Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 4. Piotrek i Karolina.

28 sierpień sobota  

Tydzień później nie byłem u Agaty, nie pamiętam z jakiego powodu. Choć, to musiało być coś ważnego, bo gdybym mógł, to byłbym tam już w piątek. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia więc, to musiało być coś, gdzie nie mogłem nie być. Nie z własnej woli, rzecz jasna. Idiotyczne jest to, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co to było.  

04 wrzesień  

Kiedy dobiłem tam tydzień później zrobiła się awantura. Stałem w drzwiach i nie wiedząc, co się dzieje, próbowałem się tłumaczyć.  
-Miałeś być tydzień temu. Dlaczego ciebie nie było?  
-Bywają takie sytuacje, że po prostu nie da się, nie być. Myślisz, że ja nie wolałbym być razem z tobą tutaj? Są sytuacje, których nie da się ominąć i nic się na nie, nie poradzi.  
-Nie dałeś znać!- Cóż za wyrzut. Pomyślałem.  
-A jak to miałem zrobić, gołębia miałem wysłać, czy telepatycznie?  
-Jak tak masz do tego podchodzić, to ja zrywam!- Oczy wyszły mi na wierzch. Dziewczyna dopiero co się ze mną przespała i już wyrzuca mnie ze swego życia? Nic z tego. Tak, to nie będzie.  
-A dałaś mi numer telefonu? choćby jakikolwiek kontakt mi zostawiłaś?- Najlepszą obroną jest atak. No, może nie w każdej sytuacji, ale..., co mam do stracenia. Nie oddam przecież kawałka swojego serca bez walki.  
-Nie zostawiłam tobie, żadnego kontaktu? Masz rację, nie mam prawa być na ciebie zła. To jest nieuczciwe wobec ciebie, bo to troszkę też moja wina. Przepraszam, że się na ciebie złoszczę. Pójdziemy dziś do klubu, co?  
-Dobrze. A kto będzie na miejscu? Bo widzę, że tobie zależy, więc pójdziemy sobie, ale najpierw, to ja chcę wiedzieć, co to za fanaberie z tym zeszłym weekendem.  
-Zwykłe nieporozumienie i tyle.- Miała dziwną minę, gdy odpowiadała mi na to pytanie. Nie umiałem jeszcze wtedy sklasyfikować jej humorków.  
-Na którą mamy tam być?- Zapytałem z ciekawości.  
-Gdzieś tak na 21:00.- Czyli mieliśmy jeszcze czas. Więc dlaczego ona ustawiała już teraz to wyjście, jeśli spokojnie miała tyle czasu na to, by przekonać mnie do tego, że nie ma tutaj nic do roboty i najlepiej będzie nam iść właśnie tam.  
-Porozmawiajmy troszkę, bo widzę, że to jest coś ważnego. Tak więc, co to jest?- Zapytałem po wejściu.  
-Nie, nic takiego.- Odparła na spokojnie, będąc dziwnie opanowana.  
-Na pewno?- Zapytałem jeszcze raz dla świętego spokoju.  
-Na pewno.  
-Skoro tak mówisz, to zapominamy o sprawie. Co będziemy tam robić?  
-Zobaczysz.  
-Był Tomek tydzień temu?  
-Był. Dlaczego pytasz?  
-Z ciekawości. Jak się żegnaliśmy ostatnim razem, pytał kiedy będę, więc może coś chciał.  
-Był w klubie u Marty. Powiedział, że dobrze się bawił z tobą, wiec szkoda, że ciebie nie ma.  
-Mam pomysł, jak się możesz ze mną skontaktować, jakby coś się stało. Masz tutaj numer i tak. U mnie w domu, rodzice nie chcą telefonu, wiec to telefon do sąsiadów. Jak zadzwonisz, to musisz poprosić Szymona spod  30-stki. Już poinformowałem sąsiadkę, że ktoś może czasem do mnie dzwonić w ważnej sprawie. Agatko, ale ważnej rozumiesz, prawda?  
