She's the only one for me cz. 21

w sumie mam co dawać dalej, więc dodaję również dzisiaj. pozdrawiam ;)

    Właśnie wyszedł z pracy, gdy zadzwoniła jego komórka. Na wyświetlaczu widniał jakiś obcy numer, nie zdziwiło go to jednak, gdyż nie raz na dzień odbierał kilka takich telefonów. To dzwonili z redakcji rozmaitych „tabloidów”, by wyciągnąć od niego jakieś informacje na temat procesu (w prokuraturze zawsze zbywała ich Celli, dlatego też wielką niewiadomą było dla niego, skąd tym udawało się „dorwać” jego prywatny numer), to koledzy „po fachu” chcieli się skonsultować, itd. Codzienna rzeczywistość osoby publicznej. Jednakże tym razem, jak się miało zaraz okazać, owa rozmowa miała wprawić go w niemałe zaskoczenie, gdyż wcale nie należała do tych rutynowych… Po drugiej stronie usłyszał bowiem damski głos. Przez chwilę serce zabiło mu mocniej, a jak to ona…?
- Z tej strony Krystyna Venerinen, matka Tanji, tej od procesu z Perttu – przedstawiła się. Mimo wszystko poczuł się rozczarowany. Miał nadzieję, że to może ona, Hanna. Odchrząknął na otrzeźwienie i zapytał, czy coś się stało – nie, na szczęście na razie nic… Tylko tak się z mężem zastanawialiśmy nad tym… w końcu dużo pan pomógł Tanji: wyciągnął z aresztu, załatwia tę ochronę… bardzo jesteśmy za to wdzięczni i dlatego chcielibyśmy zaprosić pana na jakiś mały poczęstunek – kontynuowała kobieta.
- Słucham? – na owe słowa szczerze się zdziwił. W dotychczasowej karierze jeszcze nikt nie proponował mu czegoś takiego… owszem, był alkohol, jakaś suma pieniędzy, ale dopiero po WYGRANEJ sprawie. Czy oni się oby czasem nie zapędzają…? – przepraszam, ale ja nie jestem przekupny, także… - zawahał się.
- Ależ to nie przekupstwo! Chcemy się tylko w taki sposób odwdzięczyć. Nie zamierzamy wręczać panu pieniędzy, bo zresztą nie mamy nawet na tyle – w słuchawce dało się słyszeć nerwowy śmiech. Najwyraźniej bardzo jej na tym zależało… Zresztą, co mu szkodzi? Może przyjść, jeśli coś będzie nie tak, zawsze może ich przecież „utemperować”… Są rodziną, a on nigdy takiej nie miał, więc ma okazję zobaczyć, jak takowa wygląda. Jest tylko jeden problem: jak się przemknąć, jeśli pod ich domem będzie policyjna ochrona? Rozpoznają go i od razu oskarżą o schadzki z Tanją. To jednak chyba najmniejszy problem w tym wszystkim…
- To co w takim razie pani proponuje? – spytał zaciekawiony.
- Aleks! – wtem dobiegł go znajomy głos.
- O Boże...! – jęknął, przewracając oczami.
- To do mnie? – zdziwiła się Krystyna.
- Nie, nie! Proszę mówić! Dzisiaj…? Nie… w dzień wolny od pracy… tak! Może być!
- Cześć, Aleks! Nie widziałeś mnie? – obok niego zakręciła się Marisa, jak zwykle w tych swoich opiętych jeansach i wysokich szpilkach.
- O 18:00? No dobrze! Dziękuję! Tak, do widzenia! – zakończył rozmowę.
- Ignorujesz mnie?! No ej! – oburzyła się znajoma.
- Rozmawiałem przez telefon, niby jak twoim zdaniem miałem jednocześnie gadać z tobą? – odwrócił się do niej podenerwowany.
- No dobra… nie denerwuj się – jak zwykle zrobiła tą swoją „idiotyczną” minkę.
- Co tam słychać? – westchnął, zmieniając temat.
- A no właśnie wracam ze sklepu, bo Hannu w domu spuchnięty, jak wieprzek do uboju! – parsknęła.
- No fakt… dzwonił i mówił, że chyba złapał świnkę, tak? – podrapał się w czoło.
- No! Robię zakupy! Ugotuję mu pożywny rosołek, żeby szybciej wyzdrowiał!
- Wydawało mi się, że rosół gotuje się na przeziębienie…
- Oj, tam! Nie poprawiaj mnie, co? – wydęła swe wydatne usta.
- Podrzucić cię? Przy okazji bym go odwiedził – zaoferował się.
- A nie boisz się, że się zarazisz? – zdziwiła się.
- Przechodziłem to już w dzieciństwie, także spoko! – parsknął śmiechem, po czym ruszył do samochodu.
    Z uwagi na kociego towarzysza, panny Venerinen postanowiły wrócić do domu pieszo. Po drodze Kaari opowiadała Tanji o swych miłosnych zawodach.
- Mówię ci: ryczałam przez dwa miesiące non stop! – relacjonowała ze śmiechem.
- Pamiętam – Tanja zawtórowała jej pod nosem – to był chyba twój ostatni chłopak, co? – spytała zaciekawiona.
- Tak, po nim postanowiłam dać sobie na razie spokój z facetami. To szuje! – machnęła ręką.
- Naprawdę są aż tacy źli? – westchnęła, wpatrując się w chodnik.
- Z Perttu ci nie mało? Sama powinnaś to wiedzieć – uśmiechnęła się lekko, na co młodsza znacząco prychnęła – sorry, źle to powiedziałam… - zmieszała się.
- Nie szkodzi… Mówiłam o ogóle, przecież chyba nie wszyscy są tacy? – uniosła na nią twarz.
- No, na pewno… wyjątki są wszędzie. Serio się zmieniłaś przez te miesiące – popatrzyła na nią z podziwem. Tanja parsknęła lekko i wzruszywszy ramionami odwróciła głowę w bok, a wówczas dostrzegła w oddali znajomy jej samochód. Tak się akurat złożyło, że przechodziły niedaleko miejsca zamieszkania Hannu i właśnie dlatego z pojazdu wysiadł Aleksi, a za nim jego towarzyszka – Marisa. Pomagał jej wnieść ciężkie torby na górę, gdyż ta bała się, że od dźwigania poodklejają się jej długie tipsy. Tanja rozpoznała w niej jednak tą, która „podrywała” go w biurze.  
- Jakbyś jeszcze miała jakieś wątpliwości, czy ten prokurator się do mnie przystawia, to popatrz tam – wzięła siostrę pod ramię i „nakierowała ją” ku „celowi”.
- Co to za jedna? Jego dziewczyna, czy jak? – zaciekawiła się, uważnie lustrując blondynkę wzrokiem.
- Nie wiem… ale chyba tak, w biurze też kiedyś była – wzruszyła ramionami.
- Wygląda na typową, pustą lalę… jaka tapeta! Ale wiekiem do niego podobna, także…
- Jeszcze jakieś wątpliwości? – uśmiechnęła się sztucznie.
- Oj, Tanja! Przecież ja ci wierzę, że się z nim nie spotykasz, to rodzice…! O rany! – nagle zatkała dłonią usta. Siostra przeraziła się na taki gest – mama miała do niego dzwonić po czwartej, żeby go do nas zaprosić! – zawołała zażenowana.
- CO?! Odwaliło jej?! No ja ją chyba zabiję! I po co?! I tak ma inną, to czego?! – jęknęła, niemniej speszona – chodź szybko do domu, może jeszcze nie dzwoniła?
- Wątpię, jest już po w pół do piątej, a ona tak właśnie mówiła, że będzie w tych godzinach próbować – Kaari bezradnie rozłożyła ręce.
- Może nie odebrał? W końcu jest z tą swoją cizią – prychnęła zdegustowana.
- Dobra, Tanja, już na nią nie wrzucaj, bo gotowa jestem pomyśleć, że jesteś o nią zazdrosna! – parsknęła rozbawiona siostra.
- Bo cię poszczuję Aleksem! A ostrzegam, że ostro drapie! – pomachała jej kotem przed twarzą.
- To jednak go tak nazwiesz? – zdziwiła się.
- No, takie już imię wybrałam i takiego się będę trzymać.
- Myślałam, że po tym, co zobaczyłaś, to już…
- Oj, przestań! Mam nadzieję, że o nas źle nie pomyśli – mruknęła pod nosem, wpatrując się w znajomy jej samochód. Mimo wszystko zależało jej na dobrej opinii w oczach prokuratora.

