść, aby mogło się popsuć. Rozumiesz prawda?
-Niech cię szlag trafi. Zmuszasz mnie?
-Jeśli chcesz mieć gwarancję, to tak.
-A żebyś....
-Jak zdechnę tracisz gwarancję.
-A już myślałam, że to będzie prostsze.
-Zaraz. Ty miałaś już coś na myśli jeśli bym przegrał. Więc, to nie ty możesz to popsuć.
-Słyszałam to i owo.
-Zwłaszcza to owo, co?
-Jak się rozleci do końca kursu, to się ze mną prześpisz.
-Ale do dnia kursu, musi to trwać.
-Znów stawiasz następny warunek?
-Zabezpieczam się przed wtopą u Agaty.
-Zgoda. Gdyż coś czuję, że im dłużej z tobą pertraktuję, tym gorzej będzie dla mnie o tą gwarancję.
-Dobra decyzja gospodarcza.- Wróciliśmy do baru.
-O czym rozmawialiście?
-O Marcinie i Paulinie i innych tego rodzaju przypadkach.
-A o nas?
-Ona zapytała, to powiedziałem jej prawdę.
-A jaka jest prawda?
-Nad wyraz klarowna, jak dla mnie i dobrze zabezpieczona jeśli chodzi o nią.
-Złośliwiec!- Powiedziała Mariola przechodząc obok nas.
-Co taka zła?
-Powiem tobie za chwilkę, jak nie będzie przy nas tyle ludzi. Zagwarantowałem jej coś, własną osobą.
-Znaczy się jak....
-Spokojnie. Zgodziłem się na coś, ale ona musi coś zrobić. Tylko jeśli jej się nie uda, ... to to akurat, powiem tobie później. A teraz, to jak uważasz, czy im się uda? I czy może.... Najpierw zapytam ciebie o coś. Podoba się ona tobie? Łatwiej mi będzie wywnioskować, czy dobrze zrobiłem?
-Ładna, a nawet bardzo, jak nie jest ubrana w te ciuchy metalowe.
-I właśnie to chciałem wiedzieć.- Dobił do nas Tomek.
-I co tam słychać?
-Jak na razie dobrze idzie, a co?
-Ciekawość, coś ty znowu wymyślił.
-Was wszystkich wymyśliłem. Jak na razie się sprawdza.
-Jak to wymyśliłeś?
-Skąd masz dziewczynę?
-Jak to skąd? A, o tym mówisz, dzięki za to.
-Zaraz, on też?
-Nie będziesz jedyny.
-Agata, on tak wszystkich?
-Nawet mojego tatę i moją ciocię.
-Muszę iść do ubikacji.- Stwierdził Piotr.  
-Pójdę z tobą Piotrek. Przy pilnujcie miejsc.
-Co jest?- Zapytał się Piotr po drodze.
-Zajmij się tą małą pchełką. Mogę ciebie o to prosić?
-Dlaczego ja?
-Potrzebuje ona kogoś takiego, jak ty.
-Nie wygląda na kogoś takiego, co to by potrzebowała pomocy ode mnie.
-Złudzenie, dobrze gra. Ale możesz mi uwierzyć, że ona potrzebuje ciebie. Pomożesz mi?
-Zobaczę, co da się zrobić, ale nic nie obiecuję.
-Przecież nie powiedziałem, że masz ją pokochać. Masz tylko jej pomóc, ona naprawdę tego potrzebuje. A poza tym, tobie też się przyda z kimś porozmawiać, z kimś takim, jak ona. Mnie się przydało, to i tobie się przyda.
-Skoro tobie się przydało, to mnie pewnie też się przyda mieć się komu wygadać.
-Ona jest inna niż reszta ludzi tutaj. Zresztą, sam zobaczysz.
-Dzięki za pamięć Szymon. Zgoda. Skoro mówisz, że powinienem, to pomogę tobie z nią.
-Dzięki przyjacielu. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
-Nie ma sprawy. Dobra chodźmy z powrotem do baru i zobaczymy, co da się zrobić. Udaliśmy się z powrotem do baru, ale po drodze wpadliśmy na jakąś dziewczynę.
-Cześć Piotrek! Przedstawisz mnie swojemu koledze?
-Nie, spadaj. Mam ciebie dość i tych twoich gierek zazdrosnej o wszystko dziewki, jakbym nie mógł niczego zrobić bez ciebie.- Kiedy odeszliśmy, zapytałem.  
-Kto to jest?