-Dziwne to jest. Dlaczego twoi rodzice nie chcą telefonu?  
-Nie wnikałem w takie sprawy, więc to różnie bywa. Może mama nie chce następnego bezsensownego rachunku, a może boją się, że któryś z nas odwali taki numer, jak kuzyn. Nie wiem.  
-Zaraz, masz brata?- Zdziwiła się.  
-Dwóch braci i siostrę.  
-Jesteś najstarszy?- Zapytała normalnie, jak gdyby to było coś dziwnego.  
-Z bliźniaków, tak.- Odparłem.  
-Masz brata bliźniaka?- Wpadła w szok. Nie, żeby ją to zamurowało.  
-Mam.  
-Przyjedź z nim kiedyś, co?  
-Kiedyś, jak najbardziej.  
-Obiecaj, proszę ciebie. Obiecaj mi, że go przywieziesz.- Ciekawe tylko po kiego.- Pomyślałem.  
-Pewna tego jesteś?  
-Tak!- Czyli ma jakiś plan. Uznałem to, za normalne.  
-Obiecuję tobie. Ale to ja stwierdzę kiedy, zgoda?  
-Zgoda.- Powiedziała dziwnie ostrożnie, będąc nakręcona.  
-Dobrze. Więc do klubu idziemy za godzinę. A teraz, to chodź na chwilkę do mnie, bo ja też się za tobą stęskniłem.- Pocałowałem ją, a ona uśmiechając się, powiedziała.  
-Chodźmy do mojego pokoju.  
-Co tam będziemy robić?  
-Zobaczysz, jak dotrzemy na miejsce. Mam nową zabawkę w pokoju.- To kawałek zabaw z huśtawką, opis sobie daruję z oczywistych pobudek, tych prywatnych. Trafiliśmy wreszcie do klubu spóźnieni, jak nigdy. Było dobrze po 21:00.  
-Cześć, Marta.  
-O jesteś! A tydzień temu, tak na ciebie czekali.  
-Kto?  
-Wszyscy. Mecenas W. opowiedział im o grze, a ja dodałam ten kawałek z tankami i Tomek to potwierdził. Tydzień temu dostałeś kartę klubowicza, płatną przez wszystkich.  
-Kto to mecenas W.?  
-Dostałeś jego wizytówkę, gdy wychodziliście. Pamiętasz?  
-A no tak. To ten gość, co wszedł do gry w dobrym stylu, a później zapłacił nasz rachunek. Zgadza się?  
-Dokładnie.  
-Grają dzisiaj w ruletkę?- Zapytałem.  
-Tak, ale brak miejsca przy stole.  
-Na co grają ?  
-Dzisiaj na pieniądze. Ale jak skończą, to będą grali na alkohol.  
-Ile za żeton.  
-Najniższy za 100 000 zł, największy nominał to 1000 000 zł.  
-Gdzie dostanę żeton?  
-U krupiera. Jest przy stole, to on kręci kołem.- Mimo, że nie było łatwo dopchać się, postawiłem 100 000 zł na nr 33 jaki miałem w dzienniku i odszedłem. Za plecami usłyszałem: nr 33 czarny kolor wygrywa. Obróciłem się. Część ludzi spojrzała na mnie.  
-Cześć!  
-Cześć! Ty jesteś Szymon, tak?- Zapytał ktoś z będących tam ludzi.  
-Tak, to ja. Ale, dlaczego pytacie?  
-Mecenas W. powiedział, że dobrze się z tobą bawił, ktoś inny dodał, że to ty zadarłeś z tankami i zdmuchnąłeś im towar z lusterka. Tomek potwierdził, że to widział i uznali, że należy się tobie nagroda. A, że nikt nie wie, gdzie mieszkasz, to dano tobie tą bezpłatną kartę klubu, bo podpisało się 10 osób i wzięli to na siebie i to tyle.  
-Dziękuję! Ale dlaczego ja? W sumie nieistotne, bo skoro jestem tutaj, to dobrze. Więc, ile wygrałem?  