***

    Zapadał wieczór. Zgodnie z prośbą, bądź groźbą Aleksego, pod budynkiem, w jakim mieszkała rodzina Venerinenów, stanął radiowóz. Funkcjonariusze zmieniali się co kilka godzin. Ci, którzy obecnie pełnili służbę, mieli przed sobą całą noc bezczynnego siedzenia. Dlatego bardziej, niż patrolowanie okolicy, interesowała ich gra w szachy. Rozglądanie się za Perttu Raniellim było bardzo nudnym zajęciem.
- Ha! Wiedziałem! Szach-mat! – zawołał uradowany policjant. Jego kolega skrzywił się z niesmakiem – to co? Od nowa?
- Nie chce mi się… nudne się to zrobiło… - mruknął „przegrany” – jeny, nie chce mi się tu siedzieć! Ranielli nie jest taki durny, żeby przyleźć do niej do domu! – jęknął, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- No taa, ale słyszałeś: mamy tu siedzieć i koniec! Najwyżej, jak dorwiemy Kietalę, to mu napierzemy! – parsknął z nutką satysfakcji.
- A wiesz, że to dobry pomysł? – ziewnął przeciągle towarzysz – należy mu się: pcha się w bagno, a potem trzęsie portkami…
- Jednostka nr 207, zgłoś się! – dobiegło ich nagle z policyjnego radia. Policjant pośpiesznie porwał krótkofalówkę w rękę.
- Zgłasza się starszy posterunkowy, Nuuman!  
- Bójka ze dwie ulice dalej od miejsca waszego posterunku, udajcie się tam!
- Ale przecież mamy patrolować tutaj, bo pilnujemy…
- Na te pięć minut możecie się urwać, Nuuman! Macie pozwolenie!
- No… no dobra… znaczy… Tak jest! Dziękuję, bez odbioru! – odłożył sprzęt.
- Jaki ty jesteś durny! – skarcił kolega – jeszcze polemizuje, zamiast brać tyłek w garść i jechać stąd! Ja tu zaraz normalnie zdechnę!
- Dobra, dobra! Zdechniesz, jak cię zabiją za lekceważenie obowiązków! – burknął, przewracając oczyma, po czym uruchomił silnik.  
    Gdy tylko odjechali, zza jednego z budynków, wychylił się prokurator, którego mieli w zamiarze pobić. Wyciągnął z kieszeni telefon i pospiesznie odszukał znajomy numer. Po chwili zgłosiła się pożądana osoba.
- Dzięki, Timo! – rzucił do aparatu.
- Nie ma sprawy. Streszczaj się, oni zaraz wrócą! I powodzenia z tą twoją lalą! – dodał ze śmiechem.
- Mówisz o swojej? Nie wiedziałem, że jeszcze bawisz się lalkami. Pa! – mruknął na odczepnego i ruszył pod znajomy numer. Owszem, mógłby wejść, jak gdyby nigdy nic, ale narobiło się już zbyt dużo plotek. Tym bardziej „gliniarze” mieliby sporo do gadania, skoro oskarżonym był „synalek” ich kolegi, a taki przecież zasługuje na uczciwy proces!  
    Po chwili już przekraczał próg domostwa państwa Venerinen. Z natury nie był za bardzo otwarty, a wręcz denerwowały go takie spotkania, gdyż nie wiedział, czego się może na nich spodziewać… Zresztą, jeśli o to akurat chodziło, nie powinno go tutaj być. Toż to było przecież „bezczelne” mieszanie spraw służbowych z prywatnymi! Co tam policja, gdyby Virkinainen wiedział! To by dopiero było! Jednakże w owym momencie w ogóle o tym nie myślał. Przyszedł tu jako „zwykły, szary” człowiek, mimo że wmawiał sobie, iż będzie się skrupulatnie trzymać głównego wątku, czyli procesu przeciwko „wyjcowi”. Rodzina Venerinen, to znaczy gospodarze i ich syn, ciepło się z nim przywitała i zaprosiła do jednego z pokoi.  
    Już po chwili stół został zastawiony jakimiś przekąskami, napojami, to znów owocami… gospodyni tylko dopytywała, czy może życzy sobie kawy? Może herbaty? A może czegoś zupełnie innego…? Gdy w końcu zdecydował się na ten „nieszczęsny”, czarny napój, kobieta wyszła, pozostawiwszy go z mężem i Mattim.
- To… jaki jest właściwie cel w tym zaproszeniu? – spytał niepewnie.
- Jak to już żona mówiła: chcemy się odwdzięczyć! – Juha wzruszył ramionami – a jak w ogóle idzie?
- Właściwie, to mam załatwionego już jednego świadka, który zjawił się niespodziewanie i bardzo pomoże Tanji. Pracuję też nad drugim.
- Wie pan, ja się na tym nie znam, ale czy nie powinien był pan tego załatwić… jeszcze przed procesem? – rzucił nieśmiało. Pod stołem od razu został przydeptany przez syna, który nie tolerował zbytniej „bezczelności”.
- Dobrze pan myśli, oczywiście. Tyle, że ja nie miałem możliwości dostać się do tych świadków przed, ale zawsze przecież mogę ich włączyć do sprawy później – wyjaśnił spokojnie.
- Jak na tych filmach! Może na koniec będzie dramat, jak w „Czasie zabijania”? – zaśmiał się Matti.
- No wie pan, ten wyjec raczej nie zasługuje na to, żeby przysięgli przez niego płakali. To raczej on powinien nad swoim losem.
- Matti jestem! Także może mi pan tak mówić! – przechylił się przez stół i podał mu dłoń – no, widzę, że pan też widział ten film! – dodał ze śmiechem.
- Aleksi, tak mi mów – odpowiedział mu uściskiem ręki – dobrze, że nie ukatrupiłeś tego śmiecia, bo nie chciałbym być twoim oskarżycielem! – parsknął lekko.
- A co? Miałeś już sprawy z morderstwami? – zaciekawił się.
- Nie… to jeszcze nie to, ale może kiedyś…? – i tak zaczęli dyskutować na temat filmów z sądem w tle.  
    Po paru minutach Juha poczuł się tam zbędny, gość wydawał się dobrze rozumieć z synem. Ledwo skończyli jeden wątek, a już rozpoczynali następny. Gadali tak i gadali. W między czasie pani Krysia „dostarczyła” już zamówione napoje, a w pokoju brakowało jeszcze dwóch osób, które mogłyby z nimi zasiąść: Kaari, która z powodu nadgodzin jeszcze nie wróciła z pracy, i Tanji. Ta druga jednak właśnie stanęła w progu.
- Cześć – przywitała się nieśmiało. Od razu odwrócił głowę i spojrzał w jej kierunku. Dzisiaj wyglądała nieco inaczej, niż zwykle: ubrała czarną spódnicę w klosz, do której włożyła bluzkę tego samego koloru z trzyćwierciowym rękawem i dekoltem w serek. Malowały się na niej wyszywane, białe kwiaty. Rozpuściła włosy i nieco je podkręciła. Nawet się troszkę umalowała, czego już dawno nie robiła. Niby nic specjalnego, można by rzec, ale na nim zrobiła jakieś dziwne wrażenie… Ów strój bowiem ukazał jej „prawdziwą” sylwetkę, którą ukrywała pod zwykłymi, „szarymi” ciuchami. Musiał przyznać, że była zgrabna, a w tym wydaniu dodatkowo bardzo ładna.
- Cześć! Myślałem, że cię nie będzie – odchrząknął, gdy już wrócił na ziemię.
- Dawałam Aleksowi… to znaczy kotu, jeść – poprawiła się pośpiesznie i pełnym wahania krokiem ruszyła w głąb pokoju.
- Komu…? – uniósł brew.
- Nazwała kota „Aleks”, uwierzysz w to? – parsknął Matti.
- Zamknij się! – syknęła, dosiadając się do reszty – no… tak jakoś… - przyznała speszona.
- Chciałaś mi zrobić na złość, czy jak? – uśmiechnął się krzywo.
- Nie… co ty? Tak po prostu mi się z tobą skojarzył, bo ty mi go dałeś i… No jak dla mnie „Aleks” wcale głupio nie brzmi! – machnęła lekceważąco ręką, by w ten sposób ukryć zmieszanie.
- Jak chcesz, to w końcu twój kot – wzruszył ramionami.  
    Dyskusja rozpoczęła się od nowa. Gadali to, jak zwykle, o procesie, to znów o kocie, aż przeszli do żartów, śmiesznych historii, przy których było sporo śmiechu. Do gwarnego pokoju zajrzał i wspomniany już kociak, który od razu powędrował w stronę stołu i „zakręcił się” wokół nóg gościa. Ten wziął go na ręce i posadził sobie na kolanach, gdzie zwierzak w końcu się ułożył i zasnął…  
    Tanja obserwowała ten widok z nieukrywanym zaskoczeniem. Jak widać, Aleksi miał w sobie „coś”, co przyciągało owego „znajdę”. Może to, że obydwaj byli sierotami…?
- Jestem! – wtem usłyszała za plecami głos Kaari – no… widzę, że wam się dobrze wiedzie, a ja tu tyram do późna! – zaśmiała się.
- Usiądź i odpocznij – zachęciła matka.  
