She's the only one for me cz. 27

Wielu (błędnie) twierdzi, że na zmartwienia, czy różnego rodzaju zawody najlepszy jest alkohol. Dlaczego to błędne myślenie? Bo w istocie na moment „znieczula”, ale gdy już wyparuje, znowu powraca szara rzeczywistość – czasem o wiele gorsza, niż przed spożyciem alkoholu, gdyż pod jego wpływem człowiek zdolny jest robić rzeczy, o jakich mu się nawet po trzeźwemu nie śniło. Aleksi doskonale o tym wiedział (chociażby po tej bójce z Perttu), ale i tak wolał być z tych, co to szukają „znieczulenia”, i zamiast jechać do domu, zawędrował do jednego z barów. Tam przysiadł przy ladzie i zamawiał coraz to nowe kolejki, żaląc się do jednej z kelnerek, która słuchała go, podpierając się ręką o blat, aż zadzwonił jego telefon:
- Taa…? Sorry, nie mogę teraz gadać, właśnie się upijam – nim Hannu zdążył wypytać, co się dzieje, już się rozłączył. Kobieta parsknęła śmiechem.
- Dobre to było! Ale już chyba panu wystarczy, co?
- Nie! Zachlam się na śmierć! Wszystko jest do dupy, i razem z tobą, wiesz?
- Słucham…? – kobietę nieco zniesmaczyło takie stwierdzenie, choć pijanemu powinna raczej puścić to płazem.
- Przepraszam! Nie chciałem obrazić! – uprzejmie się ukłonił, przy okazji prawie spadając ze stołka – chodzi tylko o to, że… wy zawsze coś tam ukrywacie… udajecie dobre, a potem… się pokazujecie naprawdę – bełkotał, na co ta podśmiewała się z niego, posyłając barmanowi uśmieszki. Kogo nie bawi pijacki słowotok?
- Mira, obsłuż stolik! – obok pojawił się szef. Kelnerka zostawiła więc „pijaka” i odeszła.
- I widzisz? – klient zwrócił się w takim razie do barmana – ona też sobie poszła w diabły!
- Chodzi o kobietę? – spytał, przecierając blat. W odpowiedzi Aleksi skrzywił się z niesmakiem i machnął ręką – będą inne, co to? Mało ich? Z ostatnich badań wynika, że jest ich więcej od nas – parsknął śmiechem.
- Taa! W życiu! Już dosyć z nimi! Wiesz, co się przez tą ostatnią stało?! Zeżarła mi robotę, reputację… i jeszcze jakieś pretensje! Nic mi się nie układa! Do dupy z tym wszystkim! – zawył, po czym rozpłakał się, jak małe dziecko i schował głowę w ramionach. Barman przewrócił oczyma i z trudem powstrzymał się od wybuchu śmiechu. Takie sytuacje nie były mu obce: prawie, że codziennie przychodzili tu mężczyźni, po czym upijali się i „ryczeli, jak baby”. Powody były różne: to problemy w pracy, bądź jej utrata, przyjazd… teściowej, czy kłopoty wychowawcze. Najliczniejszymi przypadkami były jednak te, dotyczące kobiet i wszystkiego, co z nimi związane. Toż to był temat rzeka. Pracownik baru znieczulił się jednak na takie historie do tego stopnia, że teraz bardziej go to bawiło, aniżeli skłaniało do okazania współczucia „nieszczęśnikowi”.
    Tymczasem do lokalu weszła para: Enni i jej nowy chłopak, po czym zajęli jeden ze stolików.
- Nie byłam tu nigdy! Fajnie jest! – rozsiadła się na krześle – i jak tam? Kiedy się wyprowadzasz z domu? – zagaiła z uśmiechem. W głębi siebie marzyła, by już założyć rodzinę i wprowadzić się z ukochanym do własnych, tzw.  czterech kątów.
- Jak tylko kupię tą chatę… chyba się na nią zdecyduję – ziewnął przeciągle – będę wtedy robił imprezki od rana do wieczora! – założył ręce za głowę. Odpowiedziała uśmiechem i wstrzymała oddech w oczekiwaniu, czy zaprosi ją do urządzania owego „gniazdka”? Ale minęła chwila, dwie, aż w końcu zeszło na inny temat, ale o tym ani słychu, ani dychu… - no i tak sobie myślałem, żeby pójść do roboty u starego, ale chyba na razie zrobię sobie przerwę… nie chce mi się robić, muszę odpocząć po studiach – westchnął, raz po raz się przeciągając, jakby miał tam zaraz usnąć.
- To fajnie… albo i nie? Ja tam bym się cieszyła, że od razu mam robotę, o taką w końcu niełatwo – mruknęła, nieco już poirytowana. Odkąd tam tylko weszli, w kółko „nadawał” o sobie.
- Jestem bogaty, to co mi zależy? – wzruszył lekceważąco ramionami.
- Ale jak się wyprowadzisz z domu, to będziesz musiał liczyć tylko na siebie.
- Mam kartę od starego – znowu ten sam gest.