-Stawka 1:35, postawił pan tylko 100 000 zł, więc.    3 500 000 zł dla pana.  
-Nieźle, jak na początek, co?  
-Marta, gdzie jest Agata?  
-Na sali głównej.- Kiedy doszedłem do sali głównej, Agata siedziała z jakimś facetem. Gdy podszedłem do nich, jegomość pożegnał się i odszedł.  
-Kto to był?- Zapytałem spokojnie Agatę.  
-Nikt.  
-Nie rozumiem. Rozmawiasz z kimś od dłuższej chwili i twierdzisz, że to nikt?  
-Nikt istotny dla ciebie.  
-A cha. Więc..., chyba jest to ktoś ważny dla ciebie. Więc może go znajdę, co?- Zdenerwowałem się.  
-Szymon, proszę ciebie. Nie tutaj. Proszę.  
-Więc, dowiem się, kto to?  
-Powiem tobie prawdę, ale obiecasz mi, że nie zrobisz awantury.  
-Obiecuję to tobie.  
-To ktoś, z kim się bawiłam w zeszłym tygodniu.  
-Tylko tyle. I po to, ta cała konspiracja?  
-Nie, jest jeszcze coś. Napiłam się i zdradziłam ciebie. To nie jest jego wina, tylko moja.  
-Przesadziłaś, a ja tobie ufałem, wierzyłem tobie! Idę do baru i raczej stamtąd nie wrócę dzisiejszego wieczoru.- Poszedłem do baru i usiadłem, nie mając zamiaru powrócić do Agaty już tego dnia. Wypiłem coś i zmieniłem zdanie. Poszedłem, aby z nią porozmawiać. Nie zastałem jej przy stoliku, gdzie z nią rozmawiałem, więc udałem się do sali gier, w której czekała na mnie wygrana. Kiedy wszedłem do sali, zobaczyłem Agatę grającą w ruletkę z tym samym nieznajomym mi chłopakiem. Podszedłem do krupiera i poprosiłem o wypłatę. Dostałem siedem żetonów po 500 000 zł. Obstawiłem tym razem inaczej. Agata obstawiła czarne 500 000 zł ja natomiast, aby zrobić jej po złości, postawiłem na czerwone całe 3 500 000 zł. Pech chciał, że wygrałem, jak każdą potyczkę ze śmiercią, jak do tej pory.  
-Robisz to specjalnie, czy tylko złośliwie, co?- Zapytała z sarkazmem w głosie.  
-Do mnie, to nie przyszłaś, a do niego, to poleciałaś.  
-Naprawdę tak myślisz?  
-Tak.  
-Jak tutaj przyszłam, to on tutaj był, a ciebie nie było. To co miałam robić?  
-Pewnie.  
-Naprawdę tak myślisz, co?  
-Idę dalej pić do baru. Przyjdź, jak on się tobie znudzi.  
-Czasem ciebie nienawidzę.- Pokazałem na Agatę i powiedziałem do krupiera.  
-Wygrana dla tej pani!- A potem poczłapałem z powrotem do baru pić. Gdy usadowiłem się na miejscu, przysiadł się człowiek, dość dziwnie ubrany, jak jakiś menel. Podarte spodnie, rozciągnięty sweter i w tenisówkach z gwiazdą na kostce, a do tego ta szopa na głowie. Wyglądał troszkę, jak slesh z guns end roses.  
-Niech mnie trafi szlak.- Wybełkotał.  
-Za to wypiję.- Odparłem. Spojrzał na mnie.  
-To dobrze. Barman, dwa mleka proszę.- A ja już myślałem, że przyjdzie mi pić samemu. Dwa mleka? Dotarło do mnie wreszcie, to co powiedział. A co to ja niemowlak jestem? Pomyślałem sobie. Ale szybko zrozumiałem, że to drink, mleko od wściekłej krowy. Żółtko, mleko zagęszczone, rum, cytryna i miód i jakieś wino, ciekawy smak. (Jak dla was dziewczyny, polecam. Trochę, jak ajerkoniak.)  