    I tak oto siostra „wepchnęła się” pomiędzy Mattiego i ojca i od razu wdała się z prokuratorem w pogawędkę. W rezultacie po jakichś 10-ciu minutach rozmawiali już tylko oni, podczas, gdy reszta rodziny wymieniała między sobą uwagi. Tanja poczuła w głębi siebie dziwny jej, acz znajomy ścisk… Osiągnął „szczyt”, gdy Kaari wstała z miejsca i usiadła niedaleko Aleksego, by wziąć od niego kota. Siedząc tak obok siebie kontynuowali dyskusję. W tym momencie rozszyfrowała tajemniczy „ścisk”: to była… zazdrość. Siedziała w milczeniu, bezwiednie mieszając herbatę. Kątem oka wciąż obserwowała siostrę i jej „towarzysza rozmów”. Niestety, jak dla niej, owemu „facetowi” bardzo rozwiązywał się język, jeśli tylko go za niego pociągnąć… w jej towarzystwie jakoś nie bardzo chciał gadać… Wściekła się jeszcze bardziej! – A jak tam? Jest pan może żonaty? – rzuciła pytaniem Krystyna. Usłyszawszy je, zakrztusiła się plasterkiem cytryny, który właśnie zamierzała zjeść – Tanja, co ty?! – przeraziła się.
- Nic… zaraz… mi przejdzie…! To nic… takiego…! – wykrztusiła z ledwością. Naturalnie powstały kaszel dawał się jej we znaki.
- Musisz uważać. Jeden mój znajomy też się tak zakrztusił, tyle, że coś tam pił, to od razu padł, jak martwy! Zabrali go do szpitala! – wtrącił zaaferowany Aleksi.
- Że… co…?! – wybałuszyła na niego oczy i na wszelki wypadek sprawdziła, czy jej puls jeszcze bije.
- Nie strasz jej pan, bo nam pić przestanie! – parsknął Juha.
- I tak nie piję… alkoholiczką nie jestem – mruknęła bez wyrazu, na co reszta wybuchła śmiechem, choć jej wcale do niego nie było.
- Wracając do pytania, to jak jest pan żonaty, to żona na pewno ma z panem ubaw! Zna pan wiele ciekawostek! – drążyła nadal Krysia. Młodsza córka natychmiast posłała jej destrukcyjne spojrzenie, przecież to nie jej sprawa!
- Mamo, nie pytaj o takie rzeczy… w końcu to on jest tutaj prokuratorem i to on ma prawo zadawać pytania – uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie no, nie ma sprawy! – machnął ręką – w tej chwili jestem cywilem – dodał ze śmiechem – nie mam żony i raczej nie mam zamiaru się żenić – pokręcił głową na boki.
- Szkoda… zmarnuje się pan! Lata przecież lecą! – parsknęła lekko. Tanja natychmiast posłała jej kuksańca.
- Ile razy ja to już słyszałem… ale i tak wiem swoje! – wzruszył ramionami, po czym posłał kobiecie wymowny uśmiech.
- Oj, Krysa, wiesz, jak to jest! Teraz się ślubu nie bierze! Siedzi się bez, bo w razie czego, to wiesz, rozchodzą się, a jak już ślub, to wiesz… - wtrącił Juha.
- No, a niby co innego? Wiesz, jacy w dzisiejszych czasach ludzie są wredni? – zawołała zaaferowana Kaari – Aleksi ma rację, nie ma co się chajtać!
- „Przeszli już na ‘ty’… nieźle!” – mruczała w myślach Tanja..
- A ty co? Feministka jesteś? – parsknął prawnik.
- Do odwołania! – śmiała się dalej. Tanja mogła określić ten chichot jednym słowem: „debilny”.
- To ja może… wyniosę to, co? – poderwała się od stołu, gdyż uznała, iż jest tam niepotrzebna. Wszyscy toczyli między sobą dyskusje, tylko jej do nich nie zaprosili.  
    Gdyby spojrzała na to wszystko trzeźwym okiem zrozumiałaby, dlaczego: otóż, siedziała skwaszona, nic się nie odzywała, więc stwierdzili, że nie ma ochoty na rozmowy. W końcu, w ostatnich miesiącach to była norma. Z natury była jednak rozpieszczona, pragnęła być w centrum uwagi, a tak przynajmniej było jeszcze ten rok wcześniej, zanim na jej „drodze” stanął Perttu. Gdy miała problemy ze samą sobą, jej charakter wyparł tę lepszą część i w całości przejął nad nią kontrolę całą swą „mroczną” pieczą. Tak było i teraz: chciała, by ktoś się nią zainteresował, ale i z drugiej strony wolała robić ze siebie ofiarę w postaci biednej, porzuconej dziewczynki.
- Nie, co ty? Siadaj! – zawołała matka.
- Nie, zastawia pół stołu – odrzekła uparcie, po czym pozbierała puste talerze i ruszyła z nimi do kuchni. Aleksi odprowadził ją wzrokiem.
- Przepraszam – odchrząknął – gdzie tu jest łazienka?
- Drugie drzwi po lewej, zaprowadzę! – Kaari poderwała się z miejsca.
- Nie trzeba, sam trafię. A jak nie, to zgłoście moje zaginięcie na policji! – zaśmiał się, po czym poderwał od stołu. Dziewczyna i jej brat od razu parsknęli głośnym śmiechem.
- Ale głupi jest, nie? – śmiała się dalej, gdy tego już nie było w pokoju – taki jakiś nietypowy, jak na prokuratora!
- Jest spoko, do pogadania! – wtórował jej Matti.
- Niby tak… ale nie wiadomo, co tam tak naprawdę ukrywa – uśmiechnęła się lekko Krystyna.  
    Tymczasem będąca w kuchni Tanja z ciężkim westchnieniem odstawiła talerze do zlewu i zabrała się za zmywanie. Dawno już tego nie robiła. Dziś postanowiła coś zrobić, gdyż po prostu jakoś musiała zabić te dziwne uczucia, które nią właśnie targały! Tą zazdrość, że woli innych od niej! Sama nie wiedziała, czemu tak czuje. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś będzie w ogóle zazdrosna o jakiegoś „faceta”… Chociaż nie… to była raczej taka zazdrość o towarzystwo innych, aniżeli o jego osobę… Poplątane, ale w każdym razie wiedziała swoje: wcale nie jest zazdrosna o to, że kręcą się obok niego inne kobiety. W końcu, co on ją obchodzi, niech sobie robi, co chce! I tak ma kogoś. Tylko dlaczego taką „sztuczną lalę”?! Ona tak do niego nie pasowała! Była taka… brzydka! Pewnie dlatego się do niej nie przyznawał…
    Właśnie błądził po okazałym przedpokoju, aż trafił na drzwi od pomieszczenia, którego szukał tak naprawdę. Pchnął lekko drewniane „wrota” i zajrzał do środka: stała nieopodal i w skupieniu zmywała. Bał się, że ją przestraszy, ale mimo tego i tak „wślizgnął się” do kuchni wyjątkowo cicho, jakby bał, że nakryją go tu jej rodzice i skarcą za to, że zamiast iść do toalety, chadza sobie po całym mieszkaniu.
- Sorry, ale… - odezwał się. Natychmiast upuściła talerz, aż ten prawie rozbił się w zlewozmywaku – przepraszam! – zawołał prędko.
- Przestraszyłeś mnie! Co ty tu robisz? – odetchnęła ciężko, łapiąc się za pierś.
- Właściwie to… chciałem się o coś spytać – bąknął, niepewnie się jej przyglądając – po co oni mnie tu zaprosili tak naprawdę?
    Po owym pytaniu od razu wlepiła w niego zakłopotany wzrok, bo w końcu, co miała powiedzieć? „Chcieli cię prześwietlić, czy się dla mnie nadajesz, ale powiedziałam im, że już masz dziewczynę. Tak więc chcieli to odwołać, ale głupio by to wyglądało, więc oto jesteś”? – To miłe, naprawdę – kontynuował, nie doczekawszy się jej odpowiedzi – ale wiedz, że i tak, co by nie zrobili, to na mnie nie wpłyną. Kieruję się w robocie zasadą, że to fakty decydują, a nie sympatia – popatrzył na nią znacząco.
- Przecież wiem… to nie łapówka… po prostu… - podrapała się w głowę i westchnęła dla odwagi. Musiała prędko wymyślić jakiś powód – no… od tamtego czasu, jak wyciągnąłeś mnie z tego dołka na policji, to się uwzięli, że muszą ci się jakoś odwdzięczyć i chociaż im tłumaczyłam, że nie… Nie, żebym coś do tego miała, ja też w końcu jestem ci wdzięczna… To nic z tego! Uparli się i koniec! – wzruszyła ramionami.
- Przecież dałaś mi ciasto, wystarczy – uśmiechnął się.
- Im to powiedz… - bąknęła onieśmielona.
- Słuchaj, mówiłem ci o tych świadkach, nie? Jedna z nich, ta Tiina, zdecydowała się zeznawać w sądzie. Paulę muszę tylko urobić, także wszystko jest na jak najlepszej drodze! Ale jest jeszcze coś…
- No właśnie! Miałeś mi powiedzieć! – ożywiła się.
- Odkryliśmy, że Ranielli wręcza łapówki… i żeby było jeszcze ciekawiej, prawdopodobnie sam bierze w łapę! Timo szpera w aktach, jak nikt nie widzi, i okazuje się, że jest tam sporo spraw, które powinny do nas trafić, ale ostatecznie kończyły się na komendzie po tym, jak nasz policjancik rozmawiał z przesłuchiwanymi.