- Skoro tak cię sponsoruje, to może chociaż miałbyś dla niego więcej szacunku? – uszczypnęła wreszcie.
- O co chodzi, złotko? – mruknął znudzony – zabujałaś się w moim starym, czy jak?
- Przestań, nie mogłeś wymyślić większej głupoty – skrzywiła się – pójdę chyba do łazienki… zaraz wracam – dodała, wstając z krzesła, po czym ruszyła na jej poszukiwanie.
- Poczekam – ziewnął po raz któryś z kolei – może jak się opróżnisz, staniesz się do pogadania? – parsknął pod nosem.  
    Dziewczyna, mrucząc coś tam do siebie, zmierzała właśnie do celu, gdy jej uwagę przykuła jedna z osób, która siedziała przy barze.
- Aleksi…? Rany, znowu pijesz? – bąknęła, stając obok niego.
- Co to? – uniósł się, robiąc przy tym jakąś głupią minę – słyszę coś, ale nikogo nie widzę… tak! – pokiwał głową, śmiejąc się do siebie, jak idiota.
- Zna go pani? – zwrócił się do niej barman. Przez chwilę się zawahała. Przyznać się, czy nie? Zresztą, co jej szkodzi? W odpowiedzi twierdząco skinęła – no to jak go zna, to niech stąd zabierze, bo będę zmuszony zadzwonić po policję, żeby go odstawili do domu. Sam na pewno nigdzie nie zajdzie, a ja go tu nie przenocuję, to nie moja knajpa! – zaparł się rękoma.
- Policja? Gdzie…? Ranielli dał ci w łapę? – bełkotał nieprzytomnie.
- Weźcie mnie zastrzelcie! – mruknęła pod nosem. Nie dość, że musiała słuchać samolubnego chłopaka, to teraz jeszcze ten… Ani chwili dla siebie!
    Mimo wszystko ruszyła po Kalle. Temu oczywiście nie było w smak taszczyć jakiegoś „pijaka” do domu. Zwłaszcza jego… Do tego wszystkiego Aleksi jeszcze się wyrywał i nie chciał pozwolić zabrać od baru.
- Nie! Tu mi dobrze! Chcę więcej! Barman… czy kim tam jesteś… daj coś jeszcze! – uderzył pięścią w blat. Goście lokalu już zwracali głowy w ich stronę.
- Niech pan go nie słucha! On bredzi! – Enni na próżno ciągnęła go za ramię, nie dał się nawet tknąć.
- I tak mu nie dam! – mężczyzna pokręcił głową na boki.
- Do diabła! Odwaliło ci?! Sama go sobie taszcz! Ja sobie nie będę wstydu robił! – wściekły Kalle w końcu puścił jego ramię i skierował się do wyjścia.
- Czekaj! – pisnęła zdenerwowana – do licha, pomoże mi pan?! – jęknęła do barmana. Ten prychnął pod nosem, ale najwidoczniej ruszył na pomoc – coś ty narobił?! Po coś się tak schlał?! – jęknęła, ponawiając próbę odciągnięcia znajomego od trunków.
- Twoja przyjaciółka… to zdrajczyni… - wymamrotał nieskładnie.
- Kto? – nic nie rozumiała z tego bełkotu.
- Ale i tak ją kocham… Nie! Do diabła z nią! Precz! – machnął ręką w „pijackim” odruchu. Wielu z nich „uwielbia” to kiwać palcami, to znów gestykulować właśnie rękoma. Tyle, że w tym wypadku ów gest prawie wpakował Enni na blat.
- Uspokój się! – oburzyła się – co ona ci zrobiła?! Jeny! – skrzywiła się z niesmakiem. Właśnie zjawił się barman i tym samym ponowili próbę wyprowadzenia go z „knajpy”.
- Jak ją spotkasz… to jej to powtórz, że jest… czarownicą, jędzą i… albo nie! Powiedz jej, że jest moim słoneczkiem – marudził dalej.
- Rany… jaki romantyk! – sapała, gdy już wspólnie z nieznajomym zmierzali do wyjścia.
- I że aż mi się niedobrze robi, jak ją widzę… to chyba dobrze, co…?
- Że jak…? Źle się czujesz?! – przeraziła się.
- No… trochę? No… niedobrze mi…
- O rany! Ani się waż! – pisnęła, odsuwając się na wszelki wypadek. Barman zrobił to samo… Po paru minutach wreszcie wyszli na zewnątrz – najmocniej pana przepraszam! Wrócę i pomogę panu to sprzątnąć! – „jęczała” do pracownika lokalu.
- Nie trzeba! Kelnerki to zrobią! – mruknął zdegustowany – dobrze, że nas oszczędził! Na szczęście takie widoki, to nic nowego. Często u nas piją, a potem wymiotują! Dziękuję, że go pani zabiera, miałem go już dość! – burknął i zniknął na powrót w środku. Z wnętrza swojego renault wyłonił się Kalle.
- Jesteś wreszcie, matko Tereso z Kalkuty?! – zawołał w jej stronę.
- Ej, a widzieliście ten film, jak ona… rzucała tymi kulami…? – parsknął Aleksi.
- Tak… - przewróciła oczami – nie wkurzaj się! Musiałam go wyprowadzić, barman mi kazał! Zresztą, to mój znajomy, co nie?!
- No to sobie ciekawych znajdujesz! Dobra, zostaw go i jedziemy stąd!