-Nie jesteś tutaj jedyny, co ma chęć nie wyjść o własnych siłach.- Stwierdził.  
-Domyśliłem się.  
-Rodzice, czy dziewczyna?  
-Ta druga opcja i to troszkę skomplikowane.  
-Nigdy nie jest proste.  
-To prawda.  
-A twój przypadek.  
-Rodzice. A w sumie ojczym.  
-Też ciężki przypadek.  
-Kolego dolewaj nam, aż nie stwierdzimy, że wystarczy.  
-Dobrze proszę pana, mam tylko jedno pytanie, na czyj rachunek to wszystko dopisać.  
-Wszystko na mój. Niech się ojczym martwi. Chociaż, jego to i tak nie ruszy. Opowiedz mi swój problem, a ja opowiem tobie swój.  
-Tydzień temu mnie nie było, a dziewczyna, w której się zakochałem, bawiła się podobno z innym. Nie tylko się bawiła i to cały problem. A ja jej ufałem. I teraz nie wiem, co zrobić? Kocham ją, ale... zawsze jest to, ale.  
-Tak, nie jest to proste, rzeczywiście.  
-A twój problem?  
-Ojczym ma plan, abym został lekarzem, a mnie to wcale nie pasuje. Dlaczego to wszystko jest zawsze takie pokręcone?  
-Sam chciałbym wiedzieć. Ile to wszystko byłoby prostsze.  
-Nie jesteś z Zielonej, prawda? Nigdy ciebie tutaj nie widziałem.  
-Agatę poznałem w Poznaniu, a jestem z Krzyża.  
-Gdzie to jest? Zapytał zdziwiony.  
-Tam gdzie Drawa wpada do Noteci. 100 km za Poznaniem, 130 przed Szczecinem, 60 za Piłą, 60 przed Gorzowem Wielkopolskim, tak mniej więcej.  
-Człowieku! Co ty tutaj robisz, taki kawał od domu?  
-Poznałem miłość swojego życia. Problem w tym, że nadal tak myślę.- Rozmawialiśmy tak dość długo, ja mu mówiłem o problemie z Agatą, a on mi o ojczymie.  
-Muszę iść do urzędu regulacji wodno kanalizacyjnej, bo pompa już mnie ciśnie.- Stwierdziłem i udałem się do ubikacji. Problem w tym, że nie pamiętam reszty.  


Następnego dnia obudziłem się rano z bólem głowy w wielkim łóżku z baldachimem i od razu wbiłem się w szok. Cholera hotel! Czym ja zapłacę. Matka łeb mi urwie, ja pierdziele. Wyszedłem z pokoju i byłem prawie pewien, że to hotel. Na piętrze było kilka pokoi, zbiegłem więc na dół. Brak recepcji, czysto i jakoś tak muzealnie. Pobiegłem na drugą stronę, też nie ma. Wyszedłem przed budynek, stały trzy samochody wokół dębu, gdzie było wybrukowane rondo z parkingiem na około 10 samochodów. Co jest? To jakiś żart? Ukryta kamera? Bo nie wiem. Stałem tam i rozglądałem się. Całkiem zgłupiałem. Wszedłem na powrót do budynku, stając pośrodku holu.  
-Przepraszam, czy ktoś mnie słyszy?!- Zadałem głośno pytanie. Nagle za plecami usłyszałem męski, gruby, spokojny głos.  
-Dzień dobry panu. Jakieś śniadanie pan sobie życzy?  
-Nie. Ja tylko chcę wiedzieć, jak się tutaj znalazłem?  
-Przyjechał pan z panem Piotrem, który właśnie schodzi na dół.- Patrzę, a to ten sam chłopak, z którym piłem wieczorem w klubie.  
-Nie stresuj się, to chata moich starych.
-Myślałem, że to hotel. Ale mi ulżyło.