- A to oszust… - zmarszczyła brwi – powiesz to wszystko?
- Na razie prowadzimy śledztwo, także nie mogę go ujawniać. Ty też nikomu nie mów! – pokiwał palcem.
- Dobra, będę milczeć, jak grób! – udała, że „zasuwa” usta na suwak.
- No ja mam nadzieję… z tego, co pamiętam, krzyczałaś na sali, że widziałaś babkę, która ma haka na wyjca, a to niefortunne dla sprawy – popatrzył znacząco.
- Przepraszam, ale zdenerwowałam się! Nic się nie wtrąciłeś, a on mnie atakował. Sama nie wiedziałam, co mam robić i mówić – zauważyła z wyrzutem.
- Głupio wyszło… zagapiłem się, bo na sali była… no… kobieta, która mnie urodziła, a nie darzę jej za bardzo sympatią – przyznał, bezradnie drapiąc się w głowę.
- Serio? I co? Mówiła ci coś? Po co przyszła? – zaciekawiona odłożyła talerze i założyła na boki mokre ręce.
- Chwilę ze mną gadała, ale to i tak niczego nie zmieni… Zresztą nie chce mi się o niej mówić – mruknął, opierając się o kuchenne meble. Zamilkła więc na moment. Nie będzie niczego ciągnąć na siłę, bo i tak jej nie powie.
- Jeny, ale fajnie! Posadzą go! – zmieniła temat, klaszcząc w ręce – i mam nadzieję, że tego anty-glinę też! Gdybym nie miała mokrych rąk, to chyba bym cię udusiła ze szczęścia!
- A tam, co tam mokre ręce? Możesz mnie za to uściskać! – zachichotał, po czym odbił się od mebli i przysunął z lekka.
- Spadaj! Ja tylko żartowałam! – parsknęła kpiąco, po czym odepchnęła go, zostawiając na jego granatowej koszuli mokre ślady.
- No i patrz, co mi zrobiłaś?! Jak ja tam teraz wyjdę?! – spanikował, oglądając ciuchy.
- To nie trzeba było się do mnie dobierać! Nie jesteś przecież u siebie! – zarechotała zaczepnie.
- Ja tylko żartowałem, wiem, że nie dałabyś się dotknąć! – odpowiedział jej tym samym.
- No… ja przecież też… - bąknęła, nieco tymi słowami zgaszona.
- Aleksi? Gdzie jesteś? – nagle dobiegł ich głos Kaari, która szukała go po przedpokoju.
- Dobra… muszę się zmywać, bo mnie nachrzanią, że się wpraszam tam, gdzie mnie nie proszono! – otrzepał koszulę i ruszył do drzwi – zostaw te gary i wracaj do reszty, co tu będziesz tak sama siedzieć? – rzucił jeszcze od progu i wyszedł. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym wytarła ręce i odeszła od zlewu. Miał rację.  
    Tymczasem reszta była ogromnie zdziwiona jego widokiem, a dokładnie „mokrym image’m”.
- Co ty? Zaliczyłeś spotkanie z prysznicem? – parsknął Matti.
- A… tak przypadkowo się zmoczyłem… jak… no, w łazience! Wiecie, myłem ręce – uśmiechnął się niewinnie – ale niczego wam nie zepsułem! – dodał pośpiesznie, widząc ich podejrzliwe miny. Tuż za nim powróciła i Tanja. Jej bluzka, mimo że, czarna, odróżniała się w miejscach, które zmoczyła wilgotnymi rękoma.
- Tanja, nie rozwalił niczego w łazience? W końcu ty też jesteś mokra! – zauważyła rozbawiona Kaari.
- Co…? Nic nie wiem, ja zmywałam naczynia – udała zdziwienie.  
    Krystyna przyglądała się to jemu, to jej… zniknął przecież na dobrą chwilę, a i jej nie było… obydwoje mieli mokre ślady… Zaczęła podejrzewać, że pomiędzy tą dwójką coś jest, ale za wszelką cenę usiłują to ukryć. Zapewne dla dobra procesu. Niech tylko Tanja przyjdzie do niej któregoś dnia z płaczem… w końcu sama mówiła, że on już ma dziewczynę. Cóż, powie jej wtedy, że sama tego chciała!
    Wieczór minął bardzo szybko. Zrobiło się późno, więc i gość musiał sobie wreszcie pójść. Choć z chęcią zostałby tam o wiele dłużej. Atmosfera była sielska, każdy miał coś do powiedzenia, był wysłuchany… Rodzice wyraźnie troszczyli się o swoje dzieci, ale jednocześnie byli otwarci na nowych ludzi. Słowem, było tam wszystko to, o czym zawsze marzył, a czego nigdy nie miał. Dobrze wiedział, czym ta wizyta się skończy – potwornym kacem moralnym, czy, żeby uwspółcześnić, „gigantycznym dołem”. Było tak zawsze, gdy zdawał sobie sprawę z tego, że jego życie nie jest normalne, jak innych ludzi, którzy mogą się wspólnie spotkać, pogadać, pośmiać, mają po prostu rodzinę… Miał tylko „kumpli”, z których jeden, do tego wszystkiego, nieznośną żonę, jakiej po prostu nie mógł strawić! Gdzie tam szukać tego rodzinnego ogniska, które rzadko kiedy zastępują przyjaciele?
    Pożegnał się ze wszystkimi, „posmęcił”, że dziękuje za udany wieczór, bo uprzejmość przecież tego wymagała, i wyszedł.
- I co? Co o nim powiesz? –  parsknęła Kaari, gdy zaraz potem razem z matką sprzątały po spotkaniu.
- Co to wychodził niby do łazienki, to poszedł za nią! – pokiwała głową.
- To co? Co w tym złego? Chcieli sobie porozmawiać na osobności – śmiała się dalej.
- Ja się już tam w to wtrącać nie będę, ale jeśli rzeczywiście ma już tam kogoś, jak mówicie, to bardzo źle! To znaczy, że chce ją tylko wykorzystać! – Krystyna była szczerze oburzona.
- Oj, tam! Przecież nie wiemy do końca! A, zresztą, skąd ty możesz wiedzieć? Może zabłądził? W końcu mamy tyle drzwi – miała z „przewrażliwionej mamuśki” niezły ubaw! Sięgnęła po kolejny talerz i wówczas dojrzała na jakiś pakunek – a to co?
- Ach! To przecież resztka ciasta, którą mu zapakowałam! – kobieta klepnęła się ręką w czoło.
- Może jeszcze jest na dole? To wezmę i...
- Ja to mogę zrobić! – w tym momencie do pokoju wparowała Tanja, jakby do tej pory podsłuchiwała i tylko czekała na jakiś „dogodny” moment, by „wkroczyć do akcji”.
- Jak to?! Przecież jest ciemno! Nie możesz sama iść! – matka pokręciła głową na boki – Kaari...
- Sama dam sobie radę! – ucięła prędko, po czym wybiegła z pokoju, jak strzała.
- Dobra! Niech idzie! Nie będę im przeszkadzać! – zachichotała starsza siostra.
- To wcale nie jest śmieszne! A jak ten czubek ją znowu zaatakuje?! – panikowała rodzicielka.
- Rany, pod domem jest policja! – przewróciła oczami.
    Tanja zamknęła za sobą drzwi i ciężko odetchnąwszy, spojrzała na schody. Wyobraźnia od razu zaczęła podsuwać jej najczarniejsze scenariusze. Serce rozbiło się nieprzyjemnie, aż rozbolała ją pierś. Ale nie mogła przecież pozwolić, żeby Kaari została sobie z nim sam na sam! Zeszła kilka stopni na dół i nerwowo pokręciła głową na boki. Co też ona wyprawia?! Żeby się tak poświęcać dla jakiegoś „głupiego faceta”?! Ale raz kozie śmierć! Może nic się nie stanie?  
    Zeszła na parter i poczuła, że chyba zaraz zemdleje. Ktoś stał tuż przy drzwiach, a jeśli…?!
- Co ty tutaj robisz? – „postać” nagle się odwróciła. Ze strachu prawie upuściła paczuszkę.
- Yyy… no… zo… zostawiłeś to… - wyjąkała, zeskakując z ostatniego schodka, choć nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
- Przepraszam, przestraszyłem cię?
- A jak myślisz? – parsknęła z nutką ironii, po czym podeszła i wyciągnęła do niego ręce z pakunkiem – myślałam, że już wyszedłeś – przyznała, rozglądając się dookoła.
- Myślę, jak to zrobić tak, żeby mnie nie widzieli... - mruknął, wyglądając przez drzwi.
- Czekaj! Mam pomysł! – zawołała po chwili zamyślenia, po czym zerwała z siebie szeroki szal w kratę, który zarzuciła na plecy przed wyjściem. Widząc to, skrzywił się, gdyż domyślał się, co ta chce z nim zrobić…  
    I nie pomylił się: już po chwili wyglądał, niczym babuszka ze wsi. Pomysłodawczyni dokonywała ostatnich poprawek, ściślej zawiązując supeł, by szal się nie obsunął.  
- Tanja, ja tak nie wyjdę! – jęknął zdegustowany.
- Nie poznają cię tak! Będą myśleli, że to jakaś babka! – przekonywała gorąco – no chyba, że chcesz, żeby cię jednak widzieli, co? – dodała z przekąsem.
- Oj, dobra już! – wywrócił oczami – ale co z tym potem? – wskazał palcem jej własność.