- Zwariowałeś?! Jest zima, ma tu zamarznąć?! – oburzyła się.
- To go wsadź w jaką taksówkę i spylamy!
- Nie ma mowy! Odwieziemy go twoim samochodem, wiem, gdzie mieszka! – zaprotestowała wzburzona.
- Jeszcze czego?! A jak mi zarzyga tapicerkę?! Ja nie będę potem mył! – prawie już piszczał, niczym nieznośna pannica.
- Już zwymiotował w barze! A drugi raz może nie będzie! – burknęła poirytowana jego „dylematami”. Pijany towarzysz, znudzony ich „pogawędką”, wsparł się tymczasem o jeden ze stojących tam pojazdów i zaczął drzemać. Łokieć, którym się wspierał o samochód, powoli osuwał się z dachu i w rezultacie zaczął spadać w dół, prosto na chodnik. Spanikowana Enni złapała go w ostatniej chwili.
- Widzisz, jak skończyłaś?! Jako niańka dla pijaków! – zaatakował chłopak.
- On nie jest pijakiem! Coś mu tylko odwaliło! – warknęła, z ledwością doprowadzając go do pionu.
- Jak ci tak na nim zależy, to rób sobie, co chcesz, ja się zmywam! – warknął wściekle i szarpnął za drzwi.
- Ani się waż odjechać, bo z nami koniec! – zagroziła podenerwowana.
- Koniec… koniec bez początku…? – wspierający się na jej ramieniu Aleksi popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Boże, daj mi siłę! Tanja, ja cię zabiję! – pisnęła do siebie. Wtem, tuż obok, przejechał luksusowy lexus, po czym zatrzymał się po paru metrach. Ze środka wyskoczyła elegancka kobieta w średnim wieku.
- Mama? Co ty tu robisz? – zdziwił się Kalle.
- Co mu jest?! – ta, zamiast do niego, skierowała się ku… Aleksemu. Syn wybałuszył oczy.
- On? – bąknęła zdezorientowana Enni – jest tylko pijany… muszę go odstawić do domu – wyjaśniła niepewnie, choć z drugiej strony… matka Kalle musiała go znać, w końcu była kiedyś u niego w prokuraturze. No, ale jak tak na to jeszcze popatrzeć, to Kalle nic jej o tym nie wspominał. Ba, do momentu „wypadu” na kręgle on i Aleksi nawet się nie znali… Dziwna sprawa.
- Ja cię skądś chyba znam… - ten tymczasem zmrużył oczy – acha... mamusia! – parsknął głupkowato.
- Jeny, jaki żałosny dowcipniś! – prychnął zniesmaczony Kalle. Hanna postanowiła to zignorować i zwróciła się do niemniej zdezorientowanej Enni:
- Zostaw go, ja się nim zajmę.
    Dziewczyna zmierzyła ją z wahaniem. Mówi poważnie?
- Mamo! Odwala ci?! – skrzywił się na to syn – nie znasz dziwaka, to co ci do niego?! Co to, izba wytrzeźwień?!
- Zamknij się i nie denerwuj mnie! – syknęła poirytowana.
- Właśnie! Nie wkurzaj mamy, bo ci dowalę! – parsknął, wyraźnie tym wszystkim ubawiony Aleksi, po czym objął kobietę ramieniem. Enni rozwarła usta ze zdziwienia, a w Kalle zawrzało.
- To nie słyszysz, co on gada?! Obraża cię, a ty jeszcze…!
- Ja jestem jego matką! – zawołała jakimś dziwnym głosem, a jej oczy wypełniły łzy. Młodszy syn natychmiast zamilkł. Jego sympatia zbladła, patrząc to na niego, to na nią. Kalle doszedł jednak do siebie i odebrał to jako żart:
- Dobra, ja wiem, że lubisz pomagać, ale co za dużo, to niezdrowo! Przestań z tym! Tato, zabierz tego pijaka! – zawołał na ojca, który właśnie opuścił samochód.
- Nie! – pisnęła łamiącym się głosem – zostawcie go! To jest mój syn, czy to wam się podoba, czy nie! Ja wcale nie żartuję!
- Hanna?! – Eero Lehtinen już nic z tego nie rozumiał.
- Opowiem ci w domu… a teraz pomóż mi z nim – po jej twarzy popłynęły łzy.
    Kalle zamarł. Zaczęło do niego docierać, że matka mówi serio… To brzmiało i wyglądało, jak jakiś kiepski film. Gdyby tylko można było go wyłączyć… Enni oprzytomniała i prędko do niego ruszyła.
- Kalle… - wyciągnęła doń rękę, gdy już przy nim stanęła, ale ten, spochmurniawszy, wykrzywił się i czym prędzej zniknął w pojeździe, natychmiast go zapalając – czekaj! – zawołała zdezorientowana. Nie słuchał. Wycofał samochód i ruszył na jezdnię, w ogóle nie zwracając na nią uwagi – a ja?! – pisnęła, obserwując odjeżdżający, czerwony renault.
- My cię odwieziemy – dobiegł ją głos z drugiego auta. To była Hanna, która z pomocą męża „wtaszczyła” już Aleksego do środka. Dziewczyna przełknęła ślinę i ruszyła ku nim. Nic z tego nie rozumiała…