-Cha cha cha, nie żartuj. Chodź na śniadanie ja stawiam.  
-Tak, a kto płaci?  
-Nie ważne. Pamiętasz, co zrobiłeś?  
-Jak zwykle narozrabiałem?  
-Może troszkę.  
-Pamiętam, jak poszedłem do ubikacji. Nie wiem tylko, czy wróciłem.  
-Tak. I to dopiero była zabawa. Złapałeś gościa, który kręcił z Agatą i on powiedział, że jak już do czegoś miało dojść, to dostał w twarz i obszedł się smakiem.- Zjedliśmy tosty z jajecznicą, a potem udaliśmy się do pokoju Piotrka. Pokój, to miał ze 35m2, jak nie więcej, ale nie to mnie zaciekawiło. Nad biurkiem wisiał plakat dziewczyny na wybiegu modelek. Normalnie oczu nie mogłem oderwać od niej. I chyba było to bardzo widoczne.  
-Podoba się tobie?  
-Zjawiskowa. Nigdy nie widziałem dziewczyny o tak wdzięcznej urodzie. Powiedz jeszcze, że ją znasz?
-Karolina jest modelką w domu mody księcia Poniatowskiego w Paryżu.  
-I pewnie ego ma, jak stąd dotąd.- Pokazałem na podłogę robiąc kreskę obok kreski tylko, że linia szła w przeciwnym kierunku. Co oznaczało, iż ta linia szła prawie dookoła świata.
-Ej! Nie obrażaj mi siostry. Ona taka nie jest.  
-Głupio mi.  
-Widać. Chcesz ją poznać?  
-Pewnie!  
-To chodź, idziemy.- Udaliśmy się do pokoju Karoliny. Piotrek zapukał do drzwi i kiedy usłyszeliśmy.  
-Proszę wejść.- Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Pokój był duży, jasny, a do tego ładnie poukładany. I ona…, stojąca przy łóżku, pakując się pośpiesznie  
-Cześć siostrzyczko, ten jegomość chcę ciebie poznać. To Karolina Szymonie.  
-Miło mi ciebie poznać, Karolino.- Zaśmiała się.  
-Coś taki oficjalny. Przychodzisz do pokoju dziewczyny i zachowujesz się, jak na bankiecie.  
-Nie wiem czego się spodziewać, to trzeba trzymać fason. Masz niesamowitą urodę, a poza tym jesteś taka prostolinijna, że to aż niemożliwe. Takie rzeczy się nie zdarzają. Jakbym spotkał anioła za życia.  
-Urocze, nikt mi czegoś takiego nie powiedział.  
-Przepraszam, jeśli wprowadziłem ciebie w zakłopotanie.  
-Nie. To, co powiedziałeś jest urocze. Najczęściej jednak mówią "Ale jesteś ładna"i się gapią.  
-Dziwisz się? Oczu oderwać od ciebie nie można.  
-W twoich ustach to brzmi zupełnie inaczej. Mimo, że podobnie, to jakoś tak bardziej uczciwie.  
-Karolina on ma dziewczynę.  
-Kim ona jest?  
-To Agata.- Powiedział Piotrek.  
-Poważnie?- Zrobiła dziwną minę nie dowierzając temu, co właśnie usłyszała.  
-Tak. Co w tym dziwnego?- Zaniepokoiłem się.  
-Nie, nic. Znam Agatę i tyle.- Uspokoiła mnie.  
-Dobra idziemy, bo przeszkadzamy. Widzę, że się pakujesz.  
-Troszkę tak. Do zobaczenia Szymonie.  
-Do następnego razu Karolinko.- I wyszliśmy z pokoju.  
-Faktycznie inna niż myślałem.  
-Mówiłem, normalna.  
-Przepraszam.  
-Nie ma za co. Rozumiem twój sposób myślenia. Co niektóre koleżanki, to ona ma walnięte. Bez dwóch zdań. A dziewczyna może być piękna, ale jak walnięta, to nic jej nie pomoże.  