- No... oddasz, jak... - wykrztusiła, po czym zaczęła się trząść – no... no jak... jak się będziemy widzieć! – parsknęła głośno.
- Cicho, bo sąsiedzi wyjdą! – skarcił ją pośpiesznie – i co w tym takiego zabawnego?! – oburzył się.
- Na serio wyglądasz, jak baba! – śmiała się dalej.
- Dobra! Ale na poważnie! Cicho, bo cię jutro zabiją! – położył palec na ustach, wykrzywiając je lekko. Radosny nastrój zaczął się udzielać i jemu.
- Nie rób tak, bo wyglądasz już całkowicie, jak jakaś starucha! – wybuchła, „wyrzucając z siebie” kolejną salwę śmiechu.
- O rety... - westchnął, kręcąc głową na boki – ale chociaż tyle... przynajmniej ci poprawiłem humor... Na razie! – pomachał ręką i udał się do drzwi.
- Ej, czekaj! – wytarła łzę z oka. Nawrócił, nieco już zniecierpliwiony – pamiętasz? Dziś jest rok – uśmiechnęła się krzywo. Widać było, że wciąż ma ochotę ryknąć potężnym śmiechem.
- Z czym? – uniósł brew. Na owe słowa jej oblicze nieco sposępniało.
- No... rok temu się poznaliśmy, jak cię skopałam. Nie pamiętasz? – poczuła się zawiedziona.
- A… a no tak, jasne! – zawołał pośpiesznie – nabiłaś mi wtedy siniaka! – parsknął dla rozładowania atmosfery. Jak widać, kobiety uwielbiały pamiętać daty, nawet, jeśli chodziło o traumatyczne przeżycia.  
- Na serio? Nie chciałam... - zakłopotała się, przyglądając mu nieśmiało.
- Właściwie, to wtedy się pierwszy raz widzieliśmy, bo poznaliśmy dopiero później – poprawił z usprawiedliwiającym uśmieszkiem.
- Na jedno wychodzi! Ważne, że to już rok – odpowiedziała tym samym, ale już w chwilę potem usta zaczęły niebezpiecznie się wykrzywiać.
- Dobra, to ja spadam, zanim znowu wybuchniesz – mruknął i czym prędzej wyszedł za drzwi.
- Pa! – zawołała, po czym na nowo parsknęła śmiechem.
    Niepewnie rozglądając się dookoła, szybkim krokiem zmierzał do samochodu, do którego miał kawałek. Ulica była dobrze oświetlona, toteż przechodnie mierzyli go bliżej nieokreślonymi spojrzeniami. Nagle natrafił wzrokiem na radiowóz, który stal nieopodal. Czym prędzej odwrócił twarz i spuściwszy głowę, mruczał coś pod nosem. Jego „image” był przecież upokarzający!
- Jakie nudy… - marudził jeden z policjantów.
- Po co on nas tam wysłał, jak żadnej bójki przecież nie było? – myślał drugi.
- Bo ja wiem? Może ma omamy? – wzruszył lekceważąco ramionami – ty, patrz! Facet w babskiej chuście! – zawołał wtem, po czym wycelował przed siebie palec.
- E tam... to baba! – skwitował kolega.
- No jak?! Jest ubrany, jak facet! Baby nie noszą takich płaszczy!
- Taa, odezwał się ten, co się najwięcej zna na modzie – zakpił towarzysz.  
- No, ale nie ma babskiej figury! Widzisz gdzieś piersi?!
- A no… może? Transwestyta? – parsknął głośno.
- Pewnie idzie do jakiegoś nocnego klubu! – rechotał towarzysz – coś niesie w rękach... może go wylegitymujemy? A jak to prochy?
- Co ty? Takiego przebierańca? Na pewno ma w tym worku babskie ciuszki, żeby się potem przebrać! – wzruszył ramionami, po czym poprawił się w siedzeniu z zamiarem ucięcia sobie drzemki.
- Dobra! Będziemy tu w takim razie gnić dalej! – kompan wydawał się być zdegustowany tym, iż nie ma zamiaru ruszać tyłka z ciepłego fotela.
- Co się burzysz? Jeszcze by cię zaczął podrywać! – parsknął kpiąco, po czym przymknął powieki.
    Aleksi dotarł w końcu do swojego samochodu, po czym prędko zanurzył się w środku. Ciężko dysząc, opadł na siedzenie. Lubił ryzykować, to fakt. To wydawało się ekscytujące, ale nie wtedy, gdy masz na głowie „babskie” ciuchy! Zaczął rozwiązywać supeł, jaki zawiązała Tanja, ale z ciekawości postanowił przedtem zajrzeć w lusterko…
- Dobrzy ludzie! – czym prędzej zatkał je ręką i zerwał z siebie materiał – co za potwór! – dodał zdegustowany, po czym zaczął się podśmiewać pod nosem. Po spojrzeniu na to wszystko pod innym kątem, rzeczywiście wydawało się to zabawne… Rzucił materiał na siedzenie obok i uruchomił samochód. Nim odjechał, raz jeszcze rzucił okiem na szal. Ta dziewczyna chwilami wydawała się być bardzo rozrywkowa! Kto by pomyślał, że to już rok, jak ją zna? W tym czasie sporo się w jego życiu zmieniło i to za jej sprawą zresztą… Mimo wszystko może zaliczyć ten wieczór do wyjątkowo udanych.
    Wciąż się śmiejąc, zamknęła za sobą drzwi. Znajomy wyglądał w tej „apaszce” wyjątkowo idiotycznie! Podeszła do łóżka, po czym padła na nie, dociskając do siebie poduszkę. Myślała nad upływem czasu, tym, co się dotąd wydarzyło. Gdyby nie „czający się” niedaleko Perttu, mogłaby nawet zaryzykować stwierdzeniem, że wcale tak źle ostatnio nie było…  
    Wtem dosłyszała sygnał komórki, był krótki. Wzięła telefon do ręki sądząc, iż to „kumpela”. Był to jednak znowu ten obcy numer… Bardzo się zdenerwowała! To był jednak początek, bo oto wyświetlacz oznajmiał, że ma jeszcze nieprzeczytanego sms’a. Uśmiech od razu zniknął z jej twarzy, ręka zaczęła drżeć. Domyślała się, od kogo to… Mimo wszystko postanowiła odczytać treść: „Cześć, zdziro! Pamiętasz? Dzisiaj mamy rocznicę… od naszego ostatniego spotkania. Super było, nie? Gdybyś nie była taka puszczalska moglibyśmy to powtórzyć, a tak pozostały mi miłe wspomnienia ;) buziak lala :*” – bez zbędnego myślenia rzuciła aparatem o podłogę. Ten od razu się wyłączył. Złapała się za głowę, po czym trwała tak chwilę, trzymając się za włosy. Była w tej chwili niewypowiedzianie wściekła. Dlaczego musi jej psuć dobry nastrój?! Dlaczego wiecznie musi o sobie przypominać?! DLACZEGO W OGÓLE ŻYJE?! A by go jasny szlag!  
- Idź do diabła! Zniknij! Zdechnij! – zaczęła krzyczeć, po czym zamachnęła się na telefon stopą. Miała ochotę go rozdeptać!
- Co to za krzyki?! – do pokoju wpadła zaalarmowana rodzina. Oprzytomniała, przecież nie może zdewastować komórki, co ona jest jej winna?
- Dość tego! Ja zmieniam numer! Nie mogę tak dłużej żyć! Nie mogę! – wrzasnęła piskliwie, po czym wbiegła między nich, przepchnęła się i głośno trzasnęła drzwiami. Siostra ruszyła ku leżącemu na podłodze aparatowi.
- Pewnie ten szmaciarz znowu jej coś przysłał – westchnęła, biorąc go do ręki.  
    Tanja była już w przedpokoju, po czym drżącymi rękoma zaczęła wyciskać jakiś numer.
- Córciu, co ty robisz? – zatroskał się Juha. Odpowiedziała mu destrukcyjnym wzrokiem. Wolał od razu zamilknąć. Po paru sygnałach odezwał się gruby głos…
- Halo?! Która to już godzina! Nie ma nas teraz! – fuknął oburzony Markko.
- Proszę powiedzieć swojemu synalkowi, żeby mnie więcej nie nagabywał, bo go zabiję! Czy to jasne?! – zaatakowała odważnie.
- Co?! Co znowu?! Co za…?! To ty?!
- Tak! Szmata, zdzira, jak wolisz! Mam to gdzieś! Niech się tylko przestanie wpychać w moje życie, bo mam już tego nadto dość! Więc jeśli chce żyć, to niech sobie da siana, bo ostrzegam!
- To ty się uspokój! Jak masz sprawę, to do niego, a nie…!
- A ty nie jesteś lepszy! Nienawidzę was! Całej waszej rodziny!  
- Co ty sobie…?!
- Ordynarne, chamskie świnie! A idźcie do diabła i wreszcie zdechnijcie! – krzyknęła łamiącym się głosem, po czym z całej siły rzuciła słuchawką na widełki. Siła uderzenia była tak duża, że aparat prawie spadł ze ściany. Rodzina obserwowała to wszystko w zupełnym milczeniu.
- Lepiej ci…? – wybąkał w końcu Matti.
- I to nie wiesz, jak! – przetarła szybko oczy – niech idzie do diabła, mam gdzieś jego zdanie! – starała się uśmiechnąć, ale wzruszenie wykrzywiło usta w zupełnie inny sposób. Matka rozłożyła ramiona, po czym mocno ją do siebie przytuliła. Wybuchła płaczem. Już zaczynała żałować tego, co właśnie zrobiła. A jeśli go tym jeszcze bardziej rozjuszy?

    Rozdział 15

    Minęło nieco czasu. Lato miało się ku końcowi, ale tegoroczny wrzesień i tak zdawał się być o wiele cieplejszy, niż zwykle. Niestety, zgodnie z tym, co mówił Aleksi, Tanja otrzymała wezwanie na przesłuchanie. Perttu dopiął swego: oskarży ją o pobicie. Prokurator, jak obiecał, załatwił jej panią adwokat, która miała jej w tym wszystkim pomóc. Rodzice dziewczyny byli mu za to oczywiście bardzo wdzięczni, ale martwiły ich koszta „posiadania” takiego pomocnika.  
    Właśnie przesiadywała z nią na posterunku, w oczekiwaniu na przesłuchanie. Drżały jej ręce, głos odmawiał posłuszeństwa. Nie miała pojęcia, jak się w ogóle odezwie… Bała się, że za tymi drzwiami, tak, jak ponad rok temu, znowu będzie on, zaś będzie się krzywił i drwił sobie z niej, ile wlezie! Do tego wszystkiego przecież mu niedawno nagadała… Nagle drzwi się otworzyły i została zawołana do środka. Anja – owa prawniczka, skinęła na nią głową i razem z nią ruszyła do biura. Tam, za służbowym meblem siedział… Timo. Od razu wybałuszyła na niego oczy, jednocześnie z jej serca spadł ogromny kamień.
- Proszę usiąść – on nie był tak zdziwiony, gdyż już go wcześniej poinformowano.
- Pewnie to głupio zabrzmi, ale… nie spodziewałam się zobaczyć tutaj ciebie – bąknęła zmieszana.
- Awansowałem! – dumnie się wypiął – no, to opowiadaj, jak to było z tym Ranielli. Sam bym mu wlał, ale jako glina, to sama rozumiesz – puścił do niej oczko, aż w końcu poczuł na sobie wzrok zdegustowanej pani adwokat. Odchrząknął więc prędko i ponowił prośbę, by Tanja opowiedziała, co się tak naprawdę wydarzyło.  
    Wyrzuciła z siebie wszystko, co denerwowało ją w związku z Perttu: że jej grozi, przysyła sms’y, wydzwania, śledzi… - Trzeba było to wcześniej zgłosić! Może byśmy go przymknęli, albo chociaż byś tą ochronę dostała! – zawołał, gdy skończyła mówić.
- Nie mogłam tu przyjść, boję się go – mruknęła oburzona – poza tym, Aleksi ciągle tu chodził i mówił o tej ochronie, ale nikt go nie słuchał! Chyba, że… - zawahała się na moment – mówił mi co innego, a co innego robił i wcale tutaj nie był – na samą tylko taką perspektywę aż nerwowo przełknęła ślinę. Zbytnio zaufała temu mężczyźnie i za dużo mu powiedziała, by teraz miał się okazać „nieczułym draniem”.
- A no! Często tu bywa! Racja… Nie wiem, Ranielli ma tu duże poważanie. Zdaje się, że zna się z tym sędzią… może dlatego nikt nie chce zamknąć jego synalka? – zamyślił się.
- Czy po przedstawieniu tych wszystkich dowodów uda się jakoś uniknąć tej sprawy? – spytała Anja.
- Musicie się zapytać sądu. Ja bym uznał, że tak, ale jestem tutaj tylko od przesłuchiwania – bezradnie rozłożył ręce. Nagle rozległo się pukanie do drzwi – proszę! – rzucił zdziwiony. Ledwo to zrobił, a do środka wszedł… Perttu!
- Cześć! A kogo ja tu widzę? – na dźwięk jego głosu od razu zamarła. Czuła, że nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu. Od razu zaczęła drżeć, a serce łomotać, jak oszalałe.
- Co pan tu robi?! Proszę stąd wyjść! – oburzył się Timo.
- Ty stul dziób! Biegałem po tej komendzie, jak żeś jeszcze w majty robił!
- O, nie wiedziałem, że już od młodych lat trudniłeś się przestępstwem – zakpił – dobra, na serio: spadaj stąd, bo wezwę kolegów!
- Naskoczysz mi! – prychnął kpiąco – chcę coś tylko powiedzieć tej lali! – to powiedziawszy, nachylił się do niej. Czując na sobie jego ciepły oddech, przesycony wonią papierosów, od razu przeszły ją nieprzyjemne ciarki – oko za oko, mała! Ty mi sądem, to ja tobie to samo i tym razem kochaś już cię nie uratuje! – zarechotał. Natychmiast zerwała się z krzesła i stanęła parę metrów dalej. Timo chwycił go pod ramię i pociągnął w swoją stronę.
- Zjeżdżaj stąd, bo wsadzę za obrazę władzy! – zagroził przy tym.
- Odwal się! – prędko się wyszarpnął – i więcej takich telefonów, laleczko! Uwielbiam, jak się wściekasz! – zwrócił się do niej, po czym posłał całusa. Z nerwów i obrzydzenia aż poczuła mdłości.
- To, że twój tatko, to glina, nie uprawnia cię do łażenia po całej komendzie! Won stąd! – znajomy otworzył drzwi i niemalże „wykopał go” na zewnątrz.
- W porządku?! – Anja prędko ruszyła do swej klientki.
- To jest… to jest jakieś chore! On powinien siedzieć! Nie może być na wolności! To jakiś horror! – bezradnie złapała się za głowę i przejechała rękoma po włosach. Czuła, że zaraz się rozpłacze, a wcale tego nie chciała. Tym razem musi być silna.

***

    - Pani Mikkanen… rozumiem pani złość, ale… - westchnął Aleksi.
- Mam dość, rozumie pan?! Żyłam sobie spokojnie, aż tu to znowu wraca! Mam rodzinę, tamto należy do przeszłości i mam gdzieś, co się dzieje z Perttu! Niech sobie wyje po wszystkich kontynentach, co mnie to?! – furczała oburzona kobieta. Kolejne wezwanie bardzo ją zdenerwowało.
- Mówi pani tak dlatego, że skończyło się tylko na czymś takim, gdyby…
- Słucham?! „Tylko”?! Pan sobie chyba ze mnie żarty stroi?! Ten facet chciał mnie zabić!
- A to jest czyn karalny, dlatego… - wtem przerwał mu dźwięk telefonu – przepraszam – mruknął i podniósł słuchawkę – tak…? O, świetnie! Jasne, wpuść je! – rzucił po chwili ożywiony – chciałbym pani kogoś przedstawić, skoro już tu jest… - odchrząknął i poprosił do biura przybyłe. Były to Tanja i jej „nowa” prawniczka – Anja – widziała już pani tą dziewczynę, to Tanja Venerinen. Tanja, to Paula Mikkanen, była dziewczyna Perttu.
- Miło mi – burknęła podenerwowana kobieta, choć nie wiadomo, ile było w tym prawdy, a ile wymuszonej uprzejmości. Tanja odpowiedziała jej skinięciem głowy.
- Ją Perttu uderzył tylko raz, ale za to dopuścił się czegoś jeszcze: zgwałcił ją, ale chyba pani już o tym wie… Dlatego bardzo chciałaby, żeby poszedł za to siedzieć, ale z dowodami, jakimi dysponuję i obrońcą, jakiego ma Perttu, ma marne szanse, jak każda zresztą kobieta, która walczy w sądzie o wygraną w takiej sprawie. Jeżeli nie zgodzi się pani powiedzieć tego publicznie, to on spokojnie pozostanie na wolności i będzie sobie robił, czego dusza zapragnie! Jak pani sądzi, co tu jest sprawiedliwe? Żeby to ona drżała ze strachu zamiast on, który nie potrafi opanować swoich dzikich żądz? – wyjaśnił, nie spuszczając oka z Pauli. Przez cały ten czas obserwował jej wyraz twarzy: wyraźnie się zmieszała.
    Tanja zerkała to na nią, to na niego. Była pod wrażeniem tego, jak stawał w jej obronie. Jak zależało mu na jej bezpieczeństwie. Nawet, jeśli wymagał tego od niego wyłącznie jego zawód. Chciała wierzyć, że to nie tylko to. Podziwiała w nim tą odwagę i chęć walki.
- Ale… ale co ja mam do tego? Przecież mnie nie zgwałcił, to… - westchnęła Mikkanen, drapiąc się w czoło.
- Ale może pani poświadczyć, że skoro jest zdolny do przemocy fizycznej, to i seksualnej! Wie pani, co się z nią potem działo? Nie chciałaby pani przez to przechodzić, a przecież mogła, bo mógł zrobić pani to samo.
    Słysząc te słowa, Tanja poczuła jakieś dziwne ciepło. Zdawała sobie sprawę z tego, że on tak naprawdę nie rozumie jej przeżyć i uczuć z tamtego okresu, ale mimo to odczuła ulgę, że ktoś przynajmniej o tym mówi, że go to obchodzi.
- Zgadzam się z nim – pokiwała głową Anja – przestępcy powinni być za kratkami!
- Sama nie wiem… boję się, co będzie potem… - przyznała szczerze Paula.
- Ojcem już się zajmujemy. Prawdopodobnie postawimy mu już niedługo zarzut łapówkarstwa, także straci wpływy – kontynuował przekonywanie owej kobiety, co przecież wcale łatwym nie było. W swoim środowisku znany był jednak jako „nieugięty i uparty”. Nie kończył sprawy, dopóki nie osiągnął zamierzonego celu, a w tym wypadku było to oczywiście zmuszenie jej do zeznań w sądzie – pani mąż na pewno opowiedziałby się za tym, żeby pani to zrobiła. Przecież nie odbierzemy wam dachu nad głową! Więc nie ma się czym martwić – uśmiechnął się drętwo. Kobieta miała tak dziwny wyraz twarzy, że nie odważyłby się na to, by był on szczery.
- Proszę – Tanja nerwowo przełknęła ślinę – niech mi pani pomoże… boję się teraz tak samo, jak pani kiedyś… tyle, że w tym wypadku jest gorzej… obawiam się, że nie da mi spokoju, wręczając pieniądze tak, jak pani. On ma na moim punkcie jakąś obsesję. Musi zostać zamknięty, bo inaczej to ja będę musiała opuścić ten kraj, a wcale tego nie chcę! – tłumaczyła, prawie już błagalnym tonem.
- Umówiliście się, czy jak? – mruknęła pod nosem – no… no dobrze! Niech będzie! – rzuciła w końcu.
- Dziękuję! – szczerze się ucieszyła. Aleksi odetchnął z ulgą.
- Ale tylko na tą chwilę! – szybko ostudziła ich zapał – muszę to omówić z mężem i w ogóle… przecież nie mogę się narazić, żebym potem musiała opuszczać kraj z powodu NIE SWOJEJ sprawy! – nerwowym ruchem włożyła torebkę na ramię – mogę już iść? – burknęła podenerwowana.
- Tak, to wszystko. Przyślemy pani listownie informacje, co do rozprawy, jej dnia, godziny, itd.
- Chyba, że się rozmyślę… Do widzenia! – rzuciła oschle, po czym prędko skierowała się do drzwi – acha! – tuż pod nimi jeszcze się jednak zatrzymała – na drugi raz proszę nie snuć jakichś chorych domysłów! – dodała oburzona.
- Nie rozumiem… - bąknął zdezorientowany.
- Coś pan ostatnio powiedział mojemu mężowi… Proszę na drugi raz nie wtrącać się do naszego życia! To, że jest pan prokuratorem, wcale nie daje panu takiego prawa! – wyrzuciła obrażona, po czym trzasnęła drzwiami.
- Rany, co za wredne babsko! – Tanja kpiąco wykrzywiła twarz.
- Nie dziwię się wyjcowi, że chciał ją ukatrupić – mruknął pod nosem.
- A co mu takiego powiedziałeś, że się tak wściekła? – zaciekawiła się, marszcząc przy tym brwi.
- A nic tam! Że jego żonka jest w ciąży, ale chyba jednak nie… zresztą, mam to gdzieś! – machnął ręką, na co Tanja wybuchła spontanicznym śmiechem, a Anja zmierzyła go z wahaniem – to co was tu sprowadza? – zmierzył je podejrzliwie. Tanja coś zanadto często przychodziła do jego biura…
- Byłam dziś na tej policji… chciałam wszystko opowiedzieć – westchnęła, bez pytania padając na krzesło, choć mogła to przecież zrelacjonować przez telefon. Zaskoczona ową „bezczelnością” Anja, zajęła to drugie.
- A… no tak! To mówta! I co załatwiłyście? – zaciekawił się.

***

    Perttu zamknął za sobą drzwi wejściowe. Z pokoju od razu wychylił się ojciec, który przebierał się w służbowy strój. Syn zmierzył go z obrzydzeniem, gdyż mimo wszystko nie mógł zrozumieć, jakim cudem ten utrzymał się w policji.
- Gadałem z Tanno. Kochaś tej ladacznicy ma jakichś dodatkowych świadków, których wcześniej nie miał na liście – ozwał się Markko.
- Jakich? – zmrużył oczy.
- Tego, to nie wiem, kazał sobie zapłacić za taką informację, a ja już nie mam pieniędzy! Sam musisz skądś wytrzasnąć, ja nimi nie robię!
- Nie wiem, jak możesz się z nim przyjaźnić… toż to zwykły materialista! Fałszywy, jak wściekły pies! – prychnął zdegustowany.
- Nie musiałbym tego robić, gdybyś się w kółko nie pakował w jakieś dziadostwo! Co rusz, trza ci tyłek z brudów otrzepywać! Kiedy się wreszcie nauczysz, że się uważa?! Albo najlepiej legalnie! Bierzesz forsę, idziesz do agencji…!
- Przestań, tato… ile razy mam tłumaczyć, że ja nie szukam samej przyjemności, ale i miłości?! – skrzywił się poirytowany.
- Miłość, to przyjemność! Jarzysz?! Coś takiego, jak brednie o miłości na śmierć i życie pomiędzy kobietą i facetem nie istnieje! Baba ma być posłuszna i jak trzeba, to jej wlejesz, a kiedy jest potrzebna – bierzesz ją do łóżka! Po to są nam potrzebne! Rozumiesz?! Tylko do tego! A jak coś nie pasuje, to kop w tyłek, proste! – tłumaczył, wiążąc krawat do lustra. W progu stanęła żona i słuchała tego wszystkiego z nieukrywanym żalem, ale i pogardą. Zastanawiała się teraz, co ona w ogóle robi z tym mężczyzną od tylu lat? Czy on ją kiedykolwiek kochał?
- Robiłem, jak mówisz, i co?! Właśnie to! – uniósł się syn.
- Tylko z szacunkiem, bo wiesz, co będzie! – warknął obruszony, a gdy odwrócił głowę, natrafił na zimne spojrzenie małżonki – a ty co się tak gapisz, jak kat w ofiarę?! Obiad idź gotować i nie podsłuchuj cudzych rozmów! – wskazał palcem drzwi od kuchni.
- Chciałam tylko powiedzieć, że na Perttu czekają koledzy – odparła chłodnym tonem, po czym patrząc gdzieś przed siebie, ruszyła we wskazane miejsce.
- A ta co znowu? Zaś jakieś fochy strzela? Jak tak, to trzeba będzie ją nauczyć moresu… - prychnął pod nosem. Perttu przecisnął się obok i ruszył na górę, gdzie oczekiwali go kumple z zespołu. Gdy wszedł do środka, wszyscy się z nim przywitali, jak zawsze, z wyjątkiem Jyrkiego. Ten siedział wbity w sofę i, robiąc jakieś dziwne miny, nawet się nie odezwał.
- A temu co? Jęzor połknął? – mruknął gospodarz, zdegustowany ową postawą.
- Nie wiem, boczy się od rana! – Janne chwycił z talerza jabłko i bezczelnie „uwaliwszy się” na fotel, zaczął nim zajadać – dobra, słuchaj: przyszliśmy, bo musimy pogadać! Wiesz, rozważamy pójście na studia i…
- Znowu zaczynacie?! A zespół?! – prychnął oburzony.
- Nie wiadomo, co z nim, to…
- Jak „nie wiadomo”?! Jak się skończy ten kretyński proces, to już możemy grać na całego!
- O ile nie pójdziesz siedzieć – Jyrki w końcu się odezwał.
- O co ci chodzi?! Pijesz do mnie?! – zawisł nad nim z groźną miną.
- Nie bądź taki pewny siebie. To, że dużo dajesz w łapę temu adwokacinie, i może jeszcze sędziemu, nic nie znaczy…
- Bo cię stąd zaraz wykopię! O co ci się dziś rozchodzi?!
- O to, że mi się chwilami niedobrze robi, jak na ciebie patrzę! – zerwał się z miejsca.
- CO?! Walnęło ci?! Jak ci tak źle, to spadaj! Szukaj sobie innych frajerów! – wściekle pogroził mu pięścią przed nosem.
- Chłopaki, spokojnie! – między nich wszedł Janne – stary, o co ci dziś chodzi?! – zwrócił się do Jyrkiego.
- Moja siora była wczoraj na dysce i wiesz, co się po niej stało?! Napadli ją jacyś debile, ledwo co się im wyrwała! Ale nie dużo brakowało, żeby zrobili jej to samo, co on tamtej! Wyobrażasz sobie, jak ona potem wyglądała?! Jak się zachowywała?! Do tej pory nie może dojść do siebie, a taki palant…! Ja nie wiem, dlaczego ja się z tobą jeszcze kumpluję?! Przecież ty jesteś… parszywym zboczeńcem! – wykrzyczał mu w twarz. Nie musiał długo czekać na odpowiedź: kolega zamachnął się i z całej siły przyłożył mu z pięści. Wpadł na kanapę i aż z niej spadł pod wpływem silnego ciosu. Gdy uniósł się na podłodze, z jego nosa ciekła już strużka krwi.
- WON STĄD! Nie chcę cię widzieć w bandzie! – wokalista wycelował palcem w drzwi.
- Spoko, Perttu! Nie wkurzaj się tak! Facet miał przeżycia, to…! – próbował załagodzić sytuację Tuomas.
- Lepiej niech stąd zjeżdża, jeśli nie chce jeszcze jednego! Ogłuchłeś?! WYPAD! – na jego szyi aż powychodziły grube żyły, był niemożliwie wściekły. Kolega pozbierał się z podłogi, mierząc go wrogim spojrzeniem.
- Jesteś świr! Na pewno pójdziesz siedzieć! – pokiwał palcem, udając się do drzwi.
- Jeszcze jedno twoje słowo, a polecisz po schodach! – wystartował do niego z zamiarem powtórzenia ciosu, ale został przytrzymany przez resztę.
- Zapamiętaj to sobie: prędzej, czy później i tak odpowiadamy za to, co złe! – wymierzył w niego po raz ostatni i zatrzasnął drzwi.
- ZJEŻDŻAJ I ZDECHNIJ! – wrzasnął za nim – puszczajcie mnie! – warknął, rwąc się, niczym wściekłe zwierzę – może też macie jakieś wątpliwości, co?! Mam gdzieś jego siostrunię i całą jego rodzinkę! Mogą się nawet utopić!
- Spoko… nie wkurzaj się tak – wtrącił nieśmiało Janne. Kumpel wyglądał tak strasznie, że nawet on zaczął się go bać.
- Jeszcze jeden mi tu wyskoczy z wyrzutami sumienia, to zabiję! – popatrzył po nich „obłąkanym” spojrzeniem – a teraz ruszać tyłki! Idziemy się gdzieś zabawić, bo mnie strasznie wkurzył! – furcząc tak, udał się do drzwi i z całej siły je za sobą zamknął. Dom aż zatrząsł się w posadach.
- Chyba tym razem już naprawdę mu odbiło – bąknął Tuomas.
- Też mi nowość! – syknął Janne.
- No, dlatego mówię, że naprawdę, nie? Bo na serio mocno.