***

    Każdy, kto przesadzi z alkoholem, budzi się następnego dnia z potwornym kacem… Tak było i z nim. Czuł się, jak wtedy, gdy wylądował na „dołku” po bijatyce z Perttu. Oczywiście i dzisiaj nie pamiętał, jak zakończył się wieczór, więc pytanie, gdzie jest tym razem? Znowu za kratkami? Gdy powoli otworzył oczy, zobaczył nad sobą biały sufit. Może więc osadzili go w pokoju bez klamek? Albo… umarł i trafił do nieba? Wszystko tutaj wydawało się białe…  
    Uniósł się, krzywiąc do siebie, a gdy dojrzał przed sobą postać, od razu szerzej rozwarł źrenice. To była… Hanna! Ale jakim cudem? Skąd?! Przełknął nerwowo ślinę, nie tylko z powodu dręczących go mdłości, ale i rosnącego weń wstydu. Co on znowu narobił?!
- Jak się czujesz? – spytała z lekkim, acz wymuszonym uśmiechem.
- Gdzie ja…?
- W moim domu.
- Co ja tu robię?! Skąd… jak…?! – rozejrzał się nieprzytomnie po jasnym wnętrzu.
- Pamiętasz w ogóle, co robiłeś poprzedniego wieczora? – spytała, niby to z troską, niby zaciekawieniem. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową – to niedobrze… w takim razie w ogóle nie możesz pić, bo jeszcze kiedy zawędrujesz na biegun północny, albo… ożenisz się? – parsknęła drętwym śmiechem.
- Jak to się stało, że…? – powtórzył, siadając jak najdalej od niej.
- Cóż… zastałam cię pod jakąś knajpą, ledwo trzymałeś się na nogach. Znajoma cię podtrzymywała, inaczej na pewno leżałbyś na chodniku.
- Znajoma…? – bąknął z wahaniem.
- Nie, nie Tanja – na jej twarz znowu wystąpił delikatny uśmiech.
- Jasne… - mruknął, łapiąc się za głowę.
- Coś o niej mówiłeś, dlatego tak… - zmieszała się z lekka.
- O Boże… no to grób wykopany… - burknął do siebie, masując się po skroniach.
- To była Enni, dziewczyna Kalle. Znasz ją? – popatrzyła niepewnie.
- Co?! – jęknął bezradnie – więcej już nic nie mów, bo i tak mam ochotę się powiesić! – zawył, łapiąc się za głowę.
- Ale… jest coś jeszcze. Widzisz… trochę mnie poniosło i… moja rodzina już wie, co nas łączy – spuściła wzrok, nerwowo wyłamując palce. Zaskoczony odwrócił twarz w jej stronę. Z profilu widać było, że rzeczywiście ma za sobą nieprzespaną noc: wyglądała na zmęczoną, miała podkrążone oczy. Zapewne musiała wiele wyjaśniać. Z powrotem zwrócił wzrok przed siebie. Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Jedynie ciężko odetchnął, gdyż teraz na pewno kobieta zabierze go na dół i przedstawi wszystkim, każdemu z osobna. Będzie musiał patrzeć w twarz obcych sobie ludzi i, co gorsza, nazwać ich swoją rodziną, której nigdy nie miał, a teraz ma przecież szansę mieć…  
    Wcale go to jednak nie cieszyło, bo ci ludzie sprawiali wrażenie zimnych i zapatrzonych w siebie. Jedynie ona – Hanna – zdawała się nosić w sobie (pomimo wcześniejszego wrażenia) jakieś przyjemne ciepło, które to chyba sprawiło, iż pierwsza wyciągnęła do niego rękę, choć wcale nie musiała. To wręcz nie było jej obowiązkiem, wszak nie powinna była wtedy zajść w ciążę i go urodzić.
- I co oni na to? – rzucił w końcu, chcąc jakoś rozładować napiętą atmosferę.
- Są w szoku… Kalle aż do tej pory nie wyszedł z pokoju.
- Pewnie rozpacza, że ma takiego brata – parsknął kpiąco, po czym wykrzywił twarz w grymasie. Czaszkę rozsadzał niemiłosierny ból – to… zmyję się i nie będę robił kłopotu… dzięki za gościnę – dodał pośpiesznie i poderwał się z miejsca.
- Zaczekaj – kobieta chwyciła go za dłoń. Sam nie wiedział, czy ma ją porwać, czy pozostawić w uścisku. Miał przecież okazję dowiedzieć się teraz, jak to jest, gdy rodzic trzyma dziecko za rękę – co się stało? Masz jakieś kłopoty? Jak tak, to chcę wiedzieć, jakie… bardzo chciałabym pomóc – popatrzyła na niego wymownie. Odwrócił twarz i westchnął w duchu.
- Tu nie pomogą pieniądze – mruknął po chwili – a alkoholikiem nie jestem, nie musisz się martwić – dodał ponuro.
- Nie o to mi chodzi… To coś poważnego?
- Na razie, ale jak wszystko: przejdzie – wzruszył ramionami – naprawdę muszę iść… dzięki – lekko wyszarpnął dłoń i schowawszy obie do kieszeni, ruszył przed siebie – gdzie tu w ogóle jest wyjście? – zatrzymał się po paru metrach. Rzeczywiście: pokój był ogromny, a z drzwi ni śladu.
- Nie chcę być twoim wrogiem – wstała z miejsca.
- Nie traktuję cię tak.