-Piotrek powiedz mi, co tak naprawdę wczoraj zrobiłem.  
-Przecież powiedziałem. Złapałeś chłopaka, który przystawiał się do Agaty i jakby nie taki wysoki gość, to byście zrobili rozróbę w klubie. Oczywiście, już byście tam nie weszli.  
-Ale, co on powiedział. Myślisz, że kłamał?  
-Życie mu przed oczami uciekało, więc chyba raczej nie pomyślał nawet o kłamstwie.  
-To, chyba będę musiał przeprosić Agatę, za bezpodstawne podejrzenia i ją jakoś udobruchać.  
-Pewnie tak. Myślę, że to dobry pomysł.  
-Daleko jesteśmy od Zielonej?  
-Nie. Ale zaczekaj tutaj, to załatwię tobie podwózkę.- Poleciał gdzieś, ale za moment był już z powrotem.  
-I co, załatwiłeś?  
-Karolina będzie jechała na stację, to ciebie zawiezie do Agaty.  
-Dobrze. Ile mam czasu?  
-20 minut.  
-Mało, ale to dobrze. Co mam jeszcze zrobić?  
-Może powinieneś wziąć prysznic, zdążysz?  
-A mam inne wyjście? Gdzie jest łazienka?  
-Jak wejdziesz do mojego pokoju, to po prawej stronie.  
-Dobrze. A ty, gdzie idziesz?
-Do Karoliny, leć masz mało czasu.- Poleciałem i nie było mnie około 15 minut.  
-To za ile jedziemy?- Zapytałem Karolinę, gdy znalazłem się już w jej pokoju.
-Za pięć minut. Szymon o co chodzi z Agatą?  
-Zachowałem się, jak idiota i pogorszyłem sytuację swoją bezmyślnością.  
-A dokładniej?  
-A dlaczego to ciebie tak interesuje, co?  
-Ciekawość, zwykła ciekawość. I chęć pomocy.  
-Dobrze. Więc, to było tak.- Opowiedziałem Karolinie, jak to było i dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem. Kiedy skończyłem opowiadać jej, co się stało i czekałem na, ... nie wiem. Choćby kilka słów prawdy o sobie, to usłyszałem tylko:  
-Dobrze, jedziemy!- Zatrzymaliśmy się przy jakiejś budce, wyszła na chwilkę i po powrocie do samochodu miała w ręku bukiet czerwonych róż. Podała mi go i powiedziała.  
-Trzymaj, przyda się tobie.- Dostałem kwiaty od dziewczyny, dla dziewczyny. Normalnie nie wierzę. Pomyślałem.  
-Dlaczego tak myślisz?- Zapytałam.  
-Zaufaj mi i weź ten bukiet, na pewno pomoże.  
-Dlaczego to robisz?  
-Znam Agatę i mogę tobie powiedzieć, że tak łatwo raczej tobie nie pójdzie.- Myliła się. Agata czekała na mnie nie wiedząc dokąd się udałem wieczorem, oraz gdzie teraz jestem. Kiedy zadzwoniłem do niej do domu, otworzyła drzwi i rzuciła mi się na szyję, a na kwiaty zwróciła uwagę dopiero, gdy niechcący ją nimi dotknąłem podczas przytulania jej.  
-Przepraszam ciebie. Powinnam powiedzieć tobie zanim pojechaliśmy do klubu.  
-Agatko wiem, że nic nie zaszło między wami. To ja ciebie przepraszam za wszystko i za swoją głupotę również.- Już wtedy wiedziałem, że mogę jej ufać bezgranicznie. Widziała w tym swój błąd i umiała przyznać się do błędu. Mimo tego, że ja widziałem tam tylko swoją winę. Długo o tym myślałem wracając do domu tego dnia, ale już wtedy byłem tego pewien, że to miłość po życia kres. Tylko nie wiedziałem jeszcze, że ten płomyczek tak szybko zgaśnie.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 3294 słów i 17961 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz