She's the only one for me cz. 35

Minęła 22:00. Siedzący w kuchni policjanci grali sobie w karty, Mika Kotilainen bezczelnie bawił się pilotem od telewizora. Gospodarz owego mieszkania, czyli Aleksi, upewniwszy się, iż u Tanji wszystko w porządku, właśnie wszedł do pokoju.
- I co? Na razie go jakoś nie widać… - ziewnął „glina”.
- Do niej przyszedł w środku nocy, także wiesz… - odparł z przekąsem, po czym zasiadł na fotelu nieopodal.
- Ale się boisz o swój tyłek, kto by powiedział? – parsknął na to.
- Zabawne, nie? – odparł ironicznym uśmiechem – jeszcze do niedawna miałem ochotę sam sobie strzelić w łeb.
- Co? – Mika uniósł brew.
- Nieważne.
- Słuchaj, nie brałeś może pod uwagę tego, że to tylko przykrywka? – zaczął podkomisarz.
- Że co? – Aleksi zmarszczył brwi.
- No, że tylko tak napisał, a tak naprawdę pójdzie do laski i to ją kropnie? A to ma być taka przykrywka, nie? Żeby nas zmylić.
- Weź przestań! – na samą tylko myśl o tym aż przeszły go ciarki – to mnie gorzej nie trawi, w końcu wepchałem się w jego karierę z butami!
- On nie jest głupi! Ma ojca glinę! No… to znaczy byłego glinę, no, ale wie, co i jak. Zna się na przestępcach i motywach ich postępowania.
- Dobra, przestań już, bo mnie przestraszyłeś! – burknął i poderwał się z miejsca.
- A ty gdzie? – zdziwił się, zapychając usta kanapką, którą, w rzeczy samej, zrobił mu właściciel mieszkania.
- Pójdę do nich i zobaczę, co i jak!
- No nie wygłupiaj się! Mają pod domem pełno policji! Twojej lasce nic nie będzie! – puścił doń oczko.
- Ha, ha! Zabawne! – mruknął z wyraźnym oburzeniem.
- No co? Timo Perkonen jest bardzo wygadany, jak przyjdzie co do czego! – zarechotał kpiąco.
- Timo wie tyle, ile zje! Pa! – minął policjanta, który właśnie opuszczał WC-et i skierował się do drzwi.
- A pan gdzie? Przecież…! – zawołał za nim. Aleksi nic nie odpowiedział, gdyż zdążył wyjść – ej, chłopaki! Chata wolna, robimy imprezę? – zawołał w głąb mieszkania.
    Zszedł już na dół i przeszedł obok policyjnego radiowozu. Ze środka od razu wyskoczył funkcjonariusz. Co, jak co, ale nagle zrobili się strasznie się opiekuńczy…
- Dokąd to…?
- Powiedział, że przyjdzie do mieszkania, więc to chyba nawet lepiej, jeśli z niego wyjdę, co?! – zawołał, wyraźnie już wzburzony. Mężczyzna wzruszył więc ramionami i z powrotem zanurzył się w pojeździe. Aleksi chciał zrobić to samo, no, ale… opony! Znana mu już historia – no by to szlag! – syknął do siebie. Koła zaś pozbawione były powietrza… Porzucił więc samochód i ruszył przed siebie. I tak musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, bo przez to całe oczekiwanie czuł, że aż się dusi. Pierwszy raz w życiu ktoś nastawał na jego „duszę” i wcale nie było to miłe uczucie…  
    Na dworze było bardzo zimno, dlatego schował ręce w kieszenie i wbiwszy wzrok w chodnik, zmierzał przed siebie. Każdy, kto obok niego przechodził, był podejrzany… Chyba, że Mika ma rację i „wariat” przyjdzie najpierw do niej?  
    Nieopodal, tuż za radiowozem, w którym siedzieli „gliniarze”, zapaliły się światła innego samochodu. Nagle ruszył z piskiem opon i migiem przemknął obok nich.
- Co jest?! – zawołali zaskoczeni i czym prędzej uruchomili wóz.
    Przed sobą dojrzał oślepiające światło, które pochodziło z reflektorów jakiegoś samochodu. I to bardzo szybko jadącego… Od razu przeszły go ciarki. A jeśli…? Bez namysłu odwrócił się więc za siebie i od razu poczuł serce w gardle. Pojazd wpadł na chodnik, jadąc wprost na niego. W głąb nie było szans ucieczki. Pozostała mu tylko jezdnia, po której mknął już radiowóz, ale już chyba lepiej zginąć z rąk, czy raczej „kół” policjantów, aniżeli jakiegoś szaleńca!  
    Odskoczył w bok i potoczył się po nawierzchni. Skuliwszy się w sobie czekał na śmierć…  
    Policjanci w ostatniej chwili wykonali manewr skręcający, dzięki czemu wjechali w drzwi jednej z kamienic. Samochód od razu „wyrzucił” z siebie parę, co znaczyło, że już dalej nie pojedzie. Wyskoczyli więc ze środka i czym prędzej rzucili za „tajemniczym” wozem. Ten ujechał kawałek, po czym wpakował się na latarnię. Kierowca nie miał jednak zamiaru się poddać. Wyskoczył ze środka i rzucił się do ucieczki.
- Stać, bo strzelam! – krzyknął jeden z funkcjonariuszy. Mężczyzna nie słuchał. Padł strzał ostrzegawczy.  
    Aleksego w ogóle to nie przeraziło. Ba, w tej chwili nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje. Był, jak sparaliżowany przez co aż dotąd nie pozbierał się z ulicy. Strach na to nie pozwalał. Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu gardłem, albo po prostu zwymiotuje. Jeszcze chyba nigdy się tak nie przeraził. Nawet wtedy, gdy na jego oczach jeden z wychowanków domu dziecka wpadł pod nadjeżdżający z naprzeciwka samochód.  
    Policjanci dogonili już „szaleńca” i prowadzili ku niemu. W końcu musieli sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Nie, to nie był Perttu, a jakiś pijany mężczyzna, który chyba do końca nie wiedział, co robi.
- Ja wiem… wiem… - bełkotał nieskładnie – było pierwszeństwo przejazdu…
    Słysząc jego głos, dopiero wtedy dotarło do niego, że to tylko jakiś „debil”, który „schlał się” i prawie go zabił! Natychmiast zerwał się na równe nogi.
- TY PORĄBAŃCU! – podbiegł do nieznajomego.
- Aleksi, spokojnie! – „glina” wyciągnął przed niego ramię.
- ZABIŁBYŚ MNIE! – chwycił „pijaczynę” za fraki i zaczął szarpać.
- Zostaw go!
- Kogo…? Siebie…? – wybełkotał odurzony.
- TAK! Zaraz ja cię zabiję! – zamachnął się na niego pięścią.
- Spokój ma być! – drugi z funkcjonariuszy chwycił go za ramię. Wyszarpnął się więc i puścił ubranie nieznajomego. Stanął kilkanaście centymetrów od nich, ciężko przy tym dysząc – no wybacz, ale sam jesteś sobie winien! Trzeba było zostać w domu! Ostrzegaliśmy! – dodał podenerwowany mężczyzna.
- Chociaż to wam się udało! – wycelował w nich palec i z powrotem zwrócił się ku klatce schodowej.
- O co ci chodzi, ej?! – oburzyli się.
- Wariata do tej pory żeście nie złapali! – odkrzyknął i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi od klatki.
- O co mu chodzi…? – wybełkotał nietrzeźwy.
- Wiesz pan, menopauzę przechodzi! – zarechotał jeden z policjantów – dobra, a teraz dzwonimy po kolegów! Narozrabiałeś pan!

***

    - Głupio zrobiłeś! Mógł cię przecież zabić! – „ględziła” nazajutrz Hanna. Zaczął żałować, że w ogóle powiedział jej wszystko przez telefon… ale to wyszło tak samo z siebie. To fakt: niegdyś chciał, żeby ktoś się nim interesował, zależało mu na nim, ale bez przesady!
- To był przypadek! – przewrócił oczami, po czym pomacał się po czole, na którym widniało zadrapanie po upadku. Jego dłoń aż do tej pory drżała, nocne przeżycia wciąż w nim „żyły”.
- No patrz, jak ty wyglądasz? – zerwała się z krzesła naprzeciwko i podeszła szybkim krokiem. Stanęła obok i bez pytania go do siebie przytuliła. Nie mógł powiedzieć, czy coś czuje, bo sam tego nie wiedział. W każdym razie, gdy tylko pozwalała sobie na takie gesty, po prostu się poddawał, choć nie potrafił ich odwzajemnić. Chyba jeszcze nie do końca docierało do niego, że to przecież „matka”, tajemnicza „istota”, która prowadzi małe dzieci za ręce, kupuje im ubrania, gotuje obiady… Skoro nie była z nim przez te wszystkie lata, by to robić, próbuje to teraz odkupić właśnie takimi gestami. Niech więc sobie robi, co chce… jemu to i tak obojętne – na drugi raz masz mi na siebie uważać! Nie chciałabym, żeby ci się coś stało! W końcu tak krótko… - urwała w pół słowa, po czym lekko się odsunęła. Zdała sobie sprawę z tego, że nawet nie powinna tego mówić. Zmierzył ją bliżej nieokreślonym wzrokiem. Znała go już jednak troszkę i owo spojrzenie nie robiło już na niej takiego wrażenia, jak na początku.  
    Westchnęła do siebie, po czym przykucnęła naprzeciwko niego i zaczęła mu się przyglądać. Do głowy znowu zaczęło „pukać” jej to, co mówił Kalle: a może zrobić te badania…? Nie… przecież, gdy na niego patrzy widzi podobieństwo do tamtego, który „spaprał jej parę lat życia”. Zresztą, po co miałby wykradać czyjeś świadectwo? To nie jakaś „łzawa” telenowela, w której człowiek przeistacza się w żądną pieniędzy bestię! No, ale tak, czy inaczej, można przecież sprawdzić…
- Co? – mruknął w końcu. Jej wzrok zaczął go powoli peszyć. Właściwie, to nie lubił, gdy tak na niego patrzyła. Miał wtedy wrażenie, że próbuje doszukać się w nim jego „ojca”.
- Słuchaj… - zawahała się, po czym głęboko odetchnęła – właściwie... w coś ty się najlepszego wpakował?! – stchórzyła, więc zaczęła temat, którego miała nie poruszać – tyle jest dziewczyn na świecie, a…
- O co ci chodzi? – jak się mogła tego spodziewać, zdenerwował się – masz coś do Tanji?!
- No, a co? Przecież to przez nią to wszystko!
- Mam to gdzieś! Przynajmniej odkąd ją znam, to jest inaczej! Jakoś nie mam zamiaru się wieszać, bo moje życie jest puste i do dupy! Ktoś się w nim wreszcie pojawił! – burknął wzburzony, po czym zerwał się z siedzenia i stanął plecami do niej.  
    Poczuła się głupio. Zrozumiała, iż to aluzja w jej stronę. No tak… z drugiej strony, nie powinna się wtrącać do jego życia i mówić mu, co może, a co nie, wszak prawie go nie znała… Już układała, co też odpowie, gdy…
- Byliśmy na dole, ale nic! Chyba ci się coś poprzestawiało…! – do pokoju wszedł Mika, ale widząc go w towarzystwie, od razu zamilkł – o… przepraszam! Dzień dobry! – ukłonił się uprzejmie. Kobieta odpowiedziała skinięciem głowy – to znaczy… chciałem powiedzieć, że wcale nie przyszedł – rzucił w jego stronę.
- Chyba wiem lepiej od ciebie, co nie? – prychnął ironicznie, po czym zwrócił się w jego kierunku – ale nic dziwnego, pod budynkiem było pełno glin. Chyba byłby serio durny, jakby tu wlazł!
- Dzień dobry – wtem w pomieszczeniu dało się słyszeć jeszcze jeden głos. Gdy zdziwieni odwrócili głowy, okazało się, iż to Tanja, za której plecami „czaiła się” Kaari.
- Co ty tu robisz? – Aleksi zdziwił się na jej widok.
- Przyszłam zobaczyć, czy go złapaliście, ale chyba nie – uśmiechnęła się drętwo.
- Jego nie, ale za to on prawie zginął! – Hanna skinęła na niego ręką.
- Co?! Jak to?! Co się stało?! – na twarzy dziewczyny, jak i jej siostry wymalował się strach.
- Oj, starczy! – syknął podenerwowany. Nie miał zamiaru po raz kolejny opowiadać nocnego „wyskoku”.
- Jakiś pijak prawie go rozjechał! – kontynuowała kobieta. Nieźle go to wzburzyło. Ale cóż, ma okazję zobaczyć, jak ma Tanja, gdy droczy się z Krystyną…
- Bo miał siedzieć na tyłku, a nie łazić po nocach! – Mika wzruszył ramionami, po czym udał się do kolegów, by ich zebrać w kupę i odjechać. Nie mieli tu już nic do roboty…
- Po co gdzieś poszedłeś? – Tanja zmierzyła gospodarza wyczekującym spojrzeniem.
- O ludzie! No chciałem się przespacerować! To całe czekanie mnie już wnerwiło! – przewrócił oczami. Po co mówić jej, jaki był faktyczny powód? Zresztą tak pół na pół było to prawdą.
- Rozwaliłeś sobie czoło – zauważyła, po czym podeszła i zaczęła oglądać zadrapanie.
- Jak masz na imię? – Hanna, sztucznie się uśmiechając, zwróciła się do Kaari.
- No… Tan… to znaczy Kaari – bąknęła, uważnie im się przyglądając.
- Chodź ze mną do kuchni, gliniarze zostawili tam niezły syf! – parsknęła, puściwszy doń oczko. Zrozumiała aluzję: mają się wynieść, żeby im nie przeszkadzać. To było takie upokarzające! Jednakże posłusznie udała się za nią.
- Jak weszłaś? – mruknął, mierząc Tanję niepewnym wzrokiem.
- Razem z policją… szli na górę. Czemu nie zadzwoniłeś? Trzeba było powiedzieć, co się stało! – jęknęła z wyrzutem.
- No daj spokój! Z czymś takim? Nie jestem babą, co będzie z byle czego płakać! – wywrócił oczami.
- Acha, więc ja tak robię, tak? – skrzywiła się z niesmakiem.
- O rany, to była taka przenośnia!
- Oj, ja żartuję! – parsknęła lekko, na co odetchnął z ulgą – to co się dokładnie stało? – postanowiła kontynuować niewygodny dlań temat.
- O ludzie… no wyszedłem, a za mną jechał jakiś pijus i wpadł na chodnik! Jakbym nie odskoczył, to by mnie rozjechał, tyle! – na koniec opowieści lekceważąco wzruszył ramionami, jakby chciał w ten sposób pokazać, że całe to zdarzenie jest mu obojętne. Było jednak inaczej: na samo wspomnienie, aż czuł na sobie ciarki. Co było też czuć i w głosie.
- Nie rób tak więcej – westchnęła, unosząc nieśmiało wzrok.
- No, a co ja mogę? Byle gdzie wyjdę i może mnie rozjechać – parsknął lekceważąco.
- Ja nie żartuję! – oburzyła się.
- A co? Nie cieszyłabyś się, jakby mnie rozjechało? Na co ci taki idiota?
- Przestań, bo sobie pójdę! Nie lubię takich durnych żartów! – skrzywiła się.
- Ojeju… zdrapałabyś trochę z ulicy, schowała do słoika i postawiła u siebie w domu. Wtedy byłbym już zawsze z tobą! – naigrywał się dalej, po czym objął ją rękoma, jakby bał się, że rzeczywiście ucieknie przez ów „czarny humor”.
- A co? Zamierzasz gdzieś spylić? – uśmiechnęła się lekko – a tak poważnie, to ja mówię serio! Nie chciałabym, żeby… no wiesz… - spuściła wzrok.
- Wiem, widziałem w sądzie – w końcu spoważniał.
- To było takie… - speszyła się na taką uwagę. Ale co fakt, to fakt: tam, wtedy, już nieźle pokazała, jak jest od niego „uzależniona”.
- Myślisz, że po co mi ta cała błazenada z policją? Żeby mnie nie zabił, nie? Jeszcze parę miesięcy temu wszystko mi było jedno, ale teraz… - urwał, by nie powiedzieć na tyle dużo, by wpędziło go to w zakłopotanie. Nie ciągnęła go za język, a po prostu się przytuliła, jakby miało to być odpowiedzią na owe słowa.
    Kaari siedziała przy stole i bezwiednie obserwowała Hannę, która właśnie zbierała z niego szklanki. Przez cały ten czas czuła na sobie wzrok jednego z policjantów, który od samego początku, to znaczy, gdy tylko tam weszła, gapił się w nią i gapił… Zaczęło ja to powoli irytować, ale nie należała do tych, co to odpowiadają jakimś nieprzyjemnym gestem. Tak poza tym, w głębi siebie czuła, iż owa obserwacja wręcz jej schlebia. To przecież znaczyło, że w jakimś stopniu podoba się mężczyznom. Tylko dlaczego trafia na samych „durniów”?!  
- Jesteś siostrą Tanji, tak? – z zamyślenia wyrwał ją głos Hanny. Funkcjonariusz właśnie się uśmiechnął, ukazując pożółkłe zęby…
- Yyy… co? A… a tak! – wybąkała zdezorientowana – a pani…?
- Matką Aleksego. Bardzo się zdenerwowałam, jak mi to wszystko opowiedział! A jakby tak ten samochód go zabił?
- No tak… - przełknęła ślinę. Wzrok „faceta” zdawał się wiercić ją na wskroś!
- Do diabła! – do kuchni wszedł zaniepokojony Mika. Kaari oraz jej „adorator” aż podskoczyli w miejscach – ktoś zgłosił zaginięcie tej jednej babki, co to była świadkiem w tym procesie!
- Której? – za jego plecami stanął Aleksi.
- Tej… jak jej tam? Tiina, czy jak?
- Co to znaczy? – bąknęła zaniepokojona Tanja.
- Że mógł ją porwać – westchnął, pochmurniejąc. Hanna posłała mu jedynie znaczące spojrzenie. Skoro „facet” bawi się w takie rzeczy, to i on może w końcu na tym ucierpieć! Było już jednak za późno na wyrzuty: siedział w tym po czubki uszu, a z „bagna” wyjścia już nie było. Albo więc miał w nim zatonąć wraz ze „świrem”, bądź sprawiedliwość poda mu pomocną dłoń i na zawsze uwolni od osoby „wariata”.

    Rozdział 27

    Jyrki w najlepsze oglądał telewizor, gdy zadzwoniła jego komórka. Widząc obcy numer niechętnie wcisnął na połączenie. Wszak, mógł to być bank z „cudowną” informacją o debecie na koncie, bądź prokurator, albo co…?
- Halo? – rzucił rutynowo.
- Cześć… pamiętasz mnie? – w słuchawce dało się słyszeć cyniczny głos.
- Perttu…? Jeszcze raz mi zrób taki numer, jak z tym szczurem, to…! – od razu zerwał się na sofie.
- A, a, a! Dzwonię tylko, żeby ci powiedzieć, że masz coś przekazać… Pamiętasz, jak grywaliśmy w środku lasu? Polana, ciepły deszczyk…
- Kompletnie ci odwaliło! – prychnął z niechęcią.
- A ty jesteś śmieciem! Masz powiedzieć glinom, że jestem w starej chacie w lesie! Tam, gdzie, psie, z nami grałeś! Pamiętasz?! I ma być z nimi ona i ten debil, prokurator, bo inaczej zabiję szmatę, jaką tu właśnie ścieram podłogę!
- Co?! O czym ty chrzanisz?! – nie zdążył się jednak wywiedzieć, bo połączenie się urwało. Z przerażeniem spojrzał na wyświetlacz. Wierzyć mu, czy nie? A jeśli chce się poddać? Tak, czy inaczej, zerwał się i ruszył do drzwi.
- Jyrki, obiad. Gdzie ty? – w progu stanęła matka.
- Wsypać porąbańca! – odkrzyknął i czym prędzej wybiegł na klatkę.
- Czy to się kiedyś skończy?! – jęknęła, przewracając oczami.
    Poszukiwania Tiiny trwały już jakiś czas. Wszyscy się domyślali, w czyich może być rękach, ale nie wiedzieli, gdzie to dokładnie jest. Choć jej chłopak dwoił się i troił, nie mógł nic poradzić. Jak dotąd nie było telefonu z żądaniem okupu… Gdzie więc jest?! A jeśli tak naprawdę uciekła, bo miała dosyć użerania się z Perttu? Ale tak bez żadnych wyjaśnień? A może już… nie żyje?  
    Nic bardziej mylnego: właśnie siedziała na krześle, zupełnie skrępowana. Nawet nogi przylegały do cienkich szczebli. Miała wrażenie, że wpijają się jej w ciało. Gruby sznur tak bardzo wciskał się w klatkę piersiową, że chwilami aż brakowało jej tchu. Do tego ten knebel… Nieopodal, przy oknie, stał on. Właśnie odłożył komórkę i zaczął polerować lufę broni.
- To dzisiaj, lala! Cieszysz się? – zwrócił się ku niej. Odpowiedziała destrukcyjnym spojrzeniem – co? Wolisz być pierwsza? Sorry, ale muszę oszczędzać kule. Najpierw musi zdechnąć ta zdrajczyni i jej klient! – zarechotał kpiąco – wiesz, na co mam teraz ochotę? – podszedł bliżej i przykucnął obok krzesła – zdechnąć, wiesz? – wymruczał, po czym wybuchł ponurym śmiechem. Aż przeszły ją ciarki… - nie pójdę siedzieć, no co? A co byś powiedziała na to, gdybym cię ze sobą zabrał? Gdzieś daleko? – wstał, po czym przycisnął swoją twarz do jej skroni. Od razu poczuła na niej jego ciepły oddech. Aż zrobiło się jej niedobrze! Był ordynarny i do tego przesiąknięty papierosami – nie! – wtem „oderwał się” od niej i mocno pchnął – ciebie nie chcę! Chcę ją! JĄ! Tą prostytutę! Sprowadź ją tu! – pchnął ją w ramię, jakby miała zaraz wstać i po prostu powiedzieć „Tanja, chodź tu!”. Ów rozkaz przeraził ją jeszcze bardziej. Miała wrażenie, że mężczyzna już kompletnie nie wie, co robi – tylko ona jest dla mnie dobra! ONA, ONA! Tylko dla mnie! Słyszysz?! No i czego się nie odzywasz?! Nie chcesz ze mną rozmawiać?! – wrzasnął, szarpiąc ją za ramiona. Wybuchła płaczem, tylko tyle mogła zrobić – nie chcesz! Zdzira! – rozwścieczony, uderzył ją w twarz. O tak… uwielbiał bić, to było oznaką jego dominacji, władzy! Gdy dorwie w ręce Tanję, właśnie tak jej okaże, że jest jego! Tylko jego! „Zleje ją, ile tylko wlezie!” Należy się jej, bo go zdradziła! Bo „zdechła w tym durnym wypadku” – powiedz coś! Czego buczysz?! Tylko to potraficie robić! – złapał się za głowę i wściekle szarpnął za włosy – nie! Dobra! – nagle je zabrał i zaparł nimi, jakby właśnie z kimś rozmawiał – pora iść się wyszykować na pogrzeb! Tak! W czym mi będzie lepiej? Jak myślisz? W czarnym, czy… czarnym? – podrapał się w czoło. Wciąż mierzyła go przerażonym wzrokiem – ty… dobre! Czarny i czarny! – ryknął potężnym śmiechem, po czym udał ku stopniom, jakie prowadziły na piętro. Odprowadziła go wzrokiem, ciężko przy tym dysząc. Z nerwów aż robiło się jej słabo.