***

    Tanja zmierzała już z Anją do drzwi. Co, jak co, ale nie może przecież spędzić w prokuraturze całego dnia. Wystarczy, że i tak jest już w niej częstym „gościem”… No, ale miała powody, by tu bywać! Prawniczka chwyciła za klamkę, gdy okazało się, że ktoś wchodzi z drugiej strony. Gdy owa osoba przekroczyła próg, Tanja przeżyła niemały szok. To był… Jyrki! Ale co on robi w prokuraturze?  
    Zmierzył ją jakby wystraszonym spojrzeniem i prędko przepuścił Anję. Ona stanęła, jak wryta. Trudno było określić, jak na niego patrzyła. Z pogardą? Nienawiścią? Może nutką strachu? Bądź, co bądź miała żal do tej trójki – jego, Tuomasa i Janne. Mogli przecież zostać w tym autokarze, bo na pewno wiedzieli, do czego ich koleżka jest zdolny. Znali się przecież tyle lat! A mimo to nie powiedzieli mu, żeby nie robił nic głupiego, nie powstrzymali go przed tym. Co więcej, oddalili się z miejsca, jakby wiedzieli, co ma w zamiarze. Byli więc jego wspólnikami.  
    Oprzytomniała, przepchnęła się obok i prędko wyszła na zewnątrz. Odetchnął głęboko i spojrzawszy na schody, ruszył ku nim. Prawdę mówiąc, bał się: on, „facet”, a jednak zżerał go strach. Bał się go, wiedział, że jest zdolny do zrobienia jakiejś głupoty, ale trudno – zaryzykuje.
- Co to był za jeden? Zbladłaś na jego widok – zauważyła już na ulicy adwokat.
- Kumpel tego kretyna, który mnie zgwałcił – mruknęła z niechęcią.
- Serio? Co on tam robił? – zaciekawiła się.
- Nie wiem, może też coś przeskrobał i go wezwali? U takiego, to wszystko możliwe – prychnęła, jak najszybciej ruszając przed siebie.
    Aleksi był w tym czasie zajęty osobą Perttu, a konkretniej układaniem pytań do jego przesłuchania podczas kolejnej rozprawy. Zastanawiał się, jak wpleść w wątek sprawy zeznania Tiiny oraz Pauli… Tak, zapyta go o nie, a potem poprosi jedną z nich na salę, oznajmiając w ten sposób, że ma jeszcze dwóch świadków…  
    Owe rozważania raz po raz przerywała jednak… Tanja. Czy raczej, żeby uściślić, jej zachowanie. Wszak, jeszcze do niedawna „chciała zjeść go żywcem”, a teraz czuła się w prokuraturze bardzo swobodnie… wręcz, jakby znali się od zawsze. Jej obecność mu nie przeszkadzała, może nawet… lubił te wizyty? Ale ona była przecież stroną w sprawie. Do tego, nie tak dawno temu sprawiała wrażenie… obłąkanej. Kto mógł dać gwarancję na to, że już z nią wszystko dobrze? Nie, co to za pytanie? Życzy jej tego, ale nic poza tym. Szkoda, by taka ładna, sympatyczna dziewczyna popadała w czarną rozpacz przez takiego „łachudrę”. I to jej osobiste zainteresowanie jego sprawami, chęć pomocy… Było naprawdę miłe, nawet, jeśli powodowała nią jedynie ciekawość. Chciał jednak wierzyć, że to przejaw sympatii.
    Wtem ktoś cicho zapukał do drzwi, tym samym przerywając jego rozmyślania.
- Proszę! – zawołał niechętnie. Nie chciało mu się teraz z nikim gadać, wszak był zajęty… a przynajmniej próbował pracować. Gdy jednak do środka wszedł Jyrki, prędko wyprostował się w fotelu – ty tutaj? O co chodzi? – zdziwił się.
- Chcę wszystko odkręcić – mruknął, podchodząc bliżej.
- Nie rozumiem – rzucił z wyraźnym dystansem.
- No chcę złożyć inne zeznania! Wiem, co się tam wydarzyło – burknął, siadając naprzeciwko.
- Jak to…?
- No co się tak, facet, dopytujesz? Byłem, to i wiem, proste!
- Widzę, że nauczyłeś się od kolegi braku szacunku – zauważył, wciąż obserwując go podejrzliwym wzrokiem.
- Ty pierwszy skończyłeś z uprzejmościami – wzruszył ramionami – dobra, do sedna: laska mówi prawdę, zrobił jej to.
    Usłyszawszy owe słowa, prokuratorowi nie pozostało nic innego, jak tylko zawołać sekretarkę.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 10748 słów i 60547 znaków.

4 komentarze

 
  • jaaa

    <3

    18 paź 2016

  • aniaaa

    Super  :rotfl:

    18 paź 2016

  • BENO1

    to jest super, czyta się bosko  :bravo:

    18 paź 2016

  • nutty25

    @BENO1 bardzo mi miło ;)

    18 paź 2016

  • kkaaaaar12

    Jej to jest fantastyczne.... Czyta się lepiej niż nie jedna książkę.  Pisz, dodawaj i to jak najszybciej.  ☺pozdrawiam

    17 paź 2016

  • nutty25

    @kkaaaaar12 jej, dziękuję. to dla mnie naprawdę wielki komplement, bo wiem że do "doskonałości" to temu daleko ;) również pozdrawiam :)

    18 paź 2016