-Albo w sumie, poznam ciebie z nią, ale uważaj.- Zawróciliśmy, by na powrót znaleźć się obok niej.  
-Żaneta, to jest Szymon. Szymon, Żaneta, a teraz wybacz nam, bo sobie idziemy. Na razie!- Ledwo podałem jej dłoń, a już musiałem odejść. Były ważniejsze sprawy niż Żaneta, na obecną chwilę.  
-Nadepnęła tobie chyba na ucho, co?- Powiedziałem do Piotra.  
-Raczej na jaja, ale mam ją gdzieś. Pamiętasz, jak powiedziałem, że dziewczyna może być piękna, ale jak jest pieprznięta, to nic jej nie pomoże?  
-Tak.- Odparłem ostrożnie.  
-To właśnie o niej. Koleżanka Karoliny. Ona raczej szuka psa, a nie chłopaka. Niech spada.- Dotarliśmy do baru.
-Dopilnuj, aby sobie pogadali, a ja muszę znaleźć Karolinę i czegoś się dowiedzieć.
-Coś się stało?- Pokazałem palcem na dziewczynę, o której mówił Piotrek i stwierdziłem.  
-Ta dziewczyna miała coś wspólnego z Piotrkiem, a ja nie wiem co.
-Dobrze idź, a ja pogadam z nimi.
-Tomek widziałeś gdzieś Karolinę?
-Szła do pokoju, a co?
-Muszę się czegoś dowiedzieć.
-Ok.- Poszedłem do pokoju Karoliny, ale w pokoju był ktoś inny, więc przeprosiłem i rozpocząłem poszukiwania na zasadzie chybił trafił. Kiedy wszedłem do następnego pokoju, zastałem Karolinę z chłopakiem w śmiesznych okularkach, które wyglądały, jak Lenonki. Dziwnie spokojny i opanowany nawet jak na mnie. Zaciekawił mnie swoją osobą, ale nie po to tam poszedłem. I znów powrócił główny temat do rozpatrzenia, była miłość Piotrka.
-Karolina z kim Piotrek był ostatnim razem, co to za Żaneta?
-A więc, poznałeś ją?
-Tak.
-To moja przyjaciółka, ale nie myślałam, że ona taka jest. Ładna, miła, a nawet opanowana w sytuacjach życiowych, lecz tego się po niej nie spodziewałam.  
-Skąd mogłaś wiedzieć. Poza tym, to on miał już okazję się przekonać na własnej skórze, co oznacza zła osoba dopuszczona do siebie. To dlatego pije, prawda?
-Najpewniej tak. Wpadł po uszy i próbował sobie z tym poradzić, ale mu nie szło. Orał sobie tą znajomością tylko psyche, męczył się długo, a na koniec zaczął pić.  
-Myślałem, że to ojczym.
-On w porównaniu z tą sprawą, to bzdurka. Ojciec rzadko jest, więc to tylko wymówka.
-Naprawdę była taka zła?
-Strasznie zazdrosna. Strasznie, to mało powiedziane. Wręcz obsesyjnie. Dlaczego pytasz o tą sprawę?
-Chcę połączyć Piotrka z Mariolką.
-Nie uda się tobie, on już ma dość dziewczyn, które się mu podsuwa. Później po Żanecie próbowałyśmy jeszcze ze trzy razy, lecz jakoś nie zaiskrzyło.- Uśmiechnąłem się, bo nagle wydało mi się to takie głębokie, w tym swoim znaczeniu. Piotrek był miłym chłopakiem i takim bardzo otwartym, a ona piękna i popularna z dobrym gustem do prowadzenia doradztwa. Wydała mi się osobą na poziomie i miłą. Więc nie rozumiałem, dlaczego była taką samolubną dziewką. No cóż. Trzeba mieć nadzieję, że Mariola go choć troszkę zainteresuje swoją osobą.  
-Się zobaczy.- Stwierdziłem.  
-Nie zrezygnujesz?
-Nie. Ponieważ ona jest normalna i pomoże mu być może, zapomnieć o tamtej sprawie. A poza tym, to oni już ze sobą piją przy barze.
-Jak to piją ze sobą?
-Ona pije ten jego drink, a on ma tylko koktajl z winem na wierzchu.
-Czyli nie będziesz robić dziś już zamieszania?
-Mój nos mówi, że już wystarczy.
-Jest spuchnięty z jednej strony.
-Złamany.
-Idź do lekarza.
-Z tym da się żyć Karolinko. A właśnie kto to jest?
-To jest Maksymilian, Szymon, poznajcie się.
-Dużo o tobie słyszałem.
-Karolina o mnie tobie mówiła?  
-Nawet nie wspomniała, że ciebie zna.
-To gdzie o mnie słyszałeś?
-Na imprezach. Często ktoś opowiada, co ostatnio wywinąłeś.
-No to macie o czym rozmawiać. A wy jesteście razem?
-Chciałbym.
-Jesteśmy przyjaciółmi.
-To może pomożesz troszkę Piotrkowi i zajmiesz się tą jego byłą zazdrosną wiedźmą.
-Szymon, nie rób tego.
-On jest znudzony, a ty masz mało czasu, więc troszkę to im pomoże. A i jemu się przyda, taka dziwna znajomość.
-No dobra, ale Maks, ona jest chorobliwie zazdrosna.
-Jakoś to przeżyję.
-Dobra to chodźmy.
-Szymon!
-No co, przecież się zgodził. A ją trzeba tylko uświadomić, że nie jest pępkiem wszechświata.
-Niby jak?
-Dobra rada, nie zakochuj się w niej, ale dopilnuj, aby ona widziała tylko ciebie.
-Niby jak mam to zrobić?
-Wymyśl coś, lepiej abym ja tobie nie wymyślał, bo to może się dziwnym echem odbić na tobie.
-Dobra, coś wymyślę.
-Podejdź, jak skończycie rozmawiać, jesteśmy przy barze.
-Już skończyliśmy, jak chcesz możesz iść.- Stwierdziła Karolina.  
-Znasz ją?
-Tak, to moja przyjaciółka, ale nie wiedziałam, że jest tak chorobliwie zazdrosna, więc uważaj na nią.
-Zazdrosna, ok.
-To jak, idziemy, czy rezygnujesz?  
-Idziemy.- I udaliśmy się do salonu, gdzie odbywało się całe zamieszanie. Szybko namierzyliśmy Żanetę i po chwili staliśmy już przy niej.
-Cześć, pamiętasz mnie?
-To ty szedłeś z Piotrkiem. Szymon, tak?
-Zgadza się. I chcę tobie przedstawić Maksymiliana. Maks to Żaneta.
-Cześć!
-Witam ciebie. Dlaczego taka ładna dziewczyna jest sama na imprezie.
-Może nie miała ochoty przyjść z nikim do tego domu.
-To może będzie miała ochotę wyjść z kimś z tego domu.
-Napijcie się czegoś, może wam coś przynieść?
-To, co wy pijecie przy barze.
-Przyniosę. Tobie też Maks?
-Dobrze, spróbuję.
-Ok, to dwa razy. Poszedłem do baru i zamówiłem dwa mleka od wściekłej krowy, w tym jedno takie, jak dla Piotrka. Zanim je dostałem podszedł do mnie Tomek.
-Wiesz, kto to jest?- Zapytał pokazując w stronę Maksymiliana i Żanety.  
-Jasne, to była Piotrka, Żaneta.- Odparłem, myśląc, że pyta o nią.  
-Nie. Nie dziewczyna, ten chłopak.- Zdziwiłem się.  
-Maks, przyjaciel Karoliny. A dlaczego pytasz?
-Naprzeciw nich siedzi dwóch gości i coś do niego mają.
-Pilnuj ich, bo ja zaraz do nich pójdę, ale najpierw zapytam Maksa, o co może im chodzić.
-Ale, uważaj na nich.
-Pana zamówienie, proszę. Poszedłem do Maksa i Żanety.
-Proszę. Spróbujcie, to naprawdę dobre.
-Fajne, troszkę przypomina ajerkoniak.
-Powiesz mi, dlaczego tamci goście przy barze, tak na ciebie spoglądają?- Odwrócił się.  
-Którzy?
-Ci dwaj, co są ubrani w sportowe garnitury.
-Jeden z nich to syn mojego byłego pracodawcy, a drugiego, nie widziałem nigdy.
-Czym się zajmujesz?
-Jestem programistą.
-Czym!? Przepraszam, kim?
-Wiem, co sobie myślisz, ale powinieneś wiedzieć już, co to jest komputer i wiele innych tego rodzaju rzeczy. Przyjedź do mnie któregoś dnia z Agatą i zabierzcie ze sobą Żanetę.
-Gdzie mieszkasz?
-Pod Zieloną Górą, Karolina wie gdzie.
-A tamci.
-Zabrałem kontrahenta z byłej pracy i teraz kombinują, jak go odzyskać. Już mi grozili w zeszłym miesiącu.
-Powiedz nam, kiedy będziesz wychodził, a najlepiej temu wysokiemu chłopakowi, który siedzi po przeciwnej stronie baru. To Tomek mój przyjaciel, to on zauważył tą sprawę, tylko nie zapomnij.
-Dobrze, możecie mieć rację.
-Uratował już mnie, to może i uratuje ciebie. Zasadniczo on lubi takie zadania.
-Dzięki.
-A tobie, jak się podoba Maks.
-Ciekawy chłopak, podobno ma swoją firmę. Mówił mi, co takiego robi, ale ja nie rozumiem.
-Ja też niewiele, nie przejmuj się.
-Skoro ty też nie rozumiesz, to chyba musi być to coś trudnego do zrozumienia.
-Coś nowego, ale może trafił, jak kulą w płot. Świat idzie do przodu. Może mieć rację, że dziś to jest coś, co jest nie do pomyślenia. A jutro, to będzie norma.
-Niby nie rozumiesz, a masz pojęcie o tym, co się mówi.
-Coś o tym słyszałem, ale to chyba nie jest moją dziedziną wiedzy, ja jestem bardziej matematyk niż fizyk.
-W komputerze, to system jest algorytmem matematycznym, a sam komputer działa na zasadzie fizyki. Masz zegarek kwarcowy. Kwarc w nim drga pod wpływem energii elektrycznej i w ten sposób odmierza czas. Komputer jest bardziej skomplikowany główną jednostką obliczeniową są półprzewodniki wykonane na płytce krzemu zwane tranzystorami i to właśnie tak działa w dużym przybliżeniu.
-Czyli piszesz skróty algorytmu, które pasują do kilku czynności i dopasowujesz je do danego programu.
-Poniekąd tak. Tylko, że ja robię całe programy, a ty mówisz w tej chwili o sterownikach wiążących komputer z programem.
-Ciekawe.
-A ty, co robisz?
-Uczę się.
-Co studiujesz?
-Jeszcze nic. Dobra, idę do Agaty, bo się pewnie niecierpliwi. Nie zapomnij powiedzieć Tomkowi, dobrze?
-Dobrze, jak będę wychodził.
-Jakbyś nie mógł go znaleźć to powiedz mi, ja go znajdę, ale nie wychodź, aż tobie nie powiemy, że można, zgoda?
-Zgoda.- Poszedłem do Agaty i Mariolki.
-Szymon, kto to jest?
-Była dziewczyna Piotrka i Kolega Karoliny, Maks. A jak oni?
-Poszli tańczyć, ale długo już ich nie ma.
-Idziemy?
-Zapraszasz mnie do tańca?
-Tak. To jak?
-Chodźmy.- I poszliśmy na salę obok, gdzie puszczali wolne kawałki. Tańczyliśmy tak około 40 minut, aż zjawił się tutaj Maks, razem z Żanetą.
-Wiecie co, my już chcemy wyjść, jak można.
-Poczekaj, znajdę Tomka.
-Już mu powiedziałem i kazał powiadomić ciebie.
-Dobrze, to narazie. Nie zatrzymuję was, cześć.
-Dzięki za wszystko.- l Dwóch jegomości wyszło za Maksem i Żanetą.
-Przepraszam was koledzy, lecz ja widzę, że szukacie dziś naprawdę jakiegoś stanu zapalnego?
-A co tobie do tego?  
-Ja wiem nawet, co i dlaczego. I powiem wam, że dziś, to najlepiej zrobicie, jak sobie odpuścicie.
-Niby dlaczego?
-Oni są tutaj gośćmi Natalii, a ona nie lubi, jak jej goście są napadani. Więc jakby wam to powiedzieć? Zostawcie chłopaka w spokoju.
-A kim ty jesteś, że próbujesz nas straszyć?
-Ja was nie straszę, tylko informuję.
-Dzięki za informację.- Podszedł do nas Tomek.
-Coś Szymon nie tak?
-Nie, wszystko w jak najlepszym nieporządku. Panowie popatrzyli na siebie i poszli usiąść do baru.
-Miałeś rację, co do nich.
-Tak myślałem, jak ich usłyszałem. Chcieli go postraszyć, bo coś im zabrał.
-Kontrahenta.
-Powiedział tobie?
-Tak. Z byłej pracy.
-Ten mniejszy, to syn właściciela. A drugiego to on nie zna, ale już mu grozili.
-Dobrze wiedzieć. Kim on jest?
-Mówi, że jest programistą.
-Zajmuje się komputerami?
-Dziwne.
-Troszkę tak. Ale, wygląda na porządnego gościa. To chyba dobrze, że mu pomagamy, co?
-Chyba tak.
-Mam nadzieję, że to nie będzie nic złego dla niego.
-Dlaczego tak myślisz?
-Czasem można zdenerwować kogoś, kogo nie powinno się nigdy spotkać.- I ja osobiście miałem do tego chyba jakieś predyspozycje genetyczne. Zawsze potrafiłem znaleźć się tam, gdzie mnie nie chcieli. A nawet gorzej, tam gdzie był ktoś zagrożony, to ja zawsze znajdowałem się przednim, zawsze. Poszedłem do Agaty i poszliśmy posiedzieć gdzieś w spokoju, bo akurat zrobił się nastrój.
-Ładnie tutaj mają.
-To prawda. Myślałem, że to hotel, jak tutaj przyjechałem na początku. Powiem tobie, iż już zaczynałem się martwić, jak za niego zapłacę.
-Żarty się ciebie trzymają?
-Poważnie. Pamiętasz dzień, kiedy się pokłóciliśmy w klubie?
-Tak.
-Rankiem obudziłem się w łóżku z baldachimem i byłem w szoku. Nie pamiętałem, co się stało i jak się tutaj znalazłem oraz, co zrobiłem w klubie. Dopiero Piotrek mi uświadomił, co ja tutaj robię. A także to, że to chata jego rodziców. To właśnie tego dnia poznałem Karolinę.
-Lubisz ją, prawda?
-Ma nieziemską urodę, bogowie pewnie jej zazdroszczą.
-Nie o to pytałam.
-Tak, a nawet bardzo ją lubię. Jest taka normalna i do tego wszystkiego nieskazitelnie pomocna, nie żąda niczego w zamian i jeszcze sama wchodzi w czyjeś problemy próbując je rozwiązać. Jak anioł stróż.
-A cha.
-Co jest?
-Nie, nic.
-Agata, czujesz się zagrożona? Bo nie rozumiem tego twojego dziwnego zachowania.
-Nie. Lubię Karolinę, ale rzadko jest w Polsce, więc ciężko jest się z nią spotkać.
-Ja jakoś nie mam takich problemów.
-I to jest zastanawiające, nie uważasz, że to dziwne?
-Powiedziałbym, że nie. Ale Piotrek powiedział mi, że miało jej nie być. Powiedziała, że przyjedzie dopiero wtedy, gdy powiedział jej, że będę. To jest dziwne, prawda?
-Mówiłam właśnie o tym.
-Poważnie? Nie zauważyłem.
-Zaraz ciebie kopnę, bo ty robisz to specjalnie, żeby mnie zdenerwować.
-Agatko, ty naprawdę czujesz się zagrożona, prawda?
-Tak. To chciałeś usłyszeć.
-Tak. A teraz chodź.- Poszliśmy na salę i znalazłem Karolinę i poprosiłem ją, aby poszła razem z nami do pokoju.
-Co się stało?
-Nic. Tylko Agata czuje się zagrożona twoją osobą.
-On ciebie kocha, rozumiesz to?
-Tak, ale bardzo lubi ciebie i uważa ciebie za swojego anioła stróża.
-To prawda?
-Tak.
-Dziękuję za to wyróżnienie i postaram się nie zawieźć twojego zaufania.
-Nie rozumiem tutaj czegoś. On mówi tobie, że uważa ciebie za anioła stróża, a ty nie chcesz zawieźć jego zaufania?! Pogięło was do reszty!!!
-Agata, ja lubię ciebie i chcę być twoją przyjaciółką, twoją i Pauliny.
-Zaraz, ty Karolinko masz.... Znaczy się, też jesteś..., a zresztą. Pocałujcie się na zgodę.- Obie spojrzały na mnie, jak na wariata.
-Poczekaj, one są takimi przyjaciółkami?
-A mogę nie odpowiadać na to pytanie?
-Owszem. Agata, odpowiesz mi na to pytanie?
-Tak. Paulina powinna tobie potwierdzić.
-A ty wiesz to od samego początku?
-No coś ty, dowiedziałem się przypadkiem. Tak, to pewnie jeszcze bym nie wiedział.
-Spałeś z nimi?
-W jednym łóżku, tak. Ale nie robiłem z nimi nie wiadomo czego.
-To znaczy?
-Czasem się kąpaliśmy, a czasem różne inne dziwne rzeczy. Dotykaliśmy się, ale poza tym, to zawsze robiliśmy coś nad wyraz ciekawego.
-Jesteś ciekawa, co nas łączy?
-To dziewczyna mojego brata, więc chyba raczej powinnam wiedzieć.
-Masz rację, powinnaś. Kochamy się..., jak rodzeństwo, jest dla mnie, jak siostra.
-A ty dla niej?
-Powinnaś jej zapytać, skąd niby ja miałbym to wiedzieć?
-Nie omieszkam zapytać. Wiesz co, dlaczego myślałeś, że jestem taka, jak one?
-Obracasz się w dziwnym dla mnie towarzystwie, więc nie wiem, co o nim myśleć i to pewnie dlatego. Poza tym, to chciałaś być ich przyjaciółką, a to, jak dotąd, znaczy, że... no wiesz przecież, prawda?
-Wiem, rozumiem ciebie.
-Kochana jesteś, wiesz?- Powiedziałem Karolinie
-Powinnam wiedzieć… o czymś?- Zapytała Agata przyglądając się tej sytuacji.
-Tak, powinnaś.
-O czym?
-Nie wiem.
-Jak to?- Zdziwiło ją to.  
-Zawsze jest coś o czym warto byłoby wiedzieć.
-Ale wymijająca odpowiedź, on tak zawsze?- Skomentowała naszą rozmowę Karolina.
-Zazwyczaj, jak nie ma zamiaru odpowiedzieć, to kręci.
-He, dobry wybieg. Pewnie często mu się udaje, prawda?
-Prawda. Zbyt często.- Odparła Agata z wlepionym wzrokiem we mnie.  
-Powiesz mi coś?
-Dobrze, odpowiem. Słucham o co chodzi?
-To prawda?
-O co pytasz?
-Przecież wiesz, co chcę wiedzieć?
-Zrobię tak, jak on. Zadaj to pytanie, jeśli chcesz poznać odpowiedź.- Spojrzała na mnie.
-Prawda. To na wypadek, jak miałbym odpowiedzieć na pytanie, na które nie powinienem udzielać odpowiedzi.
-Dobrze zapytam wprost, czy to prawda, że potrafi ciebie doprowadzić do tylu razy, że spływasz z nóg.
-Nie tylko mnie, jeśli chcesz wiedzieć.
-To znaczy?
-To fakt. Dlaczego pytasz? Myślisz, że kłamię.  
-Po prostu chciałam wiedzieć, ile w tym prawdy.
-Więc już wiesz.
-Dziewczyny, przestańcie, bo zaraz skoczycie sobie do oczu. A ja wtedy musiałbym się bardzo zdenerwować na was, ale to bardzo. Zazdrosna się robisz kochana o mnie i to zaborczo.- Skwitowałem swoją obserwację.  
-Zauważyłam, jeśli o to tobie chodzi.
-Nie o to, ale dobrze, jak będziecie mogły jeszcze razem rozmawiać ze sobą.
-Ja uważam siebie za koleżankę Agaty.
-A ona chciałaby, abyś była jej przyjaciółką, więc?
-Zgadzam się.
-To jako nowe przyjaciółki, powinnyście spędzić z sobą noc.
-Tak, na cmentarzu, to może, jak się zaczniemy bać, to nawet się przytulimy.
-Zgryźliwa jesteś, wiesz?
-Wiem.
-Spróbujcie to zrobić. Zróbcie to dla siebie. Nie dla mnie, dla siebie. Tak po prostu. Zgódźcie się, proszę?
-Ja się zgadzam.- Powiedziała Karolina.  
-To ja chyba też powinnam, co?- Zapytała Agata.  
-E, no.
-Dobrze odwieźcie mnie na pociąg i sobie wyjaśnijcie pewne sprawy, dobrze?
-Zgoda?
-Niech będzie.- Zawiozły mnie na stację na pociąg o 5:00 i nawet się nie pozabijały po drodze. Pożegnałem je obie i powiedziałem im, jak dumny jestem z ich przymierza, w końcu zostały przyjaciółkami, a co gorsze we czwórkę. A+K+P+M i zgadnij, co to za M?

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 12267 słów i 67460 znaków, zaktualizował 28 cze 2020.

Dodaj komentarz