***

    - Oby tym razem już się serio pojawił, bo nie mam więcej zamiaru przesiadywać u ciebie na chacie! – Mika opuścił radiowóz, natychmiast „zapadając się” w wysokim śniegu.
- A co? Źle ci było?! Nawet żarcie ci zrobiłem! – oburzył się Aleksi.
- Taa… wiesz, jakiego rozwolnienia potem dostałem?
- Bredzisz?!
- Ekhm! Może tak wreszcie zaczniemy działać, co? – wtrącił zniesmaczony Hannu. Z jednego z samochodów wyłoniła się i Tanja.
- Ty zostań! – Aleksi od razu wycelował w nią palec, na co zaczęła protestować – nie powinno cię tu być! Zostań tu i czekaj na nas – polecił jej, po czym udał za policją.  
    Naburmuszona, założyła rękę na rękę i wsparła się o drzwi pojazdu. Przyjechała razem z nimi, bo policja ją do tego zmusiła. Ponoć może się przydać, skoro „świr” żąda, żeby była? Rodzina oczywiście nic o tym nie wiedziała, inaczej pani Krysia w życiu by jej nie puściła!
- Aleksi! – zawołała za nim. Odwrócił się, nieco zniecierpliwiony – uważaj tam na siebie – dodała nieśmiało. Skinął głową i ruszył przed siebie. Westchnęła ciężko. Dobrze wiedziała, że Perttu go nienawidzi… to, że kazał mu przyjechać miało w sobie jakiś ukryty cel…  
- To tam! – wyszli już na jakąś niewielką polankę. Jyrki, z trudem brnąć przez śnieg, wskazał starą, odrapaną drewnianą chatkę. Należała niegdyś do dziadków Janne. Owo miejsce oddalone było od Helsinek o jakieś dziesięć kilometrów, zewsząd otaczały je lasy iglaste i niewielkie źródełka. To tu robili próby, układali teksty do piosenek, spędzali wakacje, zapraszali znajomych… I pomyśleć, że dawny przyjaciel postanowił zrobić z niej fortecę.  
    Policjanci skryli się za drzewami i odbezpieczyli broń. Pozostawało pytanie, czy ma zakładnika w postaci Tiiny Saivisto? Mika ruszył ku chatce wraz z kolegą-„gliną”, gdy nagle dało się słyszeć strzał. Przerażeni padli na ziemię.  
    Huk dobiegł i Tanję. A jeśli coś się stało jemu?! Bez namysłu wybiegła z samochodu i pobiegła przed siebie, jakby zapominała o strachu, który towarzyszył jej przez ostatni rok, niemal bez przerwy.  
    Funkcjonariusze przyszykowali broń, gotowi do odwetu, lecz wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich właśnie on, Perttu. Ale nie sam… W pasie obłapiał Tiinę, która zupełnie skrępowana, bezradnie odchylała głowę od lufy, jaką przykładał jej do skroni.
- Bez fałszywych ruchów, bo odstrzelę jej łeb! – wrzasnął, mierząc ich groźnym spojrzeniem. Tanja właśnie wbiegła na polanę. Widząc jego i zakładniczkę, aż zamarła. Zauważył ją, na jego ustach od razu zarysował się wredny uśmiech. A więc jednak przyszła…  
- Tanja?! Co ty tu, do diabła, robisz?! – syknął zdenerwowany Aleksi.
- Był strzał i…! – sama nie wiedziała, co w ogóle powiedzieć. Chwycił ją za ramię i pociągnął ku sobie. Twarz szaleńca od razu sposępniała.
- Puść dziewczynę, a zrobimy, co zechcesz! – zaczął policyjny negocjator.
- Chcę ich! – warknął, celując przed siebie bronią. Znienawidzony przez niego prokurator od razu przycisnął do siebie dziewczynę. Krew właściwie już w nim wrzała! Nie ma prawa jej dotykać – ICH, ALBO ODSTRZELĘ JEJ ŁEB! – wrzasnął, jeszcze mocniej dociskając broń do głowy Tiiny.
- Kogo? Kogo masz na myśli? – zawołał negocjujący.
- Kietalę i Venerinen! Na wymianę!
- Co robimy?! – obok nich stanął przerażony Mika.
- Dobra, to może ja… - zaczął na to Aleksi.
- Nie! Nigdzie nie pójdziesz! – Tanja jeszcze mocniej się w niego „wcisnęła”, aż ledwie łapał dech.
- Tanja, on ją zabije! Muszę…!
- Spokojnie! Możemy spróbować go unieszkodliwić! Strzelimy i… - zaczął podkomisarz.
- I przy okazji ukatrupicie i ją? Podejdę i spytam, czego chce! – zaprotestował prokurator.
- Nie! On chce cię zabić! – dziewczyna histerycznie pokręciła głową.
- STRZELAM! – dobiegło ich.  
    Choć nie chciał, musiał. Brutalnie pchnął ją w ramiona Kotilainena i ruszył ku chacie.
- NIE! STÓJ! Dokąd on idzie?! – natychmiast zaczęła się szarpać z podkomisarzem. Ledwo ją utrzymał, gdyż wstąpiła w nią jakaś dzika siła.
- Spokojnie! Nic się nie stanie! Jest otoczony! – próbował ją przekrzyczeć. Na nic się to zdawało, była jak dzikie zwierzę!  
    Aleksi wymienił się ostatnimi uwagami z policjantami, oraz negocjatorem, i wolnym krokiem zmierzał do budynku. Perttu, widząc, iż idzie w jego stronę, wycofał się do środka, ciągnąc za sobą Tiinę. Wszyscy byli w najwyższej gotowości. Będąc już prawie u celu, prokurator zawahał się. Spojrzał za siebie i zwrócił wzrok ku rozhisteryzowanej Tanji. Rzuciła mu ostatnie spojrzenie: błaganie, by jej posłuchał i tam nie wchodził! Sam nie był pewien, czy dobrze robi, ale to było jedyne wyjście, inaczej „świr” zabije zakładnika. Przecież obiecał jej, że nic się jej nie stanie, jak na niego doniesie! A tu proszę: jak zwykle „skłamał”. Za każdym razem, gdy coś się działo, okazywało się inaczej, nie było tak, jak mówił.  
    Pchnął drzwi i wszedł do środka. Mika obserwował wszystko, nerwowo przełykając ślinę. Tanja przestała się już rwać i wpatrzywszy się w jeden punkt, bezradnie wykrzywiła twarz. To nie może się dobrze skończyć!
    Rozejrzał się po pomieszczeniu… nigdzie go nie było. Była jedynie Tiina, która szlochając, leżała na sofie. Logicznym więc było, że jest w tym jakiś podstęp… Ale w takiej chwili nie umiał racjonalnie myśleć. Tym bardziej, że wyglądała tak żałośnie i wyraźnie oczekiwała pomocy z jego strony. Szybkim krokiem podszedł więc ku niej. Gdy się zbliżył, zaczęła nerwowo potrząsać głową na boki i coś charczeć, jakby chciała mu dać w ten sposób do zrozumienia, że ma uciekać.  
    Zrozumiał za późno. Odwrócił się, a potężny cios już powalił go na ziemię. Głowę, jak i kark natychmiast przeszył tępy ból, a przed oczyma wręcz „zaświeciły” gwiazdki. W uszach nieprzyjemnie „zagwizdało”, ale mimo to, nie stracił przytomności.
- Ona też miała przyjść! – stanął nad nim, celując z broni.
- Chyba zwariowałeś, jeśli myślisz, że… bym jej pozwolił… - wykrztusił, macając się po miejscu uderzenia. Na palcach od razu pojawiła się krew.
- Jakie to słodkie! – „zaszczebiotał” – jak żeś to zawsze chrzanił… aż rzygać mi się chce! – warknął wściekle.
- Skończ tą błazenadę i poddaj się!  
- Stul mordę! Wali mnie, że jesteś prokuratorem, i tak doprowadzę wszystko do końca! – podszedł jeszcze bliżej, po czym stanął okrakiem i wymierzył broń wprost w jego czoło – pamiętasz?! Już dawno mogłem to zrobić, ale zdzira mi przeszkodziła!
    Aleksi od razu nerwowo przełknął ślinę, kątem oka obserwując, jak Tiina, choć wcale nie było to łatwe z uwagi na związane kończyny, schodzi z sofy i wolnym krokiem zmierza do drzwi. Jeśli ona ucieknie, już wszystko będzie mu jedno! Policjanci zajmą się „wariatem” i niech go nawet zabiją, ma to gdzieś! Na razie jednak nie mogli działać, z uwagi na zakładnika, a „psychol” wyraźnie przymierzał się, by go zabić…    
    Rzeczywiście: już ciągnął za spust. Bez namysłu zamachnął się i kopnął go w krocze, co wcale trudne nie było z uwagi na to, że nad nim stał. Perttu zawył z bólu i padł na podłogę, wprost na niego. Czym prędzej zaczął go z siebie spychać. Musi przecież pomóc Tiinie opuścić budynek!  
    Perttu zrozumiał, o co chodzi. Chwycił go za ręce i w rezultacie zaczęli się szarpać. Zakładniczka zaczęła wrzeszczeć przez knebel, chcąc w ten sposób wezwać pomoc. Funkcjonariusze nie ruszali się jak dotąd z miejsc. Oczekiwali, aż wyjdzie, ale jak miała to zrobić skacząc?! Negocjator nawoływał już od paru minut, ale nikt mu nie odpowiadał. Była wściekła, że jej nie słyszą, że nie może wydusić słowa!  
    Ci wciąż się szarpali. Oprawca za wszelką cenę chciał dostać się do głowy rywala, by zakończyć jego egzystencję strzałem w czaszkę. Tym bardziej, że dziś miał nad nim przewagę. Wstąpiła w niego jakaś dzika siła, która górowała nad Aleksim. W wielkiej desperacji chwycił go za ramię, po czym… ugryzł. Perttu ponownie wydał z siebie ryk. Wykorzystał to i przyłożył mu z łokcia. Gdy w końcu udało mu się spod niego wydostać, rzucił się ku Tiinie i pociągnął ją ku wyjściu.  
    Szaleniec już zbierał się z podłogi. Ciężko sapiąc, wycelował w nich broń. W ostatniej chwili udało mu się wypchnąć zakładniczkę na zewnątrz. Ta od razu padła twarzą ku ziemi, w rozdeptany śnieg. W tym właśnie momencie padł strzał. Tanja z miejsca wpadła w histerię. Adrenalina sprawiła, że wyrwała się Mice i rzuciła ku chatce. Policjanci, mając „wolną rękę”, pobiegli za nią.
- Szlag, jasny szlag! – Perttu właśnie wściekle szarpnął ręką. Ten „pies” wciąż żył! No tak, na pewno ma na sobie kamizelkę, bo przecież „gliny” inaczej nie wysłaliby go na to „spotkanie”!
    Aleksi obejrzał się uważnie. Mimo wszystko poczuł ból, powstały przy uderzeniu szybko mknącego pocisku, ale ten utkwił w ochronnej warstwie. Już miał więc wybiec z pomieszczenia, gdy w drzwi wpadła Tanja. Szaleniec od razu wymierzył w nią broń. Jeśli nie jej „amant”, to przynajmniej ona!  
    Nie było na nic czasu, Aleksi odepchnął ją w stronę wyjścia. Kula przeszła tuż między nimi. Straciła równowagę i niczym ciężka kłoda padła na niego, całym swoim ciężarem. Prędko się uniosła, ale w ogóle nie zareagował. Na jego czole widniał krwawy ślad, który „zmierzał” już ku skroni, a następnie w postaci kropel, opadał na podłogę.
- COŚ TY MU ZROBIŁ?! – pisnęła przeraźliwie. W oczach byłego nareszcie pojawił się strach. Dłoń zaczęła drżeć, jak gdyby na moment odzyskał jasność umysłu.
- NIE RUSZAJ SIĘ! – do środka wreszcie wtargnęła policja. Rzucił broń i uniósł ręce do góry. Funkcjonariusze natychmiast go obezwładnili. Jego twarz znowu przybrała zimny wyraz. Wbił wzrok w byłą dziewczynę, która klęczała nad tym drugim.
- Aleksi! Powiedz coś! Aleksi?! – krzyczała rozpaczliwie, doglądając go drżącymi rękoma. Nie odpowiadał, był niczym martwy.  
    Do drzwi podbiegł Hannu. Widząc kolegę na podłodze, w kałuży krwi, od razu zbladł, jakby miał się zaraz przewrócić i po prostu zemdleć.
- Niech się pani odsunie! – jeden z „gliniarzy” właśnie „brutalnie” ją odepchnął. Padła na posadzkę, patrząc na niego przerażonym wzrokiem. Jej dłonie były we krwi.
- Co… co z nim?! – krzyknęła, z powrotem dopadając do mężczyzny, po czym zaczęła go szarpać za ubranie.
- Wezwijcie pogotowie! – krzyknął na resztę, dociskając do jego szyi dwa palce.  
    Skoro tak mówi, to może żyje?! To znaczy, że wyczuwa puls! Chciała to sprawdzić, ale czyjeś silne ręce poderwały ją z podłogi.
- PUSZCZAJ! PUSZCZAJ MNIE! – zaczęła histerycznie wrzeszczeć.
- Tanja, spokojnie! – Hannu bezskutecznie próbował ją uspokoić – my mu nie pomożemy, musimy zaczekać na lekarzy! Chodź na świeże powietrze! – z wielkim trudem wytargał ją z chatki. Była cała roztrzęsiona. Płakała tak bardzo, że aż brakowało jej tchu. „To jej wina! Po co tam polazła?! Wszystko byłoby na pewno dobrze, gdyby nie…! Dlaczego to zrobiła?!” – będzie dobrze, uspokój się! – na cały ten widok i gardło prokuratora ścisnęły łzy. Nie dawała się pocieszyć, coś jej mówiło, że nie będzie dobrze! Uniosła wzrok i dojrzała go – Perttu.
- TY GNIDO! – wrzasnęła piskliwie, po czym rzuciła się ku niemu. Zdezorientowany Hannu nawet nie zdążył jej zatrzymać. Już była przy nim i zaczęła okładać rękoma. Policjanci dopadli do nich i próbowali rozdzielić – żebyś zdechł! Znikł! NIENAWIDZĘ CIĘ! – wrzeszczała przy tym. Jednemu z funkcjonariuszy w końcu udało się ją od niego „oderwać”.
- Mam nadzieję, że to on zdechł! – wysyczał pogardliwie.  
    Złość wezbrała w niej jeszcze bardziej. Aż nie wiedziała, co ma ze siebie wykrztusić! Zamachnęła się, próbując mu przyłożyć, ale mężczyzna odciągnął ją na bok i zaczął zmierzać w stronę policyjnego samochodu. „Morderca” prychnął do siebie, odprowadzając ją nienawistnym spojrzeniem. „Glina” wziął go za głowę i próbował wsadzić do radiowozu. Właśnie wtedy przyłożył mu z łokcia w brzuch. Zaalarmowana reszta już ku nim biegła. Wyrwał z pokrowca broń funkcjonariusza i niezgrabnym ruchem wycelował.  
    Pod wpływem strzału padła na ziemię. To prowadzący ją policjant przygniótł ją do podłoża, by tym samym uchronić. Przerażona odwróciła wzrok: Perttu leżał tuż pod radiowozem. Wokół niego powoli zaczęła „rosnąć” krwawa plama, która natychmiastowo wsiąkała w śnieg. Wstrząsnęło nim jeszcze parę dreszczy, po czym zwrócił twarz w jej stronę i posłał ostatnie spojrzenie.  
    Pozostał tak. Nie zdążył zamknąć oczu. Wokół niego zaczęli się zbierać policjanci, ale już nic nie mogli zrobić.
- W porządku?! – dopadli do tego, który bezpośrednio widział jego śmierć. Zastrzelił się na jego oczach. Wystarczył tylko jeden strzał w klatkę piersiową.  
    Wpatrywała się w ten widok, jak zaczarowana. Nie ma go – znikł, tak, jak chciała. Dlaczego to zrobił? Spełnił jej życzenie? Nie, zapewne bał się więzienia. Dostałby przecież spory wyrok, a gdy jeszcze doliczyć do tego morderstwo… o ile go zabił. Właśnie! A Aleksi?!  
    Gdy oprzytomniała, okazało się, że sanitariusze już wiozą go do ambulansu. Jeden z nich pochylił się nad samobójcą, by ostatecznie stwierdzić zgon. Czym prędzej poderwała się na równe nogi i pobiegła ku temu, którego śmierci nie chciała. Nie zniosłaby jej! Nie dopuścili jej jednak. Zamknęli drzwi i czym prędzej wsiedli do pojazdu, zostawiając ją samej sobie. Wokół trwało wielkie zbiegowisko. We wnętrzu drugiego ambulansu opatrywano Tiinę. Policjanci przykryli już zmarłego czarną folią, jaką ze sobą wozili, i czekali na przyjazd karawanu, który zabierze stamtąd ciało. Śledztwo, co do jego śmierci, nie było potrzebne: na miejscu był przecież prokurator, który wszystko widział. Z ludzkiego punktu widzenia zaś, kogóż obchodziło, czy „wariat” zginął z czyichś rąk, czy też zabił się sam? Już dość nawyprawiał, by i jeszcze to roztrząsać…
    Całe to zdarzenie było dla niej, jak jakiś film. Koszmar, który nie miał miejsca na jawie, a w jej najgorszych snach. Jednakże przeraźliwy chłód, zdenerwowane głosy zebranych, oraz zapach prochu, jaki unosił się w powietrzu, pokazywał jej, że to prawda, najprawdziwsza rzeczywistość. Ten, który pomógł jej wyjść z depresji i znaczył dla niej tak wiele, być może już nie żyje.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6296 słów i 35758 znaków.

4 komentarze

 
  • DemonicEagle

    Super opowiadanie,jak zaczęłem je czytać w nocy to dopiero nad ranem się oderwałem. Masz wielki talent :)

    7 lis 2016

  • nutty25

    @DemonicEagle jej, bardzo dziękuję :) bardzo mi miło i cieszę się, że się podoba ;)

    7 lis 2016

  • Beno1

    to jest najlepsze  !!!!!!!!!! :rotfl:

    6 lis 2016

  • marii

    Dodaj coś szybko jeszcze dzisiaj bo nie mogę sie doczekać jakie napięcie!!  Świetne  :eek:  :jupi:

    6 lis 2016

  • jaaa

    Dodaj dziś kolejna część ;(

    6 lis 2016