- Nieprawda, wiem swoje. Widzę po twoim zachowaniu… matki czują takie rzeczy – uśmiechnęła się blado. Odwrócił twarz w jej stronę, malowało się na niej zaskoczenie, że w ogóle wypowiedziała owo słowo: „matka”. Gdy dotarło do niego, że wreszcie ją ma, poczuł się jakoś dziwnie nieswojo, jakby nie był już tym samym człowiekiem – przepraszam za to, co mówiłam, czy zrobiłam… ale musisz zrozumieć, że to dla mnie nowa sytuacja. Nie spodziewałam się, że w ogóle kiedyś… Jednak, mimo wszystko, czasami zastanawiałam się, co się z tobą dzieje, gdzie jesteś… nie powiem, że nie żałowałam tego, co zrobiłam, ale cóż… tak musiało być w owej chwili – kontynuowała. Spuścił wzrok i utkwił go w drewnianej podłodze. Nie mógł jej przerwać, bo i sam nie wiedział, co powiedzieć – ale… masz rację: bałam się, jaki będziesz… a jaki jesteś? Nie wiem i dlatego chciałabym się dowiedzieć – zakończyła z wymuszonym uśmiechem. Jej usta wykrzywiło wzruszenie.
- Nie bardzo rozumiem – mruknął, powoli unosząc wzrok.
- No… chciałabym tylko powiedzieć, że trzeba z tym skończyć. Nie możemy być dla siebie jak obcy ludzie, musimy się poznać i traktować, jak… rodzina. Tak przynajmniej myślę ja, nie wiem, co ty na to… - wyjąkała z wahaniem – ale bardzo bym chciała… - przerwała, przecierając twarz. Po policzkach pociekły jej łzy.  
    Odetchnął, po czym wyjął ręce z kieszeni i odwróciwszy się w jej stronę, zrobił ku niej parę kroków, po czym stanął przed nią, tępo się weń wpatrując. Nic więcej nie mógł zrobić. Jej oblicze natychmiast pojaśniało, jakby odczuła ulgę. Zrozumiał, iż odebrała jego gest, jako zgodę na jej „propozycję”. Sam nie był pewien, czy dobrze robi, ale „raz kozie śmierć”. Kobieta zrobiła krok i rozłożyła ramiona. Zaraz potem znalazł się w jej objęciach, gdyż ciężko byłoby przypisać jemu, iż to on tu „dyrygował”, bowiem, jak dotąd, nie odwzajemnił uścisku. W ogóle się tym jednak nie zraziła. Westchnąwszy z błogą ulgą, jeszcze mocniej go do siebie przytuliła, jakby bała się, że zaraz jej ucieknie, bądź chciała w ten sposób nadrobić stracony czas. Był tym tak bardzo zaskoczony, iż sam nie wiedział, czy ma na to jakoś zareagować?  
    W końcu nieśmiało wyciągnął ręce i, wahając się przez chwilę, objął ją nimi. Nie wiedział, czy coś w tej chwili czuje, wszak była to obca dla niego osoba. Musiał się dopiero oswajać z myślą, że powinien to być ktoś mu bliski. Powoli zaczęło jednak do niego docierać, że to ta, którą zawsze chciał poznać. Wiedzieć, jak wygląda, jaka jest… mimo wszystko wzruszenie zaczęło dawać o sobie znać.
    Po kilku kolejnych minutach już podążał za nią, gdy prowadziła go za sobą, ściskając za dłoń. Zeszli po schodach i znaleźli się w salonie, w którym ostatnio rozmawiał z Kalle. Przy stoliku, na sofie, siedziała dziewczyna, która go niegdyś wpuściła, i siwiejący mężczyzna o pociągłej twarzy, w której osadzone były szare oczy – Eero, mąż Hanny. Żywo o czym dyskutowali, ale gdy właściciel willi ich dojrzał, od razu zamilkli i wstali z miejsc – Aleksi, to moja rodzina: Eero, mąż – podprowadziła go ku niemu i przedstawiła. Nieznajomy wyciągnął do niego rękę. Nieśmiało ją odścisnął. Sam nie wiedział, jak ma się tu w ogóle poruszać, co robić, a czego nie – a to Tahti, moja młodsza córka – dziewczyna wyglądała na nieco wystraszoną, tak, zresztą, jak i on. Skinął nieśmiało głową, a na jego twarz wystąpił drętwy grymas, który miał imitować uśmiech.
- No… cześć… - bąknęła z wahaniem – dziwnie to trochę tak – przyznała z takim samym wyrazem twarzy. Sztuczny uśmiech sprawił jednak, że wyglądała o wiele sympatyczniej w porównaniu do ich pierwszego spotkania.
- I to jak… - podrapał się w głowę, nieśmiało się jej przyglądając. Była bardzo podobna do matki.
- Przymierzamy się do zjedzenia czegoś na śniadanie, co ty na to? – w całym tym towarzystwie jedynie Hanna wyglądała na spokojną i naturalną. Mógł ją za to podziwiać. Po reszcie było przecież widać, że są na nią źli i nieprędko wybaczą, iż zataiła przed nimi jego istnienie. Miała więc za sobą ciężką noc i kolejne „przeprawy”, a mimo to udawała stoicki spokój. I to właśnie dla niego.
- Nie, dzięki – mimo wszystko musiał jednak odmówić – nie bardzo mam ochotę na żarcie… to znaczy jedzenie! – poprawił się prędko. Nie wiedział, jak mawia się w tym domu. Szczęściem, Tahti wybuchła niekontrolowanym śmiechem, co było już jakim takim sukcesem.
- To chociaż posiedź z nami! Tahti co nieco ci o sobie powie, prawda? – zachęcała gospodyni – wiesz, że Aleksi jest prawnikiem? Prokuratorem do tego! – zwróciła się do niej.
- Tak… widziałam go w telewizji – uśmiechnęła się niepewnie. Eero ciężko westchnął i pokręcił głową. Dojrzał to i wszystko zrozumiał – to znak, że ma wyjść.
- Z miłą chęcią bym został, ale… lepiej pójdę – mruknął i zaczął się rozglądać za swoimi rzeczami.
- No co ty? Zostań jeszcze! Zastanawiam się nad zmianą kierunku studiów, także… powiedz mi, jak jest na prawie – zachęciła, ku jego zdziwieniu, młodsza siostra. Spojrzał na matkę: ta skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. Zgodził się więc.

***

    - Co ty mu w ogóle zrobiłaś? Jeny… - Enni, podczas kolejnej wizyty u przyjaciółki, kręciła z niedowierzaniem głową. Tanja siedziała na łóżku, z przyciągniętymi do siebie kolanami.
- O co pijesz? Chciało mu się pić, to się schlał, proste – mruknęła od niechcenia – nie moja wina, że nie umie się kontrolować – wzruszyła ramionami.
- Nieprawda! Uchlał się przez ciebie! Ciągle mówił o tobie, także…!
- Nic mu nie zrobiłam! – warknęła poirytowana – tylko sobie wyjaśniliśmy pewne sprawy, tyle!
- To znaczy, jakie? – zaciekawiła się, lecz rozmówczyni zamilkła zawstydzona – może ma to związek z tym, co gadał w knajpie? – parsknęła tak tajemniczo, że Tanję bardzo to zaintrygowało.
- A co niby? – rzuciła niby to obojętnie, ale w rzeczywistości chciała znać każde słowo.
- A coś tam, że jesteś jego słońcem…? A nie! Słoneczkiem to było! – zachichotała.
- Ha, ha! Śmieszne... - spuściła głowę zmieszana.
- Ale najpierw, że jesteś jędzą i czarownicą, bo go zdradziłaś. O co mu chodziło? – przewierciła ją zaintrygowanym spojrzeniem.
- Jest durny i tyle! – prychnęła oburzona – zdrada… phe! Powinien tak mówić o sobie!
- Że co? W końcu się ze sobą spiknęliście i złapałaś go z inną?! – zawołała odkrywczo.
- Nie, nic z tych rzeczy! Bredził, bo był schlany! – prędko zgasiła jej zapał, na co Enni poczuła się trochę rozczarowana. Wszak, nie ma to, jak „sensacja” w postaci romansu przyjaciół. A zdawało się przecież, że pomiędzy „kumpelą” i Aleksim właśnie takowy się kroił. A może…?
- No to w takim razie słuchaj tego! To będzie bomba! – parsknęła na nowo, na co przyjaciółka wywróciła oczami. Mimo że nie chciała rozmawiać o prokuratorze, to jednocześnie nie chciała, by Enni zmieniła temat. Chore, ale tak właśnie było: pragnęła drążyć tą sprawę i drążyć – powiedział jeszcze, że mu niedobrze, jak cię widzi i się zrzygał na podłogę! – wybuchła gromkim śmiechem i padła na łóżko, jakby takowy widok był czymś wręcz przyjemnym dla oka – a żebyś widziała minę tego barmana! A ten na to „No to ja już za to nie płacę, bo wam wszystko zwróciłem”, myślałam, że nie wyrobię! – chichotała dalej. Tanji jednak wcale do śmiechu nie było. Jego słowa odebrała jako aluzję do swojej osoby. Do oczu napłynęły jej łzy, gdyż zrobiło się jej przykro, że tak na niego „działa”. Udała, że poprawia włosy, by „kumpela” nie zauważyła jej szklanych oczu – a teraz będzie najlepsze! – w mig zerwała się z posłania – specjalnie zostawiłam na koniec! Więc… - odchrząknęła teatralnie – najpierw powiedział, że jesteś zdrajczynią, a potem… uwaga! „Ale i tak ją kocham”, tak powiedział normalnie! – rzuciła poważnie, po czym zaś zaniosła się śmiechem. Zaskoczona tymi słowy zabrała ręce z twarzy i popatrzyła na nią jakimś dziwnym wzrokiem – Tanja, płaczesz? Co jest? – zaniepokojona przyjaciółka natychmiast się uspokoiła.
- Nic… ziewałam tylko – bąknęła na odczepnego.
- Akurat! On serio to mówił z tym kochaniem? – popatrzyła na nią pytająco.
- Mnie się pytasz?! Nie ja to powiedziałam! – skryła twarz w ramionach.
- Ej no! Jestem twoją przyjaciółką! Powiedz, co się między wami stało? Coś musiało przecież zajść…
- Nic, bo co niby miało?! Dowiedziałam się, że kręcił się koło mnie, bo Tarja mu tak kazała! – wyjaśniła stłumionym głosem.
- I dobierał się do ciebie?
- Sama nie wiem!
- Jak to?! – chwyciła się za usta. „Facet, to facet”, ale „Aleks” na takiego jej nie wyglądał…
- Nie… to ja za dużo sobie pozwoliłam! Całowałam się z nim! – wyrzuciła wreszcie z siebie, choć miała to zachować dla siebie.
- Serio?! – Enni zrobiła oczy, jak spodki – i co jeszcze?
- Zwariowałaś?! – podniosła na nią czerwone od płaczu oczy – jasne, że nic! Boję się brnąć dalej, ale dla niego… do diaska, dla niego byłam gotowa próbować, ale wtedy się o tym dowiedziałam!
- A co? Naciskał na ciebie?
- Nie… no przecież ci mówię, że to wszystko było nieformalne! Nie byliśmy parą! Ale gdybym się o tym wszystkim nie dowiedziała, to może byłoby inaczej – pociągnęła nosem.
- No, ale to chyba lepiej, że dowiedziałaś się wcześniej, niż później, nie? Przynajmniej się go szybciej pozbyłaś! – pokiwała głową – ale ja cię, Tanja! Nie powiedziałabym, że się jeszcze kiedy zabujasz! – dodała zaczepnie.
- Przestań… mnie wcale nie jest do śmiechu… myślałam, że jest inny, szczery… a przynajmniej taki, jakbym chciała! – na nowo wybuchła płaczem – nie mam szczęścia do facetów! Jeden, to zboczeniec, drugi wykorzystuje, a jeszcze inni… wszyscy oni są do bani! – wściekle uderzyła pięścią w kolano.
- Nie przesadzaj… może jest niewinny i też się w tobie bujnął? W końcu tam, w knajpie…
- Wątpię, we mnie? A nawet, jeśli masz rację, to i tak wszystko nie ma sensu – mruknęła pesymistycznie.
- Czemu? Spróbuj chociaż… - przyjaciółka posłała jej pocieszający uśmiech – ej, a wiesz co? Wydarzyło się coś jeszcze! Jak żeśmy wyszli z knajpy, to przyjechała matka Kalle, ta sama, co była kiedyś w prokuraturze, i wiesz, co powiedziała? Że Aleks, to jej syn! Czaisz to? – zmieniła temat podekscytowana.
- Co...? – bąknęła niepewnie – wreszcie się przyznała?
- Wiedziałaś o tym?! I nic nie powiedziałaś?! Ej no, nawet Kalle nie wiedział! – oburzona założyła ręce na boki.
- To była jego sprawa, jak mogłam o tym trąbić na lewo i prawo?! To i tak cud, że mi zaufał i wszystko opowiedział! – burknęła znacząco.
- No to skoro tak, to może na serio mówił?
- Wszystko jedno! Już coś powiedziałam.

***

    Hanna sprawiała wrażenie osoby, która za wszelką cenę chce wepchnąć go do zupełnie obcej mu rodziny. Nawet teraz krzątała się po domu, udając, że wszystko jest w porządku. Jak gdyby zawsze tu mieszkał, ale przed laty usamodzielnił się i od tamtej pory wpadał tylko od czasu do czasu. Właśnie wyszła do kuchni, by zrobić coś do picia, a Tahti podążyła za nią. Został sam na sam z Eero Lehtinenem. Przełknął nerwowo ślinę. Mężczyzna zdawał się być surowy i niezbyt zadowolony z jego obecności… Zamilkł więc, wpatrując się w dębową podłogę, przykrytą jasnym, puszystym dywanem. Nerwowo wyłamywał przy tym palce, gdyż czuł na sobie wzrok „ojczyma”.
- No to nas zaskoczyła – dosłyszał jego głos. Zaskoczony odwrócił się w jego stronę – w ogóle nie mieliśmy o tobie pojęcia… w takim razie sporo się tu teraz zmieni.
- Nie chcę robić kłopotu… jeśli to by zależało tylko ode mnie, usunąłbym się – mruknął z wahaniem.
- Bez przesady, w końcu to twoja matka. Musisz tylko dać wszystkim trochę czasu… żeby się przyzwyczaili – mężczyzna głęboko odetchnął – tak, czy inaczej, Hanna od razu nabrała wyrazu. Widziałem, że od pewnego czasu coś ją gryzło, ale nie chciała powiedzieć, co – przyznał, mierząc go nieśmiałym spojrzeniem. Aleksi słuchał tych słów bardzo uważnie i ważył każde z nich w myślach. Czyżby więc w pewnym sensie jej na nim zależało…? – masz przybranych rodziców? – kontynuował Eero.
- Nie, nie byłem adoptowany.
- Hmm… to ciekawe – mężczyzna zmarszczył brwi – a… w szachy umiesz grać?
- No pewnie… - bąknął niepewnie.
- To chodź na partyjkę! – kiwnął na niego ramieniem. Zdziwiony ową propozycją, mimo wszystko zwlókł się z sofy i ruszył za „nieznajomym”.
- No… raczej miły jest – Tahti właśnie pomagała matce w kuchni – rzeczywiście ma w sobie coś z ciebie – pokiwała głową.
- Naprawdę? – kobieta lekko się uśmiechnęła. Mimo wszystko przyjemnie było usłyszeć coś takiego.
- Dlaczego nigdy nic o nim nie mówiłaś? – córka zmrużyła oczy – wybacz, ale chciałabym wiedzieć, że mam jeszcze jednego brata.
- A jak miałam mówić, skoro sama nie wiedziałam, czy żyje? – oburzyła się z lekka – to… dla mnie bardzo trudne… że w ogóle muszę to wszystko wyjaśniać, wracać do przeszłości… - westchnęła, odwracając się plecami do mebli, po czym wsparła się o ich blat.
- To przykre… - dziewczyna głęboko odetchnęła – ty go znalazłaś? – dopytywała dalej.
- Nie… co ciekawe, to on odszukał mnie. Cóż… gdybym wiedziała, że będzie miał takie życie, to zostawiłabym go przy sobie, albo… usunęła tą ciążę… - zakryła ręką twarz.
- Nie, no co ty! Bez przesady… to trochę…
- Kiedy sam mi to powiedział, że powinnam była się go pozbyć! – jej oczy na nowo zapełniły się łzami – zniszczyłam mu tylko życie!
- Nie płacz, mamek… - Tahti tak właśnie zwykła się do niej zwracać. Ciężko westchnęła, słysząc owe słowa. Z ust odnalezionego syna z pewnością nigdy takich nie usłyszy. Ba, kto wie, czy w ogóle powie do niej „mamo”? Świadomość tego sprawiła, że zrobiło się jej jeszcze bardziej smutno. Choć z początku miała do niego zupełnie obojętny stosunek, wręcz była na niego zła, że nagle wtrącił się do jej życia, to jednak teraz coraz bardziej zaczęło do niej docierać, iż to jej syn. A to, jak bardzo przeżywał spotkanie z nią zaczęło kruszyć jej „kamienne” serce, które przed nim „utwardziła”. Dlatego też dystans, na jaki ją trzymał, coraz głębiej ją dotykał.
    Poczuła na ramieniu dotyk – to była córka, która współczująco pogłaskała ją po ręce. Odpowiedziała wymuszonym uśmiechem i prędko przetarła oczy. Dość jak na razie płaczu.  
    Gdy wróciły do salonu, ku ich zdziwieniu „głowa rodziny” bardzo dobrze zajmowała się „gościem”: grali w szachy, rozmawiając przy tym na różne tematy. Hanna odetchnęła z ulgą. Eero najwyraźniej zrozumiał, że mimo wszystko musi spróbować zaakceptować go w rodzinie.
    W domostwie Lehtinenów Aleksi spędził jeszcze dwie godziny, aż w końcu postanowił udać się do siebie. Kalle przez ten czas nie było, wyszedł niespostrzeżenie. Matka zdawała sobie sprawę z tego, że będzie miała z nim problem. On, jako jedyny, demonstrował swoją niechęć do Aleksego, jeśli o reszcie rodziny w ogóle można było powiedzieć, że go nie akceptuje. Może to dlatego, iż był rozpieszczony? Urodził się przed Tahti, był chłopcem, więc może podświadomie postanowiła przelać na niego wszystko to, co mogłaby na pierworodnego syna? Usiłowała w ten sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia? Jednakże, jak prawie każdemu „uchuchanemu” dzieciakowi, nie wyszło mu to na dobre. Zawsze musiał mieć to, czego chciał, z nikim i z niczym się przy tym nie licząc. Zmieniał też dziewczyny, jak rękawiczki i jakoś nie było widać, żeby miał się w najbliższym czasie ustatkować, chociaż miał już 26 lat. Ale może w dzisiejszym świecie to już normalne, że najpierw „ja”, a dopiero potem dom, czy rodzina?  
    Tak, czy inaczej, jej starszy syn pożegnał się z domownikami i wyszedł. Gdy tylko Hanna zamknęła za nim drzwi, stanęła przed pełnym wyrzutów mężem.
- Powinnaś mi była powiedzieć zaraz po poznaniu! – mruknął oburzony.
- Ja… sądziłam, że skoro go oddałam, to już nie jest moim synem i nie muszę wspominać o kimś, kogo przecież nie ma… - wybąkała, spuszczając głowę.
- Przestań! Gadasz, jak ja jakaś bohaterka telenoweli! – skrzywił się z niesmakiem – kobieto, to są ważne sprawy, jak…?!
- Chciałam o tym jak najszybciej zapomnieć! Zadowolony?! – uniosła się wzburzona – od 30-stu lat mnie to zżera, a ty mi jeszcze prawisz takie kazania?! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi jest źle z tym, że go znienawidziłam! Bo tak było, rozumiesz?! Nienawidziłam własnego dziecka, więc musiałam się go pozbyć! – wykrzyczała, drżącą ręką drapiąc się w czoło. Z nerwów sama nie wiedziała, jak ma się zachować.  
    Mężczyzna westchnął, pokręcił głową i podszedł bliżej.
- Wydaje się w porządku… nie mam nic przeciwko niemu, bo w końcu i tak nie mam prawa… to twój syn – objął żonę ramieniem.
- Nie, jeśli mamy być rodziną, to i twój – popatrzyła na niego wymownie – on nie ma ojca, Eero. Nigdy nie miał, musisz go zastąpić – w odpowiedzi pogłaskał żonę po plecach i lekko się uśmiechnął. Nie potrafił odpowiadać na tak trudne prośby. W tym momencie drzwi od domu się otworzyły, do środka wszedł Kalle – gdzieś ty tyle był?! – zawołała oburzona.
- Jest tu jeszcze? – mruknął, rozglądając się dookoła.
- Jeśli chodzi ci o twojego brata, to nie – odparł ojciec.
- Nie… mam tylko siorę – wzruszył ramionami – dobra, to fajnie, że się zmył, ale ja też wychodzę! – mruknął i czym prędzej przemknął do swojego pokoju, zostawiając rodziców samym sobie.
- On będzie sprawiał kłopoty! – kobieta pokiwała głową – dziękuję – zwróciła się do małżonka.
- Za co? – zdziwił się.
- Że uświadomiłeś mu, że ma brata.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6542 słów i 36518 znaków.

3 komentarze

 
  • jaaa

    <3

    26 paź 2016

  • ~~

    Dodasz jeszcze coś dzisiaj?  ????????

    26 paź 2016

  • nutty25

    @~~ nie wiem, na razie jeszcze nie poprawiłam dalej ;)

    26 paź 2016

  • Beno1

    :bravo:  jak zwykle świetnie !!!!!!!!!!

    26 paź 2016